sobota, 12 września 2015

Rozdział 15




Następnego ranka Jessica obudziła się tuż przed godziną szóstą trzydzieści. Wraz z kończącym się snem dotarło do niej gdzie się znajduje. Jasne ściany należały do pokoju Justina, a jego właściciel spał obok niej. Miłym zaskoczeniem dla dziewczyny było to, że nie przygniatał jej jak ostatnio, gdy spał z nią. Choć musiała przyznać, że było to całkiem przyjemne uczucie.
Jessica delikatnie wyswobodziła się z kołdry i wyszła z łóżka tak, aby nie obudzić Justina. Cieszyła się, że udało jej się otworzyć oczy tak wcześnie, dzięki czemu mogła uniknąć nieplanowanego spotkania z rodzicami, co było równe z problemami, jakie miała by ona i jej brat. Mogła się domyśleć, że na chłopaka spadłaby większa odpowiedzialność za to, co zobaczyli, a wszystko przez to, że w rodzice zupełnie nie rozumieli tego zagubionego młodzieńca.
Dwie minuty później, Jess niczym zwinna mysz pokonała korytarz, i była w swoim pokoju, gdzie wzięła prysznic, a oprócz tego zostało jej dużo czasu, by spokojnie przygotować się na kolejny dzień zajęć.
Kiedy wyczuła zapach naleśników, dobiegający z dołu, chwyciła plecak i udała się w stronę kuchni. Było już koło ósmej, a w pomieszczeniu znajdowali się tylko rodzice, bez Justina.
-Dzień Dobry ! - przywitała się wesoło, stawiając plecak obok nogi stołu, a krzesło wysunęła, by swobodnie usiąść.
-Witaj. - odpowiedział Jeremy, odkładając dzisiejszą gazetę na bok.
Jess wyciągnęła widelec, który bardzo ładnie zapakowany był w białą chusteczkę (Ana była perfekcjonistką), a chwilę potem talerz został postawiony obok niej. Naleśniki wyglądały tak smacznie, że ślinianki dziewczyny potroiły swoją pracę.
-Smacznego, skarbie. - pożyczyła uśmiechnięta Ana, całując brunetkę w czubek głowy.
Oczy Jessici lekko zaszkliły się ze wzruszenia, ale szybko to ukryła, zabierając się do jedzenia.
Będąc w domu dziecka właśnie tak pragnęła, aby wyglądała jej rodzina. Każdego dnia myślała, co by robili, w co by grali, jak spędzaliby razem wolny czas, ale szybko zdała sobie sprawę, że to nie ma sensu. Miała wtedy tylko 10 lat i to ją usprawiedliwiało.
Dopiero później, gdy już traciła nadzieję, pojawili się państwo Bieber i utwierdzili, że trzeba marzyć, bo nasze marzenia się spełniają.
-Jak idzie w szkole ? -zagadnął Jeremy, zmuszając Jess, aby przestała rozpamiętywać przeszłość. Teraz jedynie brakowało jej obecności Justina przy stole.
-Całkiem dobrze. - odparła uprzejmie, przeżuwając kawałek pysznego naleśnika, którego wcześniej posmarowała dżemem jeżynowym. - Radzę sobie z matematyką, której kiedyś nie rozumiałam, ale mogliby zmienić nam nauczyciela od historii. Profesor Lambert strasznie nudno prowadzi lekcję, a do tego wygłasza swoje teorie.
-Postaram się poruszyć tę kwestię na wywiadówce.- Jeremy uśmiechnął się ciepło i również zabrał do konsumowania śniadania.
Chwilę później, gdy na talerzu Jess ubyła już połowa, w korytarzu rozległ się huk. Dziewczyna podskoczyła lekko na krześle na ten niespodziewany dźwięk i odwróciła się w tamtą stronę.
-To Justin. - oznajmiła Ana, podchodząc do krzesła Jessci, na którego oparciu ułożyła swoje dłonie. - Od kiedy pamiętam zrzuca plecak ze schodów.
Brunetka była nieco zdziwiona, gdyż, odkąd tu jest, nie spotkała się z tym gestem ze strony Justina.
-Dziś jest wyjątkowo cięższy. - zaśmiała się dodatkowo kobieta, w myślach równocześnie chwaląc postęp syna, który najprawdopodobniej spakował dziś kilka książek a nie jeden uniwersalny zeszyt i czarny długopis.
-Jessica ! Jedziemy ! - krzyknął z korytarza.
-Już idę ! - odpowiedziała mu, odsuwając od siebie talerz, na którym pozostało jedzenie.
-Dlaczego nie pozwolisz jej dokończyć, Justin ? - spytał Jeremy z wyraźnym wyrzutem.
-Jest okej. - Jess zareagowała niemalże od razu, uśmiechając się do ojca, który złagodniał. Wstała z krzesła, chwytając plecak, i udała się do drzwi, życząc rodzicom miłego dnia.
Godzinę później rodzeństwo było już w szkole, przechadzając się po korytarzu. Justin podążał długim krokiem, a małe nóżki Jess nie nadążały za jego tempem. Nie mówił nic i chyba dlatego nawet się tym nie przejmować, stwierdzając, że prawdopodobnie nie chciał, aby szła koło niego.
Pierwsze z tłumu ujrzała czuprynę Jai'a, a dopiero podchodząc bliżej, zauważyła, że obok szafek stała cała grupka. Przywitała się ze wszystkimi, ale nie zdążyła zamienić wielu zdań, gdyż Amanda poinformowała dziewczynę, iż razem z nią Luke'm i Jai'em mają przenieść książki i instrumenty z pokoju muzycznego. Luke ochoczo udał się za Amandą, a Jai miał ochotę się kłócić, ale szybko zrezygnował, wiedząc, że Jessica zostanie sama ze wszystkim, kiedy Luke ponownie będzie się starał o względy Amandy. Sam nie rozumiał, co wzięło tak jego brata.
Justin natomiast został z Nash'em i Jack'iem. Chłopcy wesoło rozmawiali, co jakiś czas gestykulując. Czuli się swobodnie w swoim towarzystwie, a młode pierwszaki przechodziły obok, patrząc z zazdrością.
Wszystko szło dobrze, a temat motoryzacji nadal się rozwijał, dopóki ma horyzoncie nie pojawiła się Selena, zmierzająca w ich kierunku.
Gomez kołysała biodrami oraz seksownie poprawiała włosy, idąc w stronę Biebera. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, jak niegdyś działała na chłopka i zapewne wyrażała nadzieję na to, iż wciąż ma nad nim kontrolę. Nie było tak. Justin był już ponad nią. Nie obchodziła go, dlatego poczuł irytację, kiedy zobaczył ją stojącą na przeciwko niego.
 - Czego chcesz? - Warknął, nawet nie patrząc na byłą dziewczynę. - Myślałem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Nie myśl, że będziesz ze mną pogrywał Bieber. Wiem, jak na Ciebie działam. - Mruknęła, chwytając chłopaka za nadgarstek. - Wiem, że mnie kochasz, cholera, jesteś we mnie zakochany.
- Przestań. - Prychnął, uśmiechając się kpiąco. - Nic dla mnie nie znaczysz, wybacz.
-Nash, Jack, możecie nas zostawić samych ? - spytał Justin, nawet nie patrząc na swoich przyjaciół, gdyż lodowatym spojrzeniem kierowanym w stronę brunetki, chciał ostudzić jej zapały. -Jasne, stary. - Jack złapał za ramię Nash'a, który był wkurzony na Selenę, odkąd tylko przerwała ich rozmowę. I nawet teraz nie chciał jej popuścić. Od początku ich związku wiedział, że ona jest pustą idiotką i kompletnie nie zasługuje na Justina.
Kiedy chłopcy oddalili się na pewną odległość, Justin zrobił coś co zaskoczyło również Selenę, a z jej ust wypłynął cichy pisk. Przez pięć sekund żałował, że prawdopodobnie poczuła ból na ramionach, kiedy zacisnął na nich dłonie, dociskając całą jej chudą sylwetkę do szafek.
-Posłuchaj mnie uważnie, Selena. Już mnie nie obchodzisz, tylko mnie wykorzystywałaś, aby mieć tą swoją sławę, ale mam tego dość, rozumiesz?! - wysyczał brunet, okalając jej twarz swoim miętowym oddechem.
-Kochasz mnie, Justin. - powtórzyła pewnie. -Byliśmy naprawdę szczęśliwi.
-Skończ pieprzyć.  - jedna ręka wściekłego Biebera uderzyła w jedną z szafek za plecami Seleny, a ona lekko podskoczyła na skutek tego niespodziewanego gestu chłopaka. -Jesteś kłamliwą suką.
Oczy niektórych uczniów liceum zwróciły się na parę, a Gomez widząc ich reakcję uśmiechnęła się słodko i równocześnie z wymuszeniem, dając im do zrozumienia, by w końcu zajęli się swoimi sprawami.
-Nie nazywaj mnie tak. - ostrzegła, mówiąc przez zaciśnięte zęby. Przestała się uśmiechać, powracając wzrokiem do twarzy Justina. Uniosła wyżej podbródek, tak, że ich usta były naprzeciwko siebie i używając całą swoją siłę, zrzuciła jego dłonie ze swoich ramion. -Jeżeli nie wrócisz do mnie jeszcze w tym tygodniu, Jessica gorzko tego pożałuje. - oznajmiła, utrzymując poważny ton. I tu go miała.
Justin, choćby nie wiadomo co się działo, nie pozwolił, by jego siostrze stała się krzywda. Znał Selenę i wiedział, że jest zdolna do najgorszych rzeczy, jakie niektórym nawet się nie śniły.
Dziewczyna stanęła na palcach, przybliżając swoje usta do ucha chłopaka.
-Czekam, kochanie. - wyszeptała namiętnym tonem i szybko cmoknęła go w policzek, zanim odeszła.
Justin pochylił się do przodu, a jego czoło dotknęło zimnej szafki. Oddychał głęboko, a jego nozdrza powiększały się do największego rozmiaru przez złość, którą czuł.
W tym samym czasie Jessica, Jai, Luke i Amanda, po skończonej pracy, wyszli z sali.
Dziewczyna o brązowych włosach i niskim wzroście, od razu zobaczyła Justina i również od razu wiedziała, że był cholernie wkurzony. Zrobiło jej się smutno i za wszelką cenę chciałaby zabrać od Justina to cierpienie po zakończonym związku z Seleną i właśnie w chwili, gdy miała podejść do niego i pocieszyć, za rękę złapał ją Nash i nie pozwolił na jakikolwiek ruch. Jessica zaczęła lekko kręcić głową w proteście, ale Nash uciszył ją twardym wzrokiem, mając bowiem na celu ich dobro. Ich obojga.
-Wrócimy po niego później. - obiecał, kładąc rękę na ramionach dziewczyny. Jessica ostatni raz tylko popatrzyła na Justina, który również spojrzał na nią i jedyne, co zrozumiała to to, że ma iść, chociaż naprawdę chciał, żeby została z nim.

***
Justin, jak można się było spodziewać, nie poszedł na kolejną lekcję. Emocje wewnątrz niego rozsadziłyby go, gdyby uczestniczył w lekcji.
Chłopak właśnie kończył palenie trzeciego już papierosa, kiedy dosiadł się do niego Jack, którego wyrzuciła pani Hemmings z prowadzonej przez nią lekcji biologii. Justin nawet nie zdziwił się, widząc przyjaciela, kiedy do dzwonka zostało jeszcze dziesięć minut, bo właśnie Jack był uczniem sprawiający największe problemy.
-Przeszło Ci już wkurwienie ? - zapytał z szerokim uśmiechem Jack. Bywało tak, że  Gilinsky często krytykował w myślach zachowanie Biebera. Uważał otóż, że w dziewczynach nie należy się zakochiwać, bo były tylko zimnymi sukami. I tym razem wyszło na jego, bo Gomez taką się okazała.
-Nie nabijaj się ze mnie, stary. - burknął, wypuszczając ostatni obłoczek dymu. Końcówkę papierosa wyrzucił gdzieś na trawę nawet nie patrząc.
-Ale za to mam coś, co Ci pomoże. - oznajmił, ucieszony, wyjmując z kieszeni swojego I Phone'a. Szybko wystukał wiadomość na ekranie telefonu i wysłał ją wraz z dźwiękiem dzwonka.
-Naprawdę nie mam ochoty na dragi, Jack. - Justin westchnął, myśląc, że jedyne co chce teraz robić to położyć się obok Jessici i słuchać bicia jej serca, które go uspokajało. Ona była dla niego terapią antystresową.
-To nie są narkotyki, Bieber. - sprostował.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując sylwetki Jai'a, Luke'a, Nash'a i jescze bardziej zdezorientowanej niż chłopcy, Jessici, którą zaciągnęli tu bracia Brooks.
Justin podniósł się ociężale ze schodka, a kiedy zobaczył Jessicę, jego ciało całe zesztywniało.
-Skoro jesteśmy w komplecie, to możemy ruszać ! - wykrzyknął donośnie Jack, a w jego głosie dało się wyczuć podniecenie, czymś co zaplanował dla całej paczki.
-Dlaczego nie jesteś na lekcjach, do cholery !? - krzyknął Justin, a Jess skuliła się, chowając za plecami Nash'a.
-Odpuść, stary. Nie możesz jej kontrolować, skoro nawet jej nie lubisz. - wtrącił się Jai, a mina Justina wykrzywiła się w grymasie, a Jessicę zapiekły oczy. Nash szybko wyczuł zmieszanie dziewczyny schowanej za jego ciałem, dlatego uścisną jej rękę.
Młody Bieber przez dosłownie krótką chwilę, miał wrażenie, że może się przesłyszał, ale prawda uderzyła w niego ze zdwojoną siłą. Prawie cała paczka myślała, że on jej nienawidzi, kiedy naprawdę czuje się całkiem odwrotnie i jest zupełnie zmieszany przez to uczucie.
-Możemy już, po prostu, tam pójść ? - jęknął, odwracając się na pięcie i idąc zaraz za Jack'iem. To wszystko zbierało się w nim i miał wrażenie, że któregoś dnia najzwyczajniej zostanie wysadzony w powietrze przez to co czuje.
Wszyscy zebrani przed szkołą ruszyli w stronę, w którą prowadził ich Jack. Cała paczka, oprócz siostry Justina, w najdalszych zakamarkach umysłu, zaczęła domyślać się, gdzie prawdopodobnie zmierzali, lecz Gilinsky nie zdradził nic, co planował.
Jessica szła powoli, na samym tyle grupy, otulając się szczelniej kremową kurtką. Mijane otoczenie zupełnie nie przypadło jej do gustu. Niewielki lasek nie zachęcał do jego zwiedzania, a zapach zdecydowanie odtrącał. Jess nie chciała narzekać, ale również nie podobało jej się, że tu jest.
Kiedy myślała, że ponure drzewa to nic gorszego, co może ją spotkać, zobaczyła stary, lekko podupadły budynek z czerwonych cegieł. Gdzie niegdzie okna były wybite przez tutejszych wandali, a w innych miejscach postanowili zostawić chociaż połowę szyby. Lekko przechylona konstrukcja również nie zachęcała do spędzania tu czasu, ani wulgarne grafitii, które ledwie mieściły się na ścianach.
Tuż przed wejściem do środka, czekały na dziewczynę dwa schodki, które chłopcy przeskoczyli, a ona kulturalnie weszła, uważnie po nich stąpając. Miała wrażenie, że za chwilę ten budynek runie, a on zostaną uwięzieni pod kilogramami czerwonej cegły na wieki.
W środku nie było lepiej niż na dworze. Wszędzie był żwirek, który kuł w s stopy nawet przez podeszwy butów, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny.
Rozglądając się dookoła, Jess odkryła, że prawdopodobnie naruszają tu prywatność bezdomnych, którzy tu nocują, gdyż jej wzrok uchwycił kilka śpiworów, zanim Jai pociągnął ją do przodu.
Musiała niemalże ze nim biec i cieszyła się, kiedy jej męczarnie skończyły się wraz z wejściem do chyba największego pomieszczenia w tym budynku. Na środku stał Jack i Jake, na którego widok, Jess nieco pobladła, ale nie pozwoliła sobie, by strach zawładnął jej umysłem. W końcu nie była tutaj sama.
Jai, Luke i Nash utworzyli półkole naprzeciwko dwóch chłopaków, a tylko Justin usiadł na starym krześle w rogu. Jess ścisnęło w gardle na widok go takiego smutnego. Jego postawa nie wyrażała nic oprócz niechęci do świata, a zaciśnięte w cieką linię usta, od razu ostrzegały, że nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Wiedziała, że dla niej zrobiłby wyjątek, gdyby nalegała, by przestał dusić to w swoim środku. Naprawdę chciała mu pomóc, ale przez przyjaciół brata i wlepiającego w nią wzrok Jake'a, było to niemożliwe.
-Do rzeczy, Jack. - pośpieszył Luke, powstrzymując się od wywrócenia oczami, kiedy Gilinsky szczerzył zęby do Jake'a, który wyciągnął coś z kieszeni i podał temu drugiemu.
-Otóż panowie, trzeba się wyluzować !
- Stary, ciagnales nas tutaj tylko po to, aby zapalić jointa? Mogliśmy to zrobić dosłownie wszędzie i nie było potrzeby przyjścia do tej rudery. - Zaczął narzekać Nash, któremu równie nie podobało się w starym, opuszczonym domku. Jai dyskretnie pomasował jego plecy prosząc, aby ten w się uspokoił. Jessica obserwowała każdy ruch znajomych, z którymi była. Mimo wszystko nie potrafiła im do końca zaufać i to sprawiało, że zachowywała się niczym wilk. Nieufny obserwator.
- Jack nie chce ryzykować. Ma na pieńku z tutejszą policją. - Wyjaśnił przyjaciel Gilinskiego, patrząc z kpiną na najmłodszego chłopaka.
-Zresztą. - Nash machnął ręką na wszystkich. -Róbcie, jak chcecie. - dodał z niechęcią i opuścił budynek. Jessica poczuła się kompletnie samotna, a na twarzy Jai'a ukazał się grymas. Dziewczyna podejrzewała, że chłopak rozbity był pomiędzy dołączeniem do Nash'a a paleniem marihuany, i tym razem się nie myliła, a Jai został w budynku tylko dlatego, aby nie wzbudzać podejrzeń.
Jack podał każdemu z chłopaków jointa, a następnie cała trójka zasiadła pod ścianą, gdzie Justin od dobrych kilka minut okupywał krzesło. Jessica przyglądała się uważnie chłopakom, gdy zapalali papierosa, a następnie brali pierwszy wdech dymu. Kiedy dotarł do jej nozdrzy, odwróciła się na pięcie i podążyła śladem Nash'a. Rozczarowała się, gdy wychodząc na świeże powietrze, nie spotkała chłopaka, który byłby najlepszym towarzyszem w tym momencie.
Westchnęła ciężko, siadając na schodku. Podparła dłonie o kolana, a na nich głowę, zupełnie nie przejmując się małymi odłamkami cegieł, kłujących w pośladki. Jedynym jej marzeniem było wrócenie do domu.  Była wściekła sama na siebie za to, że pozwoliła wyciągnąć się do tej rudery
Niespodziewanie zza winkla wysunęła się sylwetka Jake'a.  Na jego twarzy pojawił się dziwny, zawadiacki uśmiech, kiedy jego oczy spotkały się z Jessicą. Dziewczyna odruchowo spuściła swój wzrok, ewidentnie nie mając ochoty na obecność przyjaciela Jacka, przy niej.
-Co tu robisz, sama ? - spytał, a Jess przeszły ciarki, kiedy dodał ostatnie słowa.
-Nie zamierzam wdychać tego smrodu. - brunetka zmarszczyła odruchowo czoło.
- Oj, to nie jest takie złe. Jak spróbujesz, będzie Ci się podobało. - Uśmiech nie schodził z jego twarzy, mimo że Jessica patrzyła na niego niemalże z pogardą.
- Nie mam zamiaru tego próbować.  - Warknęła, wstając z niewygodnego podłoża.  - Pójdę poszukać Nasha.
- Poczekaj, - pociągnął ją za rękaw sweterka, który miała na sobie. Dziewczyna zaklęła w duchu, ponieważ ten kretyn rozciągał jej nowy sweter!  - Nie chciałabyś pójść do mojego samochodu? Możemy porobić tam znacznie ciekawsze rzeczy niż rozmawianie z Grierem. - Zaczął poruszać brwiami, w sposób bezczelny dla Jessici. Ale cóż ona mogła zrobić? Patrzyła na chłopaka ze zmarszczonym czołem, a następnie wyrwała rękę z jego uścisku.
            - Wybacz, ale musisz znaleźć kogoś innego, ponieważ ja nie mam ochoty na spędzenie ani jednej minuty sam na sam, właśnie z Tobą.
Oburzona zachowaniem chłopaka obróciła się, uderzając go swoimi włosami w twarz i ruszyła w nieznanym jej kierunku, aby tylko być z dala od Jake'a. Nie bała się wtedy nawet tego, że może zabłądzić, bo wszystko byłoby lepsze niż przebywanie z nim.
W końcu zaczęła nawet obwiać Justina, który popalał trawkę, zostawiając ją samą, jak również zrobił to Nash.
Jake jednak nie zamierzał dać odejść wystraszonej dziewczynie. Kiedy zniknęła za budynkiem, pobiegł za nią iż łapał mocno za ramię popychając brunetkę na ceglaną ścianę.
-Zostaw mnie ! Ile razy mam powtarzać ?! - Jessica była zła mimo tego, że okropnie się bała. Jeszcze kilka minut w jego towarzystwie, a zaczęłaby trząść się niczym galareta.
- Przykro mi, kochanie. -Jake podszedł do niej i zaburzył jej indywidualną strefę, w której czuła się bezpiecznie. -Jesteś taka słodka, że aż szkoda, żebyś mi uciekła. - powiedział z szerokim uśmiechem, zakładając kosmyk włosów Jess za ucho.
Dziewczyna, mimo strachu, który opanował jej umysł, nie zamierzała dać się wykorzystać i z impetem nadepnęła chłopakowi na stopę. Z jego ust wydostał się okrzyk bólu, a wraz z nim grymas niezadowolenia pojawił sie na jego twarzy. Dziewczyna spojrzała na niego pełnym nienawiści wzrokiem.
- Nie zadzieraj ze mną, ponieważ nie mam nic do stracenia, a wiesz do czego zdolni są ludzie, którzy nie mają nic? -  Słowa, które powiedziała, nie były do końca prawdą. Tak naprawdę, nie była w stanie zrobić niczego, bez pomocy Justina czy jego rodziców. Była bezbronna, ale nawet tacy ludzie musieli się czymś bronić, dlatego stwierdziła, że musi udawać twardą i silną.
            - Nie myśl, że możesz mnie wystraszyć. - Wycharczał przez zaciśnięte zęby.
 - Zgwałć mnie, a mój brat Cię zabije. Zabij mnie, a mój ojciec wsadzi Cię do pierdla o zaostrzonym rygorze do końca życia, chyba że wcześniej Justin pozbawi Cię życia. Nie obchodzi mnie to, ale radzę zastanowić sie Tobie, ile tracisz.  - Potok słów opuścił jej narząd mowy. Nigdy wcześniej nie przypuszczała, że była w stanie się komuś postawić i pokonać strach, który wcześniej ją paraliżował. Czy towarzystwo ludzi, którzy nie zawsze grali fair dawało jej poczucie pewności?
-Tylko spróbuj, a ...
- A co ? - za plecami obojga nastolatków rozległ się głęboki, z lekko seksowną chrypką, głos Justina, który słyszał wszystko przez okno przy którym siedział, lecz dopiero teraz zdobył się na odwagę, by wyjść na zewnątrz.
Zaskoczona Jessica spojrzała na Justina z wyrazem ulgi wymalowanym na twarzy
- Dlaczego wyszłaś bez słowa? - Justin zapytał, patrząc prosto na Jake'a mimo, że jego pytanie kierował do Jess.
            - Nie chciałam wdychać tamtych oparów. - Odpowiedziała spokojnie, nie chcąc irytować brata.
- Powinnaś mi powiedzieć, ktoś mógłby zrobić Ci krzywdę. - Westchnął młody Bieber, obejmując siostrę. - Ludziom, którzy kładą ręce na mojej siostrze odcinam jądra przy samych stopach. Bądź ostrożny Jake i oglądaj się za siebie.
Po tych słowach Justin wyprowadził Jessicę z lasku, a gdy byli poza zasięgiem wzroku Jake'a złapał ją za rękę, ciągnąc ją za sobą. Brunet stawiał długie i stanowcze kroki, a Jess, jak zwykle nie dawała rady za nim zdążyć. Lecz dzisiaj zamiast truchtu musiała biec.
-Puść, Justin. To boli. - poskarżyła się, kiedy do samochodu zostało im tylko trzy metry. Chłopak posłuchał jej prośby i rozluźnił ucisk. Ręka Jessici znów znalazła się przy jej boku, a Justin przy samochodzie.
Nikt nie musiał oznajmiać dziewczynie, że Justin był zły. Ona czuła tą złość.
-Przestań się ciągle pakować w kłopoty. - warknął, próbując powstrzymać krzyk. Jednym przyciskiem odblokował samochód, obrzucając wściekłym wzrokiem przechodzących uczniów, którzy właśnie skończyli lekcje.
-A Ty przestań się ciągle na mnie wkurzać ! -odpyskowała, siadając posłusznie do samochodu, kiedy Justin bacznie ją obserwował.
-Gdyby nie ja ten gnój mógłby Ci coś zrobić. - odparował chłopak, zajmując miejsce kierowcy. Zapiął pas i odwrócił się do mówiącej, wyższym tonem głosu, dziewczyny.
-Poradziłam sobie, Justin ! Sam słyszałeś.
-Nie znasz, Jake'a.
-Ty też.
-Ale wiem, że koledzy Jack'a są tacy sami, jak on.
-Skończ w końcu udawać wszechwiedzącego. Jesteś wtedy okropnie nieznośny, Justin ! I nie jesteś Bogiem, żeby wiedzieć, co stałoby się, gdyby ...
-Zamknij się, kurwa, chociaż raz ! - ryk wydostał się z gardła Justina, a Jess przesunęła się na fotelu, by być bliżej drzwi. Jej usta oraz ręce zaczęły się niekontrolowanie trząść, a na kręgosłupie poczuła ciarki, kiedy zobaczyła jego oczy. Tak czarne i odległe, bezgraniczne. I to sprawiało, że bała się własnego brata jeszcze bardziej. -Czego Ty nie potrafisz, do cholery, zrozumieć ?! Że próbuję Cię chronić ?! Żyję odrobinę dłużej i znam ludzi, Jessica. Każdy z nich jest zimnym chujem, a Ty im wszystkim wierzysz. - głos Justina złagodniał, a oczy dziewczyny zaszkliły się. - Jake bez skrupułów zgwałciłby Cie i zostawił, a ja sam nie wiem, czy znalazłbym Cię w dobrym momencie. Nie obchodziłoby go, co się z Tobą stało. Schowałby kutasa i uciekł. -Jessica zachłysnęła się powietrzem, również przez powstrzymywany płacz, kiedy do jej wyobraźni doszły obrazy opisywanych przez Justina, czynności. - I kurwa, naprawdę się o ciebie troszczę, choć nie powinienem. I kurwa to wcale nie jest łatwe, do cholery ! - krzyknął zduszonym głosem, uderzając pięścią w kierownicę.
Dziewczyna podskoczyła minimalnie ze strachu po tym geście, a kilka kropel słonych łez spadło na jej sweterek.Ścisnęła pas w dłoniach, kiedy Justin ruszył gwałtownie, z piskiem opon wyjeżdżając z parkingu.
Jessica płakała całą drogę, bo czuła się winna. Winna, bo Justin starał się o nią dbać, a ona ciągle paprała to, co razem zbudowali. Ale i to działało w obie strony. Justin czuł się winny, bo to on krzyczał na nią, choć wcale to nie było potrzebne. Podświadomie wiedział, że Jake nie może być aż tak straszy, ale wydanie o nim takiej opinii było równoznaczne z tym, że brunetka trzymać się będzie bliżej niego i nie będzie zwracała uwagi na chłopaka.
Kiedy zajechali pod dom, brunetka była cala roztrzęsiona z nadmiaru emocji; Jake, krzyczący Justin i o wiele za duża prędkość, z którą prowadził samochód, była powalająca. Łzy zamazywały jej obraz przed nią, że nie była w stanie nawet wydostać się z pasa, który dbał o jej bezpieczeństwo.
W tamtym momencie sumienie młodego Biebera zaczęło dawać o sobie znać, bo to on doprowadził Jessi do takiego stanu i jak później zdał sobie sprawę - zupełnie bez powodu. Mógł przecież spotkać się osobiście z Jake'iem i dać mu dosadnie do zrozumienia, że nie ma czego szukać u takiego aniołka, jakim była Jessica. Tym bardziej, że tak jak domyślał się Bieber, młoda była jeszcze dziewicą.
Justin jako pierwszy wyszedł z samochodu, okrążył go w szybkim tempie, docierając do drzwi od strony pasażera, które otworzył. Jessica chlipnęła cicho i bardziej skuliła się, chcąc utworzyć wokół siebie barierę obronną.
-Ciii, ptaszyno. Nic Ci nie zrobię. - wyszeptał uspokajająco, wkładając jedną swoją dłoń pod jej kolana, zaś drugą delikatnie układając między łopatkami. Bez trudu podniósł jej drobne ciałko, zamykając drzwi nogą i niosąc ją do domu.
Będąc już w środku, ułożył Jess na kanapie, przykrył puchowym kocem i usiadł obok niej. Jessica powoli powracała do siebie, a strach uciekał z niej, jak powietrze z przebitego balona. Czuła się już bezpiecznie, kiedy chłodna palce Justina zabierały kosmyki włosów z jej twarzy. Jednak jego twarz nadal była napięta, a rysy mocno uwydatnione.
-Cz- czy mogę Cię przytulić ? - spytała nieśmiało. Dzisiaj to Justin był dla niej pomocą, dłonią, która złapie ten pusty balon, by nie upadł na ziemię.
-Jasne, Jessi. - odpowiedział napiętym głosem i pozwolił, by ta mała kruszynka przytuliła twarz do jego torsu, a chude rączki owinęła wokół jego talii. Uczucie jej ciała tak blisko jego, było oszałamiające i od razu przestał mieć wątpliwości, czy dobrze postąpił, pozwalając zbliżyć się dziewczynie. Cieszył się jednak z tego, że rodziców nie było w domu, bo taki gest mogliby odebrać jednoznacznie.
Młody Bieber nie odważył się objąć ramionami brunetki. Po prostu siedział nieruchomo i użyczał swojego ciała, by Jessica uspokoiła się.
Kiedy czuł się coraz bardziej rozluźniony, a przyjemność była co najmniej, taka, gdy dziewczyna pieści go ręką , postanowił to przerwać.
-Jess. - złapał brunetkę za ramiona i delikatnie od siebie odciągnął. Dziewczyna posmutniała, czując uczucie chłodu, oddalając się od gorącego ciała brata i bijącego serca, którego rytm relaksował ją i myślała tylko o tym, by usnąć w jego szerokich ramionach. -Zrobię Ci kakao, okej ?
Jessica pokiwała tylko głową i oddaliła się od Justina, dotykając plecami oparcia kanapy. Szczelnie okryła się kocem, by choć trochę zastąpił jej ciała bruneta i sięgnęła po pilot.
Justin szybko wstał i popędził do kuchni, lekko spocony, zastanawiając się, co on właściwie wyprawia.
Kiedy kakao było gotowe, brunet powrócił do salonu z różowym kubkiem, zauważając, że dziewczyna ogląda powtórki przyjaciół. Podał jej napój, za który grzecznie podziękowała i usiadł koło niej, ale dając im obojgu własną przestrzeń.
Między nimi zaczęła panować dziwnie komfortowa cisza. Justinowi było dobrze, lecz w głębi siebie tęsknił za dłońmi dziewczyny na swoim torsie. Wiedział, że było to co najmniej niepoprawne, ale czym była etyka w porównaniu z pożądaniem? Niczym. Bynajmniej w rozumowaniu Biebera. Z rozmyśleń młodego człowieka, wyrwał go cichy chichot opuszczający usta jego towarzyszki. Oczy dziewczyny utkwione były na ekranie telewizora, a oddech równomiernie unosił jej klatkę piersiową. Wyglądała na spokojną i szczęśliwą. Justin to lubił. Lubił ją taką, jak teraz. I siebie też. Nie myślał o tym, co go trapiło. Było po prostu przyjemnie. Tylko oni, telewizor i ciepło koca. Czy tak wyobrażał sobie raj? Powiedzmy, że tak.
- Jess? - Blondyn mruknął, czując potrzebę nawiązania konwersacji. - Miałaś kiedyś chłopaka? - Jessica leniwie zwróciła głowę ku nie mu, a na niej ustach zabłąkał niezręczny uśmiech.
- Nie. - Westchnęła i szybko odwróciła wzrok, nie chcą pokazać bratu swojego zawstydzenia.
Justin uśmiechnął się delikatnie, patrząc w ekran telewizora. Kątem oka zauważył, jak Jessica niezręcznie kręci się na kanapie i próbuje jeszcze bardziej naciągnąć koc na swoje chude ciało.
Wiedział doskonale, że była skrępowana, choć jej policzki nie przybrały jeszcze koloru adekwatnego do tej sytuacji, i mimo to postanowił zadać kolejne pytanie, z trudem powstrzymując śmiech.
-A zrobiłabyś loda swojemu chłopakowi, gdyby Cie o to poprosił ?
Dziewczyna oniemiała i z wielkimi oczami spojrzała, na Justina, który już śmiał się głośno, trzymając za brzuch. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, ale szybko odrzuciła od siebie zdenerwowanie i onieśmielenie tym pytaniem i zaczęła kopać Justina, który ani na chwilę nie przestawał się śmiać. I to udzieliło się również dziewczynie, która chichocząc cicho dołączyła ręce, a sekundę później brunet leżał na podłodze, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Debil. - podsumowała z radością, przełączając kanał, próbując ignorować chłopaka.
Justin czuł lekki niedosyt. Miał nadzieję, że to on wygra, a dziewczyna spali buraka. Mylił się. Jessica była pod wrażeniem nawet samej siebie, że staje się tak otwarta i potrafi zapanować nad swoją nieśmiałością.
Kiedy jednak cudowny głos, śmiejącego się i beztrosko wyglądającego Justina, nadal brzmiał w całym domu i ona zaczęła się zanosić śmiechem,  zapominając o programie lecącym w telewizji.

---------------------------
Witajcie, kochani !
Dzisiaj piszę do Was ja – Alex, ponieważ Pam Lam bawi się na show The Janoskians :D
Otóż:
Sprawa pierwsza: Podejrzewam, że niektórzy mogą mieć mnie teraz za nienormalną, no bo przecież niedawno ogłaszałyśmy, że rozdziały będą się pojawiać co miesiąc. PROSTUJE ! Co miesiąc jest to data umowna. Rozdział może się pojawiać 2 tygodnie od ostatniego dodanego czy też trzy. Tak naprawdę chodzi tylko o to, jak my wyrabiamy się z tym co mamy naskrobać. To tylko takie wyjaśnienie.
Sprawa druga: Założyłam twittera, ale kompletnie go nie ogarniam :P haha Mogę Wam zdradzić, że jeżeli miej więcej będę wiedziała co i jak, będą pojawiać się tam zapowiedzi nowych rozdziałów, a potem stworzymy hasztag, abyście i Wy mogli oceniać nasze opowiadanie na tym portalu.

Nick Alex: @pocahontas1294 (w przyszłości nazwa może ulec zmianie) Będę o tym informować, a teraz możecie obserwować :D
Nick Pam Lam – znajdziecie w zakładce Kontakt

Sprawa trzecia: Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórych mogą nudzić aktualne rozdziały, bo mało się w nich dzieje. Otóż mogę Wam zdradzić, że zacznie się dziać. Po prostu nie chcemy, by wszystko było takie chaotyczne, bo wtedy i my się pogubimy. Czekajcie cierpliwie na kolejne rozdziały, a będzie niespodzianka ;)
A jak w szkole ? Dużo nauki ? :P
Pozdrawiamy, Alex i Pam Lam :* :* 

Aha, i nie zapominajcie o komentarzach. To nas naprawdę podnosi na duchu i dodaje werwy :) 

6 komentarzy:

  1. najssss :* Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham! cudownie piszecie❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze się, że jest kolejny rozdział! :"D Nie wiem ile minęło od ostatniego ale wystarczająco dużo, żebym nie mogła wytrzymać z ciekawości. ^^ Czekam na kolejny i pozdrawiam! :')

    OdpowiedzUsuń