poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 6



Ulubione dzwięki towarzyszyły Justinowi podczas porannego joggingu. Z jego karku spływały maleńkie kropelki potu, kiedy po półgodzinnym wysiłku dotarł do domu.
Wszedł na werandę i wyją słuchawki z uszu. Pochylił się, kładąc ręce na kolanach, aby zaczerpnąć kilka głębszych wdechów.
Czuł się dobrze. Zaskakująco dobrze. Każdy wysiłek fizyczny działał na niego relakcująco.
Będąc przed domem wyciągnął telefon z kieszeni, aby jeszcze raz przeczytać wiadomość od Jacka. Przeczytał ją po raz kolejny, analizując dokładnie słowa kolegi. Zrozumiał, że musi się pośpieszyć, aby dotrzeć na miejsce akcji na czas. Nie mógł się spóźnić i zawieść swoich wspólników, którzy byli także jego najlepszymi przyjaciółmi. Dodatkowo, zależało mu na tym, żeby ich plan się powiódł.
Popchnął drzwi, wchodząc do mieszkania. Niedbale zrzucił swoje buty, rzucając je w kąt. W kuchni zauważył uśmiechniętą Anę, która przygotowywała śniadanie. Przeszedł przez korytarz, kierując się wprost do łazienki, aby zmyć z siebie nieświeży zapach.
Po ekspresowym prysznicu, zaszczycił matkę swoją obecnością w kuchni. Ana nie specjalnie przejmowała się tym, że jej syn w arogancki sposób ignoruje rodzinę. Jedynie Jessica przyglądała się temu ze skwaszoną miną. Nie rozumiała, dlaczego w tym domu panowała taka zimna atmosfera.
    - Hej Justin! - Zawołała, zajadając płatki, które przygotowała dla dziewczyny Ana. Miała nadzieję, że chłopak na nią nie naskoczy, że będzie miły.
   - Co tam? - Mruknął, chwytając kanapkę z talerza, postawionego na środku stołu. - Nie zawiozę dzisiaj Jessici do szkoły. Umówiłem się z kumplami, także spadam. - Powiedział szybko i nie czekając na odpowiedź wybiegł z domu.
Odpalił swój sportowy samochód i z piskiem opon, odjechał. Co chwila spoglądał na zegarek, nerwowo wystukując palcami rytm na kierownicy. Zupełnie nie spodziewał się, że o tak wczesnej porze, przy wyjeździe z miasta, będzie tak dużo samochodów, których powolny ruch wyprowadzał blondyna z równowagi.
W pewnej chwili, usłyszał dzwonek telefonu. Szybko odnalazł swojego iPhone'a, który leżał na fotelu pasażera. Spojrzał na ekran, aby upewnić się, że nadawcą połączenia był Jai.
    - Co jest, stary? - Zapytał, pomijając jakąkolwiek formę przywitania się.
    - Czekamy przy starym moście, Juss. -Usłyszał rzeczowy głos jednego z bliźniaków. - Samochód zostaw przy starej hurtowni, do nas musisz dotrzeć na pieszo. I dodatkowo, uważaj na parę ludzi spacerujących z psem, nie mogą Cię zobaczyć.
    - Zrozumiałem. - Odpowiedział pewnym głosem. - Pójdę lasem.
Jai był zwykle najbardziej zestresowany przy takich akcjach, dlatego nie pofatygował się, by pożegnać Biebera, a blondyn nawet tego nie oczekiwał.
Justin schował telefon do kieszeniu kurtki i wykonał ostry skręt. Butelka fanty turlała się po podłodze z tyłu, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi.
Zgodnie z poleceniami Jai'a zajechał na parking opuszczonej hurtownii. Wysiadł, zamykając swój wóz, i ruszył w stronę lasu. Nie był zadowolony z tej trasy. Co chwilę gryzł go komar, albo natrafiał na błoto, spowodowane wczorajszym deszczem.
Podczas kilku minutowej wędrówki przypomniał sobie wczorajszą panikę Jess. Chciało mu się śmiać, ponieważ nie znał aż tak strachliwej nastolatki, ale fakt - ona była inna. Dziewczyny w jej wieku i z jego szkoły mimo burzy bawiły się w renomowanych klubach.
Pomyślał nawet o tym, żeby zabrać ją na jakąś imprezę w przyszłości. Może znalazłaby koleżanki i przestałaby go męczyć swoją obecnością w domu. W sumie, teraz była mu obojętna. Nie chciał jednakże, aby się bała. Czuł zmieszanie, więc na tan moment postanowił szybko zapomnieć o siostrze.
Cieszył się, że w oddali widział już grupkę, czekających na niego chłopaków. W ciągu kilku sekund wyrzucił z mózgu myśli o siostrze, przeprogramowując go na to, co za chwilę mają wspólnie zrobić. Skupienie i rozwaga były teraz najważniejsze.
- Bieber! - Usłyszał ciche nawoływania drugiego bliźniaka, z którym jeszcze dzisiaj nie rozmawiał. Wyłonił się, jakby znikąd. Po prostu wyszedł zza drzewa.
    - Luke? Co robimy najpierw? - Spytał chłopaka, który wyglądał na całkowicie skupionego.
    - Ty i ja idziemy na wschód. Zauważyliśmy, że mają dodatkowe wejście. Sklep jest raczej słabo strzeżony, dodatkowo działają nielegalnie. Wątpię, aby zgłosili kradzież. - Wyjaśnił Brooks, patrząc na swoje ręce. - Mam nadzieję, że się uda.
    - Uda się. - Uciął Bieber. - Po prostu nie panikuj i skup się na tym, co mamy zrobić.
-Czy kiedykolwiek nawaliłem ? -Luke zmarszczył czoło.
-Możecie przestać gadać ? - zapytał ostro Jai, który stał już przy drzwiach sklepu, trzymając małe wiaderko z niebieską farbą. Kiedy upewnił się, że właściciel jest zbyt zajęty czytaniem gazety dla dorosłych, uniósł je i jedym ruchem oblał jednyną kamerę. Podejrzewał, że może być ona nieprawdziwa, ale wychodził z założenia „Przezorny zawsze ubezpieczony”.
- Jai, ty pieprzony skubańcu! - Zaśmiał się Justin, nie przewidując takiego ruchu ze strony swojego przyjaciela. Po tych słowach już się nie odzywał, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po prostu wszedł do sklepu razem z Lucasem drzwiami znajdującymi się od wschodniej strony. Słyszał, że Jack i Nash zajęli się sprzedawcą. Nie był w stanie rozpoznać ich twarzy, więc chłopaki po prostu go otumanili środkiem nasennym. Oprócz niego w sklepie nie było innego. Mogli działać! Juss natknął się na niewielki magazynek z bronią. Wiedział, że musi zachowywać się bardzo ostrożnie.
- Stary, te spluwy są z lewego przemytu! - Warknął Luke. - Nie mają chipów. Nie są zarejestrowane! - Mówił z ekscytacją ładując towar do dużych plecaków, które mieli przy sobie.
    - Jesteśmy szczęściarzami, bracie. - Jego entuzjazm potwierdzał także Bieber, który patrzył na bronie, jak dziecko na zabawki.
- Dzwoń po Jaia. - Mruknął szybko Gilinsky. - Może przyjeżdżać busem. - Ustalili wcześniej, że zaraz po oblaniu kamer farbą drugi bliźniak miał się wrócić po samochód, aby przetransportować łupy.
- Chyba to on dzwoni do mnie. - Bieber zdziwił się na dźwięk przychodzącego połączenia na jego telefon. Przez chwilę był pewien, że to bliźniak.
Nacisnął zieloną słuchawkę na wyczucie, nie patrząc na telefon, ponieważ wolną ręką zbierał z półki napełnione magazynki.
-No gdzie ty, do cholery, jesteś ? -warknął. Cały czas byli pod kontrolą czasu.
-Synku, grzeczniej. - upomniała go Ana po drugiej stronie. Justin zaprzestał swoich czynności, blednąc.
-Coś się stało ? - spytał, odchrząkując. O tak, był zły.
-Musisz po nas przyjechać. Jess bardzo boli ząb, a ojciec ma ważne spotkanie. Zwolnij się z tych ostatnich lekcji.
-Nie mogę, mamo. - kilka par oczu spoczęło na osobie Biebera, przez co poczuł się jak mięczak. Doskonale wiedział, że nie potrafi odmówić swojej mamie, ale również nie może zostawić chłopaków. To byłoby nie fair.
-Justin, błagam. Strasznie ją boli. - mówiła z przerważliwieniem. Blondyn mógł sobie wyobrazić skuloną na kanapie dziewczynę ze łzami w oczach, zuepłnie tak jak wczoraj.
-Zobaczę co da się zrobić. - odparł, wzdychając.
-Och, jesteś kochany. - pożegnała się przesłodzonym tonem.
-Tylko nie mów, że ... - zaczął Luke, wbijając w przyjaciele twarde spojrzenie.
-Tak! - krzyknął nerwowo Justin, chowając telefon do kieszeni. Ruchem ręki zgarnął resztę magazynków do lnianego worka i odstawił go tuż obok drzwi.
- Posprzątajcie tutaj. - Warknął, ignorując zdziwione miny przyjaciół. - Przyjadę na działki, spoko? Poradzicie sobie tutaj beze mnie. - Stwierdził, zmuszając się do popatrzenia na twarze chłopaków. - Nie mogę zawieść mojej matki i tym razem, okay?
    - Jasne, stary. - Przytaknęli z uznaniem. Cenili go za szacunek do matki. Czasami nawalał, ale zawsze się starał i próbował być dobrym synem. Ostatni raz spojrzał na towarzyszy i wymamrotał ciche podziękowania. Chwilę później był już w drodze po swój samochód. Ponownie musiał przedzierać się przez las, aby pozostań niezauważonym.
Kilka osób wyprowadzało swoich pupili, a drogą przejeżdzało coraz więcej samochodów, dlatego założył ciemny kaptur. Dzięki niemu szanse, że ktoś go rozpozna, malały.
Bez nieprzewidzianych sytuacji dotarł do samochodu i równie szybko odjechał.
Starał się jechać w miarę szybko, ponieważ chyba podświadomie martwił się o Jessicę. Nie chciał jej w swoim życiu, które bez niej było naprawdę zagmatwane. Ale...nie podobało mu się to, że cierpi.Nie zrobiła nic złego, aby teraz zwijać się z bólu. Była taka ... delikatna i niewinna.
Kilka minut poźniej parkował już pod domem. Na wszelki wypadek postanowił wejść do środka.
-Dobrze, że już jesteś ! - zawołała Ana, dostrzegając sylwetkę syna w drzwiach.
-Gdzie Jess ? - rozejrzał się po mieszkaniu.
-Tutaj. - cieniuki głos dobiegał z salonu.
Dziewczyna powoli podniosła się z podłogi. Otóż twierdziła, że w tej pozycji, ból da się znieść.
Justinowi zrobiło się żal dziewczyny, skanując jej opuchnięty policzek.
- Możemy jechać do dentysty. - Oznajmił Justin chcąc pośpieszyć kobiety. Chodziło mu nie tylko o to, aby dziewczyna przestała cierpieć, ale także o to, żeby mógł szybciej wrócić do swojej roboty.
- Dobrze, Juss. Jedźmy! - Zarządziła Ana, popychając syna w stronę drzwi. Jessica posłusznie podążała na nimi. Pragnęła, aby ból został uśmierzony.
Kiedy dziewczyna zbliżyła się do chłopaka, ten zwolnił na tyle, że szli obok siebie. Nastolatka zadrżała, kiedy ramię Justina objęło ją. Chłopak spojrzał na nią z góry i stwierdził, że dziewczyna jest naprawdę niziutka i malutka. Teraz naprawdę nie chciał, aby cierpiała. Nigdy.
    - Będzie dobrze. - Nachylił się i wyszeptał głosem pełnym współczucie i opiekuńczości.
Jess spojrzała na niego, posyłając krótki uśmiech. Chciała wierzyć w jego słowa, ponieważ narazie jej myśli były dość pesymistyczne.
Blondyn, zachowując się jak dżentelmen, otowrzył kobietom drzwi. Jess zajęła miejscez przodu, przykładając policzek do zminej szyby, a Ana uważając na nienagannie uprasowaną spódnicę, usiadła z tyłu.
Justin ponownie obszedł samochód i wślizgnąl się na swoje siedzenie. Przyciszył nieco radio, aby nie przeszkadzało Jess i powoli ruszył z miejsca.
-Czysto masz tu, synu. -pochwaliła Ana, gładząc ręką skórę, którą obite były siedzenia.
Justin pokiwał tylko głową, zgadzając się. Co chwilę zerkał na brunetkę siedzącą obok. Jej powieki były zamknięte, a usta wykrzywione w grymasie bólu. Chciał go od niej zabrać, ale nie miał takich mocy, by to zrobić.
Ana czuła się bardzo dobrze w przestrzeni samochodu. Przyglądała się swoim idealnie spiłowanym paznokci, dopóki nie dostrzegła kartki na gumowej wycieraczce. Korzytsając ze skupienia Justina, chwyciła ją. Zamarła w bezruchu, śledząc kolejne wersy tekstu.
-Kochanie. -zaczęła łagodnie, przęłykając ślnię. -Co tu robi ten rachunek ?
Justin przez chwilę nie miał pojęcia o co chodzi, lecz po spojrzeniu w lusterko, doznał olśnienia. Nie mógł uwierzyć swój brak profesjonalizmu, ponieważ ukradziony wyciąg z konta zostawił na tylnej kanapie w swoim aucie. Dlaczego tego nie zabrał? Bił się z myślami, nie mając pojęcia co powiedzieć swojej mamie, która oczekiwała wyjaśnień.
    - Ale jaki rachunek? - Zapytał próbując zamydlić oczy matce. Był, jak w potrzasku.
    - Na nazwisko ojca. - Mruknęła. Czuł, ze zaczyna się denerwować i niedługo rozpocznie awanturę o to, że grzebał w rzeczach Jeremiego. Nie potrzebował problemu, jednakże nie mógł wymyślić sensownej wymówki.
    - Och, to chyba moja wina. - Odezwała się nagle Jessica. - Pamiętasz, jak powiedziałaś mi, że mój plan lekcji jest w gabinecie ? Chciałam zabrać go do szkoły, ale pomyliłam go z tym rachunkiem, dlatego został w samochodzie Justina.
-Rozumiem. -przytaknęła odrobinę uspokojona Ana. Wyjaśnienia Jess były jak najbardziej prawdopodobne. Teraz miała tylko za złe swojemu mężowi to, że źle go schował. Przecież nie mieli już do tego wracać. Nigdy.
Justin odetchnął z ulgą. Odwrócił się w stronę Jess i bezgłośnie wyszeptał „dziękuje”, lekko się uśmiechając. Nie pomyślałby, że po tym wszystkim, zechce go bronić. Był dla niej taki oschły ...
Ta reakcja była w zupełności zgodna z tym co czuło serce Jess. Nie chciała, aby Justin teraz odpowiadał za swoje czyny. Kobieca intuicja podpowiadała jej, że to nie jest zwykła błachostka. Widziała to w jego oczach, gdzi z zaciekłością, szukał tego głupiego wydruku.
Również odwrócila się w jego stornę, lekko wzruszając ramionami. Następnie powróciła do szyby, ale nie zostawiła chłopaka bez wsparcia, który nadal był w szoku. Niepewnie położyła swoją dłoń na jego. Była taka aksamitna i ciepła.
Dziewczyna jednak szybko zabrała swoją rękę, aby Ana nie zauważyła tego dziwnego gestu. Justin spojrzał na nią mrużąc oczy, lecz po sekundzie również zrozumiał o co chodziło. Szybko spojrzał na matkę, której wzrok utkwiony był w szybie. Na szczęście, nie widziała dziwnego zachowania nastolatków, co wyeliminowało kolejny problem, który mogliby mieć.
Kiedy dotarli pod przychodnię, Ana nadal była nieobecna i zdenerwowoana. Szybko pożegnała się z rodzeństwem i złapała taksówkę, aby jak najszybciej porozmawiać z mężem.
-Dentysty również się boisz ? - zagadnął Justin, otwierając drzwi Jess.
-Tak, ale wejdę sama. - oznajmiła cicho. Zdjęła swoją skórzaną kurtkę, wieszając ją na wysokim wieszaku, przez co musiała stanąć na palcach.
Justin zaśmiał się cicho, zajmując miejsce na krzesełku.
-Poczekam tu na ciebie ! - krzyknął zanim sylwetka siostry zniknęła za drzwiami gabinetu.
W duchu cieszył się, że Ana umówiła Jessicę przez telefon dużo wcześniej i nie było problemów z tym, czy dentysta przyjmie dziewczynę.
Po piętnastu minutach siedzenia na poczekalni, blondyn zaczął się nudzić. Miał świadomość, że zabiegi z zębami są czasochłonne, ale najchętniej pojechałby już do kumpli i pomagał im pracować. W pewnym momencie poczuł wibracje w kieszeni, a chwilę później usłyszał utwór Eminema, który służył mu za dzwonek przychodzącego połączenia.
Uśmiechnął się na widok wyświetlonego na ekranie zdjęcia swojej dziewczyny. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo za nią tęsknił.
-Hej, kochanie. - przywitał się po naciśnięciu zielonej słuchawki.
-Cześć, Juss. Co robisz ?- jej głos był jakiś rozmarzony.
-Nic ciekawego, a ty ? -postanowił skłamać. To jeszcze nie był dobry moment, by opowiedział Gomez o rewolucji, która zaszła w jego życiu.
-Myślałam, że moglibyśmy iść do kina. - zaproponowała.
-Dziś to chyba nie wypali. Mam ważne sprawy do załatwienia z chłopakami.
- Jak to? Nie widzieliśmy się tak długo! - Słyszał w jej głosie frustrację i złość. Było mu z tego powodu źle, ale wydawało mu się, że dziewczyna może poczekać i zrozumieć, że są rzeczy ważniejsze niż kino.
-Skarbie, obiecuję Ci, że jutro będę cały do twojej dyspozycji. -starał się mówić dość przekonująco.
- Jutro to możesz iść się pieprzyć ze swoimi kumplami. - Warknęła, rozłączając się. Justin wpatrywał się tępo w komórkę, bo nie do końca wiedział co ma myśleć o sytuacji, która miała miejsce przed chwilą.
Nie zdążył dokładnie przeanalizować jej wypowiedzi i pomyśleć nad tym, co powinien zrobić, ponieważ dzwi gabinetu uchyliły się, a chwilę potem wyszła z nich Jessica.
-Jak było ? -zagadnął Justin, wtając. Chciał jak najszybciej zapomnieć o kłótni ze swoją dziewczyną.
Jako pierwszy dotarł do wieszaka i zdjął z niej damską kurtkę, następnie podając ją dziewczynie.
-Okej, tylko strasznie wirujesz. -odpowiedziała. Dentystka musiała wyrwać bolesnego zęba, podając brunetce silne znieczulenie. Teraz czuła jedynie wielkie zawirowanie w głowie.
Dziewczyna nieporadnie stawiała kroki, jakby miała kilka promili we krwi. Idący obok niej Justin ponownie objął Jess ramieniem, aby przypadkiem nie spadła ze schodów.
- Dasz radę iść? Wyglądasz na nieźle znieczuloną, moja droga. - Zaśmiał się, widząc, że nogi dziewczyny są jak z galaretki i ledwo nimi pląta. Jess niemrawo podniosła głowę i spojrzała na chłopaka wzrokiem, który wyraźnie mówił '' nie naśmiewaj się ze mnie.'' Blondyn nie przejmował się jej nadąsaną miną i całą drogę do samochodu kpił z niej nieporadności. W pewnym momencie sama zaczęła śmiać się z tego, że nie kontrolowała swoich nóg.
Mimo wszystko udało im się bezpiecznie dotrzeć do samochodu, bez żadnych potknięć, a kilka chwil później byli już w drodze do magazynu Justina i jego przyjaciół.
Jess zagłębiła się w wygodnym siedzeniu, słuchając jakiejś spokojnej muzyki, która wydobywała się z radia. Miała dość bycia pod znieczuleniem. Jej obraz był zamazany i kompletnie nie wiedziała, jak ma sobie z tym poradzić.
W końcu zamknęła oczy. Lekkie kołysanie się samochodu sprawiło, że poczuła się okropnie zmęczona, a chwilę potem zasnęła.
Jessica spała, kiedy Justin przemierzał ulice miasta. Próbował ominąć centrum, ze względu na korki. Jechał wąskimi uliczkami jakichś osiedli. Był to niezły skrót, ponieważ w zaledwie pół godziny znaleźli się na obrzeżach. W pewnym momencie, Jessica westchnęła przez sen, można powiedzieć, że wręcz przeuroczo mlasnęła, próbując przewrócić się na drugi bok. Uniemożliwiły jej to pasy, którymi przypocowana była do fotela. Bieber zaśmiał się cicho nie rozumiejąc, jak w tak któtkim czasie moża było tak mocno zasnąć. Spojrzał na nastolatkę, która wyglądała, jak śpiący szczeniaczek, którego chciało się tarmosić za fałdki tłuszczu, których niestety Jessica nie posiadała.
Uśmiechnął się jeszcze raz w jej stronę, zajeżdając na mały parking. Wysiadając kilka razy upewnił się, że dobrze zamknął samochód i lekko uchylił okno, aby Jess mogła nadal spokojnie spać. Nie chciał jej budzić.
Ścieżka na działki była równie błotnista, jaj w lesie. Po dwóch minutach marszu dotarł pod małą szopę, w której świeciło się światło.
- Jestem ! - Justin wszedł do środka.
- To dobrze, stary! - W steonę blondyna momentalnie odwrócił się Jack, który zawzięcie przekładał broń z plecaków do skrzynek. - Musimy wykombinować, gdzie to schowamy.
- Jestem pewny, że działka odpada. - Zamruczał Bieber, prawdopodobnie znając odpowiedź.
- Tak, nie chcę ryzykować, bracie. - Westchnął, przeczesując włosy palcami. Pamiętał, że działka nie była w pełni jego własnością. Narażanie rodziny nie było jego celem.
-Co powiecie na opuszczony magazyn ? -spytał Justin po chwili na namysłu. - Wystarczy zmienić kłódki w bramie i drzwiach.
- Zwariowałeś?! - Do rozmowy wtrącił się zajęty wcześniej Jai, który jak zwykle obawiał się niepowodzenia. Jego przyjaciele byli przyzwyczajeni do tego, że zawsze wszystko komplikował. Ale...może dlatego, nie siedzieli jeszcze w więzieniu. - Te magazyny to państwowa sprawa, nie powinniśmy tam robić swojej meliny.
- Jai...
- Nie chcę skończyć w pierdlu, rozumiesz? - Warknął czując, jak wzbiera się w nim złość. - Wiem, że zabrnąłem za daleko, ale naprawdę nie mam ochoty sam podkładać się glinom. - Uderzył jakimś drewnianym przedmiotem o podłogę. W pomieszczeniu rozległ się huk.
- Bliźniak ma rację. - Po chwili zastanowienia, głos zabrał Justin, który wcześniej uważnie wsłuchiwał się w sprzeczkę Jaia oraz Gilinskyego. -Ja mam dość kłopotów. Mama, Sel, Jess ...
-Jess ? -zdziwił się Luke. - Jest całkiem spoko.
- Nie nazywaj swojej rodziny kłopotem, stary. - Odezwał się nieśmiało Nash. - Tylko oni Ci pomogą, jeśli grunt się pod Tobą ugnie. Tylko rodzina, tak? Tylko rodzice i my, pamiętasz stary?
- Młody... czasami mówisz w sposób, którego nawet ja nie jestem w stanie rozszyfrować. Przerażasz mnie swoim smutkiem, Nash. - Wyszetał, wpatrując się w chłopaka, którego oczy przepełnione były ciepieniem.
-Więc zrób mi tą przysługę i przestań traktować rodzinę, jak wroga. Szczególnie Jess. - odpowiedział Nash, siadając na jednej ze skrzynek.
-Okej ... Posprzątajmy to i zastawmy tutaj. W domu pomyślę co dalej. - zarządził Jai, rozluźniając nieco atmosferę. Takie tematy były naprawde trudne dla całej paczki.

***
Jess obudziła się, słysząc przejeżdzające drogą samochody. Otworzyła szeroko oczy, rozglądając się dookoła. Kompletnie nie wiedziała, gdzie się znajduje. Odgarnęła włosy z twarzy i włączyła radio. Nie do końca rozumiała co się działo i dlaczego była sama, ale postanowiła poczekać kilka minut, zanim zacznie szukać blondyna.
W głośnikach zabrzmiało właśnie „Call me maybe”, kiedy do samochodu wparował Justin. W pierwszej chwili Jess podskoczyła zaskoczona, ponieważ nie spodziewała się, że przyjdzie zza starego magazynu.
- Obudziłaś się? - Zapytał, patrząc na zaszokowaną nastolatkę. - Nie chciałem Cię budzić, a musiałem iść do kumpli. - Tłumaczył się, nie patrząc w oczy dziewczynie. Nie chciał kłamać jej prosto w twarz, dlatego swój wzrok wlepił w szybę.
-Spoko. - rzuciła wesoło.
-Proszę, wyłącz ten shit. - jęknął blondyn, słysząc okropną melodie.
- Dlaczego wszystko nazywasz shitem? - Oburzyła się, nie mogąc znieść ciągłeś krytyki chłopaka. - Lubie wesołe piosneki, więc wybacz, ale będę tego słuchała!
-Wybacz, ale to mój samochód.
Nim dziewczyna zdążyła zaareagować, stacja była już zmieniona.
-No ej ! - oburzyła się, marszcząc czoło. Chciała przywrócić piosenkę, ale nie dotknęła przycisku, ponieważ blondyn złapał ją za nadgarstek.
-Zabiorę cię na lody, ale nie dotykaj tego.
-Chcesz mnie przekupić ? - uśmiech uformował się na różowych ustach dziewczyny.
- Tak. - Westchnął. - Przekupienie Cię dotyczy tego, abyś nie dotykała radia oraz tego, abyś nie mówiła rodzicom, że byłem dzisiaj na działkach, stoi?
-Okej. -przytaknęła.
Justin uśmiechnął się i puścił jej nadgarstek, zdając sobie sprawę, że za długo ją trzymał.

***
Piętnaście minut poźniej rodzeństwo znalazło się przed mała lodziarnią w samym centrum Stratford. Mieściła się w zabytkowym budynku tego miasta, którego grube ściany wymalowane były na czerwono, a liczne źłobienia na kontrastujący z nim biały. Na dachu znajdował się niewielki taras, a wymyślne firany w oknach informowały, że nad lodziarnią znajdują się mieszkania.
Justin wszedł pierwszy do lokalu, nie kłopocząc się, aby przytrzmać drzwi swojej siostrze. Bez bacznego spojrzenia Any czuł się bardziej sobą.
Jess wędrowała za blondynem, wywracając oczami w niemej dezaprobacie. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć, dlatego tak szybko zmnieniał swoje zachowanie. Przed i po wizycie u dentysty był dla niej miły, a teraz wyglądał, jak kamiennym posoąg. Piękny kamienny posąg. Jego twarz nie wyrażała zbyt wielu emocji, jakby natwrczywie o czymś myślał.
- Nie musimy tu być, jeśli nie masz ochoty. - Oświadczyła widząc, że Bieber nie czerpie przyjemności z wizji lodów śmietankowych. Wydawało jej się, że chłopak uporczywie zastanawiał się nad czymś, ale próbował to ukryć.
    - Przestań. Obiecałem, więc zjemy te lody. - Odburknął, podchodząc do stolika, który wydał mu się najstosowniejszy. - Usiądź, a ja złożę zamówienie. Powiedz mi tylko, jaki chcesz smak.
    - Poproszę sorbet z cytryn. - Odpowiedziała grzecznie, przypatrując się wielkiej tablicy, na której mieniły się obrazki ilustrujące polecane przez lokal smaki.
    - Tylko? Kupię Ci jakiś pucharek. - Zdecydował, nie pytajc się już więcej o zdanie dziewczyny. Po prostu, odwrócił się i odszedł. Jess westchnęła, przewracając oczyma. Nie mogła znieść tego, że chłopak cały czas się rządził i zawsze musiało być tak, jak on chce.
Podczas gdy on składał zamówienie dziewczyna rozejrzała się po lokalu. Przy okrągłych stoliczkach siedziało kilka par, patrzących na siebie z miłościa. Innych zaś bardziej interesowała praca, dlatego chowali swoja twarz za ekranem drogich laptopów.
Wnętrze lodziarni było dość nowoczesne. Białe ściany, z jedną niebieską wyróżniającą się, na której wisiały tablice z cenami tego, co tu podają. O nieduźym promieniu stoliki były również tego samego koloru i stały w różnych ogległościach od siebie, aby każdy mógł spokojnie usiąść na kolorowych krzesłach.
To, na którym umiejscowiła się Jess, miało kolor limonkowy i jak stwierdziła sama dziewczyna było całkiem wygodne.
Nim się zorientowała, Justin powrócił do stolika z dwoma ładnie wyglądającymi deserami. Dziewczyna uwielbiała łakocie, więc stwierdziła, że nie będzie narzekać. Blondyn postawił przed nią lody, a sam usiadł na przeciwko niej.
    - Smacznego. - Uśmiechnęła się radośnie, wkładając łyżeczkę w sam środek wielkiej gałki smakowitego loda cytrynowego.
    - Taa. - Mruknął, niecałkiem zwracając uwagę na uprzejmość dziewczyny. Ogólnie, nie bardzo interesował się tym, co mówiła i robiła. W jego głowie była jedynie ich ostatnia akcja. Błagał Boga, aby chłopcy dali radę i ukryli dobrze łup. Wierzył w nich, ale zawsze byłby pewniejszy, gdyby uczestniczył w tym procederze.
Między tą dwójką przez jakiś czas trwała niezręczna cisza. Jess opróżniła już połowę swojego pucharka, jednak nie miała odwagi się odezwać. Nie chciała go denerwować, wiedząc, że odbije się to na wszystkich z otoczenia chłopaka.
-Dlaczego chroniłaś dziś mnie przed mamą ? - spytał, odstwiając szklane naczynie na bok. To pytanie dość długo go dziś nurtowało.
Jess podniosła zaskoczona głowę i przęłknęła ostatnią porcję sorbetu.
-Wystarczająco już ją okłamujesz. - powiedziała na co zmarszczył brwi w niezrozumieniu. - Kiedy byłam jeszcze w domu dziecka Ana i Jeremy opowiadali mi o tobie wspaniałe rzeczy. Jednak kiedy przyszłam zobaczyłam, że jesteś sztywniakiem, a twoje ego wciska się w kąt, bo brakuje miejsca, kiedy przechodzisz przez korytarz.
-Że co, proszę ? - na idelaniej twarzy blondyna namalowało się oburzenie. Jess doskonale wyczuwała swój przyśpieszony ze zdenerwowania, puls, jednak nie chciała się poddać. -Nie znasz mnie i nie wiesz, jak jest naprawdę. -dodał szorstko, przechylając się w stronę brunetki.
-Mówisz tak, bo nie chcesz przyznać, że jesteś bipolarny. - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Była świadkiem, jak różowe usta Justina drgają w uśmiechu.
-Jaki ? Powtórzysz ? - w jego słowach odkryła rozbawienie, jak i kpinę.
-Bipolarny. - ściszyła głos aż do szeptu. Justin skanował jej twarz, co zrobiło się trochę krępujące, dlatego zaczęła tłumaczyć:
-Twój nastrój zmienia się, jak kobiecie w ciąży. W samochodzie i przy mamie byłeś miły, teraz mnie ignorujesz. Boję się cokolwiek powiedzieć, bo nie wiem, jak zaareagujesz !
-Mówi to dziewczyna, która najpierw płacze z bólu, a po wyjściu od dentysty jest naćpana znieczuleniem.
Tym razem uśmiech Justina udzielił się również Jessice, co było tylko potwierdzeniej jej tezy, która teraz mało ją obchodziła. Wystarczyło jej tylko, że jej brat rozluźnił się i chciał żartować. Wolała go takiego niż milczącego i skupionego.
Justin dosyć rzadko pokazywał tę część swojej osobowości, szczególnie osobom, które zna tak krótko, jak Jess. Jednak oboje dobrze wspominali sytuację z samochodu, kiedy ich dłonie pierwszy raz się dotknęły i nie mięli z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.

***
Dwunasto centymetrowe szpilki Amelii rytmicznie stukały w chodnik, kiedy w pośpiechu szła do samochodu. Była umówona z Caleb'em do kina i nie chciała się spóźnić, podąrzając za radą Seleny, że wszystkie muszą sobie kogoś znaleźć. Wiedziała, że wysoki chłopak z burzą loków na głowie w żadnym calu nie dorównuje Justinowi, ale nie miała szans na umawianie się nawet z którymś z jego przyjaciół. Byli oni, jak orzechy w twardej skorupce - ciężko było się do nich dostać. Widząc niedaleko swój samochód, z torebki wyciągnęła kluczyki. Przednie światła auta powitały ją błyskiem. Minęła jeszcze kilka osób, idących wprost na nią, i stanęła obok swojego cacka, które dostała na urodziny od ojca.
Papierowe pudełko ze znajdującą się w nim kawą, postawiła na dachu. Na tylnie siedzenia wrzuciła torby z nowymi zdobyczami i mocno trzasnęła drzwiami.
Zgrabnie wśliznęła się na swoje miejsce, wzięła łyk kawy i odstawiła ją w bezpiecznie miejsce. Przymierzała się do odpalenia samochodu, kiedy jej uwagę przykuł przystojny chłoapk za szybą lodziarni. Szybko rozpoznała w nim Justina, ale nie był sam. Nie widziała kim jest dziewczyna, nawet gdy wytęrzała wzrok. Oboje śmiali się.
Amelia bez wahania chwyciła telefon i napisała krótką wiadomość.

Do:Selena
Justin cię zdradza.

Potem odjechała.


---------------------------------------------------------------
Witam Was! Z tej strony Alex
Tak bardzo przepraszam, że zapomniałam dodać wczoraj rozdział ! Po prostu wyleciało mi to z głowy !
UWAGA ! W tekście mogą być błędy i brak akapitów, ponieważ dodaję go o 5 rano i rozdział nie jest sprawdzony.
Jeszcze raz najmocniej przepraszam :(
Do następnego !
xoxo.

10 komentarzy = kolejny rozdział :D

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 5:




-Ygh. - Mruknął cicho Justin, będąc poirytowany samą obecnością Jessici. Nie chciał jej w pobliżu swoich znajomych, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia i musi zaakceptować sytuację w jakiej wszyscy się znaleźli. - Już jedziemy, wsiadaj. - Warknął, nawet nie przyglądając się jej sylwetce. Jedyne na co patrzył w tamtym momencie to jego buty, które wydawały mu się bardzo interesujące.
       - Okay. - Kiwnęła głową, czując na sobie dziwne spojrzenia kilku chłopców, których najzwyczajniej w świecie się przestraszyła. Justin zrozumiał, że powinien przedstawić chłopakom dziewczynę, która niestety będzie stale obecna w jego życiu.
       - Czekaj! - Zawołał. - To jest Jai, Luke no i Jack. - Wymienił imiona chłopaków, którzy stali obok niego i uważnie patrzyli na krótkowłosą. - To jest Jessica. Będzie ze mną mieszkała, ponieważ moi rodzice zapragnęli drugiego dziecka. - Powiedział to obojętnym tonem, jakby cała sytuacja nie wywierała na nim żadnych emocji.
      - Yo Jess, co tam? - Wyszczerzyli się do niej. Byli bardzo optymistycznie nastawieni do dziewczynie, w przeciwieństwie do Biebera.
      -Wspaniale, a u Was ? Kto wygrał mecz ? - pytała, dość szybko wyrzucając z siebie potok słów, kiedy poczuła przypływ odwagi. Gdyby byli, jak Justin, odprawiliby ją jednym słowem i kazali wsiąść do samochodu.
      -Mała. - zaśmiał się cicho Jack. -Gramy dla formy. Wiesz mięśnie i te sprawy ...
      -Rozumiem. - przytaknęła z nieśmiałym uśmiechem, zagryzając wargę. Jack stał najbliżej krótkowłosej i lekko pochylał się, by do niej mówić. Dziewczyna każdemu z nich sięgała tylko do ramienia.
      -Jak pierwszy dzień szkoły ? - tym razem głos zabrał Luke, zauważając speszenie dziewczyny, a jednocześnie ignorując Justina, który wywracał oczami. Zdecydowanie go nie rozumiał. Bezgłośnie zastanawiał się, co powiedziałby, gdyby taki idiota jak Jai został jego bratem.
      -Pani Grimes ma zbyt piskliwy głos, a lekcje u pana Johnson są śmiertelnie nudne. -wyżaliła się. Mimo to te kilka godzin nie było takie złe. Owszem, czułaby się inaczej, mając przy sobie choć kilku przyjaciół, z którymi zjadłaby lunch.
      -Skoro od teraz jesteś Bieber, to możesz poprosić brata, żeby cię zwolnił. - zaproponował Jack.
      -Nie sądzę. - jęknęła brunetka, marszcząc nos.
      -No tak. - przytaknął Jai z westchnieniem. - Justin potrafi być strasznie nadęty. -zażartował. Chłopaki tylko się uśmiechnęli, widząc jak Bieber zaciska pięści ze złości, a jego szczęka jest mocno zarysowana.
Jess zdążyła poznać tę stronę jego osobowości, dlatego zakryła usta dłonią, chcąc stłumić cichy chichot. Nawet nie pomyślałaby, że może prowadzić tak naturalną rozmowę z płcią przeciwną. W bidulu większość chłopców nawet nie znała jej imienia, ponieważ gustowali w dziewczynach, przy których nie trzeba się „napracować”.
      - Dobra, koniec pierdolenia. - Warknął blondyn. - Jedziemy. - Zarządził, a wszyscy inni go posłuchali, wsiadając posłusznie do samochodu. Jessica, jako najmniejsza usiadła na środku tylnej kanapy, aby Justin miał wgląd na szybę z tyłu. Dziewczyna siedziała cicho całą drogę, podczas gdy jej towarzysze wesoło rozmawiali i żartowali. Czuła się co najmniej niezręcznie będąc w otoczeniu dorosłych, umięśnionych chłopaków. Bała się ich, ale czuła pewną ulgę, że była razem z Justinem. Czuła w środku, że mimo wszystko obroniłby ją.
       Gdy dojechali na posesję Bieberów, Jessica pobiegła do domu, który ku jej zdziwieniu był zamknięty. Nie miała kluczy, więc musiała czekać, aż Justin rozkluczy drzwi wejściowe. Widziała, że trójka kumpli jej przyszywanego brata szła za nim. Wciąż była to dla niej krępująca sytuacja.
       - Odejdź! - Burknął młody Bieber do Jess, gdy ta stała zbyt blisko zamka przy drzwiach. Miał w głosie dziwny jad, który aż parzył serce dziewczyny. Nie chciała, żeby chłopak nienawidził jej tak bardzo. Jego głos, jakby sparaliżował jej ciało i sprawił, że nie ruszyła się. - Rusz się, kurwa! - Krzyknął, patrząc na nią ze wściekłością wypisaną na twarzy. Jess momentalnie odsunęła się od drzwi, cofając się o kilka schodków w dół. Nie mrugała, śledząc ruchy rąk chłopaka. Bliźniaki oraz Jack spoglądali na Justina, jak na innego człowieka. Nie znali go takiego. Nie dla bliskich mu osób.

       Nie znali go takiego. Nie dla bliskich mu osób. Justin otworzył drzwi i nie zwracając uwagi na dziewczynę, wtargnął do środka zapraszając chłopaków ruchem ręki. Jessica przymknęła oczy, próbując się uspokoić. Była trochę roztrzęsiona, ale nie miała zamiaru płakać. Zagryzła wargi i również weszła do domu. Skierowała się biegiem, prosto na górę, do swojego pokoju. Nie chciała nawet widzieć Justina w tym momencie.
       Po jakimś czasie, dziewczyna naprawdę zgłodniała i postanowiła zejść na dół. Zdziwiło ją, że Any oraz Jeremiego nie było jeszcze w domu. Postanowiła zejść na dół, do kuchni. Na korytarzy usłyszała głos Justina. Od razu przyprawił ją o ciarki. Cóż, w pewnym sensie zaczęła się bać swojego przybranego brata.
          - Dobra, pozdrówcie pana Daleckiego ode mnie. - Zorientowała się, że ten rozmawia przez telefon. Siedziała w pokoju naprawdę szmat czasu, dlatego mogła nie zauważyć, kiedy koledzy blondyna wyszli. To jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Czuła się jak w klatce z drapieżnikiem. Lecz, czy powinna? - Jezu, próbuję chociaż udawać, że obchodzi mnie, kiedy wrócicie. - Prychnął, a ona zupełnie nie rozumiała o co chodzi.
          Jess nie potrafiła odejść obojętnie. Położyła dłoń na drzwiach, rozpościerając małe palce na drewnianej powłoce. Pchnęła je lekko, aby mieć lepszy widok. Pomieszczenie to nie mogło być sypialnią Justina ani nawet pokojem gościnnym. Podłogę pokrywał dywan w staromodne wzory, a na środku niego stało duże biurko z drewna i wieloma zdobieniami, które jak się domyśliła było dużo wartym antykiem. W pokoju panował półmrok, spowodowany ciemnymi ścianami i wieloma półkami z ogromną kolekcją książek. W kącie obok skórzanej kanapy, paliła się lampa, dzięki której Jess dostrzegła sylwetkę Justina. Stał odwrócony do niej tyłem i spoglądał w okno, dwoma palcami rozdzielając drewniane żaluzje. Po krótkich oględzinach mogła powiedzieć, że był to gabinet Jeremy'iego.
          -Taa, zajmę się nią. - zapewnił bez emocji. Jess poznała go na tyle w ciągu dwóch dni, aby wiedzieć, że właśnie wywraca oczami. Nie wiedziała tylko, dlaczego Justin wchodzi tutaj bez pytania.
          -Ja ciebie też. - przytaknął znudzony, przeczesując dłonią włosy. -Do zobaczenia.
     Jess podskoczyła, gdy zakończył połączenie i użył zbyt dużo siły odkładając telefon na biurko.
Justin nie potrafił już dłużej czekać. Nie potrafił dalej tkwić w kłamstwie. Już dawno domyślił się, że Ana nie jest jego matką, jednak nie chciał niszczyć ojcu jego wspaniałej bajki; cudowna żona, syn i teraz córka, dlatego milczał, twierdząc, że sam może dowiedzieć się prawdy.
Szybkim krokiem podszedł do biurka, otwierając poszczególne szuflady. Miał ochotę krzyczeć, kiedy zauważył ile dokumentów się w nich znajduje, a przejrzenie ich zajmie mu więcaj czasu niż miał go na wykonanie tej misji.
     Oczy Jess rozszerzył się w niedowierzaniu, obserwując swojego brata. Nie mogła uwierzyć, że może posunąć się do takiego czynu. czego właściwie szuka ? Nie miała pojęcia, ale bardzo dobrze wiedziała, że to co robi jest niewłaściwe. Nie można, ot tak, wchodzić do czyjegoś gabinetu i przeglądać każdą szufladę.
„Powinnam go powstrzymać”- podpowiadała jej podświadomość, jednak gdy zobaczyła jego wściekłość malującą się na twarzy, pozostawała bezradna. W myślach przetwarzała za i przeciw. Najgorsze było to, że argumentów „za” było o wiele więcej niż tych drugich.
    Odetchnęła głęboko, zbierając w sobie całą odwagę i pchnęła drzwi. Justin podniósł wzrok i na chwilę poprzestał swoich czynności. Widząc przed sobą Jessicę zdał sobie sprawę, że postąpił zbyt pochopnie, próbując coś znaleźć podczas gdy ona była w domu. Zupełnie nie przypominał tego Biebera z napadów na sklepy, czy innych nielegalnych akcji. Zawsze miał oczy dookoła głowy, a dziś pozwolił by złość na ojca, przejęła nad nim kontrolę.
    -Co ty tu,kurwa, robisz ? -wycedził przez zaciśnięte zęby. Ciarki przeszły po kręgosłupie Jess. Cała jej pewność siebie odpłynęła w nieznane, pozostawiając ją samą sobie.
     - Ja... po prostu zgłodniałam. - Wydukała przyglądając się swoim dłoniom. Nie miała pojęcia jak Justin zareaguje i to było najgorsze.
     - Wygląda Ci to na kuchnie? - Warknął, zbliżając się do Jess, którą ogarniało jeszcze większe zaniepokojenie.
     - Nie, ale chciałam znaleźć Ciebie. - Tłumaczyła, nie podnosząc wzroku na blondyna. - Zastanawiam się, gdzie są Twoi rodzice, to wszystko..
      - Ych, wrócą późno! - Syczał.- Są na imprezie biznesowej, która jak mniemam potrwa do jutra rana. - Mówił obojętnym tonem, jakby miał całkowicie w duszy, kiedy jego rodzice pojawią się w domu i, czy w ogóle to uczynią. - Przyzwyczaj się.
      - Um.. - Zastanawiała się co ma powiedzieć, ponieważ tak naprawdę nie wiedziała jak odebrać słowa Justina. Brzmiał tak, jakby miał żal do Any i Jeremiego, że rzadko bywają w domu.
       - Nie jąkaj się, tylko stąd spadaj, bo muszę coś znaleźć. - Wymamrotał zdenerwowanym głosem, chcąc wygonić irytującą małolatkę.
       -Nie powinieneś grzebać w rzeczach swojego taty. - Odważyła się zwrócić mu uwagę. Spojrzał na nią z pod byka, kpiąc z jej śmiałości.
       -Nic ci do tego. - odparł chłodno.Ostentacyjnie odwrócił się wracając do biurka. Mocniej szarpnął za uchwyt, otwierając ostatnią szufladę. Była tak przeładowana, że kilka pojedynczych kartek spadło na ziemię. Justin podniósł je po kolei i uważnie prześledził tekst.
       -Ale nie chcę, żebyś to robił, okej ? Jeremy ci ufa ... - zaczęła niepewnie. Zmarszczyła brwi, kiedy odpowiedziała jej kompletna cisza i jej przyśpieszony oddech.im dłużej Justin tu był, a ona próbowała go odwlec od przeszukania gabinetu z powodu jakiego nie danie jej było poznać, czuła się, jak przestępstwa, uważając, że każdy ma prawo do prywatności.
      Mając dość bycia ignorowaną przez blondyna, podeszła do biurka i pochyliła się lekko, kładąc dłonie na wypolerowanym blacie, by utrzymać równowagę.
      Patrzyła na niego, obserwując jak wyciąga kartkę, na której znajdował się wyciąg z konta bankowego. Zastanawiało ją, co chłopak zamierzał z nią zrobić. W końcu, blondyn wybiegł z gabinetu nie zważając na Jessicę. Myślała, że po prostu uda się do swojego pokoju, lecz on wyszedł z domu, a następnie wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon, zostawiając dziewczynę samą jak palec z milionem pytań, na które odpowiedzi nie znała.
***
      Otrząsając się z szoku jakiego doznała, Jess westchnęła cicho. Odepchnęła się od biurka i powolnie wyszła z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Czuła się źle ze świadomością, że Justin wziął coś, co nie należy do niego, a ona praktycznie mu w tym pomogła.
       Z zawiedzeniem i wyrzutami sumienia przywędrowała do salonu, spoglądając na wieszak, znajdujący się na korytarzu. Kurtka oraz kluczyki zniknęły wraz z Justinem.
Jedyne o czym w tamtej chwili marzyła to schować się w szafie i przepłakać całą noc, dopóki nie pojawią się rodzice.
       Pociągając nosem, upadła na miękką kanapę. Oglądanie telewizora było ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę, dlatego tępo wpatrywała się w dywan, gładząc ręką miękki materiał siedzenia.
       Przychodząc tu, nawet nie przeszło jej przez myśli, że już drugiego dnia będzie świadkiem tak wyrachowanego zachowania Justina. Również nie tak wyobrażała sobie jego osobę. Z opisów miał być grzecznym chłopcem, serdecznym dla rodziców, z bogatym zasobem słów i wspaniałymi przyjaciółmi, a on był tego przeciwieństwem. Jedno się zgadzało - miał naprawdę fajnych kolegów, których Jess zdążyła polubić, mimo że byli równie straszni, jak sam blondyn. W głębi duszy jednak usprawiedliwiała młodego Bieber'a tym, że musiał mieć ważny powód, by zrobić taką okropną rzeczy. Wiedziała, że jest w nim ukryte dobro, inaczej nie odzywałby się do niej, nawet krzycząc. Naprawdę to doceniła i wierzyła, że może być między nimi dobrze, o ile więcej nie będzie wywijał takich numerów.
      Jej rozmyślanie przerwał dzwoniąc telefon. Jess obleciała wzrokiem całe pomieszczenie, lokalizując urządzenie na kuchennym blacie, które należało do Justina.
      Z lekkim wahaniem podeszła bliżej i przyjrzała się zdjęciu, na którym widniała zgrabna brunetka o imieniu Selena. Wsłuchując się w słowa piosenki Drake'a oraz Rihanny „Take care” , toczyła walkę ze samą sobą, analizując plusy i minusy tej sytuacji. Jeżeli odbierze to Justin na pewno będzie zły, ale jeśli to coś ważnego ... Nie chciała kolejny raz mu podpaść.
      Drżącą dłonią podniosła dzwoniący telefon. Niepewnie nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła do ucha.
-Halo ? -spytała pospolicie. Wielka gula uformowała się w jej gardle, czekając na odpowiedź, która nie nadeszła nawet po kilku sekundach czekania. - Halo ? Słyszysz mnie ? - ponowiła cienkim ze zdenerwowania, głosem. Odetchnęła z ulgą, kiedy ktoś po drugiej stornie rozłączył się. Wzruszając ramionami z niezrozumieniem, odłożyła urządzenie na swoje miejsce i upewniając się, czy Justin czasem nie wrócił, pobiegła na górę, oddając się nauce.

***

      Mocne dźwięki piosenki Eminem'a wypełniały sportowy wóz Justina, kiedy ten zajeżdżał na parking jedynego banku w Stratford. Wybrał najmniej zatłoczone miejsce i zgasił silnik. Ściszył radio i chwytając zabrane z domu kartki, ruszył w stronę budynku, zamykając samochód jednym przyciskiem na kwadratowym pilocie.
       Wnętrze banku było dość surowe, utrzymane w kolorach brązu z dodatkami niebieskiego. Okna zasłonięte były jasnymi wertikalami, a na ścianach wisiało mnóstwo ogłoszeń.
Stanął na w progu i rozejrzał się dookoła. Panie ubrane w nienaganne mundurki chodziły niczym mróweczki pod bacznym wzrokiem swojego szefa, który popijał kawę w małym kantorku, a kilka starych babci spokojnie czekało na swoją kolej, na przeznaczonych do tego ławeczkach.
Justin ruszył raźnym korkiem do miejsca pracy rudowłosej trzydziestolatki, zanim uprzedziła go starsza pani o lasce.

       -W czym mogę pomóc ?- spytała formalnie, zakładając okulary, które skutecznie obniżały jej seksapil. Młody Bieber, bez zbędnych ceregieli, położył kartki na blacie. Kobieta podniosła się z obrotowego krzesła i skupiła na tym, co dał jen dziewiętnastolatek.
       -Może pani sprawdzić do kogo należy to konto.
       - W żadnym wypadku. -zaprotestowała szybko, odsuwając od siebie kartki. -Nie możemy udzielać takich informacji.
     Justin był przygotowany na odmowę, dlatego westchnął z irytacją i zanurkował ręką w tylnej kieszeni, w której odnalazł kilka banknotów. Położył je na blacie, obserwując reakcję rudowłosej, która otworzyła usta ze zdziwienia i zdjęła okulary.
       -Przekona to panią ? - blondyn wysilił się na swój firmowy uśmieszek, któremu kobiety nie mogły odmówić.
        -Kategorycznie nie ! - odpowiedziała pewnie, ponownie siadając w fotelu.
        -Nie ma pani ochoty na małą podwyżkę ? - uniósł brew.
        -Nie mam ochoty stracić pracy. - zripostowała. -Jeżeli to wszystko proszę wyjść i nie torować kolejki. - odpowiedziała szorstko, skupiając się na monitorze.
    Blondyn poczuł napływającą złość. Mocno zacisnął dłonie w pięści. Jego oddech stał się płytki, a nozdrza rozszerzały się, kiedy brał wdechy.
         -W takim razie proszę pilnować córeczki, panno Ranolds. - posłał jej fałszywy uśmiech. Kiedy tylko w trzeciej klasie gimnazjum zaczął umawiać się z Amy, był pewnie, że ta znajomość kiedyś się przyda. Ich związek nie trwał długo, ponieważ w szkole pojawiła się Sel, a on wiedział, że musi ją mieć. Tak więc załamana Amy przeniosła się do innej budy i więcej jej już nie spotkał. Ale nie szkodzi odnowić znajomości, prawda ?
      Chwytając swoje kartki, kątem oka zauważył jak kobieta przestaje ruszać myszką i sztywnieje, patrząc na niego przestraszona. Justin zaśmiał się głośno i opuścił budynek.
„I tak się dowiem”- powtarzał w myślach, wsiadając do wozu. Duże krople wody uderzały o przednią szybę, a z daleka rozległ się głośny grzmot.
Ta pogoda idealnie obrazowała jego uczucia. Był tak samo rozwścieczony, jak ta burza.
Postanowił, że nie od razu wróci do domu, a jazda po mieście bez wiadomego celu, pozwalała się zrelaksować.

***

         Niespodziewanie zerwał się wiatr. Jessica obserwowała przez zasłonięte zasłony cienie rzucane przez szalejące na zewnątrz drzewa. Była sama w swoim pokoju. Czuła przerażenie spowodowane panicznym lękiem przed burzą i samotnością. Nie chciała być sama. Nigdy.
Dziewczyna zaszyła się w rogu pokoju, siedząc na łóżku pod ciepłym kocem. Światło było zgaszone, a mrok pokoju rozjaśniało jedynie światło jej laptopa. Nie korzystała z niego, ale jasność, jaką dawała jego matryca była naprawdę krzepiąca. Po jakimś czasie, do paskudnego wiatru dołączyły bardzo głośnie grzmoty i przerażające błyskawice, które sprawiały, że Jess miała ochotę zniknąć. Albo chociaż przytulić się do mamy, której ku jej nieszczęściu nigdy nie posiadała.
,,Jesteś taki zabawny, losie.'' Mruczała, ledwo słyszalnie. Czuła się okropnie, a na dodatek była głodna. Pragnęła tylko tego, żeby Ana już wróciła do domu.

         Z każdą minutą grzmoty były coraz głośniejsze, a błyskawice większe i bardziej widoczne. Jess kuliła się na łóżku nie mogąc zrozumieć co się stało jakąś godzinę temu... Bała się, bo była sama i nawet Justina z nią nie było. Z nim czułaby się może troszkę bezpieczniej...
     Po kwadransie, burza rozpętała się na dobre. Jessica siedziała przerażona, a w jej oczach mieniły się kryształowe łzy, które lada moment miały wypłynąć na jej policzki. Trzęsła się ze strachu przed burzą i z obawy, że jest sama w tym ogromnym domu. Nagle, usłyszała trzask drzwi frontowych. W sytuacji, w jakiej się znajdowała przychodziły jej do łowy rozmaite, przerażające rzeczy. Mimo to, zachowała zimną krew z nadzieją, że to Ana i Jeremy, albo chociaż Justin. Po trzaśnięciu nastała cisza, która stopniowo mieszała się z grzmotami. Jess modliła się po cichu, aby wieczór znowu był spokojny, a ona razem z nim...

            - Jesteś tu? - Niespodziewanie, do pokoju wtargnął blondyn. Jego głos był aksamitny, pozbawiony kpiny oraz goryczy. Mrok sprawiał, że chłopak był ledwo widoczny dla dziewczyny, która sparaliżowana strachem nie próbowała się nawet odwrócić. - Boisz się? - Zapytał, kiedy dostrzegł, że ciało nastolatki niepokojąco się telepie. Był to charakterystyczny odruch osoby, która bardzo panikuje; boi się. Zbliżył się o kilka kroków i dostrzegł, że dziewczyna potakuje. Nie mógł dostrzec jej ciałą w pełnej okazałości, ponieważ skulona, była przykryta kołdrą. Blondyn uśmiechnął się, lecz nie był to uśmiech kpiący. Był opiekuńczy.
           - Dobrze, że już nie..nie jeste-em sama w do-domu. - Wyjąkała unikając kontaktu wzrokowego z Justinem.
          - Nie bój się, ten dom jest naprawdę bezpieczny. - Westchnął, cały czas patrząc na nastolatkę. - I..przepraszam, że zostawiłem Cię tutaj samą. Nie powinienem. - Dziewczyna przez chwilę myślała, ze w chłopaka przywalił piorun, ponieważ naprawdę był...miły? Ugh.
          - Ale przyzwyczajaj się do tego, że będziesz tutaj siedziała sama. Rodziców zazwyczaj nie ma w domu, a ja również często wybywam. - Kontynuował swój wywód, a kiedy przestał, usłyszał burczenie brzucha dziewczyny. Zaśmiał się cicho, widząc jej wielkie oczy, które wpatrywały się w niego. - Zamówię pizzę, a Ty wyjdź z tego łóżka, dobra? Jesteś bezpieczna. - Jess nie reagowała, ponieważ wciąż była przerażona, chociaż w mniejszym stopniu. Justin uklęknął na rogu łóżka i wyciągnął dłoń do biedactwa. Jessica chwyciła ją niepewnie, drżąc pod wpływem dotyku swojego przyszywanego brata. Masował jej zewnętrzną część dłoni, aby się uspokoiła.
          - Pójdziesz ze mną na dół? - Zapytał, przyglądając się swoim palcom, które muskały dłoń Jessici.
          -Mhm ... - mruknęła niewyraźnie, kiwając głową.
          - Wydaje mi się, ze sprawiłem złe pierwsze wrażenie, ale nie obchodzi mnie to. Jestem zdania, że kiedy się zadomowisz nawet piekło wydaje się miłym miejscem, a szatan może być Twoim bratem. - Zagaił tajemniczo, wychodząc z pokoju. Przystanął przed wejściem, czekając na dziewczynę, która próbowała wygramolić się z łóżka, analizując słowa, które wypowiedział.
           -Szatan ? - zmarszczyła nos, stając na miękkim dywanie. Odrzuciła kołdrę na łóżko i podeszła do blondyna. - To nie jest dobre porównanie na tę chwilę. - stwierdziła, będąc nadal lekko rozdygotana. Nawet nie chciała wiedzieć, jak mógłby zachowywać się Justin jako szatan. Wolała go aroganckiego i tego, który się z niej wyśmiewał.
            - To tylko metafora. - Burknął. - Nie jestem aniołkiem i powinnaś to wiedzieć.
            - Możliwe. - Westchnął, odpierając się o blat mebli kuchennych. Chwycił telefon i wykonał połączenie do jego ulubionej pizzerii. Nie interesował go fakt, że była burza - płacił i wymagał szybkiego transportu.
             -Może zjemy coś innego ? -zaproponowała niepewnie, obserwując chłopaka. Zamawianie jedzenia było w tej chwili nie rozsądne.
Długim krokiem podeszła do szafki. Musiała stanąć na palcach, aby prześledzić jej zawartość, a następnie wyciągnąć pudełko z kolorowymi rysunkami
              -Płatki ? - Justin popatrzył na nią, jak na kretynkę. Nie znosił ich.
              - Tak, płatki są smaczne i pożywne! Zróbmy płatki! - Nie kontrolowała entuzjazmu, który był słyszalny w jej głosie.
              -Proszę bardzo. Jedz ten shit. Ja poczekam na coś lepszego. - oznajmił bez emocji, wędrując na kanapę. Po chwili zamówienie zostało złożone, a Justin rozsiadł się wygodnie, włączając telewizor.
               - Może nie powinieneś włączać telewizora. Jest burza..- Mruknęła, przyglądając się temu co robił.
               -A ty nie powinnaś się bać ? Jest burza. - przedrzeźniał ją. Jess poczuła wielkie rozczarowanie i odłożyła płatki na blat. Myślała, że będzie już dobrze.
         Jak na złość rozległ się hałas burzy. Dziewczyna podskoczyła do góry z piskiem. Na całym jej ciele pojawiły się ciarki, dlatego zacisnęła połowy swojego swetra.
Zaskoczony Justin obrócił się.
                - Ej, spokojnie..- Wyszeptał, wstając z kanapy i zmierzając w jej stronę. - Tylko żartowałem, jesteś bezpieczna, pamiętasz?
                -Ale ... Ona jest straszna. - w brązowych tęczówkach Jess pojawiły się łzy.
                -Dużo rzeczy w życiu jest straszne, wiesz? Na przykład inni ludzie. Oni mogą wyrządzić dużo więcej złego niż burza. - Starał się uspokoić dziewczynę, więc pogładził jej plecy i przytulił lekko.
                -Ciebie też się bałam na początku. -przyznała nieśmiało, zagryzając dolną wargę. Wierzyła, że jeśli skupi się na czymś innym niż burza, ona szybciej się skończy, pozostawiając po sobie tylko mokre drzewa i połamane gałęzie starych drzew.
                 - Może nie powinnaś przestawać tego robić?
                 -Jest jakiś konkrety powód ? - uważnie skanowała jego twarz.
                 -Jest wiele powodów, ale nie myśl o tym. Jesteśmy obcymi ludźmi i wydaje mi się, że szybko się to nie zmieni. - Westchnął, odchodząc od dziewczyny. Podszedł do okna i odsłonił lekko zasłonę, aby zobaczyć, jak wygląda sytuacja za oknem. - Wiatr ustał.
                 -Obcymi, bo nie mamy tej samej grupy krwi ? -spytała, lecz nie doczekała się odpowiedzi. - jesteś niesprawiedliwy. -dodała z grymasem. Nie mogła uwierzyć, że w ciągu kilku chwil zmienił się z opiekuńczego na obojętnego drania. Wiedziała, że nie może wiele oczekiwać od jego zachowania, ale ta sytuacja była dość irytująca. - I tak nie zamierzałam powiedzieć rodzicom.
                  -Dzięki ? - Justin odparł nieco zdziwiony.
                  -Ale pod jednym warunkiem. - uśmiechnęła się na co blondyn złączył brwi. -Powiesz mi o co chodziło, kiedy będziesz na to gotowy.


------------------------------------------
Ups ... Prawie zapomniałam wstawić :D
 W komentarzach zdradźcie, jak Wam się podoba ;)
Pozdrawiamy, Alex i Pam Lam :*