środa, 27 maja 2015

Rozdział 8



-Justin ?
W pokoju, urządzonym dość nowocześnie, jak większość domu, rozległo się ciche pukanie. Ana przyłożyła dłoń oraz przybliżyła ucho z brylantowym kolczykiem, do drewnianych drzwi. Z niecierpliwością nasłuchiwała, czy Justin już wstał, chcąc z nim porozmawiać. Kiedy cisza przedłużała się, Ana przeniosła ciężar ciała na drugą nogę i westchnęła.
-Justin ? - powtórzyła z większym naciskiem. Mimo to starała się być cicho, aby nie obudzić reszty domowników.
-Ta ? - rzucił od niechcenia, ochrypłym głosem. Wyłonił głowę spod kołdry, ale nie otworzył oczu. Przełknął nadmiar śliny znajdujący się w gardle i wtedy poczuł przemożną chęć zapalenia papierosa. Jednak był zbyt wykończony, aby teraz wstać. Marzył tylko o tym, aby Ana, jak najszybciej odeszła od drzwi i dała mu święty spokój. Chociaż na jeden dzień.
Kobieta położyła dłoń na srebrnej klamce, zanim spytała:
-Mogę wejść ?
Justin jęknął głośno i przeciągle, sygnalizując swoje niezadowolenie. Tego było dla niego za wiele.
Kiedy on przewracał się na drugi bok, próbując zniechęcić Anę do dalszych działań, ona już stała w progu, kręcąc głową. Spodziewała się tego od początku, bo Justin nie był typem rannego ptaszka, a budzenie go o wczesnych porach wymagało wielkiej cierpliwości, aby następnie przez cały dzień tolerować jego humorki.
Brunet po chwili poczuł jej mocne perfumy. Nie znał się zbytnio na markach, ale wiedział, że były dość drogie.
Ana czując presję naglącego ją czasu, jednym ruchem zrzuciła kołdrę z chłopaka, po czym zobaczyła jego spojrzenie pełne wyrzutu. Nie przejęła się tym. Musiała wyjaśnić pewne sprawy. Do tej pory, jako jedyna kobieta w domu, tylko ona rządziła. Oczywiście Justin nigdy nie brał sobie tych uwag do serca i robił wszystko po swojemu.
-Wstawaj. Musimy porozmawiać.
-Jest tak wcześnie. - jęknął, pocierając twarz dłońmi, aby odgonić resztki snu. W gardle miał pustynię, a płuca tęskniły za dymem papierosowym.
-Nie obchodzi mnie to, Justin. - odparła niewzruszona narzekaniem syna. Skrzyżowała za to dłonie tuż pod piersiami, które przez ruch wyeksponowały się bardziej i zaokrągliły.
Ten gest nie umknął Justinowi. Był fanem kobiecego ciała i urody. Nie wliczając w to Jess. Dla niego była tylko dziewczynką, jeszcze nie świadomą swoich atrybutów. Może się mylił, bo nosiła dziwnie rozciągnięte, dziewczęce swetry i nawet to nie zniechęciło innych facetów na ulicy, by uchwycić wzrok na takiej kruszynce. Oczywiście, jednym spojrzeniem pokazał, gdzie ich miejsce.
-Ranek to nie jest czas na konwersacje - próbował się targować.
Ana zacisnęła usta w cienką linię.
-Jest, jeśli nie podoba mi się twoje zachowanie.
„Zaczyna się”- pomyślał bezgłośnie, poddając się.
Ana obróciła się na pięcie i usiadła na krześle obok biurka. Justin był przyzwyczajony do jej groźnego wzroku, wypalającego dziurę w jego ciele, dlatego nie był speszony.
Poprawił się natomiast na łóżku i usiadł opierając się o zagłówek.
-Więc, o co chodzi ? -spytał.
Mrużył oczy przez wpadające światło słonecznie, które go raziło, ale mimo to dostrzegł kilka nowych zmarszczek wokół ust i oczu na zadbanej twarzy swojej matki. Nie wiedział, czy słusznie ją tak nazywa, ale zrobi wszystko, żeby się dowiedzieć. Ojciec namieszał już zbyt bardzo w jego życiu.
Ana miała dziś na sobie granatową, dopasowaną sukienkę, tuż za kolano i wyrazisty makijaż, a wysokie szpilki podkreślały jej chude nogi.
-Dlaczego Jessica wczoraj zamknęła się w pokoju zaraz po waszym przyjściu ?
Justin otworzył usta ze zdziwienia.
-Tylko nie mów mi, że nic ! - dodała nieco ostrzej. - Wszystko widziałam.
Blondyn westchnął jedynie, podnosząc się z wygodnego łóżka. Nie miał nawet pojęcia co powiedzieć, biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej jego przybrana siostra nie wyjawiała oznak smutku czy złości na jego osobę. Wydawało mu się, że tym razem niczego nie spieprzył. Jednak musiał się mylić...
   - Zapytam jej, w porządku? - Westchnął swoim zaspanym, tudzież zachrypniętym głosem.
    - Tak będzie lepiej, maszeruj młody mężczyzno, póki nie jestem do końca zdenerwowana. - Ana odparła, zaciskając pięści na swoim żakiecie.
     - Przestań, mam dosyć tego, jak się zachowujesz matko. - Młody Bieber warknął.- Nie mam pięciu lat, nie traktuj mnie jak gówniarza.
     - Zachowujesz się jak gówniarz! - Krzyknęła. - Nie masz pracy, w szkole nie wykazujesz się niczym specjalnym oprócz chuligaństwa a w domu nawet nie szanujesz rodziny.
     - Przestań! Nie mogę tego słuchać, nie mogę słuchać tego, że wszyscy czegoś wymagacie. Nie jestem idealny. Przyjmij. To. Do. Wiadomości. - Powiedział przez zaciśnięte zęby, oddychając ciężko. Kochał swoją matkę, ale często nie miał ochoty z nią rozmawiać. Tak, jak z każdym oprócz jego braci. Ostatnio tylko im ufał, tylko oni byli dla niego ważni...czuł, że wszyscy inni go oszukują, wiedział, że tak jest.
   - Mógłbyś przynajmniej się starać i sprawiać, że byłaby- Nie dane jej było skończyć, ponieważ chłopak wyszedł z pokoju z impetem trzaskając drzwiami. Gdy znalazł się na korytarzu, odetchnął głęboko i skierował się do pokoju Jess. Nie miał ochoty z nią rozmawiać, ale czuł, że...czuł, że musi.
     - Jess? - Zapytał cicho, przekraczając próg jej sypialni. - Śpisz?
     - Nie, czytam. - Odparła swoim rutynowym, miłym tonem. - Wejdź, jeśli masz ochotę.
     - Matka mówiła, że jesteś smutna. - Wyjaśnił, siadając na wielkim fotelu przy drzwiach. - Nie żebym się przejmował, ale jeśli to z moje winy to...ugh nie chciałem.
     - To przeprosimy? -Zadrwiła, nie odrywając wzroku z lektury. - Justin, to na prawdę nie Twoja sprawa.
      - Skoro tak mówisz. - Wzruszył ramionami. - Gdybyś jednak stwierdziła, że to przeze mnie to... daj znać.
       - I co wtedy? - Zmrużyła oczy, nie rozumiejąc chłopaka.
       - Pozwolę Ci mnie uderzyć w twarz lub brzuch. - Powiedział z poważną miną, na co dziewczyna zachichotała.
       - Okay, pomyślę. A teraz idź, bo będę dzwonić do mojej przyjaciółki. - Westchnęła, dając rękoma znak Justinowi, aby opuścił jej sypialnię.
***
Zaraz po wyjściu Any, Jeremy również postanowił wybrać się na siłownię. W czarną torbę firmy Nike spakował wszystkie potrzebne rzeczy i przystanął przed pokojem Justina. Chłopak z nagą klatką piersiową, stał na balkonie. Jedną rękę trzymał na barierce, a druga zbliżał papierosa do jego ust. Jeremy miał wielką ochotę spędzić trochę czasu z synem, szczególnie że zauważył, jak oddalają się od siebie. Trwało to niedługo, ale mężczyzna nie rozumiał, dlaczego tak się dzieje. Oczywiście, dobrze znał charakter Justina, ale dzisiejsze jego słowa zraniły go prosto w serce.
-Nie mam ochoty, tato. - zbył go prostymi słowami, wypuszczając obłok białego dymu spomiędzy malinowych, idealnie wykrojonych warg.
Jeremy z zawiedzeniem pokiwał głową i wyszedł.
-Mam dość, kurwa. - wyrzucił z siebie jednym tchem młody Bieber. Ostatni raz zaciągnął się skrętem i niedbale upuścił go na zieloną trawę.
Nie mógł przyswoić tego, jak egoistyczny jest jego ojciec. No tak, przecież o niczym nie wiedział ... Nie wiedział, że jego syn coś podejrzewa. Nie wiedział, że ukradł mu wyciąg z banku i nie wiedział, że tylko na tym nie poprzestanie.
Justin wszedł do pokoju, zasuwając za sobą drzwi, aby nie było przeciągu. Dzisiejszy dzień charakteryzował się rześkim wiaterkiem, a słońce toczyło bitwę z chmurami deszczowymi.
Chłopak już wiedział, co zrobić, aby pozbyć się frustracji. Oczywiście nie był zły na Jess za wczoraj. W końcu jego zatwardziałe sumienie złamało się i przyznało rację, że to on był winny całej tej sytuacji.
Głaszcząc się otwartą dłonią po nagiej skórze na klatce piersiowej, rozglądał się za czymś, co nadałoby się do ubrania. Jednak szybko zrezygnował, zakładając brudny T-shirt. Szybko wyszedł z pokoju, nie chcąc oglądać bałaganu panującego w jego pokoju.
Zatrzymał się na chwilę w kuchni. Z lodówki wyjął mleko, zapełnił nim szklankę, w szafce odnalazł ciasteczka oreo i z całym zapasem powędrował do piwnicy. Z kieszeni spodenek wyjął złoty klucz i otworzył drzwi.
W pomieszczeniu unosił się kurz oraz zapach zaschniętej farby. Odłożył jedzenie na mały stoliczek i otworzył okno, wpuszczając świeże powietrze. Dopiero w takich warunkach mógł się odprężyć poprzez pracę.
Usiadł na piętach naprzeciwko sztalugi. Wisiało na nim puste płótno. Ostatnim razem gdy tu był nie mógł skupić się na malowaniu. Wyobraźnia podsuwała mu same smutne obrazy i kolory o wszystkich, jaśniejszych i ciemniejszych, odcieniach czerni i szarości. Zanim tu przyszedł pierwszy raz natrafił na dowód, który poskutkował powątpiewaniem, czy Ana na pewno jest jego matką. Tego dnia usłyszał rozmowę Jeremy'iego przez telefon:

- Nie możesz, nie pozwalam Ci. - Słyszał, jak jego ojciec warczy do słuchawki telefonu. 
- Umawialiśmy się, że ja płacę, a Ty nigdy nie pojawiasz się w jego życiu! - Głos Jeremiego zagrzmiał po raz kolejny. Justin zadrżał, przez niewiedzę, która wypełniła jego wnętrzności. 
- Nie obchodzą mnie jego bracia, nie obchodzisz mnie Ty! - Krzyczał szeptem, gdyż miał świadomość, że nie był sam w domu. - Nie pozwolę Ci zniszczyć mojej rodziny. Jeśli zbliżysz się do mojego domu, przestanę płacić, a wtedy zdechniecie. - Justin słyszał, jak dorosły mężczyzna z impetem kończy rozmowę, odrzucając telefon na drugi koniec biurka. Młodzieniec nie miał pojęcia co się działo, lecz wiedział jedno: jego życie prawdopodobnie nie jest takie, jakie mu się wydawało.

Głowa pękała mu na samo wspomnienie tego feralnego dnia, a raczej wczesnego popołudnia, kiedy urwał się z lekcji. Aby odgonić złe myśli, sięgnął po pędzel, najcieńszy z pokaźnej kolekcji.
Na początku chciał namalować same kontury sylwetki Seleny, jej ślicznej twarzy i idealnego ciała. Uważał, że to będzie najlepszy prezent, aby jutro przeprosić swoją ukochaną i opowiedzieć o zmianach w jego życiu. Wiedział, że Selena kocha jego tak, jak on ją, więc przyjmie to lepiej niż on sam.

Jess już około godziny leżała bezczynnie, a na jej ciele pojawiały się ciarki. Kołdra spoczywała na podłodze obok łóżka. Dodatkowo założyła dość krótką piżamę, na którą składała się za duża koszulka i krótkie szorty.
Była sparaliżowana rozmową, którą odbyła z Justinem. Z pewnością nie chciała, aby tak to się skończyło. Pozwoliła złości przeniknąć do jej środka i przejąć kontrolę nad sobą. Nienawidziła tego z całego serca, bowiem twierdziła, że wkurzanie się nie wyjaśni żadnej sytuacji. Dodatkowo nie zadzwoniła do Taylor tylko dla tego, że przyjaciółka wyczułaby jej roztargniony głos i mogłaby pomyśleć, że wcale nie jest tutaj szczęśliwa.
Wzdychając z żałością, przewróciła się na drugi bok, wsłuchując w każdy krok Justina. Była zaskoczona echem panującym w tym domu.
Teraz naprzeciwko siebie miała okno i wychodzące słońce, które witało się z mieszkańcami. Niebo było niebieskie i całkowicie bezchmurne. Od czasu do czasu można było usłyszeć klakson i przejeżdżający samochód.
Stwierdziwszy, że Justin zaszył się już w jednym miejscu, wstała w szybkim tempie ogarniając pokój. Porządnie zaścieliła łóżko, nieświeże spodnie wrzuciła do kosza na pranie, a szklankę po mleku włożyła do zmywarki, gdy znalazła się w kuchni. Ana, jak zwykle, zostawiła na blacie dwa rogaliki na śniadanie dla niej i Justina. Jess zdążyła się już przyzwyczaić do opiekuńczości swojej przyszywanej mamy. W domu dziecka nie doświadczyła czegoś tak sympatycznego. Panie tam pracujące traktowały tą pracę jako obowiązek i nie wkładały w to pasji.
Choć francuskie ciasto wyglądało apetycznie, Jess nie była w stanie go zjeść, jej żołądek ścisnął się w ogromny supeł, gdy powolutku zmierzała w nieznanym kierunku, pomagając sobie małymi kropkami mleka na podłodze, które zostawił Justin.
Chłopak właśnie kończył kontury szyi swojej ukochanej, kiedy drzwi otworzyły się, a do środka weszła Jess.
Chociaż Justin nikomu nie pozwalał tutaj przychodzić, jej nie miał serca odprawić z kwitkiem. Swoją pracownię traktował, jako swoją własną oazę, którą sam stworzył.
Odwrócił się w stronę dziewczyny. Chciał się przywitać, lecz ona zaczęła pierwsza.
-Przepraszam.
Jess spuściła głowę, lekko zmieszana.
-Za co ?
Justin zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
-Słyszałam dziś rano ...  Potem przyszedłeś ... Ja Cię olałam ... - urwała, kiedy jej brat wstał z podłogi. Przestraszyła się tego, że mogła go zdenerwować i lekko struchlała.
-Nie przejmuj się tym, okej ? Już jest dobrze.
Podszedł do niej i ujął za podbródek, by na niego spojrzała. Jej brązowe oczęta były skąpane w poczuciu winy. Im dłużej w nie patrzył, tym bardziej bolało go serce.
-I nie bój się mnie. - oznajmił. Na usta Justina wpłynął szeroki uśmiech.
Jess rozluźniła się lekko, chociaż nadal była speszona wzrostem swojego brata, który nad nią górował. Będąc obok niego czuła się, jak malutka roślinka, która musi uważać, aby nie przyćmiły jej większe.
Justin odsunął rękę, która dotykała delikatnej skóry jego siostry, a teraz bezwiednie zwisała wzdłuż jego ciała, kiedy wracał do sztalugi. Ponownie usiadł na podłodze, uważając temat za zakończony i wziął do ręki brązową farbę wraz z pędzlem, aby ożywić włosy jego ukochanej.
Jessica chwilę rozglądała się po pracowni Justina, czekając, czy aby jej stąd nie wyprosi. Przygotowała się na to, że powie coś niemiłego, aby ją stąd wyprosić. Zdziwiła się, kiedy tak po prostu powrócił do wcześniejszego zajęcia, zanim mu przerwała.
Widok przystojnego chłopaka, poddającego się swojej pasji, ścinał z nóg, zapierał dech i blokował dopływ krwi do mózgu. Było w tym coś magicznego i wspaniałego. Skupienie malowało się na twarzy Justina przez co wydał się dla Jess jeszcze straszy.
Po cichutku pokonała dzielący ich dystans i usiadła obok. Nie była dobra z matematyki i źle obliczyła, gdzie dokładnie mogła usiąść, przez co kolana tej dwójki stykały się. Zaskoczona Jess na początku głośno wciągnęła powietrze do płuc i lekko się zarumieniła, lecz nie miała odwagi się odsunąć.
Justinowi nie umknął pojawiający się czerwony kolor na twarzy siostry. Stwierdził nawet, że wyglądała słodko, choć nie potrafił zignorować dziwnego uczucia, które pojawiło się, odkąd jego skóra dotykała jej.
-Kto to ? – zagadnęła Jess.
-Selena. – oznajmił zdawkowo. Jednym, sprawnym pociągnięciem pędzla sprawił, że włosy dziewczyny stały się bardziej błyszczące.
-Selena ?
Brunetka uniosła brwi.
-Moja dziewczyna.
Jess z uwagą obserwowała, jak na twarzy Justina pojawia się uśmiech. Poczuła się odrobinę dziwnie i wcale nie wiedziała dlaczego.
-Jaka jest ?
-Wspaniała. – skwitował krótko. – W życiu nie spotkałem lepszej dziewczyny od niej.
Ta krótka wypowiedz utwierdziła Jess, że Justin jest po uszy zakochany. Wystarczyło tylko spojrzeć na te tańczące w oczach iskierki, gdy o niej mówił.
Teraz poczuła się odrobinę niezręcznie przez ich kolana, które nadal do siebie przylegały. Chwilę patrzyła, jak obraz nabiera kolorów i stwierdziła, że na pewno widziała w szkole tą dziewczynę.
-Nie uważasz, że jest odrobinę za nudy ? – spytała, chcąc zażegnać napiętą atmosferę. Ale czuła ją tylko ona. Justin nadal był zrelaksowany i dobrze wiedział, dlaczego tak nagle podniosła się i przysunęła bliżej obrazu.
-Co masz na myśli ?
Uniósł brwi.
-To.
Justin nie zdążył zareagować, bo Jess w błyskawicznym tempie włożyła rękę w fioletową farbę i odbiła ją na płótnie; na środku bluzki Seleny.
-Kurwa , Jess ! – krzyknął z rozpaczą. Rzucił pędzel na podłogę i złapał Jess za ramiona, odciągając od obrazu. Dziewczyna wylądowała na podłodze, śmiejąc się głośno, a Justin tuż obok, przyciskając jej ciało do zakurzonej podłogi.
Mimo to Jessica nadal nie potrafiła się uspokoić. Po części śmieszyła ją powaga i złość wymalowana na twarzy Justina. Wcale nie żałowała tego co zrobiła, ale również nie chciała go wkurzyć.
Młody Bieber z góry przyglądał się siostrze i jej radości, która teraz przerodziła się w cichy chichot. Chciał być wściekły, ale nie potrafił. Chciał na nią nawrzeszczeć za ten występek , ale nie mógł, bo po chwili sam zaczął się śmiać.
Puścił jej ramiona, aby nie zrobić krzywdy tak kruchej osóbce i spuścił głowę. Jego niesforne włosy dotykały bluzki na brzuchu Jess, ale oboje się tym nie przejęli. Ich łączące się śmiechy były cudowną muzyką i całkiem przyjemną dla uszu.
Jess jako pierwsza przestała się śmiać i z chęcią wsłuchiwała się w odgłosy wydawany przez Justina. Kątem oka spojrzała na  obraz i z dumą stwierdziła, że odrobina szaleństwa wcale go nie popsuła. Dzięki odrobinie fantazji stał się bardziej realistyczny.
-Jess .
Wzrokiem powróciła do Justina, który wypowiedział jej imię szeptem. Poczuła się, jak uwięzione w klatce zwierze, kiedy skanował jej twarzy wzrokiem.
-T-tak ?
W jej gardle pojawiła się ogromna gula, uniemożliwiająca mówienie. Jego oczy stały się jeszcze ciemniejsze niż wcześniej i zdecydowanie bardziej hipnotyzujące.
-Ufasz mi ?
-T-tak.
Przytaknęła zdezorientowana. Serce Justina zabiło mocniej, bo takiego właśnie zapewnienia potrzebował. Jess była dla niego ostoją, która pomoże, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba.
-To chodź. – wstał pierwszy i podał rękę siostrze. 


-------------------------------------------
Hejka ! 
Troszkę zagadkowe zakończenie rozdziału, ale ogółem bardzo Nam się podoba. 
Tak naprawdę miał on się pojawić wczoraj, ale Alex złapała burza i nie dała rady go sprawdzić ;)
Dajcie znać, jak Wam się podoba ! :D 
Do zobaczenia, kochani :*
Alex i Pam Lam 

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 7





Wtorek zaczął się dla rodzeństwa dość dobrze. Ponieważ Jess odwołano pierwszą lekcje, a Justin jej nie miał, dziewczyna postanowiła towarzyszyć mu na siłowni. Kiedy młody Bieber zmagał się z ciężarami, Jess wybrała zajęcia Zumby. Na początku czuła się nieco skrępowana, ale muzyka i wspaniała atmosfera pomiędzy kobietami, pozwoliły się jej rozluźnić. Przestała dbać o to, jak aktualnie wygląda. Skupiła się na tym, by się odstresować.
Po godzinie ćwiczeń, rodzeństwo wróciło do szkoły na swoje własne lekcje. Justin nie czuł natłoku tych wszystkich emocji. Odkąd Jess przybyła do jego domu, był kompletnie rozkojarzony i rozerwany pomiędzy tym czy lepiej się z nią zakumplować, czy nienawidzić. Na początku była dla niego bękartem, którego nie chcieli rodzice, a teraz zobaczył jej inną twarz i dobre serce. Broniła go. Nie musiała tego robić, bo tak naprawdę byli dla siebie nikim ważnym. Myślał o tym, że sam nie traktował jej dobrze i zdziwił się, gdy dziewczyna nie okazywała zbyt wielkiej urazy.
Fizyka i Angielski minął Justinowi szybko i bez zbędnego stresu. Po wyjściu z klasy, wraz z chłopakami, udali się pod drzwi, gdzie znajdowało się ich ulubione miejsce. Stąd mieli idealny widok na wszystko i wszystkich. Wielu innych uczniów nazywało ich „kontrolerami”, których czasem warto jest unikać.
Jednak nie to Bieber spodziewał się zobaczyć. Jess stała oparta plecami o swoją szafkę, a zdecydowanie za blisko niej był Josh. Jej ciało zdradzało to, że była przestraszona. Jej plecy były oparte o ścianę, a dłonie w obronnym geście trzymała plecak przed sobą. Krążyła wzrokiem po korytarzu szukając wybawienia. Ciągle nie Widziała jednak Justina, wiec chłopak cieszył się. Nie zniósłby jej błagalnego wzroku i musiałby ruszyć na pomoc. Zamiast tego zacisnął mocno pięści. Nie lubił Josh'a i tego, jak traktuje dziewczyny.
-Luke ... - pociągnął przyjaciela za rękaw skórzanej kurtki. - Widzisz to ?
-Ta. Josh to pieprzony kutas. Myśli, że wszystkie za nim szaleją.
-Pomóż jej. - rozkazał Justin.
-Chyba zwariowałeś. ! - krzyknął Luke. - Już trzy razy byłem u dyrektorki w tym miesiącu !
Bieber ponownie spojrzał na przestraszoną siostrę. Miał ochotę tam pobiec i z całej siły uderzyć tego lowelasa, ale jeśli to zrobi cała szkoła nabierze podejrzeń, a on będzie musiał tłumaczyć kim jest dla niego Jess. Nie był na to gotowy.
-Stary ... - dodał przejęty, czując presję czasu.
-Moment. - w jednej chwili do umysłu jednego z bliźniaków, napłyną cudowny pomysł, kiedy zobaczył Amy kroczącą przez korytarz. Jej włosy lekko powiewały pod wpływem ruchu, dopóki nie przystanęła przy swojej szafce.
Chłopcy, mimo powagi sytuacji, zaczęli chichotać i nawet Justin nieco się rozluźnił.
Amy Scott była jedyną, która opierała się urokowi osobistemu Luke'a i jedyną, której on nie zaliczył. Kiedy w listopadzie dołączyła do szkolnej grupy cheelederek starał się o jej względy przez kilka tygodni, lecz za każdym razem umiejętnie go spławiała. W końcu jego natręctwo i chęć poznania jej ciała, sprawiło, że dziewczyna miała go kompletnie dość i przestała być miła. Owszem, była ładna i dobrze o tym wiedziała -duże czekoladowe oczy, długie rzęsy, pełne usta i figura godna modelki-, ale nie chciała być, jak gwiazda szkoły - Selena. Uważała ją za pustą idiotkę.
Luke uśmiechnął się, skanując jej ciało obrócone do niego tyłem. Podszedł bliżej niej i położył ręce na smukłych biodrach.
-Cześć, księżniczko. - wyszeptał do jej ucha, zaciągając się zapachem wanilii.
Amy podskoczyła zaskoczona, ale szybko domyśliła się do kogo należy ten ochrypły głos. Równie szybko przejęła inicjatywę. Jednym ruchem zrzuciła jego ręce ze swojego ciała i zwinnie odeszła na bok. Teraz dzieliło ich dobre 20 centymetrów.
-Czego chcesz, Brooks ? - zapytała szorstko, wywracając oczami.
Lubiłaby Luke'a gdyby nie jego charakter i podejście do dziewczyn. Może i nie interesowały ją szczęśliwe związki w każdej przeczytanej książce, ale nie chciała być wykorzystaną i porzuconą.
-Tylko pomocy. - uniósł dłonie ku górze w geście obronnym.
-O nie, nie ! - kręcąc głową, chciała zedrzeć ten lubieżny uśmiech z jego twarzy. Nie sądziła, że rozkloszowana sukienka w kolorowy print z kwiatów aż tak zachwyci chłopaka.
- Przestań. Nie o to chodziło. - Zmieszał się, choć uśmiech nie schodził z jego twarzy. Lubił patrzeć na malutkie zmarszczki obok oczu dziewczyny, które pojawiały się, kiedy ta była zła. - Widzisz tamtą małą dziewczynę? - Zapytał wskazując na siostrę Biebera.
    - Tak, co z nią? Och, widzę. To Josh. - Prychnęła, przyglądając się chłopakowi z obrzydzeniem. Nienawidziła go, tak jak połowy osób ze szkoły. Jednak nienawiść do tego dupka była naprawdę ogromna. Gdyby tylko mogła, udusiłaby go gołymi rękoma. - Czego chcesz, Luke?
- Po prostu go przegoń od niej. - Wzruszył ramionami, widząc zniecierpliwionego Justina. - Proszę, Amy.
    - Bawisz się w superbohatera czy coś takiego? - Zadrwiła, unosząc znacząco brwi. - Od kiedy któryś z Brooksów próbuje pomagać słabszym? - Zapytała, a w odpowiedzi otrzymała jedynie zmieszane spojrzenie. Nie traciła już czasu, ruszając w stronę Josha i pierwszaka w opałach.
    - Odejdź. - Usłyszała wystraszony głos dziewczyny, której robiło się duszno z natłoku emocji.
    - No właśnie frajerze, spadaj stąd. - Prychnęła Amy, uderzając chłopaka w plecy. - Nie widzisz, że dziewczyna nie jest zainteresowana Twoim zasranym towarzystwem?
    - Amanda, nie przeszkadzaj mi i po prostu zejdź z oczu. - Wycharczał, wciąż nie uwalniając Jess. Na jego twarzy widniał kpiący uśmieszek, który nie chciał zniknąć.
    - Nie zamierzam słuchać osoby, która miała w ustach więcej cipek niż frytek. - Sapnęła śmiechem, kpiąc z chłopaka, który nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
Jess patrzyła nadal przestraszona na tą dwójkę. Była jednak zaskoczona tym że ktoś postanowił jej pomóc.
Kiedy Amy złapała ją za łokieć i nieco odsunęła od wściekłego Josh'a, poczuła się bezpieczniej i bliżej przyjrzała dziewczynie. Jess z zachwytem podziwiała jej piękną twarz i zdrowe, lśniące włosy, odcinając się od kłótni tych dwojga.
-Jeszcze obie pożałujecie ! - groził chłopak, odchodząc. Wstrzymywane powietrze uleciało ze świstem z ust Jess, a Amy uśmiechnęła się zwycięsko. Wzrokiem odszukała Luke'a, który przyglądał się uważnie tej scenie. Kiwną do niej głową, niemo dziękując, a chwilę potem już go nie było.
-Dziękuję. - wyszeptała Jess. Nie mogła uwierzyć, że akurat to musiało przydarzyć się jej już drugiego dnia w szkole. Nie chciała nawet sobie wyobrażać co będzie potem, skoro jest tu tyle dzikusów.
-Spoko. Nic ci nie jest ?
Jess zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie, dziękuję. - Mruknęła, uśmiechając się lekko.- Nie wiem, co bym zrobiła bez Twojej pomocy. - Westchnęła, patrząc na swoje palce.
    - Wyluzuj, to tylko zwykły idiota, który myśli, że coś znaczy. - Powiedziała beztrosko, patrząc na wystraszoną Jessicę. - Tak naprawdę on nie znaczy nic, tak jak większość tej popieprzonej szkoły. Jeśli będziesz obojętna na to co mówi, przestanie Cię zaczepiać. Ci ludzie czerpią satysfakcję z Twojego strachu, pamiętaj. - Po niedługim przemówieniu, zaczęła odchodzić od dziewczyny, która z uchylonymi wargami słuchała tego, co miała jej do przekazania.
    - Hej, jak masz na imię?! - Jess krzyknęła za pięknością, która coraz szybciej zmierzała w stronę schodów.
    - Amy. - Usłyszała beznamiętny ton dziewczyny, tracąc ją z pola widzenia.
    - Dziękuję za pomoc Amy. - Powiedziała, jakby do siebie, ponieważ Amanda nie była w stanie jej już usłyszeć.
Jess poczuła jakiś zawód, że nie utrzymała dłużej tej rozmowy, bo dzięki niej mogłaby znaleźć kogoś, kto zastąpiłby jej Taylor. Gdyby chodziła tutaj z nią, pewnie od razu by się jej wyżaliła.
Dziewczyna westchnęła głośno i poprawiła plecach. Wiedziała, że nie skupi się na lekcjach, dlatego udała się na parking. Bez trudu odnalazła samochód Justina i usiadła na krawężniku, kopiąc butem mały kamyk.
Zdała sobie sprawę, że to wszystko nie miało tak wyglądać i w jednej chwili chciała znów wrócić do bidula.
W domu, dziewczyna w ogóle nie zwracała uwagi na swojego nowego brata, który wciąż zachowywał się, jak idiota. Patrząc na jego twarz, dziewczyna nie dostrzegała nawet grama poczucia winy. Myślała, że chociaż będzie mu odrobinę wstyd za to, że nie pomógł jej w opałach. Przecież, przecież widział ją, kiedy Josh niemalże przyciskał ją do metalowych szafek. Nie zareagował. Um, w końcu dlaczego miałby się nią przejmować, skoro tak bardzo jej nie chciał? Jessy biła się z myślami przez dłuższą chwilę. Przez chwilę naprawdę chciała wrócić do śmierdzącego domu dziecka, gdzie nie odczuwała aż takiego...odrzucenia, które przechodziło w upokorzenie.
    Jej myśli zostały rozwiane przez gwałtowne otworzenie drzwi do jej sypialni. Głowa dziewczyny momentalnie odwróciła się w stronę dobiegającego dźwięku. Ujrzała sylwetkę Justina pomiędzy framugami futryny. Jego twarz nie wyrażała emocji, więc ona także postanowiła pozostać beznamiętna.
    - Tak? - Zapytała, zmuszając się na uśmiech. Nie wyjść na sukę, którą nawet nie była. Powinna wciąż być wdzięczna za to, że mogła mieszkać w domu Bieberów i za to, że blondyn w pewnym sensie ją akceptował.
    - Matka kazała nam jechać na zakupy. - Powiedział beztrosko, wchodząc do pokoju bez pozwolenia. - Podnoś dupę i idziemy, chcę szybko wrócić do domu, bo Jaidon chce przyjść na Fifę.
    - Nie musisz mi się tłumaczyć, jestem gotowa. - Odrzekła uprzejmie, bez uszczypliwego tonu. Była pozbawiona emocji. Przeczesała jeszcze włosy szczotką, która znajdowała się na stoliku przy łóżku i opuściła sypialnię nie zwracając uwagi na chłopaka. Ten podążał za nią wzrokiem domyślając się, że jest obrażona za jego zachowanie w szkole. Powinna? Prychnął w myślach, zastanawiając się czy Jessica nie za dużo wymagała. Przecież nie miał obowiązku się nią przejmować nie była nikim ważnym.
W czasie jazdy atmosfera gęstniała. Justin odczuł to ze zdwojoną siłą, ponieważ to on był winny całej tej sytuacji. Wstydził się przyznania do osoby, która uratowała mu tyłek przed mamą, gdy jechali do dentysty. Dziewczyna siedząca obok przebiła twardą barierę pod którą się krył i sprawiła, że poczuł coś dziwnego, a raczej wyrzuty sumienia. Nie był do tego przyzwyczajony. Nad nikim się nie litował. Był zimnym draniem i tylko w obecności Seleny potrafił okazywać czułość.
-Włączyć radio ? -zapytał, nie patrząc na Jess, która bawiła się swoimi palcami.
-Jeśli chcesz ... - mruknęła cicho.
-Okej ... -wzruszył ramionami, nasuwając ciemne okulary na nos.
Właśnie mijali most nad rzeką Avon. Justin westchnął ledwie słyszalnie, wiedząc, że są już przy końcu podróży.
To napięcie było dość niezręczne dla Jess. Nie zdążyła tego doświadczyć wcześniej. Może bidul miał swoje wady i zalety, ale ludzie byli o wiele milsi od tych tutaj.
-Poznałaś Amy ? - po tym pytaniu dziewczyna miała ochotę głośno wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymała się, kiedy napłynęły do niej wyraźnie obrazy dzisiejszego dnia.
-Ta. - rzuciła niedbale. Tak naprawdę chciała powiedzieć, jak miło było porozmawiać z kimś nowym. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że chciała nadal udawać wściekła. Tylko udawała, ponieważ nie potrafiła być zła na Justina. Było jej tylko smutno, że on nadal nie zmienił się po incydencie w samochodzie. Myślała, że zostawili to już za sobą.
- Poznałam też Josha, przyjemniaczek. - Prychnęła, nie kontrolując swojej reakcji. Zabrzmiała, jak królowa sarkazmu, którą na pewno nie była. Na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Młody Bieber zaśmiał się, widząc jak starała się zgrywać zimną osobę.
    - Jest kutasem. - Westchnął, nie wiedząc co powiedzieć. Wlepił wzrok w szybę, skupiając się na jeździe. Nie mógł w żaden sposób się wytłumaczyć...nawet nie chciał tego robić.
    - Zauważyłam. - Ucięła szybko, sygnalizując koniec tematu. Odwróciła głowę w stronę szyby i nikt do końca podróży, do supermarketu się nie odzywał. Cisza była dosyć uciążliwa, więc kiedy dojechali na miejsce, oboje odetchnęli z ulgą.
                Jessica wkładała artykuły wypisane na sporej kartce do wózka, który pchał Justin. Wyglądali, jak para lub narzeczeństwo, nie jak rodzeństwo, którym koniec końców nawet nie byli. Przez pewien czas nie odzywali się do siebie, nie czując takiej potrzeby. Jess myślała o tym, dlaczego jej życie jest tak bardzo pokręcone, a Justin modlił się, żeby w sklepie nie spotkał nikogo ze szkoły.
    - Masz jakieś plany na weekend? - Zapytał blondyn, chcąc nawiązać jakiś kontakt. Było mu głupio patrzeć na milczącą i smutną dziewczynę.
    - Nie. Pewnie będę spać, albo umówię się z Tay.
    - Tay?
    - Moja przyjaciółka z domu dziecka. Jest jedyną bliską mi osobą na tym świecie. - Powiedziała dosadnie i świadomie. Chciała, aby zrozumiał, że jego rodzina nigdy nie będzie dla niej tak ważna, jak dziewczyna, którą musiała zostawić.
    - Nie mów tak. W końcu ona też wbije Ci nóż w plecy. Ludzie tacy są, nie przywiązuj się. - Wyszeptał, patrząc przed siebie. Nie chciał, aby dziewczyna widziała jego oczy, w których prawdopodobnie na chwilę pojawiły się maleńkie łzy.
    - Skąd możesz wiedzieć, co zrobi? Ty też masz przyjaciół! Skoro tak mówisz, to po co się z nimi zadajesz?! - Oburzyła się, nie mogąc znieść bezczelności blondyna, który nawet nie znał Taylor.
    - Nas łączy zupełnie coś innego ... - Nie dane mu było skończyć, ponieważ Jess weszła mu w słowo.
    - A co? Pieprzycie się, że łączy Was coś innego? - Prychnęła złośliwie, nie wiedząc nawet skąd przyszło jej coś takiego do głowy. Sięgnęła po makaron, aby ukryć swoje czerwone policzki.
    - Jessica, słownictwo. - Zaśmiał się gardłowo. Cóż, naprawdę go rozbawiła swoją wypowiedzią. Może nie była taka drętwa, pomyślał. - Oni są czymś więcej, wiesz, mam rodziców, ale nie dogadujemy się za bardzo. Ja... w sumie, oni są moją rodziną. Opiekuję się tymi gówniarzami, martwię się o nich, bo oni też nie mają nikogo. I jestem zupełnie odporny na noże, które będą próbowali we mnie wbić.
    - A.. - Dziewczynie na chwilę odebrało mowę. - A ja jestem odporna na noże, które będzie próbowała wbić we mnie Taylor.
    - Nie jesteś. - Prychnął, śmiejąc się. - Ale spokojnie, masz teraz moich rodziców. Pozbierasz się. - Stwierdził, kradnąc kilka cukierków ze stoiska obok którego przechodzili. - Opowiedzieć Ci kawał? - Nie czekając na zgodę Jess zaczął mówić - Które ze zwierząt jest bardziej pracowite mrówka czy pszczoła?
    - Um... - Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę, nie chcąc wyjść na idiotkę. - Um.. nie wiem.
    - Mrówka, bo nie traci czasu na bzykanie! - Sam wybuchł śmiechem, ponieważ uważał, że jego kawał jest naprawdę mistrzostwem świata. Zgiął się w pół, nie mogąc się opanować, przez co ludzie dziwnie na nich patrzyli. Jessica również zaczęła chichotać, może nie z kawału, lecz z samego Justina, który w przeciągu sekundy stał się najbardziej uroczą osobą na świecie.
Godzinami mogłaby patrzeć, jak szeroko się uśmiecha, a w jego czekoladowych oczach pojawiają się iskierki. Wtedy przeistaczał się w całkiem innego Justina. Zupełnie, jak motyl.
-Co teraz ? -spytała Jess, już w lepszym humorze. Gęsta atmosfera zniknęła.
Justin ponownie prześledził kartkę, którą dała mu mama.
-Płyn do podłóg. - odpowiedział, rozglądając się za odpowiednią półką. Szedł przodem wskazując drogę Jess, która pchała duży koszyk. Wyglądała dość komicznie, gdyż jej wzrost wynosił tylko metr sześćdziesiąt pięć w przeciwieństwie do Justina, który za każdym razem, gdy na nią zerkał, miał ochotę głośno się roześmiać.
- To wszystko ? - dopytywała brunetka, przystępując z nogi na nogę. Wybrała wygodne trampki, ale długi spacer po supermarkecie sprawił, że rozbolały ją stopy.
-Yep. - przytaknął Justin, kiedy duża butelka z płynem o kolorze fal morza, została ulokowana w koszyku.
Chłopak zgiął kartkę i niedbale wrzucił ją do kieszeni, po czym przejął wózek od Jess, widząc malujące się na jej twarzy zmęczenie.
Rodzeństwo było zadowolone, kiedy przy kasie natknęli się tylko na babcię po osiemdziesiątce, która miało niewiele zakupów. Jess delikatnie i skrupulatnie wykładała produkty na taśmę, kiedy Justin po prostu rzucał je od niechcenia. Wywróciła oczami, ale nie skomentowała tego.
-Kompletnie zapomniałem. -Jess podniosła głowę na dźwięk jego słów, lecz od razu tego pożałowała. Justin z wysokiej półki wziął paczkę prezerwatyw. Jess oblała się rumieńcem i odwróciła w drugą stronę, lecz nie umknęło to uwadze chłopaka.
-Coś nie tak ? - zapytał rozbawiony. Cudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Nic. Dobrze, że się zabezpieczasz. - Westchnęła, uśmiechając się nieśmiało. - Wiesz, nie zarazisz się chorobą weneryczną. - Powiedziała i dopiero po chwili zorientowała się, że Justin miał dziewczynę i prawdopodobnie właśnie ją obraziła. - Um.. to znaczy...
       - Złapałem. - Zaśmiał się cicho, widząc zmieszaną minę nastolatki. Wiedział, że nie obraziła Seleny celowo, chyba.
       - Kiedyś powiedziałam koleżance, że jak będzie sikać w publicznych ubikacjach do zarazi się HIVem. - Wyznała, śmiejąc się cicho. Przyłożyła sobie dłoń do czoła, chyba nawet nie wierząc w to co mówiła. - Uwierzyła.
    - Coo ? - Bieber parsknął śmiechem. - Ile miałaś lat?
    - 15 - Wyznała ze zmieszaną miną. - Nie moja wina, że Megan jest taka głupia!
    - Jesteś niemożliwa, naprawdę. - Powiedział wciąż cicho się podśmiewając. Ona naprawdę jest całkiem zabawna, przyznał sobie w myślach.

      Podróż do domu nie trwała dłużej niż dziesięć minut. Podczas drogi oboje siedzieli cicho i zajmowali się swoimi myślami. Cisza była komfortowa, ponieważ towarzyszyła jej cicha muzyka z radio, które włączył Jusitn.


---------------------------------------
Heeejka ! 
Jak podoba się Wam siódemka ? 
Następne rozdziały będą pojawiały się odrobinę nieregularnie, ale nie martwcie się ;) 
Komentujcie ! Bardzo zależy nam na waszej opinii ;) 
Życzymy miłego tygodnia i czytania naszej twórczości 
Pozdrawiamy, Alex i Pam Lam.