środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 10




            -Co Cię naprawdę sprowadza, piękna ?
-Zaniedbujesz mnie, Justin.
Na twarzy Seleny pojawiło się wielkie rozczarowanie, a coś w sercu chłopaka zakuło go.
-Przepraszam, Sel. - odparł bezradny, gładząc ją po opalonych udach nie schowanych pod rozkloszowaną sukienką o kolorze kawy z mlekiem.
Tuż po powrocie i zaskoczeniu Justin zabrał brunetkę do swojego pokoju, gdzie usiedli na łóżku. On z wyciągniętymi nogami, oparty o zagłówek, a ona na jego udach, odrobinę zbyt blisko TEJ strefy.
-To nie wystarcza. - odparowała ze złością, leciutko uderzając go pięścią w bark. Justina rozbawił ten gest, gdyż dziewczyna wyglądała naprawdę słodko, ale nie dał tego po sobie poznać. -Ciągle wychodzisz gdzieś z chłopakami, teraz twoja siostrunia, którą musisz niańczyć ... To jest nie do zniesienia. Jesteśmy w związku, Bieber.
Gomez cała się spięła na wspomnienie wydarzeń z kilku minut. Nie podejrzewała, że adoptowana przez rodziców Justina, dziewczyna będzie ... Ładna. Każdą kobietę, kręcącą się obok jej mężczyzny traktowała jako rywalkę nawet jeśli nie miała do tego większych podstaw. Ale Jessica wyglądała, jak kwitnąca lilia - niewinnie i pociągająco nawet w za dużych swetrach.
-Ale to Ty jesteś najważniejsza, skarbie.
Justin położył rękę na jej karku i przyciągnął do siebie, namiętnie całując, jakby ten pocałunek miał potwierdzenie prawdziwość jego  słów.
-Nie wydaje mi się.
Odpowiedziała, odsuwając się od jego ust, kiedy zabrakło im tchu. Postanowiła, że wzbudzenie winy w Justinie będzie dobrym rozwiązaniem. Doskonale zapamięta co zrobił źle i więcej się to nie powtórzy. Bynajmniej do tej pory to tak działało.
-Sel ... –szepnął.- Po prostu... Mam małe zawirowanie w życiu.
-Dlaczego mi o nim nie opowiesz ? - spytała, bardziej ożywiona.
Justin nigdy nie był skłonny do zwierzeń i choć kochał Selenę nad życie, nie chciał opowiadać jej o swoich rodzinnych problemach, a tym bardziej o dziwnych uczuciach i gestach, które zdarzają się w towarzystwie Jess.
Jak na zawołanie poczuł ciarki rozchodzące się po dłoni, której dotknęła wtedy w samochodzie. Coś jakby żywe płomienie spalające jego skórę i było to niebezpiecznie przyjemne uczucie.
-Poradzę sobie, kochanie.
Uśmiechnął się sztucznie i pocałował dziewczynę w czoło. Musiał skupić się na czymś innym niż Jessica ...
-Dobrze. - przytaknęła Gomez, wspaniale maskując swój zawód. Przytuliła się do ciała Justina i objęła go w pasie.
Młody Bieber odetchnął z ulgą, kiedy w końcu zostawili te trudne tematy.
Przez parę następnych chwil cieszyli się bliskością swoich ciał i bijącym od nich ciepłem. Justin czuł się wyśmienicie. W takich właśnie momentach miał wrażenie, że trzyma w ramionach cały swój świat, wszystko co posiadał najcenniejszego.
W tym czasie Selena intensywnie myślała nad tym, co ukrywa Justin. Miała tylko nadzieję, że nie ma to związku z Jess i jego przyjaciółmi, których nie darzyła zbytnią sympatią. Dlaczego ? Bo dla nich nie była gwiazdą. Pierwszoklasistki jej liceum oddałyby wszystko, żeby zamienić z nią kilka słów, jak paczka Justina.
-Przystojniaku, w sobotę jest imprezka. - oznajmiła z nieukrywaną radością.
Dwa dni temu Paul Andreson zaprosił prawie całą szkołę na swoją szaloną 18-nastkę. O to czy goście nie zawiodą, nie musiał się martwić. Jego villa była trzecią pod względem wielkości w mieście. Oczywiście pierwsze miejsce zajmował dom państwa Gomez.
Sam Paul nie był szkodliwy, nie wywyższał się ani gwiazdorzył.
-Więc idziemy tam razem.
Nagle do głowy Seleny wpadł pewien pomysł.
-Weźmy ze sobą Jessicę. -zaproponowała z optymizmem.
Justin zbladł, a jego serce zabiło mocniej.
-Ona ...
Nie dokończył, ponieważ Sel położyła palec na jego ustach. Dopiero teraz przypomniała sobie, gdy Amelia wygłosiła mowę o tym, że warto trzymać wrogów bliżej siebie niż dalej. Może i wydawało to się dla niej absurdalne, że Justin mógłby bardziej „polubić” Jess, to wolała zachować ostrożność. Nawet największe ciacho przyznałoby, że jej oczy są okropnie hipnotyzujące, skóra gładka jak aksamit, a figura godna najsławniejszej modelki.
-To jej pomoże, Juss. Pozna ludzi, może z kimś się zaprzyjaźni. Nie będziesz musiał jej niańczyć. - przekonywała zadowolona z siebie.
-Nie wytrzyma tam nawet 5 minut. - protestował wzburzony. Otóż uważał, że typowe imprezy to nie jest  środowisko dla tak niewinnej dziewczyny, jak Jess. Jest za dobrym człowiekiem, żeby zniszczyło ją przebywanie z takim towarzystwem.
Jednak nim zdążył zaprotestować, Selena niczym tygrysica, przygotowująca się do ataku, zeskoczyła z jego ud i na bosaka pobiegała do drzwi.
-Selena, kurwa ! - krzyknął ze wściekłością przeczesując włosy.
Brunetka odwróciła się tylko na chwilę, posłała mu słodki uśmiech i beztrosko szła dalej. Justin zszedł z łożka, chcąc podążać jej śladem i zatrzymać. W drzwiach omal nie zderzył się z zaskoczoną Aną, która przyszła na górę słysząc siarczyste przekleństwo.
-Justin, daj dziewczynom porozmawiać.
-One nie mogą ...
-Oj tam. - chwyciła go za ramię. -Pomożesz mi zaparzyć herbatę.


***
Mimo że minuty przepływały zdecydowanie szybciej niż rwąca rzeka Jess nadal trwała w szoku. To wszystko działo się tak szybko ... Powrót do domu, spotkanie Seleny i zaskoczony Justin, który niemalże od razu ciągnie ją do swojego pokoju. Z całej siły powstrzymywała napływające myśli co może się tam teraz dziać. Powtarzała sobie, że to nie jej sprawa, ale to ona dziś wspierała swojego brata, to on zrobił awanturę chłopakowi na rowerze, to jej rękę trzymał przez całą drogę do domu.  Kiedy tak odszedł bez przedstawienia jej Seleny ( co nie było potrzebne, bo usłyszała o niej już po godzinie po przekroczeniu progu szkoły ) poczuła się nieco oszukana. Wrócili do początku ...
-Co robiliście dziś, Jessi ? - spytała troskliwie Ana. Jessica otrząsnęła się z zamyślenia na to niespodziewane i wcześniej nieużywane zdrobnienie swojego imienia.
-S-Słucham ?
Bolało ją serca. Czuła się okropnie oszukana przez własnego brata, który tak szybko zmienia swoje nastroje. Był jak tykająca bomba - w każdej chwili może wybuchnąć i zniszczyć wszytko dookoła. I zrobił to właśnie dziś. Dogłębnie pogrzebał zaufanie Jess, która wierzyła, że między nimi może być lepiej. Teraz czuła się jak kompletna idiotka.
-Jak minął Wam dzień ? Justin był miły ? - powtórzyła najwyraźniej nie przejmując się krótką nieobecnością Jess. Uśmiechnęła się za to szeroko, postawiła kubek z kawą na stole i usiadła naprzeciw dziewczyny.
-Było fajnie. - westchnęła Jess, nie patrząc na matkę. Bała się, że przez jedno spojrzenie Ana domyśli się wszystkiego.
-Mówisz to bez entuzjazmu. - zauważyła kobieta, upijając łyk parującego napoju. „Jak mam być zadowolona, kiedy Justin znów mnie  olał ? ” - zastanawiała się bezgłośnie, gdyż wypowiedzenie tych słów było by nie odpowiednie i przysporzyło kłopotów bratu.
-Jestem zmęczona. Chyba pójdę się położyć. - zbyła Anę. Jess nie była dumna z tego, że ją okłamała, ale nie miała ochoty rozmawiać o pierdołach. Zachowanie Justina zraniło ją, a jedyną  rzeczą, której pragnęła to zaszycie się w swoim pokoju.
Wstała z krzesła i szybkim krokiem pokonała schody, czując na sobie baczny wzrok Any.

***
Selena szybko poradziła sobie z irytującym ją chłopakiem i w przeciągu pięciu minut stała pod drzwiami sypialni Jessicii. Zapukała kilkakrotnie, a po usłyszeniu cichego zaproszenia, weszła do środka.
- Jestem Selena. - Brunetka zaświergotała od razu. - Pewnie dużo o mnie słyszałaś, w końcu jestem dziewczyną twojego nowego brata. Czyż to nie cudowne? Jesteśmy taką uroczą parą, prawda? - Zachichotała, poprawiając włosy zgrabnymi palcami. - Chciałabym żebyśmy się zaprzyjaźniły, dlatego może poszłabyś ze mną i moim misiem na imprezę do Paula?  Będzie naprawdę fajnie, zobaczysz.  Poderwiesz jakiegoś fajnego kujonka czy kogo tam zechcesz, po prostu chodź z nami okay?- Jessica miała już dosyć paplaniny pustej, według niej dziewczyny, dlatego była naprawdę wdzięczna gdy Sel po prostu się zamknęła.
- Nie jestem pewna, nie mam ochoty na jakiekolwiek imprezy.- Powiedziała nieśmiało, spoglądając ukradkiem na urodziwą nastolatkę. Nagle, do pokoju wtargnął młody Bieber, na którego twarzy widać było zirytowanie i złość..
- Nie idziesz tam, rozumiesz? - Warknął patrząc na najmłodsza z obecnych w sypialni.
Jessica zaczęła brać głębokie oddechy, bo kim on do cholery był żeby jej rozkazywać?  Żeby traktować ją w taki sposób... była zła, zawiedziona i chciała się jakoś odegrać, jakoś zemścić.
- Wiesz co, Selena? Zastanowię się nad pójściem. Nawet bardzo prawdopodobny jest fakt że będę Wam towarzyszyła.
Gdyby wzrok Justina mógł zabijać, Jessica prawdopodobnie byłaby już martwa. Młodemu Bieberowi zdecydowanie nie podobało się zachowanie Jess, ale wiedział również, że nie powstrzyma siostry przed pójściem tam.
-Tak się cieszę ! - Selena uśmiechnęła się najszerzej, jak tylko potrafiła, ukazując wybielone zęby i podskoczyła kilka razy z podekscytowania.
-Ja także. - mruknęła już o wiele ciszej Jess. Groźny wzrok Justina onieśmielał ją i sprawiał, że po kręgosłupie przebiegały jej ciarki. Wiedziała, że nie może się poddać, nie może ulec czekoladowej barwie jego oczu. Za bardzo ją zranił dzisiejszego popołudnia.
-Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić. - Selena nadal trajkotała z nieszczerością. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Jess nie pasuje do towarzystwa jej pokroju i kilku niegrzecznych chłopców, jak Justin i jego paczka. Podejrzewała również, że dziewczyna wyjdzie stamtąd rozpłakana, ale za żadną cenę nie chciała jej zniechęcać.
Za to ponownie się uśmiechnęła i stanęła na palcach, aby pocałować w policzek rozzłoszczonego Justina, który przyglądał się z rozczarowaniem i niesmakiem na całą tę szopkę. Najchętniej w tamtej chwili rozwaliłby coś, aby tylko pozbyć się złości.
Jess patrzyła na parę zakochanych i poczuła w ukłucie w klatce piersiowej. Byli doskonali w każdym calu i pasowali do siebie. Tego Jess najbardziej nie mogła znieść. Nigdy nie była zakochana. Nigdy nawet nikogo nie całowała...
-Chodźmy już.
Głos Justina był napięty, ale nie stracił seksownej chrypki. Stanowczo złapał Selenę za rękę i odwrócił się w stronę wyjścia.
- Miłego dnia, kochanie! - Selena krzyknęła jeszcze, przed opuszczeniem pokoju. Justin był wręcz wściekły na swoją dziewczynę, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego co planowała.
- Sel, dlaczego to zrobiłaś? - Warknął, nie puszczając jej dłoni. - Jeśli na imprezie tej ofierze coś się stanie, moi rodzice mnie udupią! - Nawet nie dbał o ton swojego głosu, przez co Jessica prawdopodobnie słyszała, jak chłopak ją nazwał. Nie obchodziło go to, był zły.
- Nie przesadzaj, jesteś dużym chłopcem. - Brunetka zachichotała, nie widząc w owej sytuacji niczego nieodpowiedniego. - A jej nic się nie stanie. - Cmoknęła, uznając temat za zakończony. Odwróciła się na pięcie i zaciągnęła Jussa do jego sypialni, aby jakoś go udobruchać. Miała świadomość tego, co potrafiły czynić jej usta i jak bardzo młody Bieber to kochał.
***
Jessica czuła się dziwnie. Była zła, ale w sumie nie miała pojęcia dlaczego. Oczywiście, Justin ją zranił, ale raczej nie to ją bolało najbardziej. Chyba...chyba była zazdrosna o Justina i o to, że ona nigdy nie będzie miała kogoś takiego, jak on w swoim życiu uczuciowym. Chociaż była na niego strasznie zła to i tak nie przestała myśleć o nim w ten sposób.
Nie mogąc zebrać myśli w swoim pokoju, dziewczyna postanowiła wyjść na świeże powietrze. Było już dosyć późno, więc na dworze zaczęło się ściemniać. Dziewczyna jednak o to nie dbała. Założyła na siebie grubą bluzę z kapturem i ruszyła na dół, aby poprosić Anę o pozwolenie.
- Gdzie się wybierasz? - Matka zastępcza zapytała widząc, że dziewczyna zakładała buty.
- Na spacer. - Odrzekła krótko, czekając na reakcję kobiety. - Pochodzę tutaj obok domu i wrócę niedługo.
- No dobrze, tylko uważaj na siebie. -  I wyszła, nie mając pojęcia dokąd się udać. Pomyślała, aby udać się do centrum miasta i posiedzieć w cichej kawiarni, więc tak też uczyniła. Najpierw musiała jednak   złapać autobus, bo droga na pieszo byłaby zbyt męcząca.
Młoda dziewczyna dotarła do miasta w niespełna dziesięć minut, ponieważ komunikacja miejska jest tutaj na najwyższym poziomie, za co osobiście dziękowała Bogu. Po chwili rozglądania się na różne strony, zdecydowała się na pójście do uroczej, kociej kawiarni na przeciwko sklepu z obuwiem.  Miała przy sobie trochę pieniędzy, ponieważ Jeremy zawsze dawał jej sporą kwotę kieszonkowego.
- Co podać? - Usłyszała głos młodej dziewczyny, która stała za kasą.
- Poproszę herbatę cynamonową i  kawałek tortu czekoladowego. - Odparła uprzejmie, po czym rozejrzała się za pustym stolikiem. Ku jej zdziwieniu, zauważyła kilka osób ze szkoły, a w tym jednego bliźniaka, przyjaciela Justina. Skrępowała ją sama obecność chłopaka, lecz postanowiła nie przejmować się jego osobą. Przyszła tutaj, aby pomyśleć a nie zawracać sobie głowę kolesiami jej przyszywanego brata. Po chwili, dziewczyna dostała swoje zamówienie i usiadła przy jednym ze stolików, stojących przy  oknie. Może było to dosyć naiwne, ale co jakiś czas spoglądała na jednego z braci Brooks, jakby obawiała się, że niedługo pojawi się przy nim Justin. Nie chciała go widzieć, w zasadzie nie chciała widzieć nikogo z jego rodziny. Zaczęła żałować, że w ogóle pojawiła się w tym domu, który wcale nie był aż tak idealny. Nieodkryte tajemnice, sekrety doprowadzały ją do zawrotów głowy. Sama chciała dowiedzieć się o co ostatnim razem chodziło młodemu Bieberowi i jego ojcu. Wszystko było dla niej takie obce, takie dzikie.
 - Dlaczego siedzisz tutaj sama? - Dziewczyna podskoczyła pod wpływem głosu, który nagle rozległ się obok jej ucha. Gwałtownie odwróciła głowę i dostrzegła uśmiechniętą twarz Luka...a może Jaia? Nie potrafiła ich rozróżnić.
- Um, a dlaczego nie? - Odpowiedziała ostrożnie, dziobiąc widelczykiem w ciastku.
            - To trochę smutne, to znaczy... siedzenie samej, w kawiarni ze stadem kotów obok siebie.
- Smutne? Mamy chyba inne definicje słowa smutek, Luke.
- Możliwe, Jess. Tak przy okazji rozmawiasz z Jaiem, ale nie przejmuj się, każdy nas myli! - Zaśmiał się wesoło, siadając na przeciwko dziewczyny. - Co zamierzasz robić?
- Posiedzę, ale później wrócę do domu Bieberów.
 - Czemu tak oficjalnie? - Zmrużył oczy.
- A czemu nie?
- Odpowiadanie pytaniem na pytanie nie jest zbyt kulturalne i grzeczne, Jessi.
- Kto powiedział, że jestem kulturalna i grzeczna?
- Nikt nie musiał mówić, wystarczy na Ciebie spojrzeć, małolatko.
- Ych, przestań. - Westchnęła, pijąc łyk herbaty. - Wcale nie mam ochoty wracać do domu.
- Dlaczego?
- Nie czuję się tam...dobrze. W sumie, nie wiem dlaczego Ci to mówię. - Oparła się o ścianę. - Nie powinieneś wracać do swoich znajomych?
- Nie przyszedłem ze znajomymi. Mój brat tutaj pracuje i po prostu na niego czekam. - Odparł grzecznie, poprawiając swoje czarne jak heban włosy.
            - Nie widziałam tutaj twojego bliźniaka.
- Mam jeszcze starszego brata. Ma na imię Beau i opiekuje się mną i Lukiem.
- Jesteście dużymi chłopakami, chyba nie musi się wami opiekować.  
- Musi, Luke często miewa ataki paniki i bywa bardzo dziecinny. Obaj musimy go pilnować odkąd naszej matki zabrakło w Ameryce.
- To gdzie jest teraz Luke?
- Powinien być u Twojego brata i grać na playstation, nie było go tam, jak wychodziłaś? - Zapytał z widocznym zaniepokojeniem w oczach. - Powiedz mi, że był.
- Jestem przekonana, że Twojego brata nie było w domu Bieberów, ponieważ u Jussa jest Selena. - Odparła powoli, nie majac pojęcia co się szykowało.
-  O cholera, co ten gamoń znowu wykombinował? Muszę zadzwonić. -  Jego oddech stał się  trochę cięższy i szybszy. Naprawdę przejmował się swoim bratem, który wcześniej nie wykazywał żadnych postaw, aby się o niego martwić.
 - Pewnie. - Jess mruknęła w odpowiedzi, sącząc ciepły napój. Po kilku minutach Jai wrócił, a na jego policzkach widniały rumieńce, był zaniepokojony.
- Mój brat się zgubił i nie ma pojęcia gdzie jest, rozumiesz? Wsiadł w metro i pojechał na drugi koniec miasta a teraz nie wie jak wrócić. Dlaczego mój brat musi być takim kretynem? Ugh, muszę jechać go poszukać. - Powiedział, zabierając swój płaszcz z wygodnego fotela na którym niedawno siedział.
- Mogę jechać z Tobą? - spytała z nadzieją, wstając od stolika.
-Justin wie, że tu jesteś ?
-Mam w dupie, Justina ! - krzyknęła zła, wychodząc na dwór, gdzie przywitał ją zimny podmuch wiatru przez co o mały włos nie przewróciła się. Głupie pytanie Jai'a uznała za zgodę i powędrowała na parking. Zatrzymała się na środku, próbując przypomnieć sobie, jakim samochodem jeździli bliźniacy. Było to trudne, gdyż stał tutaj cały rząd ciemnych aut, a późna pora również tego nie ułatwiała.
-Pierwszy z lewej. - oznajmił z dziwnym uśmieszkiem Jai. Walczył ze sobą, aby się nie roześmiać. Podobał mu się charakter Jess oraz to jak zareagowała. Dobrze wiedział, że może dzięki niej Justin znormalnieje albo chociaż przejrzy na oczy i rzuci Gomez.
-Dzięki. - Jess uśmiechnęła się sztucznie i odnalazła samochód, którego światła zamigotały w tym samym czasie. Kiedy już ulokowała się na siedzeniu i zapięła pasy, Jai otworzył drzwi i nie wsiadając do środka pochylił się, aby widzieć twarz Jess.
-Nie przypominam sobie, żebym pozwolił Ci ze mną jechać.
-Jai !
-Okej, okej.
Uniósł do góry ręce, a następnie ze śmiechem zajął miejsce obok Jess, która zdążyła odwrócić się w stronę szyby. Ze skupieniem uruchomił silnik i wyjechał na prawie pustą drogę.
Jai dość szybko zauważył zamyślenie Jessici, dlatego sam postanowił podjąć próbę rozmowy.
-Co się dzieje między tobą i Justinem ? - spytał bez ogródek. Jess popatrzyła na niego zdziwiona.
-Nic.
-Nie kłam.
Dziewczyna wzdrygnęła się lekko na szorstkość głosu Jai'a.
-Powiedz mi. - nalegał, chcąc pomóc dziewczynie. Podziwiał ją za siłę, którą w sobie ma. Mimo wszystko, co ją spotkało,  nie załamała się.
-Selena zaprosiła mnie na imprezę.
-Poznałaś ją ?!
Jai gwałtownie zahamował, będąc w szoku. Jess w przypływie emocji, mocno chwyciła deski rozdzielczej, dziękując sobie, że wcześniej zapięła pasy.
-Tak, była miła za to ty nie umiesz jeździć. - powiedziała z wyrzutem. Tylko Justin potrafi prowadzić bez zastrzeżeń ...
-Ona nie jest miła. - sprostował, nie odrywając wzroku od jezdni. - To najgorsza suka, jaką w życiu spotkałem. Wykorzystuje tylko Justina, a debil jest w niej zakochany.
-Przestań tak mówić ! - Jess zmarszczyła brwi. Poczuła nagłą chęć obrony Justina. -Są szczęśliwi.
-Pfff.
-Jai ... - jęknęła.
-Dobra, koniec tematu. - uciął z lekkim wyrzutem, który Jess wychwyciła w tonie jego głosu. Uznała, że zachowuje się teraz jak rozkapryszony pięciolatek, więc ponownie zatrzymała swój wzrok na krajobrazie.
Mijali wysokie budynki, jednorodzinne domy oraz różnorodne sklepy, a Jess czuła się naprawdę dobrze. Chociaż na krótką chwilę zapomniała  o Justinie.
-I pójdę z Tobą na tą imprezę. Ktoś musi Cię pilnować.
Jessica była kompletnie zaskoczona tym co powiedział chłopak, ale uśmiechnęła się i pokiwała głową na zgodę. Cieszył ją fakt, że ktoś się nią zaopiekuje, skoro Justin zamierza spędzić ten wieczór w ramionach Seleny.
Bliźniak krążył ulicami miasta dobre piętnaście minut, nie mając bladego pojęcia, gdzie wybrał się jego brat. Jessica nie miała mu tego za złe, ponieważ nie chciała nawet wracać do domu. Nie miała ochoty patrzeć na Justina, ani na Biebera. Nie miała nawet pojęcia, dlaczego. Jai spoglądał na nią od czasu, do czasu spojrzeniem pełnym współczucia. Wiedział, że dziewczyna miała problem ze znalezieniem swojego miejsca na świecie, a Juss wcale jej nie ułatwiał. Bliźniak wiedział, jak bardzo młody Bieber potrafił namącić w głowie. Znał to z autopsji.
- Może będzie kręcił się koło metra, zadzwoń i zapytaj czy nie widzi zejścia w dół. - Dziewczyna poinstruowała, wyglądając za okno samochodu. Nie mogła zaprzeczyć, martwiła się o Luka.
- Masz rację, zatrzymam się tutaj. - Powiedział, po czym znalazł numer brata w kontaktach i połączył się. Z rozmowy wynikło, że poszukiwany siedzi na przeciwko dużego, oświetlonego budynku, przy którym znajdowały się liczne kawiarnie. Jaidon skojarzył, że jego brat opisał dworzec centralny, który razem z Jess mijali kilkakrotnie. Brooks musiał się pośpieszyć, ponieważ strach w głosie brata i lekkie zniecierpliwienie Jessici nie pozwalały mu na powolne działania.
- Zaraz go zabierzemy i odwiozę Cię do domu. Mam nadzieję, że Twoi rodzice nie będą źli. - Jai mruczał pod nosem, przyglądając się to drodze, to dziewczynie.
-  Nie są moimi rodzicami, poza tym jedyną osobą która do mnie dzwoniła był Justin. - Westchnęła obojętnie. - Nie obchodzi mnie to, napisałam Anie, że jestem ze znajomymi.
- Dobrze. - Kiwnął głową, po czym skręcił w alejkę, prowadzącą ku celu. Dotarli tam w mgnieniu oka, ponieważ odległość nie była zbyt duża. Jai wyskoczył z auta, zaraz po zaparkowaniu. Tak samo uczyniła Jessica, nie chcąc pozostać sama. Wszystko działo się bardzo szybko, więc dziewczyna nawet nie zauważyła, gdy na ich drodze pojawiła się sylwetka chłopaka. Siedział na ławce, a jego kolana były przyciśnięte do klatki piersiowej.
 - Luke! Idioto, ile razy mam Ci powtarzać, że masz zakaz wychodzenia samemu na miasto? Nie będę Ci szukał następnym razem!  - Jai wykrzyczał podchodząc do brata, który kulił się pod wpływem jego głosu. - Kocham Cię imbecylu i martwię się jak cholera, gdy znikasz. - Objął go ciasno, jakby ktoś chciał mu go zabrać. Mógł usłyszeć jego głośne bicie serca i mocny oddech.
 - Przepraszam. - Wyszeptał, innym tonem głosu niż zwykły była znać Jessica. Wyglądał jak przestraszone dziecko, które odnalazło rodziców.
- Już dobrze, Jai nie krzycz na niego, jest przerażony. - Jessica odważyła się odezwać, przez co zwróciła na siebie uwagę odnalezionego Brooksa. - Wracajmy, jest zimo. - Po tych słowach nastała między nimi cisza, której nikt nie odważył się przerwać. Podczas drogi powrotnej towarzyszył im jedynie dźwięk silnika, bo nawet radio pozostało wyłączone.
Pod dom Bieberów dojechali w piętnaście minut. Jessica szybko wyszła z samochodu dziękując bliźniakowi za spędzony czas i uwagę. Pożegnała się także z Lukiem, który siedział skulony na tylnym siedzeniu. Bracia Brooks, kiwnęli głowami, po czym Jai odjechał, zostawiając dziewczynę samą, przed domem.
- Gdzie, Ty do cholery jasnej byłaś? - W korytarzu rozległ się krzyk Justina, gdy tylko przekroczyła próg drzwi.
- Od kiedy Cię to interesuje? W ogóle, odejdź. - Prychnęła, próbując ominąć jej ,,brata''.
- Myślisz, że pozwolę Ci na to, abyś wychodziła z nie wiadomo z kim, nie wiadomo gdzie i wracała późno w nocy? Zwariowałaś?
- Przestań, nie jesteś moim ojcem. Gdzie jest Ana?
- Rodzice są na bankiecie, dlatego ja sprawuję piecze na Tobą. Powiedz, gdzie do chuja byłaś! -  Jego głos był bardzo ostry, nieznoszący sprzeciwu.
- Nie Twój interes, odejdź.
- Chyba mój.  - Chłopak chwycił ją za nadgarstki, które następnie przywarł do ściany. Naparł swoim ciałem na dziewczynę tak, aby nie mogła się ruszyć. - Jestem Twoim starszym braciszkiem, zapomniałaś kruszynko? - Wyszeptał do jej ucha,  powodując ciarki na całym jej ciele. Nie wiedziała jak się ruszyć, a i sztuka oddychania wydawała się jej w tamtym momencie bardzo trudna.
- Nie pogry...ni-nie pogrywaj ze mną, Bieber. - Warknęła, zbierając w sobie siłę na odepchnięcie blondyna. - Nie jestem zabawką, którą możesz się bawić, więc zostaw mnie w spokoju.
 - Byłbym idiotą, gdybym pozwolił Ci odejść, gdybym zostawił Cię w spokoju, ptaszyno. Nie masz pojęcia, jak na mnie działasz, mimo że cholernie tego nie chcę! To męczące. - Warknął, a następnie odszedł, zostawiając dziewczynę w szoku. Zupełnym szoku.

-----------------------------------------------------------
 
Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin spędzonych 
nad pisaniem tego rozdziału to zostaw nawet najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 9



-O nie, nie !
-Tak, Jess. Powiedziałaś, że mi ufasz.
-Ale nie wiedziałam, że po raz kolejny zamierzasz zrobić !
Krzyknęła wzburzona, na co Justin skrzywił się. Pierwszy raz miał okazję usłyszeć z jej ust słowa o tak podniesionym tonem. Nie spodziewał się, że ta malutka istotka posiada taką siłę. Widocznie musiał się jeszcze wiele o niej dowiedzieć.
Chociaż Justin trzymał ją za ramiona, nie przeszkodziło to Jess wciśnięcia pięt w podłogę przez co musiał się zatrzymać tuż przed drzwiami, które prowadziły do gabinetu jego ojca.
Przez całą tą sytuację zakręciło się jej w głowie. Była kompletnie absurdalna. Momentami Jess miała wrażenie, że to tylko sen. Mimo krótkiego czasu od wprowadzenia się do Bieberów, doskonale przejrzała Justina. Był zimnym, aroganckim, zadufanym w sobie dupkiem.
-Błagam Cię, Jess. To dla mnie ważne. – Justin jęknął.
Przestała się zapierać i odwróciła w jego stronę. Na twarzy bruneta o czekoladowych, hipnotyzujących oczach, wymalowana była bezradność.
-Ale to złe, Justin.
Westchnęła, wypuszczając zamagazynowane powietrze z płuc. Chciała mu pomóc, ale nie w taki sposób. Teraz zaczęła żałować, że powiedziała krótkie tak, gdy zapytał, czy mu ufa.
-Nie, jeśli robi się to w takiej sprawie.
Justin zbliżył się do siostry i palcem wskazującym uniósł jej podbródek do góry, aby przestała się bawić własnymi palcami i spojrzała na niego. Zupełnie nie rozumiał skąd przyszło mu to do głowy. Całą winę zrzucał na malowanie, przez które zawsze się rozczulał.
- Pomożesz mi ? – zapytał, prawie szepcząc. Serce dziewczyny mocniej zabiło, kiedy nieustępliwie patrzył w jej oczy. Nigdy wcześniej nie była postawiona w takiej sytuacji, gdzie dobro jej serca walczyło z kimś, kogo powinna nie lubić. Justin  sprawił Jess przykrości, ale ona nigdy go nie skreśliła. Zawsze wybaczała.
-T-tak. – przytaknęła, drżącym od emocji głosem.
Justin uśmiechnął się lekko, ale nie był to uśmiech pełen radości. Była w nim gorycz.
„Będę się za to smażył w piekle” – pomyślał, lecz i ta myśl  nie była mu straszna. Wiedział, jak chce przejść przez życie. Sam opracował już plan, którego pierwszym punktem jest sprawdzenie, czy jego ojciec na pewno kłamie.
- Poczekaj, Justin. - Westchnęła, nie mogąc przemóc w sobie niechęci do szperania w rzeczach ojca chłopaka. - Nie chcę mieć kłopotów. Nie chcę żeby Ana i Jeremy mnie nienawidzili przez to, co zaraz zrobimy. Obiecaj mi, że będziesz mnie krył i nikt się niczego nie dowie. - Powiedziała na jednym wdechu, przez co jej policzki nabrały czerwonego koloru.
- Obiecuję mała, będę Cię krył. Jednak, nie mogę obiecać, że nikt się niczego nie dowie. Gdy moje podejrzenia okażą się faktem będę musiał powiedzieć do na głos. Ale nie bój się, biorę -  Blondyn zbliżył się do dziewczyny, przez co niemal stykali się sylwetami. Jego dłoń powędrowała ku górze, więc jego długie palce były w stanie musnąć jej delikatną skórę. Jessica zadrżała pod wpływem tego nieznanego jak dotąd dotyku. - to wszystko na siebie. Pozostaniesz niewinna, jak aniołek. - Wyszeptał do jej ucha, a następnie szybko odsunął się od jej ciała. Może to było dziwne, ale Jess wcale nie chciała, żeby się cofał.
***
Gabinet Jeremy'iego spowiny był w lekkim mroku, który tworzyły brązowe rolety na oknach. W powietrzu unosił się zapach drewna, sygnalizujący, że od kilku dni nikogo w nim nie było. Mimo to wszystkie dokumenty leżały na swoich miejscach; niektóre w kolorowych teczkach, inne na biurku, a jeszcze inne w przeznaczonych do tego przegródkach. Tylko jeden, malutki promyczek zdołał się przedostać do pomieszczenia. Padł centralnie na stojące na dużym biurku kulki Newtona, co w pierwszej chwili oślepiło Justina, jednak nie zatrzymało. On był zdeterminowany zaś Jess ledwie oddychała, wchodząc do środka.
-Jeśli mi pomożesz wyjdziemy stąd szybciej. - oznajmił, klękając przed prostokątną komodą, na której stały rodzinne zdjęcia.
Jess była kompletnie zdezorientowana. Bieberów znała zbyt krótko, aby wiedzieć, gdzie i co trzymają w swoich gabinetach. Najbardziej jednak irytowała ją skrytość Justina. Chociaż chciała wiedzieć o co naprawdę chodzi, ale obiecała, że poczeka i nie będzie naciskać.
-Czego szukamy ?
Jej głos był napięty i drżący. Wykorzystując wszystkie swoje siły, walczyła ze samą sobą, aby podjąć zadanie i nie uciec z płaczem.
-Wszystko co wydaje się podejrzane. - uciął krótko Justin, kalkulując kolejne kartki formatu A4.
Ta odpowiedz niewiele pomogła Jess, a nawet bardziej zdezorientowała. O ile to było możliwe. Nie miała pojęcia, co oznacza wszystko określone mianem „podejrzane”.
Przełykając ślinę, stanęła obok klęczącego brata i otworzyła pierwszą szufladę. Na wierzchu leżało kilka rodzinnych zdjęć, kryminał i akt urodzenia. Na początku wydawało się dla niej to jak najbardziej normalne, ale gdy zagłębiła się w szufladę, okazało się, że tak ważny dokument kompletnie nie pasuje, aby tu być.
-A to ?
Justin podniósł głowę, słysząc pytanie siostry. Był tak wpatrzony w dokumenty, że zupełnie zapomniał o obecności Jessici.
-Co to ?
-Twój akt urodzenia. Dziwne, że był w tej szufladzie.
Młody Bieber ostrożnie chwycił akt i przyjrzał mu się uważnie. Jess obserwowała, jak marszczy brwi, potem rozszerza oczy w zdziwieniu, a następnie przenosi wzrok na nią.
-Jesteś genialna.
- Co? Dlaczego? - Zapytała zdziwiona nie mogąc zrozumieć zainteresowania chłopaka jego aktem narodzin. Nie widział go wcześniej? Czy coś innego było nie tak?
- Widzisz to? - Spytał, wskazując na miejsce, gdzie widniała pieczątka z urzędu. - Nie wygląda na autentyczną. Myślę, że Jai zrobiłby lepszą zwykłym markerem i monetą.
- Do czego zmierzasz? - Wyszeptała, mając przerażenie w oczach. Niczego nie była w stanie zrozumieć. - Myślisz, że ktoś podrobił Twój akt urodzenia? W jakim celu?
- Nie jestem pewien czy ten jest podrobiony, Jess. Muszę to sprawdzić. - Westchnął, łapiąc dziewczynę za sweter i ciągnąc ją do wyjścia. - Jestem niemalże pewien, że ktoś próbuje mnie oszukać, rozumiesz? A raczej, że ktoś mnie oszukuje.
- Chodzi Ci...o Twoich rodziców?
- Tak, Jess. - Mruknął, spoglądając na ukradzioną kartkę. - Obiecaj,  że do wyjaśnienia tej pieprzonej sprawy, całe to zajście jest naszą tajemnicą. Zgoda?
- Zgoda, Justin. - Kiwnęła głową, prawie od razu. -  Pojadę z Tobą, dobra? Nie chcę siedzieć w domu.
- Pewnie. - Przytaknął, po czym oboje zbiegli ze schodów. Zajęcie miejsc w samochodzie zajęło im około pięciu minut. Tylko jedno z nich miało świadomość, gdzie zmierzają. Jedynie Justin w ogóle wiedział, co do cholery działo się w tamtym momencie. Dziewczyna nie miała pojęcia, czy powinna wierzyć młodemu Bieberowi. Chłopakowi, który z pewnością mógł planować okradzenie własnego ojca, lub cokolwiek innego. Bała się, lecz cząstka jej serca podpowiadała wyraźnie: ,, Juss mówi prawdę, musisz mu towarzyszyć.'' Tak naprawdę, to on był osobą, która zwracała na nią najwięcej uwagi i miała wrażenie, że chłopak nawet czasami się o nią martwił. Zaczynała mu ufać bardziej niż Anie i Jeremiemu, których często nie było w domu. Nie miała pojęcia, czy na pewno są w porządku. Dopiero w samochodzie, dotarło do niej, że przecież w ogóle ich nie znała.
            - Gdzie jedziemy? - Zapytała nieśmiało, odganiając od siebie nieprzyjemne myśli.
             - Musze sprawdzić, czy ten dokument jest autentyczny. Mam znajomego eksperta. W zasadzie, to kuzyn moich bliźniaków. Jest zawodowcem.
- Twoich bliźniaków? -  Zaśmiała się cicho, zasłaniając usta dłonią. - To zabrzmiało, jakbyś miał dzieci.
- Oj, chodziło mi o Luka i Jaidona. - Westchnął, również się podśmiewając. Lubił chwile, kiedy Jessica była wesoła i po prostu uśmiechnięta.
     - Są dla Ciebie ważni? - Zapytała, a uśmiech nie schodził z jej twarzy, która mimo wszystko posiadała jeszcze dziecięce rysy. -  No wiesz, Twoi przyjaciele.
      -  Są moją rodziną, Jessica. - Odparł bardzo poważnie, zaciskając knykcie na kierownicy. - Tą prawdziwą. Bo teraz sam nie wiem, w co mam wierzyć. - Dodał ściszając głos, niemal do szeptu. - Kiedyś zrozumiesz, o czym mówię.
-Wiem co to znaczy. - broniła się Jess. - Taylor jest moją rodziną.
-Długo byłaś w domu dziecka ? - spytał swobodnie Justin, skręcając w ciemną uliczkę. Kamienice były tu zaniedbane i naznaczone czasem, co nie umknęło uwadze Jess. Okolica była tak przerażająca, że dziewczyna poczuła ciarki, rozchodzące się po kręgosłupie.
-Matka oddała mnie zaraz po porodzie i uciekła ze szpitala. - wyszeptała. W jej  gardle pojawiła się wielka gula, a do oczu napłynęły łzy. Nawet po wielu minionych latach, rana w sercu Jessici nie zdołała się zasklepić.
-Nie przejmuj się tym, okej ? Czasami lepiej wychowywać się bez rodziców niż codziennie doświadczać tego, że nas nie kochają.
W krótkim czasie. Jess przeanalizowała jego słowa i stwierdziła, że mają sens, lecz nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa.
Justin poczuł się zestresowany, kiedy Jess nie odzywała się. Miał ochotę strzelić sobie w twarz za to co powiedział. Zdał sobie sprawę, że mogłoby to być nie na miejscu. Ona cierpiała.
-Właśnie dlatego nie chcę mówić Ci co mną kieruje. - przyznał ze smutkiem. -Boję się, że prawda, którą próbuję odkryć, zrani Cię równie mocno.
Justin nie patrzył na Jess, gdy to mówił. Nie chciał, aby w jego oczach odkryła bezradność, którą czuł. Powolnie zajechał na mały parking pod niskim blokiem. Wysoka latarnia rzucała mały cień na chodnik, którym co chwilę przechadzały się skąpo ubrane kobiety i pijani faceci.
-Co za okropne miejsce.
Jess zmarszczyła nos, na co Justin uśmiechnął się delikatnie. Wyglądała wtedy tak słodko ...
-Postaram się załatwić to szybko. - obiecał. -Ale Ty nikomu nie otwieraj, dobrze ?
-Dobrze. - zasalutowała wesoło. Chwilowa nostalgia połączona ze smutkiem i nieskończonym żalem minęła przez co Jess poczuła się lepiej.
Młody Bieber znalazł się w jednym z tutejszych, zaniedbanych bloków. Odór moczu i stęchlizny od razu dostał się do jego nosa, co wywołało u niego odruch wymiotny. Nie miał pojęcia dlaczego Stew, wujek bliźniaków, mieszkał w tak zasyfionym miejscu, mimo że nie narzekał na brak pieniędzy. Być może była to jedynie przykrywka, nie chciał rzucać się w oczy, ponieważ jego biznes nie do końca był legalny. Justin pokonał dużą ilość schodów zanim znalazł się przed właściwymi drzwiami. Zapukał w nie agresywnie, chcąc pokazać swoje groźne oblicze. Przydział maskę prawdziwego gangstera, którym oczywiście nie był. Po krótkim czasie, drewniana powłoka zaczęła się otwierać, a między framugami futryny stanął gruby mężczyzna z pokaźnym zarostem.
 - Młody Bieber? Co Cię do mnie sprowadza? - W głosie wyczuwalne było to charakterystyczne zdziwienie.
- Mam sprawę z dokumentami. Zapłacę. - Zaznaczył, wkładając rękę do kieszeni, aby sięgnąć obiekt, który należało zbadać.
-Wejdź, Justin. - powiedział.
Pokaźniej postury mężczyzna przesunął się w bok, aby Justin mógł wejść, nie fatygując się, aby wytrzeć buty, które ubrudził wdeptując w kałuże tuż pod klatką schodową.
-Kochanie ! Kto przyszedł ?
Z kuchni dobiegł ich kobiecy głos. Dakota - żona Stew'a była niską blondynką o szarych oczach i o wiele mniejszym wieku.
-Justin. - oznajmił, zamykając drzwi wejściowe, nie zapominając o dwóch dodatkowych zabezpieczeniach.
-Zrobić Wam herbatę ?
-Nie trzeba. - odpowiedział dość szorstko. Wzrokiem zaprosił Justina do gabinetu.
Był to mały pokój. Na oknach wisiały rolety, których Stew nie pozwał podnosić. Przy wschodniej ścianie stały cztery regały z wieloma książkami, a na środku niemodne i obdrapane biurko.
Justin znał już to miejsce, ponieważ był tu dwa razy. Za każdym razem jego podejrzenia spływały na niczym, a Stew nie był w stanie powiedzieć nic konkretnego.
-O co chodzi ? - spytał, swobodnie siadając w fotelu. Nie wiedzieć czemu Justin był tak zdenerwowany, że postanowił pozostać w pozycji stojącej, mimo wzrokowej zachęty wujka bliźniaków.
-O to co zawsze. - odpowiedział twardo. Nie chciał zrzucać maski skurwiela. Musiał być silny.
Stew chciał już wywrócić oczami, ale powstrzymał się, obserwując, jak młody Bieber wyciąga z kieszeni kartkę i niedbale rzuca ją na biurko.
Tak naprawdę Stew był dobrym człowiekiem, ale ze złą pracą. Współczuł Justinowi, rozumiejąc co ten nastolatek musi przechodzić.
-Dobrze, że tym razem nie są to tylko słowa. - powiedział z pochwałą i wyprostował plecy.
Justin podszedł do zasłonięte bo okna i pochylił się, opierając dłonie na zimnym parapecie. Na ciemnego brązu rolecie dostrzegł mała dziurkę, przez którą mógł dostrzec swoje auto. Jess była w nim bezpieczna. Zamyślona zmieniała stacje radiowe i co chwilę krzywiła się. Cóż gust muzyczny Justina był odrobinę wyrafinowany ...
-Są tu pewne nieprawidłowości, ale to nie dowód.
Po chwili wpatrywania się w kartkę mężczyzna przemówił. Żałował, że nie może nic więcej powiedzieć temu zagubionemu młodzieńcowi. Nie mógł ryzykować ze względu na swoją żonę i dziecko w drodze.
-Dlaczego ? -spytał dość spokojnie.
Krótkie przyglądanie się Jess, zrelaksowała go i w zupełności nie rozumiał reakcji swojego ciała.
Obrócił się do mężczyzny w fotelu, który zdążył już zdjąć okulary, przyglądając mu się uważnie.
-Tak naprawdę ktoś mógł się pomylić albo pieczątka jest stara. Mają w nosie nasze zdanie, choć wiemy, że akt został podrobiony w konkretnym celu.
-Więc potwierdzasz, że mój ojciec nie jest ze mną szczery ?
-Tak. - odparł zdawkowo. Następnie westchnął i wstał z fotela.
-Co mam zrobić?
Justin czuł się tak, jakby grunt walił mu się pod nogami. Był wściekły na Jeremy'iego, który przez tyle lat wpajał mu same kłamstwa, a rodzina, którą tworzą, to jedna wielka kpina.
-Proponuję zatrudnić detektywa. Sprawa zaczyna się robić naprawdę poważna. Dobrze wiesz, że więcej ci nie pomogę, a sam też niewiele zdziałasz.
Justin ściągnął brwi nieco oburzony słowami rosłego mężczyzny, który usiadł na biurku.
-Poradzę sobie.-stwierdził z pewnością siebie.
Zanurkował ręką do kieszeni i wyjął z niej dwa okazałe banknoty, które ze złością rzucił na biurko. Akt ujął w drugą dłoń. Stew wywrócił oczami, przyglądając się dziecinnemu zachowaniu Justina.
Brunet bez słowa podszedł do drzwi.
-Bieber !
Z nieukrywaną niechęcią Justin odwrócił się do Stew'a.
-Nie mieszaj się w to chłopie.
Troska prawie obcego mu mężczyzny sprawiła, że Justin wziął do sobie do serca jego słowa. Stew był starszy, doświadczony, niosący bagaż doświadczeń, a on tylko młodym chłopakiem, który pogubił się we własnym życiu, które przepełniały bójki, kradzieże i seks.
Młody Bieber pokiwał głową na potwierdzenie, że zrozumiał co do przekazania miał mu straszy mężczyzna i wyszedł.
Na dworze ściemniło się jeszcze bardziej, dlatego musiał włączyć światło, aby bezpiecznie przejść przez klatkę schodową i dotrzeć do samochodu, w którym czekała Jess.
-Jak poszło ? - spytała niemalże od razu z widocznym ożywieniem i przejęciem. Patrząc na Justina oraz jego pozbawione wyrazu i zalane smutkiem oczy, stwierdziła, że nie jest dobrze.
-Nie rozmawiajmy o tym.
Jessica nie odezwała się więcej. Pozwoliła Justinowi, aby sam przy akompaniamencie muzyki przemyślał wszystko, nawet jeśli droga miała zapowiadać się okropnie nudno, kiedy nie słyszała jego głosu niczym aksamit z charakterystyczną chrypką.
- Gdzie masz ochotę się wybrać Jess? - Bieber zapytał nieoczekiwanie. Dziewczyna myślała że będą milczeli do końca podróży, lecz najwidoczniej jej przypuszczenia były mylne.
- Co? - Wydukała nie wiedząc, co właściwie odpowiedzieć. Justin onieśmielał ją i właściwie traciła przy nim zdolność do wysławiania się.
- Chcesz iść do zoo?
- Um, jasne. - Pokiwała nieśmiało głową, ciesząc się, że spędza razem trochę czasu.
- Byłaś kiedyś w naszym zoo?- Zapytał chcąc podtrzymać rozmowę. Jessica zaprzeczyła kiwnięciem głowy. Będąc w domu dziecka niejednokrotnie dzieciaki miały wycieczki do ogrodu zoologicznego, ale zazwyczaj była chora lub z innych powodów nie mogła tam jechać. - Będzie fajnie. Napiszę do bliźniaków żeby dołączyli do nas z Nashem.  Dzieciak potrzebuje odskoczni.
- Jesteś bardzo opiekuńczy. - Zauważyła, ukrywając zawiedzenie w głosie. Myślała ,że spędza czas tylko we dwoje. Nie wiedziała nawet dlaczego, ale bardzo jej zależało na uwadze chłopaka. Mimo że był jej bratem, pociągał ją. Wiedziała, że to złe, ale nie potrafiła nic poradzić.
Jakiś czas później, kiedy wszyscy znaleźli się na miejscu i kupili bilety, za które oczywiście zapłacił Justin, cała grupa postanowiła zahaczyć o budkę z lodami.
- Jakiego chcesz loda? - Jess zapytała przyglądając się różnym smakom deseru.
- Oj, nie zadawaj mi takich pytań, mała. - Juss odpowiedział ze swoim firmowym uśmiechem, na co pozostali chłopcy wybuchnęli śmiechem.
Jess zarumieniła się niczym dojrzały pomidor i złożyła zamówienie nadal zakłopotana. Widząc smakowitego loda, który dostała brunetka, Luke również się skusił, a potem mogli już zwiedzać alejki.
Mimo towarzystwa chłopaków Jessica nie czuła się nieswojo. Rozmowy pomiędzy nimi były tak naturalne, że w tamtej chwili nie potrzebowała przyjaciółki.
-Jak Ci się podoba ? - spytał Justin, podchodząc do dziewczyny, która w oddaleniu przyglądała się ptakom o wielokolorowym ubarwieniu. W tym samym czasie chłopcy postanowili pobawić się na placu zabaw.
-Jest cudownie. - pochwaliła, uśmiechając się szeroko. - W bidulu nigdy nie wychodziliśmy na wycieczki.
-Bali się, że spieprzycie ? - Justin przesunął się w bok i oparł o barierkę, zabraniająco bliższego podejścia do zwierząt.
Jess skrzywiła się na dobrane przez brata słownictwo.
-Prawdopodobnie tak. - odpowiedziała smutnym głosem, przechodząc kawałek do następnych okazów. Spędzając czas tutaj zdała sobie sprawę, że tyle wspaniałych rzeczy ją ominęło.
-Złamałeś mi palec, debilu ! - Rodzeństwo jak na zawołanie wybuchło śmiechem, słysząc donośny krzyk Luke'a z drugiego końca alejki.
-Idziemy do nich ? - spytała Justina z uśmiechem.
-Inaczej się chyba pozabijają. - westchnął, kręcąc głową .
Jess raźnym krokiem ruszyła pierwsza, dostrzegając koszy przy pokaźnych rozmiarów drzewie, do którego wrzuciła malutką chusteczkę, którą dostała przy zakupie loda. Następnie szła dalej.
-UWAŻAJ ! -usłyszała krzyk Justina, będąc już w połowie drogi do chłopaków.
Nim zdążyła zarejestrować co się dzieje, leżała na brudnym chodniku, a obok niej przejeżdżał rower z szaloną prędkością. Poczuła lekki ból w pośladkach i ręce, na którą upadła. Miała tylko nadzieję, że nie jest złamana.
Chłopak o blond włosach zatrzymał rower i podbiegł do niej zmartwiony.
-Jezus ... Przepraszam, tak bardzo przepraszam.
Klęknął obok niej. Justin znieruchomiał na chwilę w momencie, gdy Jess upadała. Na usta cisnęły mu się wszystkie przekleństwa świata.
Kierowany złością podbiegł do chłopaka, złapał za kaptur szarej bluzy i odciągnął od Jess, która właśnie z uśmiechem tłumaczyła mu, że nic takiego się nie stało.
-Jak jeździsz, kurwa ! - krzyknął Justin, popychając go na chodnik. Blondyn upadł plackiem zdezorientowany i przestraszony dominującym nad nim Justinem.
-Nie zauważyłem jej. - tłumaczył się spokojnie, nie chcąc wzbudzić w nim większej furii.
W oczach Jess pojawiły się łzy, lecz była zbyt spięta by zaradzić coś tej sytuacji i powstrzymać Justina. Do tego wszystkiego zbyt obolała, aby wstać.
-Gdzie masz oczy skurwielu ! - Justin kopnął blondyna w piszczel, na co ten zawył z bólu. - W dupie !
-P-przepraszam. - wydukał.
- W dupie mam twoje przeprosiny ! Mogła sobie coś złamać przez ciebie ! - ponownie kopnął go, tym razem w brzuch. Nie miał litości. Nie czuł nic oprócz złości.
-Juss, co tu się dzieje ? - zapytał zdyszany Nash, który przybiegł tu zaniepokojony całą sytuacją.
-Gnój nie potrafi jeździć.
-Idź już. - Nash zerknął na blondyna, dając mu znak, że może iść zanim sytuacja się pogorszy. Kiedy chłopak wstawał z ziemi chwiejąc się, on pomógł wstać Jessice.
-Dlaczego go, kurwa, puszczasz ! - krzyczał Justin, szykując się, aby dorwać blondyna, który mimo bólu szedł szybko. Nash złapał Justina za ramiona i nie pozwolił, by przyjaciel go dogonił.
Jess było okropnie szkoda tego chłopaka. Uważała, że nie zasłużył sobie na gniew Justina. Każdemu zdarza się jechać na rowerze o wiele szybciej niż powinno się to robić. Po za tym nic się jej nie stało.
Zupełnie nie wiedziała co teraz będzie. Nash uspokajał Justina, ale bała się, że jego wściekły nastrój zostanie do końca dnia.
-Dobrze. - przytaknął potulnie Justin, przeczesując włosy dłonią. Nash poklepał go po ramieniu i odszedł do chłopaków posyłając Jess spojrzenie, mówiące o tym, że nie musi się już niczego obawiać.
-Wracajmy do domu. - zaproponował brunet. Jessica pokiwała głową.

Wydawałoby się, że napięcie pozostanie na długo, jednak Justin pierwszy odezwał się kiedy byli już w samochodzie.
-Nic Ci nie jest ?
-Nie. - zaprzecxyła Jess, prawie szepcząc. Justin zrozumiał, że prawdopodobnie teraz sie go boi.
-Przepraszam, poniosło mnie.
-Zgadzam się.
-Mógł uważać, jak jedzie. - fuknął z wyrzutem. Jess popatrzyła mu prosto w oczy pierwszy raz od dłuższego czasu. Miękł.
-Każdemu sie zdarza, Justin.
-Wiem, ale...
-Cii. - położyła swoją dłoń na jego dłoni. Justin zadrżał. -Zapomnijmy o tym, ok ?
-Dobrze. - przytaknął z uśmiechem.
Droga minęła rodzeństwu już w wyśmienitej atmosferze. Śmiali się, śpiewając piosenki, a ich dłonie nadal były splecione. Nie czuli się zawstydzeni.
Dopiero docierając do domu powrócili na ziemię. Justin jako pierwszy poznał tę burzę brązowych loków i głos w którym był zakochany.
-Selena? Co tu robisz ?

 -----------------------------------------------------------
Witamy Was serdecznie !
Rozdział z małym poślizgiem, ale udało się :D
Bardzo dziękujemy za wspaniałe 12 tys. wyświetleń. Oby tak dalej, a weny nigdy nie zabraknie :P
Alex: PRZEPRASZAM za końcówkę. Wyszła okropnie ;(  Aż sama jestem zła, że to napisałam. PREPRASZAM.
Życzymy miłej lektury i do następnego !
Pam Lam: Po prawej stronie bloga możecie sprawdzać postęp napisanych przez nas rozdziałów. Aktualizujemy go regularnie ;)
Pozdrawiamy :*