poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 26





Nie ważne czy było to szpitalne łóżko czy ekskluzywne łoże małżeńskie w pięciogwiazdkowym hotelu. Spanie razem, dla nich, nie kwestionowało tego, czy jest wygodnie. Liczyło się tylko to, że mogą być razem, dzieląc się swoim ciepłem, które wytwarzają ich ciała czy też bezpieczeństwo i spokój.
Jessice spało się najlepiej na świecie mimo zdrętwiałego ciała. Nie próbowała się nawet poruszyć, mając na uwadze to, że może zranić Justina.
Słońce weszło ponad horyzont już trochę temu, a pobudka, którą zafundowano dziewczynie nie była przyjemna.
-Proszę wstawać ! - krzyknęła kobieta, kolejny raz potrząsając ramieniem Jessici. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i zamrugała nimi kilkakrotnie, próbując przyzwyczaić się do jasnego światła.
-Co się dzieje? - zapytała, patrząc na pielęgniarkę, która krzątała się po sali, wynosząc śmieci pozostałe po wczorajszej kolacji oraz dodaje jakiś lek do kroplówki, połączonej długim kabelkiem ze śpiącym Justinem.
-Panienka musi wstać natychmiast. Policja jest tutaj.
-Policja ?
-Tak, przyszli po zeznania. - wytłumaczyła, poprawiając jeszcze koc, którym dodatkowo okryte były niewładne nogi Biebera.
Jessica, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, ostrożnie podniosła się do pozycji siedzącej, pochylając się nad Justinem.
Chłopak otworzył oczy kilka sekund później, czując jak kosmyki włosów dziewczyny łaskoczą go w okolicy obu policzków.
-Policja tu jest, Justin. Czekają na Ciebie. - powiedziała Jessica jednym tchem. Z każdą chwilą robiła się coraz bardziej zmartwiona, wiedząc, że składanie zeznań jest równoznaczne z tym, że Justin ponownie będzie musiał powrócić do wypadku, co nie jest dobrym wspomnieniem.
-Będzie dobrze, księżniczko. - odpowiedział Bieber, odnajdując strach i niepewność w ciemnych oczach dziewczyny. Wytężył swoje ciało, mimo bólu, i podniósł się, by pocałować ją opiekuńczo w czoło.
Jessi uśmiechnęła się blado i wstała z łóżka. Pod nim znalazła swoje trampki, zakładając je na stopy i starannie wiążąc ze sznurówek kokardki.
Po tak dobrym zakończeniu poprzedniego dnia, Justin liczył na lepsze rozpoczęcie dzisiejszego, bez zbędnych ekscesów. Czekając na wejście policji nie czuł si3 dobrze. Choć ciało bolało mniej, w psychice było gorzej.
Kiedy była przy nim Jessica starał się nie okazywać tego, jak bardzo go to boli. Ten wypadek, ta wiadomość sprawiły, że przestał się czymkolwiek przejmować, skoro i tak już nigdy nie stanie na własnych nogach. Cieszył się jedynie z tego, że poznał prawdę. Całą prawdę, której ojciec nigdy nawet nie chciał mu powiedzieć, przyznać się do tego co zrobił, rozdzielając go z biologiczną matką.
-Jestem gotowy. - powiedział, wpatrując się w jeden punkt na białej ścianie.
Jessica zauważyła głębokie zamyślenie Justina i kolejny raz poczuła się kompletnie słaba, niezdolna do pocieszenia Biebera. Chciała to robić, chciała sprawić, żeby mimo tego co się stało był szczęśliwy.
Usłyszawszy słowa pacjenta, pielęgniarka wybiegła na korytarz. Brunetka spojrzała na Justina.
-Jesteś tego pewien ? Nie musisz ...
-Nic mi nie będzie, Jess. - zapewnił, nie potwierdzając swoich słów nawet cieniem uśmiechu, który sprawiłby, że dziewczyna uwierzyłaby w jego słowa.
Mimo to zeszła z łóżka i wygodnie usadowiła się na szpitalnym krzesełku w momencie gdy do sali weszło dwóch mężczyzn. Obaj wysocy, w ciemnych mundurach i czapkach, a ich twarze jakby wykute z kamienia.
Jessica od razu poczuła się nieswojo, a zauważając to Justin złapał ją za rękę, aby podnieść ją na duchu.
-Witamy, panie Bieber. - powiedział jeden, wyjmując z kieszeni niewielki notes.
-Czy możemy już zacząć ? Bez zbędnych ceregieli ... - przerwał mu Justin, mając na uwadze dobro siedzącej koło niego Jessici.
-Cóż ... przekazano panu fałszywe informacje, panie Bieber.
Justin zacisnął wolną dłoń w pięść bowiem denerwowało go podejście policjanta do swojej pracy oraz to, jak każde zdanie kończył wypowiadając jego nazwisko.
-Więc o co chodzi ?
-Nie znaleźliśmy jeszcze osoby odpowiedzialnej za pana stan, ale nie mamy dobrych wiadomości. - oznajmił.
Jessice przeszedł dreszcz po plecach, a wzrok spuściła na jej złączoną dłoń z dłonią Justina, który wyczekująco wpatrywał się w wysokiego funkcjonariusza.
-Pana ojciec nie żyje. Popełnił samobójstwo.
To były ułamki sekund, gdy ta wiadomość bardzo dobrze dotarła do Jessici. Jeremy, jej tata.
Nagle i zupełnie mimowolnie zaczęła się trząść, a w głowie jej wirowało. Tym razem wiedziała co się dzieje - to początek ataku paniki.
W ustach jej zaschło i  czuła, że ciało sztywnieje, ściskając mocniej rękę Justina.
-Jessica, uspokój się księżniczko. - nawet ciepłe słowa Justina niewiele pomagały, kiedy ona przeżywała tragedię. Dlaczego akurat samobójstwo ?
Na przestrzeni czasu wszyscy domyślili się już, że Justin nie dogadywał się z ojcem, a ich stosunki były dość chłodna, dlatego pewnie teraz nie zdziwili się, że może i chłopakiem początkowo wstrząsnęła ta wiadomość, ale nie na tyle, by ją dłużej roztrząsać. I może teraz wydaje się to okrutne, ale to nadal ten sam człowiek, który ukrywał przed nim prawdę przez wiele lat.
-Jeżeli to wszystko, mogą państwo wyjść. - Justin zwrócił się do funkcjonariuszy dość oficjalnie. - Muszę zając się siostrą, a jak widać nie będzie to łatwe, gdyż jestem sparaliżowany.
-Może zawołać lekarza ? - spytał ten, który jeszcze ani razu się nie odezwał.
-Nie trzeba, poradzę sobie. - odparł Justin i mimo lekkiego bólu, przesunął się na kraniec łóżka, by być bliżej Jess.
-Do zobaczenia, panie Bieber.

***
Justin martwił się, gdy uspokajał Jessicę. Chociaż widział ją już okropnie przestraszoną przy porwaniu, teraz wyglądała o wiele gorzej. Cała trzęsąca się, a łzy jak grochy spływające po policzkach.
Sam odetchnął z ulgą, dopiero gdy jego mała księżniczka leżała w jego ramionach tak samo jak poprzedniej nocy. Kolor jej twarzy z białego zmienił się na naturalnie piaskowy, oczy przestały być czerwone od płaczu, a jej ciało pokrywała tylko gęsia skórka.
-Czy już dobrze ? - spytał, trzymając brodę na czubku jej głowy. Jessica, chociaż nadal nie pojmująca tego co się stało, mocniej objęła go w pasie.
-Tak, dziękuję Justin. - odpowiedziała, przełykając ślinę. Nie czuła się dobrze, ani psychicznie ani fizycznie. Straciła ważną dla siebie osobę w życiu i nie wiedziała, co będzie dalej.
Jedyną przystanią był dla niej tylko jej brat. Widział już każdy jej stan ataku paniki i miała wrażenie, że znał ją lepiej niż ona siebie samą.
-Wszystko dla ciebie, księżniczko. - powiedział Bieber i w tym momencie czuł, jak jego serce zaczyna bić mocniej. Na początku nie wiedział, co to oznaczało, ale teraz naprawdę polubił to uczucie. Chciał, aby trwało, jak najdłużej, a jego płomień mogła podtrzymać tylko jedna osoba.
-Co teraz będzie, Justin ? - spytała, a jej głos nieco się załamał. Gdy się uspokajała obiecała Justinowi, że nie będzie więcej płakać i zamierzała tego dotrzymać, jednak niepokój w sercu nadal pozostał, kiełkujący jak młody krzak róży.
-Poradzimy sobie, Jessi. Może i jestem sparaliżowany, ale zajmę się Tobą i ... Aną.
-Nie nazwiesz jej już mamą ?
-Nie jest moją matką, Jessica.
-Wychowała Cię, Justin. I bardzo Cię kocha.
-Rozumiem to, ale to mój ojciec to zniszczył. - oznajmił chłodno.
Dolna warga Jessici zaczęła niebezpiecznie drżeć.
-Dlaczego on to zrobił ? - zapytała z rozżaleniem.
-Nie mam pojęcia, ptaszyno.
Justin mocniej przytulił do siebie dziewczynę. To że on czuł czystą obojętność nie oznacza tego, że Jessica musi być taka sama. Rozumiał to, że tak zareagowała i zamierzał ją wspierać, dopóki nie wyjdzie na prostą. Dzięki temu choć na chwilę zapominał o swoim nieszczęściu.
-Ale dowiemy się. - dodał, widząc, jak jedna łza wpływa na policzek dziewczyny. Sięgnął po telefon i zdecydował się napisać wiadomość do detektywa, a następnie razem z Jessi usnęli wtuleni w siebie.

***

Po przebudzeniu się, wszystkim co widział, było przeraźliwe, jasne światło. Co prawda, przyzwyczaił się do szpitalnych warunków, ale ta rzecz zawsze będzie mu przeszkadzała. Zbyt dużo białej barwy dookoła, sprawiała, że Justin miał ochotę stąd uciec.  Po uchyleniu powiek dostrzegł, że nie był sam. Obok niego spała Jessica, a na krzesłach siedzieli jego przyjaciele, nie spodziewał się ich obecności, ale naprawdę ucieszył się ich przyjścia.
- Co Wy tu robicie? - Wycharczał, przeczesując włosy palcami.
- Obudziłeś się? -Spytał szeptem Jack, nie chcąc obudzić dziewczyny. - Cholera, Justin, co się dzieje? Wszystko wydaje się być takie chore.
- Chory to jestem ja. - Prychnął Bieber, próbując rozluźnić atmosferę. - Na szczęście, odzyskałem czucie w stopach.
- Justin. To nie czas oraz okoliczności na żarty. - Warknął Gilinsky. - Shawn umiera, Ty jesteś w szpitalu, Clifford nie jest radzi sobie psychicznie i na dodatek Twój ojciec popełnił samobójstwo. Czy to jakiś pierdolony film? - Warknął, nie mogąc poradzić sobie ze stresem, jaki go przytłaczał. Nie mógł znieść faktu, ze coś wymykało się im spod kontroli, ze coś szło zupełnie niezgodnie z ich założeniami.
- G, sam nie wiem co się dzieje. - Westchnął blondyn. - Co masz na myśli mówiąc, że Shawn umiera?
- Ma raka, zapomniałeś? - Mruknął Jai, hamując łzy, które zbierały się w jego oczach. - Hemmings mówi, że został mu tydzień lub dwa.
- Wszystko się pieprzy, mam rację?
-To mało powiedziane, Biebs. - odparł z przekąsem Jack. - Nie chodzimy nawet do pieprzonej szkoły, bo Gomez rozpowiada jakieś chore plotki. Wszyscy patrzą się na nas, jakbyśmy byli co najmniej kosmitami.
-Nie dramatyzujcie, jeszcze tydzień i ucichnie. - odpowiedział Justin, a ponieważ bardzo dobrze znał Selenę, był stu procentowo pewny swoich słów.
Na kilka chwil nastała cisza. Każdy pogrążył się w swoich własnych myślach, wszystko dokładnie analizując. Czuli się bezbronni, tylko dlatego, że pierwszy raz nie mieli planu, co robić dalej. Kiedyś wszystko mieli zaplanowane co do najmniejszego szczegółu, a teraz wszystko sypało się jak domek z kart.
-A Wy ?- zapytał Jack, ruchem podbródka, pokazując na śpiącą Jessicę, przytuloną do Justina. Chłopak zmarszczył brwi, nie rozumiejąc do czego tyczy się pytanie przyjaciela. -Co się między Wami dzieje ? - ponowił pytanie.
Justin poczuł się niewiarygodnie obnażony. O ile mógł porozmawiać o tej sytuacji z Nash'em tym razem nie wiedział, co dokładnie mógłby powiedzieć. Odkąd trafił do szpitala tysiąc pięćset razy myślał o tym, co czuje do Jessi oraz szukał odpowiedzi w głębi swojej duszy. Powoli zaczął domyślać się na co jest „chory”, ale nie był gotowy, by o tym mówić.
Ku jego szczęściu nie musiał udzielać odpowiedzi na pytanie Jack'a, ponieważ wysoka, chuda, blond włosa pielęgniarka weszła do Justinowej sali.
-Przepraszam, ale jest tutaj za dużo osób. - oznajmiła. - A na wizytę do pana Biebera czeka jeszcze jedna osoba.
-Wpadniemy jutro, Juss. - powiedział Jack, zbierając się do wyjścia tak jak reszta przyjaciół, która w drzwiach wyminęła się z detektywem. Gilinsky był zdziwiony widząc po raz pierwszy mężczyznę, a Justin uspokoił go tylko wzrokiem, oznajmiającym, że wytłumaczy mu wszystko.
Tak czy inaczej teraz nie miał nic do stracenia.
-Dzień Dobry, Justin. - przywitał się dosyć przyjaźnie, co nieco zbiło Biebera z tropu. Czyżby wyjście z mieszkania czyniło z niego bardziej sympatyczniejszego człowieka ?
-Wystarczy tego. - warknął Justin, próbując poprawić się na łóżku, gdyż bolał go już kręgosłup. Gdyby mógł ruszać nogami byłoby o wiele łatwiej, dlatego szybko zrezygnował, przykrywając Jess kołdrą. -Chce wiedzieć, dlaczego mój ojciec nagle popełnił samobójstwo.
-To nie jest takie proste, Justin.
-Przestań pieprzyć, jak ten lekarz. Nie prosiłbym Cię o pomocy, gdybym, cholera, nie był sparaliżowany.
-Nie muszę wszczynać dochodzenia. - oznajmił, spuszczając głowę w dół. Mężczyźnie były cholernie wstyd z powodu tego co zrobił, ale Justin zasługiwał na prawdę.
Ciągłe rozmowy i szmery sprawiły, że Jessica zaczęła się budzić, lecz nie otwierała oczy ani nie ruszała się, słysząc, że ktoś jest w sali. Tylko słuchała.
-Więc o co chodzi ? - zapytał Justin ze złością, irytując się. Jego paraliż i to, że czuł się bezsilny, sprawiał, że często wściekał się bez powodu.
-Ty i Twój ojciec zgłosiliście się do mnie w tym samym czasie, więc przyjąłem Was obu tylko dlatego, że potrzebowałem pieniędzy, by wraz z moją narzeczoną znaleźć porządne mieszkanie, w którym będziemy mogli wychować nasze dziecko, które urodzi się za cztery miesiące. Nawet nie wiem kiedy to wszystko uciekło mi spod kontroli.
Justin z niedowierzaniem, słuchał tej historii, a Jessicę przeszedł zimny dreszcz. Oboje bali się prawdy.
-To Twój ojciec Cię potrącił, Justin, a potem z rozpaczy, że dowiedziałeś się prawdy, popełnił samobójstwo.

 -------------------------------------------------------------------


Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.

wtorek, 9 lutego 2016

Rok bloga !

Witajcie, kochani !
Jak już pewnie domyśliliście się po tytule tej notki świętujemy dzisiaj rok naszego opowiadania.
Cóż ... zleciało Nam to megaaa szybko ! :D
Chciałybyśmy podziękować za wspólnie spędzony rok. Mimo chwil ciężkich, były także te które zawsze będziemy dobrze wspominać. I to dlatego, że możemy publikować tutaj naszą fikcyjną opowieść.
Dziękujemy również Wam drodzy czytelnicy, bo gdyby nie Wy pewnie nie byłoby nas w miejscu, gdzie jesteśmy teraz - bogatsze o wiele doświadczeń i wspaniałego czasu. Dzięki Wam to nie jest zmarnowany czas, który wkładmy w pisanie rozdziałów.  Wiedzcie, że jesteście wspaniali i mamy nadzieję, że dotrwacie z Nami do końca, a nawet, że przybędzie Was tutaj o wiele więcej <3 
 

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 25



Każda cząstka ciała Justina bolała go niemiłosiernie, kiedy powróciła jego przytomność. Próbował poruszyć palcem u ręki- bolało jak cholera, chciał to samo zrobić z palcami u nogi, ale tu pojawił się problem - nie czuł tam nic.
Przerażony otworzył gwałtownie oczy, krzycząc z bólu. Oddychał szybko i głośno.
Do jego sali wbiegł lekarz, a za nim jakaś młoda pielęgniarka. Próbowali powstrzymać Biebera od poruszania się, lecz on wyrywał się w rozpaczeniu. Nienawidził tego kto mu to zrobił. Nie mógł, ale chciał go zabić. Chciał go bić, dopóki nie poczuje takiego bólu jak on teraz.
-Zostawcie mnie, kurwa ! - wydarł się.
Pielęgniarka złapała jakąś strzykawkę i wbiła ją w kroplówkę pod którą Justin był podpięty. Mijały chwile, minuty, a chłopak czul się coraz bardziej słaby, aż opadł na poduszkę.
-Musisz odpoczywać, Justin. Wypadek był poważny. - pouczył go doktor, mierząc blondynowi ciśnienie.
-Jak poważny ? - spytał, kasłając, gdyż był bardzo spragniony i ledwie poruszał ustami.
-Porozmawiamy o tym później, dobrze ?
Po krótkim badaniu lekarz odsunął się do łóżka, a pielęgniarka okryła Justina dodatkowym kocem.
-Proszę mi powiedzieć. - zacisnął pięści, a zaraz syknął przez promieniujący ból w jego ręce. Lekarz milczał. - Co jest nie tak, do cholery ? Dlaczego nie czuję nóg ?!
Pielęgniarka spuściła głowę i zbyt szybko wyewakuowała się z sali.
To dało do myślenia Bieberowi.
-Gadaj ! - krzyknął niegrzecznie.
-Nie wiemy, czy czucie powróci, Justin. Jesteś sparaliżowany
-Więc zróbcie coś !
-Musimy czekać. Przepraszam.
Bieber zamknął ze złości oczy i powstrzymywał się, aby nie płakać. Tak, pierwszy raz miał ochotę to zrobić. Jego życie się właśnie skończyło. Już na zawsze pozostanie inwalidą.
Kiedy otworzył oczy zobaczył Jessi i Anę w drzwiach. Obie płakały, a po ich wzrokach zrozumiał, że wszystko słyszały.
Jessica nie była wstanie uwierzyć w to, co się właśnie dzieje. Szlochała cicho, a jej klatka piersiowa unosiła się nie równo. Nie mogła zrozumieć, dlaczego to się stało. Justin nie był złym człowiekiem, którego trzeba karać.
-Zadzwonię do twojego ojca. - wydukała Ana, wychodząc z sali.
Justin nadal wpatrywał się w Jessi i nie mógł znieść tego, że to przez niego teraz płacze, więc wyciągnął do niej rękę, ignorując ból.
Dziewczyna podeszła bliżej niego i usiadła na stołku.
-Co się stało ?
-Jakiś chuj mnie potrącił. Zabije go, gdy go znajdę. - oznajmił, ściskając jej rękę. - Nie płacz, księżniczko.
-Co teraz będzie ?
-Jestem inwalidą. Niewiele zrobię, nawet nie będę mógł Cię obronić.
Wtedy to wszystko dotarło do Justina. Przy jego łóżku siedziała najpiękniejsza dziewczyna jaką znał i teraz już nigdy nie da jej szczęścia. Chciał się nią opiekować, rozpieszczać, wielbić, ale ktoś właśnie odebrał mu tą przyjemność.

***
Czas mijał chłopakowi dosyć wolno. Był przykuty do szpitalnego łóżka, co sprawiało, że gotowała się w nim krew. Chciał wstać i rozliczyć się z osobą, która odebrała mu tymczasowo możliwość poruszania się. Nienawidził uczucia bezsilności, lecz cóż mógł poradzić? Pozostała mu jedynie walka z myślami. Jessici już przy nim nie było. Musiała wrócić do domu, aby odpocząć. Justin nie mógł patrzeć na jej ciało, które było tak bardzo słabe. Wydawać mogłoby się, że wkrótce ulegnie rozpadowi na maleńkie kawałki. To łamało mu serce.
Kolejny raz wytężył siły, aby poruszyć nogą. Nie dało to wiele. Palce u stopy ani drgnęły, a na jego czole pojawiły się krople potu.
Zacisnął mocno usta i pozwolił ciału się rozluźnić.
-To prawda ?
Jego wzrok wystrzelił wprost na wejście do sali, gdzie stała Selena. Jak zawsze nienaganna.
-Wejdź, proszę. - powiedział cienkim głosem. Nie martwił się o to, jak bardzo babsko teraz brzmi. Chciał tylko chociaż chwilowej ulgi.
-To prawda ? - powtórzyła głośniejszym tonem. Poprawiła torebkę Korsa przewieszoną przez ramię i podeszła bliżej łóżka, a kwiatowa woń, którą pachniała, dotarła nawet do Justina.
-Tak. Jestem sparaliżowany.
Już nie bał się wypowiadać tego słowa, jak wcześniej. Chciał ukryć je gdzieś w głębokiej, oddalonej podświadomości, ale rzeczywistość wygrała.
-Cholera. - burknęła pod nosem. - Spróbuj nią poruszyć.
-Robiłem to milion razy, Selena.
-Zrób milion pierwszy ! Jak to sobie teraz wyobrażasz ?!
-Nic na to nie poradzę !
Bieber przyjął postawę obronną.
-W takim razie to koniec. Nie zamierzam być w związku z kaleką.
Pierwszy raz w swoim życiu Justin miał wrażenie, że jego szczęka ląduje na podłodze. Teraz to poczuł - to sponiewieranie i wstyd, że tak łatwo uwikłał się w gierkę dziewczyny. Ona nie miała litości.
-Co takiego ?
-A jak to niby sobie wyobrażasz, Bieber ?! Będziemy udawać szczęśliwą parę ?
Zrozumiał jej aluzję i nie potrzebował więcej.
-Coś jeszcze ? - rzucił od niechcenia.
-Nie. Do widzenia, Justin.
Jej włosy zafalowały w powietrzu, gdy wychodziła, a zapach perfum zniknął wraz z nią.
Blondyn czuł się, jak śmieć - oszukany, nikomu nie potrzeby, dawno zapomniany, doszczętnie wykorzystany. Już teraz wiedział, że Gomez to nie była dziewczyna dla niego i nawet nigdy go prawdziwie nie pokochała. Był tylko pionkiem w jej samolubnej grze o to, jak zaistnieć. I zrobiła to, jego kosztem.
Tylko czy on nie poświęcił zbyt wiele ?
W tym momencie właśnie pomyślał o Jessi, jego siostrze, która na przestrzeni zwyczajnych kilku miesięcy stała się osobą, dla której on sam chciał się zmienić. Była dla niego tak dobra, a on nigdy nie potrafił odwdzięczyć się tym samym.

***
Jess podjęła wiele prób, by choć chwilę się zdrzemnąć, jednak każda z nich okazała się mało skuteczna. Ciągle była niespokojna, jej serce było zbyt szybko i martwiła się o Justina.
Czuła się inaczej, jakby coś się zmieniło. To już nie było to samo.
Widząc Justina na szpitalnym łóżku zrozumiała, że jest on dla niej jeszcze bardziej ważniejszy niż myślała, czasami oszukując nawet samą siebie.
I to był impuls do tego, aby wyskoczyła z łóżka i zbiegła na dół.
-Jeremy ! Nasz syn jest w szpitalu, a ty wrócisz dopiero jutro ?!
Usłyszała zdenerwowany głos Any, siedzącej przy stole.
-Dobrze, do zobaczenia.
Gdy zrezygnowana odłożyła telefon na stół, Jessica odezwała się.
-W takim razie dzisiaj ja zostanę w szpitalu. - oznajmiła.
-Dziękuję Ci, kochanie. -Ana uśmiechnęła się słabo. - Muszę odpocząć.
To prawda. Ana wyglądała okropnie - miała podpuchnięte oczy, bladą cerę, a całe zmartwienie wypisane było na jej twarzy.
-Do zobaczenia. - pożegnała się, wychodząc z domu.

***
- Jeremy kłamie. - Prychnął Justin. - Okłamuje ją. Okłamywał mnie.  Ale postanowiłem coś z tym zrobić.
- I tak to się zakończyło. - Westchnęła Jess. - Musisz nauczyć się omijać kłopoty z daleka. Nie zniosę tego widoku ponownie.
- Jakiego widoku?
- Ciebie na szpitalnym łóżku. Weź się w garść, Juss. To Ty jesteś tym twardym, odważnym chłopakiem. To nie jest miejsce dla Ciebie. - Przejechała dłonią po jego blond włosach, które beztrosko opadały na jego oczy. - Musisz chronić przyjaciół.
Odkąd tylko Jessica pojawiła się w szpitalu, Justin ciągle coś paplał. Nie ważne, że czasami jego zdania nie miały żadnego sensu. Po prostu to robił, aby odgonić od siebie inne emocje.
Brunetka szybko zrozumiała, że coś go gryzie , rzadko patrzył jej w oczy, a gdy weszła do sali zobaczyła nawet rozmazaną łzę w kąciku jego oka, jakby była tylko chwilą pozwolenia sobie na oddech po wielkim maratonie, i nie zdążyła jeszcze spłynąć w dół.
-Muszę chronić ciebie, Jessi. - sprostował, delektując się dotykiem jej dłoni wplecionej w jego włosy. - Oni są dorośli i zadbają sami o siebie.
-Justin ... - jęknęła brunetka, ostrzegawczo, nawiązując do tego, co powiedziała wcześniej.
-Okej, okej.
Bieber nie chciał się z nią sprzeczać. Kiedy tu była zapominał o Selenie i o tym, co mu zrobiła. -Położysz się ze mną ?
Jessica otworzyła usta poprzez tą niespodziewaną prośbę. Tęskniła za Justinem, ale nie była pewna, czy ten pomysł jest na miejscu.
-Potrzebuję Cię, księżniczko. - wyszeptał, zakładając włosy za jej ucho, które zasłoniły twarz dziewczyny.
Jessi czuła, że płonie. Płonęły nie tylko jej policzki, ale i serce, pragnąc jego dotyku. Potrzebowała całego Justina, jak cennego do życia powietrza i przestała to już odrzucać. Wiedziała, że zachowała się  źle odpychając Justina, co tylko pogarszało sytuację.
-Dobrze. - mruknęła tylko rozwiązując sznurówki swoich trampek. Kiedy buty spadły na podłogę, ona usiadła na łóżku, a Justin rozłożył ramiona, czekając na kolejny jej ruch.
On też jej potrzebował, a jego serce jej pragnęło. Tylko ona jedyna umiała go zrozumieć, pocieszyć i mimo wielu różnic zaakceptować takiego, jakim jest. Nie była dla niego tylko siostrą. Była dziewczyną, która pokazała mu, że nasze życie może wyglądać zupełnie inaczej.
Mógł niemalże usłyszeć mocne bicie swojego serca, kiedy Jessi wygodnie układała się w jeho ramionach. Mimo, że robiła wszystko dość ostrożnie, Justin i tak zasyczał cicho, gdy ułożyła głowę na jego ramieniu.
-Przepraszam. - pisnęła.
-Jest okej. - powiedział, uśmiechając się do niej delikatnie. Gdyby ktokolwiek wszedł teraz do sali, nigdy nie pomyślałby, że są tylko rodzeństwem. Oni nigdy nim nie byli. Ona jest normalną nastolatką, a on niegrzecznym mężczyzną, którzy mimo wielu przeciwności odnaleźli drogi do swoich serc.
Cisza, w którą się wsłuchiwali, była niezwykle kojąca. Miała coś w sobie, że zarówno nieśmiała Jessica jak i Justin, czuli się swobodnie, nie potrzebując w tamtej chwili rozmowy. Cieszyli się swoją bliskością bez niej.
Ale Justin wiedział, że musi odezwać się pierwszy, ponieważ mała księżniczka, leżąca w jego ramionach nie zasługiwała na to, by być dłużej zwodzoną.
-Selena i ja nie jesteśmy już razem.
Słysząc to Jessica poczuła, że jej tętno przyśpiesza. Tylko i wyłącznie ze szczęścia.
-Jak to ? - w połowie udając zainteresowaną, podniosła ciut głowę i ułożyła podbródek na swojej dłoni, spoczywającej na klatce Justina, aby móc lepiej go widzieć.
-Nie chce być z chłopakiem, który jest sparaliżowany.
-To ...
-To największa suka na świecie. Zrozumiałem to.
-Kochasz ją jeszcze ? - wypaliła Jess, za co ugryzła się w język.
-Nawet nie wiem, kiedy przestałem ją kochać. Odkąd się pojawiłaś już niczego nie jestem pewien. - wyznał, spoglądając głęboko w jej piękne oczy.
Jessica zarumieniła się lekko i uśmiechając się, przegryzła wargę.
-Za to ja jednego jestem stuprocentowo pewna.
-Czego ?
-Że nie jesteś złym człowiekiem tak, jak oceniają Cię inni.
-Sparaliżowany już nigdy nie będę taki.
-Ale dla mnie i tak będziesz najważniejszy. - wyznała, wtulając się mocniej w jego bok.
-Ty dla mnie też, ptaszyno. - jego pełne wargi musnęły jej czoło, pozostając tam chwilę dłużej.


------------------------------------------------------------------ 
W tym momencie Selenie mówimy PA PA :D
Kto się cieszy ? ;) 


Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.