poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 4






           Tej nocy Jess nie mogła spokojnie poddać się odprężającej czynności, jaką jest sen. Przewracała się z boku na bok i wpatrywała w ledwie widoczne ściany w panującym pokoju mroku. Kompletnie nie wiedziała, czym było to spowodowane. Za każdym razem tłumaczyła się nową sytuacją i domem, w którym będzie teraz mieszkać, a tak naprawdę myślała o Justinie. Aż tak bardzo przejmowała się zdaniem blondyna na jej temat? Owszem, nie tak wyobrażała sobie ich pierwsze spotkanie, czy rozmowę, jednak aby zobaczyć jego piękne czekoladowe oczy, błyszczące ze złości, było warto. Nigdy nie widziała osoby, która posiadałaby podobne.
Było w nich coś nieoczekiwanego, łagodnego i namiętnego. Z pewnością nie opisałaby ich w stu słowach.
             Ana, przy spotkaniach, wspominała tylko, że jest bardzo podobny do Jeremy'iego i posiada dobre serce. Nie wątpiła w to, ale bardzo chciałaby kiedyś je ujrzeć. Wiedziała jednak, że Justin jej nienawidzi i prawdopodobnie powinna sobie dać spokój z nim oraz jego oczyma.
W końcu nastał ranek, a przez okno na wschodniej ścianie pokoju wpadały ciepłe promienie słońca, otulające jej śliczną twarz. Uśmiechnęła się na to miłe powitanie i powolnie otworzyła powieki. Miała przeczucie, że to będzie to dobry dzień.
Odrzuciła na bok kołdrę i wstała z łóżka. Jej stopy łaskotał kremowy dywan z dłuższym włosiem. Odgarniając przyklejone do twarzy włosy, powędrowała do łazienki, aby się odświeżyć i przygotować do pierwszego dnia szkoły. Bała się tam iść, ponieważ wiedziała, że nie będzie z nią jej przyjaciółki i, że będzie całkiem sama.  Wzdychając lekko, pomalowała rzęsy tuszem, a na twarz naniosła odrobinę pudru. Uśmiechając się delikatnie do lustra, opuściła łazienkę.

       -Dzień dobry ! - Jess przywitała się wesoło, opuszczając plecak na podłogę i wchodząc  do kuchni. Ana, stojąca przy elektrycznej kuchence indukcyjnej, uśmiechnęła się do niej ciepło, a Jeremy odłożył na bok dzisiejszą gazetę, z której wyłapywał najnowsze nowinki ze świata; szczególnie prawniczego.

           -Witaj, kochanie. - Odpowiedział jej Jeremy, również się uśmiechając. -Zapraszamy do stołu. -dłonią wskazał na wolne miejsce.

          Jess nieśmiało pokiwała głową, ale wygodnie usadowiła się na ciemnym krześle, wykonanym z drewna. Dla dziewczyny ta sytuacja nadal była nowa i minie kilka dni zanim dotrze do niej, że w końcu ma rodzinę. Rodzinę, do której każdego dnia coraz bardziej się przywiązuje.

        -Głodna ? -Zapytała Ana, kładąc rękę na ramieniu Jess. Dziewczyna uniosła głowę, by spojrzeć na swoją matkę. Jej twarz była pozbawiona dziś makijażu, ale równie piękna, jak i z nim.

        -Jak wilk. -Przyznała Jess, a chwilę potem Ana postawiła przed nią talerz pełen pyszności. Brzuch Jessici kolejny raz wydał dźwięk na widok pysznej jajecznicy z borowikami.

        Ana uśmiechnęła się z zadowoleniem, widząc jak oczy dziewczyny rozszerzają się, a następnie bierze duży kęs świeżego chleba i odrobinę smażonego jajka. Kobieta pocałowała ją w głowę i usiadła na miejscu obok swego męża.

       Jessica jęknęła z uznaniem, wkładając kolejną porcję do ust. Już wiedziała, co Jeremy miał na myśli, mówiąc, że u nich jedzenie jest o wiele lepsze. Jednak dla Jessici to „wiele lepsze” nie do końca je opisywało. Ono było niebiańskie !

      -Justin już wyszedł ? - zapytała, zwalniając jedzenie. Dziewczyna nieco się zmartwiła. Bez niego nie trafiłaby nawet do szkoły.

       -Nie, skarbie. -dopowiedziała z uśmiechem Ana, a Jess odetchnęła z ulgą.

       -On po prostu nie je śniadań. -wytłumaczył Jeremy, popijając świeżo parzoną kawę.

       - Wiele razy powtarzałam mu, że to najważniejszy posiłek, ale on nie słucha. - Mruknęła Ana, próbując się uśmiechać.

-On nigdy nie słucha.-  Warknął Jeremy.

- Jest już dorosły. - Wyszeptała Jess.-  Pewnie nie chce, aby ktoś mówił mu co ma robić. - Wzruszyła ramionami, kontynuując jedzenie, które rozpuszczało jej się w ustach.  Małżeństwo odpuściło sobie dalszy komentarz i skupiło się raczej na osobie ich nowej córki, pytając o samopoczucie.




***
              Justin obudził się dziś bardziej zmęczony niż przed tym jak położył się spać. Wczorajsze rewelacje zdecydowanie nie podziałały na jego uspokajająco.
Jęcząc z niezadowoleniem w poduszkę, otworzył powieki. Jasne światło dnia uniemożliwiało mi dobre widzenie, jednak postanowił to zignorować, zagłuszając swój mózg tylko o pragnieniu zapalenia skręta.
            Powolnie podniósł się z łóżka, siadając na jego skraju. Przetarł twarz dłońmi, próbując odgonić resztki snu, a następnie przeczesał włosy, by powróciły do normalnego stanu, czyli „jak po seksie”.
Wzdychając głośno, sięgnął po spodnie i białą koszulkę. Tylko one nadawały się do założenia, ponieważ reszta leżała brudna w koszu, a w bałaganie, który zrobił wczoraj, trudno byłoby cokolwiek znaleźć. Gotowy włożył kluczyki oraz telefon do tylnej kieszeni i zeszedł na dół. Słysząc ckliwą rozmowę pozostałych domowników, wywrócił oczami.

          - Mamo, chciałbym Cię przeprosić za to wczorajsze gówno. Wiem, że jestem beznadziejny i chętnie byś się mnie pozbyła, ale nie musimy o tym głośno mówić. Postaram się trzymać nerwy na wodzy.  - Wymamrotał, drapiąc się nerwowo po karku. Nie był przyzwyczajony do przeprosin, a szczególnie przy świadkach.

          - Och, kochanie! - Zawołała Ana. - Wiesz, że się nie gniewam! To była moja wina, mogłam Ci powiedzieć o Jessice wcześniej. No, ale nie ważne! Cieszę się, że mnie przepraszasz. Masz dobre serce. - Potok słów wylał się z jej ust. Była naprawdę zadowolona i dumna ze swojego syna. Przytuliła go najmocniej, jak umiała, a później pocałowała w policzek, na co chłopak zareagował prychnięciem.

          - Jess pojedzie z Tobą do szkoły. - Zadecydował Jeremy, nie pytając syna o zdanie. Wcale nie był poruszony jego przeprosinami, ponieważ wiedział, że prędzej czy później ponownie złamie matce serce.

          - Jak to? - Warknął Justin, protestując w duchu.

          - Normalnie, przecież sama nie trafi do szkoły, a Ty i tak tam jedziesz. - Powiedziała Ana, przygotowując coś na blacie mebli kuchennych. - Nie rób problemów Juss. - Mruknęła, a on po prostu to zaakceptował, rozumiejąc, że nie ma wyjścia.

          -Możemy już teraz jechać ? - spytał Justin, a w jego głosie można było wyczuć zniecierpliwienie. Zwykle wolał być wcześniej, aby psychicznie przygotować się do nudnych lekcji, pogadać z kumplami, uwzględniając plany na popołudnie lub spokojnie zaciągnąć się papierosem. To pragnienie zaczęło mu coraz bardziej doskwierać, kiedy żegnając rodziców, powędrował do korytarza. Ukrywał swój nałóg przed ojcem, który był przewrażliwiony na niego ze względu na swojego brata, który zmarł na nowotwór płuc.
Jess w pośpiechu ucałowała małżeństwo w policzki i pobiegła do korytarza. Kiedy zakładała bluzę, Justin już wychodził, nie odzywając się. Dziewczyna dziwiła się, że mając tak wspaniałych rodziców, jest dla nich  bardzo zimny i traktuje ich obojętnie. Nie mogła zrozumieć jego postępowania, ale nie odzywała się na ten temat. Po prostu dreptała za blondynem, który wsiadł właśnie do sportowego bmw. Czuła lekkie zmieszanie, ale po chwili również siedziała w aucie, z tą różnicą, że na miejscu pasażera. Oboje milczeli.

         -Fajna jest twoja szkoła ? -zagadnęła Jess, kiedy Justin był już kilka kilometrów od domu. Jechał dziś o wiele uważniej i co najważniejsze wolniej. Nie było to do niego podobne, aczkolwiek nie chciał zrobić krzywdy swojej siostrze, bo to nie spodobałby się ojcu.

        -Normalna. - odparł od niechcenia, wzruszając ramionami.

        -Niemożliwe. -stwierdziła brunetka, bawiąc się swoimi palcami, choć wcale nie była już tak onieśmielona, jak wczoraj. Bowiem życie nauczyło ją, że nie zawsze trzeba chować głowę w piasek.

       -A nauczyciele? Fajni? -ciągnęła dalej. Justin wolałby już tą niezręczną ciszę niż jej paplanie, skoro i tak nie wiedział jak ma odpowiedzieć. Bywał na zbyt małej ilości zajęć, by wiedzieć jakie są osoby na konkretnej posadzie tej placówki.  - No i jacy są uczniowie? Będę się tam czuła chyba trochę, jak szara mysz..ale myślisz, że znajdę przyjaciół?

       -Możesz się w końcu zamknąć?! -ryknął groźnie. Jessica niemalże podskoczyła, słysząc taki głos i odwróciła się w stronę szyby, żeby go bardziej nie wkurzyć.

       Justin poczuł się jeszcze gorzej, kiedy dziewczyna całkowicie zamilkła i udawała, że wcale jej tu nie ma. Westchnął głośno i zelżył swój uścisk na kierownicy. - Okej ... Szkoła jest nudna, nauczyciele są do dupy, a pierwszaki strasznie irytujący. -oznajmił, zmieniając ton swojego głosu na bardziej przyjazny. To jednak nie powstrzymało Jess od zmarszczenia brwi na uwagę o uczniach pierwszej klasy, do których od dziś również się zalicza.
-Och.

         - Jeśli trafisz na pana Collinsa, to będziesz miała całkiem lajtową matematykę. - Powiedział leniwie, patrząc w lusterka. - Ale poza nim, nie licz na kogoś fajnego.

         - Krzyczą? - Zapytała z lękiem wypisanym na twarzy. Nienawidziła, gdy ktoś na nią krzyczał, bo wtedy czuła się dosłownie jak nic nie warte gówno.

         - Oni drą mordy, nawet jak brzydko na nich spojrzysz.  Niszczą ludzi. - Westchnął, chcąc dodać dramatyzmy jego wypowiedzi.

        - Och. - Dziewczyna zakryła usta rękawem swojej grubej bluzy. Justin zaśmiał się w duchu na jej reakcje.  Wyglądała naprawdę dziecinnie.
Chłopak sięgnął po paczkę papierosów, które leżały w schowku. Uśmiechnął się na sam widok paczki Malboro. Przytrzymując kolanem kierownice, wyjął  jednego szluga z paczki i odpalił go, następnie zaciągając się dymem.

        - Heej, nie lubię papierosów.. - Jess zaczęła narzekać, gdy poczuła okropny dym, jaki produkował mały zabójca.

       - A ja nie lubię zrzędliwych, małych dziewczynek, które cały czas narzekają. - Zaśmiał się kpiąco.

        - Ale możesz od tego umrzeć! Nie wiesz, jakie to jest złe i obrzydliwe? Na dodatek drogie i cuchnące. O właśnie! Będę przez Ciebie śmierdziała tym paskudztwem!

        - Nie przesadzaj, wywietrzejesz. - Westchnął, mając dosyć Jessici. - Poza tym, to mój pieprzony samochód. Robię to, co chcę.

      - Ych, jesteś okropny! - Mruknęła, wywołując delikatny uśmiech Jussa, który starał się ukryć. - Ale i tak, nie popsujesz mi tego dnia! - Uśmiechnęła się szeroko, patrząc w przednią szybę.  Milczała dopóki, nie ujrzała jakiejś dziewczyny w białych spodniach, która najwyraźniej zmierzała w stronę szkoły. - O mój boże, czy Ty to widzisz? - Zaśmiała się dźwięcznie. - Kto ubiera teraz takie okropne spodnie? I na dodatek, ta dziwkarska bluzeczka...- Dziewczyna o mało się nie zapowietrzyła, gdy samochód mijał dziewczynę, o której mówiła. Wybuchła śmiechem, kiedy ujrzała robione henną brwi na jej twarzy i dziwny  makijaż, nie nadawający się do szkoły.

       - To przyjaciółka mojej dziewczyny.  - Parsknął Bieber, tamując salwę śmiechu.- Uważaj na słowa, maluchu. - Prychnął już nieco ostrzej, jakby przypominając sobie o nienawiści do dziewczyny siedzącej obok.

     -  Nie obchodzi mnie to. - Wzruszyła obojętnie ramionami.
***


       Justin pozostał w aucie, kiedy Jess wyszła i wesoło wędrowała do budynku szkoły. Ta dziewczyna miała dziś w sobie tyle optymizmu, nawet po ich krótkiej sprzeczce o głupiego papierosa, że mogła by oddawać go trochę ludziom wokół. Jednak on był na to odporny i ani mu się śniło wejść dziś do budy i słuchać pani Barbry na temat ewolucji człowieka.
Wzdychając, odchylił głowę do tyłu. Jego zestresowanie potwierdziły spięte mięśnie, które stawiały opór, aby wygodnie zagłębić się w siedzeniu. „Dobra balanga byłaby najlepsza.”- stwierdził w myślach i uśmiechnął się do siebie. W organizowaniu imprez najlepszy był Luke, a Justin postanowił zlecić mu to zadanie przy najbliższej okazji. W przeciwieństwie do czekoladowookiego, Brooks pewnie siedział już w ławce, przeżuwając miętową gumę, co nauczycielkę biologii doprowadzało do czystej furii, którą okazywała tylko przez czerwoną twarz, w głębi duszy bojąc się zwrócić chłopakowi uwagę.
Wyczuwając jeszcze dym ze spalonego skręta, blondyn chwycił telefon i odblokował ekran, następnie wystukując krótką wiadomość.

Do: Selena
Przyjdź na parking.

Niedbale rzucił telefon na tylne siedzenie i pod głosił radio, w którym leciała piosenka Drake'a „Catch no feelings”.
Nie musiał długo oczekiwać na swoją ukochaną, bo zauważył jej ponętną sylwetkę w połowie piosenki. Zwilżył usta językiem, widząc jak w czarnej, obcisłej sukience wspina się na fotel. Materiał leżał na niej idealnie, uwydatniając piękne kształty Gomez, które dla niego były cudem natury.

         -Hej. - Przywitała się, szybko całując blondyna w policzek. Ze swojej torby wyjęła małe lusterko wysadzane małymi, srebrnymi kamyczkami i poprawiła sobie włosy wzburzone wiatrem.

        -Cholernie seksownie dziś wyglądasz. - Przyznał Justin, obserwując Selenę, a wybrzuszenie w jego spodniach doskonale dawało o sobie znać. Nie do końca wiedział, dlaczego tak nagle stał się podniecony. Jej długie, opalone nogi, krótka sukienka, czy frustracja, którą musiał pokonać jak najszybciej.

        -Nie przeginaj, Juss. -Skarciła chłopaka, posyłając mu wymowne spojrzenie. Starała się ukryć złość, która sięgała zenitu w jej ciele przez wiadomość od swojego chłopaka, kiedy ze swoimi koleżankami obgadywały nową w stołówce. Sel musiała dowiedzieć się o niej wszystkiego, skoro młoda wchodzi na jej „terytorium”. Każda dziewczyna przeszła przez takie zachowanie Sel, lecz Gomez nie widziała w tym nic złego.

        -Gnie to się mój przyjaciel w majtkach. - Obrócił jej ostrzeżenie w żart. Selena mocno zacisnęła dłonie w pięści, powstrzymując się od powiedzenia czegoś nieodpowiedniego.

        -Był jakiś ważny powód, dla którego mnie wezwałeś. -zignorowała jego sprośną uwagę, nerwowo wystukując paznokciami nieznany rytm na desce rozdzielczej.

        -Zawsze jest ważny. - Zapewnił Justin, opanowując swoje zaloty. Był podniecony, że aż bolało, a skoro jego ukochana już tu przyszła, nie mógł jej stracić. Wyobrażał sobie, jak jest zdenerwowana, że musiała opuścić koleżanki. Albo tylko podejrzewał.

          Dopiero teraz złapał, że zachowuje się dokładnie jak Jess. Kiedy kazał jej, by nie próbowała się z nim zaprzyjaźniać, ona wróciła jak bumerang i wyskoczyła z głupią gadką o papierosach. Zaś kiedy Selena tłumaczyła mu, że musi dbać o przyjaciółki, żeby godnie ją zastępowały, kiedy wyjedzie na studia i uprzedzał ją wcześniej o ich wspólnych planach, Bieber robił to całkiem na odwrót. „Chyba jednak mogą być rodzeństwem bardziej niż się tego spodziewał” - pomyślał gorzko.

         -Tak ? - uniosła wysoko brew, zaintrygowana jego słowami. Justin pokiwał głową z uśmiechem, odrzucając swoje myśli w najciemniejszy zakamarek swojego mózgu. Wyciągnął ręce w stronę brunetki i złapał ją mocno za biodra. Wystarczył jeden ruch, a wylądowała na jego kolanach piszcząc jak mała dziewczynka, kompletnie zaskoczona tym gestem. Głos jej śmiechu sprawiał, że serce Justina rosło. Uwielbiał ją taką beztroską a nie przejmującą się  tym, by być gwiazdą w szkole. Gdyby Justin się nią nie zainteresował, nadal byłaby szarą myszką.

         -Uwielbiam tą sukienkę. - uśmiechnął się znacząco, wsuwając ciepłe dłonie po czarny materiał jej sukienki. Wraz z jego ustami muskającymi jej wargi, dziewczyna płonęła z gorąca, jednocześnie karcąc samą siebie, że dała się tak łatwo przekonać do igraszek.
Jednak jej ciało mówiło całkiem co innego. Justin uśmiechnął się czując, jak zimne dłonie ukochanej wjeżdżają pod jego koszulkę. To był idealny kontrast.
Ścisnął pośladki dziewczyny, a gdy jęknęła, włożył język do jej ust. Od tej pory ich pocałunki były namiętnie, szybkie, walczące o dominację.

         -Justin. - wychrypiała z trudem, gdy chłopak całował jej żuchwę. Chłopak uśmiechnął się, kiedy w ten seksowny sposób wypowiedziała jego imię. Teraz chciał ją całą, bez ograniczeń.

        -Pieprz się ze mną. - powiedział ochryple, składając mokre muśnięcia blisko jej ucha. Sel otworzyła szeroko oczy, wiedząc do czego to wszystko zmierza.

       -Chyba zwariowałeś ! - Krzyknęła z oburzeniem. Wiele razy powtarzała chłopakowi, że mimo wszystko, szkoła jest najważniejsza.

      - Pragnę cię, to źle ? - Justin był nieco zdezorientowany. Jeszcze kilka dni temu błagała, żeby ją przeleciał, a teraz gdy on ma potrzebę, ona ma go za idiotę.

      -Szkoda, że akurat teraz, wiesz ? - Odpowiedziała chłodno. Chwyciła za klamkę i otowrzyła drzwi.

      -Sel ... - Blondyn próbował się targować, kiedy zgrabnie zeskoczyła z jego kolan przy tym kurczowo trzymając sukienkę, aby nie odsłoniła za dużo.

      -Nie! - Tupnęła nogą, jak obrażona czterolatka. -Idę na lekcje, jak porządna uczennica, a ty mógłbyś się tam też pojawić ! - ostentacyjnie obróciła się na pięcie i szybkim krokiem powędrowała do budynku szkoły.
Justin dokładnie zrozumiał aluzję, ale nigdy nie pomyślałby, że Sel może wypomnieć mu jego beznadzieją naukę. Wiele razy powtarzała, że wcale jej to nie interesuje, aby tylko potem nie żałował. Jednak Gomez nie zawsze mówiła to szczerze. Justin, jako buntownik, był jeszcze większym ciasteczkiem i więcej osób interesowało ich jego życie, którego była częścią.
Zrezygnowany chłopak z całej siły uderzył pięścią w kierownicę. Odmowa Seleny był jak siarczysty policzek, który znacznie obniżył poziom jego podniecenia i chęć pójścia do szkoły. Wiedział, że jego przyjaciel Nash, również odpuścił sobie szkołę, więc postanowił do niego pojechać. Chłopak ucieszył się na widok Biebera i nie pytał, dlaczego jest zdenerwowany. Wiedział, że tego nie lubi./

           - Gramy w fife? - Zagaił niebieskooki. - Możemy zjeść pizzę i chwilę się zdrzemnąć.

           - Pewnie, tylko później muszę jechać po podrzutka do szkoły. - Zaśmiał się, mając na myśli Jessicę. Nash spojrzał na niego niepewnie, po chwili domyślając się o kim mówił.

           - Przykładny brat?

           -Płacząca matka w domu. - Uciął temat, włączając grę na konsoli.
 Justin śmiał się i żartował, grając z Grierem. Zupełnie zapomniał o Selenie i rodzicach, którzy ostatnimi czasy doprowadzali go do białej gorączki. Całkowicie stracił też poczucie czasu, ponieważ z godziny dziewiątej rano, zrobiła się pierwsza po południu i chłopak musiał się zbierać. Szybko pożegnał się z młodszym przyjacielem i wsiadł do samochodu, jadąc pod szkołę. Wiedział, że dziewczyna zaraz opuści budynek i jeśli go nie będzie, zaraz zadzwoni do rodziców.  Na szczęście, dojechał wcześniej niż myślał i miał chwilę, aby pograć w kosza z kumplami, którzy akurat do czynili.

            -Yo, Bieber! - Zawołał Kian, lider drużyny pływackiej. - Zrób skład i gramy! - Justin uśmiechnął się szeroko, nie potrzebując dalszego namawiania.
Lekcje Jess skończyły się tuż po godzinie czternastej. Dziewczyna odeszła od swojej ławki, ocierając pot z czoła. Nawet nie pomyślała, by wczoraj prześledzić tematy z chemii, które realizowała w bidulu. Na dzisiejszej kartkówce pani Carter, wiedza ta z pewnością by się przydała.
Odłożyła kartkę na biurku nauczycielki, która stojąc pod tablicą żegnała wszystkich uczniów, z uśmiechem życząc „Miłego popołudnia”. Jess marzyła tylko o zimnej lemoniadzie i wygodnym łóżku w domu Bieberów.
           Przechodząc przez korytarze, pełne uczniów, czuła się lekko osamotniona. Strasznie brakowało jej Taylor. „Gdyby i ją zaadoptowali Ana i Jeremy ...”- myślała, wychodząc na zewnątrz. Pogoda dziś dopisywała. Jess stanęła w pełnym słońcu na schodach i odetchnęła głęboko. W gardle miała pustynię, spowodowaną ciągłym gadaniem. Na początku każdej lekcji musiała się przedstawiać, gdyż łączono grupy. Nie była w tym zbyt wylewna, ani razu nie wspominając o adopcji. Chciała raz na zawsze zamknąć ten rozdział swojego szesnastoletniego życia.
Koło krótkowłosej dziewczyny przechodziło wiele par i grup przyjaciół, na których widok, poczuła ukucie w sercu. Aczkolwiek wiedziała, że nie może się zniechęcać. „To dopiero pierwszy dzień” - powtarzała w myślach, rozglądając się po parkingu. Samochód Justina stał obok boiska, a on sam dołączył się do gry, którą rozgrywali jego przyjaciele. Wszyscy muskularni i przystojni zupełnie jak on.
          Prychając z głupoty swoich myśli, ruszyła w ich stronę. „Justin przystojny ?”- jej własna podświadomość miała ochotę śmiać się głośno i turlać po podłodze.
Kiedy stanęła obok samochodu, jeden chłopak spojrzał tylko na nią i lekko się uśmiechnął. Policzki Jess zaróżowiły się, stwierdzając, że to najmilszy gest, którym została dziś obdarowana. Z całych sił starała się nie przypominać o dziewczynach, które wyśmiały ją dziś rano. Zdawała sobie sprawę, że robią to tylko, by ją pogrążyć, ale nie chiała im dać tej satysfakcji. Podobny ból towarzyszył jej prawie codziennie, wiedząc z jakiego powodu została oddana do domu dziecka.

        - Znowu wygraliśmy, frajerzy! -Zawołał Jai, który oczywiście był w drużynie Justina. - Kian, musisz trochę urosnąć, żeby mierzyć się z nami! - Zaśmiał się, przybijając piątkę ze swoim bratem.

       - Zmierzmy się na pływalni, Brooks. - Parsknął Kian, mając świadomość, że bliźniacy nie są wielbicielami wody.

       - Przestań, dupku. - Warknął Juss. - Dobrze wiesz, że ostatnim razem, kiedy kazałeś Jaiowi się ścigać w wodzie, o mało nie utonął! I to była Twoja wina! - Krzyczał, podchodząc do chłopaka.

        -Nie broń tych ciot, Bieber.

       -Jeszcze raz, nazwiesz ich ciotami to potraktuję Cię tak, aby Twoja pieprzona Cię nie poznała!  - Warknął, a Kian po prostu odwrócił się i odszedł. Nie chciał chyba bardziej narażać się Justinowi. - Zapalimy?

Jess miała już dość milczenia oraz czekania, a paznokcie bolały ją  od wystukiwania rytmu na masce sportowego wozu.

        -Możemy jechać, Justin ? - zapytała, przechylając głowę w bok. Jeśli nadal postępowałaby według zawartej z Bieberem umowy, pewnie dojechaliby do domu dopiero wieczorem.

Justin znieruchomiał, słysząc jej głos. Piłka do kosza, którą trzymał wypadła mu z rąk, ale przed ucieczką uchronił ją Luke, zatrzymując nogą. Przyjaciele blondyna również zamilkli, a beztroskie uśmiechy zniknęły z ich twarzy, ustępując zdumieniu. Patrzyli zdezorientowani raz na siebie, raz na Justina, który zacisnął dłonie w pięść. Przecież mówił jej coś ...
„Ocho, chyba mam kłopoty”- stwierdziła w myślach Jess, spuszczając głowę, kiedy wściekły wzrok Justina spoczął na jej osobie.





------------------------------------


Witam serdecznie xx
Mamy nadzieję, że rozdział się spodobał i jesteście zadowolone, jak na razie,  z przebiegu sytuacji.

Zostawiamy Wam kawałek naszej pracy i prosimy o komentarze!
kochamy Was i jeśli to czytacie, to pamiętajcie, że jesteście piękne 😘♥
Pozdrawiamy!

piątek, 13 marca 2015

Rozdział 3





Justin zdecydował się na to, by zjeść śniadanie ze swoją rodziną, doskonale wiedząc jakie będą tego konsekwencje. Jednak chciał sprawić rodzicom przyjemność, którzy od rana chodzili szeroko uśmiechnięci i jak nigdy obdarzali się wieloma czułościami. Powolnie przeżuwając kawałki chleba czosnkowego zastanawiał się co mogłoby być powodem zmiany ich zachowania. Pierwsze o czym pomyślał to wygrana sprawa sądowa ojca, ale równie szybko stwierdził, że to nie miałoby sensu.
Kiedy dotarł do szkoły była już 8.15, czyli spóźnił się już na lekcję historii z panem Grey'em. Był jednym z najbardziej lubianych nauczycieli wśród uczniów, lecz nie potrafił powiedzieć, czy mają rację.
Wyjął skręta z ust, rzucając go na trawę i pociągnął główne drzwi. Na korytarzach panowała grobowa cisza. Wolnym krokiem podszedł do swojej szafki, lecz nie zdążył jej otworzyć, słysząc stukot szpilek z drugiego końca korytarza. Odwrócił głowę w kierunku, z którego dochodził dźwięk. W jego stronę zmierzała dyrektorka ubrana w kiczowatą sukienkę w groszki. „Tego mi brakowało”. -powiedział bezgłośnie, zaciskając dłonie w pięści.
-Pan Bieber. Dzień Dobry. - stanęła obok niego, przyciskając dziennik do swojej klatki piersiowej, jakby ktoś chciał patrzeć na jej cycki naznaczone czasem.
-Dobry.- mruknął, otwierając swoją szafkę, w której zaczął szukać odpowiedniej książki.
-Jest jakiś powód, dla którego się spóźniłeś ?- drążyła, przechylając głowę w bok. Jej, pogrubione czarną kredką brwi, powędrowały do góry, kiedy patrzyła na niego wyczekująco.
Nie miał czego ukrywać. Był w potrzasku. Z każdym innym pracownikiem szkoły poradziłby sobie, ale nie mógł ryzykować wyrzucenia ze szkoły, czego z pewnością nie pochwalałby ojciec.
-Jeżeli pani będzie mnie wypytywać to z pewnością dotrę do klasy na pięć minut przed dzwonkiem. - odparł łagodnie.
-Nie będziesz musiał iść na historię. -oznajmiła po chwili namysłu. -Zapraszam pana do biblioteki. I tak szukałam kogoś kto zgodziłby się pracować na rzecz szkoły.
-Ale ja się na nic nie zgodziłem !
-A pytałam o zdanie ? -spytała. Uśmiechnęła się, kiedy Justin wymownie myślał. Nic innego nie mógł zrobić. -Zapraszam.
Powiedziała wesoło, unosząc głowę wysoko. Wściekły Justin podążał za nią na drugie piętro, słuchając irytującego stukotu jej niemodnych szpilek. Nie wiedział co było gorsze. Parę nudnych lekcji, na których bądź co bądź mógłby się zdrzemnąć, czy spędzanie czasu z bibliotekarką, która jest nuda i gruba.
-Witam, pani Benson. - dyrektorka przywitała się serdecznie, na co Justin pokręcił głową z niedowierzania.
-Dzień Dobry. - otyła kobieta podniosła się z obrotowego fotela.
-Przyprowadziłam pomocnika. - oznajmiła, ruchem ręki pokazując na blondyna. Bibliotekarka spojrzała na niego spod okrągłych okularów, a chłopak miało ochotę zwrócić to co zjadł na śniadanie. -Wiem, że ma pani zastępstwo, ale proszę mu pokazać co i jak, a potem może pani iść do klasy.
Justin zaśmiał się cicho i zaczął zazdrościć uczniom, którzy mieli zaplanowaną lekcje z bibliotekarką. Zwykle wszyscy ją ignorują i zajmują się własnymi sprawami. Albo przeglądaniem twittera.
-Oczywiście. - przytaknęła grubaska. Justin poczuł wzbierającą złość, kiedy dyrektorka placówki z uśmiechem zadowolenia mijała jego osobę. Po jej wyjściu bibliotekarka zaczęła wydawać mu polecenia, których kompletnie nie słuchał. Wiedział, że musi ułożyć książki z pudełek, a czy będą alfabetycznie to nie jego sprawa. -Do zobaczenia ! -krzyknęła, wychodząc. Justin poczuł ulgę, a praca w samotności była bardziej komfortowa.
Blondyn zdjął swoją skórzaną kurtkę, rzucając ją na krzesło. Podniósł jedno pudełko i przeniósł je pod wolną półkę. Zniesmaczony powolnie wyciągał książki i ustawiał je obok siebie. Na jedno cieszył się z takiej kary, która była nieporównywalnie lepsza niż zbieranie śmieci po szkole. Bliźniacy Brooks już tego doświadczyły i z ich opowieści wywnioskował, że nie było to zachwycające doświadczenie. On również miał w tym pełne ręce roboty. Przez dwa tygodnie zastraszał pierwszaków, którzy podśmiechiwali się po kątach z porażki jego przyjaciół.
-Czego ?! - rzucił, słysząc otwierające się drzwi. Puste pudełko kopnął pod ścianę i zerknął przez pustą półkę, aby zobaczyć największą w szkole ciamajdę i kujona.
-P-przyszedłem po d-dumę i uprzedzenie. - jąkał się ze zdenerwowania, kiedy Justin patrzył się na niego z uśmiechem. Dla niego dzień stał się lepszy, a nie zrezygnuje z pogrążenia tego pierwszaka.
-Sam musisz znaleźć to gówno, Andrew. - powiedział blondyn, podnosząc kolejne pudełko, pokryte warstwą kurzu.
-Okej. -mruknął, podchodząc do półki za Justinem, który uznał, że żałosny pierwszak musi być dobrze obeznany, ponieważ znalazł lekturę w trzy sekundy. Oblany potem podszedł do stolika i usiadł na krześle, otwierając książkę, aby zagłębić się w jej treści.
- Fajny sweter. - pochwalił Justin cicho chichocząc. Nie rozumiał jak można chodzić w czymś zrobionym na drucie, a kolorowe paski można było dostrzec z daleka.
-Dzięki, wczoraj babcia mi go podarowała. - Andrew jakby nieco się rozluźnił, a Justin miał ochotę turlać się po podłodze ze śmiechu.
-Zamów jeden dla mnie. - ciągnął dalej Justin, opróżniając pudełko do połowy. Andrew posłał mu szeroki uśmiech, ukazując krzywe uzębienie z srebrnym aparatem. Miał nadzieję, że ta miła rozmowa sprawi, że Justin więcej nie będzie go prześladował. Nadzieja głupców matką.
Drzwi ponownie się otworzyły, a Justin ujrzał tylko poruszające się brązowe włosy, aby chwilę potem Selena stanęła naprzeciwko niego. Serce blondyna zabiło mocnej na widok ukochanej w obcisłej spódniczce, czarnych balerinach i białej bluzce z napisem „New York”.
-Sel ... Co tu robisz ? - pytał zdziwiony Justin, ponieważ jego dziewczyna miała mieć aktualnie lekcje i to w klasie na przeciwko, gdzie właśnie trwała historia, a jego tam nie było.
-Przyszłam cię odwiedzić, misiu. -mówiła namiętnym tonem, siadając na stole. Jej mlecznobiałe uda znajdowały się pięć centymetrów od książki kujona. Ten jednak nie spojrzał na brunetkę, której również się bał. Kiedy kilka miesięcy temu wyznał Selenie miłość na imprezie, wrzuciła go do basenu, a przez następne trzy tygodnie był pośmiewiskiem całej szkoły.
Dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie, przegryzając wargę i powolnie skrzyżowała nogi. Oczy Justina rozszerzyły się, kiedy zobaczył koronkowy materiał jej majtek. Doskonale wiedział, że zaliczała to do gry wstępnej, a przy okazji mogła dobić nieszczęśliwie zakochanego kujona, który udawał, że nic nie widzi i niewzruszony przyglądał się literkom w książce.
-Ty miałaś zastępstwo z grubą ? - blondyn równym krokiem podszedł do stolika. Nawet jej nie dotknął, a Selena już była podniecona. Przyszła tu, osiągnąć to czego nie udało się jej wczoraj.
-Yhym ... - pokiwała głową. - Ale to nie jedyny powód.
-Tak ? - Justin ani na chwilę nie przestawał z nią flirtować. Kiedy jego ciało dotknęło jej kolan, brunetka chętnie rozłożyła nogi , by wszedł pomiędzy nie i był bliżej. Czerwonego i zdezorientowanego Adrew'a, para miała totalnie w nosie. Selena dobrze wiedziała, że takim zachowaniem zrani go jeszcze bardziej, aby nigdy więcej nie popełniał tego błędu z inną dziewczyną dopóki nosi okulary, aparat i dziwne sweterki robione przez babcię. Ani trochę nie miała wyrzutów, że przy okazji wykorzystuje Justina, ale to był jej chłopak, a o ich seksie w bibliotece będą mówić przez następny tydzień. Była tego stuprocentowo pewna.
-Wiesz... - zaczęła, przechylając głowę w bok. Palce brunetki przebiegały po policzku Biebera z niewidocznym zarostem. -Wczoraj mnie olałeś, ale dziś ci się to nie uda.
-Och ... - westchnął blondyn, czując rosnące podniecenie. Selena obserwowała, jak działa na Justina i przybliżyła się do jego twarzy.
-Anderw wyjdź chyba, że tak bardzo chcesz to oglądać. - powiedziała szorstko, na co chłopak wzdrygnął się. W pośpiech włożył książkę pod pachę i wybiegł z biblioteki omal nie potykając się o własne nogi. „Kretyn z głowy”- Selena pochwaliła się w myślach.
-I choćbym miała zrobić to siłą ... -ciągnęła dalej, a jej oddech łaskotał twarz Justina. Spontaniczność i odwaga to były cechy, które kochał w Selenie, ale nie lubił robić tego na pokaz, a następnie słuchać o tym na szkolnych korytarzach.
-To nie będzie potrzebne. - przerwał jej, łącząc ich usta. Pocałunek od pierwszych chwil był bardzo namiętny. Ich języki pieściły się na wzajem, powodując ciarki na ich ciałach.
-Tęskniłam za tobą. -wyszeptała Selena, kiedy Justin muskał skórę jej szyi. W duchu chciała, aby zrobił jej kolejną malinkę, lub po prostu poprawił tamtą, bowiem to ona głownie była tematem przed szkolnych rozmów z jej przyjaciółkami. Jego ręce dotykały nagich ud brunetki, z każdym ruchem podciągając spódniczkę coraz wyżej.
-Sel. - Justin przestał na chwilę ją całować, co spotkała się z wrogim spojrzeniem brunetki. -Może jednak zrobimy to po południu, niech będzie u mnie w samochodzie.
-Nie tym razem, pysiu. - przelotnie pocałowała go w usta i rozpięła spodnie, by osunąć je po jego biodrach. Jej zdecydowane czynności miały uchronić młodego Biebera przed kolejną odmową. - Dzisiaj nocują u mnie dziewczyny. -oznajmiła zgodnie z prawdą. Dziś był piątek, początek weekendu, który przypominał o tradycji Gomez. Co tydzień wszystkie cztery nocowały u którejś z dziewczyn. Były to typowe babskie wieczory. Manicure, maseczki, masaże, dobre wino i smaczne jedzenie. Wyjątkami były imprezy, na których Justin miał w zwyczaju się pojawiać, a wtedy Selena wybiegała z domu, nawet ze świeżo pomalowanymi paznokciami. Robiła to głownie, aby Justinowi nie przyszło do głowy,  by zdradzić ją po pijaku. Bieber jest jej i żadna nie mogła go mieć, a jeśli dotknie go chociaż jednym palcem to będzie miała z nią do czynienia. Takie właśnie słowa powtarzała przyjaciółkom, kiedy tylko nadarzyła się okazja, ale również dlatego, by żadna nie odważyła się go podrywać. Dobrze wiedziała, jak jej zazdroszczą, a to nakręcało ją jeszcze bardziej.
-Ale będziecie grzeczne ? -zaśmiał się, dotykając tasiemki jej majteczek. Sel zaśmiała się.
-Niegrzeczna jestem tylko z tobą. - uśmiechnęła się słodko, trzepocząc wytuszowanymi rzęsami. Objęła Justina za kark, przyciągając do siebie, by ponowie złączyć ich usta.
Justin działał już według znanego schematu, pozbawił dziewczynę bielizny, jak również i siebie, założył prezerwatywę i zagościł w jej ciele. Dziewczyna objęła go w pasie i pociągnęła do siebie, by wszedł jeszcze głębiej. W odwecie, Justin zatopił zęby w miejscu, gdzie kończyła się jej szyja. Stolik na którym siedziała przesunął się nieco w bok.
-Ile mamy czasu ? - spytała cienkim głosem, zaciskając powieki i przegryzając wargę po pierwszym ruchu jego bioder. Justin spojrzał na zegar w drugim końcu pomieszczenia.
-Jakieś dwadzieścia minut. - oznajmił. Sel była z siebie dumna, że w końcu postawiła na swoim. Miała szczęście, że poznała Justina. To nie była miłość tylko zauroczenie, i nadal tak jest.
Głębokie pomruki przechadzały się echem po pokoju, a ruchy blondyna stawały się coraz bardziej natarczywe.
-Nie przestawaj, Justin. - mruczała z trudem Selena, wyginając plecy w łuk. Ręce Sel wędrowały pod koszulką blondyna, badając każdy centymetr jego idealnego ciała. Justin równo wchodził i wychodził z jej ciała, a dziewczyna złapała go za pośladki, wbijając paznokcie w ich delikatną skórę. Tym gestem chciała pokazać, że podoba jej się to, a najważniejsze była już nad przepaścią, w której czaiła tylko dogłębna przyjemność.
Młody Bieber przyśpieszył tempo. Selena przegryzła wargę, a lekki połysk potu pokrył jej śliczną twarz, której widokiem nie mógł się nacieszyć blondyn. Ogarnięta spazmami rozkoszy, głośno wykrzykiwała jego imię.
Oboje doszli w akompaniamencie dzwonka, oznaczającego przerwę.

***

Justin zamknął samochód i w wyśmienitych nastrojach, które potwierdzały szerokie uśmiechy na twarzy jego przyjaciół, weszli do domu. Już w korytarzu można było wyczuć zapach pieczonego mięsa, który przygotowywany przez mamę wychodził obłędnie. Cała trójka/czwórka/piątka zdjęła różnorodne okrycia ze swoich ramion i za Justinem powędrowała w głąb mieszkania, póki blondyn nagle się nie zatrzymał.
-Kochanie ! Dobrze, że jesteś. -zawołała Ana, kierując się w jego stronę. Justin w zdezorientowaniu przyglądał się całkiem ładnej brunetce, żywo prowadzącej rozmowę przy stole, która została przerwana przez jego obecność, zauważoną przez matkę.
-Justin. Siadaj, proszę. –powiedział Jeremy wskazując miejsce obok nieznanej dziewczyny.
Blondyna dotknęło to jak kompletnie olał chłopaków, którzy byli równie zdezorientowany jak on.
            Jessica, która dotychczas wesoło gawędziła z Aną oraz Jeremim, zamilkła w momencie, gdy ujrzała wytatuowanego, dobrze zbudowanego, wysokiego chłopaka o blond włosach. Co prawda, Ana pokazywała jej zdjęcia syna, lecz z okresu dzieciństwa. Teraz nie można było porównać Justina do słodkiego, małego chłopca. Był mężczyzną. Naprawdę przystojnym mężczyzną, który spowodował paraliż ciała drobnej dziewczyny, która czuła się naprawdę nieswojo. Chciała uciec. Tęczówki młodego Biebera miały odcień niesamowitego brązu. Dziewczyna czuła jego palący wzrok na sobie i pragnęła zapaść się pod ziemię.  Chłopak wyglądał naprawdę dobrze. Przypominał jej typowych, sławnych, wysportowanych i sławnych uczniów z liceum, którzy rządzili całą szkołą. Myliła się?
- Chłopcy, nie czajcie się tak za drzwiami. - Ana zaśmiała się przyjaźnie. - Siadajcie do stołu, jesteście tutaj mile widziani!
            - Nie, nie chcemy przeszkadzać. - Odezwał się Jack, widząc co się święci. - Dzięki za zaproszenie pani Bieber, ale lepiej będzie jeśli wrócimy wieczorem. Trzymaj się Juss. Do widzenia. - Cała czwórka ukłoniła się grzecznie przed kobietą i po prostu wyszła. Najwidoczniej nie chcieli denerwować blondyna, w którym i tak buzowały emocje.
              -Zaraz, zaraz. - Justin uprzedził swoją matkę, która ponownie otworzyła usta, aby zaprosić go do stołu. -Co się tutaj dzieje. ?!               -Synu ... - zaczął oficjalnie Jeremy, co zdenerwował bardziej jego syna. - Chcemy byś poznał swoją siostrę. - Justin miał wrażenie, że jego szczęka opada i ląduje na podłodze.

Jessica czuła się jak w potrzasku. Chciała wyjść i oszczędzić wszystkim zmieszania, jakie ogarnęło obecnych w jadalni. Może, nie powinna w ogóle zgadzać się na adopcje...Siedziałaby teraz spokojnie w obdartym pokoju bidula i nie musiałaby znosić tej nieprzyjemnej sytuacji.

               - Justin, to jest Jessica. Jess to jest Justin. - ciągnął dalej pan Bieber
            Jessica wstała, próbując zrobić dobre, pierwsze wrażenie, zachowując się kulturalnie.  Uśmiechnęła się najmilej, jak tylko umiała, aby złagodzić grymas na Twarzy chłopaka.

- Wy sobie jaja robice ?- zapytał blondyn, nieco podniesionym głosem, mając nadzieję, że to tylko głupi sen, z którego zaraz się wybudzi, a jutro nie będzie go już pamiętał.
Jego wzrok wbity był w Anę, która prawie niewidocznie pokręciła głową, a następnie przemieścił się na Jeremiego, który uśmiechał się jak debil.
-Cieszysz się synu, prawda ? - spytał wesoło, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, jak jego syn musiał powstrzymywać złość, aby nie wywrócić stołu albo kopnąć krzesło.

            - Miło mi Cię poznać. - Jess odezwała się nieśmiało, próbując...no właśnie, co próbowała zrobić? Przecież nie mogła wmówić komuś, aby patrzył na nią...ładnie.

-Nie mam zamiaru uczestniczyć w tej szopce. - oznajmił blondyn, odwracając się tyłem do rodziny. Jego klatka unosiła się szybko, kiedy brał głębokie wdechy, aby się uspokoić.
- Justin ! To dotyczy również ciebie. - krzyczała Ana, kiedy jej syn zmierzał na górę, łamiąc jej serce. Myślała, że będzie się cieszył z decyzji jej i Jeremiego, ale stało się wręcz odwrotnie. W pewnym sensie winiła za to siebie, gdyż powinni powiedzieć mu o tym wcześniej, aby mógł przyzwyczaić się do dodatkowej osoby w rodzinie.
Justin, wchodząc do swojego pokoju, zupełnie nie wiedział co ma robić i myśleć.Może powinien wrócić? Może powinien zachować się inaczej i... po prostu, zamknął oczy nie mogąc się uspokoić. Co się do cholery działo, pytał się w myślach. Zaczął bardzo głęboko oddychać, opierając się o ścianę.
Jessica miała łzy w oczach, nie wiedząc co ma robić. Jej ręce zaczęły się niebezpiecznie telepać, a przed oczami miała ciemne mroczki.  Boże, właśnie rozwalam czyjąś rodzinę, mówiła bezgłośnie. W jej głowie trwała wojna.  Wojna z samą sobą...
-Spokojnie, kochanie. -Jeremy podszedł do kruchej istotki, która od dziś była jego córką i objął ją ramieniem. - Przejdzie mu. Musi to wszystko przetrawić.
- M-może powinnam z nim porozmawiać ? - lekko zająkała się ze zdenerwowania. To co zaproponowała byłoby pomocne zarówno dla niej jak i niego. Szczera rozmowa pokazałaby, czy nienawidząc się nawzajem mogliby żyć razem na co dzień, schodząc sobie z drogi. Jej uczucia były kompletnie sprzeczne. Wcale nie nawiedziła go. Uważała, że może być naprawdę miłym chłopakiem, ale bolało ją to, że nie może powiedzieć o niej tego samego.
22:39
Blondyn, nie mógł dłużej powstrzymywać tego co czuje.
22:40
Używając całej swojej siły, jednym zamachnięciem ręki zrzucił wszystko, co znajdowało się na biurku; książki, długopisy, ramka ze zdjęciem Sel i suchy kwiatek, którym nie chciało mu się opiekować.
Wszystko, z hukiem upadło na podłogę, ale ten upadek nie zabrał uczuć, które w sobie tłumił.

Ana wpadła do jego sypialni jak burza, mając przerażenie wypisane na twarzy. Otworzyła usta, widząc bałagan jaki stworzył jej syn w zaledwie kilka sekund.
     - Zwariowałeś? Justin, co w Ciebie wstąpiło? - Zaszlochała, podbiegając do zdenerwowanego chłopaka. - Dlaczego taki jesteś? Dlaczego próbujesz niszczyć wszystko to, co próbuję zbudować? Czemu, do cholery nie możesz być normalnym dzieciakiem, który cieszyłby się z nowego rodzeństwa? Dlaczego?!  - Zaczęła płakać, uderzając syna w klatkę piersiową. Nie kontrolowała tego... po prostu była zrozpaczona, zawiedziona i smutna. Nie zła. Nie mogła być zła na swojego syna, którego naprawdę kochała. Po prostu, nie chciała, żeby po raz kolejny ją zawodził. Nie chciała przez niego płakać.

-A zapytałaś mnie o to ? -krzyknął, ignorując uderzenia matki. W jakimś procencie miała podwód do zadania mu bólu i wcale nie chciał się sprzeciwiać.
-To miała być niespodzianka dla ciebie. -wyjaśniła, powoli tracąc siły.
-Cóż ... Nie udała się. - mruknął, wzruszając ramionami. Ana znieruchomiała, słysząc oschła odpowiedź syna. Nigdy nie pomyślała, że może emanować aż takim chłodem.

Justin, nie myślał o tym jak swoimi słowami rani matkę., ale również chciał być szczery. Pomysł na adopcję wydawał mu się największą głupotą, jaką uczynili jego rodzice. Co chcieli tym osiągnąć. Aż tak czuli się samotni, aby przyprowadzić do domu maskotkę z bidula ?

- Co Wam w ogóle przyszło do głowy?! - Krzyknął na matkę. - Naprawdę potrzebujesz jakiegoś biednego dzieciaka? Skąd wiesz, kim ona w ogóle jest? Może to złodziejka, albo ktoś gorszy? Pomyślałaś o tym?  A pomyślałaś kiedykolwiek o mnie?
 - O Tobie? Oczywiście, Ty zawsze jesteś najważniejszy, Justin. Zawsze. - Warknęła, po czym odwróciła się całkiem beznamiętnie i opuściła pokój chłopaka. Miała dosyć tego, jak traktowana jest przez własnego syna, któremu daje tyle miłości każdego dnia. Nie mogła nawet o tym myśleć... Schodząc po schodach, kobieta zauważyła, że Jessica zmierza w jej stronę. Było jej przykro, ponieważ widziała w oczach dziewczyny łzy...była okropnie smutna.
        - Jess? Nie przejmuj się nim, skarbie. On już taki jest, ale przejdzie mu.
        - Tak, wiem. - Przez twarz dziewczyny przemknął wymuszony uśmiech. - Tak trochę rozwalam mu rodzinę, więc ma prawo być zły. Powinnam go przeprosić i porozmawiać z nim, skoro to przeze mnie wyrządziła się ta awantura.
     - Nie musisz, naprawdę nie musisz. - Ana próbowała odpędzić od dziewczyny ten pomysł.  Wiedziała, że Justin może powiedzieć jej coś przykrego i po prostu, skrzywdzić ją swoimi słowami.

Jednak Jess poprzystanęła na swoim. Wspięła się po ostatnich czterech schodkach i stanęła naprzeciwko pokoju chłopaka, który był otwarty. Jego właściciel siedział na łóżku, opierając ręce na kolanach, a jego twarz schowana była w dłoniach, kiedy mruczał coś pod nosem i z niedowierzaniem kręcił głową. Choć część odwagi, opuściła ją zdając sobie sprawę, że myliła się co do jego osobowości, nie zamierzała teraz odpuścić
Podeszła bliżej, ale potknęła się lekko, nie zauważając długopisu o tym samym odcieniu co ciemna wykładzina. Wydała z siebie cichy pisk i mocno złapała drzwi, ochraniając się tym samym przed upadkiem.
-Czego ?! - warknął Justin, nie zamierzając nawet na nią spojrzeć.
Jess wzdrygnęła się lekko na dźwięk jego głosu, a ciarki przeszły jej po plecach.

- Przy..przyszłam po prostu Cię przeprosić. - Wyszeptała, czując się okropnie. Nie wiedziała co zrobić ze swoimi rękoma, więc schowała je za swoje plecy.

-Co zrobić ?! - odpowiedział, śmiejąc się. Jego palący wzrok został odsłonięty, a Jess poczuła sie jeszcze bardziej niezręcznie. - Nie ośmieszaj się, dobrze ?
- Przepraszam, że pojawiam się w Twojej rodzinie znikąd. - Powiedziała, ignorując jego szyderczy ton, jakim ją obdarował. - Ale może, moglibyśmy się dogadać. Nie chcę żebyśmy się kłócili, nie chcę niczego psuć.

-Już to zrobiłaś. - uciął krótko. Położył się na plecach, a zza szafki wyjął mała gumową piłkę. Odbijanie jej od sufitu było dla niego lepszym zajęciem niż słuchanie tego co ma do powiedzenia dziewczyna.

- Mógłbyś chociaż postawić się na moim miejscu?! - Podniosła lekko głos, próbując wszystko wyprostować. - Wiesz co znaczyła dla mnie adopcja? To była moja jedyna szansa na lepsze życie... proszę zrozum mnie.

-To życie mogło ci zaoferować wiele innych rodzin. - powiedział beztrosko. -Ale jak zwykle wszyscy wybierają Bieberów, a wiesz dlaczego ? - popatrzył na zestresowaną dziewczynę, która pokiwała lekko głową, co uznał za znak do kontynuowania. -Bo mój ojciec jest pieprzonym prawnikiem i zarabia w miesiąc tyle, aby przez 3 miesiące wykarmić takie miejsca, w których mieszkałaś.
- Jeżeli moja obecność jest tak krzywdząca dla Ciebie, to mogę pójść i powiedzieć, że chcę wrócić...tam. - Podrapała się nerwowo po czole.
- To co chcesz zrobić bardziej skrzywdziłoby moich rodziców -stwierdził. -Ale możemy sie dogadać. -dodał po chwili namysłu.
- Serio? Byłoby dobrze, gdybyśmy się dogadali.- Mruknęła z lekką nadzieją w głosie. - Nie wymagam nawet, żebyś mnie lubił. Po prostu, przestań być powodem łez tej wspaniałej kobiety, która ku Twojemu szczęściu Cię urodziła.
-Och, nie rozczulaj się tak. -odpowiedział nieco rozbawiony. -Cóż ... Dwie proste zasady- w domu schodzisz mi z drogi, a w szkole udajesz, że mnie nie znasz, albo po prostu sie nie odzywasz, kiedy jestem w towarzystwie mojej dziewczyny i przyjaciół.
- Stoi, nie zależy mi na tym. - Przytaknęła, uśmiechając się nieco. Była zadowolona, że chłopak chociaż spróbuje współpracować. - Może powinieneś zejść i uspokoić Twoją mamę? Naprawdę Cie kocha.
-Muszę ochłonąć. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich, zanim powiem coś czego mógłbym żałować. -w głębi duszy miał nadzieje, ze jego sugestywny ton, sprawi, ze ta małolata da mu w końcu spokój. Bynajmniej dziś.


--------------------------------------------------
Witajcie! 
Jak minął Wam piątek 13-stego ? Oby dobrze ! :D 
Mamy nadzieję, że pomimo daty publikacji, rozdział nie okaże się klapą :P 
 Chciałyśmy dziś jeszcze podziękować za te 2 tys wyświetleń <3 Miło nam, że chcecie czytać nasze opowiadanie, a to tego strasznie motywuje :) 
Jeszcze rz dziękujemy ! :D (Za nominacje też - niedługo pojawią się na blogu ;) )
I taka mała prośba ... Pytacie kiedy będą następne rozdziały w komentarzach. Otóż takie informacje znajdziecie po prawej stornie bloga, które są często aktualizowane. 
Więc do następnego ! 
Pozdrawiamy Alex i Pami :*
xoxo