czwartek, 31 marca 2016

II Rozdział 2






„Odeszłam od telewizora ustawiając w nim jeden z muzycznych kanałów i powędrowałam do kuchni, gdzie przywitał mnie zapach pieczonego się indyka. Ustawiłam mniejszą temperaturę i przez szybkę chwilę go obserwowałam. Nie spaliłam go, z czego byłam dumna, a w myślach już wyobrażałam sobie minę Justina, gdy zadzwonił dzwonek. Podchodząc do drzwi nie spodziewałam się, że to po raz kolejny będzie Ana, której to już druga wizyta w tym miesiącu.
-Justin jest w domu ? - zapytała w palcach nerwowo gnąc chusteczkę higieniczną.
-Nie, ale właśnie na niego czekam. - odpowiedziałam spokojnie, ale z przestrogą.
-Dlaczego nie wrócicie do domu ? - zapłakała - Jestem sama, jak palec.
-To wybór, Justina. -oznajmiłam. - Chciałam z nim jechać.
-Poznał matkę ?
-Tak, jest szczęśliwy. - westchnęłam i posmutniałam, gdy zauważyłam, że moje zdanie mocno dotknęło Anę.
-A ty ? Jesteś z nim szczęśliwa ?
-Jak nigdy wcześniej. - odparłam szczerze, a kąciki ust nieznacznie powędrowały do góry. Justin mnie uskrzydlał, sprawiał, że cieszyłam się i celebrowałam każdy dzień. Był moim szczęściem.
-Jak to się stało ? - powiedziała nieco bardziej do siebie, skanując moje ciało od góry do dołu. Poczułam się nieco skrępowana, ponieważ miałam na sobie koszulkę Justina i krótkie szorty.
-Czasami miłość przychodzi z nie nadzka, nie rozumiemy jej, a potem, gdy wiemy, że to ona już nie ma odwrotu- zatapiamy się w namiętności.
Zamknęłam drzwi, słysząc już tylko krótki wybuch płaczu. Dla niej nadal byliśmy rodzeństwem. Ale siebie nigdy nie zaliczaliśmy do tej kategorii, zakochując się w sobie bezgranicznie. ”



„-Co ty wyrabiasz, Biebs ?
Donośny głos Jack'a przedarł się przez cały pokój, a przyjaciel kilka sekund w odświętnym garniturze pojawił się obok, wyrywając z moich dłoni skręta. Pomieszczenie zmącone były w dymie mariuhuanowym, a ja czułem się wręcz świetnie.
-Nie mogę się chociaż przez chwilę odstresować ? - fuknąłem.
-Ta, a Jessica siedzi sama przy stole. Masz szczęście, że kazałem Madison ją zagadać. - odgryzł się depcząc lakierowanym butem, papierosa.
-W końcu to od dzisiaj twoja żona.
-Przestań, Justin. -Jack zmarszczył brwi, potrząsając moim ramieniem, abym wstał. Gdy to zrobiłem otworzył okno, a świeże powietrze momentalnie mnie otrzeźwiło.
-Ja też ją kocham. - oznajmiłem. - Nad życie.
-Po co to robisz znowu ? Nie pasuje Ci taki byt ? W końcu bez policji na karku i wiecznej adrenaliny. -Ona jest moją adrenaliną, księżniczką, ale potrzebuję tego od czasu do czasu.
-Ja rzuciłem. - Gilinsky wyszczerzył się.
-Bo Madison jest w ciąży. Inaczej nigdy byś tego nie zrobił.
-Kobiety to nasze dobro, a jednocześnie przekleństwo. - stwierdził, patrząc w sufit.
-Masz racje, stary. - tym razem to ja poklepałem go po ramieniu. - Teraz chodźmy się bawić, bo w końcu to twoje wesele.”



„-Justin, ja chcę to zio. - oznajmiła Jazzy robiąc słodką, obrażoną minkę.
-Jazz. - westchnął brunet uśmiechając się lekko w moją stronę i mocniej ścisnął moje udo, stając na światłach. - Obiecałem mamie, że wrócimy na obiad.
-Zawsze możemy się spóźnić i powiedzieć, że w sklepie były długie kolejki. - odparł luzacko Jaxon wychylając się w nasze strony pomiędzy siedzeniami. Takie same blond włosy opadły mu na twarz, a on poprawił sobie je jednym ruchem ręki. Rodzeństwo Justina było do niego bardzo podobne.
-Mały, kto Cię nauczył takiego kręcenia ? - zaśmiał się Justin.
-Mieszkamy z Tobą wystarczająco długo. - wyszczerzył się i opadł na siedzenie, przybijając piątkę z Jazzy.
-A Ty, księżniczko ? - spytał, patrząc mi w oczy.
-Chętnie zobaczę te zwierzęta. - powiedziałam, a Jazzy z piskiem podniosła się i próbowała mnie przytulić. Uśmiechnęłam się na jej wybuch radości. Jazzy i Jaxona traktowałam, jak swoje własne rodzeństwo. -Chyba zostałeś przegłosowany.
-Zemszczę się. - odparł żartobliwie, lecz tylko ja dostrzegłam ten niebezpieczny błysk w jego roześmianych oczach. Zarumieniłam się, a gdy Jazzy powróciła na siedzenie, ja odwróciłam się w stronę szyby, skupiając się na mijanych obiektach. ”



„-Dokąd mnie prowadzisz ? - zapytała, gdy przemierzaliśmy drogę dzielącą nas od zaparkowanego samochodu do magazynu. Dobrze było znów być na „starych śmieciach”
-To niespodzianka, kochanie. - odparłem z uśmiechem, całując ją w miejsce obok ucha. Wiem, że to lubiła i zawsze reagowała.
-Już ją dostałam w domu. - stwierdziła, ale mocniej przylgnąłem dłońmi do jej twarzy, by zakryć oczy. Na dzisiaj miałem przygotowany jeszcze dwa prezenty urodzinowe.
-To jeszcze nie koniec. - zachichotałem, otwierając ciężkie drzwi. Wprowadziłem ją do środka i pozwoliłem patrzeć.
-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO !!!
Za ściany wyskoczyli wszyscy, których zaprosiłem. Moje serce zabiło mocniej, przyglądając się radości, która tryskała z dziewczyny. Zasługiwała na to, a nawet i o wiele więcej. ”

 ---------------------------------------

Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.


sobota, 26 marca 2016

II. Rozdział 1





Jeśli nie wiesz o co chodzi prawdopodobni powinieneś wrócić się do postu tutaj <klik>
  
***
„-Jestem.
Drzwi mieszkania zamknęły się z hukiem, a ja zmarszczyłam czoło na ten dźwięk. Zdjęłam zupę z gazu i umyłam dłonie, osuszając je kolorową ścierką. Minęło kilka sekund, a w kuchni pojawia się Justin - już nie chłopak a mężczyzna, któremu oddałam swoje życie.
Ubrany w rurki z dziurami na kolanach i koszulkę w kratę wygląda bardzo dobrze, a jego grzywka unosi się i opada, gdy podchodzi do mnie i obejmuje w biodrach.
-Dzień Dobry, kochanie. - powiedział, całując mnie w usta. Objęłam jego szyję dłońmi i stanęłam na palcach, by być bliżej niego.
-Wcześnie wyszedłeś. - zauważyłam, delikatnie głaszcząc go po aksamitnym policzku.
-Jack chciał się spotkać. - oznajmił. Jedną ręką zanurkował w kieszeni swoich spodni i wyjął białą kopertę.
-Co to ? - spytałam, z wyraźnymi iskierkami w oczach. Mieszkaliśmy nieco dalej, ale to nie zniszczyło przyjaźni chłopaków i Justina, co bardzo mnie cieszyło.
-Gilinsky i Madison biorą ślub. - oznajmił z uśmiechem, a ja podskoczyłam kilka razy. Tej parze kibicowałam najbardziej w życiu.
-To cudownie ! - pisnęłam radośnie.
-Wiem, ptaszyno.
Pocałował mnie w czoło.
-Mama już jest ?
-Powinna być o czternastej. - uśmiechnęłam się.
-Zobaczę co u dzieciaków.
Jego ręce znikają z moich bioder, a sylwetka oddala się w stronę salonu.”

  ***

„ Noc była cicha. Gwiazd praktycznie nie było widać przez chmurne powłoki, które skupiały się nawet po zmierzchu.  Każdy miał swoje miejsce, w którym zapadał w kojący sen...lecz nie do wszystkich owo ukojenie przychodziło.
   Siedział przy oknie, ślamazarnie odpalając papierosa, którego trzymał między wargami. Był to jeden z kilkunastu dni, które spędził w osamotnieniu. Śmierć zabierała ludzi, których potrzebował. Nic nie było w stanie pocieszyć go po stracie.
   Siedział, wypatrując chociaż najmniejszej gwiazdy. Szukał znaku, który jakimś cudem mógłby okazać się odpowiedzią na jego pytania.
   Kolejny stracony dzień z życia poza kontrolą, pomyślał, zaciągając się dużą dawką nikotyny. Nie działa już na niego. Potrzebował czegoś więcej, ale po ostatnim razie przyrzekł kobiecie swojego życia, że nie sięgnie po ciężkie używki.
      Siedział sam, nie mając pojęcia co robić. Gdzie była, kiedy jej potrzebował? A gdzie był on sam? Zagubiony w sieciach trudnych wyborów i trudnej egzystencji.
     Martwą ciszę przerwał sygnał dzwoniącej komórki.
     - Kochanie, wróć do nas. - Powiedział głos po drugiej stronie.”

 ***
            „Stała wyglądając przez duże okno, gdy słońce powolutku chowało się za horyzont, zastawiając po sobie pomarańczowo- czerwony kolor.
Piękna, jak zawsze - zaokrąglone biodra, długie włosy i cała pachnąca cynamonem.
Podszedłem do dziewczyny, obejmując się w pasie. Odwróciła głowę w moją stronę, uśmiechając się.
-Podoba Ci się ? - spytałem, ustami dotykając jej policzka.
-Twoja mama trafiła idealnie. Nie wiem, jak powinniśmy jej dziękować za to mieszkanie.
-Nie musimy, Jessi. - opuszkami palców przejechałem po skórze jej szyi, a dziewczyna niemalże od razu zareagowała. Uśmiechnąłem się. -Zrobiła to bezinteresownie. - dodałem z głębokim westchnięciem. Bycie z mamą było bardzo dobrym czasem dla mnie jak i dla Jessi. Ten czas nie miał porównania z latami, które spędziłem w Stratford.
Dziewczyna obróciła się w moich ramionach i spojrzała prosto w oczy.
-Jest wspaniałą kobietą. - powiedziała. - Po niej odziedziczyłeś dobro, które w sobie nosisz.
Otwartą dłoń położyła na mojej klatce piersiowej, odnajdując miejsce, gdzie można było wyczuć bicie serca.
-Chyba już on tym rozmawialiśmy, ptaszyno.
-Tak, wiem, ale musisz w końcu w to uwierzyć.
Jej uśmiech, jej radość były tym od czego się uzależniłem.
-Kocham Cię, Jess.
-Ja ciebie też, Justin. ”

***
„Ciepłe wargi składające czułe pocałunki na mojej szyi. Spragnione dłonie błądzące po nagich ciałach i wieczór, a na niebie pełno gwiazd.
Ponownie wplątałam dłonie we włosy Justina, wzdychając, gdyż przegryzł moją skórę. On jest bez koszulki, a ja w samej bieliźnie. Chcę czuć się super pewnie, ale nieśmiałość dalej we mnie tkwi, dlatego moje policzki ciągle zdobi rumieniec.
-Jesteś piękna, kochanie.
Jego cichy pomruk, a chwilę potem słyszmy dzwonek do drzwi.
Brunet odsuwa się ode mnie i poprawia swoją grzywkę jednym ruchem. Zmienił się cały - dorósł, zmężniał, a jego aktualna fryzura była naprawdę pociągająca.
-Umówiłeś się z kimś ? - pytam.
-Na dziś miałem całkiem inne plany.
Posłał mi gorące spojrzenie siadając na piętach. Szybko zetknęłam ze sobą, jeszcze przed chwilą rozłożone nogi i wstałam.
-Sprawdzę. - oznajmiłam, cmokając go w usta. Z podłogi złapałam koszulkę chłopaka i nim doszłam do drzwi, miałam ją na sobie. Pół naga otworzyłam nasze mieszkanie i zesztywniałam widząc przed sobą mamę.
-Ana ?
-Córeczko. - chlipnęła. - Tak długo Was szukałam.
-To nie jest dobry pomysł, Justin zaraz tu przyjdzie.
-Pozwólcie mi ...
-Co Ty tu robisz, do cholery ?!
Również półnagi brunet wkroczył do akcji. Ana otworzyła usta ze zdziwienia i zaczęła mocniej płakać, gdy jedna ręka Justina wylądowała na moim biodrze.
-Wy ...
-Tak, kochamy się. - oznajmił szorstko, a ja posłałam jej przepraszające spojrzenie. -A teraz gdy znasz prawdę wynoś się i więcej nie wracaj. - dodał, zamykając drzwi. ”

piątek, 18 marca 2016

Kilka kwestii dotyczących części II.



Witajcie, kochani !

Zapewne zauważyliście, że nie lubimy zbytnio rozpisywać się pod rozdziałami, dlatego również kilka spraw postanowiłyśmy wyjaśnić w oddzielnej notce :)

SPRAWA I : Ponieważ pewnie większość z was będzie zainteresowana akcja zaczyna się dziać 2 lata później ( Jessica - 18l. , Justin - 21 l.)Wszystko po to, by nie zanudzać Was rozdziałami, które pewnie byłby by zbędne ;)

SPRAWA II : Pierwsze rozdziały będą pisane jako retrospekcje z niektórych wydarzeń, które miały miejsce podczas tej przerwy :) Będą to może 2, może 3. Następnie akcja powraca do normalności i mamy czas teraźniejszy.

SPRAWA III: No cóż ... Postanowiłyśmy poruszyć tą kwestię. Dobrze wiemy, że może czasami zaniedbujemy bloga ( nie robimy tego umyślnie, po prostu nie mamy czasu), ale to chyba nie jest powód, żeby od razu odrzucać to opowiadanie, co ?  Doskonale widzimy te spadające statystyki naszego bloga i możecie nam wierzyć lub nie - naprawdę się staramy, żeby rozdziały były w jak najkrótszym odstępie czasowym od siebie. Mamy tylko nadzieję, że teraz będzie już lepiej. I że będziecie nas wspierać, bo ta część naprawdę będzie dla nas wyzwaniem ! :D
Mimo to dziękujemy wszystkim stałym czytelnikom naszego opowiadanie. Wiecie, że jesteście wspaniali. I jesteśmy również wdzięczne za okazane wsparcie :*

SPRAWA IV : Mamy nadzieję, że trochę podsyciłyśmy Waszą ciekawość kilkoma zdradzonymi faktami :P Do zobaczenia w rozdziale pierwszym ! :*

                                                      A może Wy macie pomysły co będzie się działo w II części ? :D    Piszcie w komentarzach ! 

poniedziałek, 14 marca 2016

Rozdział 28





Poranek był dla Justina najlepszym porankiem w jego życiu. Szczęśliwy przebudził się około ósmej rano. W pokoju nadal było ciepło, w powietrzu unosił się zapach namiętnej nocy, a jego nagie ciało okrywało tylko pomięte prześcieradło. Przeciągnął się i otwierając oczy spojrzał w bok. Zdziwił się, gdy nie zobaczył obok siebie słodko śpiącej Jessi. Rozejrzał się dokładnie dookoła i zauważył, że i jego koszulka zginęła. Poniósł się z łóżka ubierający bokserki oraz na nie spodnie. Sprawdził przy okazji telefon, odpisując szybka Jack'owi, zapewniając że wszystko jest okej i wszedł do łazienki, należącej do pokoju.
Dziewczyna siedziała oparta plecami o wannę, a jej oczy były lekko zaszklone.
-Co się stało, kochanie ?
Justin kucnął obok brunetki i objął jej twarz swoimi dłońmi.
-Boli, Justin. - odpowiedziała smutno, patrząc mu w oczy.
- Oj, biedna. - Mruknął cicho, czując jak na jego usta wkrada się cwaniacki uśmieszek. - Przestanie niedługo. - Cmoknął ją w prawy policzek, po czym umiejscowił jedną dłoń nieopodal kolan, a drugą na plecach dziewczyny i podniósł ją, oznajmiając iż idą zjeść śniadanie. Jessica rozchmurzyła się w momencie, wiedząc że przy Justinie nic złego jej się stać nie mogło. - Na co masz ochotę ? -zapytał, wchodząc do kuchni. Czuł się dziś wyjątkowo dobrze, że nie potrzebował nawet pomocy kul przy chodzeniu.
-Przecież Ty nie umiesz gotować, Justin. - Jessica śmieje się wesoło, a Bieber czuje przyśpieszone bicie serca. Sadza brunetkę na blacie i delikatnie obejmuje ją w biodrach.
- Nie bądź tego taka pewna, mała. - Uśmiechnął się szeroko, skradając jeszcze jeden pocałunek przed przygotowaniem jedzenia. Zdecydowali, że najlepszym rozwiązaniem będzie zjedzenie jajecznicy.
Jessica przygotowywała warzywa oraz szynkę krojąc je w kostkę, a Justin zajął się smażeniem. Gdy posiłek był gotowy obje usiedli przy barze na wysokich krzesłach, który zastępował stół.
-Wyjeżdżamy dzisiaj ? - spytała Jessica, kończąc przeżuwanie żytniego chleba.
-Więc chciałabyś tutaj jeszcze zostać. - Justin uśmiechnął się, odsuwając od siebie talerz po skończonym posiłku. Odwrócił się w stronę Jessici i położył swoją dłoń na jej udzie. Dziewczyna dostała ciarek i oblała się rumieńcem.
Domek jest piękny, ale czy Ty jesteś na to gotowy.
-Mam dość kłamstw, Jessi. - odparł poważnie. -Całe może życie to jedno wielkie kłamstwo i może to jest małą rewolucją, ale jesteśmy w tym oboje,
Ta myśl zdecydowanie napawała go optymizmem.
- Więc jeźdźmy, jeśli tego faktycznie pragniesz. - Uśmiechnęła się lekko, zeskakując z krzesła, po czym zabrała się za zmywanie naczyń. - Nie interesuje mnie to, gdzie pojedziemy. Będziemy razem Juss, a w takim składzie możemy pokonać wszystkich nieprzychylnych nam gości.
Justin w odpowiedzi uśmiechnął się jedynie, po czym wyszedł z domku. Czuł, że jego noga jest w zupełnie dobrym stanie. Napływała w niego siła z każdym pokonanym przez niego krokiem. Nadzieja, która wypełniła jego serce, mówiła mu, że teraz wszystko będzie lepiej, lecz każdy może się czasem pomylić prawda?
Na zewnątrz spokojnie zapalił papierosa, a następnie odnalazł klucze i otworzył garaż. Srebrna Toyota stała tam w nienaruszonym stanie i tylko czekała na ich wyjazd.
Gdy wrócił do środka Jessica była już ubrana i lekko umalowana. Chodziła uśmiechnięta i pakowała do torby ich wszystkie rzeczy. Justin bez dłuższego zastanawiania mógł stwierdzić, że promieniała nawet inaczej niż zazwyczaj.
Brunetka czuła się naprawdę świetnie, może momentami fizycznie nie było zadowalająco, ale dawała radę. Poprzednia noc tylko utwierdziła ją w uczuciu, które żywiła.
Bieber podszedł do dziewczyny, gdy zamykała szczelnie okno i przytulił ją, zaplatając dłonie wokół jej bioder.
-Lepiej ? - zapytał, całując miejsce tuz obok jej ucha.
-Troszeczkę. - odpowiedziała, prawie szeptem, uśmiechając się.
-W samochodzie są środki przeciwbólowe. - oznajmił, odchodząc od Jessici, aby nałożyć koszulkę na swój nagi tors. Z szafki nocnej zgarnął jeszcze portfel oraz komórkę, a na ramieniu zawiesił torbę z ciuchami jego i Jessici, z którą splótł swoje dłonie. - Musimy już jechać. Później będą korki. - Gdzie zmierzamy? - Zapytała, zamykając za sobą drzwi. Mimo, że była pozytywnie nastawiona do podróży, pojawiała się w niej obawa. Co teraz? Miała właśnie zostawić za sobą wszystko co znała.
- Phoenix. - odpowiedział, wrzucając torbę do bagażnika.

***
Podróż trwała naprawdę długo, lecz Justin przez cały czas miał oczy otwarte i bardzo uważnie prowadził samochód. Bezpieczeństwo jego ukochanej było dla niego na pierwszym miejscu. Jessica przespała znaczną część drogi. Była bardzo zmęczona, dlatego ucieszyła się na wieść o tym, że niedługo będą mogli wyjść z auta.
-Jesteś pewny, że to tutaj ? - zapytała Jessica, przerywając aczkolwiek komfortową ciszę.
Wyglądała przez szybę, analizując wzrokiem każdy kolejny budynek. Okolica nie wyglądała na tą z najwyższej półki, ale też nie tak przerażająco jak miejsce zamieszkania pana detektywa.
- Myślę, że gdyby moja matka nie mieszkała w takiej obskurnej okolicy, nie prosiła by mojego ojca o pieniądze. - Prychnął z krztą humoru w głosie. - Uważam, że trafiliśmy, Jess.
- Mam nadzieję, że wszystko w porządku z Twoją mamą...- Westchnęła, po czym chwyciła mocno dłoń chłopaka, który odpowiedział jej uśmiechem, wyrażającym miłość, a przede wszystkim wdzięczność za całe wsparcie, które zostało mu okazane.
Wiedział, że gdyby nie poznanie i zakochanie się w Jess, nigdy nie zdecydowałby się na taki krok.
Para szła krok w krok po chodniku prowadzącym do bloku. Miała to szczęście, że drzwi klatki schodowej były otwarte i nie musieli używać domofonu.
Ku zaskoczeniu Jessici wnętrze budynku wyglądało dosyć przyzwoicie; na żadnej ścianie kolejnego piętra nie pojawił się żaden wulgarny napis, co można było uznać za typowe.
Bieber nie zwrócił na to uwagi, gdyż liczył kolejne drzwi, a w myślach powtarzał niczym mantrę cyfrę 9. Nie był pewny tego, co zaraz się stanie, dlaczego poczuł się słaby. Tylko dotyk Jessici sprawiał, że nadal był zdecydowany iść na przód.
- To tutaj. - Stwierdził Justin, wskazując na drzwi, które same w sobie nie były takie brzydkie, czy zniszczone. Miał nadzieję, że po otworzeniu drewnianej powłoki nie zastanie patologicznej rodziny, która nie będzie chciała go znać.
- Dzwonię.- Mruknął, po czym przycisnął dłoń na dzwonku. Niecierpliwie czekał na odpowiedź, kiedy po chwili usłyszał kroki zmierzające ku drzwiom frontowym.
Na klatce schodowej rozległ się dźwięk otwieranego zamka. Jessica również denerwowała się, dlatego przytuliła się do boku Justina, który zarzucił rękę na jej ramiona. On także potrzebował wsparcia, a była nim właśnie obecność brunetki.
Serce Biebera zakołatało tak mocno, że poczuł ból, gdy drzwi powoli otwierały się, a w nich stanęła kobieta średniego wzrostu, z długimi włosami, w kuchennym fartuchu i prawej ręce w mące. Z głębi mieszkania dochodziły również wesołe rozmowy małych dzieci.
- Dzień dobry.- Kobieta uśmiechnęła się uprzejmie, spoglądając to na Justina, to na dziewczynę u jego boku. - W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry.- Odpowiedział chłopak, czując pot napływający na jego skronie. - Moja sprawa jest nieco mało komfortowa, aczkolwiek musi mnie pani wysłuchać.
Jego głos drżał, a Jessica delikatnie pocierała jego plecy, chcąc dać mu wsparcie.
Kobieta przyglądała się zdenerwowaniu chłopaka i zrobiło jej się go żal, bowiem dzięki temu przypomniała coś sobie.
-Justin ? - wydukała ze ściśniętym gardłem, wpatrując się w Biebera.
- Ja...- Zaciął się, nie mogąc uwierzyć, że jego prawdziwa matka go poznała, po tylu latach. Myślała o nim? Pamiętała? - Tak, to ja.
Na policzki kobiety wypłynęły łzy, a ona uśmiechnęła się. Chwilę potem niespodziewanie przytuliła Biebera, a Jessica odrobinę się odsunęła, ale nie puściła jego ręki.
-Tak bardzo chciałam Cię spotkać. - wyszeptała, a Justin odetchnął z ulgą. Popatrzył na Jessicę i wzrokiem podziękował jej za to, że teraz tu jest.
-Więc jestem ... mamo.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

--------------------------------
Wszelkie informacje dotyczące drugiej części pojawią się w piątek (18.03)



Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.

sobota, 12 marca 2016

Informacja

Witajcie, kochani ! Z tej strony dzisiaj Alex.
Wiem, że rozdział powinien chociaż być zaczęty, ale niestety w tym tygodniu, to przeze mnie nie zostało nic zaczęte.
Minione siedem dni były strasznie napięte z powodu, że załatwiałam jedną ze spraw, które ostatnio stały się moim marzeniem. Szerzej o tym, co będzie się działo dowiecie się za jakiś czas i z pewnością będziecie jednymi z pierwszych ;)
Mimo tej działalności oczywiście nie zamierzam rezygnować z bloggera ! :D Zbyt bardzo go uwielbiam.
A teraz zapraszam wszystkich, którzy nie przeczytali jeszcze ostatniego rozdziału tutaj.
Pozdrawiam Was serdecznie :*
Prawdopodobnie będziecie czytać tę notkę, gdy ja już pracuję nad rozdziałem :P Buziole :*


czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 27






Uwaga ! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób pełnoletnich. Czytając robisz to na własną odpowiedzialność. Jeśli nie, możesz spokojnie ominąć notkę.


 

-Jak się czujesz ? - spytała Jessica, patrząc na chłopaka.
Justin przeniósł wzrok z białej ściany na leżącą obok niego dziewczynę.
-Chujowo. - przyznał, a Jessica nieco się skrzywiła na taki dobór słów.
Dowiedziawszy się prawdy, Justinowi mało ulżyło. Chciał twarzą w twarz pogadać z ojcem, ale na to było już zdecydowanie za późno. W międzyczasie nachodziły go również myśli, że może i Jeremy postąpił dobrze, bo Justin nie zamierzał wracać do domu, w którym się wychował. Choć to wydaje się nieracjonalnym pomysłem z jego strony, ale wiedział, że więcej jego noga tam nie postanie.
Miał także w nosie to, jak na jego decyzję zareaguje Ana. Teraz już nie była jego rodziną. Nosił w sobie jednakże nadzieję, że gdy on wyjedzie, Jessica nie zerwie z nim kontaktu, a dołączy do niego.
-Więc może pójdę po jakieś dobre jedzenie z Mc'Donald ? - zerwała się do pozycji siedzącej, uśmiechając szeroko.
Dla niej to wszystko również było przytłaczające i nie potrafiła poukładać sobie tego w głowie. Choć bardzo kochała Jeremy'iego nie mogła zrozumieć, jak coś takiego mógł zrobić własnemu dziecku.
-Nie musisz, zaraz będzie obiad. - odparł beznamiętnie, poprawiając się na łóżku, by usiąść wyżej. Po włożonym w tę czynność wysiłku był na równi z siedzącą na piętach Jessi.
-Justin. - brunetka wywróciła oczami. - Staram Ci się pomóc, nam pomóc.
-Doceniam to, ptaszyno. - odpowiedział Justin, wyciągając dłoń, by pogłaskać dziewczynę po zarumienionym policzku. -Twoja obecność tutaj robi naprawdę wiele. - wyznał, a uczucia, które tłumił w sobie, wystrzeliły jak z armaty. Jego serce zaczęło bić mocniej.
- Czuję, że cały czas mnie odpychasz. - Westchnęła lekko, unikając wzroku chłopaka.- Rozumiem to. Cholera, Justin. Mam wrażenie, że żyjemy w jakimś serialu kryminalnym i wszyscy umrą.  Tylko z Tobą czuję się bezpiecznie.
- Nikt więcej nie umrze, Jess! - Przeczesał dłonią nieułożone włosy. - Nikt więcej. Nawet przybity do tego łóżka będę Cię chronił. - Silnymi dłońmi przesunął dziewczynę bliżej siebie. - Jesteś dla mnie ważna. Najważniejsza.
- Przestań. - Prychnęła, opierając głowę na jego ramieniu. - Nie faworyzuj mnie. Masz przyjaciół, o których musisz się troszczyć. Nikt nie jest gorszy, nikt nie jest warty większej uwagi. Nie ja.
- Mam wrażenie, że moje uczucia do Ciebie to coś więcej, Jess. - Westchnął, pogrążony w głębi odcieniu oczu dziewczyny. - Mam wrażenie, że bez Ciebie nie miałbym siły walczyć.
- To takie popieprzone, wiesz? - Zaśmiała się bez kszty humoru w głosie. - Jesteśmy zagubieni, nie możemy znaleźć drogi powrotnej do domu. Ani Ty, ani ja nie mamy rodziny. Czy to nie ironiczne, że zostaliśmy na siebie skazani?
- Lubię taki rodzaj ironii. - Justin uśmiechnął się lekko, kochając każdy moment spędzony z Jessicą. - Powinniśmy razem stąd uciec, znaleźć moją mamę. - Musnął ustami zaczerwieniony policzek Jess. - Powinniśmy zacząć żyć.
- Z czego? Nie mamy pracy, pieniędzy. Nic. - Mruknęła mając nadzieję, że jej ukochany pogłębi pocałunek. Chciała być całowana przez niego cały czas. Tęskniła za jego pełnymi, stworzonymi dla niej ustami chłopaka. - Ale pieniądze to nie wszystko. Justin, zrobimy jak chcesz. Po prostu bądź ze mną. - Szepnęła, uśmiechając się słodko. Po chwili poczuła jak usta Justina były dosłownie na jej, poruszając się delikatnie. Chwilkę później pogłębili pocałunek, który trwał dla nich zdecydowanie za krótko. Musieli jednak zaczerpnąć powietrza, które było niezbędne po tak namiętnym pocałunku.
- Przepraszam, panie Bieber. - Nie zauważyli, że drzwi do sali zostały otwarte, a do środka wszedł lekarz. Młody mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i zaczął kartkować dokumenty, które trzymał w dłoni.
- Dzień dobry. - Blondyn skinął głową. Czekał na dobre informacje, miał nadzieję że zostanie wypisany do domu, gdyż mógł już chodzić o kulach. Co jednak skłonny był nazwać domem? Wiedział, że nie powróci do Any. Na szczęście , do jego dyspozycji był magazyn, w którym obecnie mieszkało sporo jego przyjaciół. Miejsca było jednak pod dostatkiem.
- Zauważyłem, że nogi dochodzą do siebie całkiem szybko. Za kilka dni powinien pan porzucić kule i chodzić normalnie. Jednakże, proszę odpoczywać i nie nadwyrężać kończyn. Czy ma pan ochotę wyjść ze szpitala po ostatnich badaniach, czy zaczeka pan do jutra?
- Wychodzę dzisiaj, - Powiedział od razu, nie marząc o niczym innym niż opuszczenie tego przygnębiającego miejsca. - Dziękuję doktorze!
- Dobrze. Widzimy się niedługo przy wypisie. - Po tym, jak lekarz opuścił salę, Jessica uśmiechnęła się szeroko, czując niesamowite szczęście.
- Widzisz, będziemy razem i wszystko będzie dobrze. - Justin wyszeptał prosto do jej ucha, przygryzając je lekko. - Nawet jeśli jaja nie powinny tańczyć z kamieniami.
- Nawet jeśli nie powinny. - Ponownie, para utkwiła w namiętnym pocałunku. Jego dłonie na jej biodrach, a jej palce wplecione w jego włosy. Tak było idealnie. Był to krótki pocałunek, ale zostawił po sobie mrowienie na ustach.
-Musisz pojechać po nasze rzeczy do domu. - oznajmił Justin z lekką zadyszką spowodowaną pocałunkiem, który nigdy nie znaczył dla niego tyle, jak ten z Jessicą. -I zabrać złotą kartę ojca.
Usłyszawszy to Jesscia nieco spanikowała, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Justin uniósł dłoń i delikatnie pogłaskał dziewczynę po policzku.
-Jesteś dzielna, wiem to. - wyszeptał, całując ją w czoło. Jessica zagryzła swoją wargę zdając sobie sprawę, że nigdy nic bardziej nie uszczęśliwiło ją jak wyznanie Justina. W końcu myślał tylko o niej, a za kilka godzin obje mieli uciec. Ta perspektywa nieco napawała brunetkę strachem, ale serce podpowiadało, że jej miejsce jest przy Justinie i nie zniosłaby ich rozłąki.
-Zrobię to. - odpowiedziała pewnie, kiwając głową. Justin uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna zeskoczyła z łóżka. Szybko założyła buty i wybiegła z sali.

***
Wchodząc do domu, Jessica zupełnie nie spodziewała się bałaganu, jaki tam zastała. Na nic zdało się projektowanie wnętrza poprzez Anę, skoro było ono teraz w tak opłakanym stanie.
W pierwszej chwili Jessica chciała zostać tutaj i ogarnąć ten bałagan, ale nie potrafiła zrobić tego Justinowi. On był jej narkotykiem, który działał jak najsilniejsza trucizna.
Zbierając pod drodze różne rzeczy, dziewczyna dotarła do salonu. Zdziwiła się widząc pobite wazony i doniczki, ale wszystko zrozumiała zastając kompletnie rozbrojoną psychicznie Anę na kanapie.
-Jessica, jak dobrze, ze jesteś. - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Zupełnie nie wyglądała tak, jak kiedyś - zawsze perfekcyjna, umalowana, pięknie ubrana i twarda. Tusz z rzęs kobiety rozmazał się na jej policzkach, a ubrana była w rozciągnięty dres swojego męża.
-Co tu się stało ? - spytała Jessica, poruszona stanem Any. Kobieta bardzo przeżywała samobójstwo swojego męża, ale brunetka nie wiedziała, że odbywa się to w taki sposób. Również nie radziła sobie z tą przytłaczającą wiadomością, ale musiała iść na przód.
-Nie mogę tak żyć. -Ana ponownie zaczęła zanosić się płaczem.
Jessica pobiegła do kuchni i w szafkach odszukała najsilniejszy lek uspokajający i wodę utlenioną z bandażem, gdyż zauważyła, że prawa ręka kobiety krwawi.
Kiedy Ana przyjęła odpowiednią dawkę leku i trochę się uspokoiła Jessica opatrzyła jej dłoń i podała ciepłą herbatę.
-Jak Justin ?
Dziewczyna kompletnie nie spodziewała się tego pytania. Tak naprawdę miała nadzieję, że Ana szybko zaśnie, a ona wtedy wyjdzie, by uniknąć wyrzutów sumienia. Gdy oni wyjadą Ana zostanie sama.
-Lekarze widzą poprawę. - oznajmiła, w czym było nawet trochę prawdy, lecz nie zdecydowała się, by powiedzieć to Anie prosto w oczy. Kochała Anę, ale Justin też okazał się miłością jej życia. Tego konfliktu nie dało się rozwiązać tak, aby żadna ze stron nie ucierpiała.
-To dobrze.
Ana podała Jess kubek z nie do końca wypitą herbatą.
-Muszę odpocząć.
Jessica wstała z dywanu i odniosła kubek do kuchni. Następnie powędrowała na górę i z szafy wyjęła swoją torbę. Spakowała tylko to co najpotrzebniejsze i zabrała również trochę ubrań z pokoju Justina.
Czuła smutek, zamykając za sobą drzwi pokoi, gdzie w każdym z nich miała jakieś dobre wspomnienia. Ale dopiero gdy weszła do gabinetu Jeremy'iego serce boleśnie się ścisnęło, a w oczach pojawiły się łzy.
Jednak wtedy w myślach pojawiły się słowa Justina. On w nią wierzył ... i kochał.
Jessica wzięła się w garść, otarła łzy rękawem i chwyciła wspomnianą przez Biebera kartę. Nie analizowała tego, co zrobiła, ani jakie poniesie to za sobą konsekwencje. Żyła chwilą.
Gdy wyszła z domu pozostał tam tylko zimny podmuch wiatru, który przedostał się przez otwarte drzwi oraz spokojnie śpiąca, z wielką niewiedzą, kobieta, która zrobiła wiele dobrego adoptując dziewczynę.

***

Czy dziewczyna czuła jakiekolwiek wyrzuty sumienia czekając na jednego z przyjaciół Biebera, który miał ją odebrać spod domu? W pewnym sensie tak, lecz nie mogła nic z tym zrobić. Justin był w tamtym momencie najważniejszy i robiła to, o co ją prosił. Była zauroczona miłością do chłopaka. Niepoprawna, beznadziejna miłość.
- Jai? Dziękuję, że przyjechałeś. - Przywitała się. - Nie wyobrażam sobie, aby taszczyć te torby w metrze.
            - Nie ma sprawy Jess. - Mruknął, najwyraźniej w niezbyt dobrym humorze.
- Coś się stało? Coś jeszcze gorszego niż to wszystko co miało miejsce dotychczas?
- Obawiam się, że Shawn może tego nie przeżyć. - Odparł. - Nie tej nocy.
- Przestań Jai. On będzie żył. - Szła w zaparte dziewczyna, mimo że nie była pewna niczego. Szczególnie stanu zdrowia chłopaka, który po prostu umierał.
- Dlaczego to powtarzasz?- Warknął. - Nikt nie będzie żył. Wszyscy zginiemy podążając za tym chorym nurtem mordu.
- Nikt za niczym nie podąża. - Oparła głowę o zagłówek. - Jesteśmy młodymi ludźmi. Biegniemy za miłością i szczęściem. Każdy ma jakieś priorytety. - Brooks westchnął głęboko, zaciskając obie dłonie na kierownicy.
- Wiedz, że moim zdaniem popełniasz błąd. Powinnaś zostać w domu. Zostawić ten syf w tyle.
- Chyba żartujesz.- Prychnęła, nie wierząc własnym uszom. Kierowała się zasadą, że jeśli kogoś kochasz to musisz być przy nim. Ucieczka, gdy rzeczy trochę się skomplikują nie była dla niej.
- Michael i Luke planują wyjazd, Nash nie znosi tego dobrze psychicznie, Jake i Jack są tu jeszcze ponieważ na niczym im tak naprawdę nie zależy. Czy naprawdę myślisz, że zostawianie kochającej matki dla nich ma sens ? - Spytał, mając oczy wklejone w przednią szybę. Nie chciało mu się żyć. To wszystko go wykańczało.
-  Tak. Wszystko ma pieprzony sens! - Krzyknęła. - A teraz wypuść mnie z tego samochodu, chce iść do Jussa. -Zażądała zaraz po zatrzymaniu się auta.
Jai odblokował drzwi i pozwolił dziewczynie pierwszej opuścić samochód zanim zrobił to on.
Choć torba, przewieszona przez ramię, Jessici była dość ciężka to nie spowalniało brunetki przed tym, by jak najszybciej dostać się do sali Justina.
Chłopak, już ubrany, właśnie wstał z łóżka. Odczuwał lekki ból w dolnym odcinku kręgosłupa, ale potrafił stanąć na nogach, podpierając się o dwie kule.
-Odejdź. - odepchnął od sienie młodego stażystę, idąc w stronę okna. Nie robił tego tak szybko, jak za czasów pełnej sprawności, ale ważne dla niego było to, że potrafił uciec wraz z Jessicą w stronę ich lepszego życia. Chciał zapomnieć o wszystkim, czego doświadczył i przeżyć coś wspaniałego mając przy swoim boku dziewczynę niczym anioł. -Jeszcze pamiętam, jak się chodzi. - warknął, dodatkowo, gdy stażysta przytrzymywał się szafki. Dotarłszy do okna Justin obrócił się i wtedy właśnie do sali weszła Jessica. Miała rozczochrane włosy i rumiane policzki z wysiłku. Mimo to dla Biebera wyglądała idealnie i właśnie dlatego uśmiechnął się szeroko na jej obecność.
Jessica zaś poczuła piekące łzy, chcące wypłynąć na zewnątrz, widząc, że po tak traumatycznych wydarzeniach Justin pozostał silny i chodzi.
Chciała podbiec do niego, przytulić się, a może nawet pocałować, ale do sali wszedł Jai.
-Kartę wypisu zostawiam na łóżku. - oznajmił stażysta, wychodząc, gdyż zrobiło się nieco tłoczno.   -Dzięki, że przyjechałeś, Jai. - powiedział, pełen wdzięczności, Justin. Dzwoniąc wcześniej Bieber rozmawiał z Jack'iem, który zasługiwał, by dowiedzieć się o wszystkim pierwszy. Cała paczka stwierdziła, że dobrze będzie pożegnać się zanim Justin wyjedzie szukać swojej matki, dlatego zaplanowali to.
-Nie ma sprawy, stary. - uśmiechnął się Jai, klepiąc Biebera po plecach. -  Dobrze, że z tego wyszedłeś.
-Musiałem być silny. - oznajmił Justin, patrząc prosto w oczy Jessici, która o mało nie zemdlała pod wypływem jego oświadczenia. Serce biło dziewczynie w nie naturalnym tempie, a Justin był dumny z siebie, iż po tak długim czasie przyznał sam przed sobą, że tak naprawdę kocha dziewczynę, bardziej niż kiedykolwiek.
-Idziemy ? - zapytał Jai, przerywając kontakt wzrokowi rodzeństwa, które nigdy nim nie było. Od początku było swoim przeznaczeniem.
-Daj mi kluczki. - zarządził Bieber. - W recepcji czeka chemia dla Shawn'a. Pomoże mu chociaż na następne dwa miesiące.
Jai popatrzył na kolegę z szeroko otwartymi oczami, a Jessica uśmiechnęła się. Zawsze wiedziała, że w Justinie można znaleźć dobro i nigdy w to nie zwątpiła.
-Nie pytaj, jak tego dokonałem. Tylko tak mogę mu pomóc.
-To wspaniałe, stary!  - wykrzyknął Jai.
-Czekamy na ciebie w samochodzie. - pośpieszył Brooksa Justin, a chłopak posłusznie oddał mu kluczyki, następnie opuszczając salę. Bieber schował kluczyki w tylniej kieszeni i podtrzymując się kul podszedł do dziewczyny, a zarazem miłości jego życia. Jak głupi musiał być, by wierzyć, że to Selena jest całym jego światem ?!
-Na pewno chcesz wyjechać ze mną? Masz jeszcze wyb...
Justin nie dokończył swojego zdania, ponieważ Jessica położyła palec na jego ustach.
-Chcę być tam, gdzie ty. Nie ważne co będzie. - wyznała z przejęciem, a potem wspięła się na palce i delikatnie pocałowała Biebera w usta.
Justin nie chciał wywierać na dziewczynie presji, ale upewniony, że nadal chce z nim uciec, cieszył się jak małe dziecko, chociaż nie okazywał tego.
Gdy dziewczyna z rumieńcem odsunęła się od chłopaka, Justin ścisnął w dłoniach mocniej swoje dwie pomocnice. Jessica złapała go pod ramię i razem opuścili salę, do której Justin nie miał zamiaru wracać po raz kolejny.
Szli przez korytarz wolnym krokiem, ramię w ramię i choć w kilku momentach nie było dla Justina łatwo, walczył, walczył dla niej. Nie obchodziło go, czy mijani ludzie ich obserwują. Gdy miał przy sobie Jessicę nic się nie liczyło. Musiał jedynie odnaleźć swoją biologiczną matkę.
Wyjście na dwór było dla Justina, jak dostanie upragnionego prezentu na Boże Narodzenie - w końcu mógł poczuć się wolny.
Bieber wiedział, że jedynym miejscem, w którym teraz będzie mógł się schronić jest magazyn za miastem. Niepokoił go fakt, że Ana najprawdopodobniej niebawem zacznie szukać Jessici i jak najszybciej muszą opuścić hrabstwo. Cóż, miał w nosie policję, ale nie chciał, aby jego ukochana się stresowała. Pocieszeniem jednakże było dobre serce Any i fakt, że kobieta nigdy nie chciała dla nich źle. Poczucie winy zmuszało Justina do rozmowy z kobietą.
Zaraz po dotarciu do tymczasowego domu pary, Bieber pobiegł do najbardziej potrzebującego. Mimo, że tak  naprawdę Shawn był intruzem to grupa Biebsa bardzo się nim martwiła. Był jak ich młodszy, marnotrawny brat, który wrócił do domu.
- Jest na górze? - Spytała cicho Jessica, stojąc na pierwszym stopniu schodów.
            - Tak, - Mruknął opatulony w koce Luke - razem z Jackiem i Madison. - Justin tylko przytaknął po czym ruszył za Jess. Był podekscytowany wizytą u chorego, ale również bał się tego, co ujrzy.
-  Shawn? - Zawołał delikatnie, trzymając Jessicę blisko siebie. Odpowiedziała mu cisza, dlatego weszli w głąb pokoju. Ich oczom ukazała się sylwetka chorego, leżąca na ogromnym łóżku oraz Jack z Madison którzy zwinięci w kłębek gnieździli się na fotelu.
 - Śpi.- Odrzekła Maddie, przecierając zmęczone od płaczu oczy. Justin spojrzał na nią ze smutkiem w oczach. Nie ze współczuciem i litością. Był smutny.
- Mam coś dla niego. Pomoże mu to przetrwać kilka miesięcy, ale wyniszczy organizm, jeśli nie zacznie leczenia.
- Nie podejmie tej próby.
- Obudź go. - Poprosił Justin, siadając na fotelu obok Jacka. Atmosfera była napięta, wręcz chora. W powietrzu czuć było zapach śmierci, mimo że żadne z nich nie wiedziało czym owa śmierć jest. Lecz coś nadchodziło i Jessica miała tego świadomość.  Po niedługiej chwili Shawn był w pełni obudzony. Od czasu, kiedy zachorował sen miał słaby. Prawie w ogóle nie mógł zmrużyć oka.
- Chcę umrzeć! Chcę umrzeć! - Warczał, po usłyszeniu od Biebera o dostarczonej dla niego chemii. - Chcę umrzeć! Nie widzisz tego? Czym ja, kurwa, jestem teraz?! To nie jest życie. Ja zdycham. Nawet nie umieram. Zdycham. - Wyrzucił swoje zmęczone ręce w powietrze, czując zupełną bezsilność. - Dziękuję za trud, ale naprawdę...pozwólcie mi odejść w spokoju. Bez tej chemii, która odbierze mi ostatnie chwile. Która mnie zniszczy. - Justin jedynie pokręcił głową, dostatecznie rozumiejąc Shawna i jego wątpliwości. Nie chciał na niego naciskać. Mimo tego, jak bardzo chciał widzieć go żywego, musiał uszanować jego wolę. Po godzinnej rozmowie i oczyszczeniu głowy wizjami Mendesa, Bieber wyszedł z magazynu, mówiąc Jessice jedynie, że wróci później.
-Dzięki, Nash. - powiedział Justin, wsiadając do czarnego mercedesa, którego kierowcą został wspomniany chłopak.
-Nie ma za co. - odpowiedział wesoło, odjeżdżając spod magazynu.
-Co powinienem jej powiedzieć ? - spytał, będąc rozdartym pomiędzy wieloma uczuciami.
-Nie wiem, stary. - Nash wzruszył ramionami, skręcając w prawo. - Może zacznij od tego, co czujesz do Jessici.
Ponieważ Nash o wiele bardziej znał tę historię, Justin nie czuł się zawstydzony.
-Nie sądzę, że kiedykolwiek to zrozumie. Dla niej nadal pozostaniemy rodzeństwem.
-Bylibyście nim, gdyby łączyły was więzi krwi, Juss. To żaden wstyd, że ją kochasz.
-Pieprzę to co myślą o nas inni. - oznajmił, wystukujący rytm palcami, dotykając swojego kolana.
Justin wpatrywał się w mijające parki, budynki, różne sklepy z kolorowymi wystawami i zdał sobie sprawę, że nie może powiedzieć tego wszystkiego Anie prosto w twarz. Stchórzył, ale nie chciał tego rozpamiętywać.
W schowku znalazł niewielki skrawek papieru i długopis z niewielkim poziomem atramentu. Zanim dojechali na miejsce, Justin zdążył sklecić kilka zdań. Nie rozwijał za bardzo wątku swojej, odwzajemnionej miłości do Jessici, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że nie chce, by kiedykolwiek ich szukała.
Być może zbyt chłodno potraktował Anę w końcówce, ale nie miał czasu na poprawę, więc złożył list i podał go Nash'owi, który wrzucił go do skrzynki na listy. Justin poprosił go o to, gdyż sam nie był dość sprawy, by załatwić to szybko i uciec, nie oglądając się w tył.
-Wiesz już co dalej ? - zapytał Nash, w drodze powrotnej. Martwił się o przyjaciela, ale również i o siebie, jak poradzi sobie bez jego niezbędnych rad. Jego życie również nie przypominało kultowego filmu.
-Zatrzymamy się w domku babci. Potem wyjeżdżamy szukać mojej matki.
Ta wizja napawała nieco Justina wieloma wątpliwościami, ale chciał wreszcie ją zobaczyć - kobietę, która go urodziła i której nie dane było mu dotychczas poznać.
-Nie myślałeś, żeby zostać, przejąć firmę ?
-Nie chcę mieć nic wspólnego z moim ojcem. -wycedził Justin przez zaciśnięte zęby. -Równie dobrze może splajtować.
-I tak nigdy nie nadawałeś się na biznesmana. - odpowiedział Nash, obracając to w żart, aby tylko rozluźnić atmosferę, co nawet mi się dobrze udało, ponieważ obaj zaczęli się głośno śmiać.
Bieber uspokoił się, gdy wjechali na parking magazynu.
-Nash ? Mam tylko jeszcze jedną prośbę. - zaczął Bieber, kiedy przyjaciel na siedzeniu obok rozpinał pasy bezpieczeństwa.
-Hm ?
-Podwieziesz nas ...
-Nie ma sprawy. - przerwał blondynowi, uśmiechając się.

***
Jessica czuła się pominięta, gdy Justin zostawił ją bez słowa wyjaśnienia. Nie chciała winić za to Justina i jak najdalej spychała od siebie te myśli. Mimo, że wyznali to co do siebie czują, nadal mieli swoją sferę prywatności.
-My się chyba jeszcze nie poznałyśmy. - Jessica obróciła głowę i zobaczyła obok kanapy piękną, wysoką dziewczynę. -Jestem Madison. - oznajmiła z uśmiechem i wyciągnęła rękę do dziewczyny. -Jessica. - przedstawiła się brunetka.
-Słyszałam dużo o Tobie. - powiedziała. - Podobno wywróciłaś im tutaj życie do góry nogami.
-Moje życie też zostało wywrócone. - przygnała Jessica, kiedy męska dłoń objęła ją w tali.
-Już jestem, księżniczko. - wyszeptał Justin do ucha dziewczyny, którą przeszedł dreszcz.
Bieber czuł, że wielki kamień, który ciążył mu na sercu przed długi czas, nagle spadł w dół i nie wracał, co bardzo go cieszyło.
Madison zauważając, że nie ma szans na poznanie Jessci, odeszła od pary.
Jessica natomiast z nieśmiałym uśmiechem odwróciła się w stronę chłopaka, którego dłoń nadal trzymała jej biodro.
-Załatwiłeś to, co musiałeś?
-Tak, Jessi. - Justin założył pojedynczy kosmyk włosów za ucho dziewczyny. - Teraz jesteśmy już tylko ja i ty. - oznajmił, całując ją w czoło.
Jessica uśmiechnęła się czując, jak jej podbrzusze zaciska się na to dość przyjemne uczucie.
Kochała go. Kochała go mocniej niżeli zdawała sobie z tego sprawę.
-Pożegnamy się jeszcze i wyjedziemy, dobrze ?
Jessica tylko pokiwała głową i pozwoliła złapać się za rękę, a następnie wprowadzić w koło, gdzie pomiędzy chłopcami toczyły się zawzięte rozmowy.


***
Młoda para po spędzonych chwilach z przyjaciółmi zabrała z magazynu wszystko co należało do nich. Nie było tego dużo, aczkolwiek niektóre akcesoria były niezbędne. Jessica nie ukrywała podekscytowania tym, że niedługo będą razem. Tylko ona i Justin.
- Będę za wami tęsknić. - Mruknęła dziewczyna patrząc na Jaia, który umiejętnie poprawiał włosy Nasha, czyli po prostu je czochrał w jak najbardziej czuły sposób.
- Przecież będziemy się widywać, młoda. - Prychnął Jack, który stał oparty o parapet. Miał dobry humor, mimo ze stale coś go trapiło. Taki już był, tuszował swoje rany. Martwił się tym, że kiedy Bieber wyjedzie to wszystko zostanie zniszczone, że ich rodzina się rozleci mimo tego, że Justin wiele razy zapewniał go, że nigdy nie pozwoli, by zerwali ze sobą kontakt. -I uwierz mi, będziemy to robić tak często jak się da. - zażartował, próbując pozbyć się własnych wątpliwości.
Jessica uśmiechnęła się szeroko i przytuliła każdego po kolei. Dla niej to również nie było najprzyjemniejsze uczucie - opuszczała ludzi, z którymi naprawd3 się zżyła, ludzi, którzy od samego początku byli dla niej mili i nigdy nie oceniali, ludzi, którzy stali się dla niej ... rodziną i była to największa i najlepsza rodzina, jaką tylko mogła sobie wymarzyć, dzieląc się tymi przemyśleniami z Taylor.
Bieber postąpił tak samo jak Jessi. Przytulał wszystkich, klepał po plecach, zapewniał, że odezwie się od razu, jak tylko pozna matkę, do której zmierzał. Chciał trzymać się z przyjaciółmi ze względu na to ile razem przeżyli i nigdy nawet nie pomyślał, bu ot tak o nich zapomnieć.
-Informuj mnie, Biebs. O wszystkim. - powiedział cicho Jack, a jego głos był ściśnięty od nadmiaru emocji.
-Wiem, Gilinsky. Jak tylko będę potrzebował pomocy, przyjdę do ciebie. - odpowiedział Justin, używając słów, które wcześniej wypowiedział do niego chłopak. - I weź się w końcu poważnie za Madison. Laska cię kocha.
-Stul pysk, Bieber. - Jack żartobliwie uderzył blondyna w ramię. - Wiem, co robić.
-To działaj. - Justin uśmiechnął się i podpierając na kulach, podszedł do Jessici, która kończyła pożegnanie z Luke'm.
Poczuł rozpierającą go dumę, gdy przed całą ekipą, splótł swoją dłoń z dłonią dziewczyny i mimo trudności, które ukazywały kule, wyszli razem, udowadniając, że się kochają.
Nash wyszedł zaraz za parą i otworzył drzwi Justinowi, by mógł swobodnie zająć miejsce.
I on był poruszony sytuacją, ale był pewien, że gdy zwróci się do Biebera z problemem, ten nigdy go nie zawiedzie.


***

Niski, jednopiętrowy domek należący do Bieberów nie wyglądał już tak uroczo, jak niegdyś. Wcześniej jasne drewno zostało naznaczone czasem, a po pięknych kwiatach w ogródku nie było już śladu.
Kłódka majtana lekko przez wiatr, nienaruszona chroniła, by nikt nie wszedł do garażu, gdzie Justin trzymał swój zapasowy wóz, który poszukiwany był przez policję.
Jessica jednak nie widziała nic brzydkiego w całej posiadłości, a nawet podobała jej się bardziej niż aktualny dom Bieberów. Lubiła miejsca spokojne, gdzie zostawia się wszystkie problemy za płotem i to zdecydowanie takie było. Szum robiły tylko poruszające się drzewa w rytm zimnego wiatru.
            Justin jako pierwszy wszedł do środka, odkładając komplet kluczy na niski, kawowy stolik.
Ku jego zaskoczeniu panował tam porządek, więc stwierdził, że któraś z ciotek musiała tu być dosyć niedawno.
-Często tu przyjeżdżałeś ? - spytała Jessica, dokładnie skanując wnętrze i uśmiechnęła się na końcu. Było idealnie, a całość robiła ogromne wrażenie.
Justin wolnym krokiem pomknął do piwnicy, zostawiając jedna kulę w salonie. Tam odnalazł włącznik do pieca gazowego i uruchomił go, a następnie wrócił na górę.
-Gdy babcia z dziadkiem mieszkali tutaj, owszem, często. - oznajmił, podchodząc do dziewczyny. -Muszę zapalić, a tam jest łazienka. - wskazał pomieszczenie ruchem ręki, ponieważ w czasie jazdy Jessi narzekała, że pilnie potrzebuję dostać się do pomieszczenia.
Pocałował ją czule w czoło i wyszedł na werandę. Usiadł na jednym z trzech schodków, odłożył kulę na bok i rozprostował nogi.
Z kieszeni kurtki wyjął paczkę Malboro, opróżniając ją o tylko jednego papierosa. Wsunął go pomiędzy wargi i odpalił.
Nie zwracał na chłód i watr, który co kilka sekund rozbijał się o jego ciało. Nie obchodził go nic, skoro znalazł się w miejscu, w którym zawsze chciał być, z dziewczyną, którą kochał nad życie.
Justin swój wzrok umiejscowił, gdzieś daleko, na czubku pojedynczej wyżyny. Wpatrywał się w nią, nie myśląc o niczym ważnym, relaksując się. Papierosowy dym krążył wokół niego, napędzany wiatrem, gdy na schodach siadła również Jessica.
Milczała, ponieważ nie przyszła po to, by rozmawiać. Chciała po prostu pomilczeć wraz z Justinem. Jej życie obrało w końcu prawidłowy kierunek i nie musiała martwić się, że coś pójdzie nie tak. Zyskała to co był dla niej najcenniejsze - Justina, który był osobą, dzięki której umiała funkcjonować.
Bieber zaciągnął się dymem kolejny raz, a następnie odsunął od siebie papierosa, trzymając go w dwóch palcach.
-Przepraszam. - powiedział, nadal nie patrząc na dziewczynę. Czuł, że zanim cokolwiek się stanie, musi podjąć ten temat. Wiedział, że zbyt bardzo skrzywdził brunetkę, by ten temat pominąć.
-Za co ?
Zdziwiona dziewczyna odwróciła głowę, by lepiej widzieć chłopaka, który z profilu był jeszcze bardziej przystojniejszy, a jego wargi pełniejsze.
-Za wszystko co Ci zrobiłem, Jessi. Za to, jak poczułaś się, gdy wróciłem do Seleny ...
Brunetka westchnęła i przysunęła się do chłopaka.
-Za to, że źle Cię traktowałem. - wymieniał, dopóki Jessica nie znalazła się na tyle blisko, by położyć palec na jego ustach, aby przestał gadać.
-Ciii. - uśmiechnęła się do niego. - Już dawno wybaczyłam Ci wszystko. - wyznała, patrząc prosto w jego oczy. Justin złączył ich czoła razem, czując ulgę.
Jessica przymknęła powieki, ciesząc się ciepłem bijącym od jego ciała o raz dymem papierosowym pomieszanym z żelem pod prysznic.
-Otwórz usta. - polecił, szepcząc. Jessica wykonała jego polecenie, cierpliwie czekając.
Chłopak podniósł papierosa do ust i wciągnął odrobinę dymu, aby następnie podzielić się nim z dziewczyną.
Kiedy ostatnim razem to robili, nie wiedzieli co czuli do siebie nawzajem i zachowali dystans. Tym razem było inaczej - Justin bez żadnych wątpliwości złączył swoje usta z ustami Jessici. Objął ją w biodrach i podniósł delikatnie, aby usiadła okrakiem na jego wyprostowanych nogach. Musiał, chciał mieć ją, jak najbliżej siebie - tylko wtedy potrafił żyć. Stał się innym człowiekiem i ta nowa wersja zupełnie mu odpowiadała. Nigdy nie wierzył, że może taki być, a to właśnie Jessica odnalazła w nim dobro.
Ich oddechy mieszały się ze sobą, czując jeszcze delikatny posmak dymu papierosowego. Serca biły w tym samym, szybkim tempie, a dłonie, błądzące, powolnie badające, świadczyły o wielkiej namiętności.
Justin nigdy nie cieszył się pocałunkiem tak, jak dziś. Wcześniej myślał tylko o wyrzutach sumienia i o tym, że nie powinni tego robić. Dzisiaj Jessica była już jego. Od dzisiaj nie byli już rodzeństwem, a osobnymi jednostki, które odnalazły klucze do swoich serc.
Jessica oddawała każdy pocałunek, czując w brzuchu stado motyli. Unosiła się od czasu do czasu, aby być, jak najbliżej chłopaka, skoro poza ich bańką, w której aktualnie się znajdowali, było okropnie zimno.
Dziewczyna była świadoma, że nie zna się kompletnie na „tych sprawach”, ale postanowiła działać instynktownie. Lekko drżącymi dłońmi, objęła szyję Justina, a jedną z nich wplotła w jego włosy.
Bieber czuł się, jak w niebie. Krew w jego ciele krążyła coraz szybciej i docierała do najmniejszych miejsc. Jego zniecierpliwione dłonie przebiegły po plecach dziewczyny, aby następnie lekko podnieść koszulkę i znaleźć się na biodrach, nieokrytych żadnym niepotrzebnym materiałem.
Jessica poczuła dreszcze przechodzące przez jej ciało i cicho pisnęła, gdy zimna dłoń Justina dotknęła ją w okolicy pępka.
Justin zachichotał, ale wykorzystał ten moment, aby pogłębić już i tak namiętny pocałunek. Wsunął język do ust dziewczyny i zaczął pocałunek od nowa. Między nimi było już tak gorąco, że Justin miał ochotę zdjąć kurtkę. Podnosząca się w trakcie pocałunku Jessica działała na niego i z każdą chwilą czuł rosnące podniecenie.
-Jessi. – odsunął się od dziewczyny ze zmartwionym wyrazem twarzy. Chociaż mógłby całować ją całą wieczność, wiedział, że później nie będzie odwrotu.
Patrzył przez chwilę w jej oczy, ale nie zauważył aż tak wielkiego strachu. Zrozumiała o co chodziło i choć miała wątpliwości , ufała Justinowi.
Uśmiechnęła się do niego, stykając ich czoła i delikatnie masując skórę jego szyi.
-Naprawdę ? - spytał Justin z głębokim westchnięciem. Założył kosmyk włosów dziewczyny za ucho i delikatnie pogładził jej policzek.
Jessica doceniała to, że daje jej wybór, ale ona podjęła decyzję. Justin były idealnym mężczyzną, by mogła mu się oddać.
Przegryzła więc wargę i delikatnie pokiwała głową.
Nie była w stanie nic mówić poprzez wszystkie szalejące hormony w jej ciele i lekkie speszenie.
Uzyskując tą deklarację, Justin kazał zapleść dziewczynie nogi na jego plecach, a on sam wstał i podtrzymując się jednej kuli, a jedną ręką podtrzymując Jessicę, zaprowadził ich do pięknej sypialni, której Jessica jeszcze nie widziała.
Wielkie dwuosobowe łóżko z tuzinem poduszek, dwie lampki nocne na dwóch różnych stolikach i miękki, włochaty dywan obok łóżka.
Gdy znaleźli się obok niego, Justin odłożył swoją kulę i jak najdelikatniej położył Jessicę na łóżku. Wyglądała, jak królowa. Była najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widział.
Podbrzusze Jessici ścisnęło się. Była lekko zdenerwowana, ale też nie pewna, czy będzie wiedziała co robić. Wiedziała dobrze, że Justin był doświadczony i martwiła się tym, czy chłopakowi będzie to odpowiadało.
Do rzeczywistości przywrócił ją odgłos spadających poduszek, które jednym ruchem ręki, zrzucił Justin, który powrócił wzrokiem do jej twarzy.
-Zaopiekuję się tobą, dobrze ? - powiedział miękkim tonem, głaszcząc ją po policzku. Pamiętał, że była dziewicą, chociaż nie przyznała się do tego.
Słodkie i troskliwe słowa Justina sprawiły, że Jessica poczuła się pewniej mimo szalejącego serca w jej klatce piersiowej.
Mimo całej tej aury niepewności i strachem przed czymś nieznanym, nieodkrytym, ufała mu, a zdecydowany uśmiech malujący się na jej twarzy był dla Justina najpiękniejszym potwierdzeniem, jaki w życiu dostał.
Głębia cudownych, czekoladowych oczu spoczywała na twarzy dziewczyny, gdy uniosła do góry rękę. Palce wplotła w miękkie włosy bruneta i przyciągnęła jego twarz bliżej, by złączyć ich usta.
Bieber oddał jej swoje serce.
A ona powierzyła swój los jemu.
Rozgrzane wargi na chwilę odsunęły się od opuchniętych od namiętnych pocałunków warg dziewczyny i powędrowały w bok. Gorący oddech Justina znaczył ścieżkę poprzez policzek Jessici aż do jej ucha.
-Jesteś śliczna, księżniczko.
Szept Justina jest jak najsłodszy miód. Jessica rumieni się na ten komplement, a Justin pochyla się, by otrzeć się o jej skórę, a następnie ująć wargami cząstkę ucha brunetki.
-A ty wyglądasz niczym anioł. - powiedziała Jessica, dłońmi masując klatkę piersiową bruneta, który zaśmiał się i powrócił wzrokiem do jej twarzy.
-Jedynym kogo przypominam, może być diabeł. - sprostował, rozkoszując się ciepłem jej dłoni. -Nie jestem i nigdy nie będę aniołem, ptaszyno.
-Ja uważam, że jesteś, Justin. - oznajmiła poważnym tonem. - Tylko rzeczywistość sprawiła, że zacząłeś się przed nią bronić w taki czy inny sposób.
Jessica pogłaskała delikatnie chłopaka po policzku, a on uśmiechnął się.
Tylko ona sprawiła, że poczuł się dobry. Tylko ona wierzyła w niego, gdy inni nawet nie starali się go zrozumieć. Dlaczego więc nie spotkał jej wcześniej ?
-I to ona sprawiła, że spotkałem Ciebie, aniołku. - zażartował, a Jessica zaczęła się śmiać. Nieliczne zmarszczki pojawiły się na jej czole, gdy je marszczyła pod wpływem śmiechu, a jej dłonie nieświadomie zjechały na biodra chłopaka. - Może teraz ją zdejmiesz ?
Gdy do Jessici dotarły słowa Justina, od razu uspokoiła się i skupiła na jego zadowolonym wyrazie twarzy. Zagryzając wargę, delikatnie ścisnęła boki materiału i podciągnęła go do góry, odsłaniając do połowy opalony i umięśniony brzuch chłopaka.
Mokrym językiem zwilżyła spierzchnięte wargi, gdy ogromne dłonie wylądowały na jej - o wiele mniejszych. Justin delikatnie objął jej chude nadgarstki i pomógł pozbyć się swojej koszulki, która pod wpływem jednego ruchu, wylądowała na podłodze.
Jessica rozchyliła delikatnie usta, zdumiona tym, jak dobrze wygląda teraz Justin. Owszem, wiele razy mogła poczuć jego napinające się mięśnie, ale nie sądziła, że może wyglądać aż tak perfekcyjnie.
Justin złączył ich wargi, które po chwili poruszały się w zsynchronizowanym tempie. Zaskoczona dziewczyna, objęła dłonią policzek Justina.
Żadna dziewczyna nigdy nie całowała go, jak panna Nelson; z tak wielką czułością, oddaniem, miłością. W tym oto przypadku doświadczył czegoś, co poruszyło jego serce, które do niedawna uważał za niepotrzebną do niczego skamielinę, ulokowaną w jego ciele - chciał kochać i być kochanym. Chciał uwielbiać i być uwielbianym. Chciał być, zmienić się dla niej.
Bieber spokojnym ruchem umiejscowił swoją dłoń na udzie dziewczyny. Wyczuł, jak delikatny dreszcz przechodzi przez jej ciało. Smukłymi palcami przejechał po całej jej długości, a gdy odnalazł odpowiedni punkt zaczepienia, podniósł jej nogę i zaplótł ją wokół swojego pasa. Z drugą zrobił to samo. Potem dźwignął swoje ciało i przerwał pocałunek.
-Teraz kolej na ciebie, skarbie. - oznajmił
Jessica chwilowo wstrzymała powietrze, aby moment później wypuścić je z cichym świstem. Niepewnie podniosła dłonie do góry i pozwoliła, by to Justin zajął się górną częścią jej garderoby.
Przez chwilę dziewczyna nic nie widziała poza białym materiałem podciągającym się coraz wyżej.  Jej odkrytą skórę otuliło ciepłe powietrze oraz ciepło, które emanowało od Justina.
Kiedy koszulka dołączyła do górnej części garderoby Justina, Jessica otworzyła oczy i skupiła się na twarzy chłopaka.
Bieberowi nagle zabrakło powietrza i mowy. Delikatnie przejechał palcami po odkrytym boku dziewczyny i z uśmiechem patrzył, jak na skórze pojawia się gęsia skórka. Była piękna i idealna. Jedyna w swoim rodzaju.
Oddech ich obojga zaczął przyspieszać, gdy tym razem pocałunki okazały się szybkie i pełnie żaru, który rozpalał najgłębsze instynkty w ciele Jessici. Nawet nie zauważyła, gdy delikatnie zaczęła ciągnąć Justina za włosy, a jej nogi ścisnęły mocno jego biodra. Wiedziała, że od tej chwili nie ma odwrotu i chciała, jak najdalej utrzymać od siebie napawające niepewnością myśli.
Kiedy Jessica pociągnęła Justina kolejny raz za włosy, ten nie wytrzymał i jęknął seksownie prosto w jej usta, a następnie przerwał pocałunek, ciągnąc za jej dolną wargę. Usta miała już napuchnięte od pocałunków, gdy patrzył na nią z góry, szukając pięknych tęczówek.
Jessica skupiła się na jego wzroku, bowiem tylko przez chwilę. Rumieniec, który oblał jej policzki, gdy palce Biebera zahaczyły o guzik jej czarnych rurek, ogrzewał ją całą; od najmniejszego palca u stopy do czubka głowy.
Justin oddychał głęboko, złączając ich czoła. W oczach leżącej pod nim dziewczyny szukał dezaprobaty aczkolwiek nie uzyskał jej.
Jessica była pewna, że chce to zrobić i choć bała się, nie mogła zrezygnować. Samo przebywanie z Justinem tutaj było najpiękniejszą przygodą miłosną, jaką los dał jej przeżyć. Była jego.
Dłonią chwyciła tył jego karku, a serce nie mało co podskoczyło jej do gardła, gdy poczuła, jak palce Justina sprawnie starają się rozpiąć mały, złoty guzik. Przymknęła powieki i westchnęła, gdy zamek powędrował w dół.
-Csii... - Justin wyszeptał uspokajająco, niemalże dotykając swoimi wargami jej. - Wszystko będzie dobrze, Jessi.
Jedną z najlepszych właściwości jego głosu było to, że tak szybo potrafił ukoić każdy nerw niespokojnego ciała.
Mimo, że oddech Jessci nadal drżał, pochyliła się w stronę Justina po jeszcze jednego szybkiego całusa, po którym zostało tylko ciche echo cmoknięcia. Gdy powróciła na swoje miejsce, jej włosy rozsypały się po poduszce, i cholera jasna, dla Justina wyglądała jak bogini. Ten widok sprawił, że krew zakrążyła szybciej w jego krwiobiegu i dostała się również do jego bokserek, powodując lekkie uwypuklenie.
Jessica jednak nie zwróciła na to uwagi, ponieważ zaśmiała się uroczo z dezorientacji Justina, który nie spodziewał się tak szybkiego całusa.
-Droczysz się. - stwierdził z szerokim uśmiechem, a wzrok roześmianej dziewczyny został utkwiony w suficie.
Jej ciało zamarło w miejscu, gdzie Justin dotknął oblamówki jej ciasnych rurek i począł je powoli ściągać. Jessica rozplotła nogi i pozwoliła chłopakowi pozbyć się materiału.
Gdy wracał na swoje miejsce, składał delikatnie pocałunki na jej odkrytym brzuchu.
-Taka delikatna. - komplementował, tuż przy jej skórze, a następnie dmuchnął w pępek dziewczyny, na co ta dostała gęsiej skórki.
-Justin.
Ponowny cichy chichot dotarł do jego uszu, który zniknął wraz z tym, jak pojawił się między nogami Jessici, a ich podbrzusza stykały się.
Justin ponownie złączył ich usta w czułym pocałunku, mając na uwadze to, że dziewczyna musi się rozluźnić. Nie chciał jej zadawać bólu. Pragnął, by pierwszy raz był dla niej miłym wspomnieniem.
-Musimy Cię przygotować, ptaszyno.
Jess napotkała jego intensywny wzrok, gdy palce delikatnie zahaczyły o oblamówkę jasnych, u góry koronkowych majtek. Nawet najmniejszy ruch powodował, że Jessica czuła się nad wyraz dobrze, a obecność chłopaka była dla niej czymś wspaniałym.
-Spójrz na mnie, kochanie. - poprosił Bieber, głaszcząc uspakajająco policzek dziewczyny, a jednocześnie zatapiając palec w bieliźnie dziewczyny. Czując delikatną wilgoć na materiale tej części garderoby, zagryzł wargę, aby powstrzymać uśmiech, który mógłby tylko spłoszyć Jessicę. Może jeszcze tego nie rozumiała, ale każda kolejna pieszczota powodowała, że była bardziej przygotowana na to, co okaże się finałem.
Jessica wypuściła z siebie powietrze połączone z cichym jęknięciem, gdy poczuła jego palec wsuwający się ... tam. Jej usta pozostały lekko rozchylone, a nogi niekontrolowanie zaplotła wokół bioder chłopaka. Przyjemne prądy przechodziły przez podbrzusze dziewczyny.
-Spróbuję dwa.
Nie odpowiedziała, chłonąc każdy dotyk Justina.
Jednak jej mięśnie napięły się, gdy Justin próbował zrealizować swój wcześniej ujawiony plac.
-Musisz się odprężyć, Jess. - polecił, marszcząc czoło.
Ponowił próbę i tym razem dostał się do wnętrza dziewczyny, a z jej ust uleciał kolejny jęk, który był niczym najpiękniejsza melodia dla uszu Justina.
Był powolny, jego ruchy delikatnie i wyważone. Nie chciał przesadzić. Dokładnie obserwował każdą reakcję, każdy kolejny dreszcz przechodzący przez jej ciało i nie mógł nacieszyć się ty, że jest właśnie w jego ramionach.
Kochał ją nad życie. I był gotów to życie za nią oddać.
Była jak tak kolejna tabletka nasenna bez której nie zaśnie.
Zwalczała każdy koszmar i sprawiała, że z każdym dniem chciał jej więcej i więcej.
Ciało Jessici zaczęło niekontrolowanie drżeć, dlatego nieco spanikowana złapała bruneta za nadgarstek.
-Chcę Cię pocałować, Justin. - oznajmiła, zwilżając suche wargi wilgotnym językiem.
Bieber wykonał jej prośbę, całując ją z największym uczuciem, jakie w tamtej chwili mógł jej przekazać. Kochali się tak mocno, jak tylko w stanie jest się kochać drugiego człowieka. Panująca między nimi miłość można było wyczuć w każdym dotyku, pocałunku czy głębokim spojrzeniu w oczy.
Gdy w przypływach pożądania na opalonej skórze Justina pojawiały się czerwone znaki.
Gdy ze skupieniem Justin powoli ściągał z Jessici ostatnie części jej ubrań.
Gdy dłonie błądziły po nagich, rozgrzanych ciałach.
Gdy słychać było urwane oddechy w czasie, gdy oba pierwiastki, z których tej łączyły się w jedno, pozostały kompletnie nagie; odsłaniając swoje dusze i najgłębsze wzajemnie uczucia.
- Uwierz mi, wziąłbym na siebie to uczucie. - powiedział, spoglądając wprost w oczy dziewczyny. Nie chciał jej oszukiwać, pierwszy raz bolał, ale najważniejsze było jej dobro.
Jessica zaczerpnęła większy oddech, delikatnie masując ramiona Justina, gdy ten schylił się do szafki, gdzie zostawił swoje rzeczy. Z portfela wyciągnął małą paczuszkę i rozdarł ją zębami. Sprawnie założył przezroczysty lateks na swoje przyrodzenie, a Jess spaliła buraka, gdy spojrzała w dół. Otworzyła ze zdziwienia usta i przełknęła głośno ślinę. Był duży, zbyt duży.
-Gotowa ?
Do rzeczywistości przywrócił ją głos Justina, który delikatnie podniósł jej podbródek do góry. Brunetka pokiwała głową, przegryzając wargę.
Chłopak powolnie umiejscowił się pomiędzy jej nogami.
-Podasz mi rękę ? - spytała, drżącym głosem. Bała się.
Justin uśmiechnął się do niej troskliwie i złożył czuły pocałunek na ustach. Pochylił się w jej stronę, podpierając na łokciach.
Dłonie dziewczyny złapały jego barki, a gdy był blisko jej twarzy, dziewczyna musnęła skórę chłopaka tuż za uchem.
Jessica nigdy nie zwątpiła szczerość jego każdego słowa. Raz za razem udowadniał jej, jak bardziej jest w stanie się posunąć, by zapewnić jej pełnię bezpieczeństwa.
Mięśnie Jessici mocno napięły się, gdy Justin naparł na wejście dziewczyny. Skrzywiła się, a chłopak splótł ich palce po jednej stronie głowy brunetki.
Jęknęła z bólu, gdy dotarł dalej. Dla dziewczyny był to najbardziej bolesny rodzaj dyskomfortu, jaki tylko udało jej się w życiu doznać.
Zaczęła płakać, gdy Justin ostrożnie wypchnął swoje biodra do przodu, przez co poczuł okropne wyrzuty sumienia. Raz na zawsze pozbawił ją dziewictwa.
-Shh, skarnie. - szeptał, tuz przy jej ustach. -Będzie dobrze, to potrwa tylko chwilę. -mamrotał gorączkowo, zastygając w miejscu.
-Wyjmij ... wyjmij go, proszę.
Jessica kurczowo ściskała w pięści prześcieradło i wbijała paznokcie w skórę dłoni Justina.
Strumienie łez spływały po jej policzkach, a Justin scałowywał każdą.
-Jeszcze chwila, maleńka. - szeptał z nadzieją, starając się złagodzić jej cierpienie. Co najważniejsze udawało mu się to.
Jessica oddychała szybko i głęboko, powstrzymując łzy. Justin delikatnie muskał skórę jej szyi, gdy próbowała się uspokoić.
Mijały minuty, a chłopak cierpliwie czekał. Dziewczyna rozluźniła się odrobinę i wplątała dłoń we włosy bruneta.
-Zrób to jeszcze raz. - poprosiła, szepcząc.
-Nie. - rzucił krótko. -Zrobię Ci krzywdę.
Jessica objęła jego policzek i zmusiła, by na nią spojrzał.
-Kocham Cię, Justin. - powiedziała, roniąc jeszcze jedną łzę. Justin starł ją i palcem prawej ręki, przejechał po dolnej wardze dziewczyny.
Uczucie nadal było intensywne, ale nie tak jak kilka minut temu. Jessica czuła, że tym razem da radę.
-Ja też Cię kocham, ptaszyno.

„ Miłość to po­mie­sza­nie podzi­wu, sza­cun­ku i na­miętności. Jeśli żywe jest choć jed­no z tych uczuć, to nie ma o co ro­bić szu­mu. Jeśli dwa, to nie jest to mis­trzos­two świata, ale blis­ko. Jeśli wszys­tkie trzy, to śmierć jest już niepot­rzeb­na - trafiłaś do nieba za życia.”


---------------------------------------------------------------------------

Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.