czwartek, 15 października 2015

Rozdział 17

 
 Jessica na lekko trzęsących się nogach podążała wolnym krokiem za sylwetką Justina. Na dworze zrobiło się jeszcze chłodniej niż wcześniej i dziewczyna dziwiła się, gdy brunet nie dostał nawet gęsiej skróki, choć jego nagie ciało zderzyło się z rześkim powietrzem.
      W głowie Jessici toczyła się walka. Z jednej stony Justin bardzo ją zranił swoim kłamstwem, a z drugiej zaczęła go rozumieć. Od początku wiedziała, że to jego natura, jednak chciała aby był szczęśliwym człowiekiem i aby codziennie się uśmiechał, bo to był najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek miała okazję zobaczyć czy podziwiać. Mimo to czuła się oszukana i nie potrafiła zwalczyć tego uczucia. To było silniejsze od niej samej.
      Justin nie próbował nawet ukrywać, że był zdenerwowany, a Jessica mogła to zauważyć.
Zaraz po wejściu na balkon, Justin stanął obok barieki, opierając się o nią biodrem, a Jessica przy ścianie domu, splatając ręce na piersi.
     W gardle Biebera urosła wielka gula przed tym,, jak chciał coś już powiedzieć. W jego głowie panowała kompletna pustka, a serce biło o wiele szybciej niż zazwyczaj. Aby je uspokić wyjął z kieszeni spodni jednego papierosa i wsunął go pomiędzy malinowe wargi.
     Zaciągnięcie się dymem z podpalonego uprzednio papierosa przyniosło mu niemałą ulgę. Jego zszargane narwy chociaż na chwilę mu odpuściły. Relaksował się pod wpływem nikotyny od której był uzależniony. Jessica przyglądała się błogiemu wyrazowi twarzy chlopaka i nie mogła pojąć jakim cudem papieros mógł dawać tyle rozkoszy.
    W końcu, kiedy dawka nikotyny uspokoiła zszargane nerwy bruneta, papieros na dłuższą chwilę pozostał pomiędzy jego palcami, wydzielając trujący dym.
    -To nie tak miało być. - głos Justina był lekko ochrypnięty przez jego zaciśnięte gardło.
    -A jak, Justin ? Chciałeś, żebym nigdy się nie dowiedziała, co ? - Jessica nie kontrolowała tego, jak szybko kolejne słowa wypowiadały jej usta.
    -Być może. - odparł wymijająco. -Przynajmniej nie w tak krótkim czasie.
    -Dlaczego Ty to robisz, Justin ?
    - Nie zmienię się, zrozum. - Westchnal. - Lubię być taki, jaki jestem.
    - Możesz iść za to do więzienia!  Wszyscy możecie! - Pisnęła cicho, nie rozumiejąc brata. - Dlaczego ryzykujesz swoje życie? Dlaczego ryzykujesz życie tych ludzi, których nazwyasz przyjaciółmi? Nash to jeszcze dzieciak. - Odparła z wyrzutem,.czując łzy napływające do oczu.
    - Jesteśmy profesjonalistami, Jess. - Odparł leniwie. - I do niczego ich nie zmuszam, sami wybrali sobie takie życie. - Objął ją ramieniem, chcąc pokazać, że jest stabilnie i nic złego się nie wydarzy. Nie chciał, aby dziewczyna była przez niego zdenerwowana, smutna. To nie był jego cel.
    - To jest złe Justin. - Westchnela ostatni raz po czym oparła swoją głowę o ramię blondyna. Jej wnętrze aż pulsowalo pod wpływem nerwów. Nie mogła znieść myśli, że Juss mógłby trafić do więzienia lub co gorsze, umrzeć przez swoje niebezpieczne zajęcie.
    -Ciii, Jessi. Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę jesteśmy ostrożni w tym co robimy.
   Jessica przylgnęła do ciała Justina, jakby obrazy powstające w jej głowie były prawdą, a oni właśnie żegnali się na kilkanaście miesięcy lub lat. Nie chciała już nawet wiedzieć, ile to robą, bo to mogłoby pogorszyć jej styuację.
   -Nie mogę Cię stracić. Nie poradzę sobie. - jej szept był zduszonym szeptem, gdyż dziewczyna mówiła tuż przy ramieniu chłopaka, który dostał dreszczy na skutek zderzenia się ciepłego oddechu Jess z jego już zmarzniętą skórą.
  - Jess przestań. Nie mów tak. Ludzie odchodzą, ludzie przychodzą... a Ty musisz liczyć tylko na siebie. Zdrowy egoizm, pamiętaj. - Umiechnął się lekko, co również uczyniła dziewczyna spoglądając nieśmiało na papierosa.
  - Otwórz usta, Jess. - Polecił Justin, następnie zaciągając się resztką palącego się tytoniu.           Oszołomiona nastolatka uczyniła tak, jak polecił jej brat. Jej rozchylone wargi zagrżały, kiedy poczuły bliskość ust blondyna. Chłopak delikatnie wypuścił opar nikotynowy do wnętrza ust dziewczyny, która automatycznie się nim zaciągnęła. Na początku czuła dziwne pieczenie w jamie ustnej i przełyku lecz już po chwili stres zaczął maleć, a serce przestawalo dygotać jak oszalałe. Nigdy dotąd nie miała okazji spróbować papierosa, ale całkiem się to jej spodobało.
   Uśmiech Justina stawał się coraz szerszy, kiedy zauważył minę Jess, mówiącą wszystko.
   -Jeszcze raz ? - spytał, otrzymując od dziewczyny krótkie skinienie głową.
   Jessica z podziwem przyglądała się, jak Justinowe wargi ponownie wciągają dym.
   Tym razem nie była już tak zdezorientowana i nieporadna, jak poprzednio. Odrazu uchyliła usta pozwalając, aby dym dostał się do jej środka. Czuła się dobrze i przestała płakać, co cieszyło Justina. Ale jeszcze bardziej podniecał go fakt, że ten mały ptaszek, nie porotestował, kiedy zapronował podzielenie się dymem. W końcu zaczęła być sobą.
   -Teraz wiem co Ty w tym widzisz. - powiedziała rumieniąc się, równocześnie przegryzając wargę. Tylko Justin. Miał na nią taki wpływ.
   -Uważaj, ptaszyno. Nie możesz się uzależnić. - zaśmiał się.
   -Nie martw się. - zachichotała, stając na palcach. Mimo to dosięgała czubkiem głowy do Justinowego nosa, ale ten ruch miał wymiar proszący, aby chłopak ponowił poprzednie czynności.
    Bieber na chwilę zatrzymał dym w ustach, patrząc na siostrę przeszywającym wzrokiem. Kosmyki jej włosów deliktanie unosiły się przez lekki wiatr, a jej pulchne usta były lekko rozchylone. Spojrzenie, jakim Justin obdarzał dziewczynę, nie było zwykłe. Nie tak patrzył brat na swoją siostrę i to kompletnie dezorientowało Jess.
    Jedna ręka bruneta znalazła się na karku dziewczyny i dzięki niej mógł ją przyciągnąć do siebie. Nie wiedział co się z nim działo. Ich bliskość mieszała mu zmysły.
   Zaskoczona Jessica ułożyła dłonie na klatce piersiowej Justina. Dopiero wtedy zauważyła, jak pod jej palcami, on dostaje gęsiej skróki.
    Wolną dłonią chłopak objął Jessicę w talli, a sam pochylił się nad nią. Brunetka spojrzała na niego, nie wiedząc, czego ma się spodziewać. W blasku zachodzącego słońca był jeszcze przystojniejszy niż zwykle.
   -Muszę to zrobić, Jessi. - oznajmił goniony impulsem i wewnętrzym pożądaniem, wypuszczając ze swych ust ostatnji zgromadzony dym, który nigdy nie miał być połączony z oddechem Jess.
   Dziewczyna nawet nie zdążyła poprosić o wyjaśnienia, kiedy jej wargi zostały złączone z wargami Justina. Odrętwiała na kilka chwili, nie wiedząc co ma zrobić.
   Czując niepewność dziewczyny to Justin zaczął prowadzić ją przez pierwszy pocałunek, aby pozostał on dla niej najpiękniejszym wspomnieniem.
   Delikatnie musiał jej usta swoimi ustami , nadając im wspólny, powolny rytm. Przysunął się tak, że stykali się ciałami, a pomiędzy ich nie wyciśnięto by nawet cienkiej kartki papieru. Jessica czując, jak wbija się w ścianę, zaczyna śmielej poruszać wargami, które delikatnie badają jego usta .
   Dystans, który kiedykolwiek miał szansę istnieć między nimi, nagle zniknął. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że potrzebowała go . Nie ważne czy był dobry czy zły, radosny czy wściekły, przestrzegający prawo czy go łamiący - pragnęła go takim jakim był. Sprawiał, że była ona szczęśliwa, a także smutna.
   Uczucie gorących iskier spłynęło po Justinie od czubka głowy i zagnieździło się na wysokości podbrzusza, sprawiając, że jego mięśnie mimowolnie się skurczyły, a przyjaciel nieco drgnął, uwięziony w ciasnych bokserkach Calvina Kleina. Przez to uczucie mocniej wbił się w jej usta, czując słodki smak i piękny zapach włosów. Ręką objął jej pośladka, wpierw niepewny jak zareaguje, ale gdy zaskoczona dziewczyna jęknęła cicho, wdarł się językiem do jej środka.
   Całował ją tak, jak zakochany mężczyzna całuje swoją ukochaną po długiej rozłące, kiedy okropnie tęsknili za sobą. Do tego przytulał ją do swojego nagiego torsu tak mocno i całował tak głęboko, że rzeczywiście zakręciło się jej w głowie. A on ? On nie wiedział co robi. Był jak w amoku Ale cholernie mu się to podobało .
   Jej ciało drżało , a dłonie ponownie przycisnęła do gołej klatki Justina, nie do końca wiedząc co ma z nimi począć. Ten był niemalże pewny, iż dziewczyna chce go odepchnąć, choć nie miała tego na myśli, więc Bieber zdjął je ze swojej klatki, splótł ich palce razem u opuścił w dół.
   Pocałunek staje się coraz bardziej namiętny. W końcu ciepłe wargi Justina przesuwają się po jej,delikatnie muskają i swą, aż przegryza jej dolną wargę, kończąc tę romantyczna chwilę.
   Słońce zaszło już dawno, a ich usta ledwie się stykają, robiąc coraz większą przerwę od siebie. Oboje lapali głośne oddechy, patrząc swobie nawzajem w oczy. Nie czuli wstydu ani niczego podobnego tak, jak to co zrobili było zupełnie normalne.
   -To był Twój pierwszy pocałunek ? - spytał szeptem Justin, przewyższając dziewczynę, którą nadal obejmował ramieniem.
   Na policzki Jessici wpłynął słodki rumieniec, a ona sama kiwnęła nieśmiało głową, przegryzając dolną wargę ze zdenerwowania. Nie spodziewała się tego pytania, a jednocześnie zmartwiła się, że zrobiła coś źle.
   -Podobało Ci się chociaż ? - Bieber naprawdę nie chciał zawstydzać siostry, ale wypowiedziane słowa, ślina sama przyniosiła mu na język. Bowiem nie ukrywał, jak wielką wewnętrzną satysfakcje dawał mu ten fakt.
   -Bardzo. - Jessi pisnęła szybko, a następnie odważyła się spojrzeć na Justina. Uśmiechał się. Ona zrobiła to samo, zanim trzy sekundy póżniej zgrabnie wyszła z oplatających ją ramion bruneta.
  -Dobranoc, Justin. - pożyczyła, ponowie wlepiając wzrok w podłogę. Justin zaśmiał się cicho na jej reakcję i odprowadził dziewczynę wzrokiem. Kiedy zniknęła już za drzwiami, Bieber wyjął kolejnego papierosa z kieszeni. Zapalił go, a następnie oparł się o ścianę, do której niedawno przyciskał Jessicę.
  Całował się z nią. Całował się tak,  jakby świat miał się dzisiaj skończyć i nie żałował. Nie żałował tego, że dopuścił do tej absurdalnej sytuacji. Mogliby go kamieniować, ale nigdy nie zaprzeczyłby, że nie podobało mu się.
  Dość szybko zdał sobie sprawę, że chciał tego od dawna. Całowanie Jessici było całkiem inne niż wymienianie śliny z Seleną. W pocałunku z siostrą były uczucia, pasja, a najwyraźniej zaznaczała się ufność, którą czuli do siebie nawzajem.
 Justin mocno zaciągnął się dymem i uśmiechnął w dal. Teraz był naprawdę szczęśliwy, a reszta się nie liczyła. Miał gdzieś naciskającą na niego Selenę, nie dającą spokoju Hinduskę, bo tylko mała Jessi była warta jego zachodu.


***

      Było przed południem, kiedy w pokoju Justina rozszedł się dźwięk jego telefonu, informujący o przychodzącym połączeniu.  Blondyn nie miał ochoty się budzić, jego powieki nawet nie otwierały się pod wpływem hałasu. Chciał spać, wiec ucieszył się, kiedy dzwonienie ustało. Nie na długo, ponieważ już po kilkunastu sekundach hałas się nasilił. Poirytowany Bieber stoczył się z łóżka i poruszając się na kolanach, sięgnął komórkę leżącą na fotelu, który znajdował się w drugim końcu sypialni.
      - Halo? - Mruknął zaspanym głosem, który był naprawdę atrakcyjny.
      - Juss, stary, dlaczego Ciebie jeszcze tutaj nie ma? Jest dwunasta!  - Głos jednego z bliźniaków Brooks rozbrzmiał z głośnika telefonu.
      - Jai. - Westchnął. - Spałem. O co Ci chodzi?
      - Przyjedź po pieniądze, czekają na Ciebie. - Usłyszał, po czym uśmiechnął się mimowolnie.
      - Zawsze wiesz co powiedzieć, aby mnie udobruchać, braciszku. - Bieber zaśmiał się lekko, czując łaskotanie w gardle. - A propo, podniecił Cię mój poranny głos? Jak to jest u Was, gejów? Podobają Cię się wszyscy faceci? Pociągam Cię? - Zadawał pytania, mając wyraźnie lepszy humor.
      - Nie wiem co bałeś Bieber, ale nie rób tego drugi raz.
      - Ew, unikasz odpowiedzi, więc generalnie potwierdziłeś wszystkie moje pytania. - Śmiał się z przyjaciela, wiedząc, że Brooks nie będzie miał mu tego za złe.
      - Odezwij się, jak Twoja chora schiza się skończy. Rusz tutaj swój leniwy tyłek, Biebs! - Z tymi słowy, połączenie zostało zerwane, zostawiając Justina z dziwnym uśmiechem na twarzy.
      Bez ceregieli wyskoczył z łóżka, nie kłopocąc się, aby je zaścielić. Na krześle,obok biurka, znalazł szare, znoszone dresy, luzne w kroki, i wciągnął je na swoje chude nogi.
     W łazience przemył twarz zimna wodą, umył zęby i poprawił fryzurę, którą adektwatnie można określić jako "po seksie"
    Gotowy wyszedł z pokoju, zamykając drzwi nogą. Kiedy znalazł się w kuchni jego uśmiech powiększył się, gdy zobaczył w niej Jessice jedzącą śniadanie. Mimo że była sobota, ona nie spala już od 3 godzin.
   Dziewczyna od razu zarumnieniła się, widząc chłopaka w niechlujnym stroju.
    -Jak tam ? - spytał Justin, a jego głos charakteryzował się dziś nadzwyczajną wesołością. Z lodówki wyciągnął sok pomarańczowy i z kartonu upolować kilka łykow, odstawiając go na blat.
    -Dobrze. - Jess mruknęła, wpatrując się w jogurt z płatkami, który jadła.
    -Muszę wyjść. - oznajmił Justin, czując wewnętrzna potrzebę powiedzenia jej tego.
    -Czy ... - zaniepokojnona brunetka nie musiała kończyć swojego zdania, aby Justin zrozumiał o co chciała go zapytać. Teraz wiedział, że będzie musiał walczyć, aby Jess ponownie mu zaufala.
    -Nie. To nic z tych rzeczy. - przeczesał włosy ręką. -Wrócę po południu.
    Drogę do magazynu umilala Justinowi jego ulubiona playlista i tym razem nie były to tylko smutne teksty.
    Wchodząc do magazynu usłyszał głośne rozmowy i śmiechy chłopaków.
    -Siema! - przywitał się wesoło, a wszystkie oczy zwróciły się w stronę sylwetki bruneta, który walcząc z uśmiechem, podchodził do stołu. Gotówa leżała naprzeciwko każdego z chłopaków, starannie ułożona na kupkę i ściśnięta cienką gumką recepturką.
   Cała grupa czuła rozpierającą dumę, patrząc na banktony, chociaż nie powinna. Od dawna nie czuli wyrzótów sumenia. Nauczyli się tak żyć.
   -Więc ... - zagaił Jai. - Po ile składamy się na remont ?
   -Co powiecie na 100€ ? - zaproponował drugi z bliźniaków.
   -Powinno wystarczyć. - odpowiedział Jack. -Ale nasze rzeczy na ten czas będą musiały stąd zniknąć. Nie potrzebne są nam gliny.
   -Przetransportujmy je do Nash'a. - odezwał się Bieber, po raz pierwszy. Wspomiany przez niego chłopak, spojrzał na wszystkich.
   -Może być. - westchnął nie do końca zadowolony. - Tylko nie na długo. Wiecie, jaka jest moja sytuacja z rodziną.
   -Jasne. Dopilnuję, by prace szły sprawie. - zobowiązał się Jack tym samym kończąc temat.
  Justin oddał ustaloną kwotę, a resztę banknotów schował głęboko do kieszeni skórzanej kurtki. Wtedy miał pewność, że nikogo nie zainteresują.
  -Co Wy na to, żeby to uczcić ? - zaproponował Justin, którego dobry humor dziś nie opuszczał. Chociaż przyjaciele zauważyli zmianę w zachowaniu bruneta, nie chcieli pytać ani dociekać, co takową spowodowało. Ale Justin wiedział bardzo dobrze, dlaczego dziś zachowuje się całkiem inaczej.
  Szerokie uśmiechy pojawiły się na twarzach każdego z młodzieńców, a w oczach pojawiły się iskierki.
  -Na legalu, panowie, na legalu. - zaśmiał się Bieber, poprawiając kołmierz kurtki.

***
   Jessica, po skończonym śniadaniu, miała ochotę tylko na błogie lenistwo. Tydzień szkoły męczył ją potwornie i nie tylko nauką. Minęło już sporo od jej pierwszego dnia, ale z nikim z aktualnej klasy nie złapała tak dobrego kontaku, jak z Amandą czy przyjaciółmi Justina. Choć i teraz nie wiedziała, co myśleć o tych drugich przez to co zobaczyła wczoraj. Jej psychika powoli przyzwyczwjała się do myśli, że Justin tak właśnie zarabia na życie i taki już jest, ale proces ten trwał i trwał, a ona sama nie wiedziała, do czego może ją zaprowadzić. Wystarczyło jej kilka tygodni przebywania z Justinem i już zauważyła, że stała się odrobinę odważniejsza. Nie była to wielka zmiana, ale przynajmniej potrafiła się sprzeciwić oraz zawalczyć o swoje, choć zdawała sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji. Poza tym nigdy nie pomyślałaby, że zdecyduje się zapalić papierosa, a wczoraj to zrobiła. To i inną rzecz, której nigdy nie zapomni. Justin był pierwszym chłopakiem, który całował ją w taki sposób i nie żałowała, że mu na to pozwoliła.
   Odkładając miseczkę do zlewu, powędrowała do salonu. Z niskiego, kawowego stoliczka chwyciła pilot, a gdy usiadła wygodnie na kanapie, przykryła nogi puchowym kocem.
  W telewizji nie było nic ciekawego, same programy polityczne, których kompletnie nie rozumiala. Przeglądając kolejne kanały trafiła na rodzinkę Kardashian'ów.
  Wybór okazał się trafny, ponieważ przez następne dwadzieścia minut byla skupiona tylko na tym, a świat wokół nie istniał. Nie słyszała nawet dzwięku nożyc ogordniczych, którymi Ana podcinała drzewa na nadchodzącą jesień ani Jeremy'iego, który nieco zirytowany trzaskał szafkami w swoim gabinecie.
   Dopiero widząc go schodzącego na dół powróciła do świata żywych. Aby nie być niemiłą ściszyła telewizor i odwróciła się w stronę mężczyzny. Pierwsze dwa guziki jego granatowej a zarazem markowej koszuli były rozpięte, a on sam chusteczką higieniczną zbierał pot z czoła.
   -Jessica, kochanie, pozwoliłabyś ze mną ?
   -Oczywiście. - pisnęła, zrzucając ciepły koc z okrytych nim nóg. Stopy szybko wsunęła w kapcie i małymi podskokami powędrowała za sywetką mężczyny, zupełnie nie wiedząc czego ma się spodziewać.
   Kiedy znalezli się w gabinecie, Jeremy kazał usiąść dziewczynie na kanapie. Gdyby wcześniej już nie odwiedziłaby tego pokoju, teraz nie nazwałaby go gabinetem, a stajnią Augiasza. Wiele papierów leżało na podłodze, szegregatory rozłożone na biurku i szuflady wyjęte z regałów.
  -Czy coś się stało ? - zapytała, rozglądając się dookoła.
  -Tak, Jessica. - przyznał szorstkim głosem. - Brakuje mi kilku rachunków. Wiesz może, csy Justin tutaj był ?
   Dziewczynie momemtalnie zrobiło się gorąco.
   Od dawna miała przeczucie, że to się właśnie stanie, ale postanowiła trzymać się. Musiała być twarda.
   -Dlaczego tak myślisz ? -odpowiedziała, lekko trzęsącym się głosem, lecz nie spuszczała wzroku z Jeremy'iego. Gdyby go unikała prawdopodbnie domyśliłby się, że kłamie.
   -Dobrze wiesz, jaki jest Justin i jakie mamy z nim problemy. Beznadziejny dzieciak.
   Na to określenie puls Jessici podskoczył. Jak mógł tak po prostu nazywać swojego syna ?!
   To poważnie oburzyło Jessi i dobrze wiedziała, że nie pozwoli mu wygrać. Może Justin miał wiele wady, ale wystarczyło dotrseć do niego, by przekonać się, że jest naprawdę wartościowym człowiekiem. I ona to odkryła. Dla niej się zmieniał. I przy okazji pocałował ją.
   -Nie wchodził tu. - odpowiedziała nieco wyniośle. -Nigdy.
   Była świadkiem, jak rysy ojca łagodnieją, a przez jego twarz przechodzi ulga, zupełnie jakby czegoś bardzo się obawiał.
  -Przynajmniej raz. - mruknął sam do siebie.
  -Czy teraz mogę wrócić na dół ? - zapytała ze złością, lecz dorosły mężczyzna nie wyczuł tej zmiany w jej głosie.
  -Tak, miłego popłudnia. - pożyczył z szerokim uśmiechem, kiedy Jessica podnosiła się ze skórzanej kanapy.
 -Przyjemnej pracy. -zrewanżowała nieszczerze w rzeczywistościu życząc mu sprzątania tego bałaganu przez następne dwanaście godzin.
  Wyszła z gabinetu, już na schodach odnajdując w kieszeni telefon. Nie ważne jak bardzo zakłopotana była tym, co stało się wczoraj, wybrała numer do brata.
   -Justin, przyjedź po mnie. Nie chcę być w domu.

***
    -Jak to Cię o to spytał ? - Justin nadal był wburzony, tym, co powiedzoała mu Jessica zaraz na początku podróży.
    -Po prostu. - brunetka wzruszyła ramionami.
    -Kurwa mać. - kolejne dzisiaj przekleństwo wydostało się z warg chłopaka. Jess nie zamierzala zwracać mu uwagi ze względu na to, że miał prawo być zły. Określenie „beznadziejnego dzieciaka” jednak zostawiła dla siebie.
    Młody Bieber wiedział, że sytuacja była wynikiem jego nieuwagi. Nie powinnien zostawiać rachunków u detetywa, choć był to, że były to główne dowody jego nieufności do własnego ojca.
   -Może po prostu zagramy w 20 pytań ? - spytała Jessica, mając nadzieję, że chociaż to rozładuje napiętą atmosferę.
   Justin zaśmiał się głośno na ten pomysł, skręcając na ulicę, gdzie znajdował się główny budynek władz Stradford. Doceniał to, że dziewczyna próbowała sprawić, że zapomniałby on o tym, co się stało podczas jego nieobecność.
   -Więc ... Ulubiony owoc ?
   -Serio ? - Justin popatrzył na nią kątem oka. Dziewczyna skarciła go wzrokiem, przez co od razu odpowiedział, powstrzymując się od śmiechu. Nie potrafiła wyrażać swojej irytacji, bo wyglądała na małą i bardzo słodką dziewczynkę. - Melon.
   -Jezu ... - jęknęła żałośnie Jessica, odczytując aluzję z wyrazu twarzy brata. Zawstydzało ją to równie bardzo, jak przypomnienie sobie ich pocałunku. - Czy Ty zawsze musisz mieć dziwne skojarzenia ?
   -Za to samo opieprzył mnie dzisiaj Jai, kiedy zapytałem się, czy mu się podobam. -oznajmił, a Jessica wybuchła śmiechem.
   -Nie wierzę, że mu to powiedziałeś. - małą dłonią zakryła sobie usta, aby wyglądać odrobinę bardziej atrakcyjnie podczas napadu śmiechu.
   To właśnie był prawdziwy Justin. Justin, który się śmieje. Ta zmiana czyni z niego zupełnie innego czlowieka, którego trzeba poznać, aby zobaczyć jaki jest, a nie ocenić jako beznadziejnego.
   -A jednak. - odparł krótko.
   Jessica zaczerpnęła powietrza i ponownie wróciła do gry.
   -Ulubiony kolor ?
   -Czarny.
   -Artysta ?
   -Drake.
   -Buty ?
   -Supry.
   -Drink. ?
   Jessice powoli kończyły się pomysły.
   -Sex on the beach. Dlaczego to Ty ciągle pytasz ?
   -Bo to ja wymyśliłam tą grę.
   Dziewczyna z szerokim uśmiechem wystawiła w jego stronę język, sprawiając, że Bieberowi zabiło mocniej serce. Tak mocny wpływ na niego miała tylko ona i nie potrafił wytłumaczyć nawet, co się z nim dzieje. W takich momentach był po prostu , najzwyczajniej w życiu, szczęśliwy. Miał wrażenie, że może wszystko, kiedy ona jest obok. Nie liczył się dla niego już nawet wkurzony ojciec, ponieważ to z nią miał spędzić dzisiejsze popołudnie.
   -Jesteśmy na miejscu.
   Jessica była zaskoczona tym, że Justin zabrał ją do włoskiej pizzerni. Wątpliwości rozwiały się, kiedy wchodząc do środka usłyszała radosne krzyki chłopaków.
   Przysiadając się do stolika zapomniała o tym, że powinna być na nich zła albo przynajmniej oczekiwać wyjaśnień, skoro robili to samo, co Justin. Dała sobie jednak spokój, ponieważ nie powinna się wtrącać w ich życie.
   - Jai, witaj kochany mój. - Justin zaczął poruszać wesoło brwiami, kiedy razem z Jessicą usiedli przy stoliku. Miał dzisiaj dobry humor, więc postanowił to wykorzystać i pośmiać się razem z przyjaciółmi.
   - Justin, nie zaczynaj. -  Bliźniak Brooks przewrócił oczyma, wciaż jednak się uśmiechając. Uwielbiał Biebera nawet mimo kąśliwych komentarzy. Wiedział bowiem, że jego przyjaciel tylko żartuje i nie ma niczego złego na myśli. Taki już był i Jaidon nie chciał, aby ktokolwiek go zmieniał.
   - Skoro teraz wiem, czym się zajmujecie, czuję się trochę dziwnie w waszym towarzystwie. - Wyznała Jess, patrząc na swoje palce.
   - Nie przesadzaj. - Mruknął Luke, wpychając sobie do ust jakieś chipsy, które wniósł na teren lokalu. - Jestesmy dobrymi dzieciakami.
   - Tak, w szczególności Ty Luke. - Prychnął Jake, który siedział przy oknie, zaraz za Jackiem. - Szkoda, że jesteś trochę niedorozwinięty. - Dodał, uśmiechając się sztucznie. Luke automatycznie zamknął oczy a wzrok skupił na swoich udach. Wiedział, że ma problemy z samym sobą, ale nie był niedorozwinięty... był zagubiony, czasami miewał ataki paniki, ale to nie była jego wina.
   - Co powiedziałeś?! - Warknął Jai, czerwieniąc na twarzy. Miał ochotę rzucić się osobę, która była wkręcona w ich grupę przez Jacka. -  Odszczekaj to, albo źle to się dla Ciebie skończy! - Bliźniak podniósł się z kanapy i wymierzył pieść w stronę chłopaka. Na szczęście, obok niego siedział Nash, który od razu posadził chłopaka na miejsce.
   - Jake, jak mogłeś powiedzieć coś takiego?! - Odezwał się Jack, który mimo wszystko był oddany swoim przyjaciołom i nie mógł znieść ich cierpienia. - Jesteś nienormalny? Kurwa, Jake! Przeproś go! To nie jego  wina, że ma swoje problemy. Każdy je ma, ale od tego właśnie są przyjaciele - żebyśmy się wspierali, a nie wytykali wady. Dlatego, przeproś go, albo wyjdź. Nie będę tolerować takiego zachowania i mam w dupie, że jesteś moim kuzynem.- Atmosfera się zagęściła, nikt nie sądził takiej reakcji ze strony Gilinskiego,który  zawsze stał raczej po stronie brata. Justin musiał bardzo mocno ściskać knykcie, aby nie wybuchnąć, aby nie zrobić krzywdy gnojkowi, który tak bardzo działał mu na nerwy.  Jessica tylko oddychała trochę głośniej bojąc się dalszego  ciągu wydarzeń.  Jednak, nie wydarzyło się nic złego. Jake po prostu wstał, ominął Gilinskiego, oraz rodzeństwo wraz Bieberem i wyszedł z pizzerii, zostawiając  resztę ekipy w osłupieniu.
    Pierwszy do ratowania beznadziejnej sytuacji ruszył Justin, lecz zatrzymał się kilka centymetrów przed drzwiami, które nagle się otworzyły. Brwi chłopaka uniosły się w górę, oczy podwoiły swoje rozmiary, kiedy ujrzał przed sobą Hinduskę. Nie zmieniła się nic od tamtej imprezy. Jak widać kobieta lubiła mini i mocny makijaż.
   Biebera nieco speszyła jej pewność siebie i szeroki uśmiech z jakim wchodziła do lokalu zgrabnie kręcąc biodrami. Nie wiedział nawet jak się nazywała, do cholery !
  -Cześć tygrysku. - przywitała się zalotnie, kladąc rękę na ramieniu Justija, który odrazu ją strącił.
Najmniej dobrze czuła się teraz jednak Jessica, widząc swojego brata w tejże scenie. Czy to właśnie była zazdrość ?
  -Nie nazywaj mnie tak. - wysyczał, odsuwając się od niej. - Co tu robisz ? Śledzisz mjie, kurwa ?!
  -Mam prawo odwiedzać mojego ukochanego.
  -Coś Ci się popieprzyło, dziewczyno ! - Justin nie potrafił i nawet nie chciał powstrzymywać rosnącej irytacji. Dawno zrozumiał, że Hinduska prawdopodobnie jest chora na głowę. - To był tylko seks, rozumiesz ? Nic dla mnie nie znaczysz.
  -Nie kłam, Justin. - odpowiedziała ze spokojem, jakby ostre słowa Biebera wcale do niej nie dotarły.
  Jessica w jednej chwili wszystko zrozumiala. To ona do niego pisała, to ona do niego dzwoniła wtedy w samochodzie, to z nią był, kiedy pozał prawdę o Selenie. Znienawidzila ją jeszcze bardziej.
  Nash jakby domyślając się o czym myśli dziewczyna, otulił ją opiekuńczo swoim ramieniem i wycofał się, aby mogli usiąść przy stoliku.
  Długo to nie potrwało, bo brunetka miala dość wielu epitetów, jakimi wyzywała ich Hinduska, której Justin próbował wszystko wytłumaczyć, lecz szło mu to na marne.
  Choć wszyscy próbowali zatrzymać nastolatkę, ona bez wahania chwyviła szklankę coca-coli i ruszyła w stronę starszej od siebie dziewczyny o azjatyckiej urodzie. Jack jako pierwszy zaczął zanosić się głośnym śmiechem jeszcze zanim napój wylądował na włosach Hinduski, a Nash patrzył na wszystko przestraszony.
  Krzyk Hinduski roznióśł się po całym lokalu, kiedy poczuła lepiący się napój spływający po jej włosach i twarzy.
  -Co ty zrobiłaś ?!
  -Należało Ci się. Może to wypłucze twoją tępotę. - Jessica uśmievhnęła się wymuszenie i irionicznie, następnie wracając do stolika, będąc z siebie dumną. Jack spadł z kanapy, widząc minę mokrej Hinduski, a Nash dopiero zaczął cicho chichotać.
  Poważną minę zachował tylko Bieber, który nie dokońca wierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę.
  Zakłopotana Hinduska od razu wybiegła z lokalu, a z zaplecza wyszedł jego szef.
  -Przepraszam państwa, ale takie rzeczy są nie dopuszczalne. Proszę o opuszczenie mojej restauracji.

----------------------------------------------------------------
Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.

czwartek, 1 października 2015

Rozdział 16




Justin naprawdę nie trawił nowej twarzy w ich paczce. Nie mógł znieść myśli, że ten był w stanie położyć swoje brudne łapska na Jessice. Dlatego, gdy ujrzał Jaka idącego z na przeciwka, przełknął głośno ślinę i zacisnął pięści.
-  Co Ty tutaj do cholery robisz? - Bieber warknął, nie chcąc widzieć Jaka w pobliżu jego magazynu. Stary budynek był mroczną częścią jego życia i nie mógł pozwolić, by jakiś dzieciak zepsuł wszystko na co zapracował; licząc w tym zaufanie Jessici do jego osoby. Gdyby nie chudy chłystek, on nie byłby wkurwiony, a Jess nie zanosiłaby się płaczem.
Sam nie rozumiał dlaczego nie pozwala siostrze spotykać się z chłopakowi. Nie trawił myśli, że ktoś inny mógłby pojawić się przy jej boku, niż on. Rozumiał, że to zbyt samolubne, ale inaczej nie potrafił. Czuł pociąg do własnej siostry i z każdym dniem dokuczał mu coraz bardziej, kierując go do piekła, choć i tak wiedział, że tam trafi. Uczynił zbyt wiele zła, by dany mu był wieczny spokój.
Na twarzy Jake'a pojawił się kpiący uśmieszek, a Justin wyrzucił papierosa. Przeczuwał, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
-Zluzuj poślady, stary. - Jake zaśmiał się stając odrobinkę dalej Biebera, który dopiero teraz zauważył samochód Jack'a schowany nieco za drzewem. Blondyn zauważając gest Justina, włożył ręce do kieszeni spodni tak, aby wystawały z nich tylko kciuki, i wyprostował się. - To Jack poprosił mnie, abym tu z nim przyjechał.
To zezłościło młodego Biebera jeszcze bardziej. Teraz nie wściekał się tylko na 18-latka, ale i Jack'a , który go tutaj zaprosił.
-Po jakiego chuja ? - spytał ostro.
-Powiedział tylko, że musi nad czymś pomyśleć, a Ty będziesz mu potrzebny. - wyjaśnił szczerze Jake, a Justin zwrócił honor Jack'owi, bo chociaż w tej sytuacji zachował dyskrecję. Kto wie, co zrobiłby Jake, gdyby dowiedział się, że Jack planuje kolejny napad.
-Spoko. - przytaknął Justin, odpychając się od blaszanej ściany, o którą opierał się, paląc papierosa. Odwrócił się plecami do Jake'a i powolnym krokiem ruszył  w stronę drzwi. Ociężale podniósł rękę z drogim zegarkiem i spojrzał na godzinę. 12.35. Uciekł ze szkoły tylko po to, by spotkać głupiego kuzyna Gilinsky'iego, a za dwie godziny będzie musiał powrócić tam, by odebrać Jessicę.
Kiedy plany powrotu tworzyły się w jego głowie i ustalały swoją sekwencję, Bieber przypomniał sobie o wczoraj.
Zatrzymał się nagle, zupełnie nie przewidując, że jego ciało samo zareaguje w ten sposób.
-Wiesz co ... - zaczął brunet zupełnie spokojnie, zerkając na Jake'a zza ramienia. - Chyba o czymś zapomniałem.
Justin nigdy nie stawiał tak potężnych kroków, ciągnąc w stronę zdezorientowanego chłopaka, który nawet nie zdążyłby uciec przed ciosem Justina. To uderzenie oddawało całą złość i frustrację, jaką czuł do osiemnastolatka i musiał przyznać, że nawet mu ulżyło, a Jessica miała racje. Zabiłby go, gdyby zrobił jakikolwiek kolejny ruch ku jej kruchej osóbce, a następnie uciął ręce oraz przyrodzenie i oddał zwierzętom w zoo na obiad.
Czerwona ciecz, budująca swoją własną drogę z prawej dziurki to brody, pojawiła się na twarzy Jake'a. Chłopak osłabł po tak mocnym uderzeniu i ledwie trzymał się na nogach, próbując zatamować krwotok.
-Należało Ci się, szczeniaku. I wcale to nie było za nic. -wysyczał  Justin.
-Ty jesteś pojebany !! - krzyczał oburzony Jake. Teraz naprawdę zaczął się bać Biebera, bo on nie cofnie się przed niczym.
-Stul pysk. - w niezbyt przyjemny sposób, uciszył go brunet, który nie chciał, aby Jack dowiedział się o całym zajściu. - Jeszcze raz twoje brudne łapska dotknął Jessici to nie będzie tak przyjemnie, jak dziś. - ostrzegł. - Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad powrotem do tej zasranej dziury, z której przyjechałeś.
-Jack'owi bardziej zależy na mnie niż na tobie ! - bronił się. Justin uśmiechnął się ironicznie.
-Żebyś nie zdziwił się młody, zadrwił, przybliżając się do niego. Jake utrzymywał twardy wyraz twarzy, chociaż pod tą maską, malował się strach. - A teraz spierdalaj stąd.
Na pożegnanie Bieber „delikatnie" podciął młodzieńcowi nogi, który sekundę później leżał na ziemi.
Justin czasami w ogóle nie mógł pojąć ani zrozumieć swoich działań, ale wiedział, że zaczyna czuć jakieś chore gówno do Jessici. Owszem, był zakochany w Gomez i myślał, że to właśnie była miłość, lecz teraz? Kiedy jedyne o czym potrafił myśleć to jego siostra? Nie był pewien swoich uczuć, nie był pewien nawet, co oznaczały. Za wszelką cenę chciał chronić siostrę i to nie w sposób, w jaki brat powinien chronić rodzeństwo. Był gotów na wszystko. I dzięki temu, zaczął pojmować, że miłość to nie tylko czułe słówka i pocałunki, lecz także opieka. Co działo się z młodym Bieberem? Sam pogubił się w oczach swojej siostry, jakiś błędach i marzeniach o wielkich napadach. Był popieprzony, lecz tylko ten sposób życia sprawiał, że blondyn czuł się żywy.
Nie chciał dłużej rozmyślać nad swoim życiem, dlatego zostawił Jake'a na brudnej kostce brukowej i powędrował do magazynu, dla pewności zakluczając za sobą drzwi. Jack nadal pozostawał w pozycji stojącej, czyli takiej w jakiej zostawił go Justin przed wyjściem, ale teraz na laptopie na przeciw niego widniała strona sklepu jubilerskiego.
Młody Bieber podszedł do przyjaciela, zatrzymując się obok niego, a wzrok kierując na świecący ekran.
-Jak idzie ? - zagadnął, chociaż jego głos nie wyrażał żadnych emocji. Jednak wewnętrznie Justin wiedział, że ten napad, a raczej zarobione z niego pieniądze, będą mu potrzebne, by zapłacić za robotę, którą wykonywał wynajęty detektyw. Kiedy w grę wchodziły takie sprawy Justin nie wahał się przed niczym.
-Wszystko zaplanowane ! - w przeciwieństwie do brunetka, Jack nie krył podekscytowania. Z uśmiechem na ustach wyłączył stronę internetową sklepu i zamknął ekran laptopa. - Sklep otwarty jest od 9-16. Wejdziemy tam kilka minut po 15, wtedy ruch jest mniejszy i nie ma mowy, by nas zauważono. Właściciel odwiedza sklep tylko raz w tygodniu, a sam pracownik jest mało szkodliwy. Nafaszerujemy go czymś, pójdzie w kimę, a my mamy wolną rękę.
-A kamery ?
-Pikuś. Drzwi od magazynu są zawsze otwarte w czasie kiedy sklep jest czynny, więc to robota dla Nash'a. Zakradnie się i po prostu je wyłączy. - wytłumaczył.
- Masz rację. - Przyznał Bieber. - Potrzebujemy osoby, która będzie stała na czatach. Nie chcę mieć policji na plecach. - Warknął, przez co ciarki przeleciały przez plecy Jacka.
- Możemy postawić Luka od wschodu i Jacka od południa. My wejdziemy od strony zachodniej, a od północy rozciąga się las.
- Lukę będzie nam potrzebny w środku.. - Mruknął, po czym zaczął intensywnie przyglądać się swoim dłoniom.  - Poinformuj Nash'a, że kiedy wyłączy kamery musi opuścić sklep i udać się na wschodnia stronę. Nie chcę widzieć go podczas roboty w środku.
- Tak jest. - Gilinsky przytaknął czując niesamowity respekt do Justina. Wiedział, że w sprawach napadów jest niezastąpiony.
- Mój bus będzie zaparkowany w lesie, więc ktoś po prostu podjedzie nim pod tylne wyjście. - Dodał brunet, zmierzwiając swoje włosy.
- Świetnie. - Powiedział bez namiętnie. Wszystko trzymał w sobie, jak urodzony profesjonalista. - Dzwoń po wszystkich.  Chcę Was widzieć o 14 w naszym magazynie. - Po czym wyszedł, zostawiając Jacka razem z jego podekscytowaniem i strachem.
Światła samochodu zamigotały na pomarańczowo, kiedy Justin otworzył go jednym przyciskiem na małym pilocie, przywieszonym razem z kluczykami. Docierając do swojej zabawki rozejrzał się jeszcze wokół, ale nigdzie nie dostrzegł osoby, której zmasakrował dziś nos. I to sprawiało, że poczuł się, niczym zwycięzca.
Z cwanym uśmieszkiem zajął miejsce kierowcy i bez przypinania pasów, wyjechał na utwardzaną drogę. Niemalże od razu na liczniku pojawiło się 120, a brunet wolną ręką uruchomił radio. W głośnikach rozbrzmiała piosenka „In the end” zespołu Black Veil Brides, której rytm Justin wybijał palcami, zaciśniętymi na kierownicy.
Z pełną gracją wymijał kolejne samochody, których prędkość nie przekraczała 80. Justin już przed kilkunastoma kilometrami powinien spuścić z gazu, gdyż wjeżdżał do terenu zabudowanego, ale nawet nie zwracał na to uwagi.
Trzy minuty przed umówioną godziną, zajechał na parking szkoły jego i Jess. Zaparkował dosyć blisko wejścia i zupełnie nie przejmując się tym, że Andy z 2D nie wyjedzie przez jego auto.
Justin zgasił silnik i z westchnięciem, opadł beztrosko na fotel. Jego głowa zwrócona była do szyby, dzięki czemu mógł obserwować wszystko co działo się przed szkołą.
Wyciągnął rękę, by ściszyć radio, w którym zaczęły lecieć same taneczne piosenki, których chłopak nie znosił. W tym samym momencie zabrzmiał dzwonek, a drzwi szkoły szeroko się otworzyły. Duża ilość uczniów wychodziła na zewnątrz czasami przepychając się, aby tylko szybciej wyjść z budynku. Tylko Justin i jego przyjaciele mieli przywilej pierwszego wychodzenia, bo nikt nie chciał zaliczyć upadku, jak dzisiaj Jake.
Kilka sekund później z morza osób wyłoniła się chuda sylwetka Jessici. Justin z zaangażowaniem przyglądał się, jak dziewczyna z szerokim uśmiechem żegna Amandę, a na końcu, przed rozejściem się, obie przytulają się. Na ustach bruneta majaczy się mały uśmiech, a jego wargi drgają, gdyż on sam nie chce pozwolić sobie na zbytnie podekscytowanie. Chociaż naprawdę jest szczęśliwy, że Jess ma przy sobie kogoś takiego, jak Amanda, która może się nią zaopiekować, gdy Justina nie ma w szkole. A zdarza się to naprawdę często.
Młody Bieber dobrze zdawał sobie sprawę, że dopiero teraz zaczął ufać dziewczynie, za którą ugania się Luke.
Jessica, z dziecięcą radością, zeskoczyła ze schodów szkoły i od razu rozpoznała samochód Justina. Chwyciła mocniej swój plecak, by nie ześlizgnął się jej podczas biegu i w ciągu trzech sekund otwierała drzwi auta. Z lekką zadyszką wślizgnęła się na siedzenie, odrzucając plecak z książkami na tylnie siedzenie.
-Hejka ! - przywitała się z szerokim uśmiechem skierowanym do Justina. W chłopaku coś się poruszyło. Miał ochotę odpowiedzieć jej tym samym, ale szybko zrezygnował.
-Cześć. - odpowiedział tylko zdawkowo. Kiedy dziewczyna zapinała pasy, on odpalił silnik, powoli cofając, a następnie ruszył przed siebie z charakterystycznym piskiem opon. -Jak było w szkole ? - zagadnął. Chwilę potem zdał sobie sprawę, że dopiero teraz zachowywał się, jak prawdziwy brat, nie jego pieprzona imitacja, która czuje pieprzony pociąg seksualny do siostry.
-Całkiem spoko. - przyznała. -Dostałam nawet 5 z angielskiego !
-Rodzice będą zadowoleni. - przyznał z poczuciem dumy, ale to ocuciło entuzjazm Jessici, która nie wiedziała, jak do końca ma interpretować słowa Justina Uśmiech zdobiący jej twarz pobladł, a w samochodzie zapanowała niezręczna cisza przerywana przez muzykę płynącą z głośników.
-Justin ... Czy Ty byłeś w szkole ? - nie chciała, ale to samo wyszło z jej ust. Może i rodzice nigdy nie powiedzieli tego na głos, ona i Justin doskonali wiedzieli, że bardziej uważają Jessicę, bo to ona dobrze się uczy i jest spokojna, a Justin niepokorny. Młody Bieber miał do nich żal, ale w takim wydaniu on czuł się sobą nie kimś kogo musi udawać. Poniekąd to i oni go zmienili, chowając przed nim tajemnice, z którymi walczy. On poszedł na wojnę z cholernie mieszanymi uczuciami i tylko dzięki swojemu zaparciu i determinacji, ma szansę ją wygrać.
-A czy Ty przypadkiem nie próbujesz mnie kontrolować ? - spytał spokojnie Justin, będąc nadal skupionym na rozciągającą się przed nim jezdnią.
Jessica była zaskoczona aurą opanowania, którą emanował w tamtej chwili Justin. Tak naprawdę spodziewała się kolejnego wybuchu, ale również cieszyła, że to się nie stało. Rana z wczoraj nadal była świeża i bała się, że bandaż ją okalający mógłby w każdej chwili spaść wraz z nią.
-Nie kontroluję Cię, Justin. Chce się troszczyć. - wytłumaczyła cienkim głosem, bawiąc się spoconymi dłońmi na swoich kolanach.
-To ja powinienem się o Ciebie troszczyć, ptaszyno. Ja, nie Ty- oznajmił dobitnie, skręcając w prawo. Na policzki Jessici wpłynął jasny róż i więcej nie potrafiła się odezwać.
„...troszczyć, ptaszyno”. Jak to pięknie i dojrzale brzmiało w jego ustach. - rozmyślała, wyglądając przez szybę.
Kiedy rodzeństwo kilkanaście minut później dojechało na miejsce, oboje rozeszli się w różne strony, będąc w domu. Jessica postanowiła odrobić lekcję, by wieczór mieć wolny, zaś Justin, rzucając w kąt plecak, powędrował do swojej pracowni. Czuł wewnętrzną potrzebę pojawienia się tam szczególnie, że do zaplanowanego napadu zostało już naprawdę niewiele. Bieber, jak i reszta jego paczki, zawsze się stresowali. Wtargnięcie i obrabowanie sklepu nie było zwykłym przedsięwzięciem, ale niebezpiecznym i ryzykownym, dlatego nie mogli zignorować strachu czającego się z tyłu główny. W takich sytuacjach młodemu Bieberowi pomagało malowanie, dla którego ostatnio nie miał w ogóle czasu.
Ciche strzyknięcie w drzwiach oznaczało, że zostały one otwarte. Justin wszedł do środka, ignorując nieprzyjemny zapach i kurz, unoszące się w powietrzu. Delikatnie przymknął za sobą drzwi i włożył klucz do kieszeni spodni, aby później nie schować go do specjalnie przygotowanej skrytki w szafie.
Rozłożona sztaluga stała na środku dumnie prezentując niedokończony portret Seleny. Serce lekko zakuło Justina na przypomnienie chwili, w której kochał ją bezgranicznie, i niemalże od razu zdjął go odstawiając w kąt, bowiem wiedząc, że na razie nie zostanie on dokończony. A może nawet nigdy.
Justin nie czuł już nic do Seleny, ale nie nienawidził jej, ponieważ mimo wszystko dzielił z nią piękne wspomnienia, a one były dla niego bardzo ważne. Wiedział, że kiedyś może stracić wszystko - zajęcie, rodzinę, przyjaciół - ale mimo to, będzie miał możliwość powrotu do dni, kiedy miał to wszystko.
 - Może wszystko byłoby dobrze, gdybym nie był takim pieprzonym bałaganem. - Mruknął, czując jak cisza w pokoju, zaczyna przeszywać go na wskroś. Samotność. Cóż, chłopak był samotny nawet w miejscu pełnym ludzi. Nawet z przyjaciółmi.
- Nie ma miejsca, do którego należę. - Wyszeptał, ściskając rączkę pędzla w dłoniach.  To nie był jego dom, to nie była jego rodzina, a jego odbicie w lustrze nie było nim.
- Nic nie zabija mnie tak bardzo, jak mój umysł. - Jego szept przeobraził się w coś podobnego do szlochu, którego skutkiem były małe, pojedyncze łzy spływające po policzkach blondyna. Nikt nie miał pojęcia, co przeżywał i jaką bitwę toczył ze sobą każdego dnia.  Już nie wiedział, jak się czuje. Czy czuł w ogóle?
- Justin? - Chłopak usłyszał cichy głos dochodzący zza drewnianej powłoki. - Przepraszam, że Cię nachodzę, ale się martwię...- Jego dłonie automatycznie starły słone krople z twarzy.
- Nie powinno Cię tutaj być, wyjdź. -  Warknął, odwracając głowę. Nie chciał, aby Jess widziała go w takim stanie. Była to odsłona Biebera, której nikt nie miał prawa znać.
- Juss wiem, ze coś jest nie tak. Czuję to. - Mruknęła. - Nie musisz się przede mną ukrywać. Bądź szczery chociaż raz. - Przeszła przez próg, zbliżając się do brata. - Znam to uczucie, wiesz? Jesteś kompletnie zagubiony, ale nie martw się. Ja też jestem. - Usiadła na zakurzonej podłodze w bezpiecznej odległości od chłopaka.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz. - Prychnął, spoglądając delikatnie na dziewczynę. - Ze mną wszystko w porządku, możesz wracać do siebie.
 - Czujesz się jakbyś spadał. Coraz głębiej i głębiej w smutek, w czarną głębię, która nigdy się nie kończy. Mam rację? - Zapytała, nie odwracając wzroku od blondyna.
- Dlaczego tak sądzisz? - Spytał, lecz dziewczyna nie odpowiedziała. Spojrzała jedynie na swoje palce, nieśmiało łapiąc w dłonie rąbek swojego swetra. - Ale masz rację. W sumie, sam nie wiem, czego chcę. Na pewno nie chcę tego.. - Westchnął mierzwiąc swoje włosy. Dziewczyna tylko przysunęła się bliżej niego i skierowała dłoń do policzka, czego następstwem było delikatne głaskanie jego skóry uprzednio zwilżonej łzami.
- Będzie dobrze, tak? Masz mnie.

***
Jessica dokładnie i starannie zapisała ostatnie zdanie rozprawki, którą zadała pani Allen, jako pracę domową. Odłożyła długopis i potrząsnęła zdrętwiałą rękę od ciągłego trzymania narzędzie piszącego. Kartkę z jej zapisami włożyła w teczkę, aby się nie pogięła, i uprzątnęła biurko. Kiedy skończyła wraz z krzesłem obróciła się w stronę łóżka, marząc tylko o tym, aby pójść spać.  Nim jednak zdążyła podjąć konkretniejsze kroki niż samo myślenie, niebo przeciął piorun, a dziewczyna stanęła na nogach, piszcząc. Dopiero teraz zauważyła, że z nikąd pojawiły się ciemno-szare chmury, wiszące nad miastem.
Niewiele zastanawiając się, co ze sobą począć, zbiegła ze schodów, niemało co potykając się o własne nogi trzęsące od strachu. Nienawidziła burz, nienawidziła głosu grzmienia, ani żółtych błyskawic.
Pierwsze co pojawiło się w jej głowie to odnaleźć Justina. Niczym sarenka uciekająca przed wilkiem przebiegła przez kuchnie, nie znajdując tam nikogo. Taka sama pustka i cisza panowały również w salonie. Kiedy stanęła na środku owego pokoju, głośno dysząc, usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i kroki.
To był właśnie Justin, który postanowił zbierać się, gdyż do napadu zostało już bardzo mało czasu. Czy zamierzał powiedzieć Jess, że wychodzi ? Nie wiedział, czy powinien to zrobić, ale czuł, że lepiej byłoby wyjść niezauważonym i oszczędzić ciekawskich pytań ze strony dziewczyny. Jednak dziś los postanowił spłatać mu figla i wychodząc z zza rogu zobaczył Jessicę. Jej twarz była blada, ona dysząca, a jej włosy potargane we wszystkie strony.
-Co się stało ? - spytał zdezorientowany.
-T-Ty wychodzisz ? - odpowiedziała mu pytaniem na pytanie, widząc, że skórzana kurtka idealnie opina się na jego ramionach.
Justin nie mógł nie wyczuć trzęsącego się głosu dziewczyny, dlatego i on spiąl się lekko, martwiąc o to, jak potoczy się dalej ta rozmowa. Po ich wymianie zdań w jegho „malarni" miał cichą nadzieję, że nie spotka dziewczyny. Czuł się nieswojo po tym, jak rozpłakał się przed nią, niczym małe dziecko. Nikt jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie.
-Tak, wychodzę, Jessi. - potwierdził, nieco przeciągle, jakby wyczuwając, że dziewczyna może wciąć się w jego zdanie.
-O nie. - pokiwała przecząco głową. Gwałtownie obróciła się na pięcie, jej włosy zatańczyły w powietrzu, a ona pobiegła do drzwi. Stanęła na ich środku, przyciskając do drewnianej powłoki swój tyłeczek i rozłożone szeroko ręce. -Nie możesz ! Nie zostawiaj mnie !
Oczy Justina podwoiły swoje rozmiary i przez chwilę miał wrażenie, że dziewczyna kompletnie oszalała. Jeszcze godzinę temu była pewna siebie, rozmawiając z nim i dotykając tak czule jego policzka, a w ciągu kolejnych minut stała się spłoszonym zwierzaczkiem.
-Nie w burzę. - wyszeptała cienkim głosem, spuszczając wzrok. Jej szybko bijące serce powoli odzyskiwało swój pierwotny rytm, a ona wykończona biegiem, osunęła się w dół, dopóki jej pupa nie dotknęła podłogi. Prawą rękę zebrała włosy na jedno ramię i przyciągnęła do klatki piersiowej, kładąc czoło na obydwu kolanach.
Młody Bieber przekierował swój wzrok na okno i dostrzegł tam tylko deszczowe chmury i oprócz tego nic podejrzanego. Nie miał pojęcia, czym Jessica mogła się przestraszyć, skoro na dworze jest spokojnie.
Podszedł do niej i kucnął naprzeciwko jej schowanej we włosach twarzy. Delikatnie odgarnął brązowe kosmyki choćby tylko, aby zobaczyć jej zamknięte powieki i wytuszowane rzęsy, które teraz podwoiły swoje rozmiary.
-Nie mogę Cię zabrać, ptaszyno.
-Dlaczego, Justin ? - zapytała płaczliwie, podnosząc głowę.
-To nie jest miejsce dla ciebie. - wytłumaczył spokojnie, jednak te argumenty nie podziałały na dziewczynę. Szybko wstała i ponownie zabarykadowała drzwi swoim ciałem.
-Jess, do cholery, na dworze nic nie ma ! - nieco zirytowany poprawił swoje włosy, przeczesując je ręką, a na końcu delikatnie ciągnąc za ich końcówki. Gdzieś z tyłu jego głowy czaiła się myśl, że zanim Jessica pójdzie na studnia, on będzie łysy.
-Właśnie, że jest. - bąknęła niczym małe, obrażone dziecko. -Zabierz mnie ze sobą, proszę.
-Nie mogę, do cholery ! Ty nie możesz ... tam być. -Justin szybko poprawił się spuszczając wzrok, podczas gdy Jessica wpatrywała się w niego z lekko uchylonymi ustami. Nie rozumiała, dlaczego nie chce jej wziąć.
-Justin ...
-Powiedziałem coś, kurwa ! - brunet krzyknął odrobinę zbyt agresywnie, a dziewczynę przeszły dreszcze, kierujące się w dół kręgosłupa. Uczucie podwoiło się kiedy dłonie Justina wylądowały na drzwiach po obydwóch stronach jej ciała. Malutkie włoski na karku brunetki stanęły dęba, kiedy Justin przybliżył się do niej. Ich ciała niemalże się ze sobą stykały. Oboje czuli swoje zapachy i potrafili dostrzec, jak ich klatki chaotycznie się poruszają. -Dlaczego to robisz, Jessi ?- głos Justina był niski, głęboki i chrapliwy.
-Co r-robię ? - głos dziewczyny trząsł się, jak jeszcze nigdy. Jej ciało opanowało gorąco, również to bijące od Justina, że nie potrafiła poruszyć się. A może nawet nie chciała.
-Sprawiasz, że robię się słaby. - wyznał przykładając czoło do drzwi tuż nad chudym ramieniem i wystającym obojczykiem siostry. Jego miętowy oddech rozbijał się o jej jasną skórę, co sprawiło, że dostała ciarek.
Justin głęboko oddychając, zaciągnął się zapachem jej włosów. Owszem ... Zawsze, gdy była blisko niego czul ten zapach, ale jeszcze nigdy nie było on tak intensywny i działający na zmysły, jak dziś. I to była jej tajna broń. Broń, której on nie mógł się oprzeć.
-Więc powstrzymaj to.
-Wtedy musiałbym trzymać się z daleka od ciebie, a nie wiem, czy jestem w stanie to zrobić.
-Już raz to się nie udało. - zauważyła, przypominając sobie jej pierwsze dni w tym domu. Sama nie wiedziała, kiedy jej oziębły stosunek do Justina zaczął zmieniać się w coś innego; mocniejszego i bardziej zabójczego. Były dni, w których czuła się, jak prawdziwa narkomanka. Tyle że zamiast amfetaminy, ćpała obecność Justina. I nawet jego dupkowata strona przekonywała ją, by wziąć kolejną dawkę.
-Wiem, ptaszyno. - głos Biebera nieco posmutniał, a samego Justina lekko zakuło w sercu. -Jakkolwiek to brzmi ... Nie chcę powtórki. - wyszeptał, wtulając twarz w gęste włosy dziewczyny, która mocno zaciągnęła się powietrzem. Niesamowite uczucie sparaliżowało jej ciało i naprawdę zaczęła się obawiać, że może nigdy nie uzyskać sprawności.
-Więc, zabierzesz mnie ze sobą ? - zapytała niepewnie, przegryzając wargę. To zdanie sprowadziło młodego Biebera na ziemię. Odsunął się od Jessici na odpowiednią odległość. Chwilę przyglądał sie jej zaróżowionym od emocji policzkom i pełnym ustom, a potem dotarło do niego, że musi podjąć decyzję. Nie wiedział co się stanie, nie miał planu, czuł się bezbronny, a mimo to jego wargi same wypowiedziały przeczące rozumowi, krótkie tak.
Z tamtej chwili nie było już odwrotu. Wiedział, że skacze na głęboką wodę, ale to jego serce kierowało nim, jak lalką w teatrze. On nie miał prawa głosu.
Potem wszystko działo się szybko, a Justin czuł się lekko zamroczony. Dopiero w połowie drogi do sklepu, na który napad był planowany, poczuł to, co przed każdym rozbojem. Stres, adrenalinę i niewiedzę. On ryzykował, czasem nawet całe swoje życie, bo interesy chłopaków od kilkunastu miesięcy zaczęły nabierać bardziej poważnego charakteru.
-Gdzie właściwie jedziemy ? - spytała Jessica, wyglądając przez okno. Zupełnie nie poznawała tej okolicy i to zaczęło ją martwić, a Justin złościć. Przed chwilą prawie ustami dotykał jej obojczyka, a teraz założył na siebie maskę zimnego dupka.
W tym samym momencie rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Justin wyjął telefon z kieszeni spodni, będąc pewnym, że to jego przyjaciele, informujący go o tym, że czekają już na miejscu. Można powiedzieć, że nie był zbytnio zaskoczony, gdy w rogu ekranu dostrzegł niezapisany w kontaktach numer telefonu.

„Tęsknię, tygrysku :* Kiedy się znów zobaczymy ? "

Puls Justina podniósł się gwałtownie, kiedy prześledził wzrokiem całą wiadomość. Hinduska działała mu na nerwy i powoli tracił do niej cierpliwość, ale ani przez chwilę nie poczuł się winny. Może i był po pijaku, ale doskonale pamiętał, że nic jej nie obiecywał, oprócz dobrego orgazmu.
Jessica zauważyła, jak rysy Justina uwidaczniają się, a wargi tworzą cienką linię, lecz nie spodziewała się, że z aż taką złością i siłą rzuci telefon za siebie.
Samochód gwałtownie zjechał na pobocze, a Jess chwaliła samą siebie, że nie zapomniała zapiąć pasów.
-Jesteśmy na miejscu. Ty zostajesz tutaj. Masz iść na tyły, przykryć się kocem i leżeć spokojnie i nie wyglądać przez okno, dopóki nie wrócę, rozumiesz ?
Usta Jessici otworzyły się w proteście, równie szybko, jak zamknęły, gdyż nie zdążyła wyrzucić z siebie żadnego słowa protestu, bo Justin wyszedł z samochodu, niczym burza, a jedyne co za nim zostało to unoszący się zapach perfum i dźwięk trzaśniętych drzwi. Dziewczynę bardzo zdziwiła ta reakcja, bo jej brat traktował swój samochód, jak największą świętość i nawet jej nie było dozwolone dotknąć czegokolwiek.
Jessica westchnęła głośno, rozwiązując nałożone na stopy, bordowe trampki. Czuła się dziwnie i chociaż ciągnęło ją w stronę okna, nie chciała przez nie wyglądać. Jej intuicja podpowiadała, że w późniejszym czasie może bardzo tego żałować.
Układając buty w rogu, zgrabnie przeniosła się na tył samochodu, uważając by się nie przewrócić. Wspomniany przez Justina koc znalazła po swojej prawej stronie. Z obrzydzeniem położyła się na tylnich siedzeniach i naciągnęła go na głowę. Jej żołądek zacisnął się w supeł, ponieważ materiał, którym była okryta, nie charakteryzował się pierwszą świeżością. Jessica nawet nie chciała wiedzieć, gdzie był wcześniej albo do czego go używano.
Justin podbiegł do kolegów, którzy grupką stali pod zapleczem sklepu tak, jak wcześniej się umawiali. Wszyscy oprócz Jack'a byli już odpowiednio ubrani. Jak przystało na napad ich twarze zakryte były czarnymi kominiarkami, a ich stroje również były w tym samym kolorze, a wszystko po to, żeby się nie odznaczać czymś, co mogłoby być wykorzystane później przeciw nim.
-Pośpiesz się, Bieber. - „przywitał się” Jack, rzucając w stronę Justina przypisane mu nakrycie twarzy, kiedy ten podszedł do nich. Jego ciało było chłodne przez bryznę zimnego wiatru, odbijającą się od niego, gdy biegł. -W sklepie akurat nie ma klientów.
Młody Bieber jednak olał swojego przyjaciela i uściskiem przywitał się z resztą grupy, zanim nałożył na twarz kominiarkę.
-Czy wszyscy wiedzą co mają robić ? - głos Jack'a był bardzo pewny siebie.
-Kurwa, Gilinsky. Nie robimy tego pierwszy raz. - zahuczał Luke, któremu czasami działa na nerwy przywódcza strona Jack'a. Oni wszyscy byli jednością, a żaden lider nie był do niczego potrzebny. Taka pozycja któregoś z nich mogłaby tylko zniszczyć relacje w ich zgranej paczce.
-Zluzuj poślady, Brooks. - odciął się Jack, zakrywając swoją twarz czarnym materiałem. Chłopcy przybili razem piątki, a potem każdy rozszedł się w swoją stronę.
Pierwszy na zaplecze wszedł Nash, kiedy Jack otworzył tylnie drzwi. Jai udał się na wschód, zza drzewa obserwując teren. Justin zaś udał się od strony wejścia.
W kilka sekund kamery już nie działały, a zadowolony z siebie Nash wybiegł na zewnątrz dołączając do Biebera.
Następnym w kolejce całego przedsięwzięcia był Jack. Tyłami sklepu wszedł do oficjalnej części budynku, gdzie nadziani klienci, kupują sobie różna błyskotki. Niemalże od razu oślepił chłopaka ich blask, lecz to nie był czas by teraz się nimi zajmować.
Przyjaciele często mówili, że Jack to ten w ich paczce, który urodził się w czepku. Jako jego jednego nigdy nie opuszczało szczęście i zawsze spadał, jak kot, na cztery łapy.
Tak samo było i wtedy. Sprzedawca tego sklepu stał tyłem do Jack'a przecierając białą szmatką kolejne, z grubego złota, naszyjniki, więc zadanie stało się jeszcze łatwiejsze. W mgnieniu oka Jack stał za panem średniego wieku, a na jego twarzy wylądowała chusteczka nasączona usypiającym środkiem. Mężczyzna szamotał się przez kilka sekund, póki jego powieki nie zamknęły się, a ciało bezwładnie opadło w ramiona Gilinsky'iego.
Chłopak jedną ręką włożył chusteczkę do kieszeni spodni, by potem ułożyć śpiącego pana na zimnej podłodze. Chwytając go za nogi przeciągnął przez cały sklep po to, aby na końcu drzwi otworzył mu Justin, a ciało mężczyzny ułożyć na brudnym chodniku.
-Mamy to, chłopcy - krzyknął radośnie Jack, ściągając swoją kominiarkę. To samo zrobiła reszta, chowając je do środka swoich kurtek.
Jessica leżała spokojnie na siedzeniach, nucąc cicho jakąś smutną piosenkę, którą miała zwyczaj słuchać w bidulu, delikatnie wystukując rytm stopą. Pozycja, którą przyjęła, była lekko niewygodna, ale nie miała wyboru, żeby ułożyć się inaczej.
Słyszała, jak na dworze, rozhulał się wiatr, a na niebie pojawiły kolejne chmury. Była niemalże pewna, że będzie padać, a Justina nadal nie było. Przez cały ten czas próbowała wymyśleć, co może robić, lecz w jej głowie panowała kompletna pustka. Mogła jedynie przypomnieć sobie jego napięte rysy twarzy, zanim zły opuścił samochód, zostawiając ją samą i z jego rozkazami.
Nagle rozbrzmiał dzwoniący telefon. Jessica podskoczyła minimalnie z zaskoczenia, lecz postanowiła odszukać urządzenie, przypuszczając, że może to dzwoni któreś z nich rodziców.
Podniosła się do pozycji siedzącej, doskonale zdając sobie sprawę, że właśnie łamie jedno z zastrzeżeń Justina. Czuła lekko presję, lecz nie do tego stopnia, by się bać. Może i Justin czasami bywał porywczy i bała się go, ale wiedziała, że nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. Bynajmniej nigdy nie miał tego w zamiarach. Zdawała sobie sprawę, że niekiedy sama prowokowała go do tego, że robił się zły.
Jessica z zapałem szukała dzwoniącego telefonu, jednocześnie irytując się coraz głośniej rozbrzmiewającą muzyką. Do tej pory dziewczyna nie mogła przyzwyczaić się do gustu Justina.
Znajdując urządzenie na podłodze auta, zawahała się w myślach, czy rzeczywiście powinna go odebrać. Były ku temu dwa powody: na ekranie wyświetlał się nieznany numer, a odebranie połączenia było równoznaczne ze złością Justina.
Mimo wszystko , kierująca nią intuicja, sprawiła, że Jessica bez cienia niepewności przeciągnęła palcem po szkle, od razu przykładając do ucha.
-Tak ? - spytała cichym głosem. Hinduska, o której istnieniu Jess nie miała pojęcia, zdziwiła się słysząc dziewczęcy głosik po drugiej stronie.
-Czy jest może Justin ?
-On ... On jest zajęty. - Jessica wydukała zdenerwowanym głosem.
-A kiedy nie będzie ? -warknęła nieprzyjemnie Hinduska, która już teraz zaczęła nienawidzić dziewczynki po drugiej stronie słuchawki. Równocześnie zaczęła obwiniać ja, że to przez nią Justin nie chce utrzymywać z nią kontaktu.
Odpowiedź Jessici była już zapisana w jej głowie, ale nie zdążyła jej ujawnić Hindusce , bo wtedy zobaczyła to, czego nie powinna. Coś co Justin tak bardzo starał się przed nią ukryć. I czuła się okropnie.

Czas jakby zatrzymał się wokół, a ona z cisnącymi się łzami obserwowała, jak Justin oraz Jai wynoszą worki pełne święcącej biżuterii, a sprzedawca sklepu leży na chodniku, zupełnie nie świadomy tego, co aktualnie dzieje się w budynku, w którym pracował.
Sekunda stawała się minutą, a minuty godziną, kiedy z otwartą ze zdziwienia buzią i mokrymi policzkami od słonych łez, patrzyła, co robią chłopaki.
Czy to był prawdziwy Justin ? Justin, którego znała ? Miała nadzieję, że los po prostu płata jej figle, ale to była prawda.
-Odpowiesz mi, kurwa ?! - w słuchawce rozległ się krzyk Hinduski, a Jessica przyłapała się na tym, że nadal przyciskała telefon do ucha. -Albo wiesz co ... Zadzwonię później i zapewne oberwę mu jaja.
Ciche pikanie dotarło do ucha brunetki, która szybko odrzuciła od siebie telefon, a ten powrócił na swoje wcześniejsze miejsce. Płacz Jessici przestał być już tylko płaczem. On stał się jednym wielkim potokiem łez pomieszany z okrzykami złości i bezsilności.
Dziewczyna miała wiele do zarzucenia Justinowi; to ze ciągle się wkurzał, próbował udawać kogoś, kim nie jest oraz ewidentnie olewał rodziców, ale nigdy nie pomyślałaby, że potrafi być aż tak okrutny, by zrobić to.
Jednak najbardziej bolała ją, jego mimika twarzy. Nie wyglądał na skruszonego, lecz dumnego z tego co robi, a jego przyjaciele wcale nie byli lepsi. Z wielkimi uśmiechami wynosili kolejne łupy i naśmiewali się z nieprzytomnego mężczyzny, kiedy Jessica wylewała litry łez. Czuła się oszukana na najgorszy z możliwych sposobów i już sama nie wiedziała, kim był Justin. Prawdą o sobie zaprzepaścił wszystko, co razem zbudowali.

Dokładnie pięć minut potem worki przepełnione różnoraką biżuterią wylądowały w busie, a chłopcy wyściskali się nawzajem, wyjątkowo zadowoleni z całego przedsięwzięcia, które jak jeszcze nigdy poszło bardzo sprawnie.
-Dobra robota, chłopaki. Teraz wyremontujemy nasz stary magazyn i ulepszymy go, by już nikt nic nie podpieprzył ! - ekscytacja Jack'a nie miała końca, bo w końcu to on zaplanował to wszystko.
Jeszcze kilka zdań wymienionych między przyjaciółmi i postanowili się zbierać. Wszyscy oprócz Justina zasiedli w busie, a on sam powrócił pod sklep, zaciągając z powrotem tam śpiącego mężczyznę. Uśmiechnął się tylko na koniec i zamknął za sobą pozłacane drzwi.
Teraz, kiedy stres opadł, a poziom adrenaliny wzrósł, czuł się wyjątkowo dobrze i spokojnie. Wiedział bowiem, że ich grupa nie robiła tego bezcelowo. Już dawno myśleli, aby odnowić ich magazyn, a po napadzie mogło się to udać.
Ten opuszczony budynek czasami zastępował im dom, a ukryte w nim było wiele ich wspólnych wspomnień, dlatego nie mogli po prostu sobie go olać.
Wracając do samochodu Justin nie czuł już niskiej temperatury i chłodnej bryzy wokoło niego, bowiem temperatura jego ciała wzrosła wraz z założeniem kominiarki na twarz.
Ciemne, tylnie szyby jego auta zasłaniały co nieco, dlatego nie mógł dokładnie dostrzec, czy Jessica na prawdę pilnuje się tego co polecił. Wnętrze podpowiadało mu, że tak, bo mu ufała.
Nie od razu zobaczył zapłakaną dziewczynę. Kiedy tylko on usiadł w aucie, ona odsunęła się na bezpieczną odległość od bruneta.
-Jessi, co się stało ? - zapytał z prawdziwym przejęciem, odwracajcając się w stronę siostry. Opatulona była kocem, a jej kurtka lekko przekręcona od leżenia.
-Ty jesteś kryminalistą, Justin. - wyszeptała cicho, stwierdzając. To było najlepsze określenie, jakim mogła go w tamtej chwili nazwać.
-Jess, kurwa, czy Ty ...
- Przestań ! - krzyknęła z rozpaczą, a kolejne łzy opuściły jej piękne oczy. - Nie zamierzam z Tobą rozmawiać, bo nie jesteś tym Justinem, którego poznałam tylko kłamcą i przestępcą.
-To nie jest tak, jak myślisz. - Justin odparł ze skruchą, spuszczając wzrok. Zdał sobie sprawę, że to co mówiła Jessica było prawdą, ale również wiedział, że popełnił ogromny błąd zabierając ją ze sobą. Nie powinna była dowiedzieć się teraz ani nigdy, bo jest za dobra dla takiego kogoś, jak on.
-Nic już nie mów, proszę.- szepnęła, otulając się szczelniej kocem. - Zawieź mnie do domu.
Justin już więcej się nie odezwał, wiedząc bowiem, że mógłby pogorszyć zaistniałą sytuację. Wystarczająco serce łamał mu serce płacz Jessici, która ani na moment nie potrafiła się uspokoić. Wszystkie dzisiejsze wydarzenia zbyt bardzo ją przytłaczały. W jej oczach to już nie był ten Justin, Justin jej brat, który działa na nią tak jak nie powinien.
Chłopak za to czuł się winny, bo to kolejny raz, kiedy doprowadził dziewczynę do płaczu, ale pierwszy raz kiedy się go nie bała. Nienawiść do niego była widoczna w jej oczach i nawet na moment nie znikała, kiedy od czasu do czasu spoglądał na nią w lusterku.
Nie potrzebował nawet muzyki, która płynęłaby z głośników. Zamiast tego jego serce i długie palce wybijały niespokojny rytm. Coś ściskało go w środku za każdym razem, gdy kolejna łza spływała po aksamitnym policzku dziewczyny, jego ptaszyny, osoby, której potrafił zaufać.
-Jesteśmy. - głos Justina wyrwał Jessice z zamyślenia, której łzy zamazywały cały obraz wokół.

Młody Bieber od razu zauważył nieporadność młodszej siostry, dlatego pierwszy wysiadł z pojazdu i podszedł do drzwi od strony Jess. Dziewczyna próbowała wydostać się z koca, ale im dłużej nie potrafiła go ujarzmić, tym bardziej się irytowała. Wszystko jednak sięgnęło zenitu, kiedy Justin otworzy jej drzwi.
-Nie dotykaj mnie, proszę. -szepnęła cicho, nie patrząc nawet na Biebera, któremu efektywnie złamała serce, kiedy chciał ją podnieść i znieść na rękach do domu, jak robił to często.
Szybko więc odsunął sie, aby Jessica mogła go ominąć kierując się w stronę domu.
-Porozmawiasz ze mną ? - spytał cicho Justin, pragnąc jej wszystko wyjaśnić.
Jess zatrzymała się na chwilę spoglądając na niego przez ramię.
-Zadzwoń lepiej do swojej dziewczyny. Bardzo chciała się z Tobą skontaktować. - odparła zimnym tonem, a potem zniknęła zaszywając sie do końca dnia w swoim pokoju.

***
Przez ten czas rozgoryczony Justin był w swoim pokoju, leżąc na łóżku. Jego smukłe ciało było rozciągnięte na całej szerokości, a on sam był bez koszulki. W powietrzu unosił się żel pod prysznic chłopaka, a jego brązowe włosy były nieco wilgotne.
Jego kąpiel była zimna, a wszystko po to, by mógł choć przez trochę myśleć trzeźwo, tudzież wpatrywanie się w białą ścianę było pomocne. Musiał wyciszyć się, aby przeanalizować całą sytuację. Choć próbował ją rozpatrywać na milion pięćset sposobów, za każdym razem to on był winny i nie starał się już tego zagłuszyć przed własnym sumieniem.
-Ja pierdolę. - warknął, przecierając kilkakrotnie twarz, dłońmi. Wkurzony był również na Hinduskę, która wybrała sobie doskonały moment na dzwonienie do niego. Jednak głos i obojętna postawa Jessici zabolała go bardziej niż zerwanie z Seleną. Można było powiedzieć, że czuł się jeszcze gorzej i sam nie wiedział, dlaczego tak się działo. Od samego początku chciał ukryć spotkanie z Hinduską przed Jessicą, ale kiepsko mu to wyszło.
-Kurwa ! - krzyknął, zrywając się do pozycji. Zauważył, że właśnie robiło się ciemno, a słońce zaszło niedawno.
Bez wątpienia Justin był rozbity. Już nie potrafił zaprzeczyć, że jego stosunek do siostry zmienił się niewyobrażalnie od dnia, w którym się poznali. Wtedy chciał żeby się unikali, teraz nie wyobrażał sobie dnia bez odwiezienia i odebrania jej ze szkoły, czy też sprzeczania się, które zazwyczaj kończyło się złością Biebera. To nie miało już znaczenia.
Nienawidził kiedy płakała, za to uwielbiał kiedy się śmiała.
Nienawidził, kiedy go wkurwiała, ale uwielbiał kiedy z zawziętością próbowała się mu sprzeciwiać.
Nienawidził, kiedy wtrącała się w jego sprawy, ale był wdzięczy, kiedy stawała po jego stronie.
Jednym słowem wielbił ją na jakiś swój popieprzony sposób i choć starał się to zatrzymać, nie potrafił, bo wracało to do niego ze zdwojoną siłą i poważnie nokautowało.
Mimo to tak krucha istotka nie zasłużyła na to, by spędzać czas z takim zepsutym człowiekiem, jak on. Powinna trafić na kogoś o niebo lepszego niż on. Justin doskonale znał swoje wady, ale nie miał zamiaru się zmieniać. To było jego życie. Życie, w którym czuł się dobrze, życie dzięki któremu stał się silny i może w głębi duszy pozostała mu odrobina wrażliwości, potrafił stawić czoło rzeczywistości, być nieugiętym i iść naprzód. To życie nauczyło go pewnych zasad, którymi twardo się kierował.
Lecz ona jest zupełnie inna. Warta wszystkiego, co najlepsze, i on o tym wiedział. Ale mimo to co podpowiadał mu rozum, on zerwał się na nogi. Nie zamierzał nawet zakładać na siebie byle jakiej koszulki, tylko od razu wybiegł na korytarz, bo nie mógł tak dalej istnieć. Smutek i niezasłużony płacz Jessici był dla niego największą torturą.
W ciągu kilku sekund otwierał już drzwi do pokoju dziewczyny, nawet nie pukając. W pomieszczeniu było cicho. Brunetka leżała na łóżku, odwrócona do chłopaka plecami, ale nie płakała. Była wykończona niekończącym się wylewaniem łez.
Wiedziała, że to Justin przyszedł do niej. Jeszcze kilka minut temu obiecywała sobie, że z nim porozmawia, gdyż niewiedza zabijała ją jeszcze bardziej, a teraz gdy on już tu stał nie miała pojęcia, jak ma się zachować. I nie musiała długo się nad tym rozwodzić, bo to zdeterminowany Justin przejął stery:
-Masz może ochotę na papierosa ?


-------------------------------------------------------------
 

Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.