niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 21



Poranek przyszedł wraz z mocnymi promieniami słonecznymi, które zaczęły podrażniać oczy śpiącej Jesscii. Nie trwało to długo, zanim wybudziła się ze spokojnego snu. Nie ma nic gorszego od pobudki w obcym miejscu. Jess nie miała pojęcia, gdzie była. Nie rozpoznawała mebli ani koloru ścian.
- Ugh - Mruknęła, podnosząc głowę. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy była ramka ze zdjęciami. Po przyjrzeniu się fotografiom, dziewczyna domyśliła się, że jest w pokoju jednego z bliźniaków Brooks. Leniwie podniosła się z łóżka i opatuliła się ciepłą bluzą, która leżała na fotelu. Po chwili, wyszła z sypialni, kierując się głosami przyjaciół. Dopiero po wstaniu, nastolatka poczuła okropny ból głowy. Ledwo utrzymała się na nogach, kiedy ból uderzył w jeden z czulszych punktów. Westchnęła, wchodząc do salonu, gdzie ujrzała Michaela klęczącego przed wysokim blondynem. Krwawił z nosa.
- Co się stało? - Zapytała spanikowana, podbiegając do przyjaciół. - Luke, co się stało?
- Jest, odejdź. - Mruknął Jai - Mike wie, co robi. - Wskazał palcem na apteczkę, która znajdowała się tuż obok nóg Clifforda.
Dziewczynę zdenerwowała nieco ta nie wiedza.
-Powiedzcie mi prawdę ! - krzyknęła, tupiąc prawą nogą, jak mała dziewczynka. Nash, który stał w kuchni z założonymi rękami na piersi, przywędrował do salonu.
-Prawdę ? Proszę bardzo ...
-Nash ogarnij się. Nic mi nie jest. - Luke Brooks zainterweniował, choć było tu trudne, kiedy chłopcy próbowali udawać lekarzy, a wszyscy stali naokoło niego, jakby był co najmniej umierający.
-Rano wparował tu wkurwiony Justin, jakby dostał wścieklizny. Darł się, a z tej złości uderzył Luke'a, który próbował go uspokoić.
-Mój boże. - wychrypiała Jessica, przykładając dłoń do ust. To była jej wina i w zupełności zdawała sobie z tego sprawę.
Nadal oszołomiona streszczeniem wydarzeń usiadła w fotelu naprzeciwko kanapy, tępo wpatrując się w jasny dywan.
Trzeźwo patrząc na sytuację stwierdziła, że Justin również nie musiał zachowywać się tak impulsywnie, chociaż go do tego zmusiła. Nie musiał już udawać troszczącego się braciszka, skoro tak perfidnie ją okłamywał, a na samym końcu wrócił do Seleny, zapominając o tym co mu zrobiła.
-Odejdźcie. -Luke wstał z kanapy, odpychając od siebie kolegów. - Jess, odwiozę Cię do domu.
-Myślę, że nie powinieneś ... - zaczął ostrożnie Jai.
-Przestańcie udawać moje niańki. Jestem dorosły i ich nie potrzebuję, a poza tym muszę pogadać z Justinem. Jak przyjaciele. - oznajmił stanowczo, wyciągając w stronę Jessici rękę.
Dziewczyna niepewnie wstała z fotela i pozwoliła, żeby chłopak poprowadził ją do garażu, a następnie otworzył drzwi od strony pasażera, aby mogła wsiąść do środka.
Luke usiadł za kierownicą i włączył radio, w którym cicho brzmiały głosy Little Mix.
-Nie przejmuj się, Jessi. - bliźniak uśmiechnął się do niej szeroko. - Po prostu go poniosło.
-Nie powinien był tego zrobić. - powiedziała twardo. - W ogóle nie powinien już wtrącać się w moje życie.
Nagle poczuła przypływającą złość, która razem z krwią, krążyła w jej obiegu.
-Martwi się. To że wrócił do tej suki Seleny nic nie zmienia w tym, że chce się Toba opiekować.
-Nie, Luke. To wszystko zmienia. - rzekła z westchnieniem. Ból w jej oczach, który wyczytał Brooks , sprawił, że poraziło go niczym prądem i nie miał odwagi dopytywać się o co tak naprawdę chodzi.
-Ale impreza była przednia. - zaśmiał się, chcąc rozluźnić atmosferę, która była dość gęsta.
Jessica uśmiechnęła się szeroko, a humor powrócił do stanu, w którym był, kiedy się obudziła.
-Właśnie. - zamyśliła się, postukując palcem w podbródek, jak robią to rasowi biznesmeni. -Gdzie wczoraj zniknąłeś ? Owszem piłam, ale tamten czas jeszcze pamiętam.
-Chyba powinnaś zapytać się Amy. - odpowiedział z chrząknięciem.
Jessica zastanawiała się chwilę czy wydaje się jej czy naprawdę zauważyła lekki rumienieć na policzkach tak pewnego siebie chłopaka, jakim jest Luke Brooks. Mimo to bardzo cieszyła się, że przynajmniej jej przyjaciółka jest szczęśliwa. Przy okazji obiecała sobie, że zadzwoni do niej później.
Nie dopytywała o szczegóły, nie chcąc, by Luke poczuł się niekomfortowo, ale również w tym czasie rozbrzmiała jej ulubiona piosenka, którą zaczął również dla jaj śpiewać Luke.
Kiedy dotarli do domu oboje byli roześmiani i wyluzowani - Jessica zapomniała o wszystkich nieprzyjemnych wydarzeniach dzisiejszego dnia, a Luke o lekkim bólu nosa i obawie, czy przypadkiem nie był złamany.
Kolejny dowcip wypłynął z ust Brooks'a, w tym samym czasie, gdy Jessica otwierała drzwi domu. Ani nie pomyślała, żeby zapukać ani zadzwonić. W końcu mieszka tutaj.
Ale potem okazało się, że samo przyjeżdżanie tutaj było złym pomysłem. Zaraz za progiem przywitała ich pół naga Selena, której ciało było tylko okryte białym ręcznikiem. Bowiem najgorsze jednak było to, kiedy Jessica zdała sobie sprawę, że to był jej ulubiony.
Od razu wściekła się widząc jej twarz o idealnych rysach i nienagannym, lekkim makijażu.
-Gdzie jest Justin ? - spytała ostro, a Luke dla ostrzeżenia złapał dziewczynę za łokieć.
-Wow, cukiereczku. - Selena zaśmiała się wesoło. - Justin jest pod prysznicem.
Jessica zacisnęła dłonie w piąstki, walcząc z łzami, które wezbrały się pod powiekami.
-Nie prowokuj jej, Gomez. - ostrzegł Luke, doskonale znając ten wyraz twarzy.
-Nie upominaj mnie, Brooks. - odszczekała, trzymając dłonie na biodrach.
Brunetka wykorzystała ten moment i szybko wyrwała rękę spod uścisku bliźniaka i pobiegła na górę. Cała zdyszana i wściekła dodatkowo wpadła do pokoju Biebera, który ubrany był tylko w stare spodnie od dresu i właśnie wyciągał koszulkę z komody.
-Jess ?
Justin zamrugał kilka razy powiekami, jakby nie dowierzał, że to właśnie ona stoi przed nim.
-Nie miałeś prawa ! - zaatakowała go, jak rasowa lwica broniąca swoich dzieci.
-O co ...
-Po co tam przyszedłeś ?! Powiedziałam Ci, że mam tego dość i nie chce się z tobą widywać !
Te słowa przecięły serce Justina na pół.
-Bo nie jesteś w stanie zatroszczyć się sama o siebie ! - wyrzucił, nie wiedząc czego tak nagle podniósł swój głos.
Owszem nie lubił być oskarżany, tym bardziej wtedy kiedy miał rację tylko beznadziejna sytuacja z Seleną to wszystko skomplikowała.
-Wystarczyła chwila, a Ty upiłaś się do nieprzytomności i do tego spałaś w obcej sypialni ! A gdyby ktoś tam był ? Gdyby ktoś Cię tknął ?!
-Ale nie było ! I schowaj w kieszeń tą swoją pewność siebie ! Zajmij się w końcu swoją dziewczyną, którą tak bardzo kochasz !
To chyba ogromna złość była powodem, dla którego ostatnie zdanie przeszło przez jej usta tak bardzo łatwo i płynnie. W normalnych sytuacjach nawet nie potrafiła z siebie wydusić „dziewczyna Justina” nie mówiąc już o tym, by nazwać Selenę po imieniu, które tak bardzo do niej pasowało. Idealne dla takiej suki, jaką jest.
-Czego Ty do cholery nie możesz zrozumieć kretynko ?! - krzyknął, ciskając koszulką o podłogę. Szybkim krokiem, niczym rozwścieczone zwierze, szedł w jej stronę, a ona coraz bardziej cofała się pod ścianę. Kiedy plecami jej dotknęła zaczęła się coraz bardziej bać. Justin górował nad nią wzrostem, a jego tęczówki były ciemne, nieobecne.
-Czego Ty nie możesz zrozumieć ?! - odparła, siląc się na ostatnie pokłady pewności siebie, dawno gdzieś ukryte.
-Zależy mi nadal na Tobie. - wycedził przez zaciśnięte zęby, łapiąc ją za biodra i przyciągając tak, że zderzyła się naprzeciwko wyszły jej biodra Justina.
Oczy Jessici zaszły mgłą i jedynie co widziała to ból na jego twarzy. Ból, a nie skruchę za uderzenie Luke'a.
-Kłamiesz ! - krzyknęła piskliwie. - Ty dupku !
Jej ręka uniosła się, żeby uderzyć Biebera w policzek, ale zatrzymała się w połowie drogi. Justin mocno ściskał jej nadgarstek i wiedziała bowiem, że zostanie na nim ślad.
Wysilała się, aby wyswobodzić rękę z jego uścisku, lecz niewiele to dało. W końcu wiedziała, że nie da rady tak dłużej i po prostu poddała się.
Justin patrzył na dziewczynę z żalem, że zadawał jej ból fizyczny i psychiczny. Tak bardzo chciał zakończyć związek z Seleną i znów być Jess.
Dziewczyna pozwoliła, żeby ciepłe łzy popłynęły po jej policzkach. Teraz kiedy emocje powoli opadały czuła się jeszcze gorzej.
-Błagam ! - nagle do pokoju wpadł Brooks, który od razu odciągnął Biebera od jego siostry. -Zwariowaliście, do cholery ?! Chcieliście się pozabijać ?! - krzyczał niczym ojciec.
Jess było teraz okropnie głupio, dlatego wybiegła z domu jak najszybciej, potrącając przy tym Selenę, która rzuciła w jej stronę wiązankę przekleństw.
Justin oddychał głęboko, kiedy Brooks trzymał jego ręce. Serce chłopaka biło szybko i tylko dlatego, że chciał pobiec za Jessi.
To prawda, wkurzyła go okropnie, ale powinien zachować odrobinę przyzwoitości, a on zachował się jak debil, a do tego nazwał ją kretynką.
-Musimy pogadać, stary.

***
Niebo pokryło się gęstymi chmurami w kolorze szarym. Wiatr zerwał się nagle przez co obeschłe, kolorowe liście spadały na chodnik. Słońce skryło się w mgle z obłoków, a temperatura nagle spadła.
Mimo niedogodnych warunków pogodowych Jessica nadal biegła, zalewając się łzami. W myślach miała tylko to, jaką idiotką jest. Nie bała się już siebie tak nazwać. Za bardzo zaangażowała się w sytuację Justina. Dobry Boże, ona się z nim nawet całowała !
Przypominając sobie te wszystkie razy, kiedy ich usta stykały się, zaniosła się jeszcze większym płaczem i musiała przestać biec, aby normalnie oddychać.
Szybkim spacerem doszła na róg ulicy Wallstreet. Wtedy przystanęła na kilka chwil, rękawem ocierając wszystkie łzy z policzków.
Postanowiła, że pójdzie do domu dziecka, by spotkać się ze swoją przyjaciółką, skoro i tak nie miała się gdzie podziać. Taylor była jej najbliższą osobą, a do domu nie mogła wrócić od tak. Nie po tym co zaszło między nią i Justinem.
Oprócz złości poczuła coś jeszcze ... jakby więź silniejszą niż mogłoby się jej wydawać. Dlatego właśnie tak bardzo bolało ją tą, że Justin wybrał Selenę. Może tylko ona żywiła do niego głębsze uczucia, a on nadal kochał ją ?
Dwie minutki później stała już przed obszernych rozmiarów budynkiem. Odkąd wyszła prawie nic nie zmieniło się oprócz drzew, które zostały przycięte i wyglądały teraz bardziej estetycznie.
Przeszła przez kutą furteczkę, a kiedy zadzwoniła dzwonkiem w drzwiach pojawiła się starsza recepcjonistka, której włosy były pomalowane ognisto czerwoną farbą.
-Ja do Taylor. - oznajmiła Jessica słabym głosikiem.
-Wejdź, dziecino. - Kobieta od razu rozpoznała brunetkę i wpuściła ją do środka bez zbędnych formalności. Podała Jess numer pokoju i pozwoliła popędzić do przyjaciółki.
Jessica czuła zimny dreszcz przechodzący jej po plecach, kiedy samotnie przemierzała kolejne korytarze. Nie wyobrażała sobie już życia tutaj i bardzo chciałaby, żeby cudowną Taylor spotkał taki los, jak ją, żeby została adoptowana.
Pokój znajdował się na drugim piętrze. Jessica przystanęła na zmienionej wycieraczce i cicho zapukała. Kroki słyszała, z każdą minutą, coraz bliżej aż w końcu sylwetka Taylor pojawiła się naprzeciw niej. Figura dziewczyny nadal była nienaganna, włosy urosły jej jakieś osiem centymetrów, a twarz nieco zaokrągliła się.
Jessica bez słowa zamknęła przyjaciółkę w objęciach, schowała twarz w zagłębieniu jej szyi i znów zaczęła płakać.
Na początku Taylor zesztywniała nie spodziewając się tutaj Jessici, ale po chwili położyła dłonie na jej plecach i zaczęła je pocierać, aby wesprzeć przyjaciółkę.
-Co się stało, Jessi ? - spytała, odsuwając ją do siebie. Jessica miała oczy czerwone od płaczu, a włosy potargane we wszystkie strony przez wiatr szalejący na zewnątrz. - Ta rodzina coś ci zrobiła ?
-Nie, Taylor. - Jess delikatnie się uśmiechnęła, ocierając łzy. Cieszyła się widząc Taylor, z którą tak długo nie miała kontaktu i żywiła nadzieje, że uda sie jej z nią szczerze porozmawiać. Miała dość ukrywania swoich emocji, które jej codziennie towarzyszyły.
-Więc ... ? - Taylor uniosła do góry wypielęgnowane brwi.
-Może zacznijmy od początku, co ? - odparła Jess nieśmiało. Dziewczyny zasiadły na łóżku. Głowa Jessici spoczywała na kolanach siedzącej Taylor, która ze skupieniem wsłuchiwała się w każde słowo Jess.
Dziewczyna opowiedziała cała historię od początku, zaczynając od tego, gdy postanowili sobie z Justinem nie wchodzić w drogę. To nie zdało egzaminu, a Jessica nie potrafiła znaleźć konkretnego powodu dlaczego. Podejrzewała, że gdyby nie jej ciekawość to nie próbowałaby naprawić Justina, który był jak zakazany owoc.
Zaskakujące było jednak to, że przy całym swoim monologu ani razu nie uroniła łzy, nawet gdy opowiadała o spektakularnym powrocie Justina do Seleny.
-O Boże ! Mała ! To jak jakiś serial ! - Taylor nadal była w szoku.
-Trochę kiepski. - rzuciła z przekąsem Jessica, bawiąc się skrawkiem swojej koszulki.
-A może Ty po prostu jesteś w nim zakochana, Jessi. Dlatego tak się czujesz.
Brunetka znieruchomiała odkładając materiał ze swoich rąk.
-Co ?
-Tak, Jessi. To jest właśnie miłość, kiedy czujesz motyle w brzuchu i nie potrafisz wyjaśnić co się z Tobą dzieje. - przekonywała.
Jessica podniosła się do pozycji siedzącej.
-Ja go nie kocham, Taylor. - zaśmiała się, lecz wyszło jej to odrobinę za sztucznie. Czyżby próbowała oszukać samą siebie ? -Staram się mu pomóc, to wszystko, a on za każdym razie to niszczy.
-Och Jessi, Jessi. - Taylor pokręciła głową, śmiejąc się. -Całowaliście się, do cholery !
-Zamknij sie ! - krzyknęła brunetka z rozbawieniem, rzucając w Taylor poduszką. -Lepiej opowiadaj co u ciebie.

***

-Co to, w ogóle, miało być, Bieber ?!
-Dałem się sprowokować, Luke. - wyjaśnił spokojnym głosem Justin, którym nadal targały porządne wyrzuty sumienia. Zdawał sobie bowiem sprawę, że zachował się karygodnie i nigdy nie powinno do tego dojść.
-Sprowokować ? Stary ! Myślałem, że się pozabijacie. - przyznał Brooks, podnosząc ton swojego głosu.
Luke nadal nie dowierzał zbytnio w to co zobaczył i nie wiedział jak ma zinterpretować tą sytuację. Jessica i Justin byli jednocześnie zbyt blisko siebie, a tym samym tak daleko, kiedy się kłócili.
Brooksa zawsze uważano za zimnego drania, dlatego nikt nigdy nie prosił go o rady dotyczące spraw sercowych. Jednak on taki nie był. Pokazał to w sytuacji z Amy, w której po prostu się zakochał i była pierwszą, którą obdarzył tak głębokim uczuciem.
Otóż zobaczył coś w oczach Jessici, wczoraj gdy była u nich, i Justina dzisiaj, gdy patrzył na nią z uczuciem jednocześnie zadając ból.
-Bez przesady. - westchnął Bieber, odwracając wzrok w stronę okna.
Dopiero teraz, kiedy powróciło jego zdrowe myślenie niezamącone najpiękniejszą siostrą na świecie, mógł docenić swojego przyjaciela jeszcze bardziej niż wcześniej. Prawdopodobnie gdyby nie jego interwencja postąpiłby, wtedy w pokoju, trochę inaczej - na ochach wszystkich pocałowałby Jessicę, wkładając w ten pocałunek całą swoją czułość i namiętność do dziewczyny, którą darzył uczuciem i nauczył się go dobrze ukrywać.
Wystarczyły dwa jej zdania, gdy zła była jeszcze piękniejsza, żeby go pobudzić i wzniecić ogień i to w nieprzyzwoity sposób.
-Zamierzasz to tak teraz olać ?!
-Wiem co mam robić, Brooks. Nie musisz udawać mojego ojca. -odparł nieco niemiło.
Luke jednak nie poczuł się urażony.
-Co się między wami dzieje, co ? Chce wiedzieć, czy jest większy powód tego, że oberwałem w nos. - zapytał dociekliwie, a Justin zesztywniał siedząc w fotelu. Pas broniący jego zdrowia pas bezpieczeństwa zaczął go uciskać w klatce piersiowej. -Dlaczego mam nieodparte wrażenie, że to już nie jest tylko relacja czyszto siostrzano-braterska ?
-To tylko wrażenie. Może być mylące. - odpowiedział szorstkim głosem.
-Skończ z udawaniem groźnego, Bieber. Jesteśmy przyjaciółmi !
-Ale to nie jest głupi film romantyczny, których naoglądałeś się z Amy !
Justin zacisnął dłonie w pięści.
-Jeszcze nie byliśmy w kinie !
-To ją zaproś, a mi daj święty spokój. - burknął Bieber, definitywnie kończąc tą rozmowę. -I między nami nic nie ma.
-Okej. - przyznał piskliwym głosem Luke, jak wkurzona nastolatka, kiedy coś nie idzie po jej myśli.
Owszem, Justin ufał swoim przyjaciołom najbardziej na świecie, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby wyznać im co czuje w obecności Jessici - przypływ szczęścia, namiętności i niezwykłej więzi , która należała tylko do ich dwójki.
Zajeżdżając na posesję, na której stał magazyn, od razu zauważyli, że coś jest nie tak. Coś nie współgrało.
Metalowy płot został wygięty, jakby pod wpływem uderzenia, na podjeździe rysowały się ślady opon, które mogły powstać po agresywnym hamowaniu, a na głównej bramie widniał wielki znak.
-Myślisz o tym samym co ja ? - spytał Justin, patrząc na Luke'a. Obaj byli oszołomieni.
-Tak, stary. Niewątpliwie będziemy mieć kłopoty.

***

Statystycznie około dziewięćdziesięciu procent osób nie lubi pożegnań przy których zbyt bardzo się rozczulają. A wszystko przez to, że są bardzo uczuciowy i dość szybko przywiązują się do spotkanych osób. Czasami wystarczy nawet jeden dzień spędzony razem.
Na taką przypadłość cierpiała również Jessica. Powstrzymywała się z całej siły, by nie płakać, kiedy żegnała się z przyjaciółką, obiecując, że spotkają się niedługo.
Wychodząc z domu dziecka ruszyła w kierunku, chyba jedynego tak wysokiego wieżowca w Stratford, gdzie mieściła się siedziba firmy Jeremyiego.
Jess była pod wrażeniem nowoczesnego stylu, w jakim budynek urządzony był w środku. Dominował tam kolor stalowo szary, a całości dopełniały musztardowe dodatki.
Zanim jednak wsiadła do windy zapytała miłą recepcjonistkę o to, gdzie urzęduje jej ojciec.
Trzecie piętro było mniej tętniące życiem w porównaniu do drugiego. Tutaj wszyscy pracowali, jak mrówki chcąc zaimponować wymagającemu szefowi.
Złota tabliczka z nazwiskiem „BIEBER" napisana wielkimi literami na drewnianych drzwiach widniała naprzeciwko Jessici, która stwierdziła że Jeremy musi być bardzo szanowany.
Zapukała cicho do drzwi, a kiedy usłyszała proszę weszła do środka. Jeremy pochylał się nad biurkiem wraz z innym młodym mężczyzną, kalkulując tegoroczny budżet.
-Jeśli przeszkadzam ... - Jessica zdenerwowała się nieco, a jej twarz pokrył rumieniec.
Ale nie była to tylko obawa, że ojciec może ją zganić, a to , że jego astystent wbijał w nią swoje głębokie spojrzenie.
-Witaj, słonko. - Jeremy uśmiechnął się szeroko. -Nie przeszkadzasz, a wręcz przeciwnie ! Miło mi że przyszłaś !

***
Jessica wypuściła powietrze ze świstem, kiedy asystent jej ojca opuścił gabinet.
Młody mężczyzna o imieniu Harry był tu nowym stażystą, który nie dawno skończył studia. I to nie byle jakim.
Jessica bez wahania mogła stwierdzić, że był przystojny i nawet ją i onieśmielał, ale zaraz potem przypominał się jej Justin, który psuł wszystko.
-Nie zanudziło Cię to spotkanie ? - spytał Jeremy, robiąc ostatnie poprawki na komputerze.
-Oczywiście, że nie ! - odpowiedziała z entuzjazmem. Miło było nauczyć się czegoś nowego.
Jeremy uśmiechnął się szeroko.
-Sprawdzałem ostatnio twoje oceny. Matematyka idzie Ci nieźle. Kto wie, a może zamiast Justina Ty przejmiesz ten rodzinny interes.
-Dobry humor opuścił Jessicę, jak za dotknięciem różdżki, a na dodatek pobladła.
-S-słucham ?
-Mój syn nie przykłada się do nauki i nawet nie wyraża chęci zrobienia czegoś w stronę swojej przyszłości. Dobrze, że mamy Ciebie.
-Może Justin zrozumie ... - odpowiedziała cicho z zaciśniętym gardłem. Nie mogła mu teho zrobić ...
-Nie sądzę. - uciął krótko, zamykając laptopa. - Chodźmy. Odbierzemy Anę z pracy i kupimy coś do jedzenia.

***
W samochodzie Jessica nie czuła się dobrze i nawet żałowała, że przyszła do biura ojca, bojąc się spotkania z bratem.
Nie ważne jak bardzo ją zranił, nie zasłużył na taką pogardę w słowach i myślach swojego ojca, a ona niestety nie zrobiła nic, żeby temu zapobiedz. Była zbyt zaskoczona, a teraz uważała się za największą w świecie świnię.
-Opowiem wam, co mi się dziś przytrafiło. - słowa Any wyrwały Jessicę z zamyślenia.
Nie myśląc już o Justinie, słuchała zabawnej historii Any, która skończyła się dopiero w progu domu, a końcowe wydarzenia spowodowały u wszystkich śmiech.
Jessicę bolały już policzki i brzuch, ale kiedy zauważyła Justina przestała się śmiać. Wyglądał na ... dotkniętego i zranionego tym co zobaczył.
-Justin ! Mamy dobry obiad, siadaj do stołu. - zaprosiła Ana.
-Nie, dziękuję.- odparł sucho, pokonując schody, aby dotrzeć do swojego pokoju.
-Dlaczego zawsze jest tak, kiedy się staram ? - spytała podminowana gospodyni.
- Porozmawiam z nim. - oświadczyła Jessica, czując wewnętrzną potrzebę.
Bez pukania weszła do pokoju Justina, gdzie chłopak leżąc na łóżku bawił się zapalniczką.
-Teraz zamierzasz trzymać z nimi ?! - spytał od razu. Jessica wzdrygnęła się na chłód, który towarzyszył tonowi jego głosu.
-Zazdrosny jesteś ?
-O nich ? W życiu. - prychnął, a dziewczyna zauważyła swój błąd w tej rozmowie. Powinna była opowiedzieć nieco inaczej. Postanowiła, że się wycofa, ale wychodząc powiedziała coś, czego Justin nie zapomni nigdy.
-Nie jestem z nimi. Zawsze jestem z Tobą.


---------------------------------------------------


Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.

piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 20




 Czytasz=komentujesz.


„Przyjdź do namiotu. Potrzebuję Cię, Jess. ”


Głowa Justina opadła na puchową poduszkę, jeszcze zanim wiadomość tekstowa, napisana przez chłopaka dotarła do właściwego nadawcy.

Nie żartował. Chciał jej tutaj, bo wiedział, że wystarczy jeden jej uśmiech, by poprawić jego humor, jeden mały gest, by znów w siebie uwierzył, jeden czuły gest, by uskrzydlony wyszedł z namiotu, w którym spędził noc i zapomniał o słowach ojca.
Może i słyszał je wiele razy, ale i to nie sprawiało, że czuł się lepiej. Za każdym one jeszcze bardziej raniły, ale on nie chciał się do tego przyznać. Nie kochał ojca, jak robią to ich dzieci. On go po prostu znosił, a teraz stawał się nawet bardziej oschły przez połowiczną prawdę, którą o nim odkrył. Jedno było pewne: Jeremy Bieber był wspaniałym kłamcą



***


Ciało Jessici pochyliło się, kiedy ona ledwie kręcąc biodrami w rytm muzyki, wyjmowała niezbędne produkty, by przyrządzić śniadanie dla Justina.

Byłe jego go żal. Nie zasługiwał na słowa usłyszane od Jeremy'iego ani tym bardziej, by spać w namiocie, rozłożonym na środku ogródka.

Pierwsze o czym pomyślała, było zrobienie kanapek. Nie posiadała żadnych umiejętności kucharskich tylko dlatego, że w domu dziecka obiad dostawali pod nos. Lecz choć nie umiała tego robić, włożyła cały wysiłek i uczucie, aby po chwili świeże bułeczki były przekrojone na pół, równiutko.

I wtedy pojawił się problem - kompletnie nie wiedziała, co Justin lubi. Nie chciała popełnić gafy.

Ze zrezygnowaniem patrząc w pieczywo, wsłuchiwała się w tekst piosenki Nelly Furtado.

Nagle podskoczyła przestraszona przez niespodziewany dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się gwałtownie i z ulgą odetchnęła, dostrzegając naznaczoną czasem twarz babci.

Z grzeczności wyjęła słuchawki z uszu, nie wyłączając muzyki, i włożyła je w tylnią kieszeń swoich obcisłych, jeansowych rurek.

-Przepraszam, dziecko. Nie chciałam Cię przestraszyć. - wyjaśniła od razu Rosaline, uśmiechając się ciepło w stronę Jessici, która czuła się nie komfortowo nie tylko przez swój wzrost, który przewyższał sylwetkę kobiety, ale też nieśmiałości wobec jej osób. W końcu nie codziennie poznaje się swoich „dziadków”.

-Nic się nie stało. - brunetka odpowiedziała jej takim samym, serdecznym uśmiechem.

-Wy, młodzież teraz taka technologiczna. Nawet nie zauważyłam twoich zatyczek do uszu. Nie mogłaś spać ? Coś Ci przeszkadzało ?

-Nie, proszę pani. - Jessica zaprzeczyła próbując powstrzymać się od śmiechu. - To słuchawki.

-Ach ! Nie znam się na tym. - machnęła dłonią podchodząc do szafek ustawionych po drugiej stronie kuchni.

Jess westchnęła głośno, zdradzając tym swoje zawiedzenie swoją próbą zrobienia czegoś miłego.

-Czy to śniadanie dla mojego wnuka ? - spytała Rosaline, a dziewczyna od razu podniosła wzrok na babcię. - Biedak musiał spać w namiocie. Czasem nie rozumiem swojego syna.

Jessica milczała, nie chcąc brać udziału ani tym bardziej rozpoczynać dyskusji o Jeremy'im Biebierze, co mogło by tylko zdenerwować starszą panią. Jess podejrzewała otóż, że babcia Rosaline na pewno nie zna wielu szczegółów z życia syna, w która została wtajemniczona dziewczyna. I nie chciała ich zdradzać. Całą sobą była po stronie Justina, ale nie mogła zapominać, że to dzięki rodzinie Bieberów ma teraz lepsze życie.

-Weź to. - doświadczona życiem kobieta podała Jess słoik masła orzechowego. Powiedzieć, że jest była zaskoczona nie było adekwatnym słowem. Nawet jej twarz wyrażała to samo, jaki tok przybrały jej myśli, i widząc to Rosaline dodała:

-Każdy mężczyzna potrzebuje poczuć się dzieckiem. Będzie zachwycony takim śniadaniem.

Na koniec puściła jej oczko i zniknęła za bordową ścianą, oddzielającą hol od przestrzennego salonu.




***

Jessica wyszła z domu, kierując swoje kroki prosto do zagajnika, w którym mogła dostrzec ciemnoniebieski namiot. Zaczęła zastanawiać się, czy Justin nie bał się nocować między drzewami. W sumie, nie był to las, jednakże dzikie zwierzęta mogły przedrzeć się do ogrodu babci i zniszczyć namiot, raniąc przy tym chłopaka. Nie znosiła myśli, mówiącej jej, że Justin mógłby kiedykolwiek być zraniony. Chyba wolałaby cierpieć sama.

 -Justin! - Zawołała delikatnie zza powłoki, która pełniła funkcję namiotowych drzwi.
            - Tak? - Usłyszała znajomy głos. Dostrzegła, że Justin wcale nie był namiocie. Siedział zaraz za nim. A właściwie, leżał na trawie z rękoma podłożonymi pod głowę.

- Prosiłeś, abym przyszła, więc jestem. - Jess posłała mu lekki uśmiech, próbując pocieszyć chłopaka, który wyglądał na wyjątkowo przybitego. - Mam śniadanie. -Dodała, siadając obok niego.

 - Nie jestem głodny. - Mruknął, skanując twarz dziewczyny. Próbował rozczytać jej emocje.
            - Nie zachowuj się jak dziecko. - Westchnęła. - Jeśli nie będziesz jadł, to będziesz głodny. Nic poza tym. Nie zrobisz nikomu na złość, nie poprawi to Twojej sytuacji, nie rozwiąże to Twoich kłopotów. Będziesz głodny, a to będzie pogłębiało Twoją irytację, - Tłumaczyła mu jak małemu dziecku, smarując bułkę grubą warstwą masła orzechowego. Justin jedynie uśmiechnął się, ponieważ dziewczyna miała rację i wcale nie zamierzała owijać w bawełnę.

 - Nie rozumiem Cię. - Wypalił. - Zachowujesz się, jakby to wszystko Cię nie niszczyło. Ci ludzie, ten świat. O co chodzi?
            - Widzisz, Justin, osoby, która niszczy siebie, nie może zniszczyć nic innego. - Odparła, podając chłopakowi kanapkę.
            - Myślałem, że wszystko jest w porządku..
            - Najwyraźniej nie. - Westchnęła.- Ale jeśli będziesz łaskaw, skończmy ten temat i zjedz te głupie kanapki, zanim zawołam Twoją babcie i zmusi Cię do zjedzenia większej ilości. - Zachichotała na koniec swojej sentencji. Justin uśmiechnął się do niej i zaczął jeść w ciszy. Obserwował dziewczynę, która rozglądała się dookoła, podziwiając krajobraz. Czuł się jakby byli swoimi bratnimi duszami...oboje byli złamani, oboje mieli demony, z którymi musieli walczyć.
            Po zjedzeniu śniadania chłopak dołączył do dziewczyny, która siedziała teraz na skraju lasu, przy urwisku. Widok był piękny. Za każdym razem zabierał Justinowi dech w piersiach. Nieważne, ile razy chłopak go widział...zawsze był tak samo magiczny.
            - Ten widok jest piękny. - Westchnęła, czując obecność blondyna.

- Ty też jesteś piękna. - Uśmiechnął się, kładąc jedno z ramion na jej talii. - Kiedyś będzie dobrze, okay? Obiecuję. - Wyszeptał do jej ucha, a następnie położył brodę na czubku jej głowy. Trwali w takiej pozycji dopóki nie usłyszeli samochodu, który najwyraźniej parkował przed domem babci.

 - Spodziewacie się gości? - Spytała dziewczyna, spoglądając na swojego towarzysza,

 - Nie. - Zmarszczył brwi krótkim w zamyśleniu. - Chodźmy sprawdzić, kto to. - Nachyliwszy się nad Jessicą, musnął wargami kąciki jej ust, co sprawiło, że dziewczyna stała, jak sparaliżowana. Justin uśmiechnął się, ponieważ uwielbiał to, jak wpływał na dziewczynę, i jak na niego reagowała. Delikatnie pociągnął ją za sobą do domu. Kulturalnie przywitał się z babcią, która krzątała się po kuchni, a następnie ruszył na podjazd przed domem. To co ujrzał, odebrało mu na chwilę zdrowe myślenie i chciał uciec, lecz wiedział, że to bez sensu. Postanowił zmierzyć się z Seleną, która właśnie wychodziła z zaparkowanego Mercedesa.

Brunetka nosiła w sobie dziwnie niepokojące uczucie, idąc tuż za Justinem. Przez chwilę wpatrywała się w napięte mięśnie pleców pod jego przewiewną koszulką i widziała, że jest zdenerwowany.

Pierwsze co ujrzeli, zaraz po samochodzie, to czerwone, wysokie szpilki, smukła i gładka noga, a następnie całą Gomez ubraną w zwiewną sukienkę, która odejmowała jej lat i sprawiała, że wyglądała jeszcze seksowniej. Na jej nosie znajdowały się okulary przeciwsłoneczne, które podniosła wplatając we włosy, a Jessica mogła podziwiać jej starannie wykonany makijaż. I czuła się kompletnie źle, bo ona dziś uczesała tylko włosy, a znając Selenę była już na kilku zabiegach w klinice piękności.

-Co tu robisz ? - wrzasnął Justin, ostro, stając niedaleko kobiety.

-Spokojnie, kochanie. - Selena zaśmiała się perliście, ignorując obecność speszonej Jessici. -Musimy pogadać.

Justin ze wzroku byłej dziewczyny wyczytał, że zaczyna robić się poważnie. Przestał zaciskać już mięśnie tak mocno jak wcześniej, a jego rysy złagodniały nieco.

-Możesz pójść do domu, Jessi ? - Biebera starał się mówić tonem, jak najbardziej przyjaznym, lecz tym razem mu się to nie udało. Jessica miała ochotę spierać się o to, czy powinna zostać, ale wyniosła sylwetka Seleny, zdominowała ją, i dlatego postanowiła odpuścić.

Mocno gryząc wargę ze zdenerwowania ruszyła w stronę domu. Bała się, bała się tego, że Selena będzie próbowała jej odebrać Justina. Dobrze wiedziała, że nie da rady sobie bez niego.

-Jessi ? - Selena roześmiała się, patrząc zalotnie na Justina.

-Co jest tak ważne, że musiałaś tu, do cholery, przyjeżdżać ?!

-Przebieg tej rozmowy nie będzie dobry, jeśli nie powstrzymasz swojej opryskliwości. - odparła, przybierając bardziej opanowaną postawę. Odrzuciła wlosy do tyłu, a pupę docisnęła do maski samochodu, by się oprzeć.

Justin prychnął tylko na jej słowa i włożył ręce do kieszeni, spoglądając gdzieś w dal, za sylwetką Seleny. Owszem, wyglądała dziś bardzo ponętnie, ale jego już to nie kręciło. Ciągle pamiętał, kiedy bawiła się nim, jak marionetką w teatrze.

-Zapewne pamiętasz, o czym mówiłam Ci aż dwa razy ? - Gomez rozpoczęła swój monolog, zaplatając ręce na piersiach. Milczenie Justina wzięła za pozytywną odpowiedź. - Skończył Ci się czas, Justin. Twój i tej całej Jessi. - prychnęła. - Nie zamierzam dalej świecić oczkami i udawać, że to tylko chwilowy kryzys.

-Zawsze byłaś w tym dobra. - wtrącił się niegrzecznie, lecz Selena nie skomentowała tego tak, jak powinna.

-Wybór należy do ciebie, Bieber. Albo wracasz do mnie, spędzamy ze sobą czas, a może nawet czasami pójdziemy do łó ...

-Albo ? - przerwał jej, nie chcąc by kończyła to zdanie. W ogóle chciał, żeby to był tylko sen, a nie rzeczywistość w której Gomez przypomina prawdziwą terrorystkę.

-Powiem o wszystkim twoim rodzicom i przy okazji dziadkom. - uśmiechnęła się z wyższością, a Justin miał wrażenie, że jego szczęka ląduje na ziemi. - Nie próbuj mi teraz wciskać kitu, Justin. Dobrze wiem, że już dawno się spiknęliście. - oznajmiła, odpychając się od maski samochodu. Podeszła bliżej do Justina tak, że czuła jego zapach; perfumy i żel pod prysznic.-Myślisz, że co powiedzą ? Będą zadowoleni, szczęśliwi ? Czy wyzwą Cię od najgorszego dziecka ?

-Zamknij się. - Justin wycedził przez zęby. Mówiła prawdę i to go najbardziej bolało. Selena robiła wszystko, by go złamać i jak na razie była na bardzo dobrej drodze. -A może nawet wyrzucą z domu, co ? Ałć, to byłoby naprawdę bolesne.

W przypływie złości Justin złapał Selene za gardło byle by przestała paplać i popchnął ją lekko by wylądowała na masce swojego samochodu.

-Kim ty do cholery jesteś, żeby mówić mi co mam robić.

-Potrzebujesz mnie i dobrze o tym wiesz. - wyrzuciła z siebie jednym tchem, gdyż powoli brakowało jej życiodajnego powietrza. Oczy Justina były już prawie, czarne, pełne nienawiści, ale wiedziała, że w głowie analizuje, co ma zrobić, by nikomu nie zaszkodzić. -A teraz miło byłoby, gdybyś mnie pocałował, bo rodzice patrzą.

Justin uniósł fałszywie swoje kąciki ust, pozorując uśmiech. Lecz jedyne o czym myślał, to nienawiść do osoby stojącej przed nim. Jego serca pękało na miliony małych kawałków, ponieważ tak bardzo jak nie chciał - ranił wszystkich dookoła. A najbardziej Jessicę. Walczył ciężko, żeby powstrzymywać łzy, które cisnęły mu się do oczu. Bezsilność w końcu go wykończy, do tego nie miał wątpliwości.
            Niechętnie zbliżył swoje wargi do ust panny Gomez. Próbował wyobrazić sobie w jej miejscu Jess. Słodką, niewinną dziewczynę, której prawdopodobnie wbijał w tym momencie nóż prosto w serce. W momencie, w którym usta ,,pary'' się spotkały, Justin poczuł obrzydzenie do samego siebie. Ale...Ale cóż mógł począć? Uważał, że to co robi jest mniejszym złem. Że to co robi ochroni jego i Jessicę.

Ich pocałunek trwał kilka chwil. Justin leniwie poruszał ustami, czując odrazę do własnego ja. Za każdym razem, kiedy Selena próbowała dodać namiętności ich złączonym wargom, Bieber nie dawał się. Nie pozwalał swojemu ciału i psychice ponieść się emocjom. Nienawidził Gomez.

Dziewczyna jednak miała wielką frajdę. Nie czuła żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego, że zmusza chłopaka do robienia czegoś na co nie ma ochoty. Nie liczyło się dla niej zdanie Justina, chciała po prostu odzyskać swoją pozycję w otaczającym jej świecie.

Przeczucie nie myliło ją, że przy oknie stanie również Jeremy, którego dojrzała kątem oka, przegryzając wargę Justina, a następnie wpić się mocniej w jego usta. Wygięła plecy w łuk, jeszcze bardziej się do niego przybliżając, a prawą rękę chłopaka poprowadziła na swój pośladek.

Justin lekko poruszał głową, ukazując swoją dezaprobatę, lecz Gomez uszczypnęła go w bliznę na boku, którą nabył po bójce z pamiętnym chłopakiem z imprezy urodzinowej. Pamiętała, jak próbował ją zbajerować tanimi tekstami, a Justin uratował ją od nudnej rozmowy, odrobinę za bardzo się angażując.

Bieber czując ukucie bólu, w odruchu zacisnął rękę na jej pośladku, ale gdy dyskomforty się zmniejszył, od razu oderwał się od jej pełnych warg.

-Co to, kurwa, za szopka ! - wycedził przez zaciśnięte zęby.

-Spokojnie, kochanie. Musisz się wczuć. Czy chcesz tego czy nie od dzisiaj jesteś mój. - odpowiedziała namiętnym głosem, seksownie otwierając wargi i uśmiechając się z wyższością, zanim pocałowała go w policzek.




***
To było jak grom z jasnego nieba, jak piorun uderzający w bezbronne ciało i spalający każdą najmniejszą komórkę, jak największe oskarżenie wygłoszone w sądzie za które musisz odsiedzieć karę wielu lat; samotny i pozostawiony na pastwę losu, jak zagubione szczenię, pragnące miłości swojej matki i jak ptak, któremu odcięto skrzydła, by więcej nie doznał tak wspaniałego uczucia, jak uniesienie się do góry ku wolności.

Tak właśnie można nazwać złamane serce.

Jessica nie wiedziała dokładnie, co czuje. Nie znała tego, nigdy nie poznała, dopóki nie zobaczyła co działo się miedzy Justinem a Seleną. Płakała łzami bardzo podobnymi do nasion grochu, przykładając głowę do zimnej szybki, umiejscowionej w drzwiach. Chciała, żeby to był sen. Chciała oszukać samą siebie, aby tylko ten obraz opuścił jej myśli.

Oszukana - tak mogłaby nazwać swoją bohaterkę, która grała by główną role w filmie o niej i jak łatwo dała się ponieść temu, czego doświadczyła po raz pierwszy. Uczucia bezpieczeństwa, ale nie zwykłego, zupełnie innego jaki na przykład mogą zapewnić rodzice. To był jego inny rodzaj; bardziej intymny.

Wargi jej drgały i nieco mrowiły na przypomnienie, że to ją niedawno całował. Czy myślał wtedy o atrakcyjnej Gomez ?

Jessica nie chciała jednak poznawać odpowiedzi na to pytanie, tym bardziej, że mały teatrzyk właśnie się skończył, a oni zbliżali się do domu.

Ich splecione palce - to było to, co ostatnie widziała, zanim pobiegła na schody. Łzy zasłaniały jej obraz, przez co wywróciła się, a chwilę potem poczuła ból w kostce. Można było porównać go nawet z tym w sercu. Niczym się nie różnił.

Jednak nie mogła się poddać, nie mogła pokazać, że tak bardzo cierpi. Więc zanim drzwi się otworzyły ona była już w swoim pokoju, a gdy zawołano ją na obiad, udawała, że śpi, chociaż słone łzy płynęły po jej policzkach, a wstrzymany oddech gnieździł się w gardle, czekając na uwolnienie, które nadeszło z kolejnym szlochem.



***
-Obiad był naprawdę wyśmienity. - pochwaliła nazbyt uprzejmym głosem Selena, odkładając zgrabnie chusteczkę na stół.

-Dziękujemy, Seleno. Bardzo się starałyśmy. - Ana cała rozpromieniała na ten komplement i w ramach wdzięczności pocałowała Rosaline, swoją teściową, w policzek.

Justin prychnął tylko pod nosem, do tej pory nie ukazując swojego zniesmaczenia całą tą kolacją. Nie zjadł prawie nic oprócz ziarenek zielonego groszku, a wszystko przez zdenerwowanie. Martwił się nieobecnością Jessici przy stole. Chciał jej jeszcze coś powiedzieć, wyjaśnić, że to nie tak, lecz nie miał takiej możliwości.

-Będziemy się zbierać, prawda kochanie ? - Selena zwróciła się do Justina, kładąc zadbaną dłoń na jego ramieniu . Wyczuła, że spiął się pod wpływem jej dotyku.

-Tak. -mruknął od niechcenia, odsuwając od siebie talerz.

-Och, myślałam, że zostajesz Justin. - zauważyła Ana.

-Nie ograniczajmy go, kochanie. - Jeremy pokrył swoją dłonią dłoń żony, która leżała na stole. - Niech się sobą nacieszą. Przypomnij sobie co my robiliśmy, gdy byliśmy młodzi.

Justina zdziwiła taka postawa ojca. Nie pamiętał kiedy ostatnio był tak rodzinny i przyjazny. Chyba w święta zeszłego roku. Na co dzień jest zimnym chujem i parszywym kłamcą.

-To z pewnością były piękne czasy. - zaśmiała się Selena, ujmując Justina za ramię. - Do zobaczenia za kilka dni ! - pożegnała się ze swoim firmowym, śnieżnobiałym uśmiechem, zanim oboje wyszli z domu, wsiadając do czarnego Mercedesa, którego oczywiście prowadziła Gomez. Mimo że siedział tu z najbardziej toksyczną kobietą na ziemi, ulżyło mu ,gdy wyszedł z domu i zostawił za sobą przesłodzoną atmosferę. Jednak Jessica nadal siedziała w jego głowie, ale nie chciał i nie mógł się jej pozbyć. Bula osobą, dla której robił tą głupotę i poddawał się Selenie.

-Dlaczego jesteś taki spięty, Juss ? - zapytała Selena, będąca w wyśmienitym humorze. Tak jak Justin lubiła mieć wszystko pod kontrolą i może dlatego gdzieś kiedyś się odnaleźli. Jednak powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają było bardziej znaczące dla Justina. Ono potwierdzało to, że na Jessica bardziej mu zależy, bo jest inna.

-Nie łudź się, że będę przykładnym chłopakiem. Nie po tym co zrobiłaś.

-Och, Justin, dobrze wiesz, że może być, jak dawniej. - przegryzła dolną wargę. - Twoja siostrunia tylko namieszała Ci w głowie. Przy mnie jesteś prawdziwym Justinem.

-Nie wiem, czy nadal chce być tą osobą.

-Nie masz wyjścia, kotku. Nie kiedy wiem o waszym słodziutkim sekrecie. -Selena czuła rozpierającą ją wewnętrzną satysfakcję, dlatego kontynuowała. - Dobrze całuje ? Podejrzewam, że jest cnotką.

-Zamknij się, do kurwy nędzy. - wrzasnął na całe gardło Justin, łapiąc za kierownicę. Gwałtownie skręcił nią w prawo, zajeżdżając na bok, a chwilę potem specjalne czujniki, sprawiły, że samochód zatrzymał się. -Przestań mnie wkurzać, okej ?

-Oczywiście, panie wściekły. - burknęła, ponownie uruchamiając silnik. -Ale i tak wiem, że nie oprzesz mi się kiedy dojedziemy do domu ? Nawet teraz nie mam na sobie bielizny.

Kusiła, kusiła, ale to już nie działało na niego. Ale musiał to zrobić, zmuszony sytuacją. Wszystko, by ochronić dziewczynę, która cały czas siedziała w jego głowie.



***


~2 dni później~


Jessica czuła się nadal źle, lecz robiła wszystko, by tylko zapomnieć o Justinie. Nie potrafiła mu wybaczyć, że oskarżał Jeremy'iego o kłamstwa, skoro robił to samo - udawał, że zależy mu na niej, a gdy tylko nadarzyła się okazja wrócił do Seleny.

Jej umysł był wykończony, tak jak i ciało, ciągłym płaczem i myśleniem co było by gdyby. Nie znalazła żadnego racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego Justin tak okrutnie z nią postąpił, więc zrzuciła to wszystko na to, że nadal ją kochał. Kochał, łapiąc przy tym malutkie serduszko Jess, które również coś do niego czuło. Do cholery, nawet mu o tym powiedziała, przyznała się !

Mimo to ten czas poświęciła na to, by zaprzyjaźnić się z babcią Rosaline. Dzięki pieczeniu z nią muffinek, robieniu ręcznie wełnianych czapek i pielęgnacji ogródka, zapomniała o swoim bracie i najchętniej wcale nie wracałaby do miasta.

Dzisiejszego ranka również pomogła babci upiec jabłecznik. Kiedy ciasto było polane lukrem, pokrojone na równe kawałki, wszyscy zasiedli przy stole, aby /zjeść ostatni posiłek - zwieńczenie tego kilkudniowego wyjazdu. Niestety nie tak wyobrażała go sobie najmłodsza osoba w tej rodzinie.

-Kiedy ponownie nas odwiedzicie ? - zapytał dziadek, poprawiając się na krześle.

-Nie wiem. Mamy dużo pracy. - odpowiedział dosyć chłodno Jeremy. Prawdopodobnie już był w swojej firmie, gdzie używał swojego formalnego tonu. W końcu wczoraj Ana ledwie powstrzymała go przez rozpoczęciem pracy na laptopie.

-Ale Jessica i Justin mogą wpaść, kiedy chcą. - uśmiechnęła się promiennie Ana, biorąc do ust kolejny kawałek ciasta.

-Och, to byłoby wspaniale ! - krzyknęła z zachwytem Rosaline. - Chciałabym lepiej poznać Selenę. Taka piękna z niej dziołcha ! Idealna dla mojego wnuka.

-Masz rację, mamo. - potwierdził Jeremy. - Zakochany, niczym kundel, Justin bynajmniej nie robi wielu problemów. Sam nie wiem po co się rozstawali.

-Potrzebowali przerwy, Jeremy. - Ana położyła dłoń na ramieniu męża. - Ważne, że wrócili do siebie. Selena to prawdziwy skarb.

Konwersacja, wychwalająca pannę Gomez trwałaby bez końca, gdyby nie Jessica gwałtownie wstawiająca od stołu. Choć łzy zamazywały jej drogę, bezpiecznie dotarła na ganek, gdzie usiadła na huśtawce. Spięła każdy mięsień swojego ciała, aby tylko nie płakać. Wiedziała, że prawdopodobnie zaraz przyjdą wszyscy, a słony płyn na jej policzek, mógł ją tylko zdradzić.

I nie myliła się. Kilka sekund później drzwi otworzyły się, a na ganku stanęli wszyscy.

-Coś się stało, Jessico ? - Ana jak zwykle była pełna troski. Podeszła do dziewczyny, kucając naprzeciw niej.

-Nic, mamo. - odpowiedziała brunetka, jeszcze speszona tym, że nazywa ją swoją „mamą”. - Po prostu nie lubię Seleny i nigdzie nie będę z nią jeździć.

„I to ona zabrała mi Justina” - choć te słowa cisnęły się jej na usta, nigdy nie wyszły z jej gardła.

-Dobrze, kochanie. Nikt Cię do tego nie zmusza. - zapewniła, uśmiechając się pokrzepiająco.

-Właśnie, Jessi. - do rozmowy przystąpił również Jeremy. -Jeżeli będziesz chciała przyjechać do dziadków zrobisz to taksówką lub pociągiem. Znając życie i zakochanego syna wiem, że teraz nie będzie go za często w domu.

Syna ?

-Jedzcie juz. - powiedziała Rosaline, widząc, że Jessica ponownie krzywi się na wspomnienie pary przez jej syna. - Robi się późno. Nie lubię gdy wracacie nocą.

-Mama ma rację. - przyznał Jeremy. - Pakujcie się, dziewczyny, do samochodu.



***

Podróż okazała się bardzo dobrą rzeczą dla Jessici. Oprócz tego, że pierwszy raz od kilku dni mogła spokojnie spać, ani razu nie była bliska płaczu, choć w radiu leciały powolne piosenki, najczęściej o miłości i to nieszczęśliwej.

Może nie na długo, ale zapomniała o Justinie. To co jej zrobił było okrutne, ale chciała pamiętać same dobre chwile, które spędzali razem. W końcu to on był pierwszym, z którym się całowała, pierwszym, z którym szła za rękę - takiego kalibru wspomnień nie da się ot tak zapomnieć. One pozostają w sercu na bardzo długi czas.

W końcu, po czterech godzinach jazdy, samochód zatrzymał się gwałtownie, a Jessica otworzyła zamknięte oczy. W jej słuchawkach właśnie leciała piosenka Ariany Grande- One last time.

Powoli wyjęła je z uszu i ze zdezorientowaniem popatrzyła na rodziców, którym nie było śpieszno do wyjścia.

-Musimy podjechać do sklepu. Oprócz szarlotki nasza lodówka świeci pustkami. - wyjaśniła Ana odwracając się w stronę Jessici.

-Więc mogę wam potowarzyszyć. - odparła z entuzjazmem, pierwszy raz od dni ukazując coś pozytywnego w swojej osobie.

-Jesteś zmęczona, Jessi. Przyda Ci się odpoczynek. - głos zabrał Jeremy, a dziewczyna wiedziała, że nawet nie ma szans na podjęcie dyskusji i przedstawienie swoich argumentów. Może i mężczyzna cieszył się, że ma córkę, ale swojego charakteru nie umiał zmienić.

-Skoro tak ... -Jessica chwyciła swoją torebkę, wrzucając w nią niedbale telefon oraz podłączone do niego słuchawki. Wydostała się z auta, stając na brukowanym chodniku. - Do zobaczenia później. - powiedziała do rodziców przez okno, któro było otwarte ze strony Any. Sztuczny uśmiech przy okazji zagościł na jej twarzy. Nigdy doskonale nie poznała, co to znaczy, a tym razem rozbolały ją aż policzki szczególnie, gdy musiała wytrzymać z nim, dopóki Jeremy nie odjechał z piskiem opon.

Odetchnęła z ulgą, kiedy auto zniknęło za zakrętem, a ona spokojnie mogła udać się do domu.

Znasz to uczucie, kiedy tak bardzo potrzebujesz spokoju, a coś wtedy ci przeszkadza ?

Znasz uczucie, kiedy czujesz, że jest lepiej, a jedna sytuacja sprawia, że ponownie spadasz na sam dół ?

Znasz to uczucie, kiedy twoje serce ponownie rozpada się na miliony kawałków ?

Ale pamiętaj - ono już było zranione i za każdym razem boli jeszcze bardziej.

Teraz wiesz o jakim uczuciu mówię ?

Z całą pewnością Jessicia wiedziała i znała je bardzo dobrze.

Wystarczyła jedna chwila, w której nie mogła złapać oddechu, a łzy niebezpiecznie zapiekły ją w kąciku ust, próbując wydostać się na zewnątrz.

Już dzisiaj z samego rana Selena i Justin postanowili, że dzisiejszy dzień spędzą w domu rodzinnym Biebera. Jednak chłopak nie przewidywał tego, że Jessica, którą tak bardzo chciał zobaczyć, pojawi się właśnie dzisiaj.

Ponętne ciało Seleny spoczywało na kanapie w salonie. Jej czarna, koronkowa bielizna idealnie wpasowała się w fuksjowy kolor wypoczynku. Opalona skóra niczym polana miodem, perfekcyjnie prezentowała się w świetle, które do pomieszczenia dostawało się przez małe okno.

Również nagi tors Justina nie wyglądał gorzej. Czarny tusz wstrzyknięty w jego ciało był okropnie seksownym widokiem ,że to zabolało Jessicę. Teraz to Selena oglądała go takiego.

Cala sytuacja zburzyła spokoju, który cegiełka po cegiełce, budowała Jessica, aby w końcu pogodzić się ze swoim losem. Jednak nie wiedziała, że będzie to aż tak trudne.

Łzy pojawiły się na jej policzkach i wraz z tym od razu wybiegła z domu.

-Jessica ! - pół nagi Justin ruszył za nią, mając w nosie to co powie leżąca w salonie Selena.

Zatrzymał dziewczynę jeszcze zanim przeszła na drugą stronę ulicy.

-Zostaw mnie, Justin ! - krzyknęła, próbując wyrwać swoją rękę z jego uścisku, lecz Justin wykorzystał to, by odwrócić brunetkę w swoją stronę. Jego puls przyśpieszył widząc, że płakała.

-Nie uciekaj, proszę. - wyszeptał, napędzany poczuciem winy i wyrzutami sumienia. - Chce Ci wszywko wytłumaczyć.

-Nie zamierzam cię słuchać, Justin. - odparła. - Teraz, za miesiąc, nigdy.

-To nie jest tak jak myślisz, Jessi.

-Wszyscy tak mówicie ! - wykrzyknęła, choć jej głos lekko drżał. -Rozumiem, kochasz ją, ale nie musiałeś karmić mnie kłamstwami. Chce, żebyś była bezpieczna. Jesteś dla mnie ważna. - wymieniła, udając Justinowy akcent, na co on spuścił głowę. Czuł się okropnie. - Po co to było ? Musiałeś podnieść swoje ego ?

-To nadal jest prawdą. Moje uczucia do ciebie się nie zmieniły. - odpowiedział szczerze. Miał również nie odparte wrażenie, że teraz jeszcze bardziej się ona nasilają i właśnie dlatego nie chce pozwolić jej odejść.

-Wiele się zmieniło, Justin. - wyszeptała, czując, że powoli trsci pewność siebie i silną wolę. Był spełnieniem jej najskrytszych marzeń, osobą przy której chciała być, spędzać czas, ale nie kiedy on kocha inną. - Wracaj do Seleny, jeśli jesteś z nią szczęśliwy.

Tym razem Bieber nie starał się zatrzymywać Jessici, choć jego serce krwawiło tak jak i jej. Pozwolił jej odejść wiedząc, że robi to dla dobra ich obojga.



***

-Jai, proszę, przyjedź po mnie. - to były ostatnie słowa jakie wypowiedziała do chłopaka po drugiej stronie, zanim rozpłakała się jak małe dziecko, a telefon wypadł jej z dłoni.

Jessica długo wybierała numer, do którego powinna zadzwonić, ze swojej listy kontaktów. Nie była ona obszernych rozmiarów, ale wybrała Jai'a, dlatego, że był on drugim chłopakiem, zaraz po Nash'u, któremu zaufała bardziej.

Kiedy chłopak pojawił się w parku, dziewczyna podbiegła do niego i wpadła w jego ramiona. Widząc ją płaczącą nie odważył zapytać się co się wydarzyło. W ciszy przytulił ją do siebie i pozwalał, by jego nowa koszulka pochłaniała łzy Jessici.

-Zabierz mnie stąd. - poprosiła, pociągając nosem. Chłopak odsunął brunetkę od siebie, lecz nie na długo, ponieważ objął ją ramieniem i poprowadził do swojego samochodu. Otworzył drzwi od strony pasażera, czekając aż zgrabnie wejdzie na siedzenie, a następnie obszedł auto i zajął miejsce po swojej stronie.

-Czy Justin nadal kocha Selenę ? - zapytała Jessica, potrzebując potwierdzenia. Może wtedy naprawdę zdoła zapomnieć o chłopaku, bo na razie szło jej to zdecydowanie opornie.

-Nie sądzę. Zmienił się od kiedy z nią zerwał, a między wami się poprawiło. - Jai uśmiechnął się, wyjeżdżając z parkingu. -Dlaczego pytasz ?

-Wrócił do niej.

-Co, kurwa ?!

Jai gwałtownie zahamował, a Jessica odruchowo złapała za pas, natychmiast zapinając go. Brooks miał szczęście, że właśnie zapaliło się czerwone światło. Potrzebował kilku chwil, aby przetrawić informację, którą przekazała mu siostra kumpla.

-Ale jak ...

-Ja też tego nie rozumiem, Jai. Jestem bardziej zdezorientowana niż kiedykolwiek. - poskarżyła się wycierając ostatnią łzę z policzka. Na dziś zapas słonej wody chyba się skończył, ponieważ czuła tylko irytujące pieczenie skóry wokół oczu. -Byliśmy nad jeziorem, zwierzał mi się, nawet pocałował, a następnego dnia to oni się lizali pod domem.

-Nie wiem, co powiedzieć, Jessi. - przyznał szczerze Jai, powoli ruszając. Justin i Jess ?

-Obiecaj tylko, że nikomu nie powiesz, okej ? - popatrzyła błagalnie na chłopaka.

-Masz moje słowo, kochana. - Jai puścił oczko do dziewczyny. - Poza tym Nash coś mi wspomniał, ale nie wierzyłem w to ...

-Znaczy co ?

-Że Justin się w tobie zakochał.

Jessica miała wrażenie, że jej szczęka opada w dół, a gdy już wraca na swoje miejsce ona odzyskuje zdolność mówienia.

-Okej, tego nie było, zapomnij.

Jai speszył się podczas, gdy Jessica próbowała dojść do siebie po tym co powiedział.

-To nie jest to, Jai. On kocha Selenę.

Jessica czuła się dziwnie mówiąc to, ale postanowiła to zignorować. Nie musiała i nie chciała się tłumaczyć. Czuła do Justina coś innego, ale nie wiedziała, czy może nazwać to kochaniem, skoro nigdy czegoś takiego nie doświadczyła.



***

-Ostrzegam, nie jesteśmy sami. - oznajmił Jai, zanim oboje weszli do domu. Jessica od progu usłyszała głośne śmiechy i coś jak zderzenie się kilku szklanych rzeczy.

-Może przeszkadzam ...

 -Nie, Jessi. Jest w porządku. W końcu i tak byś ich poznała.

Brunetka nie miała czasu pytać o więcej, gdyż Jai wepchnął ją do salonu, widząc, że dziewczyna zaczyna powoli się rozmyślać.

Na jej policzki wpłynął rumieniec, ponieważ w pomieszczeniu znajdowali się sami mężczyźni, w tym dwóch których zupełnie nie znała.

Ale jeden z nich wyglądał dosyć śmiesznie - miał czerwone włosy, ale nie wyglądał w nich ani groźnie ani poważnie.

-To jest Jessica. Siostra Justina. - przedstawił brunetkę Jai, siadając na fotelu. Obaj „nowi” wstali z szerokimi uśmiechami i zaróżowionymi policzkami, jak podejrzewała Jessica, od wypitego alkoholu o czym informowały dwie puste butelki na kawowym stoliku.

To sprawiło, że dziewczyna poczuła się nieco pewniej. Jeśli się wygłupi czymś to jutro i tak nie będą o tym pamiętać.

-Michael. - podał jej rękę czerwono włosy, a za nim drugi ujawniając swoje imię jako Luke.

-Siadaj, Jessi. - zaproponował Luke Brooks, udostępniając odrobinę miejsca obok siebie, jednak na tyle wystarczająco, aby dziewczyna mogła spokojnie usiąść. -Justin by mnie zabił.

-Nie rozmawiajmy o nim. - odparła.

-Siostra kumpla to jak świętość. - zaznaczył, śmiejąc się Mike.

-Bieber wrócił do Gomez. - oznajmił Jai, posyłając Jessica przepraszające spojrzenie, kiedy ta ciskała w niego piorunami. Brooks czuł bowiem wewnętrzną potrzebę, aby poinformować o tym przyjaciół.

-Nagrzmocił się jakimś gównem, prawda ? - Luke spytał, niedowierzając. Nienawidził Gomez i byłby gotów zrobić wszystko, aby zakończyć ich związek.

-Obawiam się, że nie. - Jai podniósł swój kubek z wodą i upił z niego łyk.

-Słynna panna Gomez, huh ? - zaciekawił się Mike.

Jessica dziwiła się, że nowo poznany Luke siedzi nic nie mówiąc, a tylko przysłuchuje się rozmowie innych.

-Ta, największa dziwka na świecie. - skomentował Luke, zaciskając dłonie w pięści. Jessica bojąc się, że może zrobić sobie tym krzywdę, delikatnie rozluźniła jego uścisk, patrząc mu w oczy. W ten sposób dała znać chłopakowi, że również nie podoba jej się to. Jednak czuła się jeszcze odrobinę niepewnie w towarzystwie nowych chłopaków, żeby o tym opowiadać.

-Więc ... Zbieramy się na tą imprezę ? - zagaił Jai, chcąc zakończyć przykry temat.

-Wychodzicie ?

-A Ty idziesz z nami, Jessi. - oznajmił Luke.

-Nie, ja się nie nadaję. - tłumaczyła, krzywiąc się na samo wyobrażenie głośnej muzyki i pijanych ludzi.

-Och, przestań. To domówka. Będzie fajnie. -Mike uśmiechnął się do niej szeroko.

-No nie wiem ... - zmarszczyła śmiesznie nos, zastanawiając się. Była pod wrażeniem samej siebie, że dała się tak szybko chociaż w połowie namówić.

-Poza tym zrobisz na złość Justinowi. - dodał Jai, śmiejąc się. -Poznasz nowych ludzi, a ja obiecuję, że będę Cię pilnował.

-Ale jeżeli nie będzie fajnie to wyjdziemy, okej ? - postawiła warunek.

-Słowo byłego harcerza.

Dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie, czując na sobie wzrok chłopaków. Bardzo chciała zrobić na złość Bieberowi i mimo że imprezy nie były jej rzeczą, postanowiła się poświęcić. Jedna balanga nikogo jeszcze nie zabiła, prawda?
             - Musimy podjechać do domu Bieberów, bo jak na razie wyglądam niezbyt imprezowo. - Stwierdziła, chwytając swoją bluzę z fotela. - Kto chętny, by mnie podwieźć?
            - Chłopaki, uszykujcie się tutaj i pojedziemy wszyscy do domu Bieberów, Jess się przebierze i uderzamy na imprezę! - Zaplanował Jai, pisząc wiadomość do Nasha, aby ten się uszykował.
             - Hej, czy nie jesteś siostrą Justina? - Zagaił Michael. - Dlaczego mówisz Dom Bieberów, zamiast po porostu ,, mój dom '' ? - Spytał, marszcząc brwi w niezrozumieniu.
            - Bo to nie jest mój dom. - Westchnęła. - Dom jest tam, gdzie miłość. Miłości tam nie ma. - W tym momencie dłonie wydały się dla niej najbardziej interesującą rzeczą na świecie. Skupiła na nich cały swój wzrok i uwagę.
            - Nie mam tutaj żadnych ubrań! - Wszyscy usłyszeli głos Luka, przyjaciela Clifforda. - Jak mam się tutaj uszykować?
            - Pożycz coś mojego, to nie problem. - Zaoferował Jaidon, wpatrując się w telefon.
            - Co, nie chcę żeby Luke chodził w Twoich ubraniach, - zaprotestował Mike - bez obrazy Jaidon, ale ugh, po prostu nie.
            - To zabrzmiało pedalsko. - Wtrącił się bliźniak Luke. - Jesteście razem, czy coś? Nie mam nic przeciwko, ale jesteście dwoma złymi chłopcami i jeśli okaże się, że w nocy leżycie przytuleni do siebie na łyżeczki to wybuchnę śmiechem.
            - Nie, my po prostu... to mój najlepszy przyjaciel. Jest młodszy i muszę się nim opiekować, okay? To wszystko. - Warknął Clifford. - I radzę Ci mnie nie oceniać. Ani jego.
            - Och Cliffo, Ty zakochana psino. - Prychnął Brooks, dławiąc się własną śliną. Oczywiście, dostał w potylicę od Luka, który nienawidził być w centrum uwagi. Jessica zachichotała cicho na cały przebieg wydarzeń. Niby dorośli, groźnie wyglądający mężczyźni a zachowywali się jak małe misie, proszące o zabawę i jedzenie.
              - Jedziemy panienki. - Zakomunikował Jai, po czym wszyscy wpakowali się do jego dziesięcioosobowego Vana, którego zakupił całkiem niedawno. Po drodze zabrali Nasha, który w oczach Jaia wyglądał zarówno słodko, jak i seksownie. Cóż, dla niego zawsze tak wyglądał, nie mógł tego ukryć. Jessica doskonale widziała ten błysk w oczach pary chłopaków, kiedy siebie zobaczyli. To była miłość, o której Jess zawsze marzyła. Do domu, w którym mieszkała Jess, dojechali w następne pięć minut. Chłopcy nie mogli zamknąć swoich jadaczek, ponieważ cały czas dyskutowali na temat swoich ulubionych zespołów. Okazało się, że Mike i Luke uwielbiają Blink 182, a bracia Brooks kochają Nirvanę, zaś Nash był wyjątkiem, który wiernie wspierał i słuchał Nickelback.
             - Dobra, lecę się przebrać i zaraz do Was wracam. Jakby Justin tu przypełznął to Jai, - Skierowała swoją twarz w stronę kierowcy - przejedź go. - Zatrzasnęła za sobą drzwi, dlatego nie była w stanie słyszeć śmiechów, jakie wywołała.



***
-Nie ma mowy, że ona pójdzie tam sama ! - protestował Bieber, kiedy Jessica była już gotowa do wyjścia, ubrana w czarną sukienkę z długimi rękawami i srebrne balerinki. - No zróbcie coś ! - krzyknął w stronę swoich rodziców, którzy nadal pozostawali obojętni na jego bulwers.
Justin przez chwilę czuł się, jak w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, ale wewnętrzny głos kazał mu walczyć. Niestety on nie mógł wybrać się na imprezę, ponieważ miał inne plany z Seleną. Chciał, żeby Jessica była bezpieczna, a na odległość nie może jej tego zapewnić. Samej, w towarzystwie osób upojonych alkoholowych, może się coś stać.
-Uspokój się, Justin. - poprosiła Ana. -Jessica idzie tam z twoimi przyjaciółmi, nic jej nie będzie. Poza tym zasługuje na wyjście. Może kogoś pozna.
Kobieta uśmiechnęła się ciepło w stronę Jessici.
-Tsa. - prychnął Bieber. - Chyba nigdy nie byliście na imprezach !
-Owszem, uczęszczaliśmy na takie. - odparł Jeremy, który do tej pory czytając gazetę, czekał aż Justin całkiem się wykrzyczy. - I nie rób problemów, okej ? A ty Jessi zbieraj się już.
Puścił jej oczko, zadowolony, że w końcu wyjdzie do ludzi. Jessica dziękując mu szerokim uśmiechem pobiegła w stronę korytarza. Z wieszaka zabrała czarną ramoneskę i opuściła dom. Czuła wewnętrzną satysfakcję, ponieważ nie wątpliwie Justin był wkurzony na maksa.
Z bananem na twarzy, wsiadła do samochodu, gdzie chłopaki patrzyli na nią wyczekującym wzrokiem.

***
Jako że impreza odbywała się w ogromnej villi Amy, Jessica z początku nie czuła się samotna. Jej przyjaciółka lawirowała między znajomymi i nieznajomymi przedstawiając brunetkę przez co ona czuła się odrobinę onieśmielona. Jeszcze nigdy nie poznawała tylu osób naraz !
Niestety później, zarówno Amy z Luke'im Brooks'em jak i Jai oraz Nash, zniknęli w tłumie, a ona pozostała sama na pastwę losu. Cóż ... Nie na długo, ponieważ gdy ktoś zaproponował jej alkohol, chętnie skorzystała, a po pierwszych łykach już czuła się lepiej. Żałowała tylko, że nie ma tutaj z nimi Justina, który z pewnością byłby teraz na nią nieźle wkurzony.
Z wewnętrzną satysfakcją przyjmowała kolorowe drinki, ale i z zazdrością patrzyła na inne szczęśliwe pary wokół niej. Ona też taka była, jeszcze kilka dni temu, kiedy Justin nie postanowił wrócić do swojej byłej. Przecież tyle jej obiecywał ...
Próbując zapomnieć o przykrej sytuacji, piła mimo palącego żołądka i do czasu kiedy straciła świadomość, udając się na górę do jednego z bardzo ładnie urządzonych pokoi.
Na imprezę przyszła z przyjaciółmi, którzy powinni ją pilnować, jednak w tamtym momencie jej to nie obchodziło. Nawet, gdy była nieźle pijana, miała świadomość, że chłopcy mają co robić.
            Szczególnie Jai, który właśnie wtedy ciągnął swojego chłopaka za rękę do jednego z pokoi na poddaszu. Oboje byli rozgrzani i pełni żądzy. Jedyne o czym byli w stanie marzyć to bliskość swoich ciał. Minęła krótka chwila, a byli już na łóżku, zrywając z siebie kolejne części ubrań. Nie liczył się nikt oprócz nich. Tylko oni i gorące usta dotykające ciała. Kochali się. Żaden nie odważył się jeszcze tego przyznać, ale chemia między nimi była odczuwalna, niemalże widoczna.
- Jai..- Wymruczał Nash, pod wpływem przyjemności jaką dostarczał mu drugi chłopak. - Proszę.. nie przestawaj. - Sapał, ciągnąc bliźniaka za jego ciemne, lekko kręcone włosy.
A co w tym czasie robił pomysłodawca wyjścia na melanż? Niezaprzeczalnie spożywał alkohol ze swoim najlepszym przyjacielem, który niewinnie spoglądał na kolejne kieliszki wódki, które były mu podstawiane. Luke czuł, że dłużej tak nie pociągnie i niedługo odleci całkowicie.
- Luke, nie powinieneś przestawać pić. - Stwierdził Mike - Musimy zapomnieć o tym całym gównie, naprawdę. Chyba nie chcesz zwariować.
- Michael, daj spokój. - Westchnął, wstając - chodźmy na górę, trochę się przespać. Później znajdziemy resztę. Jak wypiję więcej to nie dam rady chodzić.
- U mm..dla Ciebie wszystko. - I poszli, poszukać miejsca na drzemkę. Zupełnie tak samo jak Jessica, która właśnie odlatywała do krainy Morfeusza.

-------------------------------------------
Przepraszamy za mały poślizg ! 
Cóż ... złośliwość rzeczy martwych.
Mamy nadzieję, że długość rozdziału zrekompensuje wszystko ! 
Prosimy o komentarze !  
To nas bardzo wspiera. 
Pozdrawiamy.