Nie ważne czy było to szpitalne łóżko czy ekskluzywne
łoże małżeńskie w pięciogwiazdkowym hotelu. Spanie razem, dla nich, nie kwestionowało
tego, czy jest wygodnie. Liczyło się tylko to, że mogą być razem, dzieląc się
swoim ciepłem, które wytwarzają ich ciała czy też bezpieczeństwo i spokój.
Jessice spało się najlepiej na świecie mimo
zdrętwiałego ciała. Nie próbowała się nawet poruszyć, mając na uwadze to, że
może zranić Justina.
Słońce weszło ponad horyzont już trochę temu, a pobudka,
którą zafundowano dziewczynie nie była przyjemna.
-Proszę wstawać ! - krzyknęła kobieta, kolejny
raz potrząsając ramieniem Jessici. Dziewczyna powoli otworzyła oczy i zamrugała
nimi kilkakrotnie, próbując przyzwyczaić się do jasnego światła.
-Co się dzieje? - zapytała, patrząc na
pielęgniarkę, która krzątała się po sali, wynosząc śmieci pozostałe po
wczorajszej kolacji oraz dodaje jakiś lek do kroplówki, połączonej długim
kabelkiem ze śpiącym Justinem.
-Panienka musi wstać natychmiast. Policja jest
tutaj.
-Policja ?
-Tak, przyszli po zeznania. - wytłumaczyła,
poprawiając jeszcze koc, którym dodatkowo okryte były niewładne nogi Biebera.
Jessica, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji,
ostrożnie podniosła się do pozycji siedzącej, pochylając się nad Justinem.
Chłopak otworzył oczy kilka sekund później,
czując jak kosmyki włosów dziewczyny łaskoczą go w okolicy obu policzków.
-Policja tu jest, Justin. Czekają na Ciebie. -
powiedziała Jessica jednym tchem. Z każdą chwilą robiła się coraz bardziej
zmartwiona, wiedząc, że składanie zeznań jest równoznaczne z tym, że Justin
ponownie będzie musiał powrócić do wypadku, co nie jest dobrym wspomnieniem.
-Będzie dobrze, księżniczko. - odpowiedział
Bieber, odnajdując strach i niepewność w ciemnych oczach dziewczyny. Wytężył
swoje ciało, mimo bólu, i podniósł się, by pocałować ją opiekuńczo w czoło.
Jessi uśmiechnęła się blado i wstała z łóżka. Pod
nim znalazła swoje trampki, zakładając je na stopy i starannie wiążąc ze sznurówek
kokardki.
Po tak dobrym zakończeniu poprzedniego dnia,
Justin liczył na lepsze rozpoczęcie dzisiejszego, bez zbędnych ekscesów.
Czekając na wejście policji nie czuł si3 dobrze. Choć ciało bolało mniej, w
psychice było gorzej.
Kiedy była przy nim Jessica starał się nie
okazywać tego, jak bardzo go to boli. Ten wypadek, ta wiadomość sprawiły, że
przestał się czymkolwiek przejmować, skoro i tak już nigdy nie stanie na
własnych nogach. Cieszył się jedynie z tego, że poznał prawdę. Całą prawdę, której
ojciec nigdy nawet nie chciał mu powiedzieć, przyznać się do tego co zrobił,
rozdzielając go z biologiczną matką.
-Jestem gotowy. - powiedział, wpatrując się w
jeden punkt na białej ścianie.
Jessica zauważyła głębokie zamyślenie Justina i
kolejny raz poczuła się kompletnie słaba, niezdolna do pocieszenia Biebera.
Chciała to robić, chciała sprawić, żeby mimo tego co się stało był szczęśliwy.
Usłyszawszy słowa pacjenta, pielęgniarka wybiegła
na korytarz. Brunetka spojrzała na Justina.
-Jesteś tego pewien ? Nie musisz ...
-Nic mi nie będzie, Jess. - zapewnił, nie
potwierdzając swoich słów nawet cieniem uśmiechu, który sprawiłby, że
dziewczyna uwierzyłaby w jego słowa.
Mimo to zeszła z łóżka i wygodnie usadowiła się
na szpitalnym krzesełku w momencie gdy do sali weszło dwóch mężczyzn. Obaj
wysocy, w ciemnych mundurach i czapkach, a ich twarze jakby wykute z kamienia.
Jessica od razu poczuła się nieswojo, a
zauważając to Justin złapał ją za rękę, aby podnieść ją na duchu.
-Witamy, panie Bieber. - powiedział jeden,
wyjmując z kieszeni niewielki notes.
-Czy możemy już zacząć ? Bez zbędnych ceregieli
... - przerwał mu Justin, mając na uwadze dobro siedzącej koło niego Jessici.
-Cóż ... przekazano panu fałszywe informacje,
panie Bieber.
Justin zacisnął wolną dłoń w pięść bowiem
denerwowało go podejście policjanta do swojej pracy oraz to, jak każde zdanie
kończył wypowiadając jego nazwisko.
-Więc o co chodzi ?
-Nie znaleźliśmy jeszcze osoby odpowiedzialnej za
pana stan, ale nie mamy dobrych wiadomości. - oznajmił.
Jessice przeszedł dreszcz po plecach, a wzrok
spuściła na jej złączoną dłoń z dłonią Justina, który wyczekująco wpatrywał się
w wysokiego funkcjonariusza.
-Pana ojciec nie żyje. Popełnił samobójstwo.
To były ułamki sekund, gdy ta wiadomość bardzo
dobrze dotarła do Jessici. Jeremy, jej tata.
Nagle i zupełnie mimowolnie zaczęła się trząść, a
w głowie jej wirowało. Tym razem wiedziała co się dzieje - to początek ataku
paniki.
W ustach jej zaschło i czuła, że ciało sztywnieje,
ściskając mocniej rękę Justina.
-Jessica, uspokój się księżniczko. - nawet ciepłe
słowa Justina niewiele pomagały, kiedy ona przeżywała tragedię. Dlaczego akurat
samobójstwo ?
Na przestrzeni czasu wszyscy domyślili się już,
że Justin nie dogadywał się z ojcem, a ich stosunki były dość chłodna, dlatego
pewnie teraz nie zdziwili się, że może i chłopakiem początkowo wstrząsnęła ta
wiadomość, ale nie na tyle, by ją dłużej roztrząsać. I może teraz wydaje się to
okrutne, ale to nadal ten sam człowiek, który ukrywał przed nim prawdę przez
wiele lat.
-Jeżeli to wszystko, mogą państwo wyjść. - Justin
zwrócił się do funkcjonariuszy dość oficjalnie. - Muszę zając się siostrą, a
jak widać nie będzie to łatwe, gdyż jestem sparaliżowany.
-Może zawołać lekarza ? - spytał ten, który
jeszcze ani razu się nie odezwał.
-Nie trzeba, poradzę sobie. - odparł Justin i
mimo lekkiego bólu, przesunął się na kraniec łóżka, by być bliżej Jess.
-Do zobaczenia, panie Bieber.
***
Justin martwił się, gdy uspokajał Jessicę.
Chociaż widział ją już okropnie przestraszoną przy porwaniu, teraz wyglądała o
wiele gorzej. Cała trzęsąca się, a łzy jak grochy spływające po policzkach.
Sam odetchnął z ulgą, dopiero gdy jego mała
księżniczka leżała w jego ramionach tak samo jak poprzedniej nocy. Kolor jej
twarzy z białego zmienił się na naturalnie piaskowy, oczy przestały być
czerwone od płaczu, a jej ciało pokrywała tylko gęsia skórka.
-Czy już dobrze ? - spytał, trzymając brodę na
czubku jej głowy. Jessica, chociaż nadal nie pojmująca tego co się stało,
mocniej objęła go w pasie.
-Tak, dziękuję Justin. - odpowiedziała, przełykając
ślinę. Nie czuła się dobrze, ani psychicznie ani fizycznie. Straciła ważną dla
siebie osobę w życiu i nie wiedziała, co będzie dalej.
Jedyną przystanią był dla niej tylko jej brat.
Widział już każdy jej stan ataku paniki i miała wrażenie, że znał ją lepiej niż
ona siebie samą.
-Wszystko dla ciebie, księżniczko. - powiedział
Bieber i w tym momencie czuł, jak jego serce zaczyna bić mocniej. Na początku
nie wiedział, co to oznaczało, ale teraz naprawdę polubił to uczucie. Chciał,
aby trwało, jak najdłużej, a jego płomień mogła podtrzymać tylko jedna osoba.
-Co teraz będzie, Justin ? - spytała, a jej głos
nieco się załamał. Gdy się uspokajała obiecała Justinowi, że nie będzie więcej
płakać i zamierzała tego dotrzymać, jednak niepokój w sercu nadal pozostał,
kiełkujący jak młody krzak róży.
-Poradzimy sobie, Jessi. Może i jestem
sparaliżowany, ale zajmę się Tobą i ... Aną.
-Nie nazwiesz jej już mamą ?
-Nie jest moją matką, Jessica.
-Wychowała Cię, Justin. I bardzo Cię kocha.
-Rozumiem to, ale to mój ojciec to zniszczył. -
oznajmił chłodno.
Dolna warga Jessici zaczęła niebezpiecznie drżeć.
-Dlaczego on to zrobił ? - zapytała z
rozżaleniem.
-Nie mam pojęcia, ptaszyno.
Justin mocniej przytulił do siebie dziewczynę. To
że on czuł czystą obojętność nie oznacza tego, że Jessica musi być taka sama.
Rozumiał to, że tak zareagowała i zamierzał ją wspierać, dopóki nie wyjdzie na
prostą. Dzięki temu choć na chwilę zapominał o swoim nieszczęściu.
-Ale dowiemy się. - dodał, widząc, jak jedna łza
wpływa na policzek dziewczyny. Sięgnął po telefon i zdecydował się napisać
wiadomość do detektywa, a następnie razem z Jessi usnęli wtuleni w siebie.
***
Po przebudzeniu się, wszystkim co widział, było
przeraźliwe, jasne światło. Co prawda, przyzwyczaił się do szpitalnych
warunków, ale ta rzecz zawsze będzie mu przeszkadzała. Zbyt dużo białej barwy
dookoła, sprawiała, że Justin miał ochotę stąd uciec. Po uchyleniu powiek
dostrzegł, że nie był sam. Obok niego spała Jessica, a na krzesłach siedzieli
jego przyjaciele, nie spodziewał się ich obecności, ale naprawdę ucieszył się
ich przyjścia.
- Co Wy tu robicie? - Wycharczał, przeczesując
włosy palcami.
- Obudziłeś się? -Spytał szeptem Jack, nie chcąc
obudzić dziewczyny. - Cholera, Justin, co się dzieje? Wszystko wydaje się być
takie chore.
- Chory to jestem ja. - Prychnął Bieber, próbując
rozluźnić atmosferę. - Na szczęście, odzyskałem czucie w stopach.
- Justin. To nie czas oraz okoliczności na żarty.
- Warknął Gilinsky. - Shawn umiera, Ty jesteś w szpitalu, Clifford nie jest
radzi sobie psychicznie i na dodatek Twój ojciec popełnił samobójstwo. Czy to
jakiś pierdolony film? - Warknął, nie mogąc poradzić sobie ze stresem, jaki go
przytłaczał. Nie mógł znieść faktu, ze coś wymykało się im spod kontroli, ze
coś szło zupełnie niezgodnie z ich założeniami.
- G, sam nie wiem co się dzieje. - Westchnął
blondyn. - Co masz na myśli mówiąc, że Shawn umiera?
- Ma raka, zapomniałeś? - Mruknął Jai, hamując
łzy, które zbierały się w jego oczach. - Hemmings mówi, że został mu tydzień
lub dwa.
- Wszystko się pieprzy, mam rację?
-To mało powiedziane, Biebs. - odparł z przekąsem
Jack. - Nie chodzimy nawet do pieprzonej szkoły, bo Gomez rozpowiada jakieś
chore plotki. Wszyscy patrzą się na nas, jakbyśmy byli co najmniej kosmitami.
-Nie dramatyzujcie, jeszcze tydzień i ucichnie. -
odpowiedział Justin, a ponieważ bardzo dobrze znał Selenę, był stu procentowo
pewny swoich słów.
Na kilka chwil nastała cisza. Każdy pogrążył się
w swoich własnych myślach, wszystko dokładnie analizując. Czuli się bezbronni,
tylko dlatego, że pierwszy raz nie mieli planu, co robić dalej. Kiedyś wszystko
mieli zaplanowane co do najmniejszego szczegółu, a teraz wszystko sypało się
jak domek z kart.
-A Wy ?- zapytał Jack, ruchem podbródka,
pokazując na śpiącą Jessicę, przytuloną do Justina. Chłopak zmarszczył brwi,
nie rozumiejąc do czego tyczy się pytanie przyjaciela. -Co się między Wami
dzieje ? - ponowił pytanie.
Justin poczuł się niewiarygodnie obnażony. O ile
mógł porozmawiać o tej sytuacji z Nash'em tym razem nie wiedział, co dokładnie
mógłby powiedzieć. Odkąd trafił do szpitala tysiąc pięćset razy myślał o tym,
co czuje do Jessi oraz szukał odpowiedzi w głębi swojej duszy. Powoli zaczął
domyślać się na co jest „chory”, ale nie był gotowy, by o tym mówić.
Ku jego szczęściu nie musiał udzielać odpowiedzi
na pytanie Jack'a, ponieważ wysoka, chuda, blond włosa pielęgniarka weszła do
Justinowej sali.
-Przepraszam, ale jest tutaj za dużo osób. -
oznajmiła. - A na wizytę do pana Biebera czeka jeszcze jedna osoba.
-Wpadniemy jutro, Juss. - powiedział Jack,
zbierając się do wyjścia tak jak reszta przyjaciół, która w drzwiach wyminęła
się z detektywem. Gilinsky był zdziwiony widząc po raz pierwszy mężczyznę, a Justin
uspokoił go tylko wzrokiem, oznajmiającym, że wytłumaczy mu wszystko.
Tak czy inaczej teraz nie miał nic do stracenia.
-Dzień Dobry, Justin. - przywitał się dosyć przyjaźnie,
co nieco zbiło Biebera z tropu. Czyżby wyjście z mieszkania czyniło z niego
bardziej sympatyczniejszego człowieka ?
-Wystarczy tego. - warknął Justin, próbując
poprawić się na łóżku, gdyż bolał go już kręgosłup. Gdyby mógł ruszać nogami
byłoby o wiele łatwiej, dlatego szybko zrezygnował, przykrywając Jess kołdrą.
-Chce wiedzieć, dlaczego mój ojciec nagle popełnił samobójstwo.
-To nie jest takie proste, Justin.
-Przestań pieprzyć, jak ten lekarz. Nie prosiłbym
Cię o pomocy, gdybym, cholera, nie był sparaliżowany.
-Nie muszę wszczynać dochodzenia. - oznajmił,
spuszczając głowę w dół. Mężczyźnie były cholernie wstyd z powodu tego co
zrobił, ale Justin zasługiwał na prawdę.
Ciągłe rozmowy i szmery sprawiły, że Jessica
zaczęła się budzić, lecz nie otwierała oczy ani nie ruszała się, słysząc, że ktoś
jest w sali. Tylko słuchała.
-Więc o co chodzi ? - zapytał Justin ze złością,
irytując się. Jego paraliż i to, że czuł się bezsilny, sprawiał, że często
wściekał się bez powodu.
-Ty i Twój ojciec zgłosiliście się do mnie w tym
samym czasie, więc przyjąłem Was obu tylko dlatego, że potrzebowałem pieniędzy,
by wraz z moją narzeczoną znaleźć porządne mieszkanie, w którym będziemy mogli
wychować nasze dziecko, które urodzi się za cztery miesiące. Nawet nie wiem
kiedy to wszystko uciekło mi spod kontroli.
Justin z niedowierzaniem, słuchał tej historii, a
Jessicę przeszedł zimny dreszcz. Oboje bali się prawdy.
-To Twój ojciec Cię potrącił, Justin, a potem z
rozpaczy, że dowiedziałeś się prawdy, popełnił samobójstwo.
-------------------------------------------------------------------
Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.