~tydzień później~
„ Ostatni raz proszę o spotkanie, Jessico.
Chcę porozmawiać. Ana. ”
Czytam wiadomość nie raz, a kilka. Moje oczy
skupione są, tylko i wyłącznie, na ekranie, a mózg przetwarza informacje trzy
razy szybciej. Serce bije mi mocniej niż powinno.
Gaszę ekran telefonu, a samo urządzenie odkładam
na stolik.
Sama wizja spotkania z Aną przerażała mnie,
chociaż od dawna myślałam o takiej wizycie. Uciekliśmy tak szybko, że nie było
czasu nie wyjaśnienia. Robiliśmy to, co podpowiadało nam serce, raniąc również
serce Any, która starała się być dla nas jak najlepszą matką.
Jestem pewna, że wybrała tą samą kawiarnię na
lunch, co ostatnio, dlatego zakładam jesienny płaszcz i zamykając mieszkanie,
wychodzę na zewnątrz. Zmierzając do miejsca docelowego, depczę kolorowe liście
spoczywające na chodniku. W tym roku jesień przywitała nas nieco szybciej niż
powinna.
Z kolejnym podmuchem wiatru poprawiam zawiązaną
na szyi chustkę, a dłonie chowam w kieszenie mojego wierzchniego odzienia.
Przytulna knajpka znajduje się zaraz na końcu
ulicy, na której znajduje się nasze mieszkanie. Mocno popycham ciężkie drzwi,
od razu czując zapach świeżo parzonej kawy i piekących się muffinek w
piekarniku. Wnętrze lokalu jest bardzo nowoczesne, utrzymane w różnych
odcieniach jasnego brązu, który kompletnie popadł w mój gust.
W środku jest ciepło, dlatego od razu rozpinam
płaszcz i rozplątuję chustkę, szukając wzrokiem Any. Kobieta w pi3kniej, przyległej
do ciała, czerwonej sukience zajmuje stolik tuż obok okna, w którym z
zaciekłością wypatruje się w przechodni. Tuż obok niej stoi jeszcze parująca,
gorąca kawa, a srebra łyżeczka elegancko spoczywa na talerzyku obok.
-Dzień Dobry. - witam się uprzejmie i nie czekam
na zaproszenie - siadam na krzesełku obok. Ana na początku jest zaskoczona, a
zaraz potem jej twarz rozświetla szeroki uśmiech. Oczy jej błyszczą od
wzruszenia, a ja zauważam kilka zmarszczek wokół jej idealne pomalowanych,
gołębim szarym, oczu.
-Cieszę się, że przyszłaś, Jessico. - oznajmia, a
ja również się uśmiecham. Dobrze jest ją zobaczyć.
-Jak smakuje nasza lokalna kawa ? - pytam
niezobowiązująco. Przyłapuję się na nerwowej zabawą palcami, dlatego odkładam
płaszcz na wolne krzesełko dołączone do naszego stolika, a dłonie na blat.
-Jest przepyszna. - komentuje i na potwierdzenie
swoich słów bierze dużego łyka. Ani odrobina jej jasnej szminki nie zostaje na
białej filiżance. Gdy odkłada naczynie z powrotem, zaczyna mi się uważnie
przyglądać, a ja kręcę się nerwowo na stołku.
Wiedziałam, że moment prawdziwej rozmowy w końcu
zacząć się musi, ale nie spodziewałam się, że będzie to takie trudne. Ale zdążyłam
się przyzwyczaić. Odkąd poznałam Justina moje życie nie było łatwe, ale to
sprawiało, że stawało się inne, nie oczywiste, skomplikowane również. -Jak Ci
się układa z Justinem ?
Doskonale słyszę, jak ciężko te słowa przechodzą
jej przez gardło. Z uśmiechniętej i szczęśliwej kobiety, w jednym momencie
staje się smutna i przygnębiona.
-Jest dobrze. Radzimy sobie. - rzucam krótko, nie
rozwijając tematu. Co z tego, że nie układa się miedzy nami tak dobrze, jak na
początku, co z tego, że kłócimy się pięć razy więcej, ale miłość jest taka
sama. Ona się tylko umacnia.
-Nigdy nie spodziewałam się, że uciekniecie,
nawet po tym, jak Justin dowiedział się prawdy. - komentuje smutno. - A jeśli
nawet to nie tak szybko.
-Owszem, wszystko było chaotyczne, ale musiałam
to zrobić. - oznajmiam pewnym tonem. Nie ma ani chwili, w której żałowałabym,
że postąpiłam w ten sposób. - Kocham go, a dla osoby, którą obdarzasz takim
uczuciem, zrobisz wszystko.
Ana ciągle patrzy mi w oczy, aż jej zaczynają błyszczeć
przez zgromadzone łzy.
-To prawda, Jessico. - kobieta wzdycha ciężko i
poprawia pasemko swoich włosów. Między nami zapada cisza. Podczas gdy ja
intensywnie rozmyślam nad tym, czy Ana powinna dowiedzieć się więcej, ona
wpatruje się w okno. Jest rozdarta i zdezorientowana. Boi się zapytać o
cokolwiek więcej, bo to rani ją jeszcze bardziej.
-Chciałabyś wiedzieć coś jeszcze ? - pytam
niepewnie i choć wiem, że to zupełnie głupie, zbieram w sobie odwagę. Kobieta
powraca wzrokiem do mojej twarzy i z zainteresowaniem czeka na rewelację, którą
zmierzam przekazać. - Jestem w ciąży. - jej usta mimowolnie otwierają się ze zdziwienia.
- Ja i Justin będziemy mieli dziecko.
Ana przestaje się powstrzymywać i zaczyna płakać.
Łapie jej dłoń, która jest zimna, mając nadzieję, że ten gest doda jej otuchy.
-Jessica ... Jak ... Przecież ... Co wy
zrobiliście ? - łka. - To niedozwolone ! Jesteście rodzeństwem ! Jej słowa
ranią mnie tak samo, jak moje ją. Szybko odsuwam swoją dłoń i kładę ją na
udzie.
-My nigdy nim nie byliśmy, Ana. - mówię twardo. -
To tylko głupi świstek papieru.
-Nadal aktualny. - przypomina z żałością. Z
markowej torebki wyjmuje paczkę chusteczek i wyciera łzy lecące po policzkach.
-Tylko w Stratford. - dodaję, broniąc swojego
stanowiska. - Jesteśmy dla siebie zupełnie obcymi ludźmi, nie łączą nas więzy
krwi, a nasze dziecko nigdy nie będzie narażone na chorobę genetyczną
spowodowaną bliskim pokrewieństwem.
Ana przez następną minutę analizuje to co
powiedziałam. Przestaje płakać i dopija swoją stygnącą kawę.
-Który to miesiąc ? - zagaduje, poprzedzając
pytanie głębokim wdechem.
-Trzeci. - odpowiadam i mimowolnie się uśmiecham,
układając dłoń na swoim brzuchu, schowanym pod grubym, jasnym swetrem. Ku
mojemu zaskoczeniu kąciki ust Any również się unoszą, a jej twarz rozświetla.
-Zostanę babcią. - śmieje się. Robi mi się o
wiele lżej na duszy, gdy przyglądam się jej, tak rozpromienionej, tak, jakby
już nie cierpiała z powodu tej całej sytuacji.
***
Z każdym krokiem przybliżającym nas do
mieszkania, doskonale czuję, jak moja pewność siebie spada niemalże do zera.
Ręce pocą mi się, a policzki płoną od gorąca. Jeszcze przed otworzeniem drzwi
rozpinam swoją płaszcz i posyłam serdeczny uśmiech Ania, udając zupełnie
wyluzowaną.
Do środka wchodzę jako pierwsza. Zrzucam
chaotycznie buty, a Ana zamyka za nami drzwi. Bezgłośnie daję jej znak, by
zaczekała tutaj przez moment i idę do wnętrza mieszkania.
-Justin ? - wołam rozglądając się po salonie i
kuchni. Nie odpowiada, lecz jego sylwetkę odnajduje przy oknie w naszej
sypialni. Z taką samą prędkością wyczuwam dym papierosowy. Wzdycham cicho, ale
ruchem ręki zapraszam Anę do salonu, a sama idę do sypialni. -Wróciłam. - oznajmiam
cicho, stojąc w progu. Justin bierze do ust dym, a gdy go wypuszcza uśmiecha
się do mnie na powitanie. Zaczynam biec, aby rzucić się mu w ramiona. Chłopak
sprawnie obejmuje mnie w talii i całuje w skroń.
-Gdzie byłaś, księżniczko ? - pyta z ustami
blisko mojego czoła. Jego palce dotykają skóry mojego biodra, gdzie podwinął mi
się ciepły sweter.
Justin pachnie nieziemsko i wcale nie przeszkadza
mi ,że przed chwilą palił. Nikotynowa nuta zawsze była częścią jego.
-Pokażę ci, ale musisz obiecać, że nie wkurzysz
się. - ostrzegam i zaczynam się lekko trząść.
-Co znowu wykombinowałaś ? - śmieje się młodzieńczo,
nie zauważając mojego zdenerwowania.
-Proszę. Nie denerwuj się.
-Lepiej pokaż mi to. - mówi i łączy nasze dłonie.
Idę pierwsza, biorąc głębokie wdechy i wydechy. Zatrzymuję się na środku
salonu, a Justin niemało na mnie wpada, gdyż przez całą drogę przyglądał się
dziurze w swojej czarnej skarpetce.
Atmosfera natychmiast gęstnieje, gdyż Bieber
zauważa Anę, która nie zdjęła nawet płaszcza, choć prosiłam, by się rozgościła.
Co więcej nawet nie usiadła.
-Co, do kurwy nędzy, ona tu robi ? - warczy, a
mnie przechodzi dreszcz po plecach.
-Obiecałeś mi. - jęczę.
-Nie odpowiedziałem Ci tam, do cholery ! - wyrywa
swoją rękę i odsuwa się ode mnie. Ana patrzy na to wszystko ze smutnym wyrazem
twarzy. -Po co ją tu przyprowadziłaś, po co się z nią spotkałaś ?!
-To ja to zaproponowałam i nalegałam. Jessica nie
jest niczemu winna. - odzywa się, w końcu, lecz zaraz milknie, gdy groźny wzrok
Justina ląduje na jej osobie.
-Ana pomogła opuścić Taylor dom dziecka. - mówię,
a w środku aż skaczę z radości, choć drugą część mnie przepełnia strach, gdy
czas powiedzenia mu drugiej części, zbliża się nieubłagalnie.
-I to jest powód, by przylazła tutaj ? - prycha.
-Pomoże mi się spakować. Jadę tam na kilka dni.
Na twarzy Justina w ciągu kilku sekund od wypowiedzenia przeze mnie tych
słów, przejawia się milion emocji, których nawet nie zdążyłabym nazwać. Jest zdezorientowany,
ale jeszcze bardziej wkurzony.
-Żartujesz sobie, nie ?
Milczę, spuszczając w dół głowę.
-No jasne. To twoja sprawka, co ? - zwraca się do
Any. - Próbujesz ją przeciągnąć na swoją stornę, bo jesteś stara i samotna.
Może powinnaś sobie znaleźć jakiegoś faceta, któremu również rozbijesz rodzinę,
a nie mieszać się w nasze sprawy !
Moje usta formują się w literę „o”. Łapię Justina
za bark, chcąc go uspokoić. Z wyższością patrzy, jak Ana zaczyna cicho
szlochać. Trafił w jej czuły punkt i to go uszczęśliwiało.
-Zostaw mnie, do cholery ! - wyrywa mi się i
idzie do sypialni. Odprowadzam go wzrokiem, który później przenoszę na Anę.
-On działa pod wpływem emocji, on ...
-Nie tłumacz go, Jessico. Miał prawo. - uśmiecha
się do mnie smutno. Tym razem siada na kanapie, a ja idę do sypialni, z której
nie uciekł jeszcze zapach palonej nikotyny. Justin siedzi na łóżku, głowę ma
spuszczoną w dół i schowaną w dłoniach. Podchodzę do niego i klękam na dywanie,
by być na tej samej wysokości co on. Powoli i niepewnie wyciągam dłoń i
przeczesuj3 nią kosmyki jego blond włosów.
-To tylko kilka dni. - szepczę. Chłopak podnosi
głowę i wbija we mnie swoje czekoladowe oczy.
-To zbyt długo, Jessi. - mówi, dosyć spokojnie. -
Obiecałem Cię pilnować.
Jestem poruszona jego słowami, więc uśmiecham się
i podnoszę z podłogi, by usiąść okrakiem na jego udach.
-Nic mi nie będzie, Juss. - opuszkami palców
dotykam jego aksamitnych policzków. - Wiesz, że Taylor jest dla mnie jak
siostra.
-Więc, dlaczego nie możemy pojechać tam razem na
weekend ?
-Justin, dobrze wiesz, że Ana jest samotna.
- Znowu ona. - burczy. - Myślałem, że to koniec
dramy z nią związanej. Uciekliśmy dwa lata temu, Jessi. Po jakiego chuja
kolejny raz do tego wracamy ?
-Nie oczekuję od ciebie, byś pokochał ją, jak
swoją Pattie, ale przynajmniej bądź milszy.
-Nigdy nie będę taki dla kogoś, kto porywa mi
narzeczoną. - tym razem do jego wypowiedzi wkrada się odrobina żartobliwości.
-Kocham Cię, Justin i nic tego nie zmieni, nawet
te kilka dni. - całuję go krótko w usta.
-Uwierz mi, jeśli coś ci się stanie, porywam jej
nogi przy samej dupie.
-Bieber. - ostrzegam go, uderzając lekko w ramię.
- Wszystko będzie w porządku, a teraz pomóż mi się spakować.
-----------
Tak, tak, tak wiem, że przepraszałyśmy wiele razy iż nie ma rozdziału, ale tym razem mamy uzasadniony powód. Ponieważ druga autorka, z jakiś względów, kończy naszą współ pracę, od dziś bloga będę prowadzić tylko ja - Alex. Mam nadzieję, że odejście Pam Lam nie poskutkuje spadkiem jakości tekstu i nadal tak chętnie będziecie czytac tego bloga. Mogę wam powiedzieć, że wszystko jest zaplanowane i doprowadzę to opowiadanie do końca. Wchodząc nawet w zakładkę „Rozdziały” macie dokładni spis postów planowanych, więc zainteresowanych zapraszam to looknięcia.
Jeszcze raz z całego serca przepraszam i mam nadzieję, że teraz rozdziały będą pojawiały się w miarę regularnie ;) Ale jak to wyjdzie to nic nie obiecuję, ponieważ druga klasa liceum już do czegoś zobowiązuje.
Do następnego ! :*