poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 4






           Tej nocy Jess nie mogła spokojnie poddać się odprężającej czynności, jaką jest sen. Przewracała się z boku na bok i wpatrywała w ledwie widoczne ściany w panującym pokoju mroku. Kompletnie nie wiedziała, czym było to spowodowane. Za każdym razem tłumaczyła się nową sytuacją i domem, w którym będzie teraz mieszkać, a tak naprawdę myślała o Justinie. Aż tak bardzo przejmowała się zdaniem blondyna na jej temat? Owszem, nie tak wyobrażała sobie ich pierwsze spotkanie, czy rozmowę, jednak aby zobaczyć jego piękne czekoladowe oczy, błyszczące ze złości, było warto. Nigdy nie widziała osoby, która posiadałaby podobne.
Było w nich coś nieoczekiwanego, łagodnego i namiętnego. Z pewnością nie opisałaby ich w stu słowach.
             Ana, przy spotkaniach, wspominała tylko, że jest bardzo podobny do Jeremy'iego i posiada dobre serce. Nie wątpiła w to, ale bardzo chciałaby kiedyś je ujrzeć. Wiedziała jednak, że Justin jej nienawidzi i prawdopodobnie powinna sobie dać spokój z nim oraz jego oczyma.
W końcu nastał ranek, a przez okno na wschodniej ścianie pokoju wpadały ciepłe promienie słońca, otulające jej śliczną twarz. Uśmiechnęła się na to miłe powitanie i powolnie otworzyła powieki. Miała przeczucie, że to będzie to dobry dzień.
Odrzuciła na bok kołdrę i wstała z łóżka. Jej stopy łaskotał kremowy dywan z dłuższym włosiem. Odgarniając przyklejone do twarzy włosy, powędrowała do łazienki, aby się odświeżyć i przygotować do pierwszego dnia szkoły. Bała się tam iść, ponieważ wiedziała, że nie będzie z nią jej przyjaciółki i, że będzie całkiem sama.  Wzdychając lekko, pomalowała rzęsy tuszem, a na twarz naniosła odrobinę pudru. Uśmiechając się delikatnie do lustra, opuściła łazienkę.

       -Dzień dobry ! - Jess przywitała się wesoło, opuszczając plecak na podłogę i wchodząc  do kuchni. Ana, stojąca przy elektrycznej kuchence indukcyjnej, uśmiechnęła się do niej ciepło, a Jeremy odłożył na bok dzisiejszą gazetę, z której wyłapywał najnowsze nowinki ze świata; szczególnie prawniczego.

           -Witaj, kochanie. - Odpowiedział jej Jeremy, również się uśmiechając. -Zapraszamy do stołu. -dłonią wskazał na wolne miejsce.

          Jess nieśmiało pokiwała głową, ale wygodnie usadowiła się na ciemnym krześle, wykonanym z drewna. Dla dziewczyny ta sytuacja nadal była nowa i minie kilka dni zanim dotrze do niej, że w końcu ma rodzinę. Rodzinę, do której każdego dnia coraz bardziej się przywiązuje.

        -Głodna ? -Zapytała Ana, kładąc rękę na ramieniu Jess. Dziewczyna uniosła głowę, by spojrzeć na swoją matkę. Jej twarz była pozbawiona dziś makijażu, ale równie piękna, jak i z nim.

        -Jak wilk. -Przyznała Jess, a chwilę potem Ana postawiła przed nią talerz pełen pyszności. Brzuch Jessici kolejny raz wydał dźwięk na widok pysznej jajecznicy z borowikami.

        Ana uśmiechnęła się z zadowoleniem, widząc jak oczy dziewczyny rozszerzają się, a następnie bierze duży kęs świeżego chleba i odrobinę smażonego jajka. Kobieta pocałowała ją w głowę i usiadła na miejscu obok swego męża.

       Jessica jęknęła z uznaniem, wkładając kolejną porcję do ust. Już wiedziała, co Jeremy miał na myśli, mówiąc, że u nich jedzenie jest o wiele lepsze. Jednak dla Jessici to „wiele lepsze” nie do końca je opisywało. Ono było niebiańskie !

      -Justin już wyszedł ? - zapytała, zwalniając jedzenie. Dziewczyna nieco się zmartwiła. Bez niego nie trafiłaby nawet do szkoły.

       -Nie, skarbie. -dopowiedziała z uśmiechem Ana, a Jess odetchnęła z ulgą.

       -On po prostu nie je śniadań. -wytłumaczył Jeremy, popijając świeżo parzoną kawę.

       - Wiele razy powtarzałam mu, że to najważniejszy posiłek, ale on nie słucha. - Mruknęła Ana, próbując się uśmiechać.

-On nigdy nie słucha.-  Warknął Jeremy.

- Jest już dorosły. - Wyszeptała Jess.-  Pewnie nie chce, aby ktoś mówił mu co ma robić. - Wzruszyła ramionami, kontynuując jedzenie, które rozpuszczało jej się w ustach.  Małżeństwo odpuściło sobie dalszy komentarz i skupiło się raczej na osobie ich nowej córki, pytając o samopoczucie.




***
              Justin obudził się dziś bardziej zmęczony niż przed tym jak położył się spać. Wczorajsze rewelacje zdecydowanie nie podziałały na jego uspokajająco.
Jęcząc z niezadowoleniem w poduszkę, otworzył powieki. Jasne światło dnia uniemożliwiało mi dobre widzenie, jednak postanowił to zignorować, zagłuszając swój mózg tylko o pragnieniu zapalenia skręta.
            Powolnie podniósł się z łóżka, siadając na jego skraju. Przetarł twarz dłońmi, próbując odgonić resztki snu, a następnie przeczesał włosy, by powróciły do normalnego stanu, czyli „jak po seksie”.
Wzdychając głośno, sięgnął po spodnie i białą koszulkę. Tylko one nadawały się do założenia, ponieważ reszta leżała brudna w koszu, a w bałaganie, który zrobił wczoraj, trudno byłoby cokolwiek znaleźć. Gotowy włożył kluczyki oraz telefon do tylnej kieszeni i zeszedł na dół. Słysząc ckliwą rozmowę pozostałych domowników, wywrócił oczami.

          - Mamo, chciałbym Cię przeprosić za to wczorajsze gówno. Wiem, że jestem beznadziejny i chętnie byś się mnie pozbyła, ale nie musimy o tym głośno mówić. Postaram się trzymać nerwy na wodzy.  - Wymamrotał, drapiąc się nerwowo po karku. Nie był przyzwyczajony do przeprosin, a szczególnie przy świadkach.

          - Och, kochanie! - Zawołała Ana. - Wiesz, że się nie gniewam! To była moja wina, mogłam Ci powiedzieć o Jessice wcześniej. No, ale nie ważne! Cieszę się, że mnie przepraszasz. Masz dobre serce. - Potok słów wylał się z jej ust. Była naprawdę zadowolona i dumna ze swojego syna. Przytuliła go najmocniej, jak umiała, a później pocałowała w policzek, na co chłopak zareagował prychnięciem.

          - Jess pojedzie z Tobą do szkoły. - Zadecydował Jeremy, nie pytając syna o zdanie. Wcale nie był poruszony jego przeprosinami, ponieważ wiedział, że prędzej czy później ponownie złamie matce serce.

          - Jak to? - Warknął Justin, protestując w duchu.

          - Normalnie, przecież sama nie trafi do szkoły, a Ty i tak tam jedziesz. - Powiedziała Ana, przygotowując coś na blacie mebli kuchennych. - Nie rób problemów Juss. - Mruknęła, a on po prostu to zaakceptował, rozumiejąc, że nie ma wyjścia.

          -Możemy już teraz jechać ? - spytał Justin, a w jego głosie można było wyczuć zniecierpliwienie. Zwykle wolał być wcześniej, aby psychicznie przygotować się do nudnych lekcji, pogadać z kumplami, uwzględniając plany na popołudnie lub spokojnie zaciągnąć się papierosem. To pragnienie zaczęło mu coraz bardziej doskwierać, kiedy żegnając rodziców, powędrował do korytarza. Ukrywał swój nałóg przed ojcem, który był przewrażliwiony na niego ze względu na swojego brata, który zmarł na nowotwór płuc.
Jess w pośpiechu ucałowała małżeństwo w policzki i pobiegła do korytarza. Kiedy zakładała bluzę, Justin już wychodził, nie odzywając się. Dziewczyna dziwiła się, że mając tak wspaniałych rodziców, jest dla nich  bardzo zimny i traktuje ich obojętnie. Nie mogła zrozumieć jego postępowania, ale nie odzywała się na ten temat. Po prostu dreptała za blondynem, który wsiadł właśnie do sportowego bmw. Czuła lekkie zmieszanie, ale po chwili również siedziała w aucie, z tą różnicą, że na miejscu pasażera. Oboje milczeli.

         -Fajna jest twoja szkoła ? -zagadnęła Jess, kiedy Justin był już kilka kilometrów od domu. Jechał dziś o wiele uważniej i co najważniejsze wolniej. Nie było to do niego podobne, aczkolwiek nie chciał zrobić krzywdy swojej siostrze, bo to nie spodobałby się ojcu.

        -Normalna. - odparł od niechcenia, wzruszając ramionami.

        -Niemożliwe. -stwierdziła brunetka, bawiąc się swoimi palcami, choć wcale nie była już tak onieśmielona, jak wczoraj. Bowiem życie nauczyło ją, że nie zawsze trzeba chować głowę w piasek.

       -A nauczyciele? Fajni? -ciągnęła dalej. Justin wolałby już tą niezręczną ciszę niż jej paplanie, skoro i tak nie wiedział jak ma odpowiedzieć. Bywał na zbyt małej ilości zajęć, by wiedzieć jakie są osoby na konkretnej posadzie tej placówki.  - No i jacy są uczniowie? Będę się tam czuła chyba trochę, jak szara mysz..ale myślisz, że znajdę przyjaciół?

       -Możesz się w końcu zamknąć?! -ryknął groźnie. Jessica niemalże podskoczyła, słysząc taki głos i odwróciła się w stronę szyby, żeby go bardziej nie wkurzyć.

       Justin poczuł się jeszcze gorzej, kiedy dziewczyna całkowicie zamilkła i udawała, że wcale jej tu nie ma. Westchnął głośno i zelżył swój uścisk na kierownicy. - Okej ... Szkoła jest nudna, nauczyciele są do dupy, a pierwszaki strasznie irytujący. -oznajmił, zmieniając ton swojego głosu na bardziej przyjazny. To jednak nie powstrzymało Jess od zmarszczenia brwi na uwagę o uczniach pierwszej klasy, do których od dziś również się zalicza.
-Och.

         - Jeśli trafisz na pana Collinsa, to będziesz miała całkiem lajtową matematykę. - Powiedział leniwie, patrząc w lusterka. - Ale poza nim, nie licz na kogoś fajnego.

         - Krzyczą? - Zapytała z lękiem wypisanym na twarzy. Nienawidziła, gdy ktoś na nią krzyczał, bo wtedy czuła się dosłownie jak nic nie warte gówno.

         - Oni drą mordy, nawet jak brzydko na nich spojrzysz.  Niszczą ludzi. - Westchnął, chcąc dodać dramatyzmy jego wypowiedzi.

        - Och. - Dziewczyna zakryła usta rękawem swojej grubej bluzy. Justin zaśmiał się w duchu na jej reakcje.  Wyglądała naprawdę dziecinnie.
Chłopak sięgnął po paczkę papierosów, które leżały w schowku. Uśmiechnął się na sam widok paczki Malboro. Przytrzymując kolanem kierownice, wyjął  jednego szluga z paczki i odpalił go, następnie zaciągając się dymem.

        - Heej, nie lubię papierosów.. - Jess zaczęła narzekać, gdy poczuła okropny dym, jaki produkował mały zabójca.

       - A ja nie lubię zrzędliwych, małych dziewczynek, które cały czas narzekają. - Zaśmiał się kpiąco.

        - Ale możesz od tego umrzeć! Nie wiesz, jakie to jest złe i obrzydliwe? Na dodatek drogie i cuchnące. O właśnie! Będę przez Ciebie śmierdziała tym paskudztwem!

        - Nie przesadzaj, wywietrzejesz. - Westchnął, mając dosyć Jessici. - Poza tym, to mój pieprzony samochód. Robię to, co chcę.

      - Ych, jesteś okropny! - Mruknęła, wywołując delikatny uśmiech Jussa, który starał się ukryć. - Ale i tak, nie popsujesz mi tego dnia! - Uśmiechnęła się szeroko, patrząc w przednią szybę.  Milczała dopóki, nie ujrzała jakiejś dziewczyny w białych spodniach, która najwyraźniej zmierzała w stronę szkoły. - O mój boże, czy Ty to widzisz? - Zaśmiała się dźwięcznie. - Kto ubiera teraz takie okropne spodnie? I na dodatek, ta dziwkarska bluzeczka...- Dziewczyna o mało się nie zapowietrzyła, gdy samochód mijał dziewczynę, o której mówiła. Wybuchła śmiechem, kiedy ujrzała robione henną brwi na jej twarzy i dziwny  makijaż, nie nadawający się do szkoły.

       - To przyjaciółka mojej dziewczyny.  - Parsknął Bieber, tamując salwę śmiechu.- Uważaj na słowa, maluchu. - Prychnął już nieco ostrzej, jakby przypominając sobie o nienawiści do dziewczyny siedzącej obok.

     -  Nie obchodzi mnie to. - Wzruszyła obojętnie ramionami.
***


       Justin pozostał w aucie, kiedy Jess wyszła i wesoło wędrowała do budynku szkoły. Ta dziewczyna miała dziś w sobie tyle optymizmu, nawet po ich krótkiej sprzeczce o głupiego papierosa, że mogła by oddawać go trochę ludziom wokół. Jednak on był na to odporny i ani mu się śniło wejść dziś do budy i słuchać pani Barbry na temat ewolucji człowieka.
Wzdychając, odchylił głowę do tyłu. Jego zestresowanie potwierdziły spięte mięśnie, które stawiały opór, aby wygodnie zagłębić się w siedzeniu. „Dobra balanga byłaby najlepsza.”- stwierdził w myślach i uśmiechnął się do siebie. W organizowaniu imprez najlepszy był Luke, a Justin postanowił zlecić mu to zadanie przy najbliższej okazji. W przeciwieństwie do czekoladowookiego, Brooks pewnie siedział już w ławce, przeżuwając miętową gumę, co nauczycielkę biologii doprowadzało do czystej furii, którą okazywała tylko przez czerwoną twarz, w głębi duszy bojąc się zwrócić chłopakowi uwagę.
Wyczuwając jeszcze dym ze spalonego skręta, blondyn chwycił telefon i odblokował ekran, następnie wystukując krótką wiadomość.

Do: Selena
Przyjdź na parking.

Niedbale rzucił telefon na tylne siedzenie i pod głosił radio, w którym leciała piosenka Drake'a „Catch no feelings”.
Nie musiał długo oczekiwać na swoją ukochaną, bo zauważył jej ponętną sylwetkę w połowie piosenki. Zwilżył usta językiem, widząc jak w czarnej, obcisłej sukience wspina się na fotel. Materiał leżał na niej idealnie, uwydatniając piękne kształty Gomez, które dla niego były cudem natury.

         -Hej. - Przywitała się, szybko całując blondyna w policzek. Ze swojej torby wyjęła małe lusterko wysadzane małymi, srebrnymi kamyczkami i poprawiła sobie włosy wzburzone wiatrem.

        -Cholernie seksownie dziś wyglądasz. - Przyznał Justin, obserwując Selenę, a wybrzuszenie w jego spodniach doskonale dawało o sobie znać. Nie do końca wiedział, dlaczego tak nagle stał się podniecony. Jej długie, opalone nogi, krótka sukienka, czy frustracja, którą musiał pokonać jak najszybciej.

        -Nie przeginaj, Juss. -Skarciła chłopaka, posyłając mu wymowne spojrzenie. Starała się ukryć złość, która sięgała zenitu w jej ciele przez wiadomość od swojego chłopaka, kiedy ze swoimi koleżankami obgadywały nową w stołówce. Sel musiała dowiedzieć się o niej wszystkiego, skoro młoda wchodzi na jej „terytorium”. Każda dziewczyna przeszła przez takie zachowanie Sel, lecz Gomez nie widziała w tym nic złego.

        -Gnie to się mój przyjaciel w majtkach. - Obrócił jej ostrzeżenie w żart. Selena mocno zacisnęła dłonie w pięści, powstrzymując się od powiedzenia czegoś nieodpowiedniego.

        -Był jakiś ważny powód, dla którego mnie wezwałeś. -zignorowała jego sprośną uwagę, nerwowo wystukując paznokciami nieznany rytm na desce rozdzielczej.

        -Zawsze jest ważny. - Zapewnił Justin, opanowując swoje zaloty. Był podniecony, że aż bolało, a skoro jego ukochana już tu przyszła, nie mógł jej stracić. Wyobrażał sobie, jak jest zdenerwowana, że musiała opuścić koleżanki. Albo tylko podejrzewał.

          Dopiero teraz złapał, że zachowuje się dokładnie jak Jess. Kiedy kazał jej, by nie próbowała się z nim zaprzyjaźniać, ona wróciła jak bumerang i wyskoczyła z głupią gadką o papierosach. Zaś kiedy Selena tłumaczyła mu, że musi dbać o przyjaciółki, żeby godnie ją zastępowały, kiedy wyjedzie na studia i uprzedzał ją wcześniej o ich wspólnych planach, Bieber robił to całkiem na odwrót. „Chyba jednak mogą być rodzeństwem bardziej niż się tego spodziewał” - pomyślał gorzko.

         -Tak ? - uniosła wysoko brew, zaintrygowana jego słowami. Justin pokiwał głową z uśmiechem, odrzucając swoje myśli w najciemniejszy zakamarek swojego mózgu. Wyciągnął ręce w stronę brunetki i złapał ją mocno za biodra. Wystarczył jeden ruch, a wylądowała na jego kolanach piszcząc jak mała dziewczynka, kompletnie zaskoczona tym gestem. Głos jej śmiechu sprawiał, że serce Justina rosło. Uwielbiał ją taką beztroską a nie przejmującą się  tym, by być gwiazdą w szkole. Gdyby Justin się nią nie zainteresował, nadal byłaby szarą myszką.

         -Uwielbiam tą sukienkę. - uśmiechnął się znacząco, wsuwając ciepłe dłonie po czarny materiał jej sukienki. Wraz z jego ustami muskającymi jej wargi, dziewczyna płonęła z gorąca, jednocześnie karcąc samą siebie, że dała się tak łatwo przekonać do igraszek.
Jednak jej ciało mówiło całkiem co innego. Justin uśmiechnął się czując, jak zimne dłonie ukochanej wjeżdżają pod jego koszulkę. To był idealny kontrast.
Ścisnął pośladki dziewczyny, a gdy jęknęła, włożył język do jej ust. Od tej pory ich pocałunki były namiętnie, szybkie, walczące o dominację.

         -Justin. - wychrypiała z trudem, gdy chłopak całował jej żuchwę. Chłopak uśmiechnął się, kiedy w ten seksowny sposób wypowiedziała jego imię. Teraz chciał ją całą, bez ograniczeń.

        -Pieprz się ze mną. - powiedział ochryple, składając mokre muśnięcia blisko jej ucha. Sel otworzyła szeroko oczy, wiedząc do czego to wszystko zmierza.

       -Chyba zwariowałeś ! - Krzyknęła z oburzeniem. Wiele razy powtarzała chłopakowi, że mimo wszystko, szkoła jest najważniejsza.

      - Pragnę cię, to źle ? - Justin był nieco zdezorientowany. Jeszcze kilka dni temu błagała, żeby ją przeleciał, a teraz gdy on ma potrzebę, ona ma go za idiotę.

      -Szkoda, że akurat teraz, wiesz ? - Odpowiedziała chłodno. Chwyciła za klamkę i otowrzyła drzwi.

      -Sel ... - Blondyn próbował się targować, kiedy zgrabnie zeskoczyła z jego kolan przy tym kurczowo trzymając sukienkę, aby nie odsłoniła za dużo.

      -Nie! - Tupnęła nogą, jak obrażona czterolatka. -Idę na lekcje, jak porządna uczennica, a ty mógłbyś się tam też pojawić ! - ostentacyjnie obróciła się na pięcie i szybkim krokiem powędrowała do budynku szkoły.
Justin dokładnie zrozumiał aluzję, ale nigdy nie pomyślałby, że Sel może wypomnieć mu jego beznadzieją naukę. Wiele razy powtarzała, że wcale jej to nie interesuje, aby tylko potem nie żałował. Jednak Gomez nie zawsze mówiła to szczerze. Justin, jako buntownik, był jeszcze większym ciasteczkiem i więcej osób interesowało ich jego życie, którego była częścią.
Zrezygnowany chłopak z całej siły uderzył pięścią w kierownicę. Odmowa Seleny był jak siarczysty policzek, który znacznie obniżył poziom jego podniecenia i chęć pójścia do szkoły. Wiedział, że jego przyjaciel Nash, również odpuścił sobie szkołę, więc postanowił do niego pojechać. Chłopak ucieszył się na widok Biebera i nie pytał, dlaczego jest zdenerwowany. Wiedział, że tego nie lubi./

           - Gramy w fife? - Zagaił niebieskooki. - Możemy zjeść pizzę i chwilę się zdrzemnąć.

           - Pewnie, tylko później muszę jechać po podrzutka do szkoły. - Zaśmiał się, mając na myśli Jessicę. Nash spojrzał na niego niepewnie, po chwili domyślając się o kim mówił.

           - Przykładny brat?

           -Płacząca matka w domu. - Uciął temat, włączając grę na konsoli.
 Justin śmiał się i żartował, grając z Grierem. Zupełnie zapomniał o Selenie i rodzicach, którzy ostatnimi czasy doprowadzali go do białej gorączki. Całkowicie stracił też poczucie czasu, ponieważ z godziny dziewiątej rano, zrobiła się pierwsza po południu i chłopak musiał się zbierać. Szybko pożegnał się z młodszym przyjacielem i wsiadł do samochodu, jadąc pod szkołę. Wiedział, że dziewczyna zaraz opuści budynek i jeśli go nie będzie, zaraz zadzwoni do rodziców.  Na szczęście, dojechał wcześniej niż myślał i miał chwilę, aby pograć w kosza z kumplami, którzy akurat do czynili.

            -Yo, Bieber! - Zawołał Kian, lider drużyny pływackiej. - Zrób skład i gramy! - Justin uśmiechnął się szeroko, nie potrzebując dalszego namawiania.
Lekcje Jess skończyły się tuż po godzinie czternastej. Dziewczyna odeszła od swojej ławki, ocierając pot z czoła. Nawet nie pomyślała, by wczoraj prześledzić tematy z chemii, które realizowała w bidulu. Na dzisiejszej kartkówce pani Carter, wiedza ta z pewnością by się przydała.
Odłożyła kartkę na biurku nauczycielki, która stojąc pod tablicą żegnała wszystkich uczniów, z uśmiechem życząc „Miłego popołudnia”. Jess marzyła tylko o zimnej lemoniadzie i wygodnym łóżku w domu Bieberów.
           Przechodząc przez korytarze, pełne uczniów, czuła się lekko osamotniona. Strasznie brakowało jej Taylor. „Gdyby i ją zaadoptowali Ana i Jeremy ...”- myślała, wychodząc na zewnątrz. Pogoda dziś dopisywała. Jess stanęła w pełnym słońcu na schodach i odetchnęła głęboko. W gardle miała pustynię, spowodowaną ciągłym gadaniem. Na początku każdej lekcji musiała się przedstawiać, gdyż łączono grupy. Nie była w tym zbyt wylewna, ani razu nie wspominając o adopcji. Chciała raz na zawsze zamknąć ten rozdział swojego szesnastoletniego życia.
Koło krótkowłosej dziewczyny przechodziło wiele par i grup przyjaciół, na których widok, poczuła ukucie w sercu. Aczkolwiek wiedziała, że nie może się zniechęcać. „To dopiero pierwszy dzień” - powtarzała w myślach, rozglądając się po parkingu. Samochód Justina stał obok boiska, a on sam dołączył się do gry, którą rozgrywali jego przyjaciele. Wszyscy muskularni i przystojni zupełnie jak on.
          Prychając z głupoty swoich myśli, ruszyła w ich stronę. „Justin przystojny ?”- jej własna podświadomość miała ochotę śmiać się głośno i turlać po podłodze.
Kiedy stanęła obok samochodu, jeden chłopak spojrzał tylko na nią i lekko się uśmiechnął. Policzki Jess zaróżowiły się, stwierdzając, że to najmilszy gest, którym została dziś obdarowana. Z całych sił starała się nie przypominać o dziewczynach, które wyśmiały ją dziś rano. Zdawała sobie sprawę, że robią to tylko, by ją pogrążyć, ale nie chiała im dać tej satysfakcji. Podobny ból towarzyszył jej prawie codziennie, wiedząc z jakiego powodu została oddana do domu dziecka.

        - Znowu wygraliśmy, frajerzy! -Zawołał Jai, który oczywiście był w drużynie Justina. - Kian, musisz trochę urosnąć, żeby mierzyć się z nami! - Zaśmiał się, przybijając piątkę ze swoim bratem.

       - Zmierzmy się na pływalni, Brooks. - Parsknął Kian, mając świadomość, że bliźniacy nie są wielbicielami wody.

       - Przestań, dupku. - Warknął Juss. - Dobrze wiesz, że ostatnim razem, kiedy kazałeś Jaiowi się ścigać w wodzie, o mało nie utonął! I to była Twoja wina! - Krzyczał, podchodząc do chłopaka.

        -Nie broń tych ciot, Bieber.

       -Jeszcze raz, nazwiesz ich ciotami to potraktuję Cię tak, aby Twoja pieprzona Cię nie poznała!  - Warknął, a Kian po prostu odwrócił się i odszedł. Nie chciał chyba bardziej narażać się Justinowi. - Zapalimy?

Jess miała już dość milczenia oraz czekania, a paznokcie bolały ją  od wystukiwania rytmu na masce sportowego wozu.

        -Możemy jechać, Justin ? - zapytała, przechylając głowę w bok. Jeśli nadal postępowałaby według zawartej z Bieberem umowy, pewnie dojechaliby do domu dopiero wieczorem.

Justin znieruchomiał, słysząc jej głos. Piłka do kosza, którą trzymał wypadła mu z rąk, ale przed ucieczką uchronił ją Luke, zatrzymując nogą. Przyjaciele blondyna również zamilkli, a beztroskie uśmiechy zniknęły z ich twarzy, ustępując zdumieniu. Patrzyli zdezorientowani raz na siebie, raz na Justina, który zacisnął dłonie w pięść. Przecież mówił jej coś ...
„Ocho, chyba mam kłopoty”- stwierdziła w myślach Jess, spuszczając głowę, kiedy wściekły wzrok Justina spoczął na jej osobie.





------------------------------------


Witam serdecznie xx
Mamy nadzieję, że rozdział się spodobał i jesteście zadowolone, jak na razie,  z przebiegu sytuacji.

Zostawiamy Wam kawałek naszej pracy i prosimy o komentarze!
kochamy Was i jeśli to czytacie, to pamiętajcie, że jesteście piękne 😘♥
Pozdrawiamy!

9 komentarzy:

  1. Mega. *.* to byli slodkie jak ten chlopak sie do niej usmiechnal. :) czekam na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. super uwielbiam to :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurwa! Bieber chyba się wkurzy i to ostro :D podoba mi się ta pewność siebie u Jess, no i boli mnie serce kiedy Justin jest taki zimny dla Any:( cóż nie pozostaje mi nic innego jak napisac, ze rozdzial wyszedl zajebisty i czekam na nastepny :) lots of love x

    OdpowiedzUsuń
  4. oooooooooooo jaaaaaaaaaaaa ale czaderski rozdział czekam na rowinięcie daleszej akcji narazie jest super !

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. *Przepraszam za spam*
    Zapraszam Cię na moje fan fiction o Justinie Bieberze, z nietypową fabułą :)
    http://18th-street-jbff.blogspot.com
    "Życie na ulicy, bez środków do życia i dachu nad głową, nie jest dla słabych. Oni zdołali się o tym przekonać."

    OdpowiedzUsuń