-Justin ?
W pokoju,
urządzonym dość nowocześnie, jak większość domu, rozległo się ciche pukanie.
Ana przyłożyła dłoń oraz przybliżyła ucho z brylantowym kolczykiem, do
drewnianych drzwi. Z niecierpliwością nasłuchiwała, czy Justin już wstał, chcąc
z nim porozmawiać. Kiedy cisza przedłużała się, Ana przeniosła ciężar ciała na
drugą nogę i westchnęła.
-Justin ? - powtórzyła z większym naciskiem. Mimo to
starała się być cicho, aby nie obudzić reszty domowników.
-Ta ? - rzucił od niechcenia, ochrypłym głosem.
Wyłonił głowę spod kołdry, ale nie otworzył oczu. Przełknął nadmiar śliny
znajdujący się w gardle i wtedy poczuł przemożną chęć zapalenia papierosa.
Jednak był zbyt wykończony, aby teraz wstać. Marzył tylko o tym, aby Ana, jak
najszybciej odeszła od drzwi i dała mu święty spokój. Chociaż na jeden dzień.
Kobieta położyła dłoń na srebrnej klamce, zanim
spytała:
-Mogę wejść ?
Justin jęknął głośno i przeciągle, sygnalizując swoje
niezadowolenie. Tego było dla niego za wiele.
Kiedy on przewracał się na drugi bok, próbując
zniechęcić Anę do dalszych działań, ona już stała w progu, kręcąc głową.
Spodziewała się tego od początku, bo Justin nie był typem rannego ptaszka, a
budzenie go o wczesnych porach wymagało wielkiej cierpliwości, aby następnie
przez cały dzień tolerować jego humorki.
Brunet po chwili poczuł jej mocne perfumy. Nie znał
się zbytnio na markach, ale wiedział, że były dość drogie.
Ana czując presję naglącego ją czasu, jednym ruchem
zrzuciła kołdrę z chłopaka, po czym zobaczyła jego spojrzenie pełne wyrzutu.
Nie przejęła się tym. Musiała wyjaśnić pewne sprawy. Do tej pory, jako jedyna
kobieta w domu, tylko ona rządziła. Oczywiście Justin nigdy nie brał sobie tych
uwag do serca i robił wszystko po swojemu.
-Wstawaj. Musimy porozmawiać.
-Jest tak wcześnie. - jęknął, pocierając twarz dłońmi,
aby odgonić resztki snu. W gardle miał pustynię, a płuca tęskniły za dymem
papierosowym.
-Nie obchodzi mnie to, Justin. - odparła niewzruszona
narzekaniem syna. Skrzyżowała za to dłonie tuż pod piersiami, które przez ruch
wyeksponowały się bardziej i zaokrągliły.
Ten gest nie umknął Justinowi. Był fanem kobiecego
ciała i urody. Nie wliczając w to Jess. Dla niego była tylko dziewczynką,
jeszcze nie świadomą swoich atrybutów. Może się mylił, bo nosiła dziwnie
rozciągnięte, dziewczęce swetry i nawet to nie zniechęciło innych facetów na
ulicy, by uchwycić wzrok na takiej kruszynce. Oczywiście, jednym spojrzeniem
pokazał, gdzie ich miejsce.
-Ranek to nie jest czas na konwersacje - próbował się
targować.
Ana zacisnęła usta w cienką linię.
-Jest, jeśli nie podoba mi się twoje zachowanie.
„Zaczyna się”- pomyślał bezgłośnie, poddając się.
Ana obróciła się na pięcie i usiadła na krześle obok
biurka. Justin był przyzwyczajony do jej groźnego wzroku, wypalającego dziurę w
jego ciele, dlatego nie był speszony.
Poprawił się natomiast na łóżku i usiadł opierając się
o zagłówek.
-Więc, o co chodzi ? -spytał.
Mrużył oczy przez wpadające światło słonecznie, które
go raziło, ale mimo to dostrzegł kilka nowych zmarszczek wokół ust i oczu na
zadbanej twarzy swojej matki. Nie wiedział, czy słusznie ją tak nazywa, ale
zrobi wszystko, żeby się dowiedzieć. Ojciec namieszał już zbyt bardzo w jego
życiu.
Ana miała dziś na sobie granatową, dopasowaną sukienkę,
tuż za kolano i wyrazisty makijaż, a wysokie szpilki podkreślały jej chude
nogi.
-Dlaczego Jessica wczoraj zamknęła się w pokoju zaraz
po waszym przyjściu ?
Justin otworzył usta ze zdziwienia.
-Tylko nie mów mi, że nic ! - dodała nieco ostrzej. -
Wszystko widziałam.
Blondyn westchnął jedynie, podnosząc się z wygodnego
łóżka. Nie miał nawet pojęcia co powiedzieć, biorąc pod uwagę fakt, że
wcześniej jego przybrana siostra nie wyjawiała oznak smutku czy złości na jego
osobę. Wydawało mu się, że tym razem niczego nie spieprzył. Jednak musiał się
mylić...
- Zapytam jej, w porządku? - Westchnął swoim zaspanym, tudzież
zachrypniętym głosem.
- Tak będzie lepiej, maszeruj młody mężczyzno, póki nie jestem do końca
zdenerwowana. - Ana odparła, zaciskając pięści na swoim żakiecie.
- Przestań, mam dosyć tego, jak się zachowujesz matko. - Młody
Bieber warknął.- Nie mam pięciu lat, nie traktuj mnie jak gówniarza.
- Zachowujesz się jak gówniarz! - Krzyknęła. - Nie masz pracy, w
szkole nie wykazujesz się niczym specjalnym oprócz chuligaństwa a w domu nawet
nie szanujesz rodziny.
- Przestań! Nie mogę tego słuchać, nie mogę słuchać tego, że
wszyscy czegoś wymagacie. Nie jestem idealny. Przyjmij. To. Do. Wiadomości. -
Powiedział przez zaciśnięte zęby, oddychając ciężko. Kochał swoją matkę, ale
często nie miał ochoty z nią rozmawiać. Tak, jak z każdym oprócz jego braci.
Ostatnio tylko im ufał, tylko oni byli dla niego ważni...czuł, że wszyscy inni
go oszukują, wiedział, że tak jest.
- Mógłbyś przynajmniej się starać i sprawiać, że byłaby- Nie dane jej
było skończyć, ponieważ chłopak wyszedł z pokoju z impetem trzaskając drzwiami.
Gdy znalazł się na korytarzu, odetchnął głęboko i skierował się do pokoju Jess.
Nie miał ochoty z nią rozmawiać, ale czuł, że...czuł, że musi.
- Jess? - Zapytał cicho, przekraczając próg jej sypialni. - Śpisz?
- Nie, czytam. - Odparła swoim rutynowym, miłym tonem. - Wejdź,
jeśli masz ochotę.
- Matka mówiła, że jesteś smutna. - Wyjaśnił, siadając na wielkim
fotelu przy drzwiach. - Nie żebym się przejmował, ale jeśli to z moje winy
to...ugh nie chciałem.
- To przeprosimy? -Zadrwiła, nie odrywając wzroku z lektury. -
Justin, to na prawdę nie Twoja sprawa.
- Skoro tak mówisz. - Wzruszył ramionami. - Gdybyś jednak
stwierdziła, że to przeze mnie to... daj znać.
- I co wtedy? - Zmrużyła oczy, nie rozumiejąc chłopaka.
- Pozwolę Ci mnie uderzyć w twarz lub brzuch. - Powiedział
z poważną miną, na co dziewczyna zachichotała.
- Okay, pomyślę. A teraz idź, bo będę dzwonić do mojej
przyjaciółki. - Westchnęła, dając rękoma znak Justinowi, aby opuścił jej
sypialnię.
***
Zaraz po
wyjściu Any, Jeremy również postanowił wybrać się na siłownię. W czarną torbę
firmy Nike spakował wszystkie potrzebne rzeczy i przystanął przed pokojem
Justina. Chłopak z nagą klatką piersiową, stał na balkonie. Jedną rękę trzymał
na barierce, a druga zbliżał papierosa do jego ust. Jeremy miał wielką ochotę
spędzić trochę czasu z synem, szczególnie że zauważył, jak oddalają się od
siebie. Trwało to niedługo, ale mężczyzna nie rozumiał, dlaczego tak się
dzieje. Oczywiście, dobrze znał charakter Justina, ale dzisiejsze jego słowa
zraniły go prosto w serce.
-Nie mam ochoty, tato. - zbył go prostymi słowami,
wypuszczając obłok białego dymu spomiędzy malinowych, idealnie wykrojonych
warg.
Jeremy z zawiedzeniem pokiwał głową i wyszedł.
-Mam dość, kurwa. - wyrzucił z siebie jednym tchem
młody Bieber. Ostatni raz zaciągnął się skrętem i niedbale upuścił go na
zieloną trawę.
Nie mógł przyswoić tego, jak egoistyczny jest jego
ojciec. No tak, przecież o niczym nie wiedział ... Nie wiedział, że jego syn
coś podejrzewa. Nie wiedział, że ukradł mu wyciąg z banku i nie wiedział, że
tylko na tym nie poprzestanie.
Justin wszedł do pokoju, zasuwając za sobą drzwi, aby
nie było przeciągu. Dzisiejszy dzień charakteryzował się rześkim wiaterkiem, a
słońce toczyło bitwę z chmurami deszczowymi.
Chłopak już wiedział, co zrobić, aby pozbyć się
frustracji. Oczywiście nie był zły na Jess za wczoraj. W końcu jego
zatwardziałe sumienie złamało się i przyznało rację, że to on był winny całej
tej sytuacji.
Głaszcząc się otwartą dłonią po nagiej skórze na
klatce piersiowej, rozglądał się za czymś, co nadałoby się do ubrania. Jednak
szybko zrezygnował, zakładając brudny T-shirt. Szybko wyszedł z pokoju, nie
chcąc oglądać bałaganu panującego w jego pokoju.
Zatrzymał się na chwilę w kuchni. Z lodówki wyjął
mleko, zapełnił nim szklankę, w szafce odnalazł ciasteczka oreo i z całym
zapasem powędrował do piwnicy. Z kieszeni spodenek wyjął złoty klucz i otworzył
drzwi.
W pomieszczeniu unosił się kurz oraz zapach
zaschniętej farby. Odłożył jedzenie na mały stoliczek i otworzył okno,
wpuszczając świeże powietrze. Dopiero w takich warunkach mógł się odprężyć
poprzez pracę.
Usiadł na
piętach naprzeciwko sztalugi. Wisiało na nim puste płótno. Ostatnim razem gdy
tu był nie mógł skupić się na malowaniu. Wyobraźnia podsuwała mu same smutne
obrazy i kolory o wszystkich, jaśniejszych i ciemniejszych, odcieniach czerni i
szarości. Zanim tu przyszedł pierwszy raz natrafił na dowód, który poskutkował
powątpiewaniem, czy Ana na pewno jest jego matką. Tego dnia usłyszał rozmowę
Jeremy'iego przez telefon:
- Nie
możesz, nie pozwalam Ci. - Słyszał, jak jego ojciec warczy do słuchawki
telefonu.
-
Umawialiśmy się, że ja płacę, a Ty nigdy nie pojawiasz się w jego życiu! - Głos
Jeremiego zagrzmiał po raz kolejny. Justin zadrżał, przez niewiedzę, która
wypełniła jego wnętrzności.
- Nie
obchodzą mnie jego bracia, nie obchodzisz mnie Ty! - Krzyczał szeptem, gdyż
miał świadomość, że nie był sam w domu. - Nie pozwolę Ci zniszczyć mojej
rodziny. Jeśli zbliżysz się do mojego domu, przestanę płacić, a wtedy
zdechniecie. - Justin słyszał, jak dorosły mężczyzna z impetem kończy rozmowę,
odrzucając telefon na drugi koniec biurka. Młodzieniec nie miał pojęcia co się
działo, lecz wiedział jedno: jego życie prawdopodobnie nie jest takie, jakie mu
się wydawało.
Głowa pękała mu na samo
wspomnienie tego feralnego dnia, a raczej wczesnego popołudnia, kiedy urwał się
z lekcji. Aby odgonić złe myśli, sięgnął po pędzel, najcieńszy z pokaźnej
kolekcji.
Na początku chciał
namalować same kontury sylwetki Seleny, jej ślicznej twarzy i idealnego ciała.
Uważał, że to będzie najlepszy prezent, aby jutro przeprosić swoją ukochaną i
opowiedzieć o zmianach w jego życiu. Wiedział, że Selena kocha jego tak, jak on
ją, więc przyjmie to lepiej niż on sam.
Jess już około godziny leżała bezczynnie, a na jej
ciele pojawiały się ciarki. Kołdra spoczywała na podłodze obok łóżka. Dodatkowo
założyła dość krótką piżamę, na którą składała się za duża koszulka i krótkie
szorty.
Była sparaliżowana rozmową, którą odbyła z Justinem. Z
pewnością nie chciała, aby tak to się skończyło. Pozwoliła złości przeniknąć do
jej środka i przejąć kontrolę nad sobą. Nienawidziła tego z całego serca,
bowiem twierdziła, że wkurzanie się nie wyjaśni żadnej sytuacji. Dodatkowo nie
zadzwoniła do Taylor tylko dla tego, że przyjaciółka wyczułaby jej roztargniony
głos i mogłaby pomyśleć, że wcale nie jest tutaj szczęśliwa.
Wzdychając z żałością, przewróciła się na drugi bok,
wsłuchując w każdy krok Justina. Była zaskoczona echem panującym w tym domu.
Teraz naprzeciwko siebie miała okno i wychodzące
słońce, które witało się z mieszkańcami. Niebo było niebieskie i całkowicie
bezchmurne. Od czasu do czasu można było usłyszeć klakson i przejeżdżający
samochód.
Stwierdziwszy, że Justin zaszył się już w jednym
miejscu, wstała w szybkim tempie ogarniając pokój. Porządnie zaścieliła łóżko,
nieświeże spodnie wrzuciła do kosza na pranie, a szklankę po mleku włożyła do
zmywarki, gdy znalazła się w kuchni. Ana, jak zwykle, zostawiła na blacie dwa rogaliki
na śniadanie dla niej i Justina. Jess zdążyła się już przyzwyczaić do
opiekuńczości swojej przyszywanej mamy. W domu dziecka nie doświadczyła czegoś
tak sympatycznego. Panie tam pracujące traktowały tą pracę jako obowiązek i nie
wkładały w to pasji.
Choć francuskie ciasto wyglądało apetycznie, Jess nie
była w stanie go zjeść, jej żołądek ścisnął się w ogromny supeł, gdy powolutku
zmierzała w nieznanym kierunku, pomagając sobie małymi kropkami mleka na
podłodze, które zostawił Justin.
Chłopak właśnie kończył kontury szyi swojej ukochanej,
kiedy drzwi otworzyły się, a do środka weszła Jess.
Chociaż Justin nikomu nie pozwalał tutaj przychodzić,
jej nie miał serca odprawić z kwitkiem. Swoją pracownię traktował, jako swoją
własną oazę, którą sam stworzył.
Odwrócił się w stronę dziewczyny. Chciał się przywitać,
lecz ona zaczęła pierwsza.
-Przepraszam.
Jess spuściła głowę, lekko zmieszana.
-Za co ?
Justin zmarszczył brwi w niezrozumieniu.
-Słyszałam dziś rano ... Potem przyszedłeś ... Ja
Cię olałam ... - urwała, kiedy jej brat wstał z podłogi. Przestraszyła się
tego, że mogła go zdenerwować i lekko struchlała.
-Nie przejmuj się tym, okej ? Już jest dobrze.
Podszedł do niej i ujął za podbródek, by na niego
spojrzała. Jej brązowe oczęta były skąpane w poczuciu winy. Im dłużej w nie
patrzył, tym bardziej bolało go serce.
-I nie bój się mnie. - oznajmił. Na usta Justina
wpłynął szeroki uśmiech.
Jess rozluźniła się lekko, chociaż nadal była speszona
wzrostem swojego brata, który nad nią górował. Będąc obok niego czuła się, jak
malutka roślinka, która musi uważać, aby nie przyćmiły jej większe.
Justin odsunął rękę, która dotykała delikatnej skóry
jego siostry, a teraz bezwiednie zwisała wzdłuż jego ciała, kiedy wracał do
sztalugi. Ponownie usiadł na podłodze, uważając temat za zakończony i wziął do
ręki brązową farbę wraz z pędzlem, aby ożywić włosy jego ukochanej.
Jessica chwilę rozglądała się po pracowni Justina,
czekając, czy aby jej stąd nie wyprosi. Przygotowała się na to, że powie coś
niemiłego, aby ją stąd wyprosić. Zdziwiła się, kiedy tak po prostu powrócił do
wcześniejszego zajęcia, zanim mu przerwała.
Widok przystojnego chłopaka, poddającego się swojej
pasji, ścinał z nóg, zapierał dech i blokował dopływ krwi do mózgu. Było w tym
coś magicznego i wspaniałego. Skupienie malowało się na twarzy Justina przez co
wydał się dla Jess jeszcze straszy.
Po cichutku pokonała dzielący ich dystans i usiadła
obok. Nie była dobra z matematyki i źle obliczyła, gdzie dokładnie mogła
usiąść, przez co kolana tej dwójki stykały się. Zaskoczona Jess na początku
głośno wciągnęła powietrze do płuc i lekko się zarumieniła, lecz nie miała
odwagi się odsunąć.
Justinowi nie umknął pojawiający się czerwony kolor na
twarzy siostry. Stwierdził nawet, że wyglądała słodko, choć nie potrafił
zignorować dziwnego uczucia, które pojawiło się, odkąd jego skóra dotykała jej.
-Kto to ? – zagadnęła Jess.
-Selena. – oznajmił zdawkowo. Jednym, sprawnym
pociągnięciem pędzla sprawił, że włosy dziewczyny stały się bardziej
błyszczące.
-Selena ?
Brunetka uniosła brwi.
-Moja dziewczyna.
Jess z uwagą obserwowała, jak na twarzy Justina
pojawia się uśmiech. Poczuła się odrobinę dziwnie i wcale nie wiedziała
dlaczego.
-Jaka jest ?
-Wspaniała. – skwitował krótko. – W życiu nie
spotkałem lepszej dziewczyny od niej.
Ta krótka wypowiedz utwierdziła Jess, że Justin jest
po uszy zakochany. Wystarczyło tylko spojrzeć na te tańczące w oczach iskierki,
gdy o niej mówił.
Teraz poczuła się odrobinę niezręcznie przez ich
kolana, które nadal do siebie przylegały. Chwilę patrzyła, jak obraz nabiera
kolorów i stwierdziła, że na pewno widziała w szkole tą dziewczynę.
-Nie uważasz, że jest odrobinę za nudy ? – spytała,
chcąc zażegnać napiętą atmosferę. Ale czuła ją tylko ona. Justin nadal był
zrelaksowany i dobrze wiedział, dlaczego tak nagle podniosła się i przysunęła
bliżej obrazu.
-Co masz na myśli ?
Uniósł brwi.
-To.
Justin nie zdążył zareagować, bo Jess w błyskawicznym
tempie włożyła rękę w fioletową farbę i odbiła ją na płótnie; na środku bluzki
Seleny.
-Kurwa , Jess ! – krzyknął z rozpaczą. Rzucił pędzel
na podłogę i złapał Jess za ramiona, odciągając od obrazu. Dziewczyna
wylądowała na podłodze, śmiejąc się głośno, a Justin tuż obok, przyciskając jej
ciało do zakurzonej podłogi.
Mimo to Jessica nadal nie potrafiła się uspokoić. Po
części śmieszyła ją powaga i złość wymalowana na twarzy Justina. Wcale nie
żałowała tego co zrobiła, ale również nie chciała go wkurzyć.
Młody Bieber z góry przyglądał się siostrze i jej
radości, która teraz przerodziła się w cichy chichot. Chciał być wściekły, ale
nie potrafił. Chciał na nią nawrzeszczeć za ten występek , ale nie mógł, bo po
chwili sam zaczął się śmiać.
Puścił jej ramiona, aby nie zrobić krzywdy tak kruchej
osóbce i spuścił głowę. Jego niesforne włosy dotykały bluzki na brzuchu Jess,
ale oboje się tym nie przejęli. Ich łączące się śmiechy były cudowną muzyką i
całkiem przyjemną dla uszu.
Jess jako pierwsza przestała się śmiać i z chęcią
wsłuchiwała się w odgłosy wydawany przez Justina. Kątem oka spojrzała na obraz i z dumą stwierdziła, że odrobina
szaleństwa wcale go nie popsuła. Dzięki odrobinie fantazji stał się bardziej
realistyczny.
-Jess .
Wzrokiem powróciła do Justina, który wypowiedział jej
imię szeptem. Poczuła się, jak uwięzione w klatce zwierze, kiedy skanował jej
twarzy wzrokiem.
-T-tak ?
W jej gardle pojawiła się ogromna gula,
uniemożliwiająca mówienie. Jego oczy stały się jeszcze ciemniejsze niż
wcześniej i zdecydowanie bardziej hipnotyzujące.
-Ufasz mi ?
-T-tak.
Przytaknęła zdezorientowana. Serce Justina zabiło
mocniej, bo takiego właśnie zapewnienia potrzebował. Jess była dla niego
ostoją, która pomoże, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba.
-To chodź. – wstał pierwszy i podał rękę siostrze.
-------------------------------------------
Hejka !
Troszkę zagadkowe zakończenie rozdziału, ale ogółem bardzo Nam się podoba.
Tak naprawdę miał on się pojawić wczoraj, ale Alex złapała burza i nie dała rady go sprawdzić ;)
Dajcie znać, jak Wam się podoba ! :D
Do zobaczenia, kochani :*
Alex i Pam Lam
O kurwa ! Cudowny ! O japiedole. Czekam na nastepny <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudowny. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału !
OdpowiedzUsuńsuper nie moge sie doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuńhmm jestem ciekawa gdzie ja zaprowadzi i super ze sie dogaduja
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny! Czekam na następny xoxo
OdpowiedzUsuńCudo!!! Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńZakochałam się, zwłaszcza w ostatniej scenie! Tak bardzo nie mogę się doczekać jak zbliżą się do siebie bardziej :D
OdpowiedzUsuńKolejny dodaj trochę szybciej :3
O Jezuuu cudo!! Kiedy następny? Nie moge sie doczekać:(❤️❤️
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńTego nie mogę przewidzieć dokładnie, ale postęp jego pisania można sprawdzać teraz po prawej stronie bloga. Informacje są na bieżąco uaktualnianie :)
UsuńPozdrawiam, Alex :*