Justin naprawdę nie trawił nowej twarzy w ich
paczce. Nie mógł znieść myśli, że ten był w stanie położyć swoje brudne łapska
na Jessice. Dlatego, gdy ujrzał Jaka idącego z na przeciwka, przełknął głośno
ślinę i zacisnął pięści.
- Co Ty tutaj do cholery robisz? - Bieber
warknął, nie chcąc widzieć Jaka w pobliżu jego magazynu. Stary budynek był
mroczną częścią jego życia i nie mógł pozwolić, by jakiś dzieciak zepsuł
wszystko na co zapracował; licząc w tym zaufanie Jessici do jego osoby. Gdyby
nie chudy chłystek, on nie byłby wkurwiony, a Jess nie zanosiłaby się płaczem.
Sam nie rozumiał dlaczego nie pozwala siostrze
spotykać się z chłopakowi. Nie trawił myśli, że ktoś inny mógłby pojawić się
przy jej boku, niż on. Rozumiał, że to zbyt samolubne, ale inaczej nie
potrafił. Czuł pociąg do własnej siostry i z każdym dniem dokuczał mu coraz
bardziej, kierując go do piekła, choć i tak wiedział, że tam trafi. Uczynił
zbyt wiele zła, by dany mu był wieczny spokój.
Na twarzy Jake'a pojawił się kpiący uśmieszek, a
Justin wyrzucił papierosa. Przeczuwał, że ta rozmowa nie będzie należała do
najprzyjemniejszych.
-Zluzuj poślady, stary. - Jake zaśmiał się stając
odrobinkę dalej Biebera, który dopiero teraz zauważył samochód Jack'a schowany
nieco za drzewem. Blondyn zauważając gest Justina, włożył ręce do kieszeni
spodni tak, aby wystawały z nich tylko kciuki, i wyprostował się. - To Jack
poprosił mnie, abym tu z nim przyjechał.
To zezłościło młodego Biebera jeszcze bardziej.
Teraz nie wściekał się tylko na 18-latka, ale i Jack'a , który go tutaj
zaprosił.
-Po jakiego chuja ? - spytał ostro.
-Powiedział tylko, że musi nad czymś pomyśleć, a
Ty będziesz mu potrzebny. - wyjaśnił szczerze Jake, a Justin zwrócił honor
Jack'owi, bo chociaż w tej sytuacji zachował dyskrecję. Kto wie, co zrobiłby
Jake, gdyby dowiedział się, że Jack planuje kolejny napad.
-Spoko. - przytaknął Justin, odpychając się od
blaszanej ściany, o którą opierał się, paląc papierosa. Odwrócił się plecami do
Jake'a i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Ociężale podniósł rękę z
drogim zegarkiem i spojrzał na godzinę. 12.35. Uciekł ze szkoły tylko po to, by
spotkać głupiego kuzyna Gilinsky'iego, a za dwie godziny będzie musiał powrócić
tam, by odebrać Jessicę.
Kiedy plany powrotu tworzyły się w jego głowie i
ustalały swoją sekwencję, Bieber przypomniał sobie o wczoraj.
Zatrzymał się nagle, zupełnie nie przewidując, że
jego ciało samo zareaguje w ten sposób.
-Wiesz co ... - zaczął brunet zupełnie spokojnie,
zerkając na Jake'a zza ramienia. - Chyba o czymś zapomniałem.
Justin nigdy nie stawiał tak potężnych kroków,
ciągnąc w stronę zdezorientowanego chłopaka, który nawet nie zdążyłby uciec
przed ciosem Justina. To uderzenie oddawało całą złość i frustrację, jaką czuł
do osiemnastolatka i musiał przyznać, że nawet mu ulżyło, a Jessica miała
racje. Zabiłby go, gdyby zrobił jakikolwiek kolejny ruch ku jej kruchej osóbce,
a następnie uciął ręce oraz przyrodzenie i oddał zwierzętom w zoo na obiad.
Czerwona ciecz, budująca swoją własną drogę z prawej
dziurki to brody, pojawiła się na twarzy Jake'a. Chłopak osłabł po tak mocnym
uderzeniu i ledwie trzymał się na nogach, próbując zatamować krwotok.
-Należało Ci się, szczeniaku. I wcale to nie było
za nic. -wysyczał Justin.
-Ty jesteś pojebany !! - krzyczał oburzony Jake.
Teraz naprawdę zaczął się bać Biebera, bo on nie cofnie się przed niczym.
-Stul pysk. - w niezbyt przyjemny sposób, uciszył
go brunet, który nie chciał, aby Jack dowiedział się o całym zajściu. - Jeszcze
raz twoje brudne łapska dotknął Jessici to nie będzie tak przyjemnie, jak dziś.
- ostrzegł. - Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad powrotem do tej zasranej
dziury, z której przyjechałeś.
-Jack'owi bardziej zależy na mnie niż na tobie !
- bronił się. Justin uśmiechnął się ironicznie.
-Żebyś nie zdziwił się młody, zadrwił,
przybliżając się do niego. Jake utrzymywał twardy wyraz twarzy, chociaż pod tą
maską, malował się strach. - A teraz spierdalaj stąd.
Na pożegnanie Bieber „delikatnie" podciął
młodzieńcowi nogi, który sekundę później leżał na ziemi.
Justin czasami w ogóle nie mógł pojąć ani
zrozumieć swoich działań, ale wiedział, że zaczyna czuć jakieś chore gówno do
Jessici. Owszem, był zakochany w Gomez i myślał, że to właśnie była miłość,
lecz teraz? Kiedy jedyne o czym potrafił myśleć to jego siostra? Nie był pewien
swoich uczuć, nie był pewien nawet, co oznaczały. Za wszelką cenę chciał
chronić siostrę i to nie w sposób, w jaki brat powinien chronić rodzeństwo. Był
gotów na wszystko. I dzięki temu, zaczął pojmować, że miłość to nie tylko czułe
słówka i pocałunki, lecz także opieka. Co działo się z młodym Bieberem? Sam
pogubił się w oczach swojej siostry, jakiś błędach i marzeniach o wielkich
napadach. Był popieprzony, lecz tylko ten sposób życia sprawiał, że blondyn
czuł się żywy.
Nie chciał dłużej rozmyślać nad swoim życiem,
dlatego zostawił Jake'a na brudnej kostce brukowej i powędrował do magazynu,
dla pewności zakluczając za sobą drzwi. Jack nadal pozostawał w pozycji
stojącej, czyli takiej w jakiej zostawił go Justin przed wyjściem, ale teraz na
laptopie na przeciw niego widniała strona sklepu jubilerskiego.
Młody Bieber podszedł do przyjaciela, zatrzymując
się obok niego, a wzrok kierując na świecący ekran.
-Jak idzie ? - zagadnął, chociaż jego głos nie
wyrażał żadnych emocji. Jednak wewnętrznie Justin wiedział, że ten napad, a
raczej zarobione z niego pieniądze, będą mu potrzebne, by zapłacić za robotę,
którą wykonywał wynajęty detektyw. Kiedy w grę wchodziły takie sprawy Justin
nie wahał się przed niczym.
-Wszystko zaplanowane ! - w przeciwieństwie do
brunetka, Jack nie krył podekscytowania. Z uśmiechem na ustach wyłączył stronę
internetową sklepu i zamknął ekran laptopa. - Sklep otwarty jest od 9-16.
Wejdziemy tam kilka minut po 15, wtedy ruch jest mniejszy i nie ma mowy, by nas
zauważono. Właściciel odwiedza sklep tylko raz w tygodniu, a sam pracownik jest
mało szkodliwy. Nafaszerujemy go czymś, pójdzie w kimę, a my mamy wolną rękę.
-A kamery ?
-Pikuś. Drzwi od magazynu są zawsze otwarte w
czasie kiedy sklep jest czynny, więc to robota dla Nash'a. Zakradnie się i po
prostu je wyłączy. - wytłumaczył.
- Masz rację. - Przyznał Bieber. - Potrzebujemy
osoby, która będzie stała na czatach. Nie chcę mieć policji na plecach. -
Warknął, przez co ciarki przeleciały przez plecy Jacka.
- Możemy postawić Luka od wschodu i Jacka od
południa. My wejdziemy od strony zachodniej, a od północy rozciąga się las.
- Lukę będzie nam potrzebny w środku.. - Mruknął,
po czym zaczął intensywnie przyglądać się swoim dłoniom. - Poinformuj
Nash'a, że kiedy wyłączy kamery musi opuścić sklep i udać się na wschodnia
stronę. Nie chcę widzieć go podczas roboty w środku.
- Tak jest. - Gilinsky przytaknął czując
niesamowity respekt do Justina. Wiedział, że w sprawach napadów jest
niezastąpiony.
- Mój bus będzie zaparkowany w lesie, więc ktoś
po prostu podjedzie nim pod tylne wyjście. - Dodał brunet, zmierzwiając swoje
włosy.
- Świetnie. - Powiedział bez namiętnie. Wszystko
trzymał w sobie, jak urodzony profesjonalista. - Dzwoń po wszystkich.
Chcę Was widzieć o 14 w naszym magazynie. - Po czym wyszedł, zostawiając
Jacka razem z jego podekscytowaniem i strachem.
Światła samochodu zamigotały na pomarańczowo,
kiedy Justin otworzył go jednym przyciskiem na małym pilocie, przywieszonym
razem z kluczykami. Docierając do swojej zabawki rozejrzał się jeszcze wokół,
ale nigdzie nie dostrzegł osoby, której zmasakrował dziś nos. I to sprawiało,
że poczuł się, niczym zwycięzca.
Z cwanym uśmieszkiem zajął miejsce kierowcy i bez
przypinania pasów, wyjechał na utwardzaną drogę. Niemalże od razu na liczniku
pojawiło się 120, a brunet wolną ręką uruchomił radio. W głośnikach rozbrzmiała
piosenka „In the end” zespołu Black Veil Brides, której rytm Justin wybijał
palcami, zaciśniętymi na kierownicy.
Z pełną gracją wymijał kolejne samochody, których
prędkość nie przekraczała 80. Justin już przed kilkunastoma kilometrami powinien
spuścić z gazu, gdyż wjeżdżał do terenu zabudowanego, ale nawet nie zwracał na
to uwagi.
Trzy minuty przed umówioną godziną, zajechał na
parking szkoły jego i Jess. Zaparkował dosyć blisko wejścia i zupełnie nie
przejmując się tym, że Andy z 2D nie wyjedzie przez jego auto.
Justin zgasił silnik i z westchnięciem, opadł
beztrosko na fotel. Jego głowa zwrócona była do szyby, dzięki czemu mógł
obserwować wszystko co działo się przed szkołą.
Wyciągnął rękę, by ściszyć radio, w którym
zaczęły lecieć same taneczne piosenki, których chłopak nie znosił. W tym samym
momencie zabrzmiał dzwonek, a drzwi szkoły szeroko się otworzyły. Duża ilość
uczniów wychodziła na zewnątrz czasami przepychając się, aby tylko szybciej
wyjść z budynku. Tylko Justin i jego przyjaciele mieli przywilej pierwszego
wychodzenia, bo nikt nie chciał zaliczyć upadku, jak dzisiaj Jake.
Kilka sekund później z morza osób wyłoniła się
chuda sylwetka Jessici. Justin z zaangażowaniem przyglądał się, jak dziewczyna
z szerokim uśmiechem żegna Amandę, a na końcu, przed rozejściem się, obie
przytulają się. Na ustach bruneta majaczy się mały uśmiech, a jego wargi
drgają, gdyż on sam nie chce pozwolić sobie na zbytnie podekscytowanie. Chociaż
naprawdę jest szczęśliwy, że Jess ma przy sobie kogoś takiego, jak Amanda,
która może się nią zaopiekować, gdy Justina nie ma w szkole. A zdarza się to
naprawdę często.
Młody Bieber dobrze zdawał sobie sprawę, że
dopiero teraz zaczął ufać dziewczynie, za którą ugania się Luke.
Jessica, z dziecięcą radością, zeskoczyła ze
schodów szkoły i od razu rozpoznała samochód Justina. Chwyciła mocniej swój
plecak, by nie ześlizgnął się jej podczas biegu i w ciągu trzech sekund
otwierała drzwi auta. Z lekką zadyszką wślizgnęła się na siedzenie, odrzucając
plecak z książkami na tylnie siedzenie.
-Hejka ! - przywitała się z szerokim uśmiechem
skierowanym do Justina. W chłopaku coś się poruszyło. Miał ochotę odpowiedzieć
jej tym samym, ale szybko zrezygnował.
-Cześć. - odpowiedział tylko zdawkowo. Kiedy
dziewczyna zapinała pasy, on odpalił silnik, powoli cofając, a następnie ruszył
przed siebie z charakterystycznym piskiem opon. -Jak było w szkole ? -
zagadnął. Chwilę potem zdał sobie sprawę, że dopiero teraz zachowywał się, jak
prawdziwy brat, nie jego pieprzona imitacja, która czuje pieprzony pociąg
seksualny do siostry.
-Całkiem spoko. - przyznała. -Dostałam nawet 5 z
angielskiego !
-Rodzice będą zadowoleni. - przyznał z poczuciem
dumy, ale to ocuciło entuzjazm Jessici, która nie wiedziała, jak do końca ma
interpretować słowa Justina Uśmiech zdobiący jej twarz pobladł, a w samochodzie
zapanowała niezręczna cisza przerywana przez muzykę płynącą z głośników.
-Justin ... Czy Ty byłeś w szkole ? - nie
chciała, ale to samo wyszło z jej ust. Może i rodzice nigdy nie powiedzieli
tego na głos, ona i Justin doskonali wiedzieli, że bardziej uważają Jessicę, bo
to ona dobrze się uczy i jest spokojna, a Justin niepokorny. Młody Bieber miał
do nich żal, ale w takim wydaniu on czuł się sobą nie kimś kogo musi udawać.
Poniekąd to i oni go zmienili, chowając przed nim tajemnice, z którymi walczy.
On poszedł na wojnę z cholernie mieszanymi uczuciami i tylko dzięki swojemu zaparciu
i determinacji, ma szansę ją wygrać.
-A czy Ty przypadkiem nie próbujesz mnie
kontrolować ? - spytał spokojnie Justin, będąc nadal skupionym na rozciągającą
się przed nim jezdnią.
Jessica była zaskoczona aurą opanowania, którą
emanował w tamtej chwili Justin. Tak naprawdę spodziewała się kolejnego
wybuchu, ale również cieszyła, że to się nie stało. Rana z wczoraj nadal była
świeża i bała się, że bandaż ją okalający mógłby w każdej chwili spaść wraz z nią.
-Nie kontroluję Cię, Justin. Chce się troszczyć.
- wytłumaczyła cienkim głosem, bawiąc się spoconymi dłońmi na swoich kolanach.
-To ja powinienem się o Ciebie troszczyć,
ptaszyno. Ja, nie Ty- oznajmił dobitnie, skręcając w prawo. Na policzki Jessici
wpłynął jasny róż i więcej nie potrafiła się odezwać.
„...troszczyć, ptaszyno”. Jak to pięknie i
dojrzale brzmiało w jego ustach. - rozmyślała, wyglądając przez szybę.
Kiedy rodzeństwo kilkanaście minut później
dojechało na miejsce, oboje rozeszli się w różne strony, będąc w domu. Jessica
postanowiła odrobić lekcję, by wieczór mieć wolny, zaś Justin, rzucając w kąt
plecak, powędrował do swojej pracowni. Czuł wewnętrzną potrzebę pojawienia się
tam szczególnie, że do zaplanowanego napadu zostało już naprawdę niewiele.
Bieber, jak i reszta jego paczki, zawsze się stresowali. Wtargnięcie i
obrabowanie sklepu nie było zwykłym przedsięwzięciem, ale niebezpiecznym i
ryzykownym, dlatego nie mogli zignorować strachu czającego się z tyłu główny. W
takich sytuacjach młodemu Bieberowi pomagało malowanie, dla którego ostatnio
nie miał w ogóle czasu.
Ciche strzyknięcie w drzwiach oznaczało, że
zostały one otwarte. Justin wszedł do środka, ignorując nieprzyjemny zapach i
kurz, unoszące się w powietrzu. Delikatnie przymknął za sobą drzwi i włożył
klucz do kieszeni spodni, aby później nie schować go do specjalnie
przygotowanej skrytki w szafie.
Rozłożona sztaluga stała na środku dumnie
prezentując niedokończony portret Seleny. Serce lekko zakuło Justina na
przypomnienie chwili, w której kochał ją bezgranicznie, i niemalże od razu
zdjął go odstawiając w kąt, bowiem wiedząc, że na razie nie zostanie on
dokończony. A może nawet nigdy.
Justin nie czuł już nic do Seleny, ale nie
nienawidził jej, ponieważ mimo wszystko dzielił z nią piękne wspomnienia, a one
były dla niego bardzo ważne. Wiedział, że kiedyś może stracić wszystko -
zajęcie, rodzinę, przyjaciół - ale mimo to, będzie miał możliwość powrotu do
dni, kiedy miał to wszystko.
- Może wszystko byłoby dobrze, gdybym nie
był takim pieprzonym bałaganem. - Mruknął, czując jak cisza w pokoju, zaczyna
przeszywać go na wskroś. Samotność. Cóż, chłopak był samotny nawet w miejscu
pełnym ludzi. Nawet z przyjaciółmi.
- Nie ma miejsca, do którego należę. - Wyszeptał,
ściskając rączkę pędzla w dłoniach. To nie był jego dom, to nie była jego
rodzina, a jego odbicie w lustrze nie było nim.
- Nic nie zabija mnie tak bardzo, jak mój umysł.
- Jego szept przeobraził się w coś podobnego do szlochu, którego skutkiem były
małe, pojedyncze łzy spływające po policzkach blondyna. Nikt nie miał pojęcia,
co przeżywał i jaką bitwę toczył ze sobą każdego dnia. Już nie wiedział,
jak się czuje. Czy czuł w ogóle?
- Justin? - Chłopak usłyszał cichy głos
dochodzący zza drewnianej powłoki. - Przepraszam, że Cię nachodzę, ale się
martwię...- Jego dłonie automatycznie starły słone krople z twarzy.
- Nie powinno Cię tutaj być, wyjdź. -
Warknął, odwracając głowę. Nie chciał, aby Jess widziała go w takim
stanie. Była to odsłona Biebera, której nikt nie miał prawa znać.
- Juss wiem, ze coś jest nie tak. Czuję to. -
Mruknęła. - Nie musisz się przede mną ukrywać. Bądź szczery chociaż raz. -
Przeszła przez próg, zbliżając się do brata. - Znam to uczucie, wiesz? Jesteś
kompletnie zagubiony, ale nie martw się. Ja też jestem. - Usiadła na zakurzonej
podłodze w bezpiecznej odległości od chłopaka.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz. - Prychnął,
spoglądając delikatnie na dziewczynę. - Ze mną wszystko w porządku, możesz
wracać do siebie.
- Czujesz się jakbyś spadał. Coraz głębiej
i głębiej w smutek, w czarną głębię, która nigdy się nie kończy. Mam rację? -
Zapytała, nie odwracając wzroku od blondyna.
- Dlaczego tak sądzisz? - Spytał, lecz dziewczyna
nie odpowiedziała. Spojrzała jedynie na swoje palce, nieśmiało łapiąc w dłonie
rąbek swojego swetra. - Ale masz rację. W sumie, sam nie wiem, czego chcę. Na
pewno nie chcę tego.. - Westchnął mierzwiąc swoje włosy. Dziewczyna tylko
przysunęła się bliżej niego i skierowała dłoń do policzka, czego następstwem
było delikatne głaskanie jego skóry uprzednio zwilżonej łzami.
- Będzie dobrze, tak? Masz mnie.
***
Jessica dokładnie i starannie zapisała ostatnie
zdanie rozprawki, którą zadała pani Allen, jako pracę domową. Odłożyła długopis
i potrząsnęła zdrętwiałą rękę od ciągłego trzymania narzędzie piszącego. Kartkę
z jej zapisami włożyła w teczkę, aby się nie pogięła, i uprzątnęła biurko.
Kiedy skończyła wraz z krzesłem obróciła się w stronę łóżka, marząc tylko o
tym, aby pójść spać. Nim jednak zdążyła podjąć konkretniejsze kroki niż
samo myślenie, niebo przeciął piorun, a dziewczyna stanęła na nogach, piszcząc.
Dopiero teraz zauważyła, że z nikąd pojawiły się ciemno-szare chmury, wiszące
nad miastem.
Niewiele zastanawiając się, co ze sobą począć,
zbiegła ze schodów, niemało co potykając się o własne nogi trzęsące od strachu.
Nienawidziła burz, nienawidziła głosu grzmienia, ani żółtych błyskawic.
Pierwsze co pojawiło się w jej głowie to odnaleźć
Justina. Niczym sarenka uciekająca przed wilkiem przebiegła przez kuchnie, nie
znajdując tam nikogo. Taka sama pustka i cisza panowały również w salonie.
Kiedy stanęła na środku owego pokoju, głośno dysząc, usłyszała dźwięk
zamykanych drzwi i kroki.
To był właśnie Justin, który postanowił zbierać
się, gdyż do napadu zostało już bardzo mało czasu. Czy zamierzał powiedzieć
Jess, że wychodzi ? Nie wiedział, czy powinien to zrobić, ale czuł, że lepiej
byłoby wyjść niezauważonym i oszczędzić ciekawskich pytań ze strony dziewczyny.
Jednak dziś los postanowił spłatać mu figla i wychodząc z zza rogu zobaczył
Jessicę. Jej twarz była blada, ona dysząca, a jej włosy potargane we wszystkie
strony.
-Co się stało ? - spytał zdezorientowany.
-T-Ty wychodzisz ? - odpowiedziała mu pytaniem na
pytanie, widząc, że skórzana kurtka idealnie opina się na jego ramionach.
Justin nie mógł nie wyczuć trzęsącego się głosu
dziewczyny, dlatego i on spiąl się lekko, martwiąc o to, jak potoczy się dalej
ta rozmowa. Po ich wymianie zdań w jegho „malarni" miał cichą nadzieję, że
nie spotka dziewczyny. Czuł się nieswojo po tym, jak rozpłakał się przed nią,
niczym małe dziecko. Nikt jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie.
-Tak, wychodzę, Jessi. - potwierdził, nieco
przeciągle, jakby wyczuwając, że dziewczyna może wciąć się w jego zdanie.
-O nie. - pokiwała przecząco głową. Gwałtownie obróciła
się na pięcie, jej włosy zatańczyły w powietrzu, a ona pobiegła do drzwi.
Stanęła na ich środku, przyciskając do drewnianej powłoki swój tyłeczek i
rozłożone szeroko ręce. -Nie możesz ! Nie zostawiaj mnie !
Oczy Justina podwoiły swoje rozmiary i przez chwilę
miał wrażenie, że dziewczyna kompletnie oszalała. Jeszcze godzinę temu była
pewna siebie, rozmawiając z nim i dotykając tak czule jego policzka, a w ciągu kolejnych
minut stała się spłoszonym zwierzaczkiem.
-Nie w burzę. - wyszeptała cienkim głosem, spuszczając
wzrok. Jej szybko bijące serce powoli odzyskiwało swój pierwotny rytm, a ona
wykończona biegiem, osunęła się w dół, dopóki jej pupa nie dotknęła podłogi.
Prawą rękę zebrała włosy na jedno ramię i przyciągnęła do klatki piersiowej,
kładąc czoło na obydwu kolanach.
Młody Bieber przekierował swój wzrok na okno i
dostrzegł tam tylko deszczowe chmury i oprócz tego nic podejrzanego. Nie miał
pojęcia, czym Jessica mogła się przestraszyć, skoro na dworze jest spokojnie.
Podszedł do niej i kucnął naprzeciwko jej
schowanej we włosach twarzy. Delikatnie odgarnął brązowe kosmyki choćby tylko,
aby zobaczyć jej zamknięte powieki i wytuszowane rzęsy, które teraz podwoiły
swoje rozmiary.
-Nie mogę Cię zabrać, ptaszyno.
-Dlaczego, Justin ? - zapytała płaczliwie, podnosząc
głowę.
-To nie jest miejsce dla ciebie. - wytłumaczył
spokojnie, jednak te argumenty nie podziałały na dziewczynę. Szybko wstała i
ponownie zabarykadowała drzwi swoim ciałem.
-Jess, do cholery, na dworze nic nie ma ! - nieco
zirytowany poprawił swoje włosy, przeczesując je ręką, a na końcu delikatnie
ciągnąc za ich końcówki. Gdzieś z tyłu jego głowy czaiła się myśl, że zanim
Jessica pójdzie na studnia, on będzie łysy.
-Właśnie, że jest. - bąknęła niczym małe,
obrażone dziecko. -Zabierz mnie ze sobą, proszę.
-Nie mogę, do cholery ! Ty nie możesz ... tam
być. -Justin szybko poprawił się spuszczając wzrok, podczas gdy Jessica
wpatrywała się w niego z lekko uchylonymi ustami. Nie rozumiała, dlaczego nie
chce jej wziąć.
-Justin ...
-Powiedziałem coś, kurwa ! - brunet krzyknął
odrobinę zbyt agresywnie, a dziewczynę przeszły dreszcze, kierujące się w dół
kręgosłupa. Uczucie podwoiło się kiedy dłonie Justina wylądowały na drzwiach po
obydwóch stronach jej ciała. Malutkie włoski na karku brunetki stanęły dęba,
kiedy Justin przybliżył się do niej. Ich ciała niemalże się ze sobą stykały.
Oboje czuli swoje zapachy i potrafili dostrzec, jak ich klatki chaotycznie się
poruszają. -Dlaczego to robisz, Jessi ?- głos Justina był niski, głęboki i
chrapliwy.
-Co r-robię ? - głos dziewczyny trząsł się, jak
jeszcze nigdy. Jej ciało opanowało gorąco, również to bijące od Justina, że nie
potrafiła poruszyć się. A może nawet nie chciała.
-Sprawiasz, że robię się słaby. - wyznał przykładając
czoło do drzwi tuż nad chudym ramieniem i wystającym obojczykiem siostry. Jego
miętowy oddech rozbijał się o jej jasną skórę, co sprawiło, że dostała ciarek.
Justin głęboko oddychając, zaciągnął się zapachem
jej włosów. Owszem ... Zawsze, gdy była blisko niego czul ten zapach, ale
jeszcze nigdy nie było on tak intensywny i działający na zmysły, jak dziś. I to
była jej tajna broń. Broń, której on nie mógł się oprzeć.
-Więc powstrzymaj to.
-Wtedy musiałbym trzymać się z daleka od ciebie,
a nie wiem, czy jestem w stanie to zrobić.
-Już raz to się nie udało. - zauważyła,
przypominając sobie jej pierwsze dni w tym domu. Sama nie wiedziała, kiedy jej
oziębły stosunek do Justina zaczął zmieniać się w coś innego; mocniejszego i
bardziej zabójczego. Były dni, w których czuła się, jak prawdziwa narkomanka.
Tyle że zamiast amfetaminy, ćpała obecność Justina. I nawet jego dupkowata
strona przekonywała ją, by wziąć kolejną dawkę.
-Wiem, ptaszyno. - głos Biebera nieco posmutniał,
a samego Justina lekko zakuło w sercu. -Jakkolwiek to brzmi ... Nie chcę
powtórki. - wyszeptał, wtulając twarz w gęste włosy dziewczyny, która mocno
zaciągnęła się powietrzem. Niesamowite uczucie sparaliżowało jej ciało i
naprawdę zaczęła się obawiać, że może nigdy nie uzyskać sprawności.
-Więc, zabierzesz mnie ze sobą ? - zapytała
niepewnie, przegryzając wargę. To zdanie sprowadziło młodego Biebera na ziemię.
Odsunął się od Jessici na odpowiednią odległość. Chwilę przyglądał sie jej zaróżowionym
od emocji policzkom i pełnym ustom, a potem dotarło do niego, że musi podjąć
decyzję. Nie wiedział co się stanie, nie miał planu, czuł się bezbronny, a mimo
to jego wargi same wypowiedziały przeczące rozumowi, krótkie tak.
Z tamtej chwili nie było już odwrotu. Wiedział,
że skacze na głęboką wodę, ale to jego serce kierowało nim, jak lalką w
teatrze. On nie miał prawa głosu.
Potem wszystko działo się szybko, a Justin czuł
się lekko zamroczony. Dopiero w połowie drogi do sklepu, na który napad był
planowany, poczuł to, co przed każdym rozbojem. Stres, adrenalinę i niewiedzę.
On ryzykował, czasem nawet całe swoje życie, bo interesy chłopaków od
kilkunastu miesięcy zaczęły nabierać bardziej poważnego charakteru.
-Gdzie właściwie jedziemy ? - spytała Jessica,
wyglądając przez okno. Zupełnie nie poznawała tej okolicy i to zaczęło ją
martwić, a Justin złościć. Przed chwilą prawie ustami dotykał jej obojczyka, a
teraz założył na siebie maskę zimnego dupka.
W tym samym momencie rozległ się dźwięk
przychodzącej wiadomości. Justin wyjął telefon z kieszeni spodni, będąc pewnym,
że to jego przyjaciele, informujący go o tym, że czekają już na miejscu. Można
powiedzieć, że nie był zbytnio zaskoczony, gdy w rogu ekranu dostrzegł niezapisany
w kontaktach numer telefonu.
„Tęsknię, tygrysku :* Kiedy się znów
zobaczymy ? "
Puls Justina podniósł się gwałtownie, kiedy
prześledził wzrokiem całą wiadomość. Hinduska działała mu na nerwy i powoli
tracił do niej cierpliwość, ale ani przez chwilę nie poczuł się winny. Może i
był po pijaku, ale doskonale pamiętał, że nic jej nie obiecywał, oprócz dobrego
orgazmu.
Jessica zauważyła, jak rysy Justina uwidaczniają
się, a wargi tworzą cienką linię, lecz nie spodziewała się, że z aż taką
złością i siłą rzuci telefon za siebie.
Samochód gwałtownie zjechał na pobocze, a Jess
chwaliła samą siebie, że nie zapomniała zapiąć pasów.
-Jesteśmy na miejscu. Ty zostajesz tutaj. Masz iść
na tyły, przykryć się kocem i leżeć spokojnie i nie wyglądać przez okno, dopóki
nie wrócę, rozumiesz ?
Usta Jessici otworzyły się w proteście, równie
szybko, jak zamknęły, gdyż nie zdążyła wyrzucić z siebie żadnego słowa
protestu, bo Justin wyszedł z samochodu, niczym burza, a jedyne co za nim
zostało to unoszący się zapach perfum i dźwięk trzaśniętych drzwi. Dziewczynę
bardzo zdziwiła ta reakcja, bo jej brat traktował swój samochód, jak największą
świętość i nawet jej nie było dozwolone dotknąć czegokolwiek.
Jessica westchnęła głośno, rozwiązując nałożone
na stopy, bordowe trampki. Czuła się dziwnie i chociaż ciągnęło ją w stronę
okna, nie chciała przez nie wyglądać. Jej intuicja podpowiadała, że w
późniejszym czasie może bardzo tego żałować.
Układając buty w rogu, zgrabnie przeniosła się na
tył samochodu, uważając by się nie przewrócić. Wspomniany przez Justina koc
znalazła po swojej prawej stronie. Z obrzydzeniem położyła się na tylnich
siedzeniach i naciągnęła go na głowę. Jej żołądek zacisnął się w supeł,
ponieważ materiał, którym była okryta, nie charakteryzował się pierwszą świeżością.
Jessica nawet nie chciała wiedzieć, gdzie był wcześniej albo do czego go
używano.
Justin podbiegł do kolegów, którzy grupką stali
pod zapleczem sklepu tak, jak wcześniej się umawiali. Wszyscy oprócz Jack'a
byli już odpowiednio ubrani. Jak przystało na napad ich twarze zakryte były
czarnymi kominiarkami, a ich stroje również były w tym samym kolorze, a
wszystko po to, żeby się nie odznaczać czymś, co mogłoby być wykorzystane
później przeciw nim.
-Pośpiesz się, Bieber. - „przywitał się” Jack,
rzucając w stronę Justina przypisane mu nakrycie twarzy, kiedy ten podszedł do
nich. Jego ciało było chłodne przez bryznę zimnego wiatru, odbijającą się od
niego, gdy biegł. -W sklepie akurat nie ma klientów.
Młody Bieber jednak olał swojego przyjaciela i
uściskiem przywitał się z resztą grupy, zanim nałożył na twarz kominiarkę.
-Czy wszyscy wiedzą co mają robić ? - głos Jack'a
był bardzo pewny siebie.
-Kurwa, Gilinsky. Nie robimy tego pierwszy raz. -
zahuczał Luke, któremu czasami działa na nerwy przywódcza strona Jack'a. Oni
wszyscy byli jednością, a żaden lider nie był do niczego potrzebny. Taka pozycja
któregoś z nich mogłaby tylko zniszczyć relacje w ich zgranej paczce.
-Zluzuj poślady, Brooks. - odciął się Jack,
zakrywając swoją twarz czarnym materiałem. Chłopcy przybili razem piątki, a
potem każdy rozszedł się w swoją stronę.
Pierwszy na zaplecze wszedł Nash, kiedy Jack
otworzył tylnie drzwi. Jai udał się na wschód, zza drzewa obserwując teren.
Justin zaś udał się od strony wejścia.
W kilka sekund kamery już nie działały, a
zadowolony z siebie Nash wybiegł na zewnątrz dołączając do Biebera.
Następnym w kolejce całego przedsięwzięcia był
Jack. Tyłami sklepu wszedł do oficjalnej części budynku, gdzie nadziani
klienci, kupują sobie różna błyskotki. Niemalże od razu oślepił chłopaka ich
blask, lecz to nie był czas by teraz się nimi zajmować.
Przyjaciele często mówili, że Jack to ten w ich
paczce, który urodził się w czepku. Jako jego jednego nigdy nie opuszczało
szczęście i zawsze spadał, jak kot, na cztery łapy.
Tak samo było i wtedy. Sprzedawca tego sklepu
stał tyłem do Jack'a przecierając białą szmatką kolejne, z grubego złota, naszyjniki,
więc zadanie stało się jeszcze łatwiejsze. W mgnieniu oka Jack stał za panem
średniego wieku, a na jego twarzy wylądowała chusteczka nasączona usypiającym
środkiem. Mężczyzna szamotał się przez kilka sekund, póki jego powieki nie zamknęły
się, a ciało bezwładnie opadło w ramiona Gilinsky'iego.
Chłopak jedną ręką włożył chusteczkę do kieszeni
spodni, by potem ułożyć śpiącego pana na zimnej podłodze. Chwytając go za nogi
przeciągnął przez cały sklep po to, aby na końcu drzwi otworzył mu Justin, a
ciało mężczyzny ułożyć na brudnym chodniku.
-Mamy to, chłopcy - krzyknął radośnie Jack, ściągając swoją kominiarkę. To
samo zrobiła reszta, chowając je do środka swoich kurtek.
Jessica leżała spokojnie na siedzeniach, nucąc
cicho jakąś smutną piosenkę, którą miała zwyczaj słuchać w bidulu, delikatnie
wystukując rytm stopą. Pozycja, którą przyjęła, była lekko niewygodna, ale nie
miała wyboru, żeby ułożyć się inaczej.
Słyszała, jak na dworze, rozhulał się wiatr, a na
niebie pojawiły kolejne chmury. Była niemalże pewna, że będzie padać, a Justina
nadal nie było. Przez cały ten czas próbowała wymyśleć, co może robić, lecz w
jej głowie panowała kompletna pustka. Mogła jedynie przypomnieć sobie jego
napięte rysy twarzy, zanim zły opuścił samochód, zostawiając ją samą i z jego
rozkazami.
Nagle rozbrzmiał dzwoniący telefon. Jessica
podskoczyła minimalnie z zaskoczenia, lecz postanowiła odszukać urządzenie,
przypuszczając, że może to dzwoni któreś z nich rodziców.
Podniosła się do pozycji siedzącej, doskonale
zdając sobie sprawę, że właśnie łamie jedno z zastrzeżeń Justina. Czuła lekko
presję, lecz nie do tego stopnia, by się bać. Może i Justin czasami bywał
porywczy i bała się go, ale wiedziała, że nigdy nie zrobiłby jej krzywdy.
Bynajmniej nigdy nie miał tego w zamiarach. Zdawała sobie sprawę, że niekiedy
sama prowokowała go do tego, że robił się zły.
Jessica z zapałem szukała dzwoniącego telefonu,
jednocześnie irytując się coraz głośniej rozbrzmiewającą muzyką. Do tej pory
dziewczyna nie mogła przyzwyczaić się do gustu Justina.
Znajdując urządzenie na podłodze auta, zawahała
się w myślach, czy rzeczywiście powinna go odebrać. Były ku temu dwa powody: na
ekranie wyświetlał się nieznany numer, a odebranie połączenia było równoznaczne
ze złością Justina.
Mimo wszystko , kierująca nią intuicja, sprawiła,
że Jessica bez cienia niepewności przeciągnęła palcem po szkle, od razu przykładając
do ucha.
-Tak ? - spytała cichym głosem. Hinduska, o
której istnieniu Jess nie miała pojęcia, zdziwiła się słysząc dziewczęcy głosik
po drugiej stronie.
-Czy jest może Justin ?
-On ... On jest zajęty. - Jessica wydukała
zdenerwowanym głosem.
-A kiedy nie będzie ? -warknęła nieprzyjemnie
Hinduska, która już teraz zaczęła nienawidzić dziewczynki po drugiej stronie
słuchawki. Równocześnie zaczęła obwiniać ja, że to przez nią Justin nie chce
utrzymywać z nią kontaktu.
Odpowiedź Jessici była już zapisana w jej głowie,
ale nie zdążyła jej ujawnić Hindusce , bo wtedy zobaczyła to, czego nie
powinna. Coś co Justin tak bardzo starał się przed nią ukryć. I czuła się
okropnie.
Czas jakby zatrzymał się wokół, a ona z cisnącymi
się łzami obserwowała, jak Justin oraz Jai wynoszą worki pełne święcącej
biżuterii, a sprzedawca sklepu leży na chodniku, zupełnie nie świadomy tego, co
aktualnie dzieje się w budynku, w którym pracował.
Sekunda stawała się minutą, a minuty godziną,
kiedy z otwartą ze zdziwienia buzią i mokrymi policzkami od słonych łez,
patrzyła, co robią chłopaki.
Czy to był prawdziwy Justin ? Justin, którego znała ? Miała nadzieję, że los
po prostu płata jej figle, ale to była prawda.
-Odpowiesz mi, kurwa ?! - w słuchawce rozległ się
krzyk Hinduski, a Jessica przyłapała się na tym, że nadal przyciskała telefon
do ucha. -Albo wiesz co ... Zadzwonię później i zapewne oberwę mu jaja.
Ciche pikanie dotarło do ucha brunetki, która
szybko odrzuciła od siebie telefon, a ten powrócił na swoje wcześniejsze
miejsce. Płacz Jessici przestał być już tylko płaczem. On stał się jednym
wielkim potokiem łez pomieszany z okrzykami złości i bezsilności.
Dziewczyna miała wiele do zarzucenia Justinowi;
to ze ciągle się wkurzał, próbował udawać kogoś, kim nie jest oraz ewidentnie
olewał rodziców, ale nigdy nie pomyślałaby, że potrafi być aż tak okrutny, by
zrobić to.
Jednak najbardziej bolała ją, jego mimika twarzy.
Nie wyglądał na skruszonego, lecz dumnego z tego co robi, a jego przyjaciele
wcale nie byli lepsi. Z wielkimi uśmiechami wynosili kolejne łupy i naśmiewali
się z nieprzytomnego mężczyzny, kiedy Jessica wylewała litry łez. Czuła się
oszukana na najgorszy z możliwych sposobów i już sama nie wiedziała, kim był
Justin. Prawdą o sobie zaprzepaścił wszystko, co razem zbudowali.
Dokładnie pięć minut potem worki przepełnione
różnoraką biżuterią wylądowały w busie, a chłopcy wyściskali się nawzajem,
wyjątkowo zadowoleni z całego przedsięwzięcia, które jak jeszcze nigdy poszło
bardzo sprawnie.
-Dobra robota, chłopaki. Teraz wyremontujemy nasz
stary magazyn i ulepszymy go, by już nikt nic nie podpieprzył ! - ekscytacja
Jack'a nie miała końca, bo w końcu to on zaplanował to wszystko.
Jeszcze kilka zdań wymienionych między
przyjaciółmi i postanowili się zbierać. Wszyscy oprócz Justina zasiedli w
busie, a on sam powrócił pod sklep, zaciągając z powrotem tam śpiącego
mężczyznę. Uśmiechnął się tylko na koniec i zamknął za sobą pozłacane drzwi.
Teraz, kiedy stres opadł, a poziom adrenaliny
wzrósł, czuł się wyjątkowo dobrze i spokojnie. Wiedział bowiem, że ich grupa
nie robiła tego bezcelowo. Już dawno myśleli, aby odnowić ich magazyn, a po
napadzie mogło się to udać.
Ten opuszczony budynek czasami zastępował im dom,
a ukryte w nim było wiele ich wspólnych wspomnień, dlatego nie mogli po prostu
sobie go olać.
Wracając do samochodu Justin nie czuł już niskiej
temperatury i chłodnej bryzy wokoło niego, bowiem temperatura jego ciała wzrosła
wraz z założeniem kominiarki na twarz.
Ciemne, tylnie szyby jego auta zasłaniały co
nieco, dlatego nie mógł dokładnie dostrzec, czy Jessica na prawdę pilnuje się
tego co polecił. Wnętrze podpowiadało mu, że tak, bo mu ufała.
Nie od razu zobaczył zapłakaną dziewczynę. Kiedy
tylko on usiadł w aucie, ona odsunęła się na bezpieczną odległość od bruneta.
-Jessi, co się stało ? - zapytał z prawdziwym
przejęciem, odwracajcając się w stronę siostry. Opatulona była kocem, a jej
kurtka lekko przekręcona od leżenia.
-Ty jesteś kryminalistą, Justin. - wyszeptała
cicho, stwierdzając. To było najlepsze określenie, jakim mogła go w tamtej
chwili nazwać.
-Jess, kurwa, czy Ty ...
- Przestań ! - krzyknęła z rozpaczą, a kolejne
łzy opuściły jej piękne oczy. - Nie zamierzam z Tobą rozmawiać, bo nie jesteś
tym Justinem, którego poznałam tylko kłamcą i przestępcą.
-To nie jest tak, jak myślisz. - Justin odparł ze
skruchą, spuszczając wzrok. Zdał sobie sprawę, że to co mówiła Jessica było
prawdą, ale również wiedział, że popełnił ogromny błąd zabierając ją ze sobą.
Nie powinna była dowiedzieć się teraz ani nigdy, bo jest za dobra dla takiego
kogoś, jak on.
-Nic już nie mów, proszę.- szepnęła, otulając się
szczelniej kocem. - Zawieź mnie do domu.
Justin już więcej się nie odezwał, wiedząc
bowiem, że mógłby pogorszyć zaistniałą sytuację. Wystarczająco serce łamał mu
serce płacz Jessici, która ani na moment nie potrafiła się uspokoić. Wszystkie dzisiejsze
wydarzenia zbyt bardzo ją przytłaczały. W jej oczach to już nie był ten Justin,
Justin jej brat, który działa na nią tak jak nie powinien.
Chłopak za to czuł się winny, bo to kolejny raz,
kiedy doprowadził dziewczynę do płaczu, ale pierwszy raz kiedy się go nie bała.
Nienawiść do niego była widoczna w jej oczach i nawet na moment nie znikała,
kiedy od czasu do czasu spoglądał na nią w lusterku.
Nie potrzebował nawet muzyki, która płynęłaby z
głośników. Zamiast tego jego serce i długie palce wybijały niespokojny rytm.
Coś ściskało go w środku za każdym razem, gdy kolejna łza spływała po
aksamitnym policzku dziewczyny, jego ptaszyny, osoby, której potrafił zaufać.
-Jesteśmy. - głos Justina wyrwał Jessice z
zamyślenia, której łzy zamazywały cały obraz wokół.
Młody Bieber od razu zauważył nieporadność
młodszej siostry, dlatego pierwszy wysiadł z pojazdu i podszedł do drzwi od
strony Jess. Dziewczyna próbowała wydostać się z koca, ale im dłużej nie
potrafiła go ujarzmić, tym bardziej się irytowała. Wszystko jednak sięgnęło
zenitu, kiedy Justin otworzy jej drzwi.
-Nie dotykaj mnie, proszę. -szepnęła cicho, nie
patrząc nawet na Biebera, któremu efektywnie złamała serce, kiedy chciał ją
podnieść i znieść na rękach do domu, jak robił to często.
Szybko więc odsunął sie, aby Jessica mogła go
ominąć kierując się w stronę domu.
-Porozmawiasz ze mną ? - spytał cicho Justin,
pragnąc jej wszystko wyjaśnić.
Jess zatrzymała się na chwilę spoglądając na
niego przez ramię.
-Zadzwoń lepiej do swojej dziewczyny. Bardzo
chciała się z Tobą skontaktować. - odparła zimnym tonem, a potem zniknęła
zaszywając sie do końca dnia w swoim pokoju.
***
Przez ten czas rozgoryczony Justin był w swoim
pokoju, leżąc na łóżku. Jego smukłe ciało było rozciągnięte na całej
szerokości, a on sam był bez koszulki. W powietrzu unosił się żel pod prysznic
chłopaka, a jego brązowe włosy były nieco wilgotne.
Jego kąpiel była zimna, a wszystko po to, by mógł
choć przez trochę myśleć trzeźwo, tudzież wpatrywanie się w białą ścianę było
pomocne. Musiał wyciszyć się, aby przeanalizować całą sytuację. Choć próbował
ją rozpatrywać na milion pięćset sposobów, za każdym razem to on był winny i
nie starał się już tego zagłuszyć przed własnym sumieniem.
-Ja pierdolę. - warknął, przecierając
kilkakrotnie twarz, dłońmi. Wkurzony był również na Hinduskę, która wybrała
sobie doskonały moment na dzwonienie do niego. Jednak głos i obojętna postawa
Jessici zabolała go bardziej niż zerwanie z Seleną. Można było powiedzieć, że
czuł się jeszcze gorzej i sam nie wiedział, dlaczego tak się działo. Od samego
początku chciał ukryć spotkanie z Hinduską przed Jessicą, ale kiepsko mu to
wyszło.
-Kurwa ! - krzyknął, zrywając się do pozycji.
Zauważył, że właśnie robiło się ciemno, a słońce zaszło niedawno.
Bez wątpienia Justin był rozbity. Już nie
potrafił zaprzeczyć, że jego stosunek do siostry zmienił się niewyobrażalnie od
dnia, w którym się poznali. Wtedy chciał żeby się unikali, teraz nie wyobrażał
sobie dnia bez odwiezienia i odebrania jej ze szkoły, czy też sprzeczania się,
które zazwyczaj kończyło się złością Biebera. To nie miało już znaczenia.
Nienawidził kiedy płakała, za to uwielbiał kiedy
się śmiała.
Nienawidził, kiedy go wkurwiała, ale uwielbiał kiedy
z zawziętością próbowała się mu sprzeciwiać.
Nienawidził, kiedy wtrącała się w jego sprawy,
ale był wdzięczy, kiedy stawała po jego stronie.
Jednym słowem wielbił ją na jakiś swój
popieprzony sposób i choć starał się to zatrzymać, nie potrafił, bo wracało to
do niego ze zdwojoną siłą i poważnie nokautowało.
Mimo to tak krucha istotka nie zasłużyła na to,
by spędzać czas z takim zepsutym człowiekiem, jak on. Powinna trafić na kogoś o
niebo lepszego niż on. Justin doskonale znał swoje wady, ale nie miał zamiaru
się zmieniać. To było jego życie. Życie, w którym czuł się dobrze, życie dzięki
któremu stał się silny i może w głębi duszy pozostała mu odrobina wrażliwości,
potrafił stawić czoło rzeczywistości, być nieugiętym i iść naprzód. To życie
nauczyło go pewnych zasad, którymi twardo się kierował.
Lecz ona jest zupełnie inna. Warta wszystkiego,
co najlepsze, i on o tym wiedział. Ale mimo to co podpowiadał mu rozum, on
zerwał się na nogi. Nie zamierzał nawet zakładać na siebie byle jakiej
koszulki, tylko od razu wybiegł na korytarz, bo nie mógł tak dalej istnieć.
Smutek i niezasłużony płacz Jessici był dla niego największą torturą.
W ciągu kilku sekund otwierał już drzwi do pokoju
dziewczyny, nawet nie pukając. W pomieszczeniu było cicho. Brunetka leżała na
łóżku, odwrócona do chłopaka plecami, ale nie płakała. Była wykończona
niekończącym się wylewaniem łez.
Wiedziała, że to Justin przyszedł do niej.
Jeszcze kilka minut temu obiecywała sobie, że z nim porozmawia, gdyż niewiedza
zabijała ją jeszcze bardziej, a teraz gdy on już tu stał nie miała pojęcia, jak
ma się zachować. I nie musiała długo się nad tym rozwodzić, bo to
zdeterminowany Justin przejął stery:
-Masz może ochotę na papierosa ?
-------------------------------------------------------------
Jeśli
szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to
zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.
Świetny rozdział! Jestem bardzo ciekawa jak Juss wyjaśni to Jess ale wierzę, że będzie dobrze! Czekam na kolejny i pozdrawiam. :'D
OdpowiedzUsuńJeju idealny*.**.* czekam na nn��������
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, dobra robota ❤, ale mogłaś mi Olu nie mówić co będzie w następnym. Mimo to czekam na następny, ❤❤ An,,
OdpowiedzUsuńkoooochaam! nie moge sie doczekac nastepnego ❤️❤️
OdpowiedzUsuńDzięki za umilenie mi dnia ponieważ dopiero dziś wpadłam na to opowiadanie! i tak bardzo mnie wciągnęło, że musiałam wszystko przeczytać :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że między nimi się ułoży, a Justin wreszcie ją pocałuje bo tak czekam i czekam na ten moment! ;p
Świetny boże !! Cudo czekamy na następny <3 Weny ! :*
OdpowiedzUsuńBoski 😍Czekam na ich pocałunek 😘
OdpowiedzUsuńBoski 😍Czekam na ich pocałunek 😘
OdpowiedzUsuńJezu boski nie mogę się doczekać następnego! !! Zaczęłam czytać wczoraj to opowiadanie i zakochałam sie !!!!!!!! Mam nadzieje ze rozdzial pojawi sie szybko życzę weny
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ♥
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://neverbewell.blogspot.de/
Zaje*istą rozdział zresztą jak każdy inny, wasze opowiadanie jest najlepsze ze wszystkich jakie kiedykolwiek czytałam, macie zaje*istą wyobraźnię i wasze opowiadanie w przeciwieństwie do innych opowiadań typu "Justin wszedł we mnie niczym drapieżny kot" jest realne, romantyczne, i z odrobiną adrenaliny, naprawdę podziwiam was dziewczyny macie super pomysły i naprawdę czytanie tego jest lepsze niż łążenie po sklepach ipt (a przynajmniej dla mnie) Kocham was dziewczyny życzę weny i czekam na NN <3
OdpowiedzUsuńI przepraszam za mini błędem w tym komentarzu, ale piszę na t9 :D
UsuńJejku *-* Bardzo dziękujemy <3
UsuńTo jest najbardziej motywujący komentarz ever *-*
Pozdrawiamy :*
Cieszę się, mam nadzieję że kolejny rozdział pojawi się jak najszybciej, Kocham was i też pozdrawiam ��
UsuńEj a jak ta Jessica ma na nazwisko?
OdpowiedzUsuńSprawdź w zakładce „Heroes”
UsuńPozdrawiam
A jak to się robi?
UsuńNa samej górze są zakładki :)
Usuńhttp://youaremypoison-jbff.blogspot.com/p/blog-page.html
Jejjuuu kocham to opowiadanie dzisiaj znalazłam tego bloga tak się wyciągnęłam dziewczyny że przeczytałam wszystkie rozdziały i jeszcze mi mało jak zobaczyłam że trzeba czekać na nexta z jednej strony byłam rozczarowana a z drugiej podekscytowana że mogę czekać na następny rozdział bo warto
OdpowiedzUsuńJesteście genialne bardzo świetne opowiadanie jedno z najlepszych jakie czytałam jest inna fabuła niż we wszystkich ff i to zaczynało mnie nudzić dzięki wam odzyskałam chęć do czytania ff i u mnie na pierwszym miejscu jest wasze opowiadanie :* <3
Kocham i do następnego pamiętajcie czekam z niecierpliwością :3
Ej dziewczyny macie snapa? <3
OdpowiedzUsuńTak, mamy <3
UsuńAlex: alex_andra43
Pam Lam: izabelcia5sos
A dodacie mnie? :D
OdpowiedzUsuńhah, jasne xD
UsuńOd tej chwili DODAJEMY WSZYSTKICH :D :*
Idealny takiego szukałam dość długo. I myślę że tu zostanę. /Krytyk ☺
OdpowiedzUsuńja tak kocham to ff boze to jest zycie moje i nie wiem nerke bym oddala zeby juz nowy przeczytac.
OdpowiedzUsuń