W rozdziale występuje tekst piosenki
„Castaway” 5 seconds of summer. <klik>
Jessica zaczęła czuć się niechcianą nawet w
towarzystwie Justina, który jako jedyny był dla niej oparciem w tej rodzinie.
Dziewczyna zauważyła, że Ana oraz Jeremi byli zbyt zajęci pracą i swoimi
sprawami, aby przejmować się nastoletnimi dziećmi.
Może dlatego Justin zszedł na złą drogę, myślała.
Po chwili jednak ganiła się za to w myślach, gdyż mimo wszystko Justin nie był
zły i w jej oczach nigdy taki nie będzie. Westchnęła głęboko, czując że jej
życie naprawdę przypominało jakiś kiepski serial.
* Młoda
miłość, zamknięte rozdziały i ona, zupełnie sama i samotna jak odrzutek.
Wszystko co widziała to szczęście, które wymyka się jej przez palce i znika,
niemożliwe do złapania. * Nauka szła jej zupełnie mozolnie i nic nie mogło jej
wejść do głowy. Matma była czymś czego Jessica nie mogła zrozumieć. Położyła
głowę na poduszce, a oczy przymknęła prosząc o sen, który często bywał jej
wybawcą. Była zatrzaśnięta między koszmarami, a zaginionymi marzeniami i
pragnieniami o lepsze życie. Nieme proszenie o sen zmieniało się o modlitwę,
gdy myśli miażdżyły jej zdrowe myślenie, a ulga nie przychodziła. Leżała,
powstrzymując łzy, nie wiedząc nawet czego były skutkiem.
- Jessica! - W pewnym
momencie usłyszała władczy głos zastępczego ojca. - Chodź do salonu, musimy
porozmawiać! - Dziewczyna leniwie zwlekła się z łóżka i podeszła do lustra
poprawiając włosy i tuszując ślady słonych kropelek, które spływały po jej
rumianym policzku.
Nie minęło pięć minut, a ona siedziała już na
jednej z kanap w salonie. Ucieszyła się z tego, że Justin również tam
był. Siedział przy stole z twarzą w dłoniach. Wyglądał na zmęczonego i
przybitego. Ten widok łamał jej serce, lecz nie mogła nic zrobić. Nie wiedziała
nawet, czy chłopak chciał jej obecności. Wszystko było takie trudne i ciężkie,
ze dziewczyna zaczynała myśleć o czymś, co nigdy nie powinno wpaść jej w ogóle
do głowy...
- Z racji tego, że
Jess jest z nami już jakiś czas, stwierdziłam razem z ojcem, że powinniśmy pojechać
do babci! - Oznajmiła wesoło Ana. Była zżyta z matką, lecz rzadko miała okazję
odwiedzać kobietę. - Nie musicie iść jutro do szkoły, wyjeżdżamy z samego rana!
- Uśmiech nie schodził jej z ust. Jessica odwzajemniała gest kiwając głową. Nie
miała nic przeciwko wyjazdowi, biorąc pod uwagę fakt, że i tak nie miałaby
innego wyjścia.
- Justin? - W pomieszczeniu rozległ się głos
Jeremiego. - Synu, coś się dzieje? Wyglądasz na załamanego.
- Przestań udawać, że
to Cię w ogóle interesuje, dobra? - Mruknął, nie patrząc nawet na ojca. - Mam
zły dzień, to wszystko. - Jessica nie wierzyła, ponieważ Justin zachowywał się
w ten sposób juz przez kilka dni.
- Nie odnoś się takim tonem do ojca, młody
mężczyzno! - Ana pogroziła mu palcem, a następnie odesłała rodzeństwo do
swoich pokoi. Ani Jess, ani Justin nie odważyli się odezwać. Zamknęli się
w swoich sypialniach, mordując swoje demony.
***
Nazajutrz z samego rana, rodzina Bieberów wybrała
się w podróż za miasto, a mianowicie do małej wioski oddalonej o niecałe
sto kilometrów od ich domu. Babcia Rosaline przeprowadziła się za miasto
niedługo po śmierci męża. Potrzebowała spokoju i samotności.
- Justin, możesz
przestać śpiewać?.- Warknął Jeremi, mierząc wzrokiem chłopaka w słuchawkach. -
Są tutaj inne osoby, którym Twoje mruczenie się nie podoba.- Justin ma świetny głos.- Powiedziała Jess broniąc chłopaka, który mimo wszystko nie odezwał się już więcej. Nienawidził, kiedy ktoś ucinał mu skrzydła tylko po to, aby upadał. Całkiem bezpodstawnie. Nienawidził swojego ojca, dla którego nigdy nie był wystarczająco dobry. Nienawidził Any za to, że nigdy nie stawała w jego obronie. I w końcu, nienawidził siebie za to kim był i za to co robił. Zabójstwo odcisnęło piętno na jego duszy, wiedział, że teraz nic nie będzie takie samo. Jedyną osobą w tej chorej rodzinie, której nie nienawidził była Jessica. Jej uśmiech, jej oczy oświetlały mu noc, w której był zagubiony.
Droga do domu babci trwała jeszcze pół godziny.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy w końcu mogli opuścić samochód, który był
bombą emocjonalną. Domek babci był bardzo przytulny i od razu przypadł do gustu
Jess. Tak samo jak Rosaline, która była bardzo miła i kochana zarówno dla niej,
jak i dla Justina. Podczas obiadu nie obyło się od kąśliwych uwag ojca, na temat
swojego syna. Oczywiście musiał go oczerniać przed jedyną osobą, która ciągle w
niego wierzyła. Na szczęście, babcia nie wierzyła w słowa zięcia. Jedynie
uśmiechała się delikatnie do wnuka, jakby chcąc go pocieszyć.
- Justin jest dobrym
chłopcem, Jer. - Powiedziała w końcu. - Powinieneś to zrozumieć zanim
będzie za późno. - Justin bez ostrzeżenia odsunął się od stołu i wstał,
dziękując cicho za posiłek.- Niezależnie co będziesz o mnie mówił, - Zwrócił się do ojca - zawsze będę Twoim synem, pieprzona porażka prawda? Zawsze będę przynosił Ci wstyd samym faktem, że oddycham. Czas, abyś przestał uważać to za wielki problem. Nie zmienisz tego, ze jestem połową Twoich genów. Powinieneś pozbyć się mnie wcześniej. - Prychnął, odwracając się plecami do wszystkich, - Jess pokażę Ci okolicę. - Zaproponował, na co dziewczyna chętnie się zgodziła. Po kilku minutach, wędrowali razem ścieżka prowadzącą przez las.
W pewnym momencie Justin dotknął malutką dłoń
Jessici, a następnie splótł jej palce ze swoimi. Musiał poczuć ciepło i pewną
więź, co dodawało mu odwagi teraz, gdy potrzebował jej, by przezwyciężyć swoje
poczucie winy. Wierzył, że uda mu się zapomnieć o martwej Hindusce tylko wtedy,
gdy Jessica będzie z nim. Nie ważne gdzie ani co powiedzą ludzie; ona była jego
kotwicą i właśnie teraz, kiedy tonął niczym statek, chciał się jej trzymać bez
względu na wszystko.
Szli więc tak beztrosko, nie krępując się własną
obecnością czy też złączonymi dłońmi. Justin delektował się ciepłem, a
Jessica zachwycała przyrodą dookoła. Chciała rozpocząć rozmowę, lecz nie
wiedziała jak. Justin od kilku dni zachowywał się jak nie on i to ją
zniechęcało.
Tuż za niewielkim lasem znajdowało się małe
jezioro z rozległą piaskową plażą, nad które przychodził w dzieciństwie Juss.
Spędzał tutaj każde wakacje i mógł śmiało powiedzieć, że były to najlepsze lata
jego życia.
-Wow ! - szepnęła Jessica, otwierając szeroko
usta. Lekka bryza unosiła kosmyki jej włosów, a piasek w butach łaskotał w
stopy. Całe miejsce było urocze; kwitnące drzewa, czysta woda i odbijający się
od niej blask. Wszystko wyglądało, jakby właśnie znajdowali się w bajce.
-Podoba Ci się ? - spytał Justin z dużym
uśmiechem.
-Bardzo. - odpowiedziała z zachwytem, również
posyłając mu niewielki uśmiech. Okolica zachęcała tylko do tego, aby pobiec i
zmoczyć stopy w chłodniej wodzie, lecz gdy chciała to zrobić mocny uścisk
bruneta nie pozwolił jej na to.
Justin zamiast puścić dziewczynę przyciągnął ją
do swojego ciała. Ich klatki piersiowe wyszły sobie na spotkanie, a twarze dzieliło
co najmniej kilka centymetrów.
Jessica podniosła wzrok, wpatrując się w Justina,
który w myślach komplementował ją w najbardziej z wyszukanych sposobów.
Podobało mu się to, że dziś nie miała nawet tuszu do rzęs, a mimo to, taka
naturalna, była jeszcze piękniejsza.
Powoli wyswobodził swoją rękę z jej mniejszej i
powędrował nią do góry, by objąć jej aksamitny policzek. Dziewczyna przegryzła
nerwowo wargę i przełknęła ślinę. Wiedziała do czego zmierzał, lecz tym razem
nie chciała mu na to pozwolić. On o tym nie wiedział, ale brunetka bardzo
cierpiała, kiedy przez całe trzy dni kompletnie ją ignorował.
Pierwszego dnia siedziała cicho, nawet nie
próbując się odezwać, bowiem wiedziała, że coś jest nie tak, a sam Justin nie
wyglądał na zbytnio chętnego do rozmowy.
Drugiego dnia jednak czuła się odrzucona i w
samotności wylewała litry łez. Poczuła się odrzucona i nie potrafiła znaleźć
powodu dlaczego tak się stało.
Trzeciego dnia była zbyt zmęczona, by płakać.
Odnalazła w sobie siłę, aby przestać, lecz sam widok Justina sprawiał jej
ogromny ból, a jeszcze gorszy niewiedza.
Dusiła w sobie cały smutek i złość na chłopaka,
przez którego pojawiło się w niej uczucie wykorzystania. Ot tak całował ją, a
potem unikał.
-Nie rób tego, Justin. - głos lekko się jej łamał
wraz z wypowiedzeniem tych słow. Spuściła wzrok na dół i jedyne co wiedziała to
pokryta tatuażami ręka chłopaka.
-Dlaczego, ptaszyno ? - spytał, czując lekkie
ukłucie w sercu na to odrzucenie. Łapiąc za jej podbródek zmusił brunetkę, by
spojrzała mu w oczy. Jej śliczne tęczówki szkliły się przez zgromadzone łzy, a
warga dziewczyny nieświadomie zaczęła drżeć, kiedy ona sama próbowała
powstrzymać nadchodzący płacz.
Bez wątpienia zachowanie Justina bolało ją
jeszcze bardziej. Było jeszcze bardziej dotkliwe niż wczoraj czy przedwczoraj.
-Czy Ty nie widzisz, jak zachowywałeś się
ostatnio ? - odparła nieco z wyrzutem, ale to wystarczyło, by chłopak
zrozumiał. -Odrzuciłeś mnie, Justin. To cholernie boli.
-Nie chciałem, rozumiesz. - odpowiedział z
przejęciem, co tylko potwierdzało to, że mówił prawdę. -Te dni były do dupy.
Potrzebowałem czasu, aby się odnaleźć. Wszytko było do bani. Nie chciałem tego,
ani żebyś się tak poczuła. Wiesz, że jesteś najlepszą osobą, jaka mn...
Emocje, które okazywał Justin, nawet tylko przez
ruchy swojego ciała przekonały Jessicę. Nie potrzebowała większej ilości
argumentów. Może i była to nastoletnia naiwność, ale nie potrafiła tak żyć.
Ostatnie trzy dni dały jej w kość i nigdy więcej nie chciała do tego wracać.
Dlatego wspięła się na palce i zakończyła monolog
Justina lekkim, jak piórko, pocałunkiem w usta, który chłopak szybko
odwzajemnił. W tamtej chwili poczuł się niczym na spowiedzi- ulżyło mu. I
chociaż było to chwilowe cieszył się każdą sekundą tego uczucia. Często kłamał,
ale to co powiedział Jessice było najszczerszym wyznaniem w jego życiu.
-Nigdy więcej tego nie powtarzaj. - powiedziała
brunetka, kiedy przestali się całować, aby zaczerpnąć oddechu. Obejmowała
swoimi dłońmi szyję Justina, a jej głowa spoczywała na jego ramieniu.
-Dobrze, ptaszyno. - obiecał, całując ją we
włosy. Teraz, do końca swoich dni, będzie modlił się, by prawda o zniknięciu
Hinduski nigdy nie wyszła na jaw.
-Możemy usiąść ?
Justin westchnął ciężko siadając na miękkiej
trawie poklepując miejsce obok, zapraszając tym samym Jess, aby usiadła tuż
obok niego. Chłopak miał poważne problemy i doskonale o tym wiedział. Był
jednak silny, prawda? Musiał przetrwać to wszystko co przynosił mu los.
- Może masz ochotę porozmawiać o tym, co tak
bardzo Cię przytłacza? - Chłopak usłyszał głos Jessici, która spoglądała
na niego wielkimi oczami.
- Jessi, to sprawy, o których jako osoba
martwiąca się o Ciebie, nie powiem. Nie chodzi o to, że Ci nie ufam. Problem
tkwi w tym, że nie chcę Cię w nic mieszać. Sam sobie poradzę, a tak w
zasadzie nie ma już o czym mówić - Skłamał uśmiechając się sztucznie. - Lepiej
powiedz jak u Ciebie? Długo nie rozmawialiśmy. - Potarł jej plecy dłonią,
zachęcając do rozmowy.
- Człowiek czasami czuje się samotny, prawda? -
Mruknęła, nie czekając na odpowiedź chłopaka - I nie chodzi o to, że nie ma
towarzystwa. Po prostu potrzebuje osoby, która będzie jego. I ja...myślę że
jestem przerażona tym, jak bardzo samotna jestem. Jak wyrzutek na bezludnej
wyspie. Nigdy nie miałam rodziny, bliskości, czegokolwiek. Mam dosyć bycia
samej w tym chorym świecie. Czuję, że ciemność zaczyna mnie pochłaniać. -
Wyznała, z ledwością hamując łzy. Czuła, że Justinowi może powiedzieć o
wszystkim i dlatego niedługo po opowiedzeniu o swoich zmartwieniach, wielki
kamień spadł jej z serca.
- Jess? - Szepnął chłopak patrząc na delikatną
twarz dziewczyny, skupiając szczególną uwagę na jej usta.
- Tak?
- Mogę czegoś spróbować? - Zapytał cicho;
dziewczyna przytaknęła więc ten złączył ich usta w słodkim, niewinnym
pocałunku.
Mimo, że trwał on tylko chwilę, Jessica zdążyła
dać porwać się przyjemności, i kilkanaście sekund później piasek łaskotał ją w
przyciśnięte do niego plecy, a sylwetka Justina znalazła się nad nią.
Brunet nie śpieszył się, muskał powolnie jej
wargi, zgłębiając się tym samym w swoją duszę. Szukał czegoś, a gdy to znalazł
jego serce zabiło szybciej, a płynąca w jego ciele krew, podniosła swoje
ciśnienie. To było właśnie to uczucie, jakiego doznawał w pobliżu Jessici.
Z urywanym oddechem odsunął swoje usta od jej
lekko rozchylonych. Uchyliła, wcześniej zamknięte powieki, a Justin zagłębiał
się w kolorze jej tęczówek. Jej roztrzepane włosy na piasku wyglądały jeszcze
piękniej, a ona sama jak diament ukryty wśród niego; błyszczący i
nieskazitelny.
Dziewczyna na początku nieco spłoszyła się tak
poważnego wzroku Justina, skierowanego na jej osobę, lecz po chwili jej ręka
dotknęła jego policzka z delikatnym zarostem. Chłopak wtulił w nią swoją twarz.
Tak, czuł się o wiele lepiej. Nie myślał już o Hindusce, a wręcz przeciwnie - jego
ciało powoli zaczęło się relaksować, aby choć na chwilę dać mu odpocząć.
-Czy Ty też to czujesz, Justin ? - spytała
Jessica, szepcząc, gdyż jej gardło było ściśnięte od emocji.
-Co takiego ?
-To, co się dzieje z Tobą, kiedy jesteśmy razem.
- odpowiedziała, a Bieber jakby na potwierdzenie wyczuł ciarki rozchodzące się
w dole kręgosłupa. Prawdopodobnie wyglądał teraz jak zagubiony szczeniak, lecz
nie przeszkadzało mu to.
-Tak, czuje to, Jessi. - odparł poważnie, patrząc
na nią wnikliwie. - I nie wiem, czy powinienem. Nie rozumiem tego, ptaszyno.
-To jest nas dwoje. - Jessica zaśmiała się
króciutko i dziewczęco, co nieco rozluźniło atmosferę. Justin uśmiechnął się
szeroko, uwielbiając kiedy brunetka była radosna, i pochylił się, by pocałować
ją w czoło. Następnie przesunął się na bok, a potem ułożył na piasku. Wyciągnął
jedną rękę, zachęcając brunetkę, by położyła na niej głowię, a gdy już to
zrobiła, przysunął ją do siebie, jak tylko najbliżej potrafił.
Jessica wtuliła się w chłopaka niczym w misia,
chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Wtedy zapragnęła, by zostali tak na
zawsze. Tylko ona i on w tak cichym miejscu, które rzadko ktokolwiek odwiedza.
Chciała, być z nim w każdej chwili, nie ważne czy było źle czy dobrze, nie
ważne, że był jakby przestępcą. Ona wybaczyła mu wszystko już dawno.
-To coś nas niszczy, Jessi, ale jesteś dla mnie
najważniejsza i zamierzam się o Ciebie troszczyć, ptaszyno.
***
Silny dreszcz wstrząsną Jessicą, sprawiając, że otworzyła
oczy. Jej ciało było zziębnięte, a na skórze pojawiła się gęsia skórka mimo to,
że przytulona była do ciepłego ciała śpiącego Justina. Szybko zauważyła, że
zaczęło się ściemniać i nie miała zielonego pojęcia, ile przespali, przytuleni
do siebie, leżąc na piasku.
-Justin. - szepnęła, trącając lekko ramię
chłopaka. Robiła to z bólem serca, gdyż widok śpiącego chłopaka był czymś
cudownym. Wyglądał zupełnie beztrosko, a jego twarz bez żadnej zmarszczki,
żadnego mankamentu, była błogo spokojna, a ciemne rzęsy rzucały cień na aksamitne
policzki, pokryte kilkudniowym, jeszcze ledwie widocznym, zarostem.
-Mhm ? - mruknął, nawet nie poruszając ustami.
Było mu tak cholernie dobrze, że gdyby mógł, nigdy nie wracałby już do
rzeczywistości.
-Musimy iść, Justin. Robi się ciemno. - oznajmiła
brunetka, która robiła się coraz bardziej niespokojna. Nie bała się tego, że
ktoś może ich zaatakować, bo miała przy sobie Justina, lecz tego, co na porę
ich powrotu powiedzą rodzice.
To podziałało na Biebera, jak kubeł zimnej wody,
który gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej. Dopiero wtedy otworzył
oczy, przecierając energicznie twarz dłońmi, by odgonić od siebie resztki snu.
-Która godzina ? - zapytał, a seksowna chrypka
była słyszalna w jego głosie. Małe włoski stanęły na karku Jessici, ale szybko odgoniła
od siebie to uczucie.
-Nie wiem, ale musimy już iść, Justin. -
pośpieszyła, stając się coraz bardziej zdenerwowana. Nie chciała kolejnej
rodzinnej awantury.
Bieber również pragnął tego samego, dlatego
pokiwał głową na zgodę i szybko poprawił swoje wygniecione ubranie. W tej samej
chwili stojąca nad nim dziewczyna wyciągnęła dłoń w jego stronę, którą chwycił bezzwłocznie
i wplatając w nią palce, ruszyli razem przed siebie.
-Dziękuję, że pokazałeś mi to miejsce. -
powiedziała Jessica z lekkim uśmiechem i nieśmiałym spojrzeniem w stronę
Justina.
Pierwszy raz szli powoli, ramię w ramię, a ich
splecione dłonie raz podnosily się, raz opadały, jakby tworzyły swój własny
rodzaj tańca szczęścia i spokoju, obrazujący dusze rodzeństwa. Tak bardzo sobie
nawzajem potrzebne.
-Jest dla mnie ważne. Przychodziłem tutaj, zanim
stałem się taki popieprzony. I miałem innych kolegów. Nie byli lepsi od
przyjaciół, którzy są ze mną teraz, ale zasadniczo się różnili.
-Nie jesteś taki, Justin. - odparła brunetka, nie
chcąc przytaczać przekleństwa, którym nazwał się Bieber. Co z tego, że robiła
się odważniejsza z dnia na dzień, głównie dzięki obecności Justina. Niektóre
rzeczy się nie zmieniały tak jak ta, że przekleństwa większe niż „kurcze” nie
przechodziły jej przez gardło. - Każdy ma prawo się zagubić.
-Już się z tego gówna nie wydostanę, Jessi. -
stwierdził z rozgoryczeniem. - To moje życie, do którego fakt faktem się
przyzwyczaiłem.
I tylko to pomagało mu przetrawić sytuację z
Hinduską. Gdyby był normalnym nastolatkiem, który większość tygodnia spędza w
książkach, a od czasu pójdzie na bezalkoholową imprezę, już dawno popełniłby
samobójstwo. Jednak pewna seria wydarzeń, która uczyniła go twardszym od innych
rówieśników, pozwalała mu zapomnieć, a on wiedział, że to zrobi. Tylko
potrzebuje jeszcze czasu.
-Potrafisz się zmienić, Justin. Wiem to. -
odpowiedziała z pewnością siebie. Nie rzucała słów na wiatr. Doskonale widziała
różnicę między Justinem udającym groźnego, a Justinem, kiedy był z nią i mógł
się otworzyć, wiedząc, że nie zostanie potępiony.
Te słowa oraz uspokajający uśmiech wraz z mocniejszym
ściśnięciem ręki przez Jessicę, dodały Bieberowi otuchy, a jego dusza uspokoiła
się, dzięki zrelaksowała się również jego zmęczone, poprzednimi dniami, ciało.
Cóż ... Co dobre zazwyczaj szybko się kończy. I
tak stało się również tym razem. Droga, którą musieli pokonać do domu, była
zdecydowanie za krótka, aby mogli iść dalej, nie ukrywając przed światem, że
czują się nadzwyczajnie w swoim towarzystwie.
-Musisz mnie puścić, ptaszyno. - oznajmił Justin z
bólem serca rozplątując swoje palce z maleńkiej dłoni dziewczyny, która opóźniała
ten moment, byle tylko jak najdłużej zachować to uczucie, kiedy ich skóra
ściśle przylega do siebie.
Będąc na ganku, Justin przepuścił Jessicę w drzwiach, a gdy oboje znaleźli
się w środku, zamknął je za sobą. Widocznie zbyt mocno, bo niemalże dwie
sekundy później usłyszeli poruszenie w kuchni, a następnie w korytarzu pojawiła
się Ana, od której wyraźnie zdenerwowanie biło na odległość co najmniej
kilkudziesięciu metrów.
-Coś się stało ? - zapytała Jessica z przejęciem.
-Musisz z kimś porozmawiać, Justin. - oznajmiła
Ana bez ceregieli. W momencie chwyciła bruneta za łokieć i pociągnęła go za
sobą do kuchni, gdzie przy stole siedział postawny, lokowaty mężczyzna w
niebieskim mundurze.
Justin spiął się. Nie musiał główkować nad tym,
kim mógłby być ten oto facet.
-Witam. Nazywam się Harry Styles i chciałbym
zadać Ci kilka pytań na temat zaginięcia Ashley Brown.
***
Tę wyuczoną regułkę, Justin słyszał w swojej
głowie niczym mandrę, kiedy jechał w policyjnym wozie wprost do komisariatu
głównego w Stratford. Jego ręce były ściśnięte metalowymi kajdankami, która wrzynała
mu się w skórę.
Martwił się, bo nie wiedział, co będzie dalej.
Martwił się, bo zostawił zupełnie zdezorientowaną
Jessicę w domu.
Martwił się, bo jego przyjaciele byli w
niebezpieczeństwie.
Za to nie martwił się o siebie. W tamtej chwili
było mu obojętne co się stanie, byleby reszta żyła w spokoju i była szczęśliwa,
ponieważ byli najważniejszymi osobami w jego życiu.
Harry Styles, żonaty policjant w wieku
trzydziestu lat, okazał się w miarę miłym gościem, chociaż i tak z początku
został przekreślony u Justina przez swój zawód. A przed glinami Bieber uciekał
już przed dobre 4 lata.
Nie szarpał, a wręcz przeciwnie miał szacunek eo
młodzieńca, kiedy zabierał go z policyjnego wozu na sale przesłuchań. Podjął
tak radykalne procedury, wiedząc, że w domu raczej niczego się nie dowie, gdyż
były za dużo świadków.
Ale nawet to miejsce nie zdołało przekonać
Biebera do większej niż zazwyczaj wylewności. Z powagą zasiadł na krześle
naprzeciwko komisarza Stylesa i syknął
cicho, kiedy jego kolega uwolnił go z za ciasnych kajdanek.
-Więc ... Zapewne wiesz, że Ashley Brown zaginęła
twa dni temu.
-Nic mi o tym niewiadomo. - odparł
od razu.
Jego taktyka była doskonale opracowana. Nie mógł
powiedzieć czegoś, co stałoby się podejrzane, a pokerowa twarz idealnie dopełniała
całośc.
-To ciekawe. - Styles poklepał się palcem po
podbródku trzy razy, jak naliczył Justin, zanim ponowie się odezwał. - Mamy
dwóch świadków z klubu, którzy potwierdzili, że bawiłeś się z nią.
-To było dwa tygodnie temu. - odpowiedział Bieber
z pogardą. - Była chętna więc ją przeleciałem. Od tamtej pory jej nie
widziałem.
-Nie wierze Ci, młody.
-To już Twój problem, komisarzu Styles.
Złość, która pojawiła się w oczach Harry'ego
poinformowała Justina, że prawdopodobnie przegiął, ale brunet olał to. Teraz
najważniejsze było chronienie innych.
-Posłuchaj ... - zaczął loczek z wyraźną
irytacją, jednocześnie pochylając się nad stolikiem. - Za składanie fałszywych
zeznać grozi ci rok pozbawienia wolności, za utrudnianie śledztwa dwa, za
obrażanie komisarza sześć miesięcy, a za to co zrobiłeś tej dziewczynie, jak na
razie 3 lata. - wyliczał, co rozśmieszyło Justina. - To daje nam około siedem
lat. Dalej upierasz się przy swoim ?
-Tak. - rzekł Bieber ze śmiechem. To jak próbował
nastraszyć go Styles wcale na niego nie działało. A jeśli nawet to wręcz
przeciwnie. Hinduska już nie żyła, a on zaczął nienawidzić jej jeszcze
bardziej, bo tudzież przez nią męczył się teraz z jakimś beznadziejnym gliną.
-Masz jakieś dowody ? - zapytał pewny siebie Justin, unosząc wyżej brodę, co
stało się jednak tylko pytaniem retorycznym. - Właśnie. Więc, co powiesz na
wypuszczenie mnie, skoro i tak nie masz na mnie nic. Marnujesz tylko czas,
słabiaku, kiedy po świecie gania porywacz tej dziwki. Jak ona miała na imię. ?
Młodemu Biberowi widocznie zrobiło się na żarty.
Przez to spotkanie ponowie poczuł się tym niebezpiecznym, pewnym siebie,
apodyktycznym dupkiem, co jak najbardziej mu odpowiadało. W takiej roli czul
się najlepiej.
-Ashley. - wycedził przez zęby Styles, który był
zdenerwowany. Koledzy z komisariatu ostrzegali, że Bieber to niezłe ziółko,
gdyż trafiał tu już nie raz, lecz nie sądził, że będzie go obrażał w taki
sposób.
-Och, idealne imię dla takiej suki. - uśmiechnął
się kpiąco. - To jak z moją propozycją, glino ?
-Wypierdalaj stąd, Bieber ! - krzyknął u progu
swojej wytrzymałości, pokazując palcem wskazującym drzwi.
Zadowolony z siebie Justin wstał z krzesła.
-To mi się podoba, komisarzu.
-Nie prowokuj mnie, Justin. I wiedz, że mam Cię
na oku.
-Aby tylko Cię nie pomyliło, słabiaku. - śmiejąc
się donośnie, opuścił mały pokoik przesłuchań. Przyjeżdżając tu nie sądził, że
potrwa to tak krótko, skoro i tak nie mają na niego wystarczających dowodów w sprawie.
Widocznie ten policjant był zbyt słaby na grę psychiczną, którą praktykował
Justin bez ceregieli. Nie przejmował się nawet tym co powiedział. Ważne, że
osiągnął swój cel.
Przemierzył komisariat szybkimi krokami, a po
trzydziestu sekundach był już na dworze, wciągając do płuc świeże powietrze.
Wtedy zauważył Jessicę stojącą w cieniu lampy ulicznej.
Płakała.
Jej łzy płynęły po policzkach, a klata piersiowa unosiła
się chaotycznie.
Ona wiedziała co zrobił, domyśliła się, a on
zrozumiał dlaczego płacze, odnajdując to w jej oczach. Jeszcze nigdy nie
widział w nich właśnie tego.
Podszedł do dziewczyny zatrzymując się tylko
kilka centymetrów od jej ciala.
Nie chciała wierzyć w to co się działo, ale to co
czuła do Biebera niwelowało wszystko. Była od niego uzależniona.
-Czy to ...
-Cii ... - uciszył ją brunet, kiedy ta potrzebowała
potwierdzenia, które i tak niewiele wniosłoby w jej życie. Nadal chciała
zmieniać go w dobrą osobę.
Bieber nienawidził kiedy płakała i wiedział, że
ponownie ją zranił. Prawdopodobnie niewybaczalnie, al zdał sobie sprawę, że nie
pozwoli jej odejść. Nie ważne jak samoluby był, nie pozwoli na to. NIGDY.
Zamiast wszystkich niepotrzebnych słów, przytulił
ją do siebie tak mocno, że pomiędzy ich ciała nie wciśnięto by nawet kartki
papieru. Oboje tego potrzebowali. Oboje byli zranieni i za każdym razem
odnajdowali siebie.
-Dlaczego, Justin, dlaczego ? - szlochała,
ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi. Pachniał jeszcze lepiej niż zwykle; bryzą
jeziora, piaskiem, na którym spali, oraz żelem pod prysznic.
-Wyjaśnię Ci to, gdy będziemy wracać. - obiecał,
odnajdując zimną dłoń dziewczyny, która niechętnie oderwała się od chłopaka.
Dobrze znając miasto Justin poprowadził ich przez skróty, a następnie zeszli do
podziemnej stacji metra.
Jesscia przez krótką podróż zdążyła się uspokoić.
Poznała Hinduskę tylko wtedy w restauracji. Nie podejrzewała
co takiego zrobiła Justinowi oprócz tego, że oddala mu się w klubowej toalecie,
ale wiedziała, że musiało to być coś większego inaczej Bieber nie posunąłby się
do takiego kroku.
Metro zajechał na peron z ogromnym podmuchem
wiatru, który o mało nie przewrócił chudej sylwetki brunetki.
Kiedy wsiedli już do środka i znaleźli miejsce, z
Justina opadła adrenalina. Siedząc, przyciągnął Jessicę do swojego boku, a ta położyła
głowę na jego torsie jednocześnie oplatając chłopaka rękoma w pasie.
-Tak, przeleciałem ją po pijaku, ale tylko na tym
miało się zakończyć. - chłopak sam zaczął mówić, nie potrzebując zachęty. Teraz
kiedy było już po wszystkim Jessica zasługiwała na to, by znać prawdę. -Ona
jednak nie dawała mi spokoju. Zaczęła do mnie pisać, a do tego śledziła nas na
napadzie.
-Dlatego byłeś taki zdenerwowany, odbierając
sms'y ?
-Otóż to, ptaszyno. - Justin złożył szybkiego całusa
na czole dziewczyny, na co ona uśmiechnęła się delikatnie. - To nie było
najlepsze z moich posunięć, ale musieliśmy ją uciszyć w taki sposób. Nie wiem
co jeszcze mogłaby wymyśleć, skoro była we mnie zakochana.
Wzmiankę o gwałcie Justin wolał pominąć tylko ze
względu na Jessicę, której i tak było trudno słuchać o tym, że razem z Hinduską
chłopak uprawiał miłość.
- Słuchaj Jess, to wszystko jest na razie zbyt
zagmatwane, abym mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek szczegóły. - Westchnął, patrząc
wszędzie, ale nie na dziewczynę. Coś podpowiadało mu, aby opowiedzieć jej o
wszystkim i mieć czyste sumienie, jednak, żeby ją chronić musiał milczeń,
bynajmniej teraz.
- Wszystko co między nami jest to
tajemnice, Justin. Jestem zmęczona. - Ziewnęła, opierając głowę o ramię
chłopaka. Sam nie wiedział, czy Jessica była zmęczona ich relacją czy dniem,
który mimo wszystko wycisnął energię nawet z niego.
- Wiem, słonko. - Mruknął cicho, nie mając
ochoty na dalszą rozmowę.
Jessica straciła poczucie czasu w ramionach
Justina. Nim się obejrzała, byli już w znajomej części obrzeży. Blondyn trzymał
jej rękę i pocierał ją kciukiem, dodając jej otuchy.
- Jak zajdziemy do
domu, proszę, abyś nie rozmawiała o tej sytuacji z moimi rodzicami, okay? Udaj,
że nie wiesz nic.
- Jak sobie życzysz, Justin. - Uśmiechnęła się
lekko, a w oczach było widać zawiedzenie. Justin znał to bardzo dobrze.
Niezależnie kto na niego patrzył, zawsze mógł odnaleźć w tym wzroku zawiedzenie
i żal.
Para nastolatków wślizgnęła się do domu babci, i
jak polecił Justin zaczęli zmierzać na górę. Niestety, na drodze stanęła Ana,
która była niemal różowawa ze złości.
- Może zechciałbyś nam
to wytłumaczyć?! Dlaczego byłeś na policji?! Dlaczego kolejny raz zabrał Cię
funkcjonariusz policji i na dodatek ona tam była! - Ana nawet nie próbowała
kontrolować tonu swojego głosu. Była wściekła na syna, ponieważ za każdym razem
przynosił jej wstyd. - Tak Cię wychowaliśmy z ojcem?! Na kryminalistę? Kiedy w
końcu obudzę się z tego koszmaru!
- Skoro nie możesz się obudzić z tego koszmaru,
to czas spostrzec, że wcale do cholery nie śpisz! - Odkrzyknął Justin,
nienawidząc się za całą sytuację.
- Wiesz jak czuje się ojciec? Babcia? Jedyne co
robisz to przynosisz nam wstyd! Jesteś chodzącą parodią! Co się z Tobą stało!
- Myślisz, że ja chce być tym czym
się stałem? Nie! - Do jego oczu napłynęły łzy, lecz szybko je pokonał. Był
silny. - Chcę być kimś zupełnie innym, ale wiesz co? Nie potrafię. Jestem
cholernie obolały przez lata, ale Ty tego nie widziałaś. Ojciec jest kompletnym
dupkiem, ale Ty również tego nie widzisz. Wszystko na co zwracasz uwagę to
fakt, że przynoszę Ci wstyd. - Zaśmiał się bez humoru, prześwietlając Jessicę
swoimi oczami, mówiąc bezgłośnie, aby szła do swojej sypialni. Tak bardzo, jak
nie chciała go posłuchać, zrobiła to i pobiegła na górę, lokując się na jednym
z łóżek, które udostępniła im babcia. Dziewczyna nie chciała słyszeć krzyków.
Chciała spokoju. Chciała uciec.
------------------------------------------------
Witajcie kochani !
Dawno nie pisałyśmy tutaj, dlatego dziś zrobimy to.
Po pierwsze chcemy serdecznie podziękować za wszystkie wyświetlenia, ponieważ właśnie dobiliśmy do 51 tysięcy. Naprawdę nie spodziewałyśmy się takiego odbioru i z pewnością postaramy się, by było was jeszcze więcej, a statystki rosły !
Po drugie: jak widzicie - jest to chyba najkrótszy odstęp w jakim napisałyśmy rozdział. Nie obiecujemy, że będzie tak teraz, ponieważ jest już dawno po początku szkoły, a nauki wciąż przybywa. Mimo wszystko wiedzcie, że codziennie staramy się dla was pisać !
Życzymy wszystkim wszystkiego dobrego !
I bardzo prosimy o motywujące nas komentarze ;)
Dziękujemy i pozdrawiamy :*
Alex i Pam Lam