- Nie wierzę, że to zrobiłaś! - W samochodzie
rozległ się głos Biebera, po kilkuminutowej ciszy. Na jego ustach pojawił się
dziwny, zawadiacki uśmiech, który wywoływał rumieńce na twarzy Jessici. -
Dlaczego? Co w Ciebie wstąpiło? - Jego ton głosu był niemalże kpiący, jednakże
nie miał na myśli robienia sobie żartów z dziewczyny. To co zrobiła, wydawało
mu się po prostu zabawne i nie mógł powstrzymać się od nutki ironii i kpiny w
jego głosie.
- Nie wiem, po prostu się zdenerwowałam. -
Odrzekała Jess, próbując ukryć uśmiech. Wiedziała, że postąpiła trochę źle i
powinna się za to wstydzić, jednakże nie czuła się specjalnie źle. Hinduska
zasługiwała na to, co ją spotkało.
- Czyżbyś zmieniała się w małego buntownika? -
Justin zaczął poruszać zabawie brwiami, przy czym zmienił bieg i zaczął jechać
szybciej.
- Justin...
- Nie zmieniaj się, ponieważ jesteś jedyną
niewinną osobą, tudzież rzeczą w moim życiu. Nie chcę, abyś była taka, jak ja.
- Powiedział, spoglądając w lewo, jakby specjalnie unikając wzroku dziewczyny.
- Ale mam świadomość tego, że sama Twoja obecność w moim otoczeniu trochę
Cię zmieni. Nie przejmuj się tym.
- Justin, nie ma ludzi dobrych i złych. Ty...Ty
nie jesteś całkiem zły, a ja nie jestem całkiem dobra.
- Chciałbym w to wierzyć. - Prychnął, gasząc
silnik swojego samochodu. Dojechali na miejsce, do domu. Ku zdziwieniu
rodzeństwa, na podjeździe nie było ani jednego auta, co oznaczało, że rodziców
nie było w domu. Brunet odetchnął z ulgą. Jego ojciec był ostatnia osobą, na
którą miałby ochotę patrzeć. Wszystko wyślizgnęłoby mu się z rąk, cała
kontrola, jaką do tej pory utrzymywał.
- Hej, - Mruknęła Jessica, kiedy
przekraczali próg domu. - może anioły kłamią, żeby zachować
kontrolę. - Chłopak momentalnie się spiął, nie mogąc uwierzyć, że Jess
potrafiła tak łatwo go rozszyfrować. Oznaczało to dla niego, że stawał się
coraz słabszy, lecz nie zamierzał nic z tym robić. Dla niej chyba mógł słabnąć,
jeśli to mogłoby sprawić, że chociaż przez chwilę będzie czuł, że potrafi żyć.
- Chodźmy do salonu, obejrzeć film, Jess. - Z
tymi słowy, podążył do kuchni po drobne przekąski oraz napój. Jessica natomiast
opatuliła się kocem, który leżał na kanapie i czekała na Jussa, który chwilę
później był już z powrotem i włączał Netflix.
- Co oglądamy? - Spytał, nie odrywając wzroku od
uroczej dziewczyny, patrzącej na niego swoimi wielkimi oczyma.
- Możemy obejrzeć Papierowe Miasta? - Spytała
nieśmiało, niepewna reakcji chłopaka. On jedynie przytaknął, mając świadomość,
ze film i tak mało będzie go interesował.
Rozsiadł się wygodnie na kanapie, czekając na
Jessicę, a kiedy urządzenie zostało uruchomione, a pierwsze sceny pojawiły się
na ekranie Justin pamiętał tylko te. Nie minęło nawet pól godziny filmu, a on
już czuł się znużony i walczył z tym, aby nie zasnąć.
To nie było tak, że Jess nic nie zauważała. Kątem
oka obserwowała go bardzo uważnie, próbując skupić się na filmie, lecz
oglądanie lewego profilu Biebera było o niebo lepsze.
Kolejne dialogi i kolejne akcje filmu tylko utwierdzały
Justina, że nienawidzi tego typu gatunków filmowych. Uważał, że był to zwykły
bełkot bez grama wyrazu, a ten co go tworzył musiał być nieźle pijany, by
napisać do tego scenariusz.
Jednak robił to dla Jessici. Chciał się poświęcać
dla tej istotki i sprawiało mu to przyjemność. Przy niej uczył się ciągle
czegoś nowego i doświadczał emocji, których wcześniej nie dane było mu poznać.
To czyniło z niego lepszego człowieka, chociaż nie potrafił się do tego
przyznać.
-Ile to jeszcze będzie trwało ? - zapytał
znudzonym głosem, ale Jess wychwyciła również nutkę irytacji w tonie, jakim
wypowiedział to zdanie.
Bieber był już na krańcu swojej wytrzymałości; i
nie dotyczyło to tylko nudnego do granic możliwości serialu rodem Mody na
sukces. Również pusty dom i dziewczyna obok sprawiły, że sodówka strzeliła mu
do głowy.
Jessica oderwała wzrok od ekranu, dość
niechętnie, gdyż właśnie akcja nabierała tępa, i chwyciła pudełko, w którym
kryła się płyta. Otworzyła usta, odwracając się do Justina, ale nie zdążyła
odpowiedzieć na jego pytanie, ponieważ on ponowie rozbił swoje wargi o jej
bardzo delikatne.
Robili to kolejny raz, robili to czego nie
powinni. To było zakazane, a jednak taki właśnie owoc smakuje najlepiej.
Zupełnie, jak malinowe usta Justina, za którymi goniły usta Jessici, chcąc
odnaleźć wspólny rytm tego pocałunku.
Dość niewygodna pozycja dla młodego Biebera
zmusiła go do tego, by pochylić się nad brunetką, której plecy zderzyły się z
kanapą. Jedną dłoń ułożył Justin nad jej głową, a drugą na biodrze, na co wzdrygnęła
się na nowe uczucie.
Kilka minut później film już nie miał znaczenia,
nie dochodziły do nich nawet słowa bohaterów, bo byli tak zajęci sobą. Justin
zdał sobie sprawę, że chciał się zmienić dla Jessici. Chciał sprawiać, żeby
była szczęśliwa, bo ona dała mu to szczęście.
Teraz miał wątpliwości, czy dobrze wybrał Selenę,
jako swoją drugą połówkę. Przy Jessice czul się zupełnie inaczej, ale przecież
jej nie kochał ...
W brzuchu Jess pojawiło się stado motyli. Właśnie
takiego Justina chciała, jego prawdziwe ja. I nie ważne, że to co robili teraz
nie przystało rodzeństwu. Ona była przejęta każdą oddaną przez niego czułością
wobec niej, bo wiedziała, że dzieje się z nią coś dziwnego, a Justin miał na to
znaczący wpływ.
Mijały kolejne sekundy, a dociekliwe palce
Justina dotarły na kraniec T-shirt'u dziewczyny. Powoli podnosiły go do góry,
aż opuszkami dotknął biodra Jess. Brunetka dostała dreszczy i miała wrażenie,
że jej ciało całe płonie.
Jej skóra wydala się dla chłopaka niezwykle
delikatna, a gdy zaczął to analizować, poczuł przyjemność, której kierunek
zmierzania był niebezpieczny.
Z trudem oderwał się od dziewczyny, dysząc. Odgarnął
jeden kosmyk włosów z jej ciepłego czoła i przyłożył do niego swoje. Patrzył na
jej zamknięte powieki oraz lekko rozchylone, opuchnięte usteczka. Była okazem
piękna.
Wtedy otworzyła powieki i oboje zatonęli w
kolorze swoich tęczówek. Błyszczały one małymi iskierkami szczęścia. Nie czuli
się już tak skrępowani, jak ostatnio.
-Musisz iść spać, ptaszyno. Jutro szkoła. -
wyszeptał Justin, powoli podnosząc się z ciała Jessici, która obciągnęła w dół
bluzkę zanim wstała. Jej policzki zdobił rumieniec i dla Justina był on
najbardziej uroczą rzeczą.
-Dobranoc, Justin. - pożyczyła z nieśmiałym
uśmiechem, znikając za ścianą.
***
Wciśnięty, w papierową rurkę o niewielkiej
średnicy, tytoń zaczął powoli spalać się po spotkaniu z wydzielającą ogień
zapalniczką, a biały dym ulatywał do góry, wychodząc na spotkanie powietrzu.
Papieros idealnie mieścił się i pasował do pełnych warg Justina, a sam on wyglądał
jeszcze seksownej z trucizną włożoną pomiędzy usta. Bynajmniej tak określała go
płeć piękna. I Jess z pewnością się do tego również zaliczała.
Zaraz po tym, jak brunetka powędrowała do swojego
pokoju, Bieber postanowił zapalić ostatniego skręta, zanim on sam uda się na
spoczynek. Potrzebował śmiertelnego dymu, aby racjonalnie myśleć, czego nie
potrafił zrobić, gdy z wielkim zaangażowaniem i namiętnością pieścił swoimi
wargami, wargi swojej siostry. Tylko pocałunki z nią sprawiały mu tak wielką
satysfakcję. Wiedział, że nie powinien, ale tłumaczył to sobie, że nie łączy
ich nic; żadne więzy krwi czy podobieństwa zewnętrzne. Gdyby zapytać zwykłego przechodnia
z pewnością nigdy nie powiedziałby, że są rodziną, a parą.
Ale oni nie byli parą, a sam Justin nawet nie
dopuszczał do siebie takiej myśli. Owszem, czuł do Jessici coś nowego, co działało
na niego niczym trucizna, ale był pewien, że to nie była miłość, ani nawet
zauroczenie. Odpychał od siebie takie sentencje i miał cichą nadzieję, że
Jessica jest podobnego zdania. Oni się lubili, potrzebowali, jak najlepsi
przyjaciele, ale nie kochali.
Nieco irytujące wibracje pojawiły się w kieszeni
spodni bruneta, który wyrzucił papierosa za balustradę. Wypuścił z ust ostatni
obłok dymu i wyjął dzwoniące urządzenie.
- Pan Bieber? - Głos w słuchawce sprawił, że
Justin zmrużył oczy i potarł czoło wolną ręką.
- Tak, mówi Bieber. - Odpowiedział, niepewny
jeszcze z kim miał do czynienia. - O co chodzi?
- Och, dobrze, że nie pomyliłem numeru. - Usłyszawszy,
oparł się o mur jednego z budynków. - Z tej strony detektyw Jefferson. Jestem
odpowiedzialny o sprawę pańskiego ojca. - Justin kiwnął głową, mimo że
wiedział, iż gestu nie zauważy rozmówca. - Razem z moimi asystentami
znaleźliśmy dokładne dane banku, do którego pański ojciec przelewa pieniądze
oraz osobę, do której przelew jest adresowany. Dowiedzieliśmy się również, że
gotówka jest przesyłana regularnie co miesiąc. Jeśli zjawi się pan w moim
biurze, otrzyma pan dane tejże osoby oraz adres.
- O Boże, nie mam
pojęcia co powiedzieć. - Mruknął sfrustrowany Bieber. - Czy może pan
przynajmniej zarysować mi tę osobę? Cokolwiek! Nie wiem, czy dzisiaj będę
mógł do pana podjechać, a jestem ciekaw. - Wytłumaczywszy, pociągnął za
końcówki swoich włosów, nie mogąc znieść stresu, jaki w nim narastał.
- Jest to kobieta, Patricia Mallette,
niewiele ponad czterdziestoletnia. Matka trójki dzieci, lecz jedno z nich
z nią nie mieszka od ponad dekady. - Tłumaczył podczas, gdy Justin zaczął
wszystko składać w całość. - Żyje w stanie Arizona, Phoenix. Reszty
dowie się pan w moim biurze.
- Dobrze, dziękuję bardzo! - Odrzekł Justin
po chwili zastanowienia. Nie wierzył w to, że prawdopodobnie niedługo pozna
swoją prawdziwą rodzinę. Rodzinę, której nigdy nie było mu dane zobaczyć.
- Mam nadzieję, że pomogłem.
- Tak, naprawdę pan mi pomógł. Do widzenia. -
Powiedziawszy, rozłączył połączenie. Jego głowa opadła bezsilnie do tyłu, zderzając
się delikatnie z zimnymi cegłami. Przymrużone oczy, zaczęły się powoli otwierać
tak, że po chwili tego pożałował. Na przeciwko chłopaka, w odległości niewiele
mniej niż pięćset metrów stała Hinduska, która jeszcze go nie dojrzała. W
palcach obracała dość podejrzany plik różnych zdjęć, lecz była zbyt daleko, aby
Justin dostrzegł co dokładnie się na nich znajdowało.
Korzystając z jej nieuwagi, złapał za metalową
balustradę, przekładając nogi, a później całe ciało na drugą stronę, aby chwilę
później wylądować na zimnej, zroszonej trawie, niczym kot.
-Co Ty tu robisz, do cholery ?! - krzyczał, kierując
się w jej stronę. Hinduska podskoczyła z przerażenia, a następnie uniosła
wzrok, dostrzegając Justina, który zatrzymał się kilka centymetrów od niej
samej. Oddychał głęboko przez dość intensywny marsz, którego podjął się, chcąc
jak najszybciej uzyskać wyjaśnienia.
Hinduska doskonale wiedziała w jakim celu tu
przyszła oraz to, że nie może pozwolić sobie, by Justin zdominował ją. Jej
zamierzenia były określone i musiała do nich dążyć.
-Po pierwsze, po należące się mi przeprosiny od
tej suki.
Przybrała poważny wyraz twarzy i wyprostowała się
przez co jej piersi bardziej uwydatniły się. Jeden ruch sprawił, że stała się
jeszcze bardziej pociągająca. Ale Justin nie zwrócił na to nawet najmniejszej
uwagi. Hinduskę zaczął traktować, jako problem. Ciągle pojawiała się tam, gdzie
nie powinna i męczyła go SMS'ami. Jego cierpliwość kończyła się i za każdym jej
wybrykiem był coraz bardziej wkurwiony. Jeszcze nie zdążyła mu się taka
sytuacja, gdy po przelotnym seksie w klubowej toalecie, laska zakochuje się w
nim. Każdej poprzedniej wyjaśniał wszytko, więc czego ona nie mogła zrozumieć ?
-Ona ma imię. - warknął przez zaciśnięte zęby.
Nie mógł pozwolić, by Hinduska mogła ją wyzywać. Jessica była niczym kwiat
lotosu i nie zasługiwała na to, by tak ją nazywano. Była niewinna, w każdym
możliwym sensie, w przeciwieństwie do kobiety stojącej naprzeciw niego.
-Po drugie... - Hinduska zignorowała wypowiedź
bruneta, ciągnąc dalej. - ... Jesteś mój, Justin. Wiem, że mnie kochasz i
będziemy razem.
Uśmiechnęła się zalotnie, przybliżając do
chłopaka. Jej dorodne cycki stykały się z jego klatką piersiową. On był jak
sparaliżowany i pozwolił, aby dziewczyna wzięła jego dłonie i ułożyła je na obu
swoich pośladkach.
Justin poczuł się, jak w potrzasku. Miał
nieodparte wrażenie, że to nie Hinduska stoi przed nim, a kolejna Selena. Obie
były takie same, te same słowa wypływały z ich atrakcyjnych ust, posmarowanych warstwą
czerwonej szminki. Tyle że, Selenę mógł znieść, a Hinduski niespecjalnie.
Stanowiła tylko problem, którego nie da się rozwiązać. Potrzebował radykalnych
środków.
-Pamiętasz, jak było nam dobrze ? - zachichotała
dziewczęco i uroczo, a brunet miał wrażenie, że zaczyna nim manipulować.
-Doszliśmy w tym samym czasie, tygrysku. Pasujemy do siebie, wiesz ? Jak nikt
inny.
-Dość, kurwa ! - wrzasnął na całe gardło, mało
kulturalnie odpychając od siebie Hinduskę. -Czego Ty nie możesz, do chuja,
zrozumieć ?! Przeleciałem Cię, bo byłem pijany i potrzebowałem odskoczni ! Byłaś
tylko moją zabawką, a teraz naprawdę nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego !
Powiedział wszystko co leżało mu na sercu
oraz to, przed czym wcześniej powstrzymywał się mając nadzieję, że w
końcu dziewczyna da mu spokój, kiedy zobaczy, że ma ją kompletnie w nosie. Słowa
nie były przyjemne, ale podziałały na Hinduskę, jak kubeł zimnej wody. Ale nie
płakała; nie mogła mu pokazać, że wygrał.
Z tylniej kieszeni wyjęła zdjęcia i rzuciła nimi
prosto w Justina.
-Jesteś dupkiem, a ja się w Tobie zakochałam ! -
jej głos był wyjątkowo lodowaty.
Bieber kucnął, zbierając z ziemi zdjęcia.
Znieruchomiał, gdy zobaczył, że zostały one zrobione podczas napadu na sklep.
-Skąd je masz ? - zapytał tonem nieustępliwym.
-To nie ważne. - rzekła. - Mogę je w każdej
chwili pokazać wszystkim; twojej rodzinie, policji, a nawet oskarżyć Cię o
gwałt !
Justin nie miał pojęcia, czy łzy które wypłynęły
na policzki Hinduski, były udawane czy prawdziwe, dlatego pozostał cicho.
-Jak myślisz, komu uwierzą ? - zaśmiała się
jeszcze sztucznie, zanim prychnęła pod nosem i odwróciła się, znikając z
posesji rodziny Bieberów.
Gwałt.
Gwałt.
Jeśli to zrobi Justin będzie skończony. Nikt za
nim nie stanie, nawet Jessica. Wybaczyłaby mu wiele, ale nie coś takiego.
Zebrał do kupy wszystkie zdjęcia i każde z nich
podarł na maleńkie kawałki. Tudzież wiedział, że to nie pomoże, bo Hinduska
może mieć ich kopie.
Kiedy zostały z nich już maleńkie strzępy, wyjął
swojego I Phone'a, wybierając numer jednego z chłopaków.
-Jack ? Chyba mamy problem ... Przeze mnie.
***
Chłopcy, a raczej młodzi mężczyźni, spotkali się
bardzo szybko, ponieważ Jack nie mógł pozwolić, aby tak poważna sprawa
pozostawała nierozwiązana.
- Ty idioto! Mógłbyś chociaż raz nie myśleć swoim
pieprzonym kutasem?! Zawsze musisz wszystko komplikować?! - Jack wrzeszczał
podczas, gdy Justin siedział tuż obok bliźniaków, Nasha i Jaka, który mimo
wszystko był im teraz potrzebny.
- Wiesz co teraz będzie?! Wiesz? Jak ta dziwka
pójdzie na policję, jesteśmy skończeni. Nie, nie tylko Ty, Bieber, - Spojrzał
na niego, oczyma pełnymi złości, ale i łez. Gilinsky nie chciał mówić tych
wszystkich rzeczy, ale był okropnie zły na przyjaciela. - to, a raczej Ty
zniszczysz im życie! - Wskazał na Nasha i bliźniaków. - Jak wytłumaczysz bratu
Brooksów, że muszą iść do pierdla na kilkanaście lat, tylko i wyłącznie
przez to, że jesteś napalonym gówniarzem, który uwielbia się upijać! -
Justin nie odezwał się ani razu. Wiedział, że to jego wina. Wiedział, że
wszystko, co mówił Jack było prawdą. Nawet nie próbował walczyć z wyrzutami
sumienia.
- Przestań już G, - Mruknął Nash - Załatwimy to
jakoś. Juss jest naszym bratem; każdy popełnia błędy. Chodzi o to, by umieć je
naprawić.
- Grier ma rację, - Westchnął Luke - A ja
mam pomysł, który jest nie tylko ryzykowny, ale także wymaga od nas
niesamowitego poświęcenia. Potrzebujemy także więcej ludzi. - Oczy
wszystkich skupiły się na jednym z bliźniaków. Każdy bowiem, był ciekaw jego
planu. Byli zdesperowani; zdolni podjąć się wszystkiego, co pomogłoby im ocalić
tyłki.
- Co masz na myśli? -
Spytał Justin, świdrując chłopaka swoim spojrzeniem.- Skoro ona grozi Tobie, my zagrozimy jej. - Wstał, czując narastające emocje w swoich żyłach. - Jedyną różnicą będzie to, że my doprowadzimy swoje groźby do skutku. - Uśmiechnął się przebiegle, zakładając jeansową kurtkę na swoje zmarznięte ramiona. - Mówiąc jaśniej, zabijemy tę sukę.
- Luke...
- On ma rację, Bieber. - Warknął Jack. - Nie
jesteśmy już tylko grupą nastolatków, która kradnie rówieśnikom drugie
śniadanie; jesteśmy poważnymi ludźmi, których należy szanować.
- Musi dowiedzieć się
z kim zadarła. - Dodał Jake, który pod wpływem kilku wydarzeń zaczął inaczej
patrzeć na tę grupę nastolatków - byli rodziną, do której zaczął pałać
podziwem.
- Jai, jeszcze nie wiem, kiedy zaplanujemy
tę akcję, ale na ten moment już wiem, że wtedy zabierzesz gdzieś Nasha. -
Zarządził Justin. - Nie chcę go widzieć nawet przy planowaniu.
- Co?! - Prychnął
Nash, mając ochotę uderzyć Justina prosto w twarz.- Wiesz co oznacza posiadanie młodszego rodzeństwa? - Zapytał, nie oczekując odpowiedzi. - Gdyby coś poszło nie po naszej myśli, nie chcę byś był w to zamieszany.
- A oni? - Wskazał na Jacka, Luka i Jaka.
- Jesteśmy profesjonalistami, poradzimy sobie. - Westchnął G, odpalając papierosa. - Wspominałeś o większej ilości ludzi, Brooks. - Zmienił temat, ignorując Nasha, który poczerwieniał ze złości. Nienawidził, kiedy wszyscy traktowali go jak młodego nieudacznika, który był bezużyteczny przez większość czasu.
- Nie powinieneś się tym martwić. Znam pewnych ludzi.
- Powinienem się martwić? - Zagaił Jai, chcąc rozrzedzić atmosferę.
- To nie czas na żarty. Idę zadzwonić. - Mruknął Luke i wyszedł, zostawiając resztę w totalnym osłupieniu. Nikt nie przypuszczał, że kiedykolwiek będą postawieni w takiej sytuacji.
Nikt nie odezwał się więcej. Wszyscy pozostali
cicho, czekając aż Luke wróci z informacjami. Każdy znalazł sobie miejsce, by
usiąść na starych kanapach w garażu rodziny Bieberów. Niektórzy, jak Nash i
pocieszający go Jai, woleli pozostać w kącie na zimnej i brudnej posadzce.
Najwięcej jednak do myślenia miał Justin. W
połowie zaczął również obwiniać Selenę, przez którą przeżył to załamanie
nerwowe, ale szybko odrzucił od siebie próbę oczernienia kogoś niż on sam. To
nie Gomez wsadziła swojego niewyżytego kutasa do szczeliny Hinduski.
-Mamy plan, chłopaki. - Luke pojawił się znów w
garażu. Wszyscy równo podnieśli głowy, zaciekawieni wynikiem rozmowy. -Michael
Clifford, mój kumpel z dawnych czasów, zgodził się nam pomóc.
Przez twarz Justina przeszła ulga, co szybko
zauważył Brooks tłumacząc:
-Nie za darmo. - rzekł. - Wraz ze swoim
przyjacielem chce do nas dołączyć. Sami nie dają rady.
-Czy nie jest nas tu już wystarczająco dużo ? -
zezłościł się Jake.
-Nie i siedź cicho. Nowi nie mają nic do gadania.
- odszczekał Brooks, chowając komórkę do kieszeni ciemnych spodni, następnie
zwracając się w stronę Justina. -Dzisiaj to Ty decydujesz, chłopie.
-Zróbmy to. - Bieber odpowiedział szybko i bez
cienia zawahania. Nie dało się ukryć, że miał dość. A wieloletnia odsiadka w
więzieniu też nie wchodziła w grę.
-Chwila, chwila. - do rozmowy włączył się Jack,
który do tej pory tylko analizował sytuację. -Nic nie wiemy o tej dziwce, nawet
jak ma na imię, więc jak niby mamy ją udupić ?
-Gdzie się bzyknęliście ? - spytał wprost Luke,
odwracając głowę w stronę Justina.
-W Funky Buddah.
-Jedziesz tam. - nakazał Brooks. - Jest sobota,
bardzo możliwe, że tam będzie.
-Co potem ?
Stres ogarnął Justina dlatego też zupełnie
zdał się na Luke'a i jego kumpla. On chciał tylko, by skończyło się to jak
najszybciej.
-Udawaj, że chcesz z nią pogadać i zawieź do
magazynu. Tam będziemy my. - oznajmił, podając brunetowi kluczyki do swojego
auta. Justin chwycił je i pobiegł do samochodu kumpla.
Klub znajdował się w tej mroczniejszej dzielnicy Stratford.
Ciemne ulice, stare kamienice ze zniszczonej czynnikami środowiska, cegły i
latarnie, których światło świeciło bardzo słabo.
Tak jakby i los wyczuł, co miało się stać i co zaplanowano,
zaczął padać deszcz.
Duże krople wody rozbijały się o przednią szybę
samochodu, którym kierował Justin, i nawet włączone wycieraczki momentami nie
pomagały, choć pracowały na największych obrotach.
Uczucia Justina były mieszane. Nie wiedział teraz
czy robi źle czy dobrze. Wszystko działo się zbyt szybko, a on po prostu chciał
spokoju. Hinduska zbyt bardzo przypominała mu Selenę, przez którą cierpiał, i
nadal nie wiedział, czy te rany zostały już wyleczone.
Wyskoczył z auta, zakładając kaptur na głowę.
Kilku pijanych gości z zazdrością spoglądało na brykę, którą przyjechał, i
Justin nie potrafił ukryć pewnego siebie uśmieszku, kiedy obok nich
przechodził.
Ochroniarz, wysoki blondyn z niebieskimi oczami,
od razu poznał Justina, jako stałego bywalca tej miejscówki, tudzież wpuścił go
bez zbędnych formalności.
Pusty, Justinowy żołądek, który zaciśnięty był w
supeł, dodatkowo zrobił koziołka, kiedy wchodząc w tłum Bieber wyczuł silny
zapach potu zmieszany z wieloma rodzajami perfum, papierosów i wypitego przez
innych alkoholu. Prawdopodobnie nie przeszkadzałoby mu to, gdyby przyszedł tu
znowu się zabawić.
Przedzierał się przez tańczące pary, niekiedy
uderzając z bara kolesi, którzy próbowali nastawiać się niczym koguty do bójki,
lecz na nic im się to zdało, kiedy spod kaptura dojrzeli znajomą twarz Biebera.
Justina znał tu niemalże każdy i wszyscy wiedzieli, że nie ma sensu z nim
zaczynać. Odkąd tylko zakumplował się ze swoją paczki stał się postrachem.
Swój cel, o długich nogach wyeksponowanych w
seksowy sposób, ujrzał przy barze. Śmiała się rozmawiając z jakimś młodziakiem,
który ewidentnie zadowolony był, że zainteresowała się nim kobieta. Domyśleć
można było się również, że postawił jej drinka z różową parasolką, a teraz
opowiadał dowcipy. Jednym słowem próbował ją zbajerować.
Justin nie krępował się zburzyć ich sielankę.
Pierw Hinduska zdawała się być zdziwiona, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko
z piskiem skacząc w ramiona Biebera, który niemiło wyszeptał do zdezorientowanego
chłopaczyny „spierdalaj”.
Nie odwzajemniał uścisku kobiety, a ta również
nie wyglądała na zbyt przejętą tym faktem.
-Co tu robisz ? - spytała, pełna radości. Cała
się śmiała i w tamtym momencie nie zasługiwała na to, co miało ją spotkać. W
ogóle na to nie zasługiwała.
-Musimy porozmawiać, maleńka. - odpowiedział
Justin bez krztyny humoru.
Nie patrząc na Hinduskę złapał mocno jej dłoń i
wyprowadził przed klub. Poczekał aż założy swój ciemny płaszcz i otworzył drzwi
samochodu. Bynajmniej tyle mógł dla niej zrobić - być przez chwilę dżeltemenem
i Justinem, jakiego chciała od seksu w toalecie.
Dziewczyna nie okazywała zbyt dużego
zainteresowania sytuacją. Siedziała na miejscu pasażera i tępo obserwowała
ruchy blondyna aż do czasu, kiedy wsiadł do środka i odpalił silnik swojej
maszyny.
- Wytłumacz mi co się tutaj dzieje. -
Mruknęła, na co Justin jedynie westchnął i uśmiechnął się sztucznie.
- Nigdy nie złapałem
Twojego imienia. Mogę je poznać? - Spytał uprzejmie, próbując stworzyć
atmosferę, w której dziewczyna poczuje się bezpiecznie i nie będzie niczego
podejrzewała.- Ashley. - Odpowiedziała posyłając chłopakowi zadziorny uśmieszek.
- Daj mi swój telefon. - Zażądał łagodnym głosem, próbując wpleść w życie swój plan. - Kochanie. Dziewczyna zmrużyła oczy i niepewnie podała chłopakowi urządzenie. Nie wiedziała, czego się spodziewać.
- Chcę Twój numer telefonu. - Uśmiechnął się, po czym zaczął stukać coś w urządzeniu Hinduski. Umiejętnie zablokował kartę sim i usunął z pamięci telefonu jego numer i wszystkie wiadomości, które do niego wysłała. Zajęło to chwilę, aczkolwiek tłumacząc się robieniem dwóch czynności naraz, zamydlił dziewczynie oczy. Niczego nieświadoma chwyciła swojego iPhona z powrotem.
- Dlaczego masz te głupie rękawiczki? -
Prychnęła, ewidentnie niezadowolona z jego doboru dodatków do outfitu.
- Jestem punkiem. Punki chodzą w glanach -
Podniósł w góry jedną stopę, śmiejąc się cicho. - Oraz mają głupią schizę na
punkcie skórzanych rękawiczek z dziurami.
- Nie wiedziałam. -
Odwzajemniła uśmiech. - Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?- Ashley, jesteśmy na miejscu. - Poinformował, zmieniając temat. - Mam dla Ciebie niespodziankę! - Powiedział, widząc pytający wzrok Hinduski.
Magazyn był już otwarty przez kumpli Justina, którzy oczywiście trzymali się planu, ustalonego wcześniej.
Po wyjściu z samochodu brunet od razu chwycił
Ashley mocna za rękę, jakby w obawie, że mogła by im uciec.
Przeprowadził ją przed duży parking, a następnie
uchylił drzwi. Na twarzy dziewczyny zauważył zdziwienie, kiedy uważnie stawiała
kroki. Rozglądała się dookoła, skanując każdy szczegół, jakby za chwilę chciała
zapytać Justina co robią w takim miejscu.
Nie zdążyła. Justin odwrócił ją w swoją stronę,
przyciągając do swojego ciała za biodra. Teraz miał pewność, że osiemnastolatka
nigdzie nie ucieknie, lecz ona nie miała nawet takiej ochoty, gdy Bieber był obok
niej i w dodatku jego duże dłonie znajdowały się na jej ciele.
Ashley z nieśmiałym uśmiechem, patrzyła głęboko w
oczy bruneta, licząc, że to on pierwszy ją pocałuje. Justin jednak obserwował,
jak zza ściany wychodzi Jack. Kiedy wiedział, że chłopak podchodzi coraz
bliżej, powrócił wzrokiem na twarz ślicznej dziewczyny i delikatnie pogłaskał
ją po policzku, jakby w geście uspokojenia, zanim silne dłonie Jacka pochwyciły
Hinduskę, która zapiszczała zaskoczona. Aby nie wydawała z siebie więcej dźwięków,
które mogłyby zainteresować przechodzących czy przejeżdżających jezdnią
niedaleko magazynu, zatkał jej usta swoją ręką.
Justin odsunął się trochę, zostając pod ścianą.
Całe jego ciało spięło się, dlatego pozwolił kolegom działać według planu,
który ustalili wspólnie.
Piękne oczy Ashley zaszkliły się, kiedy
trzymający ją Jack posadził na krześle, a przyjaciel Michael'a - Luke
przywiązywał liną do krzesła. Nadgarstki oraz koski zapiekły ją poprzez siłę, z
jaką dociskał linę do jej nagiej skóry w tych miejscach.
W jednym momencie domyśliła się wszystkiego. I
tego, że Justin również to uknuł.
Posłała mu jedno pełne rozpaczenia spojrzenie, a chłopaka oblał zimny pot,
lecz po chwili spuścił głowę w dół, aby nie patrzeć na wyraz twarzy dziewczyny.
Jej mimika mówiła o całej goryczy, jaką czuła i wyrzutu, jakim przed chwilą
bezsłownie obdarowała Biebera.
-Dzień Dobry, maleńka. - z szerokim uśmiechem
klęknął naprzeciwko skrępowanej dziewczyny, lecz ona nie miała ochoty
odpowiadać. Zacisnęła usta w cienką linię i odwróciła głowę w drugą stronę.
Stojący za nią Hemmings złapał ją za szyję i zmusił, by wzrokiem powróciła do
Chłopaka.
Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach, a Michael
wyszedł zza ściany, zadowolony z zachowania swojego przyjaciela. Właśnie takim
nauczył go być.
-Widzisz do czego doprowadziła Cię Twoja
puszczalska natura. -zakpił Jack, kładąc dłoń na jej opalonym udzie i
delikatnie je pocierając. Dziewczyna chlipnęła na ten ruch, chcąc się odsunąć, chociaż
odrobinę, lecz nie było to możliwe. Była w pułapce. -Tatuś nie nauczył, że nie
zadziera się z niegrzecznymi chłopcami ? - ciągnął dalej chłopak, mając z tego
niezły ubaw. Mimo to musiał przyznać, że Bieber miał gust- dziewczyna była
atrakcyjna.
-Pieprz się ! - syknęła, zbierając w sobie całą
odwagę.
Jack oburzył się stając na równe nogi.
- Jak Ty w ogóle masz na imię, dziewczyno? -
Spytał, mierząc Hinduskę srogim wzrokiem.
- Ashley. - Odpowiedziała drżącym głosem. W
oczach stawały jej łzy, lecz za każdym razem próbowała je tamować.
- Ashley.. Ashley, myślę, że Twój koniec jest
naprawdę blisko.
-Czego ode mnie chcecie ? Co ja Wam zrobiłam ? -
mówiła z rozpaczą, a kolejne łzy rozmazywały jej staranny makijaż.
-Zaoferowałaś swoją ciasną cipkę jednemu z
najniebezpieczniejszych chłopaków w tym mieście. To zrobiłaś, maleńka. - Jack uśmiechnął
się z wyższością i wewnętrzną satysfakcję, że doprowadza dziewczynę do skraju
wytrzymałości psychicznej. Robił to każdej swojej ofierze, sprawiał, że
zaczynała modlić się o śmierć niż być niszczona w ten sposób.
W stosunku do Hinduski nie miał oporów przed
swoim aroganckim zachowaniem, a wszystko przez to, że kiedyś pewna kobieta tak
bardzo go zraniła. Teraz nie istniało dla niego słowo „stop”.
-Zamknij się, do cholery, Jack ! - krzyknął
Justin, odzywając się po dłuższej ciszy. Rozszyfrował swojego kolegę i nie
chciał pozwolić, by to nadal trwało. Nie mieli całego dnia. - Zrób to w końcu.
- polecił cichym, lekko łamiącym, się głosem. Jednak tym razem schował się za
ścianę w czasie gdy Michael wyszedł z zaplecza z małą bronią.
Ashley zaczęła piszczeć w niebo głosy, kiedy jej
zabójca zbliżał się do siedzenia.
Justin przyłożył plecy do ściany i zjechał po
niej dopóki jego pośladki nie dotknęły podłogi. Twarz schował w dłoniach,
zupełnie sparaliżowany błagalnym krzykiem dziewczyny. Przez jego mózg
przepłynęła myśl, że może można ją jeszcze uratować, ale wtedy usłyszał strzał,
a wokół wreszcie zapanowała cisza.
Już nie żyła.
Nie oddychała.
Była blada i chłodna.
Przez żyły nie przepływała krew.
Straciła życie na jego życzenie. To on był temu
winny i na jego rękach znajdowała się jej krew.
-Luke spal ciało. Dzięki Michael. - Justin przez
chwilę wsłuchiwał się w opanowany głos Jacka'a, który jak prawdziwy
przywódca wydawał polecenia.
Bieber nie zasłużył, by teraz nazywać go odważnym
czy najniebezpieczniejszym, bo wykorzystał szereg osób, by unieszkodliwić
dziewczynę, która miała przed sobą całe życie.
W tamtym czasie walczył sam ze sobą. Ze swoimi
łzami i wyrzutami sumienia. Była zagrożeniem dla niego i całego gangu, ale nie zasługiwała
na to co spotkało ją dzisiaj.
Luke Brooks widząc rozbicie kumpla, podszedł do
niego, siadając obok.
-Już po wszystkim, bracie. - wyszeptał, a to choć
na chwilę pocieszyło Justina.
-----------------------------------------------------------------
Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.
o jeju ale mi szkoda jej zrobiło:( justina tez chociaz to jego wina
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny, kocham!!
Omg ale sie wciagnelam :o ciekawe jak Jess zareaguje jak sie dowie i czy straci calkowicie zaufanie do Justina . Czekam na next , dawaj szybko <3
OdpowiedzUsuńZrobilo mi sie szkoda hinduski,naprawde...ale mogla nie paplacza duzo.Uwielbiam to opowiadania i na kazdy kolejny rozdzial czekam z niecierpliwoscia
OdpowiedzUsuńZrobilo mi sie szkoda hinduski,naprawde...ale mogla nie paplacza duzo.Uwielbiam to opowiadania i na kazdy kolejny rozdzial czekam z niecierpliwoscia
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, czekam na kolejny! :) pozdrawiam x
OdpowiedzUsuńKiedy mozna sie spodziewac kolejnego rozdzialu? Daj znac w komentarzu . Jestes naprawde mega . Codziennie tu zagladam i sprawdzam czy jest rodzial nowy . / Agys
OdpowiedzUsuńTrudno powiedzieć. To zależy od wolnego czasu, ilości nauki ... itp.
UsuńPolecam sprawdzanie statusu w % po prawej stronie bloga; jest taka zakładka News.
Tam na bieżąco są aktualizowane informacje ;)
Pozdrawiam :*
Nie wierze ze zabili ta dziewczynę. Super czekam na next :-D i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnie wytrzymam bez nowego. to jest moje zycie serio,jedno z naj ff jakie czytalam
OdpowiedzUsuńo jezu zajebiste
OdpowiedzUsuńkurwa?????????????boze to chyba jedno z naj ff jakie czytalam. im in love po prostu
OdpowiedzUsuńCudo! Cudo!
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny? :D
OdpowiedzUsuń