czwartek, 5 maja 2016

II Rozdział 6



Dziękujemy za 100 tys. wyświetleń ! :*


Stukanie.
Budzę się słysząc je, dochodzące raz z kuchni raz z łazienki. Nie otwieram oczu, które okropnie mnie pieką, przez wieczorny płacz, tylko przewracam się na drugi bok i zakrywał głowę kołdrą.
Justin już wstał, a ja nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić z tego łóżka bądź sypialni. Nie ważne, że mój żołądek boleśnie kurczył się, w brzuchu burczało z głodu, a poranne mdłości dawały o sobie znać.
Ponowne stukanie.
Dźwięk coraz bardziej mnie denerwuje, lecz próbuję zasnąć ponownie.
Po chwili cichnie na rzecz otwierających się, sypialnianych drzwi. Serce zaczyna mi walić, a w głowie zakręciło się od sprzecznych emocji, które hodowałam od wczoraj.
Nie ruszam się, nie mrugam nawet powiekami, wsłuchując się w ciszę. Domyślam, że Justin waha się i zastanawia, co powinien zrobić.
Biorę głęboki, cichy wdech, gdy wchodzi do środka, i powstrzymuję płacz.
-Jest dwunasta, Jess. - oznajmia spokojnym głosem, chcąc zmusić mnie do wstania. Wiem, że powinnam to zrobić ze względu na dziecko, które noszę w sobie, lecz chłopak sprawił mi taką przykrość, że nie mam ochoty go oglądać. -Powinnaś wstać i zjeść śniadanie. Nie zapominaj, że jesteś w ciąży.
-Szkoda, że nie mogę zapomnieć, kto jest ojcem. - mówię ze złością, chociaż moje serce krwawi z każdym słowem.
Znowu cisza i przeciągłe westchnięcie Justina.
-Nash ma urodziny, wyjeżdżamy o piętnastej.
Kolejna impreza.
Wiem, że nie zniosę tego tak, jak tych suchych rozkazów.
Z wściekłością odrzucam od siebie kołdrę, patrząc na Justina, który stoi w progu z rękami w kieszeniach ciemnych spodni.
-Nigdzie się nie wybieram. Mam dość tych pijackich imprez, podczas których bierzesz i masz mnie w dupie ! - argumentuję, uderzając pięścią w zburzoną kołdrę.
-Nie kłóć się ze mną, Jess. - ostrzega bez emocji. - Masz być gotowa za trzy godziny.
Gdy wychodzi zaczynam ryczeć, jak małe dziecko, któremu zabrano zabawkę, mając tylko nadzieję, że nie słyszy tej formy oznaki mojej słabości i poczucia bezradności.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego dzieje się to, co się dzieje.
Na przestrzeni tych dwóch lat przejęłam od Justina kilka cech charakteru, które zmieniły mnie w osobę jaką teraz jestem. W pewnym sensie on dobudował we mnie rzeczy, których kompletnie mi brakowało. Staliśmy się mocnymi, wybuchowymi osobowościami, a każde z nas musiało postawić na swoim.
Jeśli chodzi o dzisiaj ...
Justin vs Ja
1:0
Złamał mnie.
Jego obojętność, zimno emanujące z jego postawy.
Nie miałam na to siły.
Ale też nie pozwalał mi na poddanie się.
Musiałam walczyć, chociażby nadaremnie.
Piętnaście minut później byłam w miarę ogarnięta poprzez schludnie zmienienie piżamy na normalne ubrania oraz makijaż, który zakrył wszystkie najmniejsze oznaki mojego płaczu.
Gdy weszłam do kuchni, by cokolwiek zjeść, Justin w milczeniu czekał, oglądając telewizję ze znudzeniem. Nie lubił tego typu rozrywek. Każdy program był dla niego dennym, dlatego rzadko bywało, byśmy wieczór spędzali oglądając film.
Ponieważ wczoraj byłam zbyt pochłonięta podróżą nie miałam czasu, by zrobić zakupy, a dziś musiałam się posilić trzydniową bułką, która posmarowałam cienką warstwą masła, a na to położyłam szynkę i plasterek pomidora.
Śniadanie spożywam z trudem, gdyż ciężko jest być spokojnym i opanowanym, gdy niewiele ponad metr siedzi obrażony narzeczony.
Czy my zachowywaliśmy się tak, jak przystało na to określenie ?
Zdecydowanie nie.
Aktualnie udawaliśmy, że nie znamy siebie, swoich słabości, przyzwyczajeń, dusz. Woleliśmy milczeć i nie wyjaśniać nic byleby tylko nie pozwolić tej drugiej osobie odkryć, co mrocznego kryje się w naszym wnętrzu.
Potrzebowaliśmy powietrza raniąc się tym samym.
Ale miłość nigdy nie była łatwa.
A mimo to teraz mieliśmy tworzyć rodzinę. I nie wychodziło nam to za dobrze.
-Jestem gotowa. - mówię, stojąc w wejściu. Już wcześniej założyłam kurtkę i trampki, dlatego wychodzę z mieszkania zaraz po tym, jak Justin podnosi się z kanapy. Zostawiam mu klucze na kanapie i idę na parking, gdzie czeka nasz samochód.
Dopiero tam przypomina mi się, iż nie wzięłam tej „magicznej” tabletki Pattie, ale rezygnuję z wrócenia się do naszego domu, gdyż Justin właśnie schodzi po schodach. Przez szybę drzwi naciska guzik pilota, odblokowując auto. Posłusznie zajmuję miejsce pasażera i zapinam pas bezpieczeństwa.
Wraz z Justinem w samochodzie, pojawia się zapach perfum, które udało mi się dorwać jako prezent na nasze drugie święta Bożego Narodzenia.
Nie wiem czy zrobił to specjalnie, lecz nie zamierzam wnikać. Nie komentuje nawet nieco za głośno grającego radia , gdy wjeżdżamy na most  Kolumba.
-To nie jest droga do Stratford. - oznajmiam, rozglądając się.
-Musimy wstąpić do mamy.
-O tym mnie nie poinformowałeś. - rzucam ze złością.
-Więc możesz to uznać za porwanie. - odpowiada mi gwałtownie skręcając, co wkurza mnie jeszcze bardziej, gdyż obijam sobie łokieć.
-Jesteśmy tu we troje, gdybyś zapomniał ! - krzyczę, rozmasowując obolałą kość.
-Nie da się o tym zapomnieć. - oznajmia spokojnym i jakże melancholijnym głosem. Teraz już zupełnie go nie rozumiem.
-W Twoim przypadku wszystko jest możliwe. - mruczę.
-Ale siebie nie oszukasz, maleńka. - oznajmia, posyłając mi połowiczny uśmiech i kładzie swoją rękę na moim brzuchu. -Zaokrąglił się.
Wystarczyło jedno, najkrótsze zdanie, bym przepadła, jak atom wędrujący w powietrze, który niknie pomiędzy innymi. Jego czułość rozbija mur złości, jaki w sobie tworzyłam, a łzy napływają mi do oczu.
-Dlaczego Ty mi to robisz, Justin. - szepczę, gdyż mój głos załamuje się. Justin cofa rękę i wprawnie parkuje na wolnym miejscu. Ana już czeka w klatce schodowej machając mi dłonią z szerokim uśmiechem.
-Bo Cię kocham, Jess. - mówi szybko, przelotnie całuje mnie w skroń i wysiada z samochodu.
Jak to możliwe, że w jednej sekundzie potrafi ze mnie zrobić plączącą papkę, która nie nadaje się do niczego.
Wczoraj mnie nienawidził, choć się do tego nie przyznał.
Dziś wyznał, że kocha.
Co było z nim, do cholery, nie tak ?!
Mija kilka chwil zanim opanowuje się i przeganiam od siebie płacz. Nie był już do niczego potrzeby. Wiedziałam, że bez względu jakiego sposobu użyje, by mnie przeprosić, to już mu wybaczyłam.
Paczkę chusteczek higienicznych odnajduję w schowku, wydmuchuję nos, a następnie wyrzucam ją do małego śmietniczka tuz obok skrzyni biegów. Poprawiam włosy, związując je w wysoki kucyk, gdy w lusterku odbija mi się scena kłócącego się energicznie Justina z mamą.
Ona wygląda na tą, która pragnie go przekonać do swoich racji, a on na zawziętego, który stara się ją przekonać, by jednak zmieniła zdanie.
Cokolwiek to znaczyło, nie podobało mi się to, lecz postanowiłam, że nie poruszę tej kwestii, ani nawet nie wspomnę słowem, że widziałam tą scenę.
Zamykam lusterko i przyjmuję poprzednią pozycję, gdy Justin wraca do samochodu.
-To dla ciebie, ptaszyno. - uśmiecha się, podając mi talerz i coś na nim okryte folią aluminiową. Odbieram go od chłopaka i powoli zdejmuję opakowanie. Mój humor powraca do dobrego poziomu, a ślinianki zwiększają swoje temp pracy, widząc czekoladowe muffinki - specjał Pattie.
-Twoja mama jest cudowna. - mówię, biorąc pierwszy, duży kęs.
-Wiem. - odpowiada cicho, palcem wskazującym zabierając mi czekoladę z kącika ust. - Ono musi rosnąć.
Brunet wyjeżdżając na drogę ustawia sobie jedną prędkość, dzięki czemu może połączyć nasze dłonie. Kończę swój posiłek na dwóch babeczkach, zostawiając tę samą ilość dla Justina, a talerz odstawiam na tylne siedzenia.
W radio pojawiają się w końcu spokojne piosenki, które przestają przyprawiać mnie o zawroty głowy, a w samochodzie dzięki ogrzewaniu robi się cieplej. Mój wzrok przeplata się z mijanymi obiektami zza oknem. Z czasem moje powieki nawet powoli się zamykają do momentu, gdy czuję, jak niby delikatnie palce Justina zahaczają o mojego siniaka, którego nabiłam sobie w starciu z pralką.
Piszczę cicho, a Justin odwraca się w moją stronę.
-Co to, kurwa, jest, Jess ? - ogląda mój nadgarstek z przerwami, by spojrzeć na jezdnię.
-Wszystko przez maryśkę schowaną w twoich spodniach. - oznajmiam.
-Nie musisz kłamać, księżniczko. Jeśli ktoś u nas był i Ci to zrobił ...
Nagle staje się blady i przerażony, patrząc na moje obolałe miejsce.
Zasycha mi w gardle patrząc na jego zmianę. Z refleksem wyrywam swoją rękę, a dołączając drugą obejmuję jego twarz. Co z tego że jesteśmy na autostradzie ...
-Justin. -szepczę, zmuszając go, by na mnie spojrzał. - Co się dzieje ?
-Nic, kochanie. Muszę po prostu wiedzieć, że jesteś bezpieczna. - całuje mnie w nos.
-Jestem. - oznajmiam. - Bo jesteśmy razem. - dodaję radośnie i wracam na swoje miejsce. Justin uśmiecha się do mnie szeroko, a kolor jego twarzy powraca do normalności.
Przez następną godzinę drogi zastanawiam się, dlaczego akurat tak zareagował i przypominam sobie rozmowę z sąsiadką.
Czarne auto.
Czarne auto.
Czarne auto.
Nie, nie zapytam go o to. Wystarczająco dużo, było dziś złości między nami, by rozbudzać to uczucie na nowo.
Byliśmy, jak świecące na niebie gwiazdy. Piękni i idealni na swój oryginalny sposób. Choć czasem niekształtni, zawsze umiemy wrócić do siebie.
-Daleko jeszcze ? -pytam trzeci raz zmieniając kanał radiowy. Słońce już zaszło, pozostawiając po sobie tylko pomarańczową poświatę, a zdążyłam zjeść pozostawione dla Justina muffinki.
-Właściwie to jesteśmy. - oznajmia, skręcając w prawo. Wjeżdżamy na parking obok prostokątnego budynku. Cały jest w ciemnych kolorach, a barierki balkonowe były już nadszarpnięte czasem i czekające chociażby na pomalowanie.
-Nash urządza urodziny w czymś takim? - pytam ze zdziwieniem.
-Nie, Jess. - uśmiecha się. -Pomyślałem, że moglibyśmy się odświeżyć po podróży.
-Dlaczego czuje w tym jakiś podstęp ? -pytam, wysiadając. Justin śmieje się krótko, a niebezpieczny błysk pojawia się w jego oczach.
-Wszystko możliwe, maleńka.
Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę budynku.
Recepcja wygląda jeszcze bardziej upiornie niż zewnątrz tego motelu. Bez przerwy towarzyszy mi myśl, czy ktokolwiek zatrzymuje się w tak obskurnym miejscu oprócz nas.
-Troszkę entuzjazmu, skarbie.
Justin zaskakuje mnie swoją obecnością, gdy właśnie oglądam obraz. Układa dłoń w dole moich pleców i prowadzi do windy.
-Ten motel wygląda jak z horroru. - oznajmiam, czując rozchodzące się po kręgosłupie ciarki. Winda jedzie powoli, coś skrzypi i wydaje nienaturalny dźwięk, lecz staram się zachowywać spokój.
-Nigdy nie obejrzałaś horroru, Jessi. - Justin śmieje się ze mnie beztrosko.
-I nie obejrzę. ! - wykrzykuję piskliwym tonem. - Jeśli to tak wygląda ...
-Och, uspokój się. - mówi i znienacka całuje mnie, miażdżąc moje usta. Dopasowuję się do tego pocałunku, obejmując szyję mojego narzeczonego, gdy ciepłe dłonie Justina obejmują mnie w biodrach lekko je ściskając.
Jego usta są ciepłe, nieskazitelnie miękkie, a oddech bardzo miętowy, o czym świadczyło to, iż nie zapalił dziś ani jednego papierosa.
Ciche pikanie windy, oznaczające koniec podróży w górę, zmusza nas do przerwania tej namiętnej wymiany uczuć.
Nasz pokój znajduje się zaraz na końcu korytarza, a Justin sprawie otwiera go przestarzałym kluczem, który dostał od pani recepcjonistki.
Pomieszczenie wcale nie odbiega od reszty. Jest ciemne, ponure i mało wyposażone. Stary odświeżacz powietrza nie był od dawna wymieniany, dlatego jestem zmuszona otworzyć okno, by powstrzymać odruch wymiotny.
-Wiem, kochanie. - Justin obejmuje dłońmi moją twarz. - Nadal jesteś wrażliwa, ale chwila odpoczynku dobrze Ci zrobi. - przekonuje, a ja uśmiecham się szeroko na płynącą z niego troskę. - Idź pierwsza, a ja muszę jeszcze coś zrobić. - całuje mnie w czoło i delikatnie pcha w stronę łazienki.
Zamykam umysł na wszystkie myśli o możliwych bakteriach w tym miejscu i szybko biorę prysznic, zdając sobie sprawę, iż Justin miał stuprocentową rację - byłam wykończona, choć droga trwała tylko cztery godziny. Im w wyższym stadium była moja ciąża, tym stawałam się bardziej słaba.
Wychodząc z kabiny słyszę głos Justina. Nie rozumiem co mówi ani do kogo, ale rozmowa jest zacięta. Suszę włosy jednym ręcznikiem, a drugi owijam wokół ciała, by nie wyjść kompletnie nago.
Gdy chłopak mnie zauważa, szybko kończy rozmowę nawet nie żegnając się z osobą z którą konwersował. Podchodzę do łóżka na którym leżał i siadam obok.
- Kto to ? - pytam, a gęsia skórka pojawia się na moich ramionach, gdyż w pokoju jest nieco chłodno.
-Nie bądź ciekawska, księżniczko. - uśmiecha się zalotnie i nie mija sekunda, a w niewyjaśnionych okolicznościach ląduje pod jego ciałem.
Ciśnienie w moich żyłach podnosi się, a krew zaczyna szumieć mi w uszach.
Pełne, malinowe usta, lądują na mojej szyi, a duże, męskie dłonie rozplątując zawiązany guz na ręczniku.
Chłód, panujący w pokoju ochładza moje ciało, chociaż wewnątrz płonę.
-Och. - cichy jęk, ulatuje z moich ust, gdy chłopak nade mną przegryza moją skórę, by pozostawić czerwony ślad. Splata nasze dłonie i układa je ponad moją głową. - Próbujesz ... Mnie ...
-Tak, kochanie. - śmieje się beztrosko. - Uwielbiam Cię zdekoncentrowywać.
Jego oddech łaskocze mnie w szyję, przez co nieświadomie drżę, oczekując jego następnego ruchu.
-Oszukujesz mnie. - stwierdzam, w myślach nadal mając tajemniczą rozmowę chłopaka.
-Musisz się rozluźnić. - ignoruje mój zarzut i zsuwa się jeszcze niżej tak, aby twarzą znaleźć się na wysokości moich bioder. Instynktownie otwieram przed nim uda, co skutkuje pojawieniem się na jego twarzy szerokiego uśmiechu.
Potem już tylko drżę, chłonąc rozchodzącą się przyjemność każdym porem. Zamykam i otwieram oczy, z ust wypuszczam jęki pomiędzy którymi pojawia się również imię mojego narzeczonego, czasami nawet poruszam biodrami, chcąc więcej, lecz to on nad wszystkim panuje - nade mną, moim życiem, moja rozkoszą.
-Kocham cie, Justin. - dyszę, będąc już w tej ostatniej, najpiękniejszej fazie. Jest mi gorąco i ledwie łapię oddech.
Chłopak powraca na moja wysokość i bierze mnie w ramiona, tuląc mocno do siebie.
- Też Cię kocham, Jessi.

***
Głośna muzyka, kule dyskotekowe wraz z odbijającymi się od niej neonami oraz masakryczna ilość osób; nienawidziłam tego, ale przede wszystkim dzisiaj robiłam to dla Nash'a.
Co zaskakujące Justin ani razu nie zostawił mnie, gdy przed trzy kolejne godziny bawiliśmy się w swoim towarzystwie, a Nash zdążył już zdmuchnąć tortowe świeczki.
Wraz z dziewczynami śmiałam się głośno i obgadywałam zbyt kuso ubrane panienki, a z dumą w oczach obserwowałam, jak Justin odmawia alkoholu, by bezpiecznie dowieźć nas do domu.
-Znacie już płeć ? - pyta mnie Madison, ruszając swoim ciałem w rytm ulubione, właśnie brzmiącej, piosenki.
-Jest za wcześnie, Mads. - chichoczę.
- Pijana w trzy dupy. - komentuje Amanda, siedząca obok mnie, a potem całuje mnie w skroń, krzycząc mi do ucha „Gratuluję”.
-Jessi ?
Podnoszę wzrok i zauważam Justina. Kuca obok mnie i obejmuje swoimi dłońmi moje.
-Coś się stało ? - pytam.
-Nie, ale teraz muszę naprawdę zapalić. - oznajmia.
-Ale nie ...
-Nie, nie mam dzisiaj przy sobie. - uśmiecha się i całuje mnie w czoło. - Zaraz wracam, maleńka.

***

Idę w stronę korytarza za swoją potrzebą. Gdy widzę wejście do toalety blisko palarni, wędruję tam. Otwieram drzwi i od razu tego żałuje.
Dziewczyna w kusej spódniczce całuje jakiegoś Murzyna i dodatkowo zbyt bardzo się o niego ociera. Stare wspomnienia próbują przedostać się do mojego mózgu, lecz blokuję to, myśląc o tym, jak dobrze całuje Jess.
Omijam parę i zamykam się w kabinie. Szybko załatwiam potrzebę i wychodzę, aby umyć ręce. Nagle charakterystyczne mlaskanie ucicha, a niewysoka brunetka odsuwa się od czarnoskórego.
-Nie wierzę, Bieber tutaj.
Ten charakterystyczny głos, ten sam akcent, ta sama osoba.
-Czego chcesz, Selena ? - odwracam się i pytam z przekąsem.
-Spadaj stąd. - zawraca się do Murzyna, z którym się całowała i wypycha go na zewnątrz.
-Nie zmieniłaś się. - komentuję, kręcąc głową.
Sposób ubierania też się nie zmienił. Teraz śmiem nawet sądzić, że stal się nieco bardziej wulgarny.
-A Ty owszem, Juss. - śmieje się, próbując być jak najbardziej uwodzicielska. -Wydoroślałeś i jesteś jeszcze bardziej przystojny.
-Kiedyś musiałem. - odpowiadam zdawkowo, lecz rezygnuję z tłumaczenia się, dlaczego to zrobiłem. W ten sposób Jess będzie bardziej bezpieczna.
-Uu, coraz bardziej mi się podobasz.
-Nie masz szans, Sel. - moja krótka wypowiedź sprawia, że z jej twarzy znika uśmiech.
-Rozumiem, nadal z nią jesteś. - mówi z przekąsem.
-Tak i teraz na mnie już czas. - oznajmiam, lecz dziewczyna nie pozwala mi wyjść, ponieważ łapie mnie za dłoń. Ten gest nie wywołuje u mnie żadnych uczuć, oprócz starego poczucia bycia jej zabawką.
-Mieszkam niedaleko, Justin. Jeśli masz do mnie sprawę, możemy zrobić to razem.
Mówią co patrzy mi głęboko w oczy, a ja rozumiem większy sens, który postanowiła mi przekazać. Nie mniej jednak tylko kiwam głowa i opuszczam kibel.
Rezygnuję z palenia i wracam do znajomych.
-Jessica, musimy już wracać. - oznajmiam za rękę wyciągając ją z loży.
-Ale co ... - nie dokańcza. Nagle zatrzymuje się i otwiera buzię ze zdziwienia. -Co tu, do cholery, robi Selena, Justin ?
-Nie przeklinaj, Jess. - upominam ją. - Zaraz to naprawimy. - składam szybkiego całusa na jej czole i proszę wszystkich o uwagę.
-Co jest tak ważne, Juss ? - śmieje się opity Jack, wiedząc, co zamierzam powiedzieć.
-Jessica jest w ciąży. - ogłaszam tę wiadomość, jak najgłośniej i donośniej się tylko da, wywołując zdziwienie na twarzach niektórzy przyjaciół, którzy jeszcze nie wiedzieli.
Potem spoglądam na Jessicę i widzę jej zadowoloną minę.
Podziałało.
Wygrała.

------------------------------------------------------------------------
 EDIT: 
Kochani, zostaliśmy nominowani do konkursu Bloga Miesiąca Kwiecień :) 
Tutaj możecie oddawać głosy:  http://sonda.hanzo.pl/sondy,259640,47zP.html

Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.

14 komentarzy:

  1. Hej! Właśnie znalazłam Waszego bloga, przeczytałam ostatni rozdział i muszę przyznać bardzo mi się spodoba:) Teraz biorę się za czytanie od początku i mam takie pytanko: wolicie żebym zostawiła komentarze pod każdym przeczytanych prze ze mnie rozdziałem czy po prostu na koniec zostawić taki dłuższy komentarz dotyczący wwszystkich rozdziałów?
    Na razie pozdrawiam i biorę się za rozdział pierwszy pierwszej części:)))
    Mari

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam miło, że do naszej społeczności dołączają nowe osoby ;) Lubimy dłuuuuugie komentatze, dlatego jeden obszerny wystarczy :*
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział :* Końcówka strasznie mi się podobała :* Czekam na nexta :) Życzę dużo weny na kolejne rozdziały Mam pytanie: Ile ta część będzie mieć około rozdziałów? :* Zapraszam do mnie opowiadania111.blogspot.com :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno powiedzieć, ale pewnie tyle co część pierwsza ;)

      Usuń
  4. Jestem bardzo ciekawa, w co znowu Justin sie wpakowal. Boje sie :D Czekam na kolejny rozdzial. Kocham x

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Nawet nie wiem jak mam Was przepraszać. Wiem że miałam zostawić komentarz już bardzo, bardzo dawno I nie mam pojęcia dlaczego tego nie zrobiłam :(
    No więc zrobię to teraz:
    Macie PRZEOGROMNY talent. Wasze opowiadanie jest PRZEOGROMNIE idealne I PRZEOGROMNIE wciągające. Czyta się je jak najlepszego światowego bestsellera!
    Czytałam już trochę opowiadań o parze która się nienawidzi, a potem ta nienawiść przemienia się w miłość, ale jeszcze nikomu nie wyszło to tak naturalnie i tak gładko jak Wam.
    Nie umiem pisać komentarzy, w których komentuje się zachowania bohaterów, ich relacje itp. Dlatego napiszę tylko że chciałabym aby kiedyś tą historię można było kupić i przeczytać w formie książki. Jestem pewna że podbiłaby świat, a krytycy nie mieliby nic do powiedzenia oprócz tego że jest PRZEOGROMNIE CUDOWNA!
    Czekam na następny rozdział
    Pozdrawiam
    Mari:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej!
    Nawet nie wiem jak mam Was przepraszać. Wiem że miałam zostawić komentarz już bardzo, bardzo dawno I nie mam pojęcia dlaczego tego nie zrobiłam :(
    No więc zrobię to teraz:
    Macie PRZEOGROMNY talent. Wasze opowiadanie jest PRZEOGROMNIE idealne I PRZEOGROMNIE wciągające. Czyta się je jak najlepszego światowego bestsellera!
    Czytałam już trochę opowiadań o parze która się nienawidzi, a potem ta nienawiść przemienia się w miłość, ale jeszcze nikomu nie wyszło to tak naturalnie i tak gładko jak Wam.
    Nie umiem pisać komentarzy, w których komentuje się zachowania bohaterów, ich relacje itp. Dlatego napiszę tylko że chciałabym aby kiedyś tą historię można było kupić i przeczytać w formie książki. Jestem pewna że podbiłaby świat, a krytycy nie mieliby nic do powiedzenia oprócz tego że jest PRZEOGROMNIE CUDOWNA!
    Czekam na następny rozdział
    Pozdrawiam
    Mari:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mega świetne , szybko piszcie następny rozdział ! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. http://oszukani-deceived.blogspot.com/ ZAPRASZAM, nowe opowiadanie, pojawił się prolog, liczę na opinię:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam, nadal :v

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też czekam :(

    OdpowiedzUsuń