niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 18



- Nie wierzę, że to zrobiłaś! - W samochodzie rozległ się głos Biebera, po kilkuminutowej ciszy. Na jego ustach pojawił się dziwny, zawadiacki uśmiech, który wywoływał rumieńce na twarzy Jessici. - Dlaczego? Co w Ciebie wstąpiło? - Jego ton głosu był niemalże kpiący, jednakże nie miał na myśli robienia sobie żartów z dziewczyny. To co zrobiła, wydawało mu się po prostu zabawne i nie mógł powstrzymać się od nutki ironii i kpiny w jego głosie.
- Nie wiem, po prostu się zdenerwowałam. - Odrzekała Jess, próbując ukryć uśmiech. Wiedziała, że postąpiła trochę źle i powinna się za to wstydzić, jednakże nie czuła się specjalnie źle. Hinduska zasługiwała na to, co ją spotkało.
- Czyżbyś zmieniała się w małego buntownika? - Justin zaczął poruszać zabawie brwiami, przy czym zmienił bieg i zaczął jechać szybciej.
- Justin...
- Nie zmieniaj się, ponieważ jesteś jedyną niewinną osobą, tudzież rzeczą w moim życiu. Nie chcę, abyś była taka, jak ja. - Powiedział, spoglądając w lewo, jakby specjalnie unikając wzroku dziewczyny. -  Ale mam świadomość tego, że sama Twoja obecność w moim otoczeniu trochę Cię zmieni. Nie przejmuj się tym.
- Justin, nie ma ludzi dobrych i złych. Ty...Ty nie jesteś całkiem zły, a ja nie jestem całkiem dobra.
- Chciałbym w to wierzyć. - Prychnął, gasząc silnik swojego samochodu. Dojechali na miejsce, do domu. Ku zdziwieniu rodzeństwa, na podjeździe nie było ani jednego auta, co oznaczało, że rodziców nie było w domu. Brunet odetchnął z ulgą. Jego ojciec był ostatnia osobą, na którą miałby ochotę patrzeć. Wszystko wyślizgnęłoby mu się z rąk, cała kontrola, jaką do tej pory utrzymywał.
-  Hej, - Mruknęła Jessica, kiedy przekraczali próg domu.  - może anioły kłamią, żeby zachować  kontrolę. - Chłopak momentalnie się spiął, nie mogąc uwierzyć, że Jess potrafiła tak łatwo go rozszyfrować. Oznaczało to dla niego, że stawał się coraz słabszy, lecz nie zamierzał nic z tym robić. Dla niej chyba mógł słabnąć, jeśli to mogłoby sprawić, że chociaż przez chwilę będzie czuł, że potrafi żyć.
- Chodźmy do salonu, obejrzeć film, Jess. - Z tymi słowy, podążył do kuchni po drobne przekąski oraz napój. Jessica natomiast opatuliła się kocem, który leżał na kanapie i czekała na Jussa, który chwilę później był już z  powrotem i włączał Netflix.
- Co oglądamy? - Spytał, nie odrywając wzroku od uroczej dziewczyny, patrzącej na niego swoimi wielkimi oczyma.
- Możemy obejrzeć Papierowe Miasta? - Spytała nieśmiało, niepewna reakcji chłopaka. On jedynie przytaknął, mając świadomość, ze film i tak  mało będzie go interesował.
Rozsiadł się wygodnie na kanapie, czekając na Jessicę, a kiedy urządzenie zostało uruchomione, a pierwsze sceny pojawiły się na ekranie Justin pamiętał tylko te. Nie minęło nawet pól godziny filmu, a on już czuł się znużony i walczył z tym, aby nie zasnąć.
To nie było tak, że Jess nic nie zauważała. Kątem oka obserwowała go bardzo uważnie, próbując skupić się na filmie, lecz oglądanie lewego profilu Biebera było o niebo lepsze.
Kolejne dialogi i kolejne akcje filmu tylko utwierdzały Justina, że nienawidzi tego typu gatunków filmowych. Uważał, że był to zwykły bełkot bez grama wyrazu, a ten co go tworzył musiał być nieźle pijany, by napisać do tego scenariusz.
Jednak robił to dla Jessici. Chciał się poświęcać dla tej istotki i sprawiało mu to przyjemność. Przy niej uczył się ciągle czegoś nowego i doświadczał emocji, których wcześniej nie dane było mu poznać. To czyniło z niego lepszego człowieka, chociaż nie potrafił się do tego przyznać.
-Ile to jeszcze będzie trwało ? - zapytał znudzonym głosem, ale Jess wychwyciła również nutkę irytacji w tonie, jakim wypowiedział to zdanie.
Bieber był już na krańcu swojej wytrzymałości; i nie dotyczyło to tylko nudnego do granic możliwości serialu rodem Mody na sukces. Również pusty dom i dziewczyna obok sprawiły, że sodówka strzeliła mu do głowy.
Jessica oderwała wzrok od ekranu, dość niechętnie, gdyż właśnie akcja nabierała tępa, i chwyciła pudełko, w którym kryła się płyta. Otworzyła usta, odwracając się do Justina, ale nie zdążyła odpowiedzieć na jego pytanie, ponieważ on ponowie rozbił swoje wargi o jej bardzo delikatne.
Robili to kolejny raz, robili to czego nie powinni. To było zakazane, a jednak taki właśnie owoc smakuje najlepiej. Zupełnie, jak malinowe usta Justina, za którymi goniły usta Jessici, chcąc odnaleźć wspólny rytm tego pocałunku.
Dość niewygodna pozycja dla młodego Biebera zmusiła go do tego, by pochylić się nad brunetką, której plecy zderzyły się z kanapą. Jedną dłoń ułożył Justin nad jej głową, a drugą na biodrze, na co wzdrygnęła się na nowe uczucie.
Kilka minut później film już nie miał znaczenia, nie dochodziły do nich nawet słowa bohaterów, bo byli tak zajęci sobą. Justin zdał sobie sprawę, że chciał się zmienić dla Jessici. Chciał sprawiać, żeby była szczęśliwa, bo ona dała mu to szczęście.
Teraz miał wątpliwości, czy dobrze wybrał Selenę, jako swoją drugą połówkę. Przy Jessice czul się zupełnie inaczej, ale przecież jej nie kochał ...
W brzuchu Jess pojawiło się stado motyli. Właśnie takiego Justina chciała, jego prawdziwe ja. I nie ważne, że to co robili teraz nie przystało rodzeństwu. Ona była przejęta każdą oddaną przez niego czułością wobec niej, bo wiedziała, że dzieje się z nią coś dziwnego, a Justin miał na to znaczący wpływ.
Mijały kolejne sekundy, a dociekliwe palce Justina dotarły na kraniec T-shirt'u dziewczyny. Powoli podnosiły go do góry, aż opuszkami dotknął biodra Jess. Brunetka dostała dreszczy i miała wrażenie, że jej ciało całe płonie.
Jej skóra wydala się dla chłopaka niezwykle delikatna, a gdy zaczął to analizować, poczuł przyjemność, której kierunek zmierzania był niebezpieczny.
Z trudem oderwał się od dziewczyny, dysząc. Odgarnął jeden kosmyk włosów z jej ciepłego czoła i przyłożył do niego swoje. Patrzył na jej zamknięte powieki oraz lekko rozchylone, opuchnięte usteczka. Była okazem piękna.
Wtedy otworzyła powieki i oboje zatonęli w kolorze swoich tęczówek. Błyszczały one małymi iskierkami szczęścia. Nie czuli się już tak skrępowani, jak ostatnio.
-Musisz iść spać, ptaszyno. Jutro szkoła. - wyszeptał Justin, powoli podnosząc się z ciała Jessici, która obciągnęła w dół bluzkę zanim wstała. Jej policzki zdobił rumieniec i dla Justina był on najbardziej uroczą rzeczą.
-Dobranoc, Justin. - pożyczyła z nieśmiałym uśmiechem, znikając za ścianą.

***
Wciśnięty, w papierową rurkę o niewielkiej średnicy, tytoń zaczął powoli spalać się po spotkaniu z wydzielającą ogień zapalniczką, a biały dym ulatywał do góry, wychodząc na spotkanie powietrzu. Papieros idealnie mieścił się i pasował do pełnych warg Justina, a sam on wyglądał jeszcze seksownej z trucizną włożoną pomiędzy usta. Bynajmniej tak określała go płeć piękna. I Jess z pewnością się do tego również zaliczała.
Zaraz po tym, jak brunetka powędrowała do swojego pokoju, Bieber postanowił zapalić ostatniego skręta, zanim on sam uda się na spoczynek. Potrzebował śmiertelnego dymu, aby racjonalnie myśleć, czego nie potrafił zrobić, gdy z wielkim zaangażowaniem i namiętnością pieścił swoimi wargami, wargi swojej siostry. Tylko pocałunki z nią sprawiały mu tak wielką satysfakcję. Wiedział, że nie powinien, ale tłumaczył to sobie, że nie łączy ich nic; żadne więzy krwi czy podobieństwa zewnętrzne. Gdyby zapytać zwykłego przechodnia z pewnością nigdy nie powiedziałby, że są rodziną, a parą.
Ale oni nie byli parą, a sam Justin nawet nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Owszem, czuł do Jessici coś nowego, co działało na niego niczym trucizna, ale był pewien, że to nie była miłość, ani nawet zauroczenie. Odpychał od siebie takie sentencje i miał cichą nadzieję, że Jessica jest podobnego zdania. Oni się lubili, potrzebowali, jak najlepsi przyjaciele, ale nie kochali.
Nieco irytujące wibracje pojawiły się w kieszeni spodni bruneta, który wyrzucił papierosa za balustradę. Wypuścił z ust ostatni obłok dymu i wyjął dzwoniące urządzenie.
- Pan Bieber? - Głos w słuchawce sprawił, że Justin zmrużył oczy i potarł czoło wolną ręką.
- Tak, mówi Bieber. - Odpowiedział, niepewny jeszcze z kim miał do czynienia. - O co chodzi?
- Och, dobrze, że nie pomyliłem numeru. - Usłyszawszy, oparł się o mur jednego z budynków. - Z tej strony detektyw Jefferson. Jestem odpowiedzialny o sprawę pańskiego ojca. - Justin kiwnął głową, mimo że wiedział, iż gestu nie zauważy rozmówca. - Razem z moimi asystentami znaleźliśmy dokładne dane banku, do którego pański ojciec przelewa pieniądze oraz osobę, do której przelew jest adresowany. Dowiedzieliśmy się również, że gotówka jest przesyłana regularnie co miesiąc. Jeśli zjawi się pan w moim biurze, otrzyma pan dane tejże osoby oraz adres.
            - O Boże, nie mam pojęcia co powiedzieć. - Mruknął sfrustrowany Bieber. - Czy może pan przynajmniej zarysować mi tę osobę? Cokolwiek!  Nie wiem, czy dzisiaj będę mógł do pana podjechać, a jestem ciekaw. - Wytłumaczywszy, pociągnął za końcówki swoich włosów, nie mogąc znieść stresu, jaki w nim narastał.
- Jest to kobieta, Patricia Mallette,  niewiele ponad czterdziestoletnia. Matka trójki dzieci, lecz jedno z nich z nią nie mieszka od ponad dekady. - Tłumaczył podczas, gdy Justin zaczął wszystko składać w całość. -  Żyje w stanie Arizona, Phoenix.  Reszty dowie się pan w moim biurze.
 - Dobrze, dziękuję bardzo! - Odrzekł Justin po chwili zastanowienia. Nie wierzył w to, że prawdopodobnie niedługo pozna swoją prawdziwą rodzinę. Rodzinę, której nigdy nie było mu dane zobaczyć.
- Mam nadzieję, że pomogłem.
- Tak, naprawdę pan mi pomógł. Do widzenia. - Powiedziawszy, rozłączył połączenie. Jego głowa opadła bezsilnie do tyłu, zderzając się delikatnie z zimnymi cegłami. Przymrużone oczy, zaczęły się powoli otwierać tak, że po chwili tego pożałował. Na przeciwko chłopaka, w odległości niewiele mniej niż pięćset metrów stała Hinduska, która jeszcze go nie dojrzała. W palcach obracała dość podejrzany plik różnych zdjęć, lecz była zbyt daleko, aby Justin dostrzegł co dokładnie się na nich znajdowało.
Korzystając z jej nieuwagi, złapał za metalową balustradę, przekładając nogi, a później całe ciało na drugą stronę, aby chwilę później wylądować na zimnej, zroszonej trawie, niczym kot.
-Co Ty tu robisz, do cholery ?! - krzyczał, kierując się w jej stronę. Hinduska podskoczyła z przerażenia, a następnie uniosła wzrok, dostrzegając Justina, który zatrzymał się kilka centymetrów od niej samej. Oddychał głęboko przez dość intensywny marsz, którego podjął się, chcąc jak najszybciej uzyskać wyjaśnienia.
Hinduska doskonale wiedziała w jakim celu tu przyszła oraz to, że nie może pozwolić sobie, by Justin zdominował ją. Jej zamierzenia były określone i musiała do nich dążyć.
-Po pierwsze, po należące się mi przeprosiny od tej suki.
Przybrała poważny wyraz twarzy i wyprostowała się przez co jej piersi bardziej uwydatniły się. Jeden ruch sprawił, że stała się jeszcze bardziej pociągająca. Ale Justin nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi. Hinduskę zaczął traktować, jako problem. Ciągle pojawiała się tam, gdzie nie powinna i męczyła go SMS'ami. Jego cierpliwość kończyła się i za każdym jej wybrykiem był coraz bardziej wkurwiony. Jeszcze nie zdążyła mu się taka sytuacja, gdy po przelotnym seksie w klubowej toalecie, laska zakochuje się w nim. Każdej poprzedniej wyjaśniał wszytko, więc czego ona nie mogła zrozumieć ?
-Ona ma imię. - warknął przez zaciśnięte zęby. Nie mógł pozwolić, by Hinduska mogła ją wyzywać. Jessica była niczym kwiat lotosu i nie zasługiwała na to, by tak ją nazywano. Była niewinna, w każdym możliwym sensie, w przeciwieństwie do kobiety stojącej naprzeciw niego.
-Po drugie... - Hinduska zignorowała wypowiedź bruneta, ciągnąc dalej. - ... Jesteś mój, Justin. Wiem, że mnie kochasz i będziemy razem.
Uśmiechnęła się zalotnie, przybliżając do chłopaka. Jej dorodne cycki stykały się z jego klatką piersiową. On był jak sparaliżowany i pozwolił, aby dziewczyna wzięła jego dłonie i ułożyła je na obu swoich pośladkach.
Justin poczuł się, jak w potrzasku. Miał nieodparte wrażenie, że to nie Hinduska stoi przed nim, a kolejna Selena. Obie były takie same, te same słowa wypływały z ich atrakcyjnych ust, posmarowanych warstwą czerwonej szminki. Tyle że, Selenę mógł znieść, a Hinduski niespecjalnie. Stanowiła tylko problem, którego nie da się rozwiązać. Potrzebował radykalnych środków.
-Pamiętasz, jak było nam dobrze ? - zachichotała dziewczęco i uroczo, a brunet miał wrażenie, że zaczyna nim manipulować. -Doszliśmy w tym samym czasie, tygrysku. Pasujemy do siebie, wiesz ? Jak nikt inny.
-Dość, kurwa ! - wrzasnął na całe gardło, mało kulturalnie odpychając od siebie Hinduskę. -Czego Ty nie możesz, do chuja, zrozumieć ?! Przeleciałem Cię, bo byłem pijany i potrzebowałem odskoczni ! Byłaś tylko moją zabawką, a teraz naprawdę nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego !
Powiedział wszystko co leżało mu na sercu  oraz to, przed czym wcześniej powstrzymywał się mając nadzieję, że w końcu dziewczyna da mu spokój, kiedy zobaczy, że ma ją kompletnie w nosie. Słowa nie były przyjemne, ale podziałały na Hinduskę, jak kubeł zimnej wody. Ale nie płakała; nie mogła mu pokazać, że wygrał.
Z tylniej kieszeni wyjęła zdjęcia i rzuciła nimi prosto w Justina.
-Jesteś dupkiem, a ja się w Tobie zakochałam ! - jej głos był wyjątkowo lodowaty.
Bieber kucnął, zbierając z ziemi zdjęcia. Znieruchomiał, gdy zobaczył, że zostały one zrobione podczas napadu na sklep.
-Skąd je masz ? - zapytał tonem nieustępliwym.
-To nie ważne. - rzekła. - Mogę je w każdej chwili pokazać wszystkim; twojej rodzinie, policji, a nawet oskarżyć Cię o gwałt !
Justin nie miał pojęcia, czy łzy które wypłynęły na policzki Hinduski, były udawane czy prawdziwe, dlatego pozostał cicho.
-Jak myślisz, komu uwierzą ? - zaśmiała się jeszcze sztucznie, zanim prychnęła pod nosem i odwróciła się, znikając z posesji rodziny Bieberów.
Gwałt.
Gwałt.
Jeśli to zrobi Justin będzie skończony. Nikt za nim nie stanie, nawet Jessica. Wybaczyłaby mu wiele, ale nie coś takiego.
Zebrał do kupy wszystkie zdjęcia i każde z nich podarł na maleńkie kawałki. Tudzież wiedział, że to nie pomoże, bo Hinduska może mieć ich kopie.
Kiedy zostały z nich już maleńkie strzępy, wyjął swojego I Phone'a, wybierając numer jednego z chłopaków.
-Jack ? Chyba mamy problem ... Przeze mnie.

***
Chłopcy, a raczej młodzi mężczyźni, spotkali się bardzo szybko, ponieważ Jack nie mógł pozwolić, aby tak poważna sprawa pozostawała nierozwiązana.
- Ty idioto! Mógłbyś chociaż raz nie myśleć swoim pieprzonym kutasem?! Zawsze musisz wszystko komplikować?! - Jack wrzeszczał podczas, gdy Justin siedział tuż obok bliźniaków, Nasha i Jaka, który mimo wszystko był im teraz potrzebny.
- Wiesz co teraz będzie?! Wiesz? Jak ta dziwka pójdzie na policję, jesteśmy skończeni. Nie, nie tylko Ty, Bieber, - Spojrzał na niego, oczyma pełnymi złości, ale i łez. Gilinsky nie chciał mówić tych wszystkich rzeczy, ale był okropnie zły na przyjaciela. - to, a raczej Ty zniszczysz im życie! - Wskazał na Nasha i bliźniaków. - Jak wytłumaczysz bratu Brooksów, że muszą iść do pierdla na kilkanaście lat, tylko i  wyłącznie przez to, że jesteś napalonym gówniarzem, który uwielbia się upijać!  - Justin nie odezwał się ani razu. Wiedział, że to jego wina. Wiedział, że wszystko, co mówił Jack było prawdą. Nawet nie próbował walczyć z wyrzutami sumienia.
- Przestań już G, - Mruknął Nash - Załatwimy to jakoś. Juss jest naszym bratem; każdy popełnia błędy. Chodzi o to, by umieć je naprawić.
 - Grier ma rację, - Westchnął Luke - A ja mam pomysł, który jest nie tylko ryzykowny, ale także wymaga od nas niesamowitego poświęcenia. Potrzebujemy także więcej ludzi.  - Oczy wszystkich skupiły się na jednym z bliźniaków. Każdy bowiem, był ciekaw jego planu. Byli zdesperowani; zdolni podjąć się wszystkiego, co pomogłoby im ocalić tyłki.
            - Co masz na myśli? - Spytał Justin, świdrując chłopaka swoim spojrzeniem.
            - Skoro ona grozi Tobie, my zagrozimy jej. - Wstał, czując narastające emocje w swoich żyłach. - Jedyną różnicą będzie to, że my doprowadzimy swoje groźby do skutku. - Uśmiechnął się przebiegle, zakładając jeansową kurtkę na swoje zmarznięte ramiona.  - Mówiąc jaśniej, zabijemy tę sukę.
- Luke...
- On ma rację, Bieber. - Warknął Jack. - Nie jesteśmy już tylko grupą nastolatków, która kradnie rówieśnikom drugie śniadanie; jesteśmy poważnymi ludźmi, których należy szanować.
            - Musi dowiedzieć się z kim zadarła. - Dodał Jake, który pod wpływem kilku wydarzeń zaczął inaczej patrzeć na tę grupę nastolatków - byli rodziną, do której zaczął pałać podziwem.
 - Jai, jeszcze nie wiem, kiedy zaplanujemy tę akcję, ale na ten moment już wiem, że wtedy zabierzesz gdzieś Nasha. - Zarządził Justin. - Nie chcę go widzieć nawet przy planowaniu.
            - Co?! - Prychnął Nash, mając ochotę uderzyć Justina prosto w twarz.
            - Wiesz co oznacza posiadanie młodszego rodzeństwa? - Zapytał, nie oczekując odpowiedzi. - Gdyby coś poszło nie po naszej myśli, nie chcę byś był w to zamieszany.
            - A oni? - Wskazał na Jacka, Luka i Jaka.
            - Jesteśmy profesjonalistami, poradzimy sobie. - Westchnął G, odpalając papierosa. - Wspominałeś o większej ilości ludzi, Brooks. - Zmienił temat, ignorując Nasha, który poczerwieniał ze złości. Nienawidził, kiedy wszyscy traktowali go jak młodego nieudacznika, który był bezużyteczny przez większość czasu.
            - Nie powinieneś się tym martwić. Znam pewnych ludzi.
            - Powinienem się martwić? - Zagaił Jai, chcąc rozrzedzić atmosferę.
            - To nie czas na żarty. Idę zadzwonić.  - Mruknął Luke i wyszedł, zostawiając resztę w totalnym osłupieniu. Nikt nie przypuszczał, że kiedykolwiek będą postawieni w takiej sytuacji.
Nikt nie odezwał się więcej. Wszyscy pozostali cicho, czekając aż Luke wróci z informacjami. Każdy znalazł sobie miejsce, by usiąść na starych kanapach w garażu rodziny Bieberów. Niektórzy, jak Nash i pocieszający go Jai, woleli pozostać w kącie na zimnej i brudnej posadzce.
Najwięcej jednak do myślenia miał Justin. W połowie zaczął również obwiniać Selenę, przez którą przeżył to załamanie nerwowe, ale szybko odrzucił od siebie próbę oczernienia kogoś niż on sam. To nie Gomez wsadziła swojego niewyżytego kutasa do szczeliny Hinduski.
-Mamy plan, chłopaki. - Luke pojawił się znów w garażu. Wszyscy równo podnieśli głowy, zaciekawieni wynikiem rozmowy. -Michael Clifford, mój kumpel z dawnych czasów, zgodził się nam pomóc.
Przez twarz Justina przeszła ulga, co szybko zauważył Brooks tłumacząc:
-Nie za darmo. - rzekł. - Wraz ze swoim przyjacielem chce do nas dołączyć. Sami nie dają rady.
-Czy nie jest nas tu już wystarczająco dużo ? - zezłościł się Jake.
-Nie i siedź cicho. Nowi nie mają nic do gadania. - odszczekał Brooks, chowając komórkę do kieszeni ciemnych spodni, następnie zwracając się w stronę Justina. -Dzisiaj to Ty decydujesz, chłopie.
-Zróbmy to. - Bieber odpowiedział szybko i bez cienia zawahania. Nie dało się ukryć, że miał dość. A wieloletnia odsiadka w więzieniu też nie wchodziła w grę.
-Chwila, chwila. - do rozmowy włączył się Jack, który do tej pory tylko analizował sytuację. -Nic nie wiemy o tej dziwce, nawet jak ma na imię, więc jak niby mamy ją udupić ?
-Gdzie się bzyknęliście ? - spytał wprost Luke, odwracając głowę w stronę Justina.
-W Funky Buddah.
-Jedziesz tam. - nakazał Brooks. - Jest sobota, bardzo możliwe, że tam będzie.
-Co potem ?
Stres ogarnął  Justina dlatego też zupełnie zdał się na Luke'a i jego kumpla. On chciał tylko, by skończyło się to jak najszybciej.
-Udawaj, że chcesz z nią pogadać i zawieź do magazynu. Tam będziemy my. - oznajmił, podając brunetowi kluczyki do swojego auta. Justin chwycił je i pobiegł do samochodu kumpla.
Klub znajdował się w tej mroczniejszej dzielnicy Stratford. Ciemne ulice, stare kamienice ze zniszczonej czynnikami środowiska, cegły i latarnie, których światło świeciło bardzo słabo.
Tak jakby i los wyczuł, co miało się stać i co zaplanowano, zaczął padać deszcz.
Duże krople wody rozbijały się o przednią szybę samochodu, którym kierował Justin, i nawet włączone wycieraczki momentami nie pomagały, choć pracowały na największych obrotach.
Uczucia Justina były mieszane. Nie wiedział teraz czy robi źle czy dobrze. Wszystko działo się zbyt szybko, a on po prostu chciał spokoju. Hinduska zbyt bardzo przypominała mu Selenę, przez którą cierpiał, i nadal nie wiedział, czy te rany zostały już wyleczone.
Wyskoczył z auta, zakładając kaptur na głowę. Kilku pijanych gości z zazdrością spoglądało na brykę, którą przyjechał, i Justin nie potrafił ukryć pewnego siebie uśmieszku, kiedy obok nich przechodził.
Ochroniarz, wysoki blondyn z niebieskimi oczami, od razu poznał Justina, jako stałego bywalca tej miejscówki, tudzież wpuścił go bez zbędnych formalności.
Pusty, Justinowy żołądek, który zaciśnięty był w supeł, dodatkowo zrobił koziołka, kiedy wchodząc w tłum Bieber wyczuł silny zapach potu zmieszany z wieloma rodzajami perfum, papierosów i wypitego przez innych alkoholu. Prawdopodobnie nie przeszkadzałoby mu to, gdyby przyszedł tu znowu się zabawić.
Przedzierał się przez tańczące pary, niekiedy uderzając z bara kolesi, którzy próbowali nastawiać się niczym koguty do bójki, lecz na nic im się to zdało, kiedy spod kaptura dojrzeli znajomą twarz Biebera. Justina znał tu niemalże każdy i wszyscy wiedzieli, że nie ma sensu z nim zaczynać. Odkąd tylko zakumplował się ze swoją paczki stał się postrachem.
Swój cel, o długich nogach wyeksponowanych w seksowy sposób, ujrzał przy barze. Śmiała się rozmawiając z jakimś młodziakiem, który ewidentnie zadowolony był, że zainteresowała się nim kobieta. Domyśleć można było się również, że postawił jej drinka z różową parasolką, a teraz opowiadał dowcipy. Jednym słowem próbował ją zbajerować.
Justin nie krępował się zburzyć ich sielankę. Pierw Hinduska zdawała się być zdziwiona, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko z piskiem skacząc w ramiona Biebera, który niemiło wyszeptał do zdezorientowanego chłopaczyny „spierdalaj”.
Nie odwzajemniał uścisku kobiety, a ta również nie wyglądała na zbyt przejętą tym faktem.
-Co tu robisz ? - spytała, pełna radości. Cała się śmiała i w tamtym momencie nie zasługiwała na to, co miało ją spotkać. W ogóle na to nie zasługiwała.
-Musimy porozmawiać, maleńka. - odpowiedział Justin bez krztyny humoru.
Nie patrząc na Hinduskę złapał mocno jej dłoń i wyprowadził przed klub. Poczekał aż założy swój ciemny płaszcz i otworzył drzwi samochodu. Bynajmniej tyle mógł dla niej zrobić - być przez chwilę dżeltemenem i Justinem, jakiego chciała od seksu w toalecie.
Dziewczyna nie okazywała  zbyt dużego zainteresowania sytuacją. Siedziała na miejscu pasażera i tępo obserwowała ruchy blondyna aż do czasu, kiedy wsiadł do środka i odpalił silnik swojej maszyny.
 - Wytłumacz mi co się tutaj dzieje. - Mruknęła, na co Justin jedynie westchnął i uśmiechnął się sztucznie.
            - Nigdy nie złapałem Twojego imienia. Mogę je poznać?  - Spytał uprzejmie, próbując stworzyć atmosferę, w której dziewczyna poczuje się bezpiecznie i nie będzie niczego podejrzewała.
            - Ashley. - Odpowiedziała posyłając chłopakowi zadziorny uśmieszek.
            - Daj mi swój telefon. - Zażądał łagodnym głosem, próbując wpleść w życie swój plan. - Kochanie. Dziewczyna zmrużyła oczy i niepewnie podała chłopakowi urządzenie. Nie wiedziała, czego się spodziewać.
            - Chcę Twój numer telefonu. - Uśmiechnął się, po czym zaczął stukać coś w urządzeniu Hinduski. Umiejętnie zablokował kartę sim i usunął z pamięci telefonu jego numer i wszystkie wiadomości, które do niego wysłała. Zajęło to chwilę, aczkolwiek tłumacząc się robieniem dwóch czynności naraz, zamydlił dziewczynie oczy. Niczego nieświadoma chwyciła swojego iPhona z powrotem.
- Dlaczego masz te głupie rękawiczki? - Prychnęła, ewidentnie niezadowolona z jego doboru dodatków do outfitu.
 - Jestem punkiem. Punki chodzą w glanach - Podniósł w góry jedną stopę, śmiejąc się cicho. - Oraz mają głupią schizę na punkcie skórzanych  rękawiczek  z dziurami.
            - Nie wiedziałam. - Odwzajemniła uśmiech. - Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?
            - Ashley, jesteśmy na miejscu. - Poinformował, zmieniając temat. - Mam dla Ciebie niespodziankę!  - Powiedział, widząc pytający wzrok Hinduski.
            Magazyn był już otwarty przez kumpli Justina, którzy oczywiście trzymali się planu, ustalonego wcześniej.
Po wyjściu z samochodu brunet od razu chwycił Ashley mocna za rękę, jakby w obawie, że mogła by im uciec.
Przeprowadził ją przed duży parking, a następnie uchylił drzwi. Na twarzy dziewczyny zauważył zdziwienie, kiedy uważnie stawiała kroki. Rozglądała się dookoła, skanując każdy szczegół, jakby za chwilę chciała zapytać Justina co robią w takim miejscu.
Nie zdążyła. Justin odwrócił ją w swoją stronę, przyciągając do swojego ciała za biodra. Teraz miał pewność, że osiemnastolatka nigdzie nie ucieknie, lecz ona nie miała nawet takiej ochoty, gdy Bieber był obok niej i w dodatku jego duże dłonie znajdowały się na jej ciele.
Ashley z nieśmiałym uśmiechem, patrzyła głęboko w oczy bruneta, licząc, że to on pierwszy ją pocałuje. Justin jednak obserwował, jak zza ściany wychodzi Jack. Kiedy wiedział, że chłopak podchodzi coraz bliżej, powrócił wzrokiem na twarz ślicznej dziewczyny i delikatnie pogłaskał ją po policzku, jakby w geście uspokojenia, zanim silne dłonie Jacka pochwyciły Hinduskę, która zapiszczała zaskoczona. Aby nie wydawała z siebie więcej dźwięków, które mogłyby zainteresować przechodzących czy przejeżdżających jezdnią niedaleko magazynu, zatkał jej usta swoją ręką.
Justin odsunął się trochę, zostając pod ścianą. Całe jego ciało spięło się, dlatego pozwolił kolegom działać według planu, który ustalili wspólnie.
Piękne oczy Ashley zaszkliły się, kiedy trzymający ją Jack posadził na krześle, a przyjaciel Michael'a - Luke przywiązywał liną do krzesła. Nadgarstki oraz koski zapiekły ją poprzez siłę, z jaką dociskał linę do jej nagiej skóry w tych miejscach.
W jednym momencie domyśliła się wszystkiego. I tego, że Justin również to uknuł.
Posłała mu jedno pełne rozpaczenia spojrzenie, a chłopaka oblał zimny pot, lecz po chwili spuścił głowę w dół, aby nie patrzeć na wyraz twarzy dziewczyny. Jej mimika mówiła o całej goryczy, jaką czuła i wyrzutu, jakim przed chwilą bezsłownie obdarowała Biebera.
-Dzień Dobry, maleńka. - z szerokim uśmiechem klęknął naprzeciwko skrępowanej dziewczyny, lecz ona nie miała ochoty odpowiadać. Zacisnęła usta w cienką linię i odwróciła głowę w drugą stronę. Stojący za nią Hemmings złapał ją za szyję i zmusił, by wzrokiem powróciła do Chłopaka.
Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach, a Michael wyszedł zza ściany, zadowolony z zachowania swojego przyjaciela. Właśnie takim nauczył go być.
-Widzisz do czego doprowadziła Cię Twoja puszczalska natura. -zakpił Jack, kładąc dłoń na jej opalonym udzie i delikatnie je pocierając. Dziewczyna chlipnęła na ten ruch, chcąc się odsunąć, chociaż odrobinę, lecz nie było to możliwe. Była w pułapce. -Tatuś nie nauczył, że nie zadziera się z niegrzecznymi chłopcami ? - ciągnął dalej chłopak, mając z tego niezły ubaw. Mimo to musiał przyznać, że Bieber miał gust- dziewczyna była atrakcyjna.
-Pieprz się ! - syknęła, zbierając w sobie całą odwagę.
Jack oburzył się stając na równe nogi.
- Jak Ty w ogóle masz na imię, dziewczyno? - Spytał,  mierząc Hinduskę srogim wzrokiem.
- Ashley.  - Odpowiedziała drżącym głosem. W oczach stawały jej łzy, lecz za każdym razem próbowała je tamować.
- Ashley.. Ashley, myślę, że Twój koniec jest naprawdę blisko.
-Czego ode mnie chcecie ? Co ja Wam zrobiłam ? - mówiła z rozpaczą, a kolejne łzy rozmazywały jej staranny makijaż.
-Zaoferowałaś swoją ciasną cipkę jednemu z najniebezpieczniejszych chłopaków w tym mieście. To zrobiłaś, maleńka. - Jack uśmiechnął się z wyższością i wewnętrzną satysfakcję, że doprowadza dziewczynę do skraju wytrzymałości psychicznej. Robił to każdej swojej ofierze, sprawiał, że zaczynała modlić się o śmierć niż być niszczona w ten sposób.
W stosunku do Hinduski nie miał oporów przed swoim aroganckim zachowaniem, a wszystko przez to, że kiedyś pewna kobieta tak bardzo go zraniła. Teraz nie istniało dla niego słowo „stop”.
-Zamknij się, do cholery, Jack ! - krzyknął Justin, odzywając się po dłuższej ciszy. Rozszyfrował swojego kolegę i nie chciał pozwolić, by to nadal trwało. Nie mieli całego dnia. - Zrób to w końcu. - polecił cichym, lekko łamiącym, się głosem. Jednak tym razem schował się za ścianę w czasie gdy Michael wyszedł z zaplecza z małą bronią.
Ashley zaczęła piszczeć w niebo głosy, kiedy jej zabójca zbliżał się do siedzenia.
Justin przyłożył plecy do ściany i zjechał po niej dopóki jego pośladki nie dotknęły podłogi. Twarz schował w dłoniach, zupełnie sparaliżowany błagalnym krzykiem dziewczyny. Przez jego mózg przepłynęła myśl, że może można ją jeszcze uratować, ale wtedy usłyszał strzał, a wokół wreszcie zapanowała cisza.
Już nie żyła.
Nie oddychała.
Była blada i chłodna.
Przez żyły nie przepływała krew.
Straciła życie na jego życzenie. To on był temu winny i na jego rękach znajdowała się jej krew.
-Luke spal ciało. Dzięki Michael. - Justin przez chwilę wsłuchiwał się w opanowany głos Jacka'a,  który jak prawdziwy przywódca wydawał polecenia.
Bieber nie zasłużył, by teraz nazywać go odważnym czy najniebezpieczniejszym, bo wykorzystał szereg osób, by unieszkodliwić dziewczynę, która miała przed sobą całe życie.
W tamtym czasie walczył sam ze sobą. Ze swoimi łzami i wyrzutami sumienia. Była zagrożeniem dla niego i całego gangu, ale nie zasługiwała na to co spotkało ją dzisiaj.
Luke Brooks widząc rozbicie kumpla, podszedł do niego, siadając obok.
-Już po wszystkim, bracie. - wyszeptał, a to choć na chwilę pocieszyło Justina.

 -----------------------------------------------------------------

Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.


13 komentarzy:

  1. o jeju ale mi szkoda jej zrobiło:( justina tez chociaz to jego wina
    czekam na kolejny, kocham!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg ale sie wciagnelam :o ciekawe jak Jess zareaguje jak sie dowie i czy straci calkowicie zaufanie do Justina . Czekam na next , dawaj szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zrobilo mi sie szkoda hinduski,naprawde...ale mogla nie paplacza duzo.Uwielbiam to opowiadania i na kazdy kolejny rozdzial czekam z niecierpliwoscia

    OdpowiedzUsuń
  4. Zrobilo mi sie szkoda hinduski,naprawde...ale mogla nie paplacza duzo.Uwielbiam to opowiadania i na kazdy kolejny rozdzial czekam z niecierpliwoscia

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział, czekam na kolejny! :) pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy mozna sie spodziewac kolejnego rozdzialu? Daj znac w komentarzu . Jestes naprawde mega . Codziennie tu zagladam i sprawdzam czy jest rodzial nowy . / Agys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno powiedzieć. To zależy od wolnego czasu, ilości nauki ... itp.
      Polecam sprawdzanie statusu w % po prawej stronie bloga; jest taka zakładka News.
      Tam na bieżąco są aktualizowane informacje ;)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  7. Nie wierze ze zabili ta dziewczynę. Super czekam na next :-D i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. nie wytrzymam bez nowego. to jest moje zycie serio,jedno z naj ff jakie czytalam

    OdpowiedzUsuń
  9. o jezu zajebiste

    OdpowiedzUsuń
  10. kurwa?????????????boze to chyba jedno z naj ff jakie czytalam. im in love po prostu

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy kolejny? :D

    OdpowiedzUsuń