piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 24




 Jest nam miło poinformować, że jesteśmy teraz już w połowie tej części opowiadania ;)
Zdradzimy jeszcze,że kolejne wydarzenia będą bardzo przełomowe dla
wszystkich bohaterów :D
Miłego czytania :*

-Jak leci ?
Następnego dnia rano, głowa Justina pojawiła się pierwsza w drzwiach pokoju Jessici, zanim do tej części ciała dołączył cały tułów.
Jessica odłożyła na bok czytaną właśnie książkę i podciągnęła do siebie koc, dający jej przyjemne ciepło. Nie można było powiedzieć, że była dziś totalnie bez humoru, ale nadal przeżywała to co działo się wczoraj. Nie zadzwoniła nawet, aby dowiedzieć się, co u Luke'a, który wylądował na ostrym dyżurze, gdyż bała się tego, co może usłyszeć.
-Jest okej. - odpowiedziała, zaciskając wargi, co prawdopodobnie miało być jakąś imitacją uśmiechu. Nieusfakcjonowany Justin, westchnął głośno i wszedł w głąb pokoju, przymykając za sobą  drzwi. Pokonał niewielki kawałek dzielący jego i Jessi i usiadł na krańcu łóżka.
-Przepraszam.
On też nie czuł się dobrze mimo iż wiedział, że Hemmings wyzdrowieje.
-To nie twoja wina, Juss. - Jessica położyła swoją rękę na jego, przez co od razu dostała rumieńców. Bieber uśmiechnął się do niej delikatnie. – Nie powinnam była wtrącać się w wasze sprawy. Przez to mieliście jeszcze więcej kłopotów.
Dopiero teraz dziewczyna zdała sobie sprawę, jak lekkomyślnie postępowała. Raz na zawsze zrezygnowała  z udowadniania Justinowi, że wcale jej nie zranił, a ona czuje się wyśmienicie. Tak naprawdę cierpiała i musiała to robić, tłumiąc w sobie wszystkie emocje.
-Ja powinienem Cię pilnować, a nie ciągle prowokować.
-Nie jestem bez winy, Justin.
-Ale to ja jestem starszy.
-Wiek nie ma z tym nic wspólnego. Ważne, że już jest wszystko okej. - uśmiechnęła się pokrzepiająco, dzięki czemu Justinowi zrobiło się lżej. Nie ma słów, aby opisać to jak wczoraj się o nią martwił. Była najważniejsza w jego życiu. Była jego małą księżniczką.
-Czyli z Tobą też jest okej ? - zaśmiał się.
-Tak. - odparła, przegryzając wargę. Justin szybko przerwał tę słodką atmosferę, wiedząc, że za chwilę może się nie powstrzymać przed pocałowaniem jej.
-Muszę gdzieś pojechać.
-Do Seleny ?
-Nie, do detektywa. - mówiąc to wstał, poprawiając czarną bluzę z kapturem.
-Jechać z Tobą ? - zaproponowała, poruszona sytuacją. Dobrze wiedziała, że Justin może później potrzebować wsparcia.
-Nie trzeba. - zaprzeczył, schylając się, być szczelniej przykryć Jessicę, co było dla niej niewiarygodnie cudownym uczuciem. -Odpoczywaj, księżniczko. - wyszeptał, oddając jej szybkiego całusa w czoło.
Jessica chciała poprosić jeszcze, by pozwolił jej jechać, lecz chłopak niczym burza wybiegł z pokoju. Bała się o niego i z całej siły próbowała przekonać swój mózg, by myślał w bardziej pozytywny sposób.

***
Smród w starej kamienicy jakby zwiększył swoją intensywność. Przechadzając się po schodach Justin natknął się na starą strzykawkę, którą bez wahania kopnął gdzieś w kąt. Zastanawiało go tylko dlaczego tak dobry detektyw musiał zrobić swoje biuro w tak obskurnym miejscu. No tak, nie rzucał się w oczy. Menele i narkomani pozostaną cicho, gdy tylko da im się kilka dolarów za milczenie.
Zdejmując kaptur z głowy, przystanął przy drzwiach z numerkiem siedem. Zadzwonił dzwonkiem kilka razy, krzyżując nogi. Naprawdę tylko oszukiwał siebie, że wcale tak bardzo nie przejmuje się tym, co ma dla niego detektyw, bo przecież od dawna przygotowywał się na tą prawdę.
Zamek skrzypnął trzy razy, zanim w futrynie ukazał się mężczyzna.
-Bieber, wejdź.
Detektyw odsunął się, by wpuścić Justina. Mężczyzna nie okazywał uprzejmości, dlatego Bieberowi było o wiele łatwo. Nie przyszedł tutaj po to by pogadać. Miał dość życia w zakłamaniu.
Oboje powędrowali do gabinetu.
-Co znalazłeś ? - zaczął Justin, omijając stojące krzesło, aby podejść do okna zasłoniętego roletą.
-Wiele rzeczy. - odparł, nieco naśmiewając się z chłopaka. Jego morderczy wzrok kazał się opanować mężczyźnie.
-Konkrety. - oznajmił spokojnie Justin, kiedy detektyw sięgnął po teczkę, która podwoiła swoją grubość, odkąd był tutaj ostatnim razem.
-Pattie Mallete - zamieszkała w Portland, z dwójka dzieci, pracuje w markecie, nie skończyła większych studiów.
-Co to ma do rzeczy ? - spytał coraz bardziej zniecierpliwiony.
-Oprócz dwójki tamtych dzieci, jej synem jesteś Ty, Justin.
Wiedział, wiedział, że coś nie grało w jego idealnej na pokaz rodzince.
Zacisnął dłonie w pięści, próbując powstrzymać gniew, który pompowało jego serce wraz z krwią.
Ufał ojcu przez większość swojego życia, a on tak go potraktował.
-Coś jeszcze ?
-Z Twoim ojcem byli parą jeszcze w liceum. Dwa lata przed twoim urodzeniem pobrali się. Twojemu ojcu, będącemu na studiach, było trudno Cię wychowywać, a kiedy dostał propozycję pracy wyjechał. Potem po prostu odebrał Cię twojej matce i związał się z Aną.
Drań.
Drań,
Kutas.
Justin nie potrafił znaleźć w głowie idealnego określenia jego ojca, który przestał nim być wraz z dzisiejszym dniem. Chłopak jeszcze nie wiedział co zrobi, ale po rozrachunku z ojcem, z pewnością się wyprowadzi.
-To wszystko ?
Bieber zachowywał kamienną twarz. Przy detektywie nie mógł dać ponieść się emocjom.
-Jeśli chcesz zobaczyć jeszcze dokumenty, zdjęcia ...
-Nie, to wystarczy. - zarządził, wiedząc, że nie zniesie więcej. -Zapłata. Dziękuję za robotę.
Wyjął z kieszeni plik banknotów. Rzucił je niedbale na biurko mężczyzny i wyszedł mocno zamykając za sobą drzwi.
Tym razem Justinowi nie przeszkadzał smród unoszący się na całości klatki schodowej, ani siedzący na stopniach narkoman, który prosił o pieniądze, ale i jego Bieber zgrabnie ominął. Nie było takiej rzeczy, która mogłaby go powstrzymać, kiedy czuł potrzebę wyjścia z budynku.
Nadal tego nie pojmował. Jak człowiek, z którym mieszkał tyle lat, mógł być takim draniem ?! Dlaczego, do cholery, nawet nie próbował mu powiedzieć ani zapoznać go z biologiczną matką?!
Był kłamcą, głupim kłamcą, a Justin nie cierpiał takich ludzi panoszących się w jego otoczeniu.
Świeże powietrze, witające go po wyjściu z kamienicy, nie zrobiło na chłopaku większego wrażenia. Zarzucił tylko kaptur na głowę, wyjął kluczyki z kieszeni spodni i szedł dalej.
Okolica była cicha, dlatego bez problemu usłyszał warkot auta, kiedy tylko postawił jedną nogę na czarnej jezdni. Spojrzał w prawo i wtedy zauważył pędzące auto, które kierowało się wprost na niego.
Całe życie pojawiło się przed oczyma brunetowi. Światła auta oślepiły go, a sekundy potem poczuł wszechogarniający ból, wzniesienie się, upadek na maskę auta, a następnie odbicie się i zimną ziemię.

***
-Jessica, mogę Cię prosić ?
Głos Any, dobiegający z garderoby, karze dziewczynie zakończyć czytanie i odłożyć książkę na stolik nocy. Była co prawda wykończona, ale cieszyła się, że w końcu może zająć się czymś innym byleby za wiele nie myśleć. Tak czy inaczej lektura zaczęła ja odrobinę nudzić.
Odrzuciła od siebie koc i postawiła stopy na ziemni. Wsunęła ja w kapcie owieczki i wyszła ze swojego pokoju, zmierzając w stronę garderoby.
-Tak ? - przystanęła na progu i oparła się ramieniem o futrynę. Ana właśnie przykładała do swojego ciała piękną, czarną suknię ze złotymi wstawkami, a dwie inne - fioletowa i kremowa- wysiały na wieszakach.
-Musisz mi pomóc. - Ana uśmiechnęła się ciepło i złapała Jessicę za rękę. Wciągnęła ją do środka pod samo lustro, które sięgało od samego sufitu po podłogę. -Jutro moja firma ma ważny bankiet. Myślisz, że w której będę wyglądać najlepiej ?
Jessica podniosła wzrok i każdą suknię dokładnie przeanalizowała. Mimo wysiłku nie mogła zdecydować, która pasuje do matki najlepiej. Ana była urodziwą kobietą, więc co nie ubrałaby będzie z pewnością wyglądać przepięknie.
-Niestety nie znam się na modzie. - wytłumaczyła Jessi. - Wszystko będzie na Tobie pięknie wyglądać.
-A którą Ty byś ubrała ?
To pytanie zbiło z tropu Jessicę. Niby kiedy miałaby tak elegancką kreację ubrać ?
Pozwoliła, aby jej mózg na chwilę przestał pracować na pełnych obrotach i od tazu pomyślała o licealnym balu, na który mogłaby pójść z Justinem. Tylko ona i on, pogrążeni w tańcu, nie przejmujący się innymi, poruszający się w rytm muzyki, cieszący się sobą.
-Myślę, że ta kremowa. - powiedziała, powracając do rzeczywistości. Ścisnęła w dłoni materiał wspomnianej sukni i z bólem serca stwierdziła, że nigdy jej marzenia się nie spełnią.
-Masz rację. - Ana pokiwała głową, śmiejąc się.
Na okrągłym stoliku ustawionym w kącie, nagle zaczął dzwonić telefon. Ana odwiesiła sukienkę i podeszła do urządzenia, odbierając go.
Jessica obserwowała, jak kobieta wita się z kimś po drugiej stronie, nie dowierza słowom, które wypowiedział dzwoniący, a następnie blednie. Serce Jessici przyśpieszyło, a jej samej zrobiło się chłodno.
Wbiła niecierpliwy wzrok w Anę, kiedy ta odłożyła telefon.
-Jedziemy do szpitala. Justin miał wypadek.


----------------------------------------------------------------

Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.


 

16 komentarzy:

  1. Boże uwielbiam to opowiadanie *o* codziennie zaglądam i patrzę czy jest nowy rozdział <3 czekam z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawde? W takim momencie?!
    Rozdział cudowny! Dodajcie szybko nowy. Nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba żartujecie kończyć w tym momencie :( Cudny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mogłaś, TERAZ?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Ale mam ochote cie zabić za skończenie w tym momencie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super. Jestem ciekawa następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie zostało zgłoszone na Blog Miesiąca. Głos można oddać na naszej stronie głównej spisu lub pod linkiem: http://sonda.hanzo.pl/sondy,256337,85Qb.html

    Kod do ankiety znajduje się na spisie w zakładce "współpraca".
    Pozdrawiamy, załoga spisfanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawdę cudny :) czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej. Chciałabym do was wystąpić z propozycją ogarniania tego na wattpadzie. Mianowicie wy byści pisały to tutaj a ja bym dodawała rozdziały te same przepisane na wattpad'a. Co wy na to ?

    OdpowiedzUsuń