-Do kiedy mam czas ? - pytam zachrypniętym
głosem, gdyż po dłużej chwili cichego liczenia małych torebek zaschło mi w
gardle. Wrzucam cały ich stos ponownie do pudełka, pozbywając się tego ze
swoich kolan. Zerkam na pół nagą Selenę, która kończy swoją robotę. Kiwając
głową daje mi znak, że za chwilę odpowie. Wzdycham i gładzę się ręką po gołej
klatce piersiowej, blisko serca. Nie poczułem nawet jego bicia, a nadal żyłem,
choć wewnętrznie byłem już trupem - żadnych uczuć nie potrafiłem w sobie znaleźć,
byłem jak balon bez helu - zupełnie wypompowany z życiodajnych substancji i
bezużyteczny.
Potem przeczesuję roztrzepane włosy i zawieszam
wzrok na długich, skrzyżowanych nogach Seleny. Zupełnie nie krępowało ją to, że
siedzi obok mnie w samej bieliźnie, a mnie to, że przed chwilą uprawialiśmy
gorący seks. Jeszcze do tej pory jej ciało zdobiły odbicia moich dłoni, w miejscach
gdzie za mocno ją chwyciłem, a cały podkład z prawego policzka wytarła w
poduszkę, gdy brałem ją od tyłu.
Ironia tej sytuacji była okropna - stare życie powróciło
jak bumerang. Jak wtedy siedzieliśmy razem, zamieszani w podejrzane interesy i
spragnieni siebie. Teraz nie potrzebowałem niczego innego, jak mocnego
papierosa i kilku shot’ów, ewentualnie wielkiego kopniaka, by jakakolwiek
emocja znów się we mnie pojawiła.
-A więc. - jej głos sprowadza mnie do rzeczywistości.
W mieszkaniu jest ciepło, co sprawia, że dostaję lekkich wypieków na twarzy. -
Cudownie byłoby, gdybyś wyrobił się jeszcze w tym tygodniu. - kończy, nie
patrząc na mnie. Jak ja chowa działki do pudełka i skrupulatnie je zamyka.
-Tylko dyskoteka ? - dopytuję.
-Tak. - zakłada włosy za ucho i po raz pierwszy
wzrok zatrzymuje na mnie. - Będzie tam wiele naszych stałych klientów, trochę
świeżaków, ale dobrze wiesz, jak sobie z nimi poradzić.
-Owszem. - potakuję, czując dumę. - Ewentualnie
wykorzystam twoje stare sposoby.
-O co ci teraz chodzi ?
Wyczuwa sarkazm w powiedzianym przeze mnie
zdaniu, lecz nie irytuje się. Jako oaza spokoju wstaje z kanapy, kręcąc
zalotnie dupą w poszukiwaniu swoich wierzchnich ubrań.
- Och. - śmieje się głupkowato. - Nie uda mi się
to, bo nie mam cycków.
-Kiedy mnie pieprzyłeś nie byłeś taki zabawny. -
zauważa z chytrym uśmiechem. Staje przede mną w lekkim rozkroku i na szpilkach,
które zdążyła założyć. To wystarcza, by mnie skutecznie uciszyć. Mój uśmiech
znika, a twarz zmienia się w minę obrażonego pięciolatka, któremu starszy brat
zabrał czekoladki. -A może nagle przypomniałeś sobie sielankę z naszą słodką
Jessi, huh ?
Doskonale wiedziała, gdzie zadać cios, by zabolał
najbardziej.
-Wyjdź. - warczę cicho.
-Ups, chyba weszłam na cienki lód.- jej śmiech
jest perlisty, a jego echo roznosi się po mieszkaniu. Sprawia to, że moje uszy
dla odmiany krwawią.
-Nie byłaś taka rozmowna, gdy cię pieprzyłem. -
odszczekuję się. Obrona atakiem to było moje drugie imię. Gomez pochyla
się w moją stronę tak, że jej jędrne cycki mam przed samymi oczami, a jej długie
włosy łaskoczą moje obojczyki.
-Byłam wtedy, jak ona. Wiecznie cicha i cnotliwa.
Nie obchodzi mnie wasz związek, ale do tej pory zastanawia mnie jedna rzeczy
... Co Ty tak naprawdę w niej widzisz, Bieber, że nawet bachora zmajstrowałeś ?
- odpowiada, szepcząc. Zaciskam dłonie w pięści powstrzymując się tylko, by jej
nie uderzyć.
-Wyjdź, Gomez, zanim ...
-Tak ! Wiem ! - krzyczy, oddalając się ode mnie,
wraz z zapachem jej ciężkich perfum. W ekspresowym tempie ubiera się i poprawia
włosy, kiedy ja odzyskuję panowanie nad własnym ciałem. - Kochasz ją i mnie to
naprawdę nie interesuje. Przyzwyczaiłam się do statusu naszej relacji.
-Nie mamy żadnej relacji, Selena. To było tylko
pieprzenie. Teraz możesz zniknąć.
-Widzisz, nie wmawiaj sobie, że się zmieniłeś. -
oznajmia.
-Wypierdalaj ! - krzyczę, zdzierając gardło, rzucając w nią dodatkowo
poduszką. Chybiłem, bo spadał tuż obok jest stóp. Na koniec posłała mi tylko
jedno spojrzenie i wyszła nie omieszkując trzasnąć drzwiami.
Zaraz po tym na podłodze wylądowały również
kolejne , zrzucane przeze mnie w akcie nieopanowanej, nieposkromionej, niepohamowanej
złości. Ucierpiał również stolik, który kopnąłem z całej siły i stara doniczka
z uschniętym kwiatkiem, którą odziedziczyliśmy jeszcze po poprzednim
właścicielu. Zmęczony, spocony i z bijącym sercem opadam na kanapie.
Przeczesuje nerwowo włosy i chowam twarz w dłoniach. Napada mnie niezwykła
ochota na popłakanie się, jak baba. To co robiłem było okropne, dziwne,
niezrozumiałe, zupełnie popieprzone.
Ale to życie sprawiało, że czułem się sobą. Jessi
jest najważniejszą osobą, przy nie czułem wszystkie te głupie rzeczy, które możesz
doświadczyć tylko wtedy, gdy kogoś kochasz. To ta miłość umożliwia Ci zwiedzanie
terenów, które nigdy nie były osiągalne, pozwala zrozumieć dlaczego z lewa
stajesz się tylko łaszącym się kotem. Jesteś nadzwyczajnie bezbronny, ale czy
to wszystko tłumaczyło to, jak się czułem aktualnie ?
***
Cichy szelest otwieranych drzwi do mojego tymczasowego
pokoju sprawia, że podnoszę wzrok znad ciekawego kryminału i uśmiecham się
szeroko, widząc Anę w drzwiach. Trzyma metalową tacę, na której dumnie spoczywa
stary imbryk jej babci i dołączone do kompletu dwie porcelanowe filiżaneczki.
-Można ? - pyta luźno, łokciem torując sobie
przejście, tak, by drewniane drzwi nie uderzyły jej ponownie. Kiwam tylko głową
i odkładam książkę na niską szafkę nocną. Przesuwam sie lekko na łóżku i otulam
kocem jeszcze bardziej swój brzuszek.
Ana siada obok mnie, stawiając tacę na materacu.
Powoli zalewa, umieszczone w filiżaneczkach torebki owocowej herbaty, gorącą
wodą, a po chwili cala esencja zaczyna się unosić wokół nas.
-Chciałabym już wracać do domu. - oznajmiam,
korzystając z tego, że panowała pomiędzy nami cisza. Tęskniłam za Justinem,
naszym mieszkaniem, naszym życiem. Przez ostatnie dni zaczęłam się czuć obco w
domu Any, bo brakowało w nim osoby, którą kochałam ponad wszystko.
-Rozumiem to, Jess. - stwierdza cicho i wymusza
lekki uśmiech, podając mi moją porcję herbaty. -Ale zanim to zrobisz, musisz
coś wiedzieć.
-Czy coś się stało ? - pytam z poruszeniem,
próbując się poprawić do pozycji bardziej siedzącej. Szybko rezygnuję czując
ból kręgosłupa.
-Spokojnie. - kobieta przykrywa moją dłoń swoją.
- Chodzi o to, że jest historia, której nie znasz, a adoptowanie Ciebie wcale
nie było przypadkowe.
Jej wyznanie powoduje, że lekko zawirowało mi w
głowie.
-To znaczy, że znałaś moich rodziców ? - te słowa
ledwie przechodzą mi przez gardło.
-Żeby tylko. - prycha, a jej twarz rozświetla się
szerokim uśmiechem. - Chodziliśmy razem do liceum.
Na te słowa moje oczy powiększają się do
rozmiarów pięciozłotówki i choć mam świadomość, jak niedorzecznie to może
wyglądać, w bezruchu nadal wpatruję się w Anę. Chcę poznać tę historię,
zrozumieć to, dlaczego własna matka okazała się tak zimną kobietą bez
skrupułów.
- Uczęszczaliśmy do tej samej szkoły, dopóki do
mojej klasy nie dołączył Jeremy. Twoja matka oszalała na jego punkcie robiąc
wszystko, byle zwrócił na nią uwagę. Nie udało się.
Ana ciężko wzdycha, rysy jej twarzy rozluźniają
się, tworząc zmartwioną poświat3 na jej twarzy. Czuję gorąco w klatce piersiowej,
spowodowane niecierpliwością, a dłonie lekko mi się pocą.
-Zaszła w ciąże z innym. Jordan nie był tego
wart. Przepraszam, Jess ... Ale ona Cię nienawidziła.- mówi szybko i nie
wyraźnie tak, jakby chciałabym nigdy tego nie usłyszała.
W tej samej chwili tracę większość swojej
godności i część swojego serca, która jeszcze w jakiś sposób usprawiedliwiała
jej zachowanie.
Ana od razu zauważa plątaninę emocji i kładzie
dłoń na moim udzie.
-Nasz kontakt się urwał, nie chciała słuchać
moich rad, odtrącała mnie. Również obwiniała za to, że zaprzyjaźniłam się z
Jeremy'm.
Mój oddech przyśpiesza i gdyby ktoś wsłuchiwałby
się w niego dokładnie mógłby stwierdzić, że lada chwila, a wydam na siebie
wyrok, dusząc się.
Obwiniałam ją za wszytko, co stało się w moim życiu,
a teraz wiem, że nie robiłam tego bezpodstawnie. Nigdy nie była moją matką,
-Gdy zginęła w wypadku samochodowym, trzy lata
temu, postanowiłam, że muszę Cię odnaleźć, ponieważ poniekąd to i ja czułam się
winna.
Spuszcza nisko głowę.
-To ... To nie twoja wina, Ana. - chlipię nieskładnie,
gdy łzy zaczynają zalewać całe moje policzki. Czuję bezsilność, a jednocześnie wściekłość teraz wiedząc, że miała tyle czasu, by przyjąć mnie do swojego życia
na nowo i na nowo pokochać.
Ściskam dłoń Any leżącą na moim udzie, by i jej
dodać trochę otuchy. To co dla mnie zrobiła było czymś niewyobrażalnym i nie
pewnie nigdy nie znajdę adekwatnego sposobu, żeby jej podziękować.
-Nie zginęła przeze mnie.- dodaje. - To był
przypadek.
Wraz z przełykaną śliną przychodzi mi tysiące
pytań dotyczących Jeremy'iego i Pattie, ale jestem zbyt rozdygotana, by drążyć
tak ciężkie tematy dalej,
Malutkie życie porusza się we mnie, wywołując
dyskomfort. Syczę cicho, a Ana uśmiecha się przenosząc dłoń w miejsce, gdzie
można wyczuć ruch.
Odwzajemniam jej gest i ocieram łzy z policzka.
-Chcę do Justina. Potrzebuję go. - jęczę niczym
mała dziewczynka, myśląc tylko o tym, jak wielkie ukojenie dadzą mi jego
ramiona, cichy szept, zapach i delikatnie uspokajający dotyk.
-Już niedługo z nim będziesz.- odpowiada mi
markotnie i przesuwa się w górę łóżka, by mnie objąć i pocałować matczynie w
czoło. - Z moim synkiem. - szepcze jeszcze, a jedna łza, wielkości ziarna
grochu wypływa z kącika jej idealnie wymalowanego oka. W tym momencie niemalże
mogę poczuć, bijące od niej cierpienie, gdy jest tak bardzo blisko i wiem, że
nie łatwo będzie jej go oddalić.
***
Budzę się nagle, gwałtownie, dreszcz opanowuje
moje ciało, gdy stwierdzam, że z płaczu zasnąłem na podłodze. Szybko wstaję,
siadając na kanapę. Obserwuję bałagan zrobiony wczoraj i mam ochotę się
porzygać. Przecieram energicznie twarz, układam włosy i zerkam na telefon.
Jedna nieodebrana wiadomość:
„Wracam
jutro, dłużej nie wytrzymam."
Nagły stres paraliżuje mnie. Z niewiadomych
przyczyn zaczynam drżeć, jak w gorączce. Ona - mój mały aniołeczek wróci, a
bałagan w moim życiu jest o wiele wi3kszy niż ten w mieszkaniu.
Szybko wyrzucam z myśli Selenę, zakopując jej
osobą w najgłębszych zakamarkach mojego umysłu i biorę się za ogarnianie
salonu, skupiając myśli tylko wokół Jess.
Tęskniłem, jak wariat. I mogłem stwierdzić, że
gdyby była tutaj, moja kotwica, nic by się nie stało.
Mieszkanie wygląda, jak nowe w ciągu piętnastu
minut. Podczas sprzątania zauważam, że w lewym kącie podnosi się podłoga, co
znów oznaczało dla nas kłopoty - kłopoty z wilgocią. Uruchamia to również i
moje kompleksy, ponieważ na razie nie jestem w stanie zapewnić nam lepszego
lokum.
Zaraz po tym wychodzę. Na dworze jest naprawdę
zimno. Chłodny wiatr rozwiewa poły mojej kurtki o kolorze khaki, a mimo to nie
zapinam jej. Pragnę, by to doznanie obudziło we mnie ponowną zdolność
świadomego myślenia, chociaż wiązało sie to z niemalże bólem, gdy małe iskierki
zimna wbijały się w mięśnie mojego brzucha.
Droga na dworzec zajmuje tylko chwilę. Tam wiatr
lekko ustaje, nie docierając do centrum dzięki przemyślanie rozmieszczonym
budynkom.
Ciężkie koła pociągu zajeżdżają na stacje
niemalże kilka sekund później. Na peronie rozpoczyna się wrzask i i popłoch.
Dzieci płaczą, matki pchają duże walizki, konduktor daje znak, a dźwięk
ten przyprawia mnie o bóle głowy.
I wtedy dostrzegam ją - wychodzi z pociągu, trzymając
w dłoni tylko mały plecak. Wiaterek rozwiewa jej włosy, odsłaniając jasną twarz
i stwierdzam, że jest jeszcze piękniejsza niż kiedykolwiek. Jest lekko ubrana,
dlatego widzę, że lekko się zaokrągliła, nadal wyglądając obłędnie.
Patrząc na nią, czuję, że tak jak statek zawija
do bezpiecznego portu tak ja odzyskuje swoje oparcie, dzięki któremu mogę
pokonać zło.
Płacze na mój widok, a łzy stają i r9wnież w
moich oczach, gdy serce mi bije mocno, wypompowując z serca wszelkie wyrzuty
sumienia, wobec tej kruchej istotki, którą porwałem pod swoje wielkie, czarne
skrzydła.
Idziemy w swoją stronę, jak w każdej komedii romantycznej,
choć nienawidzę ich oglądać. W połowie drogi przystaję i otwieram ramiona, by
chwile lotem mogła w nie wpaść, upuszczając swój bagaż na betonową podłogę.
Mocno zaciągam się waniliowym zapachem jej włosów
i wtulam w nie twarz. Lekko drży i nie jestem pewien, czy to z emocji czy
zimna, więc oplatam ją ciaśniej ramionami.
Nic nie mówi, jej zaszklone oczy przyglądają mi
się uważnie, skanując każdą rysę, aż w końcu zaczyna delikatnie muskać mojr
usta swoimi. Oddaje się temu pocałunkowi, który jest jak płynąca po niebie chmurka.
Przepełniające mnie uczucie jest błogie, wolne, w końcu takie, jakie powinno
być.
Gdy kończę nasz pocałunek, przytykam swoje czoło
do jej czoła i oddycham głęboko, lecz nie jestem w stanie utrzymać z nią
dłuższego kontaktu wzrokowego. Wiem, że jest czegoś niepewna, lekko zmartwiona
po postawie jej drobnego ciała i tego jak lekko dygocze w moich ramionach.
-Co jest, ptaszyno ? - pytam z gulą w gardle.
-Po prostu powiedz, że mnie kochasz, Justin. -
mówi z desperacją, gdy ocieram kciukiem łzę z jej policzka.
I był to pierwszy raz, kiedy mnie zablokowało.
Zablokowało do tego stopnia, że moje życie wydawało mi się jakimś pieprzonym
żartem. Snem, najgorszym koszmarem, w którym nie niszczę tylko siebie, ale i
osobę tak cholernie mi bliską. Osobę, która poświeciła dla mnie więcej niż
ktokolwiek.
-Wiesz, jak jest, Jessi. - odpowiadam i całuję ją
w czoło. Uśmiecha się charakterystycznie, marszcząc swój maleńki nosek. - Teraz
wracajmy do domu.
***
-Czujesz to ?
Podnoszę lekko głowę, by spojrzeć na bruneta,
który ma zamknięte powieki. Chwytam jego dłoń i przenoszę na lekko zaokrąglony
brzuszek. Przytrzymuję ją tam do momentu kolejnego kopnięcia.
-Mhmm. - przytakuje z lekkim uśmiechem. Poprawiam
się na kanapie, by uzyskać wygodniejszą pozycję na dość wąskiej kanapie.
-Nudziłeś się ? - zaczepiam go.
-Nie. - odpowiada szybko i odrobinę szorstko. Mój
zapał opada i ponownie milknę. -A ty ?
-Nie. - pomawiam się po nim, lecz z wi3kszym
entuzjazmem. - Ana nadal jest w żałobie, ale wydobrzeje.
-Akurat jej zdrowie psychiczne gówno mnie
obchodzi. - dodaje sfrustrowany i gwałtownie podnosi się do pozycji siedzącej,
tym zachowaniem kompletnie mnie oszałamiając. Wiedziałam, że od odkrycia prawdy
drogi Jussa i Any się nie schodzą, ale nie aż tak by przy okazji krzywdzić
mnie, gdy uderza swoim ramieniem w moje.
Chcę go skarcić, krzyknąć, ale dzwonek do drzwi skutecznie
mi to uniemożliwia.
Justin podchodzi do nich z prędkością światła, jakby nadzwyczaj specjalnie
uniknąć rozmowy na temat niedawnego zdarzenia, a ja odrzucam od siebie koc i
układam go na oparciu.
Wesołe głosy Amandy, Luke'a, Jack'a i Madison
sprawiają, że mój nastrój ulega zmianie na lepszy. Podnoszę się z kanapy i
podchodzę bliżej.
-Mój Boże ! Jaki duży !- woła Madison na przywitanie
i podbiega, by dotknąć mojego brzucha.
Amanda tylko wywraca oczami i przytula mnie, całując
w policzek.
-Opowiadaj, jak na urlopie ! Bardzo tęskniłyśmy.
***
Trujący dym wypełnia po brzegi moje płuca, gdy
wcześniej się wymykając, powoli palę papierosa przy oknie w naszej sypialni.
Nieprzyjemny zapach rozprzestrzenia się również do salonu, ale nie robię z tym
nic mając nadzieje, ze dziewczyny same sobie z tym poradzą.
-Możemy pogadać ?
Najpierw słyszę głos należący do Jack'a, a
następnie wyraźne kroki, gdy wchodzi nie dając mi czasu na wydanie polecenia.
-Jak zawsze, przyjacielu. - odpowiadam, gasząc
papierosa, a ostatnią porcję dymu wydmuchuję przez usta. Niedopałek wyrzucam
przez okno, mając w nosie to co jutro powie sąsiadka z dołu.
-Co to robiło w salonie ? - pyta oschle, a gdy
zauważa moją zdezorientowaną minę, rzuca w moją stronę małą paczuszką z białym proszkiem.
-Skąd to masz ? ! - krzyczę wściekle.
-Kurwa, stary, gdyby nie ja Jess już by to
zauważyła ! - tłumaczy się. - Nie wiem, co aktualnie robisz ze swoim życiem,
ale skończ to zanim będzie za późno.
-Nic nie wiesz, Jack. - zbywam go, chowając
folijkę w szufladzie - tam, gdzie jestem pewny, że nie popełnię kolejnej gafy.
-Myślisz, że jak zapytam Seleny to zostanę
uświadomiony ? - drwi z ironicznym uśmiechem, krzyżując ręce.
-Nawet, kurwa, nie zaczynaj. Robię to dla naszego
dobra. - gestem ręki pokazuje na wyśmienicie bawiącą się w salonie Jessi wraz z
dziewczynami.
-Nasze interesy to gówno, ale dragi to dno stary.
- odpowiada spokojnie.
-Poradzę sobie.
-Nie wątpię, Juss. - prycha. -Ale zastanów się,
czy na pewno warto. Nie wiem, czy któryś x nas będzie w stanie Cię z tego gówna
wyciągnąć.
***
Lekki mrok, rozpraszany przez światło latarni,
wpadające przez niezasłonięte zasłoną okna, oświetla nasze ciała, tworząc na
nich jasną poświatę. Leżąca obok mnie ptaszyna otulona jest kołdrą niemalże po
sam nos. Nie tylko ona poczuła chłód panujący przez to, że wydając się z relacje
z Gomez zapomniałem zapłacić rachunków.
Całuję ją szybko w czoło i wychodzę z łóżka.
-To dla ciebie. - szepczę, obracając się na
pięcie, by opuścić mieszkanie. Na klatce schodowej panuje okropny smród,
dlatego szybko pokonuję schody i cieszę się, gdy mogę w końcu znaleźć się w
swoim nowiutkim Audi R8. Mknę nim po mieście łagodnie i swobodnie, gdyż o tak
późnej godzinie nie ma już zbytniego ruchu. W głośnikach rozbrzmiewa jakiś
trudny kawałek rapu, a pomiędzy moimi palcami obracam papierosa.
Kończę go wraz z przyjazdem na parking magazynu.
Samochód z przyciemnionymi wszystkimi szybami, czeka już przy wejściu wraz z
jego właścicielką, która robiła to samo. Ściskam mocno kierownicę, gdy wykonuję
manewr parkowania tyłem, czując wielką nienawiść pomieszaną z wieloma innymi
emocjami. Lekki dreszcz przechodzi mi po kręgosłupie, gdy wysiadam, zakładając
kaptur czarnej bluzy na głowę.
-Zapomniałaś czegoś. - "witam się" otwierając
ciężkie drzwi magazynu. Nie bawię się nawet w dżentelmena i wchodzę pierwszy
nie przejmując się Gomez tylko w krótkiej sukience.
-A może to był prezent ? - uśmiecha się
cwaniacki. Krzyżuje ręce i bokiem opiera się o stary kredens, w którym trzymamy
naboje, uwydatniając swoje pośladki.
-Może i zgodziłem się sprzedawać to tym głupim
ludziom, ale w to gówno sam bawić się nie będę. - oznajmiam, siadając na kanapę.
Osuwam się na niej lekko, by zając wygodną pozycję.
-Ah, trawka, zapominałam, Juss. - odpowiada swobodnie,
zdejmując z siebie nie widzialne pyłki. Zaciskam dłonie w pięści, słysząc
zdrobnienie, którym nazywała mnie tylko jedna osoba. Czuję, jak krew zaczyna
szybciej krążyć w moim ciele, a serce bić sto razy bardziej.
-Cholernie wolę, jak masz zamknięte usta. -
rzucam sarkastycznie i mam nadzieję, że zrozumiała mój przekaz. Jej szeroki
uśmiech mnie tylko w tym utwierdza.
-A ja wolę, kiedy błagasz o to.
Przez chwilę nienawidzę jej jeszcze bardziej.
Jak dzikie zwierze rzucam się w jej stronę i
przez moment nie jestem pewny, czy powstrzymam się przed uderzeniem jej.
Dobiegam do dziewczyny w mgnieniu oka i dociskam
jej ciało do swojego tak, że zmuszona jest oprzeć się o kredens, który
zatrzeszczał lekko.
-Hamuj się, kurwa. - ostrzegam, sycząc ze
złością.
-Kolejne zlecenie. - olewa mnie i stopą pokazuje
torbę, której nawet wcześniej nie zauważyłem. Przy okazji specjalnie zahacza
szpilką o moją łydkę. Moja zdezorientowana mina powoduje, że sama domyśla się
niezadanych przeze mnie pytań. - Nigdy nie powiedziałam, że to będzie ten jeden
raz, Bieber.
-Nie pogrywaj ze mną, Gomez.
-Ale ty tego chcesz. - mówi pewnie, owijając
swoją rękę wokół mojego karku. Zbliża swoje usta do moich, a lewa dłoń, ląduje
na moim rozporku.
-Idiotka. - rzucam i walczę z pokusą, żeby ugryźć
ją w szyję tak, jak lubiła. Jestem wściekły, zły, sfrustrowany , że potrafi
podniecić mnie w ułamku sekundy mimo, że tak bardzo jej nienawidzę. - To ty
wpierdoliłaś się z butami do mojego życia.
-Bo ono nie jest dla ciebie, Justin.
Jej oddech owiewa moje ucho, a prawa dłoń zwinnie
odpina zamek i dostaje się do tego, co najcenniejsze kryje się w moich
bokserkach. Wydaję z siebie gardłowy jęk, bo robi to cholernie dobrze.
-Nic nie wiesz, Selena. Kompletnie, kurwa, nic. -
odpowiadam z trudem. Wkładam twarz w jej włosy, a moje zęby odnajdują miejsce w
jej smuklej szyi.
-Wiem, że teraz bardzo byś chciał, żebym się w
końcu zamknęła. - odpowiada i kuca przede mną.
***
Ból, naprzemiennie z dreszczami, wyrywa mnie ze
spokojnego snu. Otwieram gwałtownie oczy i odruchowo chwytam się za bolący
brzuch. Moje czoło oblewa pot i dzieje się tak również z resztą ciała.
-Justin ? - wołam cicho, bo tylko na tyle mnie stać.
Przy następnej fali boleści krzyczę cicho, a gdy chwilowo przemija, odrzucam od
siebie kołdrę i spoglądam na materac. Jego czystość, sprawia, że biorę jeden
głębszy wdech.
Nie dostając odzewu, udaje mi się wstać z łóżka.
Moje nogi są zdrętwiałe i choć ból staje się coraz gorszy idę do drugiej części
naszego mieszkania, w którym jest bardzo zimna. Małe włoski na ciele stają
dęba, a na dłonie pokrywają się gęsią skórką.
-Gdzie ty jesteś ? - pytam siebie, zaciskając
mocno zęby, gdy kolejna fala bólu, przechodzi przez mój brzuch. Zaczynam płakać
i osuwam się na ziemie nie mając już siły, by wstać.
Płaczę długo z bezsilności, a gdy w końcu
przestaje z powodu braku sił i ból ustaje. Cały czas gładzę się po
brzuchu, przyzywając w myślach Justina. Mogłabym zadzwonić, lecz telefon
zostawiwszy w sypialni nie miałam takiej możliwości.
Jestem zła i tylko to pozwala mi się uspokoić.
Jego zniknięcie pozwala mi zauważyć, że to kolejny okaz jego dziwnego
zachowania. Miłością do niego próbuję sobie wszystko tłumaczyć, lecz to tylko
powoduje kolejne łzy - Jak mógł mnie zostawić ? Dlaczego ? Gdzie poszedł ?
Nie powinien, nie powinien mnie zostawić - i jest
to jedyny wniosek, który wyciągam.
Ocieram dłonią łzy i powoli wstaję. Ból ustąpił i
w drodze powrotnej do sypialni modlę się, by to nie było nic poważnego.
Ponownie kładę się i dokładnie okrywam ciepłym
puchem, a moje ręce pozostają na brzuchu. Jedna łza na policzku pozostaje na
swoim miejscu, jakby świadczyła i była symbolem wielkiego zranienia, gdy jedyna
osoba, na jakiej najbardziej nam zależy ma przed Tobą więcej tajemnic niż
mógłbyś się spodziewać.
---------------------------------------------------------------
Jeśli szanujesz te moje kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękuję.
Mam nadzieje że z dzieckiem nic się nie stało. Fajnie że wróciliście z nowym rozdziałem
OdpowiedzUsuńNareszcie! Bałam się, że już żaden rozdział się nie pojawi.
OdpowiedzUsuńJustin jest takim dupkiem! A Selena to taka suka!
Biedna Jessi... mam nadzieję, że z nią i dzieckiem wszystko ok. Justin na sto procent będzie żałował, że ją zostawił. Mam też nadzieję że kolejny rozdział pojawi się szybciej, a opowiadanie znowu ruszy pełną parą!
Mnóstwa weny i czekam na next
Mari:)
Nawet nie wiesz jak tęskniłam ❤️❤️ Mam nadzieje ze u ciebie dobrze i ze wrócisz na stałe ���� jezu co Justin odpierdala bo zachowuje się jak dupek bez uczuć... aaaa a ta selena możesz uśmiercić ���� mam nadzieje ze z dzieckiem i Jessi wszystko dobrze i jak ona się dowie o zdradzie, selenie i interesach to będzie z nimi koniec ���� niech Justin coś zrobi a nie się użala nad sobą i daje uwodzić...
OdpowiedzUsuńJeju w koncu, rozdzial jak zwykle cudowny!
OdpowiedzUsuń