Jeśli nie wiesz o co chodzi prawdopodobni powinieneś wrócić się do postu tutaj <klik>
***
„-Jestem.
Drzwi
mieszkania zamknęły się z hukiem, a ja zmarszczyłam czoło na ten dźwięk.
Zdjęłam zupę z gazu i umyłam dłonie, osuszając je kolorową ścierką. Minęło
kilka sekund, a w kuchni pojawia się Justin - już nie chłopak a mężczyzna,
któremu oddałam swoje życie.
Ubrany w
rurki z dziurami na kolanach i koszulkę w kratę wygląda bardzo dobrze, a jego
grzywka unosi się i opada, gdy podchodzi do mnie i obejmuje w biodrach.
-Dzień
Dobry, kochanie. - powiedział, całując mnie w usta. Objęłam jego szyję dłońmi i
stanęłam na palcach, by być bliżej niego.
-Wcześnie
wyszedłeś. - zauważyłam, delikatnie głaszcząc go po aksamitnym policzku.
-Jack
chciał się spotkać. - oznajmił. Jedną ręką zanurkował w kieszeni swoich spodni
i wyjął białą kopertę.
-Co to ? -
spytałam, z wyraźnymi iskierkami w oczach. Mieszkaliśmy nieco dalej, ale to nie
zniszczyło przyjaźni chłopaków i Justina, co bardzo mnie cieszyło.
-Gilinsky i
Madison biorą ślub. - oznajmił z uśmiechem, a ja podskoczyłam kilka razy. Tej
parze kibicowałam najbardziej w życiu.
-To
cudownie ! - pisnęłam radośnie.
-Wiem,
ptaszyno.
Pocałował
mnie w czoło.
-Mama już
jest ?
-Powinna
być o czternastej. - uśmiechnęłam się.
-Zobaczę co
u dzieciaków.
Jego ręce
znikają z moich bioder, a sylwetka oddala się w stronę salonu.”
***
„ Noc była
cicha. Gwiazd praktycznie nie było widać przez chmurne powłoki, które skupiały
się nawet po zmierzchu. Każdy miał swoje miejsce, w którym zapadał w
kojący sen...lecz nie do wszystkich owo ukojenie przychodziło.
Siedział przy oknie,
ślamazarnie odpalając papierosa, którego trzymał między wargami. Był to jeden z
kilkunastu dni, które spędził w osamotnieniu. Śmierć zabierała ludzi, których
potrzebował. Nic nie było w stanie pocieszyć go po stracie.
Siedział, wypatrując
chociaż najmniejszej gwiazdy. Szukał znaku, który jakimś cudem mógłby okazać
się odpowiedzią na jego pytania.
Kolejny stracony dzień z
życia poza kontrolą, pomyślał, zaciągając się dużą dawką nikotyny. Nie działa
już na niego. Potrzebował czegoś więcej, ale po ostatnim razie przyrzekł
kobiecie swojego życia, że nie sięgnie po ciężkie używki.
Siedział sam, nie
mając pojęcia co robić. Gdzie była, kiedy jej potrzebował? A gdzie był on sam?
Zagubiony w sieciach trudnych wyborów i trudnej egzystencji.
Martwą ciszę
przerwał sygnał dzwoniącej komórki.
- Kochanie, wróć
do nas. - Powiedział głos po drugiej stronie.”
***
„Stała
wyglądając przez duże okno, gdy słońce powolutku chowało się za horyzont,
zastawiając po sobie pomarańczowo- czerwony kolor.
Piękna, jak
zawsze - zaokrąglone biodra, długie włosy i cała pachnąca cynamonem.
Podszedłem
do dziewczyny, obejmując się w pasie. Odwróciła głowę w moją stronę,
uśmiechając się.
-Podoba Ci
się ? - spytałem, ustami dotykając jej policzka.
-Twoja mama
trafiła idealnie. Nie wiem, jak powinniśmy jej dziękować za to mieszkanie.
-Nie
musimy, Jessi. - opuszkami palców przejechałem po skórze jej szyi, a dziewczyna
niemalże od razu zareagowała. Uśmiechnąłem się. -Zrobiła to bezinteresownie. -
dodałem z głębokim westchnięciem. Bycie z mamą było bardzo dobrym czasem dla
mnie jak i dla Jessi. Ten czas nie miał porównania z latami, które spędziłem w
Stratford.
Dziewczyna
obróciła się w moich ramionach i spojrzała prosto w oczy.
-Jest
wspaniałą kobietą. - powiedziała. - Po niej odziedziczyłeś dobro, które w sobie
nosisz.
Otwartą
dłoń położyła na mojej klatce piersiowej, odnajdując miejsce, gdzie można było
wyczuć bicie serca.
-Chyba już
on tym rozmawialiśmy, ptaszyno.
-Tak, wiem,
ale musisz w końcu w to uwierzyć.
Jej
uśmiech, jej radość były tym od czego się uzależniłem.
-Kocham
Cię, Jess.
-Ja ciebie
też, Justin. ”
***
„Ciepłe
wargi składające czułe pocałunki na mojej szyi. Spragnione dłonie błądzące po
nagich ciałach i wieczór, a na niebie pełno gwiazd.
Ponownie
wplątałam dłonie we włosy Justina, wzdychając, gdyż przegryzł moją skórę. On
jest bez koszulki, a ja w samej bieliźnie. Chcę czuć się super pewnie, ale
nieśmiałość dalej we mnie tkwi, dlatego moje policzki ciągle zdobi rumieniec.
-Jesteś
piękna, kochanie.
Jego cichy
pomruk, a chwilę potem słyszmy dzwonek do drzwi.
Brunet
odsuwa się ode mnie i poprawia swoją grzywkę jednym ruchem. Zmienił się cały -
dorósł, zmężniał, a jego aktualna fryzura była naprawdę pociągająca.
-Umówiłeś
się z kimś ? - pytam.
-Na dziś
miałem całkiem inne plany.
Posłał mi
gorące spojrzenie siadając na piętach. Szybko zetknęłam ze sobą, jeszcze przed
chwilą rozłożone nogi i wstałam.
-Sprawdzę.
- oznajmiłam, cmokając go w usta. Z podłogi złapałam koszulkę chłopaka i nim
doszłam do drzwi, miałam ją na sobie. Pół naga otworzyłam nasze mieszkanie i
zesztywniałam widząc przed sobą mamę.
-Ana ?
-Córeczko.
- chlipnęła. - Tak długo Was szukałam.
-To nie
jest dobry pomysł, Justin zaraz tu przyjdzie.
-Pozwólcie
mi ...
-Co Ty tu
robisz, do cholery ?!
Również
półnagi brunet wkroczył do akcji. Ana otworzyła usta ze zdziwienia i zaczęła mocniej
płakać, gdy jedna ręka Justina wylądowała na moim biodrze.
-Wy ...
-Tak,
kochamy się. - oznajmił szorstko, a ja posłałam jej przepraszające spojrzenie.
-A teraz gdy znasz prawdę wynoś się i więcej nie wracaj. - dodał, zamykając
drzwi. ”
Oholipka!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCudo ❤️❤️❤️ Nie moge przyzwyczajać sie jak piszecie wspnienia ale wiem ze to tylko kilka rozdziałów. Nie moge doczekac sie nn rozdziały !!😍😍
OdpowiedzUsuńświetny rozdział - czy podacie swojego twittera? mój to @mnk_mgd :) życzę weny :*
OdpowiedzUsuńZnajdziesz to zakładce "Kontakt" ;)
Usuńklikam i wychodzi, że nie ma :(
Usuń@pocahontas1294
Usuń@mikeyskittyy
Wow ;o
OdpowiedzUsuń