Uwaga ! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla
osób pełnoletnich. Czytając robisz to na własną odpowiedzialność. Jeśli nie,
możesz spokojnie ominąć notkę.
-Jak się czujesz ? - spytała Jessica, patrząc na
chłopaka.
Justin przeniósł wzrok z białej ściany na leżącą
obok niego dziewczynę.
-Chujowo. - przyznał, a Jessica nieco się
skrzywiła na taki dobór słów.
Dowiedziawszy się prawdy, Justinowi mało ulżyło.
Chciał twarzą w twarz pogadać z ojcem, ale na to było już zdecydowanie za
późno. W międzyczasie nachodziły go również myśli, że może i Jeremy postąpił
dobrze, bo Justin nie zamierzał wracać do domu, w którym się wychował. Choć to
wydaje się nieracjonalnym pomysłem z jego strony, ale wiedział, że więcej jego
noga tam nie postanie.
Miał także w nosie to, jak na jego decyzję
zareaguje Ana. Teraz już nie była jego rodziną. Nosił w sobie jednakże
nadzieję, że gdy on wyjedzie, Jessica nie zerwie z nim kontaktu, a dołączy do
niego.
-Więc może pójdę po jakieś dobre jedzenie z
Mc'Donald ? - zerwała się do pozycji siedzącej, uśmiechając szeroko.
Dla niej to wszystko również było przytłaczające
i nie potrafiła poukładać sobie tego w głowie. Choć bardzo kochała Jeremy'iego
nie mogła zrozumieć, jak coś takiego mógł zrobić własnemu dziecku.
-Nie musisz, zaraz będzie obiad. - odparł
beznamiętnie, poprawiając się na łóżku, by usiąść wyżej. Po włożonym w tę
czynność wysiłku był na równi z siedzącą na piętach Jessi.
-Justin. - brunetka wywróciła oczami. - Staram Ci
się pomóc, nam pomóc.
-Doceniam to, ptaszyno. - odpowiedział Justin,
wyciągając dłoń, by pogłaskać dziewczynę po zarumienionym policzku. -Twoja
obecność tutaj robi naprawdę wiele. - wyznał, a uczucia, które tłumił w sobie,
wystrzeliły jak z armaty. Jego serce zaczęło bić mocniej.
- Czuję, że cały czas mnie odpychasz. -
Westchnęła lekko, unikając wzroku chłopaka.- Rozumiem to. Cholera, Justin. Mam
wrażenie, że żyjemy w jakimś serialu kryminalnym i wszyscy umrą. Tylko z
Tobą czuję się bezpiecznie.
- Nikt więcej nie umrze, Jess! - Przeczesał
dłonią nieułożone włosy. - Nikt więcej. Nawet przybity do tego łóżka będę Cię
chronił. - Silnymi dłońmi przesunął dziewczynę bliżej siebie. - Jesteś dla mnie
ważna. Najważniejsza.
- Przestań. - Prychnęła, opierając głowę na jego
ramieniu. - Nie faworyzuj mnie. Masz przyjaciół, o których musisz się
troszczyć. Nikt nie jest gorszy, nikt nie jest warty większej uwagi. Nie ja.
- Mam wrażenie, że moje uczucia do Ciebie to coś
więcej, Jess. - Westchnął, pogrążony w głębi odcieniu oczu dziewczyny. - Mam
wrażenie, że bez Ciebie nie miałbym siły walczyć.
- To takie popieprzone, wiesz? - Zaśmiała się bez
kszty humoru w głosie. - Jesteśmy zagubieni, nie możemy znaleźć drogi powrotnej
do domu. Ani Ty, ani ja nie mamy rodziny. Czy to nie ironiczne, że zostaliśmy
na siebie skazani?
- Lubię taki rodzaj ironii. - Justin uśmiechnął
się lekko, kochając każdy moment spędzony z Jessicą. - Powinniśmy razem stąd
uciec, znaleźć moją mamę. - Musnął ustami zaczerwieniony policzek Jess. -
Powinniśmy zacząć żyć.
- Z czego? Nie mamy pracy, pieniędzy. Nic. -
Mruknęła mając nadzieję, że jej ukochany pogłębi pocałunek. Chciała być
całowana przez niego cały czas. Tęskniła za jego pełnymi, stworzonymi dla niej
ustami chłopaka. - Ale pieniądze to nie wszystko. Justin, zrobimy jak chcesz.
Po prostu bądź ze mną. - Szepnęła, uśmiechając się słodko. Po chwili poczuła
jak usta Justina były dosłownie na jej, poruszając się delikatnie. Chwilkę później
pogłębili pocałunek, który trwał dla nich zdecydowanie za krótko. Musieli
jednak zaczerpnąć powietrza, które było niezbędne po tak namiętnym pocałunku.
- Przepraszam, panie Bieber. - Nie zauważyli, że
drzwi do sali zostały otwarte, a do środka wszedł lekarz. Młody mężczyzna
uśmiechnął się przyjaźnie i zaczął kartkować dokumenty, które trzymał w dłoni.
- Dzień dobry. - Blondyn skinął głową. Czekał na
dobre informacje, miał nadzieję że zostanie wypisany do domu, gdyż mógł już
chodzić o kulach. Co jednak skłonny był nazwać domem? Wiedział, że nie powróci
do Any. Na szczęście , do jego dyspozycji był magazyn, w którym obecnie
mieszkało sporo jego przyjaciół. Miejsca było jednak pod dostatkiem.
- Zauważyłem, że nogi dochodzą do siebie całkiem
szybko. Za kilka dni powinien pan porzucić kule i chodzić normalnie. Jednakże,
proszę odpoczywać i nie nadwyrężać kończyn. Czy ma pan ochotę wyjść ze szpitala
po ostatnich badaniach, czy zaczeka pan do jutra?
- Wychodzę dzisiaj, - Powiedział od razu, nie
marząc o niczym innym niż opuszczenie tego przygnębiającego miejsca. - Dziękuję
doktorze!
- Dobrze. Widzimy się niedługo przy wypisie. - Po
tym, jak lekarz opuścił salę, Jessica uśmiechnęła się szeroko, czując
niesamowite szczęście.
- Widzisz, będziemy razem i wszystko będzie
dobrze. - Justin wyszeptał prosto do jej ucha, przygryzając je lekko. - Nawet
jeśli jaja nie powinny tańczyć z kamieniami.
- Nawet jeśli nie powinny. - Ponownie, para
utkwiła w namiętnym pocałunku. Jego dłonie na jej biodrach, a jej palce
wplecione w jego włosy. Tak było idealnie. Był to krótki pocałunek, ale
zostawił po sobie mrowienie na ustach.
-Musisz pojechać po nasze rzeczy do domu. -
oznajmił Justin z lekką zadyszką spowodowaną pocałunkiem, który nigdy nie
znaczył dla niego tyle, jak ten z Jessicą. -I zabrać złotą kartę ojca.
Usłyszawszy to Jesscia nieco spanikowała, a
uśmiech zniknął z jej twarzy. Justin uniósł dłoń i delikatnie pogłaskał
dziewczynę po policzku.
-Jesteś dzielna, wiem to. - wyszeptał, całując ją
w czoło. Jessica zagryzła swoją wargę zdając sobie sprawę, że nigdy nic
bardziej nie uszczęśliwiło ją jak wyznanie Justina. W końcu myślał tylko o niej,
a za kilka godzin obje mieli uciec. Ta perspektywa nieco napawała brunetkę
strachem, ale serce podpowiadało, że jej miejsce jest przy Justinie i nie zniosłaby
ich rozłąki.
-Zrobię to. - odpowiedziała pewnie, kiwając
głową. Justin uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna zeskoczyła z łóżka. Szybko
założyła buty i wybiegła z sali.
***
Wchodząc do domu, Jessica zupełnie nie
spodziewała się bałaganu, jaki tam zastała. Na nic zdało się projektowanie
wnętrza poprzez Anę, skoro było ono teraz w tak opłakanym stanie.
W pierwszej chwili Jessica chciała zostać tutaj i
ogarnąć ten bałagan, ale nie potrafiła zrobić tego Justinowi. On był jej
narkotykiem, który działał jak najsilniejsza trucizna.
Zbierając pod drodze różne rzeczy, dziewczyna
dotarła do salonu. Zdziwiła się widząc pobite wazony i doniczki, ale wszystko
zrozumiała zastając kompletnie rozbrojoną psychicznie Anę na kanapie.
-Jessica, jak dobrze, ze jesteś. - powiedziała,
uśmiechając się delikatnie. Zupełnie nie wyglądała tak, jak kiedyś - zawsze
perfekcyjna, umalowana, pięknie ubrana i twarda. Tusz z rzęs kobiety rozmazał
się na jej policzkach, a ubrana była w rozciągnięty dres swojego męża.
-Co tu się stało ? - spytała Jessica, poruszona
stanem Any. Kobieta bardzo przeżywała samobójstwo swojego męża, ale brunetka
nie wiedziała, że odbywa się to w taki sposób. Również nie radziła sobie z tą
przytłaczającą wiadomością, ale musiała iść na przód.
-Nie mogę tak żyć. -Ana ponownie zaczęła zanosić
się płaczem.
Jessica pobiegła do kuchni i w szafkach odszukała
najsilniejszy lek uspokajający i wodę utlenioną z bandażem, gdyż zauważyła, że
prawa ręka kobiety krwawi.
Kiedy Ana przyjęła odpowiednią dawkę leku i
trochę się uspokoiła Jessica opatrzyła jej dłoń i podała ciepłą herbatę.
-Jak Justin ?
Dziewczyna kompletnie nie spodziewała się tego
pytania. Tak naprawdę miała nadzieję, że Ana szybko zaśnie, a ona wtedy
wyjdzie, by uniknąć wyrzutów sumienia. Gdy oni wyjadą Ana zostanie sama.
-Lekarze widzą poprawę. - oznajmiła, w czym było
nawet trochę prawdy, lecz nie zdecydowała się, by powiedzieć to Anie prosto w
oczy. Kochała Anę, ale Justin też okazał się miłością jej życia. Tego konfliktu
nie dało się rozwiązać tak, aby żadna ze stron nie ucierpiała.
-To dobrze.
Ana podała Jess kubek z nie do końca wypitą
herbatą.
-Muszę odpocząć.
Jessica wstała z dywanu i odniosła kubek do
kuchni. Następnie powędrowała na górę i z szafy wyjęła swoją torbę. Spakowała
tylko to co najpotrzebniejsze i zabrała również trochę ubrań z pokoju Justina.
Czuła smutek, zamykając za sobą drzwi pokoi,
gdzie w każdym z nich miała jakieś dobre wspomnienia. Ale dopiero gdy weszła do
gabinetu Jeremy'iego serce boleśnie się ścisnęło, a w oczach pojawiły się łzy.
Jednak wtedy w myślach pojawiły się słowa
Justina. On w nią wierzył ... i kochał.
Jessica wzięła się w garść, otarła łzy rękawem i
chwyciła wspomnianą przez Biebera kartę. Nie analizowała tego, co zrobiła, ani
jakie poniesie to za sobą konsekwencje. Żyła chwilą.
Gdy wyszła z domu pozostał tam tylko zimny
podmuch wiatru, który przedostał się przez otwarte drzwi oraz spokojnie śpiąca,
z wielką niewiedzą, kobieta, która zrobiła wiele dobrego adoptując dziewczynę.
***
Czy dziewczyna czuła jakiekolwiek wyrzuty
sumienia czekając na jednego z przyjaciół Biebera, który miał ją odebrać spod
domu? W pewnym sensie tak, lecz nie mogła nic z tym zrobić. Justin był w tamtym
momencie najważniejszy i robiła to, o co ją prosił. Była zauroczona miłością do
chłopaka. Niepoprawna, beznadziejna miłość.
- Jai? Dziękuję, że przyjechałeś. - Przywitała
się. - Nie wyobrażam sobie, aby taszczyć te torby w metrze.
- Nie ma sprawy Jess.
- Mruknął, najwyraźniej w niezbyt dobrym humorze.
- Coś się stało? Coś jeszcze gorszego niż to
wszystko co miało miejsce dotychczas?
- Obawiam się, że Shawn może tego nie przeżyć. -
Odparł. - Nie tej nocy.
- Przestań Jai. On będzie żył. - Szła w zaparte
dziewczyna, mimo że nie była pewna niczego. Szczególnie stanu zdrowia chłopaka,
który po prostu umierał.
- Dlaczego to powtarzasz?- Warknął. - Nikt nie
będzie żył. Wszyscy zginiemy podążając za tym chorym nurtem mordu.
- Nikt za niczym nie podąża. - Oparła głowę o
zagłówek. - Jesteśmy młodymi ludźmi. Biegniemy za miłością i szczęściem. Każdy
ma jakieś priorytety. - Brooks westchnął głęboko, zaciskając obie dłonie na
kierownicy.
- Wiedz, że moim zdaniem popełniasz błąd.
Powinnaś zostać w domu. Zostawić ten syf w tyle.
- Chyba żartujesz.- Prychnęła, nie wierząc
własnym uszom. Kierowała się zasadą, że jeśli kogoś kochasz to musisz być przy
nim. Ucieczka, gdy rzeczy trochę się skomplikują nie była dla niej.
- Michael i Luke planują wyjazd, Nash nie znosi
tego dobrze psychicznie, Jake i Jack są tu jeszcze ponieważ na niczym im tak
naprawdę nie zależy. Czy naprawdę myślisz, że zostawianie kochającej matki dla
nich ma sens ? - Spytał, mając oczy wklejone w przednią szybę. Nie chciało mu
się żyć. To wszystko go wykańczało.
- Tak. Wszystko ma pieprzony sens! -
Krzyknęła. - A teraz wypuść mnie z tego samochodu, chce iść do Jussa. -Zażądała
zaraz po zatrzymaniu się auta.
Jai odblokował drzwi i pozwolił dziewczynie
pierwszej opuścić samochód zanim zrobił to on.
Choć torba, przewieszona przez ramię, Jessici
była dość ciężka to nie spowalniało brunetki przed tym, by jak najszybciej
dostać się do sali Justina.
Chłopak, już ubrany, właśnie wstał z łóżka.
Odczuwał lekki ból w dolnym odcinku kręgosłupa, ale potrafił stanąć na nogach,
podpierając się o dwie kule.
-Odejdź. - odepchnął od sienie młodego stażystę,
idąc w stronę okna. Nie robił tego tak szybko, jak za czasów pełnej sprawności,
ale ważne dla niego było to, że potrafił uciec wraz z Jessicą w stronę ich
lepszego życia. Chciał zapomnieć o wszystkim, czego doświadczył i przeżyć coś wspaniałego
mając przy swoim boku dziewczynę niczym anioł. -Jeszcze pamiętam, jak się
chodzi. - warknął, dodatkowo, gdy stażysta przytrzymywał się szafki. Dotarłszy
do okna Justin obrócił się i wtedy właśnie do sali weszła Jessica. Miała
rozczochrane włosy i rumiane policzki z wysiłku. Mimo to dla Biebera wyglądała
idealnie i właśnie dlatego uśmiechnął się szeroko na jej obecność.
Jessica zaś poczuła piekące łzy, chcące wypłynąć
na zewnątrz, widząc, że po tak traumatycznych wydarzeniach Justin pozostał
silny i chodzi.
Chciała podbiec do niego, przytulić się, a może
nawet pocałować, ale do sali wszedł Jai.
-Kartę wypisu zostawiam na łóżku. - oznajmił
stażysta, wychodząc, gdyż zrobiło się nieco tłoczno. -Dzięki, że
przyjechałeś, Jai. - powiedział, pełen wdzięczności, Justin. Dzwoniąc wcześniej
Bieber rozmawiał z Jack'iem, który zasługiwał, by dowiedzieć się o wszystkim
pierwszy. Cała paczka stwierdziła, że dobrze będzie pożegnać się zanim Justin
wyjedzie szukać swojej matki, dlatego zaplanowali to.
-Nie ma sprawy, stary. - uśmiechnął się Jai,
klepiąc Biebera po plecach. - Dobrze, że z tego wyszedłeś.
-Musiałem być silny. - oznajmił Justin, patrząc
prosto w oczy Jessici, która o mało nie zemdlała pod wypływem jego
oświadczenia. Serce biło dziewczynie w nie naturalnym tempie, a Justin był
dumny z siebie, iż po tak długim czasie przyznał sam przed sobą, że tak
naprawdę kocha dziewczynę, bardziej niż kiedykolwiek.
-Idziemy ? - zapytał Jai, przerywając kontakt
wzrokowi rodzeństwa, które nigdy nim nie było. Od początku było swoim
przeznaczeniem.
-Daj mi kluczki. - zarządził Bieber. - W recepcji
czeka chemia dla Shawn'a. Pomoże mu chociaż na następne dwa miesiące.
Jai popatrzył na kolegę z szeroko otwartymi
oczami, a Jessica uśmiechnęła się. Zawsze wiedziała, że w Justinie można
znaleźć dobro i nigdy w to nie zwątpiła.
-Nie pytaj, jak tego dokonałem. Tylko tak mogę mu
pomóc.
-To wspaniałe, stary! - wykrzyknął Jai.
-Czekamy na ciebie w samochodzie. - pośpieszył
Brooksa Justin, a chłopak posłusznie oddał mu kluczyki, następnie opuszczając
salę. Bieber schował kluczyki w tylniej kieszeni i podtrzymując się kul
podszedł do dziewczyny, a zarazem miłości jego życia. Jak głupi musiał być, by
wierzyć, że to Selena jest całym jego światem ?!
-Na pewno chcesz wyjechać ze mną? Masz jeszcze
wyb...
Justin nie dokończył swojego zdania, ponieważ Jessica położyła palec na jego
ustach.
-Chcę być tam, gdzie ty. Nie ważne co będzie. -
wyznała z przejęciem, a potem wspięła się na palce i delikatnie pocałowała
Biebera w usta.
Justin nie chciał wywierać na dziewczynie presji,
ale upewniony, że nadal chce z nim uciec, cieszył się jak małe dziecko, chociaż
nie okazywał tego.
Gdy dziewczyna z rumieńcem odsunęła się od
chłopaka, Justin ścisnął w dłoniach mocniej swoje dwie pomocnice. Jessica
złapała go pod ramię i razem opuścili salę, do której Justin nie miał zamiaru
wracać po raz kolejny.
Szli przez korytarz wolnym krokiem, ramię w ramię
i choć w kilku momentach nie było dla Justina łatwo, walczył, walczył dla niej.
Nie obchodziło go, czy mijani ludzie ich obserwują. Gdy miał przy sobie Jessicę
nic się nie liczyło. Musiał jedynie odnaleźć swoją biologiczną matkę.
Wyjście na dwór było dla Justina, jak dostanie upragnionego
prezentu na Boże Narodzenie - w końcu mógł poczuć się wolny.
Bieber wiedział, że jedynym miejscem, w którym
teraz będzie mógł się schronić jest magazyn za miastem. Niepokoił go fakt, że
Ana najprawdopodobniej niebawem zacznie szukać Jessici i jak najszybciej muszą
opuścić hrabstwo. Cóż, miał w nosie policję, ale nie chciał, aby jego ukochana
się stresowała. Pocieszeniem jednakże było dobre serce Any i fakt, że kobieta
nigdy nie chciała dla nich źle. Poczucie winy zmuszało Justina do rozmowy z
kobietą.
Zaraz po dotarciu do tymczasowego domu pary,
Bieber pobiegł do najbardziej potrzebującego. Mimo, że tak naprawdę Shawn
był intruzem to grupa Biebsa bardzo się nim martwiła. Był jak ich młodszy,
marnotrawny brat, który wrócił do domu.
- Jest na górze? - Spytała cicho Jessica, stojąc
na pierwszym stopniu schodów.
- Tak, - Mruknął
opatulony w koce Luke - razem z Jackiem i Madison. - Justin tylko przytaknął po
czym ruszył za Jess. Był podekscytowany wizytą u chorego, ale również bał się
tego, co ujrzy.
- Shawn? - Zawołał delikatnie, trzymając
Jessicę blisko siebie. Odpowiedziała mu cisza, dlatego weszli w głąb pokoju.
Ich oczom ukazała się sylwetka chorego, leżąca na ogromnym łóżku oraz Jack z
Madison którzy zwinięci w kłębek gnieździli się na fotelu.
- Śpi.- Odrzekła Maddie, przecierając
zmęczone od płaczu oczy. Justin spojrzał na nią ze smutkiem w oczach. Nie ze
współczuciem i litością. Był smutny.
- Mam coś dla niego. Pomoże mu to przetrwać kilka
miesięcy, ale wyniszczy organizm, jeśli nie zacznie leczenia.
- Nie podejmie tej próby.
- Obudź go. - Poprosił Justin, siadając na fotelu
obok Jacka. Atmosfera była napięta, wręcz chora. W powietrzu czuć było zapach
śmierci, mimo że żadne z nich nie wiedziało czym owa śmierć jest. Lecz coś
nadchodziło i Jessica miała tego świadomość. Po niedługiej chwili Shawn
był w pełni obudzony. Od czasu, kiedy zachorował sen miał słaby. Prawie w ogóle
nie mógł zmrużyć oka.
- Chcę umrzeć! Chcę umrzeć! - Warczał, po
usłyszeniu od Biebera o dostarczonej dla niego chemii. - Chcę umrzeć! Nie
widzisz tego? Czym ja, kurwa, jestem teraz?! To nie jest życie. Ja zdycham.
Nawet nie umieram. Zdycham. - Wyrzucił swoje zmęczone ręce w powietrze, czując
zupełną bezsilność. - Dziękuję za trud, ale naprawdę...pozwólcie mi odejść w
spokoju. Bez tej chemii, która odbierze mi ostatnie chwile. Która mnie
zniszczy. - Justin jedynie pokręcił głową, dostatecznie rozumiejąc Shawna i
jego wątpliwości. Nie chciał na niego naciskać. Mimo tego, jak bardzo chciał
widzieć go żywego, musiał uszanować jego wolę. Po godzinnej rozmowie i
oczyszczeniu głowy wizjami Mendesa, Bieber wyszedł z magazynu, mówiąc Jessice
jedynie, że wróci później.
-Dzięki, Nash. - powiedział Justin, wsiadając do czarnego
mercedesa, którego kierowcą został wspomniany chłopak.
-Nie ma za co. - odpowiedział wesoło, odjeżdżając
spod magazynu.
-Co powinienem jej powiedzieć ? - spytał, będąc
rozdartym pomiędzy wieloma uczuciami.
-Nie wiem, stary. - Nash wzruszył ramionami,
skręcając w prawo. - Może zacznij od tego, co czujesz do Jessici.
Ponieważ Nash o wiele bardziej znał tę historię,
Justin nie czuł się zawstydzony.
-Nie sądzę, że kiedykolwiek to zrozumie. Dla niej
nadal pozostaniemy rodzeństwem.
-Bylibyście nim, gdyby łączyły was więzi krwi,
Juss. To żaden wstyd, że ją kochasz.
-Pieprzę to co myślą o nas inni. - oznajmił,
wystukujący rytm palcami, dotykając swojego kolana.
Justin wpatrywał się w mijające parki, budynki,
różne sklepy z kolorowymi wystawami i zdał sobie sprawę, że nie może powiedzieć
tego wszystkiego Anie prosto w twarz. Stchórzył, ale nie chciał tego
rozpamiętywać.
W schowku znalazł niewielki skrawek papieru i
długopis z niewielkim poziomem atramentu. Zanim dojechali na miejsce, Justin
zdążył sklecić kilka zdań. Nie rozwijał za bardzo wątku swojej, odwzajemnionej
miłości do Jessici, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że nie chce, by
kiedykolwiek ich szukała.
Być może zbyt chłodno potraktował Anę w końcówce,
ale nie miał czasu na poprawę, więc złożył list i podał go Nash'owi, który
wrzucił go do skrzynki na listy. Justin poprosił go o to, gdyż sam nie był dość
sprawy, by załatwić to szybko i uciec, nie oglądając się w tył.
-Wiesz już co dalej ? - zapytał Nash, w drodze
powrotnej. Martwił się o przyjaciela, ale również i o siebie, jak poradzi sobie
bez jego niezbędnych rad. Jego życie również nie przypominało kultowego filmu.
-Zatrzymamy się w domku babci. Potem wyjeżdżamy
szukać mojej matki.
Ta wizja napawała nieco Justina wieloma
wątpliwościami, ale chciał wreszcie ją zobaczyć - kobietę, która go urodziła i
której nie dane było mu dotychczas poznać.
-Nie myślałeś, żeby zostać, przejąć firmę ?
-Nie chcę mieć nic wspólnego z moim ojcem.
-wycedził Justin przez zaciśnięte zęby. -Równie dobrze może splajtować.
-I tak nigdy nie nadawałeś się na biznesmana. -
odpowiedział Nash, obracając to w żart, aby tylko rozluźnić atmosferę, co nawet
mi się dobrze udało, ponieważ obaj zaczęli się głośno śmiać.
Bieber uspokoił się, gdy wjechali na parking
magazynu.
-Nash ? Mam tylko jeszcze jedną prośbę. - zaczął
Bieber, kiedy przyjaciel na siedzeniu obok rozpinał pasy bezpieczeństwa.
-Hm ?
-Podwieziesz nas ...
-Nie ma sprawy. - przerwał blondynowi,
uśmiechając się.
***
Jessica czuła się pominięta, gdy Justin zostawił
ją bez słowa wyjaśnienia. Nie chciała winić za to Justina i jak najdalej
spychała od siebie te myśli. Mimo, że wyznali to co do siebie czują, nadal
mieli swoją sferę prywatności.
-My się chyba jeszcze nie poznałyśmy. - Jessica obróciła
głowę i zobaczyła obok kanapy piękną, wysoką dziewczynę. -Jestem Madison. -
oznajmiła z uśmiechem i wyciągnęła rękę do dziewczyny. -Jessica. - przedstawiła
się brunetka.
-Słyszałam dużo o Tobie. - powiedziała. - Podobno
wywróciłaś im tutaj życie do góry nogami.
-Moje życie też zostało wywrócone. - przygnała
Jessica, kiedy męska dłoń objęła ją w tali.
-Już jestem, księżniczko. - wyszeptał Justin do
ucha dziewczyny, którą przeszedł dreszcz.
Bieber czuł, że wielki kamień, który ciążył mu na
sercu przed długi czas, nagle spadł w dół i nie wracał, co bardzo go cieszyło.
Madison zauważając, że nie ma szans na poznanie
Jessci, odeszła od pary.
Jessica natomiast z nieśmiałym uśmiechem
odwróciła się w stronę chłopaka, którego dłoń nadal trzymała jej biodro.
-Załatwiłeś to, co musiałeś?
-Tak, Jessi. - Justin założył pojedynczy kosmyk
włosów za ucho dziewczyny. - Teraz jesteśmy już tylko ja i ty. - oznajmił,
całując ją w czoło.
Jessica uśmiechnęła się czując, jak jej
podbrzusze zaciska się na to dość przyjemne uczucie.
Kochała go. Kochała go mocniej niżeli zdawała sobie
z tego sprawę.
-Pożegnamy się jeszcze i wyjedziemy, dobrze ?
Jessica tylko pokiwała głową i pozwoliła złapać
się za rękę, a następnie wprowadzić w koło, gdzie pomiędzy chłopcami toczyły
się zawzięte rozmowy.
***
Młoda para po spędzonych chwilach z przyjaciółmi
zabrała z magazynu wszystko co należało do nich. Nie było tego dużo, aczkolwiek
niektóre akcesoria były niezbędne. Jessica nie ukrywała podekscytowania tym, że
niedługo będą razem. Tylko ona i Justin.
- Będę za wami tęsknić. - Mruknęła dziewczyna
patrząc na Jaia, który umiejętnie poprawiał włosy Nasha, czyli po prostu je
czochrał w jak najbardziej czuły sposób.
- Przecież będziemy się widywać, młoda. -
Prychnął Jack, który stał oparty o parapet. Miał dobry humor, mimo ze stale coś
go trapiło. Taki już był, tuszował swoje rany. Martwił się tym, że kiedy Bieber
wyjedzie to wszystko zostanie zniszczone, że ich rodzina się rozleci mimo tego,
że Justin wiele razy zapewniał go, że nigdy nie pozwoli, by zerwali ze sobą kontakt.
-I uwierz mi, będziemy to robić tak często jak się da. - zażartował, próbując
pozbyć się własnych wątpliwości.
Jessica uśmiechnęła się szeroko i przytuliła każdego
po kolei. Dla niej to również nie było najprzyjemniejsze uczucie - opuszczała
ludzi, z którymi naprawd3 się zżyła, ludzi, którzy od samego początku byli dla
niej mili i nigdy nie oceniali, ludzi, którzy stali się dla niej ... rodziną i była
to największa i najlepsza rodzina, jaką tylko mogła sobie wymarzyć, dzieląc się
tymi przemyśleniami z Taylor.
Bieber postąpił tak samo jak Jessi. Przytulał
wszystkich, klepał po plecach, zapewniał, że odezwie się od razu, jak tylko
pozna matkę, do której zmierzał. Chciał trzymać się z przyjaciółmi ze względu
na to ile razem przeżyli i nigdy nawet nie pomyślał, bu ot tak o nich
zapomnieć.
-Informuj mnie, Biebs. O wszystkim. - powiedział
cicho Jack, a jego głos był ściśnięty od nadmiaru emocji.
-Wiem, Gilinsky. Jak tylko będę potrzebował
pomocy, przyjdę do ciebie. - odpowiedział Justin, używając słów, które
wcześniej wypowiedział do niego chłopak. - I weź się w końcu poważnie za
Madison. Laska cię kocha.
-Stul pysk, Bieber. - Jack żartobliwie uderzył
blondyna w ramię. - Wiem, co robić.
-To działaj. - Justin uśmiechnął się i
podpierając na kulach, podszedł do Jessici, która kończyła pożegnanie z Luke'm.
Poczuł rozpierającą go dumę, gdy przed całą
ekipą, splótł swoją dłoń z dłonią dziewczyny i mimo trudności, które ukazywały
kule, wyszli razem, udowadniając, że się kochają.
Nash wyszedł zaraz za parą i otworzył drzwi Justinowi, by mógł swobodnie
zająć miejsce.
I on był poruszony sytuacją, ale był pewien, że
gdy zwróci się do Biebera z problemem, ten nigdy go nie zawiedzie.
***
Niski, jednopiętrowy domek należący do Bieberów
nie wyglądał już tak uroczo, jak niegdyś. Wcześniej jasne drewno zostało
naznaczone czasem, a po pięknych kwiatach w ogródku nie było już śladu.
Kłódka majtana lekko przez wiatr, nienaruszona
chroniła, by nikt nie wszedł do garażu, gdzie Justin trzymał swój zapasowy wóz,
który poszukiwany był przez policję.
Jessica jednak nie widziała nic brzydkiego w
całej posiadłości, a nawet podobała jej się bardziej niż aktualny dom Bieberów.
Lubiła miejsca spokojne, gdzie zostawia się wszystkie problemy za płotem i to
zdecydowanie takie było. Szum robiły tylko poruszające się drzewa w rytm
zimnego wiatru.
Justin jako pierwszy
wszedł do środka, odkładając komplet kluczy na niski, kawowy stolik.
Ku jego zaskoczeniu panował tam porządek, więc
stwierdził, że któraś z ciotek musiała tu być dosyć niedawno.
-Często tu przyjeżdżałeś ? - spytała Jessica, dokładnie
skanując wnętrze i uśmiechnęła się na końcu. Było idealnie, a całość robiła
ogromne wrażenie.
Justin wolnym krokiem pomknął do piwnicy,
zostawiając jedna kulę w salonie. Tam odnalazł włącznik do pieca gazowego i
uruchomił go, a następnie wrócił na górę.
-Gdy babcia z dziadkiem mieszkali tutaj, owszem,
często. - oznajmił, podchodząc do dziewczyny. -Muszę zapalić, a tam jest
łazienka. - wskazał pomieszczenie ruchem ręki, ponieważ w czasie jazdy Jessi
narzekała, że pilnie potrzebuję dostać się do pomieszczenia.
Pocałował ją czule w czoło i wyszedł na werandę.
Usiadł na jednym z trzech schodków, odłożył kulę na bok i rozprostował nogi.
Z kieszeni kurtki wyjął paczkę Malboro,
opróżniając ją o tylko jednego papierosa. Wsunął go pomiędzy wargi i odpalił.
Nie zwracał na chłód i watr, który co kilka
sekund rozbijał się o jego ciało. Nie obchodził go nic, skoro znalazł się w
miejscu, w którym zawsze chciał być, z dziewczyną, którą kochał nad życie.
Justin swój wzrok umiejscowił, gdzieś daleko, na
czubku pojedynczej wyżyny. Wpatrywał się w nią, nie myśląc o niczym ważnym,
relaksując się. Papierosowy dym krążył wokół niego, napędzany wiatrem, gdy na
schodach siadła również Jessica.
Milczała, ponieważ nie przyszła po to, by rozmawiać. Chciała po prostu
pomilczeć wraz z Justinem. Jej życie obrało w końcu prawidłowy kierunek i nie musiała
martwić się, że coś pójdzie nie tak. Zyskała to co był dla niej najcenniejsze -
Justina, który był osobą, dzięki której umiała funkcjonować.
Bieber zaciągnął się dymem kolejny raz, a następnie
odsunął od siebie papierosa, trzymając go w dwóch palcach.
-Przepraszam. - powiedział, nadal nie patrząc na
dziewczynę. Czuł, że zanim cokolwiek się stanie, musi podjąć ten temat.
Wiedział, że zbyt bardzo skrzywdził brunetkę, by ten temat pominąć.
-Za co ?
Zdziwiona dziewczyna odwróciła głowę, by lepiej
widzieć chłopaka, który z profilu był jeszcze bardziej przystojniejszy, a jego
wargi pełniejsze.
-Za wszystko co Ci zrobiłem, Jessi. Za to, jak poczułaś
się, gdy wróciłem do Seleny ...
Brunetka westchnęła i przysunęła się do chłopaka.
-Za to, że źle Cię traktowałem. - wymieniał,
dopóki Jessica nie znalazła się na tyle blisko, by położyć palec na jego
ustach, aby przestał gadać.
-Ciii. - uśmiechnęła się do niego. - Już dawno
wybaczyłam Ci wszystko. - wyznała, patrząc prosto w jego oczy. Justin złączył
ich czoła razem, czując ulgę.
Jessica przymknęła powieki, ciesząc się ciepłem
bijącym od jego ciała o raz dymem papierosowym pomieszanym z żelem pod
prysznic.
-Otwórz usta. - polecił, szepcząc. Jessica
wykonała jego polecenie, cierpliwie czekając.
Chłopak podniósł papierosa do ust i wciągnął
odrobinę dymu, aby następnie podzielić się nim z dziewczyną.
Kiedy ostatnim razem to robili, nie wiedzieli co
czuli do siebie nawzajem i zachowali dystans. Tym razem było inaczej - Justin
bez żadnych wątpliwości złączył swoje usta z ustami Jessici. Objął ją w
biodrach i podniósł delikatnie, aby usiadła okrakiem na jego wyprostowanych
nogach. Musiał, chciał mieć ją, jak najbliżej siebie - tylko wtedy potrafił
żyć. Stał się innym człowiekiem i ta nowa wersja zupełnie mu odpowiadała. Nigdy
nie wierzył, że może taki być, a to właśnie Jessica odnalazła w nim dobro.
Ich oddechy mieszały się ze sobą, czując jeszcze
delikatny posmak dymu papierosowego. Serca biły w tym samym, szybkim tempie, a
dłonie, błądzące, powolnie badające, świadczyły o wielkiej namiętności.
Justin nigdy nie cieszył się pocałunkiem tak, jak dziś. Wcześniej myślał
tylko o wyrzutach sumienia i o tym, że nie powinni tego robić. Dzisiaj Jessica
była już jego. Od dzisiaj nie byli już rodzeństwem, a osobnymi jednostki, które
odnalazły klucze do swoich serc.
Jessica oddawała każdy pocałunek, czując w
brzuchu stado motyli. Unosiła się od czasu do czasu, aby być, jak najbliżej chłopaka,
skoro poza ich bańką, w której aktualnie się znajdowali, było okropnie zimno.
Dziewczyna była świadoma, że nie zna się
kompletnie na „tych sprawach”, ale postanowiła działać instynktownie. Lekko drżącymi
dłońmi, objęła szyję Justina, a jedną z nich wplotła w jego włosy.
Bieber czuł się, jak w niebie. Krew w jego ciele
krążyła coraz szybciej i docierała do najmniejszych miejsc. Jego zniecierpliwione
dłonie przebiegły po plecach dziewczyny, aby następnie lekko podnieść koszulkę
i znaleźć się na biodrach, nieokrytych żadnym niepotrzebnym materiałem.
Jessica poczuła dreszcze przechodzące przez jej ciało i cicho pisnęła, gdy
zimna dłoń Justina dotknęła ją w okolicy pępka.
Justin zachichotał, ale wykorzystał ten moment,
aby pogłębić już i tak namiętny pocałunek. Wsunął język do ust dziewczyny i
zaczął pocałunek od nowa. Między nimi było już tak gorąco, że Justin miał
ochotę zdjąć kurtkę. Podnosząca się w trakcie pocałunku Jessica działała na
niego i z każdą chwilą czuł rosnące podniecenie.
-Jessi. – odsunął się od dziewczyny ze zmartwionym
wyrazem twarzy. Chociaż mógłby całować ją całą wieczność, wiedział, że później
nie będzie odwrotu.
Patrzył przez chwilę w jej oczy, ale nie zauważył
aż tak wielkiego strachu. Zrozumiała o co chodziło i choć miała wątpliwości ,
ufała Justinowi.
Uśmiechnęła się do niego, stykając ich czoła i
delikatnie masując skórę jego szyi.
-Naprawdę ? - spytał Justin z głębokim
westchnięciem. Założył kosmyk włosów dziewczyny za ucho i delikatnie pogładził
jej policzek.
Jessica doceniała to, że daje jej wybór, ale ona
podjęła decyzję. Justin były idealnym mężczyzną, by mogła mu się oddać.
Przegryzła więc wargę i delikatnie pokiwała
głową.
Nie była w stanie nic mówić poprzez wszystkie szalejące
hormony w jej ciele i lekkie speszenie.
Uzyskując tą deklarację, Justin kazał zapleść dziewczynie
nogi na jego plecach, a on sam wstał i podtrzymując się jednej kuli, a jedną
ręką podtrzymując Jessicę, zaprowadził ich do pięknej sypialni, której Jessica
jeszcze nie widziała.
Wielkie dwuosobowe łóżko z tuzinem poduszek, dwie
lampki nocne na dwóch różnych stolikach i miękki, włochaty dywan obok łóżka.
Gdy znaleźli się obok niego, Justin odłożył swoją
kulę i jak najdelikatniej położył Jessicę na łóżku. Wyglądała, jak królowa.
Była najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widział.
Podbrzusze Jessici ścisnęło się. Była lekko
zdenerwowana, ale też nie pewna, czy będzie wiedziała co robić. Wiedziała
dobrze, że Justin był doświadczony i martwiła się tym, czy chłopakowi będzie to
odpowiadało.
Do rzeczywistości przywrócił ją odgłos spadających
poduszek, które jednym ruchem ręki, zrzucił Justin, który powrócił wzrokiem do
jej twarzy.
-Zaopiekuję się tobą, dobrze ? - powiedział
miękkim tonem, głaszcząc ją po policzku. Pamiętał, że była dziewicą, chociaż
nie przyznała się do tego.
Słodkie i troskliwe słowa Justina sprawiły, że
Jessica poczuła się pewniej mimo szalejącego serca w jej klatce piersiowej.
Mimo całej tej aury niepewności i strachem przed
czymś nieznanym, nieodkrytym, ufała mu, a zdecydowany uśmiech malujący się na
jej twarzy był dla Justina najpiękniejszym potwierdzeniem, jaki w życiu dostał.
Głębia cudownych, czekoladowych oczu spoczywała
na twarzy dziewczyny, gdy uniosła do góry rękę. Palce wplotła w miękkie włosy
bruneta i przyciągnęła jego twarz bliżej, by złączyć ich usta.
Bieber oddał jej swoje serce.
A ona powierzyła swój los jemu.
Rozgrzane wargi na chwilę odsunęły się od opuchniętych
od namiętnych pocałunków warg dziewczyny i powędrowały w bok. Gorący oddech
Justina znaczył ścieżkę poprzez policzek Jessici aż do jej ucha.
-Jesteś śliczna, księżniczko.
Szept Justina jest jak najsłodszy miód. Jessica
rumieni się na ten komplement, a Justin pochyla się, by otrzeć się o jej skórę,
a następnie ująć wargami cząstkę ucha brunetki.
-A ty wyglądasz niczym anioł. - powiedziała
Jessica, dłońmi masując klatkę piersiową bruneta, który zaśmiał się i powrócił
wzrokiem do jej twarzy.
-Jedynym kogo przypominam, może być diabeł. -
sprostował, rozkoszując się ciepłem jej dłoni. -Nie jestem i nigdy nie będę
aniołem, ptaszyno.
-Ja uważam, że jesteś, Justin. - oznajmiła
poważnym tonem. - Tylko rzeczywistość sprawiła, że zacząłeś się przed nią
bronić w taki czy inny sposób.
Jessica pogłaskała delikatnie chłopaka po
policzku, a on uśmiechnął się.
Tylko ona sprawiła, że poczuł się dobry. Tylko
ona wierzyła w niego, gdy inni nawet nie starali się go zrozumieć. Dlaczego
więc nie spotkał jej wcześniej ?
-I to ona sprawiła, że spotkałem Ciebie, aniołku.
- zażartował, a Jessica zaczęła się śmiać. Nieliczne zmarszczki pojawiły się na
jej czole, gdy je marszczyła pod wpływem śmiechu, a jej dłonie nieświadomie
zjechały na biodra chłopaka. - Może teraz ją zdejmiesz ?
Gdy do Jessici dotarły słowa Justina, od razu uspokoiła
się i skupiła na jego zadowolonym wyrazie twarzy. Zagryzając wargę, delikatnie
ścisnęła boki materiału i podciągnęła go do góry, odsłaniając do połowy opalony
i umięśniony brzuch chłopaka.
Mokrym językiem zwilżyła spierzchnięte wargi, gdy
ogromne dłonie wylądowały na jej - o wiele mniejszych. Justin delikatnie objął
jej chude nadgarstki i pomógł pozbyć się swojej koszulki, która pod wpływem
jednego ruchu, wylądowała na podłodze.
Jessica rozchyliła delikatnie usta, zdumiona tym,
jak dobrze wygląda teraz Justin. Owszem, wiele razy mogła poczuć jego
napinające się mięśnie, ale nie sądziła, że może wyglądać aż tak perfekcyjnie.
Justin złączył ich wargi, które po chwili poruszały
się w zsynchronizowanym tempie. Zaskoczona dziewczyna, objęła dłonią policzek
Justina.
Żadna dziewczyna nigdy nie całowała go, jak panna
Nelson; z tak wielką czułością, oddaniem, miłością. W tym oto przypadku
doświadczył czegoś, co poruszyło jego serce, które do niedawna uważał za
niepotrzebną do niczego skamielinę, ulokowaną w jego ciele - chciał kochać i
być kochanym. Chciał uwielbiać i być uwielbianym. Chciał być, zmienić się dla
niej.
Bieber spokojnym ruchem umiejscowił swoją dłoń na
udzie dziewczyny. Wyczuł, jak delikatny dreszcz przechodzi przez jej ciało.
Smukłymi palcami przejechał po całej jej długości, a gdy odnalazł odpowiedni
punkt zaczepienia, podniósł jej nogę i zaplótł ją wokół swojego pasa. Z drugą
zrobił to samo. Potem dźwignął swoje ciało i przerwał pocałunek.
-Teraz kolej na ciebie, skarbie. - oznajmił
Jessica chwilowo wstrzymała powietrze, aby moment
później wypuścić je z cichym świstem. Niepewnie podniosła dłonie do góry i
pozwoliła, by to Justin zajął się górną częścią jej garderoby.
Przez chwilę dziewczyna nic nie widziała poza
białym materiałem podciągającym się coraz wyżej. Jej odkrytą skórę
otuliło ciepłe powietrze oraz ciepło, które emanowało od Justina.
Kiedy koszulka dołączyła do górnej części
garderoby Justina, Jessica otworzyła oczy i skupiła się na twarzy chłopaka.
Bieberowi nagle zabrakło powietrza i mowy.
Delikatnie przejechał palcami po odkrytym boku dziewczyny i z uśmiechem patrzył,
jak na skórze pojawia się gęsia skórka. Była piękna i idealna. Jedyna w swoim
rodzaju.
Oddech ich obojga zaczął przyspieszać, gdy tym
razem pocałunki okazały się szybkie i pełnie żaru, który rozpalał najgłębsze instynkty
w ciele Jessici. Nawet nie zauważyła, gdy delikatnie zaczęła ciągnąć Justina za
włosy, a jej nogi ścisnęły mocno jego biodra. Wiedziała, że od tej chwili nie
ma odwrotu i chciała, jak najdalej utrzymać od siebie napawające niepewnością
myśli.
Kiedy Jessica pociągnęła Justina kolejny raz za
włosy, ten nie wytrzymał i jęknął seksownie prosto w jej usta, a następnie
przerwał pocałunek, ciągnąc za jej dolną wargę. Usta miała już napuchnięte od pocałunków,
gdy patrzył na nią z góry, szukając pięknych tęczówek.
Jessica skupiła się na jego wzroku, bowiem tylko
przez chwilę. Rumieniec, który oblał jej policzki, gdy palce Biebera zahaczyły
o guzik jej czarnych rurek, ogrzewał ją całą; od najmniejszego palca u stopy do
czubka głowy.
Justin oddychał głęboko, złączając ich czoła. W
oczach leżącej pod nim dziewczyny szukał dezaprobaty aczkolwiek nie uzyskał
jej.
Jessica była pewna, że chce to zrobić i choć bała
się, nie mogła zrezygnować. Samo przebywanie z Justinem tutaj było
najpiękniejszą przygodą miłosną, jaką los dał jej przeżyć. Była jego.
Dłonią chwyciła tył jego karku, a serce nie mało
co podskoczyło jej do gardła, gdy poczuła, jak palce Justina sprawnie starają
się rozpiąć mały, złoty guzik. Przymknęła powieki i westchnęła, gdy zamek
powędrował w dół.
-Csii... - Justin wyszeptał uspokajająco,
niemalże dotykając swoimi wargami jej. - Wszystko będzie dobrze, Jessi.
Jedną z najlepszych właściwości jego głosu było
to, że tak szybo potrafił ukoić każdy nerw niespokojnego ciała.
Mimo, że oddech Jessci nadal drżał, pochyliła się
w stronę Justina po jeszcze jednego szybkiego całusa, po którym zostało tylko
ciche echo cmoknięcia. Gdy powróciła na swoje miejsce, jej włosy rozsypały się
po poduszce, i cholera jasna, dla Justina wyglądała jak bogini. Ten widok
sprawił, że krew zakrążyła szybciej w jego krwiobiegu i dostała się również do
jego bokserek, powodując lekkie uwypuklenie.
Jessica jednak nie zwróciła na to uwagi, ponieważ
zaśmiała się uroczo z dezorientacji Justina, który nie spodziewał się tak
szybkiego całusa.
-Droczysz się. - stwierdził z szerokim uśmiechem,
a wzrok roześmianej dziewczyny został utkwiony w suficie.
Jej ciało zamarło w miejscu, gdzie Justin dotknął
oblamówki jej ciasnych rurek i począł je powoli ściągać. Jessica rozplotła nogi
i pozwoliła chłopakowi pozbyć się materiału.
Gdy wracał na swoje miejsce, składał delikatnie
pocałunki na jej odkrytym brzuchu.
-Taka delikatna. - komplementował, tuż przy jej
skórze, a następnie dmuchnął w pępek dziewczyny, na co ta dostała gęsiej
skórki.
-Justin.
Ponowny cichy chichot dotarł do jego uszu, który
zniknął wraz z tym, jak pojawił się między nogami Jessici, a ich podbrzusza
stykały się.
Justin ponownie złączył ich usta w czułym
pocałunku, mając na uwadze to, że dziewczyna musi się rozluźnić. Nie chciał jej
zadawać bólu. Pragnął, by pierwszy raz był dla niej miłym wspomnieniem.
-Musimy Cię przygotować, ptaszyno.
Jess napotkała jego intensywny wzrok, gdy palce
delikatnie zahaczyły o oblamówkę jasnych, u góry koronkowych majtek. Nawet
najmniejszy ruch powodował, że Jessica czuła się nad wyraz dobrze, a obecność
chłopaka była dla niej czymś wspaniałym.
-Spójrz na mnie, kochanie. - poprosił Bieber,
głaszcząc uspakajająco policzek dziewczyny, a jednocześnie zatapiając palec w
bieliźnie dziewczyny. Czując delikatną wilgoć na materiale tej części
garderoby, zagryzł wargę, aby powstrzymać uśmiech, który mógłby tylko spłoszyć
Jessicę. Może jeszcze tego nie rozumiała, ale każda kolejna pieszczota
powodowała, że była bardziej przygotowana na to, co okaże się finałem.
Jessica wypuściła z siebie powietrze połączone z
cichym jęknięciem, gdy poczuła jego palec wsuwający się ... tam. Jej usta
pozostały lekko rozchylone, a nogi niekontrolowanie zaplotła wokół bioder
chłopaka. Przyjemne prądy przechodziły przez podbrzusze dziewczyny.
-Spróbuję dwa.
Nie odpowiedziała, chłonąc każdy dotyk Justina.
Jednak jej mięśnie napięły się, gdy Justin
próbował zrealizować swój wcześniej ujawiony plac.
-Musisz się odprężyć, Jess. - polecił, marszcząc
czoło.
Ponowił próbę i tym razem dostał się do wnętrza
dziewczyny, a z jej ust uleciał kolejny jęk, który był niczym najpiękniejsza
melodia dla uszu Justina.
Był powolny, jego ruchy delikatnie i wyważone.
Nie chciał przesadzić. Dokładnie obserwował każdą reakcję, każdy kolejny
dreszcz przechodzący przez jej ciało i nie mógł nacieszyć się ty, że jest
właśnie w jego ramionach.
Kochał ją nad życie. I był gotów to życie za nią
oddać.
Była jak tak kolejna tabletka nasenna bez której
nie zaśnie.
Zwalczała każdy koszmar i sprawiała, że z każdym
dniem chciał jej więcej i więcej.
Ciało Jessici zaczęło niekontrolowanie drżeć, dlatego
nieco spanikowana złapała bruneta za nadgarstek.
-Chcę Cię pocałować, Justin. - oznajmiła,
zwilżając suche wargi wilgotnym językiem.
Bieber wykonał jej prośbę, całując ją z
największym uczuciem, jakie w tamtej chwili mógł jej przekazać. Kochali się tak
mocno, jak tylko w stanie jest się kochać drugiego człowieka. Panująca między
nimi miłość można było wyczuć w każdym dotyku, pocałunku czy głębokim
spojrzeniu w oczy.
Gdy w przypływach pożądania na opalonej skórze
Justina pojawiały się czerwone znaki.
Gdy ze skupieniem Justin powoli ściągał z Jessici
ostatnie części jej ubrań.
Gdy dłonie błądziły po nagich, rozgrzanych
ciałach.
Gdy słychać było urwane oddechy w czasie, gdy oba
pierwiastki, z których tej łączyły się w jedno, pozostały kompletnie nagie;
odsłaniając swoje dusze i najgłębsze wzajemnie uczucia.
- Uwierz mi, wziąłbym na siebie to uczucie. -
powiedział, spoglądając wprost w oczy dziewczyny. Nie chciał jej oszukiwać,
pierwszy raz bolał, ale najważniejsze było jej dobro.
Jessica zaczerpnęła większy oddech, delikatnie
masując ramiona Justina, gdy ten schylił się do szafki, gdzie zostawił swoje
rzeczy. Z portfela wyciągnął małą paczuszkę i rozdarł ją zębami. Sprawnie
założył przezroczysty lateks na swoje przyrodzenie, a Jess spaliła buraka, gdy
spojrzała w dół. Otworzyła ze zdziwienia usta i przełknęła głośno ślinę. Był
duży, zbyt duży.
-Gotowa ?
Do rzeczywistości przywrócił ją głos Justina,
który delikatnie podniósł jej podbródek do góry. Brunetka pokiwała głową,
przegryzając wargę.
Chłopak powolnie umiejscowił się pomiędzy jej
nogami.
-Podasz mi rękę ? - spytała, drżącym głosem. Bała
się.
Justin uśmiechnął się do niej troskliwie i złożył
czuły pocałunek na ustach. Pochylił się w jej stronę, podpierając na łokciach.
Dłonie dziewczyny złapały jego barki, a gdy był
blisko jej twarzy, dziewczyna musnęła skórę chłopaka tuż za uchem.
Jessica nigdy nie zwątpiła szczerość jego każdego
słowa. Raz za razem udowadniał jej, jak bardziej jest w stanie się posunąć, by
zapewnić jej pełnię bezpieczeństwa.
Mięśnie Jessici mocno napięły się, gdy Justin
naparł na wejście dziewczyny. Skrzywiła się, a chłopak splótł ich palce po
jednej stronie głowy brunetki.
Jęknęła z bólu, gdy dotarł dalej. Dla dziewczyny był to najbardziej bolesny
rodzaj dyskomfortu, jaki tylko udało jej się w życiu doznać.
Zaczęła płakać, gdy Justin ostrożnie wypchnął
swoje biodra do przodu, przez co poczuł okropne wyrzuty sumienia. Raz na zawsze
pozbawił ją dziewictwa.
-Shh, skarnie. - szeptał, tuz przy jej ustach.
-Będzie dobrze, to potrwa tylko chwilę. -mamrotał gorączkowo, zastygając w
miejscu.
-Wyjmij ... wyjmij go, proszę.
Jessica kurczowo ściskała w pięści prześcieradło
i wbijała paznokcie w skórę dłoni Justina.
Strumienie łez spływały po jej policzkach, a
Justin scałowywał każdą.
-Jeszcze chwila, maleńka. - szeptał z nadzieją,
starając się złagodzić jej cierpienie. Co najważniejsze udawało mu się to.
Jessica oddychała szybko i głęboko, powstrzymując
łzy. Justin delikatnie muskał skórę jej szyi, gdy próbowała się uspokoić.
Mijały minuty, a chłopak cierpliwie czekał.
Dziewczyna rozluźniła się odrobinę i wplątała dłoń we włosy bruneta.
-Zrób to jeszcze raz. - poprosiła, szepcząc.
-Nie. - rzucił krótko. -Zrobię Ci krzywdę.
Jessica objęła jego policzek i zmusiła, by na nią
spojrzał.
-Kocham Cię, Justin. - powiedziała, roniąc
jeszcze jedną łzę. Justin starł ją i palcem prawej ręki, przejechał po dolnej
wardze dziewczyny.
Uczucie nadal było intensywne, ale nie tak jak
kilka minut temu. Jessica czuła, że tym razem da radę.
-Ja też Cię kocham, ptaszyno.
„ Miłość to pomieszanie podziwu, szacunku
i namiętności. Jeśli żywe jest choć jedno z tych uczuć, to nie ma o co robić
szumu. Jeśli dwa, to nie jest to mistrzostwo świata, ale blisko. Jeśli
wszystkie trzy, to śmierć jest już niepotrzebna - trafiłaś do nieba za
życia.”
---------------------------------------------------------------------------
Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.
Genialmy rozdział <3
OdpowiedzUsuńGenialny *
UsuńCudowny❤❤
OdpowiedzUsuńKocham❤❤❤❤
Kocham, kocham, kocham. Byl to moj pierwszy ff i do tego idealnie trafiony. Kazdy szczegol idealnie opisany, wszystko jest idealne :) Za kazdym razem jak widze ze dodalyscie rozdzial, ciesze sie jak jakas opetana ���� Czekam na nastepny rozdzial bo naprawde warto ��
OdpowiedzUsuńOmg... Tak bardzo kochany i uroczy rozdział 💕
OdpowiedzUsuńBoziu to jest genialne.
OdpowiedzUsuńCudowny! <3
OdpowiedzUsuńJezu, ale extra ! Kocham tego bloga, ale dam ci radę jeśli chcesz więcej czytelniów musisz częściej dodawać rodziały ... rozmumiem, że nie mędziesz miała warunków lub czasu, ale to tylko sugustia.
OdpowiedzUsuńDam Ci radę; zapoznaj się z z tym kto prowadzi bloga ponieważ autorki są dwie i wcześniej napisały, że rozdziały nie będą co tydzień. Cokolwiek, ale anon przynajmniej notatki na dole bo tam wyraźnie jes napisane dziękujemy :)))))
UsuńDam ci radę ... Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy :)
UsuńXDD aha xD
UsuńO co wam chodzi ? Moim zdaniem każdy ma prawo wyrazić własną opinię, a jeśli chodzi o rodział to ... boski :*, czekam na następny, a może ktoś zna równie dobry ff jak ten ?
Usuńkocham ich
OdpowiedzUsuńOmg boski!!!
OdpowiedzUsuńAaaaaaaa. Nie ma słów by to opisać. Popłakałam sie. Boskie opowiadanie i rozdział. Nie moge doczekać sie następnego!!!❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń