sobota, 26 marca 2016

II. Rozdział 1





Jeśli nie wiesz o co chodzi prawdopodobni powinieneś wrócić się do postu tutaj <klik>
  
***
„-Jestem.
Drzwi mieszkania zamknęły się z hukiem, a ja zmarszczyłam czoło na ten dźwięk. Zdjęłam zupę z gazu i umyłam dłonie, osuszając je kolorową ścierką. Minęło kilka sekund, a w kuchni pojawia się Justin - już nie chłopak a mężczyzna, któremu oddałam swoje życie.
Ubrany w rurki z dziurami na kolanach i koszulkę w kratę wygląda bardzo dobrze, a jego grzywka unosi się i opada, gdy podchodzi do mnie i obejmuje w biodrach.
-Dzień Dobry, kochanie. - powiedział, całując mnie w usta. Objęłam jego szyję dłońmi i stanęłam na palcach, by być bliżej niego.
-Wcześnie wyszedłeś. - zauważyłam, delikatnie głaszcząc go po aksamitnym policzku.
-Jack chciał się spotkać. - oznajmił. Jedną ręką zanurkował w kieszeni swoich spodni i wyjął białą kopertę.
-Co to ? - spytałam, z wyraźnymi iskierkami w oczach. Mieszkaliśmy nieco dalej, ale to nie zniszczyło przyjaźni chłopaków i Justina, co bardzo mnie cieszyło.
-Gilinsky i Madison biorą ślub. - oznajmił z uśmiechem, a ja podskoczyłam kilka razy. Tej parze kibicowałam najbardziej w życiu.
-To cudownie ! - pisnęłam radośnie.
-Wiem, ptaszyno.
Pocałował mnie w czoło.
-Mama już jest ?
-Powinna być o czternastej. - uśmiechnęłam się.
-Zobaczę co u dzieciaków.
Jego ręce znikają z moich bioder, a sylwetka oddala się w stronę salonu.”

  ***

„ Noc była cicha. Gwiazd praktycznie nie było widać przez chmurne powłoki, które skupiały się nawet po zmierzchu.  Każdy miał swoje miejsce, w którym zapadał w kojący sen...lecz nie do wszystkich owo ukojenie przychodziło.
   Siedział przy oknie, ślamazarnie odpalając papierosa, którego trzymał między wargami. Był to jeden z kilkunastu dni, które spędził w osamotnieniu. Śmierć zabierała ludzi, których potrzebował. Nic nie było w stanie pocieszyć go po stracie.
   Siedział, wypatrując chociaż najmniejszej gwiazdy. Szukał znaku, który jakimś cudem mógłby okazać się odpowiedzią na jego pytania.
   Kolejny stracony dzień z życia poza kontrolą, pomyślał, zaciągając się dużą dawką nikotyny. Nie działa już na niego. Potrzebował czegoś więcej, ale po ostatnim razie przyrzekł kobiecie swojego życia, że nie sięgnie po ciężkie używki.
      Siedział sam, nie mając pojęcia co robić. Gdzie była, kiedy jej potrzebował? A gdzie był on sam? Zagubiony w sieciach trudnych wyborów i trudnej egzystencji.
     Martwą ciszę przerwał sygnał dzwoniącej komórki.
     - Kochanie, wróć do nas. - Powiedział głos po drugiej stronie.”

 ***
            „Stała wyglądając przez duże okno, gdy słońce powolutku chowało się za horyzont, zastawiając po sobie pomarańczowo- czerwony kolor.
Piękna, jak zawsze - zaokrąglone biodra, długie włosy i cała pachnąca cynamonem.
Podszedłem do dziewczyny, obejmując się w pasie. Odwróciła głowę w moją stronę, uśmiechając się.
-Podoba Ci się ? - spytałem, ustami dotykając jej policzka.
-Twoja mama trafiła idealnie. Nie wiem, jak powinniśmy jej dziękować za to mieszkanie.
-Nie musimy, Jessi. - opuszkami palców przejechałem po skórze jej szyi, a dziewczyna niemalże od razu zareagowała. Uśmiechnąłem się. -Zrobiła to bezinteresownie. - dodałem z głębokim westchnięciem. Bycie z mamą było bardzo dobrym czasem dla mnie jak i dla Jessi. Ten czas nie miał porównania z latami, które spędziłem w Stratford.
Dziewczyna obróciła się w moich ramionach i spojrzała prosto w oczy.
-Jest wspaniałą kobietą. - powiedziała. - Po niej odziedziczyłeś dobro, które w sobie nosisz.
Otwartą dłoń położyła na mojej klatce piersiowej, odnajdując miejsce, gdzie można było wyczuć bicie serca.
-Chyba już on tym rozmawialiśmy, ptaszyno.
-Tak, wiem, ale musisz w końcu w to uwierzyć.
Jej uśmiech, jej radość były tym od czego się uzależniłem.
-Kocham Cię, Jess.
-Ja ciebie też, Justin. ”

***
„Ciepłe wargi składające czułe pocałunki na mojej szyi. Spragnione dłonie błądzące po nagich ciałach i wieczór, a na niebie pełno gwiazd.
Ponownie wplątałam dłonie we włosy Justina, wzdychając, gdyż przegryzł moją skórę. On jest bez koszulki, a ja w samej bieliźnie. Chcę czuć się super pewnie, ale nieśmiałość dalej we mnie tkwi, dlatego moje policzki ciągle zdobi rumieniec.
-Jesteś piękna, kochanie.
Jego cichy pomruk, a chwilę potem słyszmy dzwonek do drzwi.
Brunet odsuwa się ode mnie i poprawia swoją grzywkę jednym ruchem. Zmienił się cały - dorósł, zmężniał, a jego aktualna fryzura była naprawdę pociągająca.
-Umówiłeś się z kimś ? - pytam.
-Na dziś miałem całkiem inne plany.
Posłał mi gorące spojrzenie siadając na piętach. Szybko zetknęłam ze sobą, jeszcze przed chwilą rozłożone nogi i wstałam.
-Sprawdzę. - oznajmiłam, cmokając go w usta. Z podłogi złapałam koszulkę chłopaka i nim doszłam do drzwi, miałam ją na sobie. Pół naga otworzyłam nasze mieszkanie i zesztywniałam widząc przed sobą mamę.
-Ana ?
-Córeczko. - chlipnęła. - Tak długo Was szukałam.
-To nie jest dobry pomysł, Justin zaraz tu przyjdzie.
-Pozwólcie mi ...
-Co Ty tu robisz, do cholery ?!
Również półnagi brunet wkroczył do akcji. Ana otworzyła usta ze zdziwienia i zaczęła mocniej płakać, gdy jedna ręka Justina wylądowała na moim biodrze.
-Wy ...
-Tak, kochamy się. - oznajmił szorstko, a ja posłałam jej przepraszające spojrzenie. -A teraz gdy znasz prawdę wynoś się i więcej nie wracaj. - dodał, zamykając drzwi. ”

7 komentarzy:

  1. Cudo ❤️❤️❤️ Nie moge przyzwyczajać sie jak piszecie wspnienia ale wiem ze to tylko kilka rozdziałów. Nie moge doczekac sie nn rozdziały !!😍😍

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział - czy podacie swojego twittera? mój to @mnk_mgd :) życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń