czwartek, 31 marca 2016

II Rozdział 2






„Odeszłam od telewizora ustawiając w nim jeden z muzycznych kanałów i powędrowałam do kuchni, gdzie przywitał mnie zapach pieczonego się indyka. Ustawiłam mniejszą temperaturę i przez szybkę chwilę go obserwowałam. Nie spaliłam go, z czego byłam dumna, a w myślach już wyobrażałam sobie minę Justina, gdy zadzwonił dzwonek. Podchodząc do drzwi nie spodziewałam się, że to po raz kolejny będzie Ana, której to już druga wizyta w tym miesiącu.
-Justin jest w domu ? - zapytała w palcach nerwowo gnąc chusteczkę higieniczną.
-Nie, ale właśnie na niego czekam. - odpowiedziałam spokojnie, ale z przestrogą.
-Dlaczego nie wrócicie do domu ? - zapłakała - Jestem sama, jak palec.
-To wybór, Justina. -oznajmiłam. - Chciałam z nim jechać.
-Poznał matkę ?
-Tak, jest szczęśliwy. - westchnęłam i posmutniałam, gdy zauważyłam, że moje zdanie mocno dotknęło Anę.
-A ty ? Jesteś z nim szczęśliwa ?
-Jak nigdy wcześniej. - odparłam szczerze, a kąciki ust nieznacznie powędrowały do góry. Justin mnie uskrzydlał, sprawiał, że cieszyłam się i celebrowałam każdy dzień. Był moim szczęściem.
-Jak to się stało ? - powiedziała nieco bardziej do siebie, skanując moje ciało od góry do dołu. Poczułam się nieco skrępowana, ponieważ miałam na sobie koszulkę Justina i krótkie szorty.
-Czasami miłość przychodzi z nie nadzka, nie rozumiemy jej, a potem, gdy wiemy, że to ona już nie ma odwrotu- zatapiamy się w namiętności.
Zamknęłam drzwi, słysząc już tylko krótki wybuch płaczu. Dla niej nadal byliśmy rodzeństwem. Ale siebie nigdy nie zaliczaliśmy do tej kategorii, zakochując się w sobie bezgranicznie. ”



„-Co ty wyrabiasz, Biebs ?
Donośny głos Jack'a przedarł się przez cały pokój, a przyjaciel kilka sekund w odświętnym garniturze pojawił się obok, wyrywając z moich dłoni skręta. Pomieszczenie zmącone były w dymie mariuhuanowym, a ja czułem się wręcz świetnie.
-Nie mogę się chociaż przez chwilę odstresować ? - fuknąłem.
-Ta, a Jessica siedzi sama przy stole. Masz szczęście, że kazałem Madison ją zagadać. - odgryzł się depcząc lakierowanym butem, papierosa.
-W końcu to od dzisiaj twoja żona.
-Przestań, Justin. -Jack zmarszczył brwi, potrząsając moim ramieniem, abym wstał. Gdy to zrobiłem otworzył okno, a świeże powietrze momentalnie mnie otrzeźwiło.
-Ja też ją kocham. - oznajmiłem. - Nad życie.
-Po co to robisz znowu ? Nie pasuje Ci taki byt ? W końcu bez policji na karku i wiecznej adrenaliny. -Ona jest moją adrenaliną, księżniczką, ale potrzebuję tego od czasu do czasu.
-Ja rzuciłem. - Gilinsky wyszczerzył się.
-Bo Madison jest w ciąży. Inaczej nigdy byś tego nie zrobił.
-Kobiety to nasze dobro, a jednocześnie przekleństwo. - stwierdził, patrząc w sufit.
-Masz racje, stary. - tym razem to ja poklepałem go po ramieniu. - Teraz chodźmy się bawić, bo w końcu to twoje wesele.”



„-Justin, ja chcę to zio. - oznajmiła Jazzy robiąc słodką, obrażoną minkę.
-Jazz. - westchnął brunet uśmiechając się lekko w moją stronę i mocniej ścisnął moje udo, stając na światłach. - Obiecałem mamie, że wrócimy na obiad.
-Zawsze możemy się spóźnić i powiedzieć, że w sklepie były długie kolejki. - odparł luzacko Jaxon wychylając się w nasze strony pomiędzy siedzeniami. Takie same blond włosy opadły mu na twarz, a on poprawił sobie je jednym ruchem ręki. Rodzeństwo Justina było do niego bardzo podobne.
-Mały, kto Cię nauczył takiego kręcenia ? - zaśmiał się Justin.
-Mieszkamy z Tobą wystarczająco długo. - wyszczerzył się i opadł na siedzenie, przybijając piątkę z Jazzy.
-A Ty, księżniczko ? - spytał, patrząc mi w oczy.
-Chętnie zobaczę te zwierzęta. - powiedziałam, a Jazzy z piskiem podniosła się i próbowała mnie przytulić. Uśmiechnęłam się na jej wybuch radości. Jazzy i Jaxona traktowałam, jak swoje własne rodzeństwo. -Chyba zostałeś przegłosowany.
-Zemszczę się. - odparł żartobliwie, lecz tylko ja dostrzegłam ten niebezpieczny błysk w jego roześmianych oczach. Zarumieniłam się, a gdy Jazzy powróciła na siedzenie, ja odwróciłam się w stronę szyby, skupiając się na mijanych obiektach. ”



„-Dokąd mnie prowadzisz ? - zapytała, gdy przemierzaliśmy drogę dzielącą nas od zaparkowanego samochodu do magazynu. Dobrze było znów być na „starych śmieciach”
-To niespodzianka, kochanie. - odparłem z uśmiechem, całując ją w miejsce obok ucha. Wiem, że to lubiła i zawsze reagowała.
-Już ją dostałam w domu. - stwierdziła, ale mocniej przylgnąłem dłońmi do jej twarzy, by zakryć oczy. Na dzisiaj miałem przygotowany jeszcze dwa prezenty urodzinowe.
-To jeszcze nie koniec. - zachichotałem, otwierając ciężkie drzwi. Wprowadziłem ją do środka i pozwoliłem patrzeć.
-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO !!!
Za ściany wyskoczyli wszyscy, których zaprosiłem. Moje serce zabiło mocniej, przyglądając się radości, która tryskała z dziewczyny. Zasługiwała na to, a nawet i o wiele więcej. ”

 ---------------------------------------

Jeśli szanujesz te nasze kilka godzin/dni/tygodni spędzonych nad pisaniem tego rozdziału to zostaw chociaż najmniejszy komentarz.
Dziękujemy.


6 komentarzy: